Słuchawkowy Olimp – Sennheiser Orpheus, Stax SR-Omega i AKG K1000

Tor odsłuchowy i związana z nim wolta

Orpheus_5

Technikalia w ojczystym języku

   Pisanie recenzji ze zmianami toru w trakcie pisania to istna nemezis dla piszącego. Siedzisz godzinami, nadstawiasz uszu, dobierasz słowa, wyrabiasz sobie opinię, a potem, potem przywozisz inne źródło, nowe kable i wszystko w jednej chwili się rozpada, i można siadać do pisania od nowa, bo całe „tamto” przestaje być aktualne. Tak było i tym razem, a jeszcze do tego pokrętnie.

Przywiózłszy Orfeusza i dołączoną do niego Omegę posłuchałem ich najpierw na swoim Cairnie i od razu zauważyłem, że w porównaniu ze źródłami słuchanymi wcześniej –  dzielonym Accuphase DP-800 i szczytowym gramofonem SME – dźwięk jest wyraźnie ostrzejszy i mniej przestrzenny, co nie mogło być żadnym zaskoczeniem. Przecież nie po to się płaci circa osiemdziesiąt tysięcy za źródło, żeby cięło po uszach. Nie znaczy to, że Cairn ciął; tylko że był mniej gładki, przestrzenny i elegancki. Do sporządzonego powyżej porównania użyłem jednak nie Cairna tylko Sony 222ES, ponieważ dawał możliwość jednoczesnego podpięcia Orfeusza i Twin-Heada, dzięki czemu można się było uciec do niezastąpionego z punktu widzenia porównań przechodzenia z jednych słuchawek na drugie w locie. (Wysokim locie, rzecz jasna.) Wizja ta była zbyt kusząca, by umiarkowane w sumie dźwiękowe przewagi Cairna nad Sony mogły przeważyć. Jednakże wszystko ma swoją cenę. Następnego dnia pojechałem do Nautilusa i pozyskałem najnowszego Ayona CS-5s. (To małe „s” podobno jest ważne, ponieważ oznacza lepszy przetwornik.) Wydębiłem też dla tego Ayona najlepszą a piekielnie drogą sieciówkę Acrolink 7N-PC9300 MEXCEL oraz ciekawe interkonekty nowej na naszym rynku japońskiej firmy Kryna. Sieciówka nie, ale interkonekt jest w tym wypadku istotny. No więc ten Ayon zagrał bardzo dosadnym dźwiękiem. Głębszym od Cairna, bardziej przestrzennym i nieco bardziej dynamicznym, ale równocześnie bardziej dosadnym. To dziwne, pomyślałem, bo przecież zamieszkuje go czereda aż sześciu lamp, a cały tor ma w klasie A. W dodatku kosztuje ponad trzydzieści tysięcy. Byłbym się z jakąkolwiek opinią krytyczną wstrzymał, ale Orfeusz to przecież referencja, cóż zatem lepszego można do tego Ayona podpiąć? A tu proszę, ten sam niesłychanie gładki Orfeusz kiedy go napędzać gramofonem SME, teraz zabrzmiał tak, że słuchający wraz ze mną syn także uznał dźwięk za zbyt ostry.

Orpheus_6

Pochwała technologi

Zabrałem się w zaistniałej sytuacji do googlowania i w mig znalazłem recenzję owego Ayona, zawieszoną na forum audiostereo. A w niej stoi ni mniej, ni więcej coś takiego: „Czego więc można się spodziewać po tym odtwarzaczu? Po pierwsze triodowej magii – to gęsty, kremowy, gładki dźwięk podawany na ogromnej (ale nie sztucznie rozdmuchanej), świetnie poukładanej scenie.”

Mało z krzesła nie spadłem. Lecz to wcale nie znaczy, że autor tych słów zwariował. Być może w jego systemie tak właśnie było. No dobrze, ale jeżeli nie zwariował, to czy ja zwariowałem? Dlaczego u niego było tak, a u mnie jest siak? Jedna sprawa była oczywista; panowie z Nautilusa zapomnieli spakować pilota, a w odtwarzacz był ustawiony tryb upsamplingu, zaś z poprzednich doświadczeń wiedziałem, że ten upsampling u Ayona nie jest dobrą rzeczą, bo przejaskrawia. Tym niemniej aż tak ostro być nie powinno. Najpierw wymieniłem sieciówkę, bo kto wie czy ta drożyzna od Acrolinka nie pogłębia ostrości. Wrażenie z porównania z Powercordem za siedemset złotych było takie, że Acrolink nabłyszcza przekaz i czyni kontury bardziej podkreślonymi. Jednak to za mało by uznać go za winowajcę. Zostałem więc przy Acrolinku, żeby bardziej nobilitowanie było, a wziąłem się za interkonekt. I tu się okazało, że Kryna jest bardzo przejrzysta i wyrazista, co w połączeniu z ustawionym na upsampling Ayonem nie wypada za szczególnie. Podpiąłem Tarę i zrobiło się lepiej, tak bardziej wichrzycielsko i impresjonistycznie oraz trochę ciemniej. Kryna jest bardzo dobra, z Cairnem zagrała znakomicie, ale do Ayona w trybie 24/192 nie pasowała o ile na drugim końcu miał być Orfeusz. To byłby dobry pomysł żeby coś pobudzić do życia, a on tego zupełnie nie potrzebuje.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy