Słowo o konstrukcyjnej stronie
Poza Omegą uczestnicy byli już opisywani, a i ona zyska wkrótce własną recenzję, zatem skrótowo.
Sennheiser Orpheus to najdroższe słuchawki w dziejach. Powstało nieco ponad trzysta sztuk (podobno pewną ilość doprodukowano w okolicach 2005 roku z części zamiennych) i kto chce teraz zostać posiadaczem, musi się liczyć z wydatkiem rzędu stu tysięcy złotych. Koniec i kropka, bo cóż tu jeszcze jest do dodania? Same słuchawki wyglądają perfekcyjnie, a dedykowany im wzmacniacz prezentuje się wspaniale. Razem stanowią legendę i przedmiot marzeń. To niewątpliwie szczyt słuchawkowego luksusu, nie pobity od niemal dwóch dziesięcioleci.
Stax SR-Omega to w jakiejś mierze odpowiedź Staksa na atak Sennheisera. W teście za pośrednictwem specjalnej przejściówki korzystają ze wzmacniacza użyczonego im właśnie przez sennheiserowskiego konkurenta, ponieważ oryginalnego ich wzmacniacza nie udało się zdobyć. Stanowi prawdziwą rzadkość, gdyż powstało zaledwie około pięćdziesiąt sztuk. Fakt, że SR-Omegi napędzane są tu wzmacniaczem Orfeusza sprawia, iż otrzymują nieprawidłowy prąd podkładu – 500 zamiast 580 woltów. Właściciel twierdzi jednak, że mimo to dźwięk jest dużo lepszy niż ze współczesnymi wzmacniaczami Staksa i właściwie nie różni się od kombinacji, w której za pomocą specjalnego zestawu przejściówek sygnał bierze się od Orfeusza, a prąd podkładu od współczesnego Staksa. W tej sytuacji zagadką pozostaje jedynie, jak gra SR-Omega ze swym oryginalnym wzmacniaczem. Podobno znakomicie, ale na tym „podobno” musimy poprzestać.
Same słuchawki w porównaniu z Orfeuszem prezentują się nieco skromniej, ale na głowie – o dziwo – nie okazują się mniej wygodne. Po szczegóły odsyłam do osobnej recenzji.
AKG K1000 w przeciwieństwie do tamtych to słuchawki dynamiczne. Właściwie nie słuchawki, tylko para głośników monitorowych do ubierania na głowę. Powstały na zamówienie NASA i za przekazane stamtąd pieniądze. Posiadają jako uzupełnienie specjalny generator dźwięku przestrzennego, ale on także w teście nie zaistniał. Za napęd posłużył im przedwzmacniacz ASL Twin-Head na triodach 45 Emission Labs „mesh” i końcówka mocy Croft Polestar1 z lampą Mullard ECC83 „longplate”. Od elektrostatycznych konkurentów są trochę mniej wygodne. Wprawdzie początkowo wydają się wygodniejsze, ale po pewnym czasie zaczynają uwierać okolice skroni. W zamian nie odcinają uszu od otoczenia, co pozwala słyszeć śladowe ilości dźwięku pochodzące z przeciwległego przetwornika.