Recenzja: Westone 4

Brzmienie cd.

Westone_4_23   Siadam w fotelu naprzeciw Avantgardów, a naprzeciw mnie, jakieś trzy, cztery metry, staje Ewa Demarczyk, bo jej płytą koncertową podmieniłem Dire Straits. Staje nieco powyżej, na estradzie, trochę po lewej i śpiewa. Jestem na koncercie, choć jakość nagrania nie jest aż na tyle dobra, by złuda realności stała się zupełna. W sumie jest do tego daleko. Ani postura piosenkarki nie jawi się jako całkowicie realna, ani jej umiejscowienie w przestrzeni nie jest idealnie precyzyjne. Ale sztuczna przestrzeń wyczarowana przez bardzo drogie głośniki poparte piekielnie drogą elektroniką i nie mniej kosztownym okablowaniem niewątpliwie roztacza się przede mną, wyczarowując samymi dźwiękami na poły namacalną realność koncertową. Wszystko to jednak dzieje się dość daleko. W odległości kilku metrów ważą się losy skrzypka Hercowicza i jak zawsze kończą tragicznie, ale z uwagi na tę odległość i tą niezupełną doskonałość tej tragicznej rzeczywistości lądują trochę poza mną. To nie do końca jest moją sprawą. Mogę podziwiać klasę wokalizy Demarczyk i klasę poetyki Mandelsztama, a także świetność kompozycji Zaryckiego, ale ich światy i ich czary toczą się poza mną, mając kilkumetrowy, ale w zupełności wystarczający dystans, dzięki któremu mogę też myśleć o czymś innym. Zastanawiać się czy tuby zielone są lepsze od beżowych, a bordowe byłyby dla mnie nie do przyjęcia. Analizować, czy dałoby się jeszcze coś wskórać, by realność się zwiększyła a Demarczyk zmniejszyła, ponieważ jej pewna nieokreśloność sprawia, że raz na średnich poziomach głośności postrzegam ją jako niewysoką kobietę, którą w istocie na koncertach była, ale kiedy zwiększać głośność, rozrasta się niebezpiecznie i staje dużo większa ode mnie. Suwając się wraz z fotelem mogę sprawić, by ona z kolei przesuwała się po scenie, bo kiedy siadam bliżej, jest bardziej po lewej, a kiedy się odsuwam, zbliża się do środka.

Westone_4_22Długo mógłbym tak dywagować, ale sens tego jest jeden. Wszystkie te rzeczy dzieją się poza mną. Jestem tylko widzem i losy Hercowicza stają się poprzez to w jakiejś mierze mi obojętne, nawet gdy tego nie chcę. Przysłonięte dystansem scenicznym i moim uczestnictwem w koncercie pozostają tylko jednym z elementów światooglądu i czy mi się to podoba, czy nie, własne uczestnictwo mimowolnie staje się ważniejsze od tragicznych losów samotnego skrzypka. I gdzieś tam one się toczą, umierając i niknąc w bezkresie, a ja tu sobie siedzę i gapię się na Demarczyk, na głośniki, na zwisające z nich kable i na frontony Accuphase. I nie powiem, ta złuda, ten koncert i te panele – to wszystko jest znakomite, ale to mnie nie przepełnia, a jeśli nawet, to jedynie chwilowo, marginalnie niemal, bo strumień własnego dziania się przeskakuje od tego ku innym sprawom i do tego powraca, by po chwili znowu odskoczyć. To wszystko jest, to roztacza się – „tam”. Ta Demarczyk, ten Hercowicz i to jego nieustające konanie pośród straszliwej rosyjskiej nocy najeżonej kolczastym drutem. I choć mnie to obchodzi – obchodzi ten wstrząsający artyzm Demarczyk i to budzące rozpacz umieranie samotnego skrzypka w objęciach sonaty Schuberta wyczarowane mistycznym piórem Mandelsztama, to ja jestem tutaj, a oni tam. Dlatego łatwiej mi wstać i pójść do kuchni po herbatę.

Ale nie z Westonami. I nie dlatego, że mam je w uszach i trzeba najpierw je wyjąć a potem na powrót zakładać, tylko dlatego, że ta Demarczyk i jej Hercowicz są we mnie z tym swoim artyzmem i umieraniem, i nic innego kiedy tego słucham mnie nie obchodzi.

Zejdźmy do spraw przyziemnych, choć nie do końca, bo one przecież sprawiają, że dusza wypełnia się muzyką.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

9 komentarzy w “Recenzja: Westone 4

  1. Sebastian pisze:

    Ha! No proszę. Tyle co wróciłem do domu a tu nowa recenzja. Jak miło. Popołudnie od razu zrobiło się przyjemniejsze.

    A wróciłem z miejsca, w którym trzymałem w rękach Westoney 4. Niestety spieszyłem się więc nie było czasu posłuchać a widzę, że o błąd. Ale nic straconego wrócić tam tak czy siak zamierzam to i Westonów posłucham.

    Tak się dodatkowo składa, że to samo miejsce jest domem dla Avantgardów DUO Omega i Eximusa, a że wezmę ze sobą jeszcze swoje D7100 i na miejscu są jakieś Grado więc będzie z czym i na czym porównywać ale zapowiedź, że te do kanałówki grają lepiej lub porównywalnie w pewnych aspektach i gustach do wspomnianych Avantgardów, nie powiem czyni ponowną wycieczkę bardzo ekscytującą.

    Co do samych Avantgardów słuchałem ich z 5-6 DACami ale magicznie zagrały tylko z Eximusem, właśnie ze względu na scenę i wrażenie bycia na wyciągnięcie ręki od artystów a czasami w zależności od płyty zupełnie z nimi, między nimi na scenie. I tak np dużo droższy Meitener MA-1 grał już zupełnie inaczej. Scena była ale bardziej tak jak z Twojego opisu Piotrze, mianowicie gdzieś tam przed nami 2-3 metry i coś tam się na niej działo. Wspaniałego bo wspaniałego ale gdzieś tam… można było pójść dalej. Z Eximusem pójść dalej się nie dało z obawy, że się potrąci gitarzystę albo wpadnie na innego wokalistę, można było tylko siedzieć i podziwiać.

    Tak czy siak, tak jak wspomniałem, odsłuchu Westonów doczekiwać się już nie mogę, choć jestem ciekawy jak na odsłuch zareaguje, ponieważ zazwyczaj nie jestem fanem graniem w głowie.

    Pozdrawiam

  2. Piotr Ryka pisze:

    Zarówno głośniki Avantgarda jak i Westone4 są bardzo wymagające dla otoczenia i niełatwo je zadowolić. To czyni je interesującymi, ale także trudnymi w obsłudze. Nie są dla tych, którzy pragną mieć świetne brzmienie natychmiast, od jednego strzału.

  3. Hello! This post could not be written any better! Reading this post
    reminds me of my good old room mate! He always
    kept chatting about this. I will forward this page
    to him. Pretty sure he will have a good read.
    Many thanks for sharing!

  4. Patryk pisze:

    mam takie pytanie, jakie słuchawki są lepsze od tych Westonów?

    1. Piotr Ryka pisze:

      To jest pytanie z gatunku tych – jak załatwić pytanego w paru słowach. Strasznie trudno na nie odpowiedzieć.
      Cóż, kiedy weźmiemy przeciętną aparaturę przenośną, to nawet Grado SR-60 mogą się okazać przyjemniej grające, ale jak weźmiemy takiego Astell & Kern AK120, wówczas trzeba z dokanałowych aż Sennheiserów IE 800 by uderzyły mocniejszym basem, ale co do całości brzmienia, to nie powiedziałbym, że są lepsze. Natomiast w stacjonarnym torze bardzo wysokiej klasy grają Westone4 zachwycająco i tu już trzeba słuchawek tysiącdolarowych aby im sprostać. Jakichś Beyerdynamiców T1, czy Fosteksów TH-900. Takie jest moje zdanie. Jednak wszystko to oczywiście pod warunkiem, że toleruje się słuchawki dokanałowe. Sam toleruję je z trudem i dlatego Westone4 nie kupiłem.

  5. miłosz pisze:

    Witam.
    Które z słuchawek dokanałowych poleciłby Pan do Fiio X5?
    Posiadam Sony MDR-EX 800ST. Rozważam zakup Westone 4 / 4R.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Nie mogę niestety rekomendować Westone4 bez wcześniejszego ich posłuchania z FiiO, bo one są kapryśne, zwłaszcza ze sprzętem przenośnym. W ciemno prędzej któreś ze średniego zakresu oferty Final Audio, a najlepiej oczywiście posłuchać. Westone są świetne, ale tylko kiedy pasują, a nie zawsze pasują.

      1. miłosz pisze:

        Dziękuję.

        1. miłosz pisze:

          Witam.
          Który z odtwarzaczy: Colorfly C4, iBasso DX90, A&K 120, Fiio X5, najlepiej zgra się z Westone 4(R) ?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy