Recenzja: Ultrasone Edition 8

Ultasone Edition 8

Opublikowano wrzesień 2009

Trzeba przyznać, że świat słuchawkowy Anno Domini 2009 wrze. Nowości, i to takie z najwyższej półki, sypią się jak grad. Lawinę wywołała firma Sennheiser, plasując na rynku po długich latach tęsknego oczekiwania swoich fanów nowy wyrób flagowy – model HD 800. Ale już wcześniej, bo pod koniec roku ubiegłego, Denon zastąpił swego szczytowego AH-D5000 modelem AH-D7000, a Audio-Technica puściła w bój model AT-HA2000X. Ten ostatni jest jednak w Europie niedostępny i mimo podobno znakomitego brzmienia przechodzi jakoś tak całkiem bez echa.
Wiedząc co u Sennheisera się kroi inna firma z niemieckiego obszaru językowego – Ultrasone – postanowiła być nie gorsza i na Audio Show w Los Angeles, gdzie debiut nowych Sennheiserów miał miejsce, także ona pokazała swój nowy wyrób flagowy, model Edition8. Dłużna w tej sytuacji postanowiła nie pozostawać sławna nowojorska manufaktura Grado, także wypuszczając nowego flagowca – Grado PS-1000. Zwieńczeniem tej niespotykanej w dziejach słuchawkowej kaskady modeli szczytowych ma być zapowiadany na październik nowy flagowiec Bayerdynamica, model T1. Na niego przyjdzie jednak dopiero kolej, a na razie skupmy się na tym co już mamy.
Wstępną recenzję HD 800 niedawno popełniłem i prawdę powiedziawszy nie jestem z niej zbytnio zadowolony, bo nabywszy te słuchawki na własność celem definitywnego przebadania częściowo zmieniłem o nich zdanie. Ale o tym będzie w tekście odrębnym. Tutaj natomiast dokonamy przeglądu możliwości nowych Ultrasonów.

Pod paroma względami są one zaskakujące. Zaskakuje zwłaszcza sama nazwa. Numerologia zastosowana przez firmę wydaje się osobliwa. Jej pierwszy, limitowany ilościowo, flagowiec nosił nazwę Edition7, a wprowadzony w jego miejsce nielimitowany następca zwał się Edition9. Oba te flagowe wyroby różniły się jedynie kolorystyką i podobno także kablem, tak więc przeskok cyfrowy wydawał się w ich przypadku nieco sztucznym zabiegiem. Cóż jednak w takim razie powiedzieć teraz, kiedy pomiędzy nie wstrzelono model Edition8, z wyglądu i konstrukcyjnie zasadniczo odmienny?
No nic, zostawmy sprawę numerologii wróżkom i kabalistom i przejdźmy do spraw istotniejszych niż nazwy.

Budowa, wygląd i ergonomia 

                      
Ultasone Edition 81Przyglądając się tym aspektom napotykamy kolejne zaskoczenia. Otóż Ultrasone Edition8 wydają się nie nawiązywać do swych poprzedników. Jedyne co je z nimi łączy to konstrukcja zamknięta, bardzo wysoka cena i zastosowanie w ulepszonej wersji sławnego patentu S-Logic. Poza tym wygląd, konstrukcja i masa słuchawek uległy diametralnej przemianie. Przede wszystkim E8 są bardzo lekkie. Ważą tylko 260 gramów, a nie 380 jak poprzednicy. Poza tym słuchawki te wydają się być skonstruowane głównie z myślą o sprzęcie przenośnym, o czym świadczy zarówno wyjątkowa krótkość kabla, jaki i fakt, że zakończono go małym jackiem. Duży jack to tylko nakładka, podczas gdy przedtem było odwrotnie. Prócz niego w komplecie otrzymujemy też czterometrową przedłużkę, cóż z tego jednak, kiedy jest to kabel gorszej jakości? Gorszej na tyle, że to od razu słychać. Ale taka widać zaczyna kształtować się moda, bo zaopatrzywszy swego nowego flagowca w ulepszony kabel firma Grado także dołącza do niego przedłużkę gorszej jakości, wykonaną z kabla sprzed modyfikacji. No tak, ale kabel u nowych Grado ma 1,8 metra długości, podczas gdy u nowego Ultrasona niewiele ponad metr, nie mówiąc o tym, że przedłużka Grado jest mimo wszystko jakościowo znacznie lepsza. W tej sytuacji pośledniejszy niż kabel zasadniczy przedłużacz Ultrasona stanowi bolesną różnicę. Zadowoleni z takiego obrotu sprawy mogą być jedynie noszący cały swój system słuchawkowy w okolicy bioder, czyli głównie młodzież. Stateczny audiofil, wyposażony w stacjonarny wzmacniacz, ma z tego tylko poważny problem. Z pewnością należało to rozwiązać inaczej; zaopatrzyć słuchawki w jakąś skracającą nawijkę, albo dać przynajmniej zacniejszą przedłużkę. A tak nie pozostaje nic innego jak postawić krechę. Ale może Ultrasonowi zależy jedynie na odbiorcach mobilnych, albo do audiofili stacjonarnych skierują inny model? To pierwsze byłoby jednak nieco dziwne, a o drugim nic nie słychać.
Poza tym przyznać trzeba, że Ultrasony E8 idą wyraźnie w kierunku uproszczeń. Nie ma już metalowej szkatułki, którą zastąpił skórzany woreczek – bardzo zresztą wytworny – będący chyba kolejnym ukłonem w stronę użytkowników mobilnych. Zniknęły też trzy stopnie swobody regulacji muszel i możliwość składania słuchawek. Pozostała z tego jedynie normalna regulacja w pionie (trudno raczej aby i jej nie było), muszle są bowiem teraz niemal sztywno przytwierdzone do rozsuwanego pałąka, skutkiem czego ich swoboda ruchu jest doprawdy szczątkowa. Nie pozostaje to bez wpływu na wygodę. Moim zadaniem przy całej gamie zastrzeżeń do modelu E9, mimo iż znacznie lżejszy, model E8 jest mniej wygodny. Przede wszystkim muszle są sporo mniejsze i nawet moje małe uszy z trudem się w nich mieszczą. Zmniejszenie to jest prawdopodobnie podyktowane chęcią uniemożliwienia słuchaczowi przesuwania przetwornika nad uchem, dzięki czemu obaj (przetwornik i słuchacz) pozostają zafiksowani w optymalnej pozycji dla pracy systemu S-Logic. Jednak z wygodą nie idzie to w parze. Poza tym kąt nachylenia muszli względem głowy okazuje się nieco zbyt ostry, co powoduje ucisk, który można próbować kompensować jedynie rozgięciem pałąka, czego w nie własnych słuchawkach aplikować oczywista nie sposób. A ucisk tego pałąka, tradycyjnie u Ultrasona, jest bardzo solidny. Na pewno da się go zmniejszyć, bo pałąk jest metalowy, czyli podatny na rozginanie a niepodatny na złamania, ale to już trzeba pozostawić przyszłym posiadaczom.
Kolejną rzeczą dość osobliwą jest fakt, że całe muszle powyżej skórzanych padów wykończono powłoką lustrzaną, skutkiem czego kiedy odkładamy słuchawki opierają się one tą powłoką o podłoże. Nie wróży to raczej dobrze ich wyglądowi zewnętrznemu po dłuższym okresie użytkowania, chyba że lustro to jest wyjątkowo odporne na uszkodzenia, czego oczywiście wiedzieć zawczasu nie sposób.

Tak więc poza lekkością, niewątpliwie sympatycznym i eleganckim wyglądem oraz wysoką jakością użytych materiałów jedynym plusem wydaje się zastosowanie ulepszonej wersji technologii S-Logic, która bardzo dobrze spisywała się w modelu E9. A to nas odsyła do opisu brzmienia.

Brzmienie

Ultrasone Edition 82Brzmienie tych słuchawek było już charakteryzowane przez pierwszych użytkowników i muszę przyznać, że były to charakterystyki według mnie całkiem trafne. To by z kolei sugerowało, że opisanie ich jest czymś stosunkowo łatwym, ale z takim poglądem się dla odmiany nie zgodzę.
Siłą rzeczy charakterystyka taka musi zostać odniesiona do modelu E9, który cieszył się dużym uznaniem sporego odłamu słuchawkowej braci. Sławnym atutem sławnego poprzednika była potęga basu i ogólna potęga brzmienia, połączonego ze znakomitą szczegółowością i łatwością przyswajania tak przyrządzonej reprodukcji dźwiękowej. Lecz to co było atutem dla jednych – jak to w życiu – dla innych stało się powodem do narzekań. Czytałem recenzję w polskiej prasie audio, której autor uznał model E9 za niegodny miana choćby tylko dobrych słuchawek – a to z uwagi właśnie na jego przedobrzony bas – i podpierał się w tej opinii zdaniem szerokiego ponoć grona osób związanych zawodowo z branżą muzyczną. Nie będę zawodowcom wchodził w drogę. Mają prawo do własnej opinii, ale i ja mam do swojej. Ultrasony E9 bardzo mi się podobały, a ich bas uznałbym raczej za zjawiskowy niż przerośnięty. Są to jednak sprawy tak czy siak należące już do przeszłości, bo przeszłością jest sam model E9, możliwy obecnie do kupienia jedynie z drugiej ręki.

Kiedy słuchamy jego następcy można dojść do wniosku, że firma Ultrasone postanowiła pogodzić wszystkich i za wszelką cenę. Brzmienie modelu E8 charakteryzuje się bowiem nade wszystko wypośrodkowaniem. Całość tonacyjna została względem poprzednika popchnięta lekko ku górze, skutkiem czego bas okazuje się zwyklejszej postury, a wysokie tony nie wydają się już trochę złagodzone, tylko pną się wysoko, wysoko. W efekcie odnosimy wrażenie, że tonacja jest bardzo prawidłowa, a pasmo oddane z niemal wzorcową precyzją przy jednoczesnym pełnym jego rozciągnięciu. Wszelako coś za coś. W rezultacie nie słucha się tego już tak przyjemnie. Dźwięk jest trochę mniej masywny, ma nieco wyraźniej zaznaczone krawędzie, a wysokie tony potrafią kąsać. Nie żeby bardzo, ale też i nie żeby wcale. Przy odpowiedniej klasy aparaturze, zdolnej do pełnej reprodukcji wysokich tonów, trzeba się już trochę postarać o dobór sprzętu albo lamp pod kątem szlachetności sopranów, bo nie zabrzmią one łagodnie ze wszystkim i jak leci.
Zapytacie w takim razie, gdzie się podziewa ten ulepszony S-Logic, skoro dźwięk nie jest już tak przyjazny? Słusznie zapytacie, ale nie zbijecie mnie tym pytaniem z pantałyku. Ulepszony S-Logic skrywa się cały w przestrzeni. Jego działanie przejawia się tym, że pomimo zamkniętej konstrukcji nie pojawia się efekt odbicia, tylko dźwięk propaguje swobodnie, zupełnie jak w konstrukcjach otwartych. Nakłada się na to duża wielkość sceny, wyraźnie większa niż u E9. Tam bowiem dźwięk tylko sporadycznie, w postaci echa czy pogłosu, wydawał się bardzo odległy, budując od czasu do czasu wrażenie wielkości scenicznej. Tu natomiast scena jest duża cały czas i zarazem bardzo naturalna. Nie ogromna, jak w Grado GS-1000 czy u Sennheisera HD 800, ale naprawdę okazała i do tego bardzo dobrze skomponowana.
Kolejna sprawa to konieczność zapobiegania uczynienia dźwięku E8 zbyt jasnym. Nie można powiedzieć by były to słuchawki jaśniejsze od E9, przeciwnie, przeważnie grają odrobinę ciemniej, jednak w niektórych zestawieniach lampowych pojawiało się brzmienie jasne, co w połączeniu z niezwykłą szczegółowością i dźwiękowym realizmem bardzo podkreślało szum tła. Nie było to miłe, toteż trzeba od tego uciekać, co jest jednak bardzo łatwe z uwagi na sporadyczność występowania takiej tonacyjnej jasności. A skoro o szczegółowość przy tej okazji zawadziliśmy, podkreślić trzeba, że E8 to słuchawki wyjątkowe pod tym względem. Już E9 były superszczegółowe, a E8 są w tym aspekcie co najmniej nie gorsze. W połączeniu z odpowiednią aparaturą bez trudu wyłapią każdy drobiazg zawarty na płycie.

  Brzmienie cd.

Ultrasone Edition 84Wszystko to razem okazuje się zmierzać w pewnym kierunku, bez wątpienia obranym przez konstruktora. Otóż okazuje się, że przy całej swej przejrzystości, dosadności i szczegółowości – o paradoksie – Ultrasony E8 wspaniale współpracują z systemami pośledniejszymi jakościowo i wszelkiej maści sprzętem przenośnym. Wszystkie te mp3, laptopy, walkmany i inny drobiazg tudzież mobil znajduje w nich fantastycznego sprzymierzeńca.
Na czym się to zasadza? Niewątpliwie ciemniejszy dźwięk lepiej maskuje ułomności, a jednocześnie całe to technologiczne zaplecze stojące za szczegółowością i rozciągnięciem pasma pozwala wydobywać nawet ze słabego sygnału wielkie bogactwo muzyczne. Zwłaszcza bas, mimo iż słabszy niż w E9, zawsze okazuje się imponujący, bardzo umilając słuchanie. W efekcie syn niesamowicie był zadowolony z ich użytkowania z laptopem, a podobnie znakomicie zagrały z integrą Sony i wzmacniaczem Socha2, którego już jednak do słabeuszy zaliczać niepodobna. Przeciwnie, to bardzo dobry i szlachetnie brzmiący niewielki lampowiec, w którego mikrym ciałku skrywa się wielka energia i dusza brzmieniowego eleganta. Z nim właśnie E8 naprawdę pięknie zagrały, wyraźnie lepiej niż Sennheisery HD 800, które chwilami, zwłaszcza w porównaniu, wydawały się nieco zbyt oschłe.

Użytkując nowe Ultrasony odkryłem także rzecz osobliwą, i to osobliwą niemało. Otóż zupełnie jak poprzednik grają dużo lepiej kiedy małżowinę uszną upchniemy głęboko we wnętrzu muszli, zbliżając otwór ucha do przetwornika. Tylko że wewnątrz większych muszel E9 było o to znacznie łatwiej. W każdym razie w moim przypadku dźwięk wyraźnie zyskiwał na głębi i elegancji kiedy przetwornik był jak najbliżej i jednocześnie był lekko przesunięty ku przodowi, czyli w stronę twarzy, względem pozycji pojawiającej się naturalnie. Nie wiem, czy to moje uszy są nietypowe, czy może coś z dopracowaniem tych słuchawek jest nie tak, ale tak właśnie było. Nieodmiennie po takim zabiegu brzmienie nabierało głębokości i bardzo zyskiwało pod każdym względem, powodując znamienny wzrost satysfakcji.
W tym kontekście mogę chyba, zmierzając już pomału ku podsumowaniu recenzji, bez przesady powiedzieć, że Ultrasony E8 to coś w rodzaju AKG K1000 o konstrukcji zamkniętej. Nie w aspekcie scenicznym, bo tu różnica na korzyść AKG jest wyraźna i bierze się z oczywistych powodów, w mniejszym też może stopniu z uwagi na muzykalność, którą AKG mają lepszą, ale pod względem utrafienia w tonację, czystości dźwięku i jego perfekcyjnej szczegółowości niewątpliwie pojawia się analogia. Umacnia ją wyjątkowa szybkość nowych Ultrasonów, ich wspaniała dynamika, zachwycająca przejrzystość i precyzja w kształtowaniu dźwięku. Szczególne pod tym względem wrażenie robi rozdzielczość basu – po prostu zjawiskowa. A dodać trzeba, że, jak już wspominałem, mimo odmiennej niż u poprzednika charakterystyki dolnych rejestrów, basu w E8 niepodobna nazwać skromnym czy choćby tylko przeciętnym. Jego impakt jest imponujący, zwłaszcza kiedy współpracują ze wzmacniaczem tranzystorowym. W ogóle odniosłem wrażenie, że słuchawki te jakby nieco lepiej współpracowały z urządzeniami tranzystorowymi, w każdym razie w tym sensie, że dźwięk tranzystorowców bardziej z nimi zyskiwał. No cóż, sprzęt przenośny to zazwyczaj nie są lampy.
Na koniec wypada dodać, że nowe Ultrasony bardzo lubią muzykę rockową i kochają głośne granie. Im jest głośniej, tym lepiej (oczywiście do pewnych granic). W miarę podkręcania potencjometru dźwięk uszlachetnia się i umacnia jakościowo, a o żadnych zniekształceniach na obszarze normalnego – nawet niezwykle głośnego – użytkowania, nie ma mowy. Taki szlachetny dzikus, można by żartem powiedzieć.

Podsumowanie

 Ultrasone Edition 85Heh, no i co by tu rzec? Na pewno nie tego oczekiwałem, ale trudno powiedzieć, żebym czuł się rozczarowany. Naiwnie spodziewałem się Ultrasonów E9 o większej scenie i może trochę bardziej otwartych sopranach. Jest większa scena? Jest. Są bardziej otwarte soprany? Są. Są ulepszone Ultrasony E9? Nie ma. Edition8 to inne słuchawki. Charakter brzmienia odszedł w stronę dosadności, przejrzystości i precyzji, które zastąpiły wyrafinowany relaks połączony z masywnością dźwięku i idącym z nim w parze basowym masażem. To jest bardziej upajanie się realizmem niż szlachetną halucynacją. Nie wariacja na brzmieniu ale całkiem udana próba naśladowania życia. Rzecz osobliwa, dystrybutor zapewnił mnie, że firma Ultrasone uważa E9 za słuchawki skierowane do odbiorców profesjonalnych, czyli realizatorów dźwięku, a E8 za przyrządzone z myślą o audiofilach. Dałbym głowę, że jest akurat odwrotnie, ale na co komu moja głowa? Chociaż….są pewnie i tacy, których jej widok na kiju bardzo by ucieszył. Nieważne, nie o to chodzi i nie to chciałem powiedzieć. Nawiązując do relacji słuchawki profesjonalne – słuchawki audiofilskie przypomniałem sobie, że przecież Bayedynamic DT-150 to słuchawki o charakterystyce brzmieniowej bardzo zbliżonej do Ultrasone Edition9, a przecież bardzo chętnie używane przez realizatorów dźwięku. Jest coś zatem w tym potężnym basie, ogólnej masywności i potędze brzmienia połączonej z łagodnością wysokich rejestrów, co skłania profesjonalistów do preferowania właśnie takiej prezentacji. No ale nie zdaniem niektórych recenzentów polskiej prasy audio.

Dane techniczne i dystrybucja:

Przetwornik o średnicy 40 mm, powlekany tytanem.
Technologia S-Logic Plus.
Pasmo przenoszenia 6-42000 Hz.
Impedancja 30 Ohm.
Prozdrowotne odginanie pola magnetycznego na zewnątrz głowy słuchacza.
Kabel przy słuchawkach długości 1,2 m i do tego 4 metrowa przedłużka.
Dystrybutor – Audiotech, Warszawa.
Cena: 5600 zł.

Podsumowanie w punktach.

Zalety:
– Świetna przejrzystość.
– Nie gorsza szczegółowość.
– Doskonale uchwycona i wyważona tonacja.
– Ogromna szybkość.
– Znakomita dynamika
– Pełne rozciągnięcie pasma.
– Bardzo satysfakcjonująca potęga basu.
– Jego zjawiskowa rozdzielczość.
– Lepsza niż u poprzednika scena.
– A także większa naturalność sopranów.
– Znakomita współpraca ze sprzętem mobilnym i gorszym jakościowo.
– Doskonała jakość surowców i materiałów wykończeniowych.
– Lekkość konstrukcji.
– Prozdrowotna technologia odginania pola magnetycznego.
– Ładny wygląd.
– Wysoka renoma producenta.
– Made in Germany.

Wady:
– Dźwięk nie jest już tak miły jak w modelu E9, chociaż to kwestia gustu.
– Soprany potrafią uszczypnąć, ale to rzecz względna, zależna od systemu.
– Skromniejszy bas niż w modelu E9.
– Za krótki kabel.
– Marna jakościowo przedłużka.
– Lustrzane wykończenie, budzące wątpliwości co do trwałości i zachowania estetyki.
– Dużo mniejsze niż u poprzedników zdolności regulacyjne.
– Za małe muszle.
– W efekcie kiepska wygoda.
– Bardzo drogie.

System odsłuchowy:


Źródła: Metronome Technologie T3A Signature/C3A Signature i Cairn Fog V2
Wzmacniacze słuchawkowe: ASL Twin-Head i Socha2
Kabel cyfrowy: Stereovox XV2
Interkonekt: Tara Labs Air1
Słuchawki stanowiące punkt odniesienia: AKG K1000 i Sennheiser HD 800.

Pokaż artykuł z podziałem na strony

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy