Recenzja: Stax SR-507 Lambda

Odsłuch cd.

Stax_SR-507_3   Ucieknijmy się do porównania. Sięgniemy w tym celu do wspaniałej pod względem wspomnianego zjawiska płyty Mozart, Flötenkonzerte 1 & 2, Konzert für Flöte und Harfe – Emanuel Pahud, Berliner Philharmoniker – Claudio Abbado (EMI), a z niej wybierzmy drugą część koncertu na flet i harfę. Jest to niewątpliwie magiczny fragment muzyczny, a jego prawdziwą magię może wydobyć jedynie najwyższej klasy aparatura. Porównajmy zatem jak brzmi on na czterech odmiennych słuchawkach, lecz zanim to uczynimy, musimy wypunktować najważniejsze przejawy wspomnianej magii, zakreślające ramy porównania.

Pierwsza rzecz, to sposób budowania samej przestrzeni. Druga, to sposób ukazania gry fletu, w szczególności oddania tego, jak przepływa przezeń powietrze. Trzecia, to postać strun harfy. – Czy pobudzone ujawnią się tylko jako pojedynczy dźwięk, czy też jako cała harmonia brzmień równoległych, czyli jako coś złożonego? Czwarta, i chyba najważniejsza, to obraz interakcji pomiędzy źródłami dźwięku, w szczególności obecnych tu fletu i harfy, z przestrzenią, w której się one pojawiają, czyli magiczna gra dźwięku, przestrzeni i ciszy.

W porównanie zaangażujemy wszystkie będące pod ręką wysokiej klasy słuchawki.

JVC HA-DX1000

JVC_HA-DX1000_1Oto typowy przedstawiciel grupy słuchawek dynamicznych za około tysiąc dolarów, a więc dość licznego grona średniej klasy dynamicznego high-endu, sprzęgnięty z wybitnym wzmacniaczem lampowym na triodach „45”.

Sama przestrzeń mieszkająca w tych słuchawkach jest bardzo duża, otwarta i dobrze posadowiona na wysokości oczu słuchacza. Pogłosy nie przejawiają się wcale, albo tylko w minimalnych ilościach. To z jednej strony dobrze, bo wzmaga wrażenie otwartości, z drugiej, źle, bo utrudnia zaistnienie przestrzennej magii.

Flet brzmi dobrze. Czuć złożoność i delikatne rozfalowanie jego głosu, a obecność ustnika dość dobrze się zaznacza, ale świstu płynącego przezeń powietrza nie czuć zbyt wyraźnie. Zarazem tonacja jest bardzo poprawna.

Struny harfy na pewno są nieco rozwarstwione, ale czy wystarczająco? Poczekajmy na innych.

No i to najważniejsze – magia przestrzeni. Trochę jej jest, ale chyba za mało. Nie czuć zbyt dobrze tajemniczego oddechu pustki, sączącego w duszę słuchacza wrażenie bycia w magicznym miejscu, gdzie dzieje się coś niesamowitego, gdzie dźwięk ciszy staje się dotykiem metafizycznym, tak jakby był w stanie dosięgnąć i zespolić się z neoplatońską Duszą Świata, wypełniającą każdy zakątek bytu.

Stax Omega II MK2

Stax_OmegaII_mk2_4Tu przestrzeń jest co najmniej równie duża, ale ma zamknięty charakter, o czym decyduje wszechobecność pogłosów i dźwięków odbitych. Zarazem to zamknięcie jest wspaniałe, urzekające. Przekaz jest bardziej dosadny i esencjalny, a ekspozycja wszystkich jego składników bardziej dobitna.

Flet rozpływa się w przestrzeni, jakby z nią igrał i się z nią bawił. Jego dźwięk jest przenikliwszy i bardziej subtelny niż u JVC. Srebrzy się i złoci na usługach muzycznej baśni.

Dźwięki harfy też są subtelniejsze a zarazem bardziej kruche. Mają też bogatszą harmonikę. Ich delikatność działa na wyobraźnię niezwykle pobudzająco. Rozszczepiają się na wiele dźwięków składowych, przywołując wrażenie niezwykłego wyrafinowania i wysublimowania, lub, jeśli ktoś woli takie ujęcie, większej dawki realizmu, już właściwie nadrealnego.

Pogłosowość przekazu wpływa oczywiście na odbiór samej przestrzeni. Czuć jej obecność. Samo milczące medium jest jednocześnie wszechobecne, tak jakby dźwięki nie rozchodziły się w pustce, tylko w magicznej, wszystko obejmującej czerni, jakimś pierwotnym oceanie muzyki.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy