Recenzja: Stax SR-009

Odsłuch cd.

Stax_SR_009_11  Przejdźmy teraz do wyszukanej w tych wszystkich odsłuchach ogólnej charakterystyki nowego flagowego Staksa.
Słuchawki grają bliskim pierwszym planem, prawdę mówiąc –  głównie w głowie, co odróżnia je od sprzedających swój dźwięk zawsze przed słuchaczem AKG K1000, a także od Orfeusza czy dawnych Omeg. Przestrzenny dźwięk SR-009 – cały utkany z przejrzystego eteru –  jest też mniej niż u tamtych nasycony barwą i często bardziej kameralny, w następstwie dużo większej bliskości pierwszego planu. Scena nie jest niestety głęboka i to niewątpliwie największa ich wada. W zamian mamy duży rozrzut stereofoniczny i oczywiście trójwymiarowość samego dźwięku.
Soprany są doskonale kontrolowane i nie tak ofensywne jak u K1000. Nie znaczy to, że są powściągnięte –  o nie, to nie Omega II. Wznoszą się dowolnie wysoko i nawet na samych niebotycznych szczytach ich przestrzenność zapobiega ostrości. Także sybilanty są nie do pomyślenia, co przy tym stopniu ogólnej przejrzystości, posuniętej poza wszelkie znane dotąd granice, bo sięgającej samej konsystencji dźwięku, jest niesamowitym osiągnięciem. Wystarczy przypomnieć jaką cenę za walkę o przejrzystość zapłaciły Ultrasony E10.
Na przeciwległym biegunie bas płaci pewną kontrybucję za bycie także przejrzystym, co nie przeszkadza mu schodzić dowolnie nisko. Całościowy przekaz nie jest wprawdzie nasycony basowością jak u ortodynamików czy Sennheiserów HD 650 i nie posiada takiej basowej mocy co u Sennheisera Orfeusza, nie można mu jednak zarzucić słabowitości, zwłaszcza w sensie samego zejścia. Jeżeli już się czepiać, to tylko masywności, a i ta potrafi się pojawić w zaskakującym jak na elektrostaty rozmiarze, jednak nie na każde basowe zawołanie. Nie wiem czemu czasami jest rozkosznie potężna i masująca, a czasem tylko lekko zaznaczona, najpewniej z winy samych nagrań, których Staksy nie wyręczają w produkcji basu, tak jak to czynią niektóre basowe demony. Z drugiej strony też elektrostatyczny Orfeusz stanowi tu wciąż nieosiągalny punkt odniesienia, a kolumny głośnikowe wysokiej klasy z bass-refleksem to już zupełnie inna liga basowości.
Stax_SR_009_12Najtrudniej opisać średnicę. Idąc na łatwiznę można by lakonicznym stwierdzić, iż jest przejrzysta i przestrzenna, jak wszystko w tych słuchawkach. Nie do tego rodzaju powierzchownych osądów jednakże zmierzamy. A więc czy jest upojna? Czy wystarczająco konkretyzuje wokalistę, stawiając nam przed oczami żywą osobę? Przyznam, że początkowo miałem z tym nie lada kłopot, bo odnosiłem wrażenie obcowania w pewnym sensie z duchami. Pewien byłem na przykład, że gdybym klepnął po plecach wykreowanego przez SR-009 Bułata Okudżawę, ręka przeszłaby mi przez niego na wylot. To wrażenie nie ustąpiło całkowicie, ale przywykłem już do tych duchów i całkiem się stały realne. Na pewno jest kwestią odsłuchowych eksperymentów odszukanie odtwarzaczy i kabli nadających nowym Staksom większej masy, jednakże pierwsza próba przy użyciu Accuphase i Acrolinka nie spełniła pokładanych oczekiwań. Masy dla SR-009 (o ile będzie komuś niezbędna) trzeba poszukać w innym miejscu. Bardzo możliwe, że bez lepszego od oferowanych obecnie przez samego Staksa wzmacniaczy się nie obejdzie.
Poza tym trzeba jeszcze podkreślić, że w sensie temperatury przekazu i ogólnego charakteru dźwięku nie są to słuchawki upiększające, co bardzo je odróżnia od wszystkich trzech wersji Omegi II, a także od realniejszej od tamtych, ale wciąż trochę upiększającej starszej od nich SR-Omegi.
Owa SR-Omega miała pozłacaną siatkę elektrodową i złoto to w jakiś magiczny sposób przenikało do dźwięku, posypując go złotym pyłem. Takich czarów model SR-009 nie oferuje. Jego magia cała skrywa się w przestrzenności i przejrzystości, poza tym pozostając po stronie realizmu. Nie jest to realizm z gatunku chleba naszego powszedniego, tylko z wnętrza gotyckiej katedry, gdzie klaśnięcie w dłonie niesie się wielokrotnym echem. Nie należy jednak mylić tego niosącego się echa ze scenicznym bezmiarem. Scena SR-009 duża nie jest, a w porównaniu z takimi Sony MDR-R10 pozostaje nawet boleśnie mała, chociaż nie wręcz ułomna. Jednak wcześniejsze dzieła Staksa przyzwyczaiły nas do przestrzennych szaleństw, a tutaj tego nie ma. Z dawnym arcydziełem Sony łączy za to nowego Staksa niebywała czułość na sygnał. Może nie aż tak wielka, bo tą Sony miały jedyną w swoim rodzaju, ale ciut jedynie mniejsza, dająca wielką satysfakcję poszukiwaczom wszelkiej szczegółowości.

Cóż rzec jeszcze? Może to, że jeśli ktoś słuchał nowej flagowej lambdy SR-507, wie o brzmieniu SR-009 bardzo dużo, albowiem są to brzmienia pokrewne. Wypowiadanie podobnych sądów bez porównania łeb w łeb niesie oczywiście ryzyko popełnienia omyłki, lecz mimo to zaryzykuję. Pamięć podpowiada mi tę analogię zbyt głośno. W szczegóły nie będę wchodził, bo byłoby to przesadą, napiszę więc tylko, że słuchanie ogólnie podobnych do SR-507, ale w szczegółach różnych odeń SR-009, sprawiało mi dużo większą przyjemność, choć niewykluczone, że są to już smaki należące do audiofilsko wyuzdanych.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

9 komentarzy w “Recenzja: Stax SR-009

  1. Bohdan pisze:

    No właśnie… wiem,że chcę Stax-a, ale pytanie, czy musze d razu SR- 009. Chodzi mi o to czy różnicowanie modeli jest na zasadzie stopniowania jakości, czy prezentowania dzieł samych w sobie, a przypadkiem tylko tańszych, a wartych uwagi. mózg mi się koncentruje na 007 mk2, ale to kalkulacha księgowa… no nic – czas posłuchać… przyszła mi na myśl sytuacja z Hifimanem, który rodzi tyle dzieci, a każdy pono piękny i gladki.
    Zdecydowanie wole kilka modelii trzymanie jednolitej klasy. nNa pewno nie tak , jak poczynił Jaguar, rodząc Jaguara…

  2. Przemysław S. pisze:

    Słuchawki nie zachwycają w pierwszym dniu, a nawet kolejnym i wydać się jedynie bardzo technicznymi. Największym problemem jest wypełnienie dźwięku, jeśli się robi bezpośrednie porównania (u mnie m.in. z D8k) Natomiast w odpowiednich, gęstych brzmieniowo nagraniach autentycznie błyszczą swoją naturalnością, delikatnością w oddaniu najmniejszych jego niuansów i nie wydają się wówczas suche. Osobiście mam je na 007t z zamontowanymi ruskimi lampami. Podejrzewam, że duży progres brzmieniowy w wypełnieniu usłyszałbym montując Toschiby (są polecane), Amperexy, Mullardy albo nadając większej wyrazistości na Siemensach.

    W tej chwili słucham na nich philipsowych Koncertów Brandenburskich z końca lat 50., na którym żadne z moich dotychczasowych nabytków nie brzmiały zadowalajaco. Tutaj jest po prostu koncertowo (pomimo nagrania mono oraz delikatnych trzasków, bo nośnik sędziwy i był często używany). Mam tylko wypożyczone do odsłuchu, bo nie miałem nigdy wcześniej do czynienia z elektrostatami, ale w tej chwili jestem skłonny rozpatrzyć je jako wariant do zakupu. Jednak muszę zagłębić się bardziej w temat sprzętu towarzyszącego, aby wydobyć z nich potencjał, bo potrafiły zabrzmieć strasznie chudo, sucho, bez uroku, choć chyba ten sposób naturalniej oddając walory nagrań. Jednak nie byłem w stanie tego słuchać:/

    1. Piotr Ryka pisze:

      Moja rada jest taka: Minimalny zestaw dla SR-009 to wzmacniacz iFi PRO sparowany z iESL. Jeszcze lepszy będzie sam iESL podłączony do dobrej klasy zestawu dla kolumn. (Wymagane wówczas dodatkowe kable kolumnowe.) Wszystko jest na tej stronie opisane. Im potężniejszy wzmacniacz z iESL, tym lepiej. A wówczas sto procent wypełnienia i jednocześnie zjawiskowa przejrzystość. Słuchawki są fantastyczne, ale do napędzenia baaaardzo trudne.

      1. Przemysław pisze:

        Bardzo dziękuję za szybką odpowiedź, z zainteresowaniem przeczytałem cały wpis. Będę się starał spróbować z iESL.

        1. Tadeusz pisze:

          Przemo opisz wrażenia .Po recenzji Piotra miałem okazję posłuchać u kolegi SR-009 z zestawem iFi ,spodziewałem się przynajmniej namiastki tego co opisywał Piotr ale niestety ..
          Wiem,że nie można niczego zaniedbać,trzeba dopieścić system a kolega u którego słuchałem nie jest chyba o tym do końca przekonany bo używa w miarę niedrogiego okablowania.

          1. Patryk pisze:

            To nie tylko kable ,a powiedzialbym , ze to reszta sprzetu kolegi. O tych kablach to za duzo sie pisze. Pytanie: Jaki sprzet ma kolega? Jak wyglada sprawa z pradem? (jakis filter, Isotek, cos podobnego?) Prad jest wazniejszy od kabli wedlug mnie. (to podstawa i moje zdanie osobiste)

  3. Tadeusz pisze:

    Kolega gra w sumie tylko z plików i tego co pamiętam transport to Lumin U1 mini a dac to Aqua LaVoce ,chyba ta starsza wersja .Zasilanie to listwa Fadel a kable Furutech chyba te nie najwyższe modele .

    1. Przemysław pisze:

      Przeprowadziłem test z iCanem Pro po xlr i dźwięk zyskał więcej mięsistości, wokale ciepła… Jednak przez wczorajszt wpis Pana Piotra jestem już umówiony na odsłuch L5000.

  4. Przemysław pisze:

    @Tadeusz Jak się uda mi przeprowadzić porównanie, to dam znać. Przyznaję, że pierwszy kontakt z nimi może być zawodem, tym bardziej jeśli jest się osłuchanym w słuchawkach o dość mocnym, ciężkim, obfitym brzmieniu, jak moje D8k, czy Cz1. Jednak słuchając na nich muzyki w niedzielę przy gramofonie (łącznie około 8h), bez porównań, było w wielu albumach autentycznie zachwycająco i masa źródeł bywała często zaskakująco duża (fortepian pzreważnie brzmiał dosadniej, mocniej, z większym nasyceniem niż na D8k).

    009 wyróżniały się z głównie w albumach w tych brzmiących na moich pozostałych za gęsto, zbyt ociężale, trochę za ponuro. Jednak nie jest to regułą i czasami bywa w takich też dość zwyczajnie, a w bardziej pogodnych zachwycająco. Jednak ten odsłuch utwierdził mnie w przekonaniu, że są to słuchawki dla mnie, nawet pomimo tych braków słyszalnych na tym energizerze, ewentualnie porównując z modelami 009s oraz 007 przed ostatecznym zakupem. Mają w sobie wiele z FU, D8k, ale jak żadne inne potrafią ukazać delikatne, wręcz planktoniczne brzmienia, dopieszczając je pod każdym względem. FU i D8k idą w zachwycającą popisowość, podobają się od pierwszych chwil, szczególnie w albumach z magnetyzującą, pełną potęgi muzyką filmową. Na 009 było tak dla mnie zwyczajniej, choć może byłem przez nie mniej oszukiwany. Natomiast w innych potrafiły tworzyć tak misterny, koronkowy, cudowny, przejrzysty, nieco chłodny, ale i tak barwny przekaz, że potrafiłyby tym zawstydzić zapewne niejeden wysokiej klasy zestaw kolumnowy. Poza tym byłem po ich odsłuchu w tak wspaniałym nastroju, chociaż nie w każdym albumie było nadzwyczajnie, jaki do tej pory towarzyszył mi tylko po powrocie z udanego koncertu.

    Nie wiem, czy jest oferowany jakiś specjalny kabel xlr do tego, aby połączyć nim ten zestaw od ifi. Dzięki temu źródła może zyskałyby większą masywność.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy