Recenzja: Sony MDR-R10

Budowa i ergonomia

SonyR10_8O biocelulozie i drzewie zelkova już było, ale wyłącznie w powierzchownym ujęciu reklamowego katalogu, natomiast do samych słuchawek dołączana była obszerna instrukcja, będąca zarazem apologią, która okazuje się mieć postać niezwykłą, jako że to oprawiona w granatowe płótno, pięknie wydana książka.
Na wstępie stoi w niej ziszczona, jak się okazuje, przepowiednia, że MDR-R10 zostały wyprodukowane z myślą o uzyskaniu najlepszych słuchawek na całe pokolenia, przy czym powoływano je do istnienia w duchu nie brania pod uwagę czyichkolwiek gustów i zachcianek, tylko kierując się ideą uczynienia dźwięku prawdziwym i naturalnym, a żeby to osiągnąć użyto najlepszych materiałów jakie tylko świat mógł zaoferować. Patrząc od tej strony – dodają autorzy – słuchawki te to instrument muzyczny, a nie przyjemnościowa zabawka, czy zwykły przedmiot użytkowy; i podobnie jak prawdziwy instrument oferują dźwięk autentyczny, nic ponad to.
Następnie przechodzi się do spraw technicznych i tu na pierwszy ogień idzie diafragma.
Czytamy o niej, że jest z naturalnych włókien produkowanych przez bakterie Acetobacter aceti; włókien o grubości zaledwie 200-400 angstremów, z których wykonuje się pierwotny biocelulozowy odlew grubości dwóch milimetrów, a następnie drogą dehydratyzacji i prasowania otrzymuje ostateczny arkusz grubości dwudziestu mikronów. Okazuje się on jako materiał na membrany nieporównanie delikatniejszy i wrażliwszy na impulsy od tradycyjnych membran z tworzyw sztucznych, przewodząc dźwięk z niezrównaną szybkością i precyzją.
Kolejna rzecz to drewniane komory głośników. „Nic ponad jednolite drewniane muszle z dwustuletniej Aizu zelkova, zaprojektowane z użyciem trójwymiarowego komputerowego systemu projektowania CAD.” – brzmią słowa pochwalnego hymnu. „Ich charakterystyka akustyczna jest niezrównana, a dźwięk zyskuje dzięki nim prawdziwie trójwymiarową postać.”
Nad mordowaniem owieczek, o którym traktuje następny ustęp, nie będę się rozwodził, przejdę od razu do nagłownego pałąka. Wykonano go ze stopu zapamiętującego kształt, dzięki czemu żadne ręczne ustawianie nie jest potrzebne, a słuchawki samoczynnie zajmują idealną pozycję na głowie słuchającego, co nie tylko wpływa na wygodę i prostotę użytkowania, ale nie pozostaje ponoć bez wpływu na jakość reprodukcji dźwiękowej.
Następnie przychodzi kolej na magnezowe zawieszenie muszli, cechujące się zdolnością absorpcji dźwięku, dzięki czemu nie mamy do czynienia z żadnym dodatkowym echem czy pogłosem zarówno od strony wewnętrznej jak zewnętrznej. Dochodzi do tego specjalnie dobrany biotechnologiczny jedwab osłaniając przetworniki od strony ucha, którego gęstość i właściwości materiałowe zapobiegają rozpraszaniu i wygaszaniu przechodzących przezeń fal dźwiękowych.
Ostatni rozdział poświęcono kablowi przyłączeniowemu. Okazuje się być wykonany z beztlenowej miedzi długokrystalicznej klasy 6N w okrywie izolacji z silikonu i osłony z naturalnego jedwabiu, zapobiegając „tak dobrze, jak to tylko możliwe” utracie przewodzonego sygnału. Zwieńczeniem tej doskonałości złocony wtyk z litego rodu, którego poza wybitnymi właściwościami elektrycznymi zaletą bardzo duża trwałość.

SonyR10_10Tyle producent, pora na kilka słów autora.
Słuchawki są rzeczywiście bardzo wygodne, a przy tym w noszeniu lekkie i faktycznie samoczynnie się układające, aczkolwiek trzeba uważać, by pałąk wylądował dokładnie na czubku głowy i żeby uszy odpowiednio spasowały się z padami, bo te są lekko wypukłe i wymagają starannego ułożenia.
Od strony estetycznej wrażenia także są pozytywne. Muszle z drzewa zelkova wyglądają niepospolicie: zdobi je delikatna rzeźba słojów, mają przyjemnie ciepłą barwę i są miłe w dotyku. Rzuca się w oczy, że nadano im podyktowany właściwościami akustycznymi wyjątkowo kunsztowny kształt, a nie bezmyślnie uformowano w jajowate osłony.
Oprawa w jakiej R10 otrzymujemy także jest wyjątkowa. To elegancka skórzana walizka wyściełana czerwonym aksamitem, zaopatrzona w tę książkową instrukcję, płyny czyszczące do muszli i padów oraz odnośną ściereczkę. To prawdziwy głęboki japoński ukłon pod adresem przyszłego nabywcy, który zechciał w imię posiadania takich słuchawek opróżnić portfel z pokaźnej kwoty.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

5 komentarzy w “Recenzja: Sony MDR-R10

  1. mario pisze:

    Wspaniala recenzja,wspaniale sluchawki.Pozdrawiam audiofil.

  2. Piotr pisze:

    Witam panie Piotrze .Mam pytanie .Na ebay uk można je kupić za 5000 £.Czy uważa pan, ze ta cena jest dobra czy zawyżona .

    1. Piotr Ryka pisze:

      Cena jest adekwatna w sensie obecnej wyceny rynkowej. Trzeba tylko uważać na jakość sprzedawcy, bo oszustów oferujących tak drogie słuchawki nie brakuje. Warto zwłaszcza zweryfikować, czy nie miały wymienianego któregoś przetwornika, bo są spece od zastępowania oryginalnych takimi z niższych modeli. W tej sprawie polecam konsultacje z Wiktorem z forum audiohobby. Na pewno pomoże.

  3. dominator8 pisze:

    Witam. Odsłuch tych słuchawek to moje wielkie marzenie – nie ukrywam. Posiadam Stax Lambda Pro, HD600, DT770Pro oraz AKGQ701 i w każdym z wymienionych mam pewne ale.. Najbliżej do mojego ideału brakuje Staxom. Sony R10 to wedłóg wielu najlepsze słuchawki elektrodynamiczne w historii – coś w tym musi być.

  4. dominator8 pisze:

    Zapomniałem dodać, że posiadam też AH5000 w wersji zmodowanej (marks mod). Brakuje odklejenia dźwięku od głowy oraz przesada w ekspozycji basu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy