Recenzja: Sennheiser HD 700

Dźwięk cd.

Sennheiser HD 7005Konkluzja? HD 800 są bardziej eleganckie i bardziej z własnym pomysłem na granie, którego głównym przejawem jest aranżacja sceniczna. HD 700 grają odmiennie. Pod względem stylu są bardziej podobne do HD 600, podczas gdy HD 800 w większym stopniu nawiązują do HD 650. Pierwsza para bardziej ciśnie na szczegół i bezpośredniość, druga na całościowy spektakl i elegancję brzmienia. Ponieważ rozsądzanie ich sporu okazuje się trudne, sięgam po czwartą płytę – „Mnemosyne” Jana Garbarka. I tu duże zaskoczenie. HD 800 okazują się dużo lepiej odtwarzać soprany saksofonu, czego wcześniej nie zaobserwowałem, ponieważ dla dziewczyny z Ipanemy saksofon jedynie pomrukiwał, a u Garbarka skowycze i wyje, targany bólami egzystencji. W ogóle ta płyta, nagrana w kościelnej nawie, wypada na HD 800 dużo lepiej. Nie tylko ich dźwięk okazał się bardziej elegancki i posadowiony na szerszym zakresie pasma, ale i scena HD 700 w porównaniu była sprasowana jakby jej prawie wcale nie było. Tak więc flagowiec bezproblemowo broni swojej pozycji, a kolejne płyty, których potem dla przyjemności słuchałem, to odczucie przewagi HD 800 coraz bardziej utwierdzały.

Dajmy na koniec spokój porównaniom. Skoro już ustaliliśmy, że HD 800 są elegantsze, bardziej zmysłowe, lepsze technicznie i wygodniejsze, a także z piękniejszą sceną, a HD 600 i HD 650 mimo swych niezaprzeczalnych zalet jednak słabsze pod względem szczegółowości i budowania muzycznej aury, pora posłuchać samych HD 700 na różnych gatunkach muzycznych, by dopełnić obrazu ich audiofilskiego rozbioru.

– Rock wypadł całkiem okazale, choć bas nie był tak obfity jak u HD650, ai do tego od HD 800 sporo mu brakowało. Był rozdzielczy, ale trochę zbyt lekki. Szybki, ale nie dość substancjalny. W sumie słuchało się dość przyjemnie, jednak do klasy HE-6 czy łoskotu Audez’e LCD-2 zdecydowanie nie udało się nawiązać. Brak wypełnienia okazał się ewidentny. Więc może ten rock wcale nie wypadł okazale? Sam nie wiem. Zależy czego oczekiwać. Jeżeli gry szybkiej i precyzyjnej – jest dobrze; jeżeli przede wszystkim potęgi niskich częstotliwości – to bynajmniej.

– Muzyka rozrywkowa czerpie niewątpliwe korzyści z tej powabności, o której tyle już napisałem, i chyba w sumie wypadła najlepiej. Centralnie umieszczona spora scena z bliskimi wykonawcami kuszącymi magią głosu to smakowite danie, choć nie da się ukryć, że taki Stax Omega II, Grado PS-1000 albo Beyerdynamic T1 mają tu więcej do zaoferowania. Zważywszy cenę tego ostatniego pozycja rynkowa HD 700 staje się wątpliwa. Wyceniono je stanowczo zbyt wysoko.

– Wymogiem głównym kameralistyki jest precyzja, głębia i bogactwo odtwarzanego dźwięku. Pomimo obecnego już czaru nie można powiedzieć, by HD 700 były w stanie nawiązać na tym polu walkę z najlepszymi. Okazują się niewystarczająco dźwiękowo złożone; pozbawione należytego przestrzennego modelunku bryły dźwiękowej i ze zbyt małym bogactwem kolorystycznym, by dotrzymać kroku liderom. To dobre słuchawki. Nawet  bardzo dobre. Ale nie wybitne. I wcale nie dużo lepsze od HD 600 i HD 650.

– Wielka symfonika to z kolei domena wielkich scen, pogłosu wielkich koncertowych sal i potężnej rozpiętości między piano a forte orkiestry. Brzmienie HD 700 nie rozczarowało. Ujęło dużą sceną i cieszyło przejrzystą artykulacją. Brakło wprawdzie trochę potęgi i masy, ale one już takie są i inne nie będą. Również HD 800 w porównaniu do ortodynamików wydają się trochę za lekkie i nie dość potężne, ale tylko minimalnie; za to scenę mają prawdziwie teatralną.

– Na koniec słowo o brzmieniu najbardziej klasycznego z instrumentów, fortepianu. W wydaniu HD 700 nie było ono wystarczająco głębokie, co uwidoczniło się bardzo wyraźnie już na tle HD 800. Sięganie po wzorcowe w tym repertuarze AKG K1000 okazało się w tej sytuacji zbyteczne. Prezentacja jawiła się jako zbyt krzykliwa i niedostatecznie ukształtowana przestrzennie, w efekcie czego bardziej irytowała niż cieszyła. Nie słuchało się tego dobrze, oj, nie słuchało. Bezpośrednia przesiadka z HD 800 nosiła wręcz znamiona deklasacji. Dźwięk nie był dostatecznie perlisty a soprany wyrażone choćby tylko poprawnie. Blamaż.

Przepraszam, wiem że miało być bez porównań, ale kiedy dźwięk wydaje się nieprawidłowy, jego konfrontacja z innymi staje się nieodzowna.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy