Recenzja: Denon AH-D600

Denon AH-D600Gdyby to był wyrób Sennheisera albo Beyerdynamica, pisanie „słuchawki” byłoby zbędne, bo wiadomo, że na rynek konsumencki firmy te kierują przede wszystkim właśnie słuchawki, jednakże dla Denona są one tylko niewielkim odłamem działalności, choć przyznać trzeba, iż stale rosnącym w siłę. Lecz co tam nazwy, określenia i uściślenia, co tam firmy – ważne jak one grają, jak się pozycjonują na rynku i głowie użytkownika oraz jak wyglądają.

Walory użytkowe i cechy konstrukcyjne

Denon AH-D6003Słuchawki są nowiuteńkie, prosto z producenckiego pieca, z którego wyszły wraz z modelem szczytowym AH-D7100. I nie tylko są nowe, ale mają też nowatorski wygląd. Zacznijmy w takim razie od tego wyglądu i jego przekładania się na wygodę.

Denon AH-D600 to nauszniki wagi średniej, ciekawe dla oka i miłe w dotyku. Tworzywo z jakiego je wykonano zarówno pod względem powierzchowności jak i palpacyjnie dość udanie usiłuje imitować naturalną skórę, przy czym to nawiązanie do naturalności wydaje się nie bez związku z ich kształtem. A kształt ten jest – rzekłbym – biologiczny. Podobnie jak architektura Gaudiego nawiązuje do form biologicznych w budowlach, tak kształt nowych Denonów czyni to ze słuchawkami. Biologizm znajduje tu wyraz przede wszystkim w jednolitości formy. Nie mamy osobnego pałąka z przyczepionymi doń muszlami, tylko jednolity, całościowy korpus. Pałąk i muszle stanowią jedność o wyzwolonej ze szkolnej geometrii kół i linii prostych formie krzywoliniowej, charakterystycznej dla istot żywych. Jest to wprawdzie jedynie pozór, bo tak naprawdę różnica polega wyłącznie na tym, że przedłużone osie pałąka uczyniono maskownicami dla przytwierdzonych doń od wewnątrz za pośrednictwem łożyska muszli, jednakże całościowy wygląd uległ dzięki temu zasadniczemu przeobrażeniu.

Denon AH-D6004Czy prezentuje się to dobrze, czy wolimy formę tradycyjną, nie moja rola oceniać. Podoba się czy też nie, na podstawie zdjęć każdy może sam sobie odpowiedzieć, a ważne czy wygodnie się je nosi i łatwo reguluje. Tak właśnie jest i odpowiada za to nie tylko dobrze dobrany kształt całości, ale i bardzo dobrze uformowane pady, o oczywistym przy tym „biologicznym” założeniu ergonomicznym kształcie. Wytwórca nazywa je „pentagonalnymi” i informuje, że są wypełnione pianką z efektem pamięci. Podkreśla też fakt zamontowania muszli na łożyskach, co czyni je obrotowo ruchomymi względem pałąka, pozwalając swobodnie dobierać kąt nachylenia względem głowy. Same pady są wykonane z wysokiej jakości sztucznej skóry, dzięki czemu ich dotyk jest bardzo przyjemny, pozwalając bezproblemowo trzymać słuchawki na głowie przez wiele godzin. Dodajmy od razu, że mamy tu do czynienia z konstrukcją zamkniętą, przy czym zamknięcie to jest wyjątkowo solidne. Żadne muszle z jakimi dotąd miałem styczność w takim stopniu nie separowały od otoczenia, co należy uznać za duży atut. Dźwięki zewnętrzne są mocno przytłumione a siedzący obok nas bardzo niewiele usłyszą z tego czego słuchamy; przy cichszym ustawieniu nic zgoła.

Tym biologicznie uformowanym muszlom zaaplikowano nowe przetworniki, aczkolwiek nie jakieś całkiem od wcześniej stosowanych odmienne. W dalszym ciągu średnica wynosi 50 mm i wciąż mamy do czynienia z niską, 25 ohmową impedancją, jednak zmieniono kształt membrany i zafundowano jej lepszy surowiec. Ten nowy kształt opisany jest jako bezkrawędziowy (ang. free edge), a jego substancję stanowi tworzywo z węglowych nano-włókien, jeszcze cieńszych niż używane poprzednio. Według twórców ma to skutkować wyjątkową przejrzystością dźwięku oraz precyzją i brakiem zniekształceń podczas przetwarzania sygnału elektrycznego w falę akustyczną. Sam sygnał jest doprowadzany do przetworników kablem z miedzi OFC (oxygen free cooper) o czystości aż 7N w materiałowym oplocie. Jak na oryginalny przewód ma zatem wspaniałą jakość. Ma też trzy metry długości i wpina się go do muszli małymi jackami, dzięki czemu łatwo go podmieniać. Nie przejawia przy tym żadnej sztywności ani nie sprężynuje, tylko leci przez ręce, co przekłada się na brak problemów z użytkowaniem, którymi tak obficie darzy nas kabel nowych Sennheiserów HD 700.

Denon AH-D6005Producent nie ukrywa, iż mimo stosunkowo sporej masywności (365 g) oraz konstrukcji wokółusznej, słuchawki są przystosowane do użytkowania mobilnego i z myślą o nim były projektowane. Na przystosowanie to składa się nie tylko mały jack kończący kabel, lecz także będący w komplecie krótszy kabel z zamontowanym pilotem i mikrofonem do obsługi iPhonea, iPoda, czy iPada, do czego dołącza się podróżny pokrowiec, pozwalający z łatwością spakować zawartość słuchawkowego setu do torby podróżnej lub za pomocą dołączonego karabinka przypiąć ją do paska. Słuchawki mają też wyjątkowo dużą skuteczność, opiewającą na 108 dB, co pozwoli je napędzać wszelką słuchawkową dziurką i dysponują wspomnianą już imponującą izolacją zewnętrzną, oszacowaną na aż – 15 dB. Nie znaczy to, że AH-D600 do normalnego słuchania się nie nadają, a dołączona złocona przejściówka na duży jack rozwiewa wszelkie wątpliwości. W końcu jeżeli płacimy za słuchawki ponad dwa tysiące złotych (w USA 500 dolarów) i są to normalne słuchawki nauszne, trudno aby nam służyły wyłącznie w warunkach podróżnych i oferowały jakość dźwięku za niską dla audiofila czy melomana.

Dźwięk

Denon AH-D6006Rzućmy je w takim razie na żer melomańskich i audiofilskich wymogów, bo że w podróży się sprawdzą, przy ich stopniu odcięcia od otoczenia nie może być wątpliwości. Z kolei wymogi snobistyczne i megalomańskie, wobec wysokiej jednak nie aż tak bardzo ceny, zastosowania tutaj nie znajdą.

Słuchawki dotarły do mnie od polskiego dystrybutora w stanie wskazującym na brak jakichkolwiek prób użytkowania; pachnące nowością i zapieczętowane. A pieczętują je i pakują bardzo starannie. Tu na grubą tekturę dodatkowo osłaniającą pudło nikt nie żałował, a z kolei samo pudło jest nietypowe, zarówno kolorystyką jak i kształtem nawiązując do dalekowschodniej estetyki użytkowej o bardzo wysokim stopniu wyrafinowania. Kiedy się już przez te osłony, pudła i pieczęcie przedrzemy, wpada nam w ręce produkt o wyglądzie zgodnym z najnowszą tendencją – mający quasi-biologiczne kształty i oparty o ekologiczne surowce. Okazuje się być bardzo wygodny, ale nie to jest przecież w słuchawkach istotą. Podpinamy je zatem do stosownego wzmacniacza i zaczynamy się im przysłuchiwać.

Muszę przyznać, że w ciągu pierwszych stu godzin z okładem dźwięk się zupełnie nie zmieniał i już byłem gotów zacząć go opisywać poczynając od słów „pierwszy raz mam do czynienia ze słuchawkami, które wygrzewania zupełnie nie wymagają”, a tu po przeszło tygodniu grania jednak się ocieplił i na średnicy wzbogacił, co było z jego strony czymś bardzo miłym i zarazem rozsądnym. Nie da się bowiem ukryć, iż mimo istotnych walorów, pod względem temperatury i średnicowego nasycenia nazbyt był powściągliwy. Lecz co było a nie jest, nie pisze się w rejestr. Skupmy się zatem na tym co jest.

Słuchawki opiszę w oparciu o trzy wzmacniacze – własnego ASL Twin-Head’a oraz również lampowego Woo6 SE, a także tranzystorowego Ear Stream „Sonic Pearl”. Do kompletu dokooptujemy komputerową kartę dźwiękową Asus Xonar „Essence” STX, zarówno w roli całościowego urządzenia kreującego dźwięk jak i źródła wpiętego we wzmacniacz.

Zacznijmy od Sonic Pearl, bo wydaje się tu najodpowiedniejszy. Zarówno dlatego, że słuchawki przeznaczone także do celów mobilnych powinny być zoptymalizowane pod kątem współpracy z urządzeniami tranzystorowymi, jaki i dlatego, że prezentuje on niewątpliwie wyższą klasę niż nawet bardzo dobra karta komputerowa albo odtwarzacz przenośny.

Domniemanie co do dobrej współpracy okazało się trafne. Powiedzmy więcej, okazało się strzałem w dziesiątkę. Słuchawki Denon AH-D600 i wzmacniacz Sonic Pearl bardzo się polubili i bardzo zgodnie muzykowali.

Denon AH-D6007Co się od razu narzuca i co stanowi dominantę, to zdecydowany akcent basowy w połączeniu z przejrzystością całego pasma. Dźwięk jest bliski, bezpośredni i dynamiczny. Przy tych oczywistych walorach brak mu jednocześnie oznak czegokolwiek co odstręczałoby od słuchania, w związku z czym konsumujemy go z zaangażowaniem i apetytem. Basowy masaż nie jest z pewnością czymś rodem z audiofilskiego rozhisteryzowania, trzęsącego się nad każdym dźwiękowym niuansem i z aptekarską wagą odmierzającego proporcje w dźwięku. Jest po prostu spektakularny, efektowny i zwyczajnie miły w odbiorze. Mówiąc gwarowo – jest fajny. A że w tym wypadku jest także rozdzielczy i nie zasłania innych składowych pasma, tylko z rozmachem sobie z tupie, nie tylko nie możemy mieć do niego pretensji, ale winniśmy mu wdzięczność. Denon AH-D600 to nie są przecież słuchawki o jakichś wyjątkowych aspiracjach, gotowe rzucać wyzwanie największym z wielkich. Ich zadaniem jest cieszyć użytkownika na możliwie najwyższym poziomie za swoje pieniądze i niewątpliwie z zadania tego się wywiązują. Mają swój styl, a styl ten jest dość specyficzny i dlatego warto mu się uważniej przyjrzeć.

Poza basowym akcentem styl ów obejmuje połączenie naturalności z brakiem łagodzenia. Ale powiedzmy także od razu, że ten brak łagodzenia nie polega (jak to przeważnie miewa miejsce) na obcinaniu sopranów. Wręcz przeciwnie, składowa sopranowa tu także jest dominantą, nieustannie zaznaczając swoją obecność. Soprany te są jednak jak najdalsze od szczypania w uszy i biorą to od pokrewieństwa z tymi z najwyższej audiofilskiej półki, o których pisałem nieraz, że są przestrzenne i właśnie tej przestrzenności zawdzięczają swój znakomity odbiór. Soprany od AH-D600 aż tak dobre nie są, ale niewątpliwie zdradzają wyraźne pokrewieństwo z tą szkołą grania i to im się zapisuje na duży plus. Kolejnym atutem jest bezpośredniość. Dostajemy ją dzięki bliskości i dobremu uchwyceniu tonacji. Ale nie tylko. Właśnie zdałem sobie sprawę, że D600 cały swój przekaz wzbogacają przestrzennością, która poparta bliskością pierwszego planu daje znakomite wrażenie bezpośredniości. Ta muzyka nie spłaszcza się i nie umiera w pospolitej dwuwymiarowej trumnie byle jakiego przekazu, tylko ożywa na przestrzennym planie i w przestrzennym brzmieniu.

By należycie te słuchawki umiejscowić w słuchawkowym orszaku sięgnijmy po innego umilacza odsłuchów, Sennheisera HD 650. Przekaz tego nie tak jeszcze dawnego flagowca okazuje się dalece odmienny, co przy jego znanym z basowych akcentów sposobie grania może wydać się dziwne. Ujmując w jednym zdaniu kwestię basu powiedzmy od razu, że ten od Denona jest dużo potężniejszy i bardziej uwydatniony. Ale nie to najbardziej stanowi o różnicy. W bezpośrednim porównaniu dźwięk HD 650 jest przede wszystkim wyraźnie cofnięty, składają się nań mniejsze źródła i pozbawiony jest trójwymiarowości. Tę trójwymiarowość możemy u Denona określić jako wręcz komputerowo zaaranżowaną, co oczywiście mieć miejsca nie może, ale co się tak właśnie przejawia. Momentalnie nasuwa się analogia ze Staksem Omegą II, które to słuchawki o takie komputerowe czary swego czasu podejrzewałem. W tamtym przypadku było to jednak o tyle uzasadnione, że w torze pracował własny staksowy wzmacniacz, który jakieś uprzestrzenniające zabawki mógł przecież ewentualnie posiadać, podczas gdy tu takie coś jest oczywiście wykluczone. Tak więc da się skonstruować słuchawki sprawiające same z siebie wrażenie inspiracji przestrzennych i tu właśnie z takimi mamy do czynienia.

Pozostając przy porównaniu z HD 650 trzeba jeszcze zwrócić uwagę na odmienność samej natury dźwięku. Ten od Sennheisera jest cieplejszy i przede wszystkim taki z chropawą fakturą, charakterystyczną dla audiofilskich słuchawek i wzmacniaczy pochodzących z wyższej półki. W odróżnieniu ten Denona jest czysty, sprężysty i gładki, bardziej przypominając sposób grania HD 600. Cały pracuje w obrębie wspomnianej przestrzenności, bliskości i bezpośredniego ataku. To jest duży, mocny i bardzo bliski dźwięk, aplikowany słuchaczowi prosto do ucha bez żadnego dystansu czy umowności. Kiedy się po nim słucha HD 650, momentalnie pojawia się dystans i przekaz ulega spłaszczeniu, zarówno w mierze głębi sceny jak i samego brzmienia. W zamian dostajemy więcej ciepła, więcej słońca i tę chropowatą fakturę. Muszę jednak przyznać, że na mnie bezpośredniość Denona robiła dużo lepsze wrażenie. Jest znacznie bardziej spektakularna, choć tego rodzaju efektowność (bynajmniej nie jakaś tania) nie każdemu musi się podobać. Mnie jednak duet Denon AH-D600 z Sonic Pearl jak najbardziej do gustu przypadł. Przy całym jego głęboko zaaranżowanym sposobie grania sprawiał naprawdę dużo radości.

Zanim pomaszerujemy ku innym wzmacniaczom skomentujmy jeszcze często spotykaną w relacjach z brzmienia (nie tylko tych) Denonów uwagę o wycofanej średnicy, zastępowanej przez klasyczny „kontur”, od dziesięcioleci stosowany w stereofonicznej aparaturze celem uczynienia dźwięku bardziej efektownym. Pamiętam jak w czasach już dosyć odległych redaktor Wojciech Mann strofował nawet swoich słuchaczy za nieużywanie tego narzędzia, polecając wyciągnięcie ręki ku wzmacniaczowi i przesunięcie suwaków equalizera po prawej i lewej stronie ku górze. Dziś zapewne już by tego nikomu nie proponował. Zmieniły się czasy, a wraz z nimi jakoś sprzętu a także moda i próżno teraz szukać we wzmacniaczach korektorów graficznych. Podobne zabiegi przestały być potrzebne i zapewne bardziej psułyby przekaz niż go poprawiały. Stawiając sprawę w tym świetle, świetle zarzutu o tani chwyt mający poprawić coś w istocie marnego, muszę powiedzieć, że osobiście zupełnie nie odniosłem podobnego wrażenia. Faktem jest, o czym napisałem od razu, że bas ma tutaj niezwykle pokaźną posturę a i sopranów nikt nie zamierzał nowym Denonom ujmować, jednakże nie odbyło się to kosztem średnicy. Te słuchawki są po prostu wydatne i spektakularne w całym paśmie. Płynący z nich głos wokalisty jest duży, bardzo bliski i bezpośredni, dając silne wrażenie realności. Jeżeli mu czegoś brakuje, to tylko ciepła i słodyczy oraz wzmiankowanej chropowatej tekstury. Lecz ciepło i słodycz także są rodzajem czarowania, a już zwłaszcza słodycz. Osobiście za nią nie przepadam, szczególnie kiedy zaczyna dosładzać utwory z zamierzenia posępne, całkowicie zaburzając ich wymowę emocjonalną. Tego w D600 nie ma – i bardzo dobrze. Natomiast bardziej chropowata tekstura by im nie zaszkodziła, spróbujmy jej przeto poszukać we wzmacniaczach lampowych.

Na początek weźmy Woo6 SE.

Z nim D600 zagrały cieplej, a lekka chropawość się pojawia. Dystans do wykonawców stał się odrobinę większy, ale podstawa basowa wciąż pozostawała dominantą. Lampowe granie ma jednak nieco inny charakter, bardziej uwypuklając drobniejsze składniki brzmienia i zwracając twarz bardziej ku słońcu. Z lampą jest jaśniej, delikatniej i bardziej promiennie. Ogólna różnica pozostaje jednak niewielka, a bezpośredniość we wzmacniaczu tranzystorowym była bardziej oczywista i bardziej się narzucała za sprawą większej bliskości. Reszta jest pomijalnie nieistotna.

Na deser wzmacniaczowych przygód pozostał nam ASL Twin-Head. W jego przypadku z brzmieniem także nic wielkiego się nie podziało. Co się najbardziej narzuca, to mniejszy udział basu w całościowym przekazie. Wciąż pozostaje on duży, ale nie aż tak bardzo. Delikatność jest może jeszcze trochę delikatniejsza, a ciepło i chropowatość jeszcze nieco bardziej uwydatnione, ale tylko w bardzo niewielkim stopniu. Przy całej elegancji i wyrafinowaniu rysuje się wzglądem tranzystora lekki dystans do wszystkiego co się dzieje i nie powiem by mi się on podobał. Dystans to jednak zawsze jest dystans. Z Sonic Pearl bliski i duży dźwięk atakował, pozostając w bezpośrednim zwarciu ze słuchaczem, a tu jesteśmy bardziej widzem niż uczestnikiem i choć może piękniejszym jest to co widzimy, to jednak słabiej to do nas przemawia.

Sięgnijmy teraz po drugie tranzystorowe urządzenie – kartę muzyczną Asus Xonar „Essence” STX.

Powiadają o Xonarze, że w odróżnieniu od swego głównego konkurenta, Creative Sound Blastera X-Fi „Titanium”, bardziej angażuje procesor. Tym jednak nie musimy się kłopotać, bo Intel Core i7 załatwi sprawę mniej niż dziesięcioma procentami swej mocy obliczeniowej. Płyty CD w komputerze obsługiwał będzie napęd Blue-Ray Asusa, a całość pozostawać pod kontrolą Windows 7, 64-bit. Wypróbujmy zatem komputer w roli źródła, podpinając doń Sonic Pearl zwykłym Profi Goldem, by całkiem zwyczajnie było, czyniąc to po złączach RCA, bo takimi Xonar i Sonic Pearl dysponują. Karta oferuje całą masę możliwości obróbki dźwięku, ale postąpmy po audiofilsku, wyłączając wszelkie bajery. Próbkowanie ustawmy na stamdardowe 44,1 kHz a obsługę tylko na dwa kanały.

Denon AH-D6008Pliki muzyczne z You Tube zestaw taki obsługiwał bardzo zacnie, w czym słuchawki Denona miały bardzo znaczący udział. W porównaniu wyszło na jaw, że słucha się ich przyjemniej niż Audio-Techniki ATH-W5000 i Sennheisera HD 800. Dźwięk Denonów był bliższy i bardziej spektakularny. Także masywniejszy i mniej akcentujący wszelkie szorstkości. Od razu poznać, że współpraca z komputerowymi plikami została przy konstruowaniu tych słuchawek uwzględniona. Gdy jednak miejsce pliku zajmie płyta CD w napędzie Asusa, sytuacja się zmienia. Ujawniają się przewagi flagowego Sennheisera i flagowej Audio-Techniki, prezentujących dźwięk z większą dbałością o szczegół i elegancją. Nic w tym nie ma osobliwego; wszak to słuchawki przeszło dwakroć droższe.

Na sam koniec wetknąłem słuchawki Denona bezpośrednio w wejście słuchawkowe Xonara i muszę przyznać, że taki ascetyczny zestaw (o ile karta dźwiękowa za osiemset złotych i słuchawki za ponad dwa tysiące mogą uchodzić za przejaw ascetyzmu), okazał się grać bardzo satysfakcjonująco. Oczywiście słabiej niż z wpiętym pośrodku wysokiej klasy wzmacniaczem, ale mimo to zaskakująco dobrze – że światłem, z werwą i wcale elegancko. Aż się uśmiechnąłem, tak ładnie to zagrało

Podsumowanie

Denon AH-D6009 Słuchawki Denon AH-D600 to wyrób niewątpliwie udany, aczkolwiek mający swoją specyfikę, na którą składają się w głównej mierze samoistne uprzestrzennianie, bezpośredniość i mocny bas. Spektakularność i zdolność do łagodzenia lichszego muzycznego materiału to cechy wszczepione im już na poziomie technicznego zamysłu, a fakt, że nie odbyło się to kosztem utraty bezpośredniości i uszczuplenia sfery sopranowej, należy uznać za spore osiągnięcie.

Nie są to słuchawki dla kogoś lubiącego obserwować dźwięk z pewnego oddalenia, w niezbyt dużym formacie i podany z delikatnością. D600 grają z przytupem i ofensywnie, atakując dużym dźwiękiem pojawiającym się tuż, tuż. Pod tym względem podobne są do konstrukcji ortodynamicznych, przy jednoczesnym braku uwypuklenia i ocieplenia średniego zakresu. Ten styl nie każdego musi zachwycać, ale skacząc po zasobach internetowych na You Tube pośród przypadkowo dobieranego repertuaru w mig znalazłem wiele utworów, które sprawiły mi niekłamaną radość. Rock, soul, country, czy muzyka celtycka prezentowały się naprawdę przednio, a Whiskey in the Jar oraz I’m a Man You Don’t Meet Everyday w klasycznym wykonaniu The Dubliners zmuszony byłem wysłuchać wielokrotnie. Niestety, po uruchomieniu w miejsce Xonara mej poprzedniej karty muzycznej – Sound Blastera „Fatality” X-Fi – już tak dobrze nie było, lecz mimo to wciąż pozostawało się w kręgu bardzo przyjemnego słuchania.

W punktach:

Zalety

– Świetna bezpośredniość.

– Duży i bliski dźwięk.

– Prawidłowa tonacja.

– Wielki kawał basu.

– Spektakularne uprzestrzennianie.

– Bez obciętych sopranów.

– I wycofanej średnicy.

– Dobre do każdej muzyki.

– Zwłaszcza takiej słabiej nagranej.

– Prawdziwy kumpel do muzycznej biesiady.

– Doskonałe do komputera.

– Dwa wymienne kable.

– Łatwe do wysterowania.

– Bezkonkurencyjnie izolują od otoczenia.

– Przystosowane do podróżowania.

– Niezbyt ciężkie.

– Bardzo wygodne.

– Przyjemne w dotyku.

– Wyjątkowo elegancko zapakowane.

Wady

– Nie dla tych co nie lubią narzucającego się, bliskiego brzmienia.

– Oraz potężnego basu.

– Za te pieniądze oczywiście nie dostajemy Orfeusza.

– Ciekawy, nowatorski design, ale nie dla konserwatystów.

– Delikatność i niuanse to nie ich żywioł.

– Sporo kosztują.

– Liczni konkurenci, w tym wielu tańszych.

Dane techniczne:

– Słuchawki dynamiczne o budowie zamkniętej.

– Przetworniki typu „Edge free” z nano-włókien o średnicy 50 mm.

– Pasmo przenoszenia 5-45 000 Hz.

– Czułość 108 dB.

– Impedancja 25 Ohm.

– Izolacja od otoczenia – 12 do – 15 dB.

– Waga 365 g.

– Kabel z miedzi OFC długości 3m.

– Kabel podróżny długości 60 cm z mikrofonem i pilotem dla iPoda.

– Etui podróżne.

– Złocona przejściówka na duży jack.

– Cena 2 199 zł.

Pokaż artykuł z podziałem na strony

4 komentarzy w “Recenzja: Denon AH-D600

  1. Rafał Wicik pisze:

    Dzień dobry,Panie Piotrze,
    Jestem posiadaczem clona Lehmann-a po przeróbce Michała z Ear Stream.Ciekawi mnie na jakim poziomie wzmacniaczy fabrycznych można umieścić Lehmann-a po upgrade.Heed CanAmp,Black Pearl?
    POzdrawiam ,Rafał

  2. Piotr Ryka pisze:

    Mnie ten klon podobał się bardziej od Heed, bo gra naturalniej. Natomiast Black Pearl jest jeszcze lepszy, niosąc w sobie więcej muzycznego czaru.

    Przenoszę na ten portal swoje stare recenzje i te klona oraz Black Pearl też się tu znajdą, ale tempo przenoszenia zależy od maestro informatyka a nie ode mnie.

  3. roman pisze:

    Które są lepsze AH-D600 czy AH-D5000 ?
    w magazynie „AUDIO” czytałem że 5000 prawie nie ustępują 7000 ….

    1. Piotr Ryka pisze:

      D600 są łatwiejsze do napędzenia, mają wyraźnie mocniejszy bas i łagodniejsze soprany. D5000 grają trochę bardziej realistycznie, ale D600 dają więcej frajdy ze słuchania. By D5000 grały podobnie przyjemnie, trzeba je poddać dość skomplikowanej modyfikacji, która jest opisana w Internecie jako Marki mod.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy