Relacja: Sennheiser HE 1 – warszawska premiera

Sennheiser_HE1_Orpheus_HiFiPhilosophy_046   Klasyczny Orpheus, czyli jubileuszowy zestaw wzmacniacz HEV90 + słuchawki HE90, wykonany przez firmę z okazji 50-lecia pracy jej twórcy, dr Fritza Sennheisera, to jedna z największych audiofilskich legend. Wcielenie luksusu i technicznego mistrzostwa początku lat 90-tych, nieustająco sławione przez słuchaczy i użytkowników, pozostawał i wciąż pozostaje jednym z bardzo nielicznych audiofilskich precjozów, którego doskonałości nigdy nie podważano. Owszem, stukano się nieraz w głowę widząc cenę, wynoszącą oficjalnie 30 tysięcy marek, a obecnie ustabilizowaną na rynku wtórnym w okolicach 100 tysięcy złotych, ale jakości brzmienia, estetyki i wykonawczego kunsztu nikt nie kwestionował. Tym dziwniejsza wydawała się sytuacja, że ten przedmiot kultu powstał w limitowanej ilości 300 zaledwie egzemplarzy, tak więc wielu potencjalnych nabywców obeszło się smakiem. (Pamiętajmy, że niektórzy nie uznają kupowania z drugiej ręki.) Jeszcze dziwniejsze było to, że Sennheiser produkcję słuchawek elektrostatycznych niedługo potem w ogóle zarzucił, wraz z zakończeniem w połowie lat dziewięćdziesiątych wytwarzania tańszego modelu HE70. Na rynku pozostał zatem samotny ze swoimi elektrostatami odwieczny konkurent Stax i przez dwie dekady sytuacja ta nie zaznała odmiany. Kilkakroć wprawdzie nieznani wcześniej producenci porywali się na słuchawki elektrostatyczne, ale nie były to porywy wieńczone sukcesami i osamotnionemu tak naprawdę Staxowi nikt nie zagroził. Ale to się zmieniło. Po dwóch dekadach milczenia pojawiła się najpierw pogłoska, a potem już oficjalna zapowiedź, że w roku 2015, ćwierć wieku niemal po poprzedniej premierze (1991), pojawi się następca tego pierwszego Orfeusza – Orfeusz 2. I się faktycznie pojawił. Z wielką pompą na gali w Londynie, gdzie nikt go wprawdzie posłuchać nie mógł, ale był do obejrzenia, a do posłuchania liczne gwiazdy na jego cześć śpiewające; natomiast teraz, już dokładnie dwadzieścia pięć lat po pierwszym debiucie, pokazał się objazdowy egzemplarz do posłuchania – przedprodukcyjny model Sennheiser HE 1. Znów oczywiście jako słuchawki i wzmacniacz, i znów bardzo drogi, wyceniony na aż 50 tysięcy euro.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

16 komentarzy w “Relacja: Sennheiser HE 1 – warszawska premiera

  1. Maciej pisze:

    Oj fajnie było. Oby więcej takich spotkań.

  2. Stefan pisze:

    Z tą przestrzenią to chyba najdziwniejsze bo różnie ją każdy słyszał, może wpływ miało ułożenie słuchawek.
    Szkoda że nie udało się spotkać, musiałem wcześnie opuścić spotkanie.

    1. Piotr Ryka pisze:

      To nie jest tak, że tam przestrzeni nie było, tylko że słyszałem Orfeusza grającego o wiele lepszą przestrzenią a też napędzanego przez Accuphase.

      1. Stefan pisze:

        No tak ona była, chodziło mi o porównanie klasycznego Orfiego do nowego mi nowy grał bliżej bardziej bezpośrednio,
        a klasyczny czarował głębią i kolorowym przekazem. Choć w nagraniach z dużym pogłosem to nowy sprawdzał się lepiej.

        1. Piotr Ryka pisze:

          Faktycznie szkoda, żeśmy nie mogli się spotkać. Może przy jakiejś kolejnej okazji. Jak coś, to zapraszam do siebie. A nie miałeś kłopotów z postrzeganiem tego nowego jako całkowicie naturalnie grającego?

          1. Stefan pisze:

            Tak w 20min to trudno było się skupić tylko na nowym, bo klasycznego też chciałem posłuchać.
            Praktycznie tylko na jednej płycie Jana Lundgrena Magnum Mysterium mi się bardziej podobał nowy,
            choć głosy lekko szeleściły, ale za to fortepian był bardziej realny.
            Może faktycznie ten nowy powinien być słuchany z wewnętrznego przetwornika, Pan Paweł Khun
            mówił że te lampy we wzmacniaczy obsługują wydzielone pasma na parę i może całość jest jak sugerujesz
            zestrojona pod siebie.

  3. Tadeusz pisze:

    Dzięki Piotrze za te impresje. na rzetelną recenzję przyjdzie czas jak wypożyczą Ci to „cudo” na parę dni, jak już ostatecznie dopracują i o ile będą chcieli Tobie wypożyczyć ? 🙂
    Po sobie wiem,że jak coś „testuję” i chcę wyrobić sobie o tym opinię to musi to być jednak kilka dni .Jednego dnia odbieram to tak , drugiego zgoła inaczej dlatego to musi być parę odsłuchów żeby z tego wyszła jakaś 'średnia obiektywna” oczywiście obarczona subiektywnym spojrzeniem „testującego” .

    1. Piotr Ryka pisze:

      Rozmawiałem z dystrybutorem i w przyszłym roku mają mieć własny egzemplarz prezentacyjny, który będzie robił turę objazdową po krajowych salonach, by mogły być organizowane lokalne spotkania i każdy chętny mógł posłuchać. Wtedy też mam go dostać na parę dni dla normalnej recenzji. Ale czy to się urzeczywistni, to jeszcze obaczym. Na pewno natomiast obecna forma jest przedprodukcyjna i zostanie poprawiona. Zwłaszcza to wydzielanie ciepła trzeba będzie rozwiązać, bo za bardzo w głowę ten nowy słuchawkowy bóg grzeje. Mnie jednak najbardziej przeszkadzało to, że nie trafiał z przekazem tak bezpośrednio jak stary. Ale różne w tym względzie były spostrzeżenia, chociaż zdecydowana większość wskazywała na stary jako lepszy w sensie naturalności. I jeszcze jedno – oba moim zdaniem podawały za dużo sopranów. Powinny je dawkować racjonalniej.

  4. ductus pisze:

    Ciekawa, wg mnie trafna ocena, mimo tak krótkiego odsłuchu. Piotrze, piszesz o dźwięku „zrobionym” nowego, a to trafia w punkt mojego przypuszczenia o elektronicznej manipulacji sygnatury. Nie rozmawialiśmy, ani nie umawialiśmy się, a odczucia podobne. Dzięki za tekst i zdjęcia.
    Pozdrawiam serdecznie
    Stefan

    1. Piotr Ryka pisze:

      Rozmawiać, tośmy rozmawiali, ale nie o tym.

      Też pozdrawiam i czekam na transformator

  5. Adam K. pisze:

    Panie Piotrze, a który to jest Pan na tych zdjęciach? Czytam Pana recenzje właściwie od początku,a tak naprawdę do końca nie wiem, kto je pisze:)

  6. Piotr Ryka pisze:

    Na zdjęciu, gdzie widać dwóch szpakowatych facetów, ten pochylony bez okularów to ja.

  7. Adam K. pisze:

    Dziękuję za informację.

  8. Marcin pisze:

    Zatem czekamy z ciekawością na „Wtedy też mam go dostać na parę dni dla normalnej recenzji” – może już w poprawionej wersji.

    Jak rozumiem Sennheiser wziął sobie do serca krytyczne uwagi „za bardzo w głowę ten nowy słuchawkowy bóg grzeje. Mnie jednak najbardziej przeszkadzało to, że nie trafiał z przekazem tak bezpośrednio jak stary” – swoją drogą aż się wierzyć nie chce że cudo za 50 tys. euro może mieć takie istotne mankamenty nawet w fazie prototypu (niewątpliwie stary dobry Orpheus jest #0 czyli najlepszy).

    1. PIotr Ryka pisze:

      To jeszcze nic. Ze zdumieniem ostatnio przeczytałem, że tyle samo kosztujące elktrostaty od HiFiMAN-a grały komuś całkiem bez środka sceny i gorzej od planarnych HE-1000. Ale spokojnie – pożyjemy, zobaczymy. Na razie pierwsze koty za płoty.

      1. Stefan pisze:

        A te nowe HiFiMany to chyba jeszcze prototyp, nie spodziewam się za dużo po nich,
        a swoją drogą HEki potrafią zagrać pięknie, taki Chord DAVE bezpośrednio z dziurki czaruje muzyką.
        Jak będziesz miał okazję Piotrze to posłuchaj koniecznie DAVEa, miałem okazję spędzić z nim
        trochę czasu i trudno znaleść odniesienie do jego prezentacji.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy