Relacja: Sennheiser HE 1 – warszawska premiera

Odsłuch

Sennheiser_HE1_Orpheus_HiFiPhilosophy_044   Tę część zacznę także od sprzętu. Gramofon był używany dnia poprzedniego, ale pod moją obecność już nie pracował, toteż słuchałem wyłącznie z odtwarzaczem. Dzielony Accuphase był podpięty do firmowego przedwzmacniacza C-3800, rozdzielającego sygnał do obu Orfeuszy po kablach symetrycznych Siltech Double Crown XLR, a prąd zapewniała elektrownia także od Accuphase po flagowych dla Acrolinka kablach zasilających 7N-PC9500. W sumie zatem popis jakości sprzętowej poustawiany na odpowiednich stelażach i sam Sennheiser zmuszony był przyznać ustami swoich przedstawicieli, że takiej prezentacji jeszcze jego najnowsze słuchawki nie miały. Dumnie zatem wszyscy organizatorzy pierś mogą po ordery wypinać i nikt nas nie będzie uczył, jak się takie odsłuchy urządza.

Sam odsłuch był bardzo krótki – kilkunastominutowy i skazujący na ciągłe porównywanie – tak więc nic nie mam do powiedzenia o normalnym z tymi słuchawkami współżyciu na bazie jednego bodaj spędzonego wspólnie wieczoru. W dodatku warunki były złe. No, niestety. Bo chociaż odsłuch odbywał się w wydzielonym miejscu za przepierzeniem, gdzie słuchający zostawał sam na sam z aparaturą, to nie sięgało to przepierzenie aż po sufit bardzo wysokiej sali starego gmachu, ani drzwi żadnych nie było, a za to pojawiała się komora rezonansowa. Tak jakoś dziwnie się działo, że hałas toczonych opodal rozmów po założeniu słuchawek jeszcze się wzmagał, a w efekcie nie można było zaznawać przejść od ciszy do muzyki i vice versa, podobnie jak w pośpiechu trudno było się skupić czy odprężyć. Szybko, szybko bo inni czekają i hałas dokoła, ale coś się jednak usłyszeć udało. Zabrałem oczywiście swoje płyty i każdej troszkę uszczknąłem, a wnioski są takie:

Sennheiser_HE1_Orpheus_HiFiPhilosophy_001Sennheiser_HE1_Orpheus_HiFiPhilosophy_002Sennheiser_HE1_Orpheus_HiFiPhilosophy_003Sennheiser_HE1_Orpheus_HiFiPhilosophy_004

 

 

 

 

Nowy Orfeusz dźwięk ma od dawnego potężniejszy. Bardziej masywny, ciemniejszy, cięższy, mocniej atakujący. Ani trochę nie brakuje mu przy tym transparencji, którą także posiada rewelacyjną. Pasmo podaje też w pełni rozciągnięte, ale o ciemniejszym przebiegu i generalnie odczuciu neutralizmu barwowego z przygaszonymi kolorami. Kolorystycznie bardziej od starego jest czarno-biały, podczas gdy dawny barw oferuje całą tęczę, w jaśniejszym  oświetleniu i zdecydowanie bardziej radosnym odbiorze. Wydaje się przez to także cieplejszy, ale nowy wcale zimniejszy nie jest, a jedynie ciemniejszy i mniej kolorowy, a to subiektywnie obniża temperaturę, która mimo że nie niższa, taką się właśnie wydaje.

Tu wtrącę jedną uwagę. Otóż słuchałem w dwóch podejściach w odstępie półtorej godziny i podczas gdy dawny za każdym razem pojawił się jako identyczny, to nowy w drugiej próbie wydał mi się bardziej sympatyczny, taki właśnie cieplejszy. Niemniej za każdym razem był ciemniejszy i zdecydowanie mniej barwny, a także z cięższym dźwiękiem.

Sennheiser_HE1_Orpheus_HiFiPhilosophy_048Ten ciężar oraz barwa okazują się decydujące, a przy tym nie okazuje się tak, że większy ciężar jest lepszy. Przeciwnie, lżej i przez to swobodniej grający Orfeusz stary, sprawiał wrażenie bardziej naturalnego i prawdziwego. Specjalnie zabrałem płytę z normalną ludzką mową i Piotr Skrzynecki jakiego znałem ze starego przemawiał prawdziwiej. Mniej zawiesićcie i wyższym nieco głosem, a także w sposób bardziej otwarty, doświetlony i sympatyczny. Jak zauważył jeden z kolegów w odniesieniu do słuchanego także Quentina Tarantino, tego z dawnego Orfeusza na pewno chętniej zaprosiłoby się do towarzystwa, bo był sympatyczniejszy i bardziej otwarty.

Jaśniej, bardziej słonecznie, barwniej i sympatyczniej w lżejszym i bardziej otwartym stylu – to się powtarzało w każdym porównaniu, na każdej kolejnej płycie. Tak grał dawny Orfeusz. Czy zatem nowy przepadł? Nie, bez przesady. Żadne tam panie takie. Nowe słuchawki są na pewno nie gorsze technicznie od starych, a przynajmniej nie można nic takiego orzekać na bazie tych krótkich porównań. Ale że są inne i nie są lepsze, to też jest oczywiste. Ich inności nie określa jedynie ta ciemniejsza, nieznacznie niższa i mniej barwnie podawana tonacja, ale także analogiczne rozciągnięcie na górze i nieco niższe, bardziej gęste schodzenie na dole. Basu w nowym Orfeuszu jest więcej i jest on masywniejszy, a także bardziej zwarty a przy tym podobnie rozdzielczy. Podawany w większych i bardziej spoistych porcjach, co ktoś może woleć, a kto inny nie. Ma to także przełożenia na akustykę, ale efekty akustyczne u obu zestawów były najwyższej jakości, chociaż o różnym barwowym i oświetleniowym przebiegu. Niemniej jedne i drugie słuchawki grały pięknie i super analogowo, super także przejrzyście i z super rozciągnięciem. Natomiast zabrakło mi przestrzenności – i to mnie zaskoczyło. Dawny Orfeusz na pewno przestrzeń potrafi pokazywać wspaniałą, a tutaj jej nie znalazłem i nie wiem, czy przypisywać to bardziej własnemu zmęczeniu po przejechaniu trzystu kilometrów, czy może w torze coś należałoby zmienić. Przy okazji dorzucę, że cały czas podczas słuchania towarzyszyło mi przekonanie, że coś tutaj nie pasuje i coś faktycznie należałoby zmienić, ale czasu na jakiekolwiek manewry ani zaplecza nie było. Na pewno słyszałem starego Orfeusza grającego o wiele lepiej i tyle mogę powiedzieć. Może z winy słuchającego, a może toru, a może z uwagi na jedno i drugie. Tego nie zgadnę, chociaż to na tor raczej bym stawiał. Taki teoretycznie był świetny, ale czasami jakiś drobiazg wszystko przemienia i intuicja cały czas mi o takim drobiazgu przypominała. Jednak może była zwodnicza a ja tylko zmęczony i zestresowany.

Sennheiser_HE1_Orpheus_HiFiPhilosophy_050Zostawmy to, bo nas nigdzie nie zaprowadzi. Nie zgadnę co to było. co można natomiast napisać, to to, że wykonawcy w nowym Orfeuszu byli nieznacznie starsi wiekiem (paradoks) i na pewno dużo smutniejsi, oraz że bas im towarzyszył, jak mówiłem, niżej schodzący. To stale się powtarzało, ale odsłuch nie składał się z samych powtórek. Bo zmieniała się od utworu do utworu zarówno wielkość sceny – na jednym raz większa, a raz drugim – jak również zmieniał sposób prezentowania akustyki, także przenoszący przewagę ilościową i ekstensję pogłosów od jednego do drugiego. Nie mam pojęcia jakby to działało podczas dłuższego słuchania tylko tego nowego, ale na pewno stanowi on system słuchawkowy potrafiący oczarowywać łączeniem ogólnej perfekcji technicznej z masywnością, ciemnym wybarwieniem, analitycznym mistrzostwem i rozciągnięciem pasma. Ale najbardziej bym cenił nacisk i siłę ataku. Nowy Orfeusz gra naprawdę potężnie i super masywnie, czym nawiązuje o wiele bardziej do słuchawek ortodynamicznych niż innych elektrostatów. Bas, konkret, powaga, ciężar – a jako kontrast przejrzystość, strzeliste i wszechobecne soprany, szybkość, perfekcyjna artykulacja, przegląd sceny, rozdzielczość, detaliczność, ożywianie przestrzeni. Zabrakło natomiast efektu znanego ze sporej ilości przykładów i prezentowanego tutaj w oczywisty sposób przez Orfeusza starszego, na mistrzowskim w dodatku poziomie. Efektu: – To jest to! – Oto prawdziwe życie!

Sennheiser w materiałach reklamowych zapewnia, że takiego naturalizmu i takiej prawdziwości jak w tych ich nowych słuchawkach, nie znajdziecie na całym obszarze audio. To oczywista nieprawda, ale nie o to chodzi, że żadne słuchawki nie mogą dorównać głośnikom tubowym ważącym ponad tonę. Chodzi o to, że dźwięk nowego Orfeusza w tym konkretnym przynajmniej torze okazał się „zrobiony”. Piękny, potężny, biegły technicznie, ale nie przemożnie prawdziwy. To była stylizacja i stary Orfeusz to jeszcze podkreślał. Nie wykluczam, że nowy potrafi grać przejmująco realistycznie, ale tym razem nie grał.

Sennheiser_HE1_Orpheus_HiFiPhilosophy_057Sennheiser_HE1_Orpheus_HiFiPhilosophy_056Sennheiser_HE1_Orpheus_HiFiPhilosophy_055Sennheiser_HE1_Orpheus_HiFiPhilosophy_054

 

 

 

 

Bardzo wiele daje tu do myślenia wisząca w necie recenzja, której autor napisał, że słuchając z własnym tego HE 1 przetwornikiem dźwięk wydał mu się jasny. To mógł być efekt nie wygrzania, ale pamiętać należy, że słuchawki na pewno zostały zestrojone przede wszystkim pod własny przetwornik i to brzmienie z nim ma być decydujące. A o tym niczego nie wiem, tak więc wszelkie ostateczne sądy trzeba zawiesić i to jest zaledwie migawka z kilkunastominutowego spotkania, w którym samego zestawu Sennheiser HE 1 słuchałem łącznie może z pięć minut. Błysk szprychy, ledwie zwiastun – i tylko tyle tym razem. Nie czuję się rozczarowany i nie czuję zbudowany. Postępu dalej nie ma, albo chytrze się ukrył, natomiast są niewątpliwie nowe najwyższej klasy słuchawki. 

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

16 komentarzy w “Relacja: Sennheiser HE 1 – warszawska premiera

  1. Maciej pisze:

    Oj fajnie było. Oby więcej takich spotkań.

  2. Stefan pisze:

    Z tą przestrzenią to chyba najdziwniejsze bo różnie ją każdy słyszał, może wpływ miało ułożenie słuchawek.
    Szkoda że nie udało się spotkać, musiałem wcześnie opuścić spotkanie.

    1. Piotr Ryka pisze:

      To nie jest tak, że tam przestrzeni nie było, tylko że słyszałem Orfeusza grającego o wiele lepszą przestrzenią a też napędzanego przez Accuphase.

      1. Stefan pisze:

        No tak ona była, chodziło mi o porównanie klasycznego Orfiego do nowego mi nowy grał bliżej bardziej bezpośrednio,
        a klasyczny czarował głębią i kolorowym przekazem. Choć w nagraniach z dużym pogłosem to nowy sprawdzał się lepiej.

        1. Piotr Ryka pisze:

          Faktycznie szkoda, żeśmy nie mogli się spotkać. Może przy jakiejś kolejnej okazji. Jak coś, to zapraszam do siebie. A nie miałeś kłopotów z postrzeganiem tego nowego jako całkowicie naturalnie grającego?

          1. Stefan pisze:

            Tak w 20min to trudno było się skupić tylko na nowym, bo klasycznego też chciałem posłuchać.
            Praktycznie tylko na jednej płycie Jana Lundgrena Magnum Mysterium mi się bardziej podobał nowy,
            choć głosy lekko szeleściły, ale za to fortepian był bardziej realny.
            Może faktycznie ten nowy powinien być słuchany z wewnętrznego przetwornika, Pan Paweł Khun
            mówił że te lampy we wzmacniaczy obsługują wydzielone pasma na parę i może całość jest jak sugerujesz
            zestrojona pod siebie.

  3. Tadeusz pisze:

    Dzięki Piotrze za te impresje. na rzetelną recenzję przyjdzie czas jak wypożyczą Ci to „cudo” na parę dni, jak już ostatecznie dopracują i o ile będą chcieli Tobie wypożyczyć ? 🙂
    Po sobie wiem,że jak coś „testuję” i chcę wyrobić sobie o tym opinię to musi to być jednak kilka dni .Jednego dnia odbieram to tak , drugiego zgoła inaczej dlatego to musi być parę odsłuchów żeby z tego wyszła jakaś 'średnia obiektywna” oczywiście obarczona subiektywnym spojrzeniem „testującego” .

    1. Piotr Ryka pisze:

      Rozmawiałem z dystrybutorem i w przyszłym roku mają mieć własny egzemplarz prezentacyjny, który będzie robił turę objazdową po krajowych salonach, by mogły być organizowane lokalne spotkania i każdy chętny mógł posłuchać. Wtedy też mam go dostać na parę dni dla normalnej recenzji. Ale czy to się urzeczywistni, to jeszcze obaczym. Na pewno natomiast obecna forma jest przedprodukcyjna i zostanie poprawiona. Zwłaszcza to wydzielanie ciepła trzeba będzie rozwiązać, bo za bardzo w głowę ten nowy słuchawkowy bóg grzeje. Mnie jednak najbardziej przeszkadzało to, że nie trafiał z przekazem tak bezpośrednio jak stary. Ale różne w tym względzie były spostrzeżenia, chociaż zdecydowana większość wskazywała na stary jako lepszy w sensie naturalności. I jeszcze jedno – oba moim zdaniem podawały za dużo sopranów. Powinny je dawkować racjonalniej.

  4. ductus pisze:

    Ciekawa, wg mnie trafna ocena, mimo tak krótkiego odsłuchu. Piotrze, piszesz o dźwięku „zrobionym” nowego, a to trafia w punkt mojego przypuszczenia o elektronicznej manipulacji sygnatury. Nie rozmawialiśmy, ani nie umawialiśmy się, a odczucia podobne. Dzięki za tekst i zdjęcia.
    Pozdrawiam serdecznie
    Stefan

    1. Piotr Ryka pisze:

      Rozmawiać, tośmy rozmawiali, ale nie o tym.

      Też pozdrawiam i czekam na transformator

  5. Adam K. pisze:

    Panie Piotrze, a który to jest Pan na tych zdjęciach? Czytam Pana recenzje właściwie od początku,a tak naprawdę do końca nie wiem, kto je pisze:)

  6. Piotr Ryka pisze:

    Na zdjęciu, gdzie widać dwóch szpakowatych facetów, ten pochylony bez okularów to ja.

  7. Adam K. pisze:

    Dziękuję za informację.

  8. Marcin pisze:

    Zatem czekamy z ciekawością na „Wtedy też mam go dostać na parę dni dla normalnej recenzji” – może już w poprawionej wersji.

    Jak rozumiem Sennheiser wziął sobie do serca krytyczne uwagi „za bardzo w głowę ten nowy słuchawkowy bóg grzeje. Mnie jednak najbardziej przeszkadzało to, że nie trafiał z przekazem tak bezpośrednio jak stary” – swoją drogą aż się wierzyć nie chce że cudo za 50 tys. euro może mieć takie istotne mankamenty nawet w fazie prototypu (niewątpliwie stary dobry Orpheus jest #0 czyli najlepszy).

    1. PIotr Ryka pisze:

      To jeszcze nic. Ze zdumieniem ostatnio przeczytałem, że tyle samo kosztujące elktrostaty od HiFiMAN-a grały komuś całkiem bez środka sceny i gorzej od planarnych HE-1000. Ale spokojnie – pożyjemy, zobaczymy. Na razie pierwsze koty za płoty.

      1. Stefan pisze:

        A te nowe HiFiMany to chyba jeszcze prototyp, nie spodziewam się za dużo po nich,
        a swoją drogą HEki potrafią zagrać pięknie, taki Chord DAVE bezpośrednio z dziurki czaruje muzyką.
        Jak będziesz miał okazję Piotrze to posłuchaj koniecznie DAVEa, miałem okazję spędzić z nim
        trochę czasu i trudno znaleść odniesienie do jego prezentacji.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy