Relacja: Sennheiser HE 1 – warszawska premiera

Orpheus HE1

Sennheiser_HE1_Orpheus_HiFiPhilosophy_005   Nowy Orpheus to nowe czasy. A nowe czasy to nowe przyłącza i wszędzie panosząca się technologia cyfrowa, której najdobitniejszym teraz wyrazem są cyfrowe pliki. Tak więc nowy Orfeusz to nie tylko słuchawki i wzmacniacz, ale także DAC, oparty o osiem wspierających się po cztery w każdym kanale kości logicznych ESS SABRE ES9018, tak aby te cyfry wydobyte z cyfrowych plików mogły stać się jak najbardziej analogowe. Jednak na miejscu nie było możliwości tego wypróbowania, ponieważ jedynym źródłem cyfrowym pozostawał dzielony odtwarzacz Accuphase DP-900/DC901, mający własne dwadzieścia cztery kości DAC w części przetwornikowej i z nich tylko korzystający. Tak więc o jakości przetwornika w samym HE 1 nic nie mogę powiedzieć, natomiast mogę coś o reszcie jego składników.

Zacznijmy od wyglądu, a ten jest specyficzny. Takiego czegoś jeszcze nie było, to znaczy postumentu z kararyjskiego marmuru, stanowiącego podstawę do swoistego audiofilskiego misterium. Podchodzisz, naciskasz największe spośród czterech srebrnych kółek na froncie, to najbardziej po prawej, a wówczas wszystko się włącza, kółka zaczynają się wysuwać i okazują pokrętłami, równocześnie rusza do góry osiem walcowatych, szklanych tubusów skrywających lampy, a po lewej unosi się majestatycznie przydymiona, też przeźroczysta pokrywa, odsłaniając spoczywające pod nią słuchawki. Rozżarzają się zwolna lampy, podświetlają pokrętła i po same słuchawki możemy już sięgać, a są one podpięte czarnym, sztywnawym kablem do gniazda we wnętrzu swego łoża i – rzecz zasadnicza – w żadne inne miejsce ich nie podepniecie. Są to bowiem słuchawki nowego typu, to znaczy wciąż elektrostatyczne, ale jako pierwsze na świecie mające w siebie wbudowaną funkcję wzmocnienia napięciowego w oparciu o tranzystory MOS-FET na bazie klasy A. W efekcie tylko ten marmurowy postument może być dla nich uzupełnieniem, a przeniesienie wzmacniacza do wnętrza słuchawek pozwalać ma, jak zapewnia producent, na unikanie strat związanych z przesyłaniem już wzmacnianego sygnału kablem, co konkretnie daje aż dwustuprocentowy wzrost skuteczności wzmacniania i jest wartością nie notowaną.

Sennheiser_HE1_Orpheus_HiFiPhilosophy_006Sennheiser_HE1_Orpheus_HiFiPhilosophy_029Sennheiser_HE1_Orpheus_HiFiPhilosophy_018Sennheiser_HE1_Orpheus_HiFiPhilosophy_021

 

 

 

 

Jednak są i skutki uboczne, mianowicie słuchawki są ciężkie i same stanowią źródło ciepła, a co za tym idzie grzeją i ciążą. Wyraźnie czuć to ich dodatkowe ciepło i dodatkowy ciężar, a w efekcie dostajemy mniejszą wygodę niż u pierwowzoru. Wystój kolorystyczny tych nowych jest przy tym nieco smutniejszy, bo nie są oprawione w drewno tylko w aluminium z popielatymi aplikacjami, a także są nieco zadziorniejsze z wyglądu, ponieważ nad samym uchem mają poddarte uskoki, skrywające zapewne we wnętrzu elementy wzmacniacza. Sumarycznie okazują się większe, cięższe i bardziej grzejące, a za kabel służy im nie płaska taśma, tylko splot dwóch okręcających się wokół siebie żył.

Żyły są ze srebrzonej miedzi wysokiej czystości, a w samych nausznikach pracują membrany powlekane ewaporacyjnie platyną o łącznej grubości zaledwie 2,4 mikrona i tak poprzez tą cienkość leciutkie, że w materiałach reklamowych napotykamy stary slogan odnoszony do głośników wstęgowych, mówiący o większym ciężarze poruszanego powietrza niż waga membran.

Sennheiser_HE1_Orpheus_HiFiPhilosophy_031Sennheiser_HE1_Orpheus_HiFiPhilosophy_027Sennheiser_HE1_Orpheus_HiFiPhilosophy_030Sennheiser_HE1_Orpheus_HiFiPhilosophy_036

 

 

 

 

Jako pasjonat technologii lampowej skupiłem się zrazu na lampach. Są sygnowane jako »SE 803S« wraz z logiem Sennheisera umieszczonym powyżej, ale tak naprawdę to selekcjonowane kopie telefunkenowskich 803S robione przez słowackiego JJ. Akurat porównywałem te słowackie kopie niedawno z rosyjskimi 759B Gold Lion, usiłującymi naśladować legendarny pierwowzór od England Marconi (niedostępny od wielu lat za żadne pieniądze na rynku wtórnym), analogicznie jak te JJ usiłują być legendarnymi Telefunkenami 803S (za około $1500 para teraz na rynku wtórnym) – i w porównaniu tym JJ wypadły lepiej, niemniej od też długoanodowych oryginalnych  Mullardów sygnowanych jako Amperex Buggle Boy dostały baty niemiłosierne i w ogóle nie ma o czym rozmawiać. Przepaść. A to nas niestety odsyła do zasadniczego problemu, jakim są dziś produkowane małe triody. Psvane, Sophia, EAT, JJ, Gold Lion czy Tung-Sol usiłują wmawiać klientom, że ich ECC83 są równie dobre jak te dawne z lat 50-tych, ale to marketingowe baje. Nie są, a jak długo nie będą, tak długo będziemy mieli problem.

Sennheiser_HE1_Orpheus_HiFiPhilosophy_039Sennheiser_HE1_Orpheus_HiFiPhilosophy_034Sennheiser_HE1_Orpheus_HiFiPhilosophy_014Sennheiser_HE1_Orpheus_HiFiPhilosophy_037

 

 

 

 

Duże lampy mocy z bieżącej produkcji potrafią oferować popisową jakość, nie ustępującą tym dawnym, a małe triody nie. W tym miejscu rodzi się więc pierwsza wątpliwość odnośnie tego nowego Orfeusza – czy mianowicie musiał postawić na małe triody? HiFiMAN, o ile się nie mylę, skonstruował dla swoich nowych elektrostatów wzmacniacz na lampach 300B, toteż przynajmniej jak chodzi o wybór szklanych baniek wycelował właściwiej. Jednak wielu producentów śmiało sięga po dzisiejsze małe triody – na przykład Ayon – osiągając spektakularne rezultaty, zatem to jeszcze o niczym nie przesądza. Niemniej pewne chmury zaczynają się już gromadzić, bo same słuchawki są cięższe i z własnym ciepłem, a we wzmacniaczu mamy współczesne małe triody, których zastąpienie lepszymi wydaje się niemożliwe, bo trzeba by znaleźć aż cztery pary. Niewykonalne praktycznie zadanie, mimo że w parowanie lamp specjalnie nie wierzę i można je lekceważyć, chyba że to technologia push-pull, a chyba właśnie jest. Tak więc atmosfera niewątpliwie gęstnieje, ale producent pozostaje niezrażony i na każdym kroku nas przekonuje o niezwykłości swego wyrobu, której dowodem nie tylko cena, ale też muszle rżnięte z jednego kawałka aluminium, pady wykonane z mikrofibry i prawdziwej skóry, pancerne szkło wokół lamp i sześć łącznie tysięcy idealnie skomponowanych elementów całej tej maszynerii.

Sennheiser_HE1_Orpheus_HiFiPhilosophy_035Wracając jeszcze na chwilę do wyglądu, to on również pozostaje problematyczny. Brakuje mu bowiem koncepcyjnej finezji dawnego wzmacniacza, zastępowanej tu przez ów ruchomy pokaz. Z jednej strony dostajemy kararyjski marmur, nawiązujący w tym wypadku bardziej do jakiegoś foyer niż Michała Anioła, bo nie obrobiony w rzeźbę tylko kanciastą bryłę, a z drugiej ruchome popisy jak z XVIII-wiecznej zabawki dla dam w otwieraną i kręcącą się pozytywkę, tu jeszcze dodatkowo ozdobione światełkami. A dla XXI-wiecznych chłopców na tylnej ściance cyfrowe zabawki na czele z gniazdem USB w wersji B i dwoma koaksjalnymi, a także wejścia i wyjścia RCA oraz XLR do zabawy drogimi kablami. Można się zatem wpinać i wychodzić, można podłączać cyfrowe i analogowe źródła, a wszystko spakowano w jeden pakiet na bazie szkła, marmuru, aluminium i elektrycznych silniczków pakujących i wypakowujących co tylko się dało.

Cena tego wszystkiego dla zwykłych ludzi jest czystym kosmosem i w związku z tym dla przyszłego posiadacza automatycznie nobilitująca; tak żeby każda gwiazda sportu, rozrywki czy Internetu czuła się w obowiązku te słuchawki posiadać, podobnie jak każdy bankier albo właściciel firmy. Zwyczajnie nie wypada mieć innych.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

16 komentarzy w “Relacja: Sennheiser HE 1 – warszawska premiera

  1. Maciej pisze:

    Oj fajnie było. Oby więcej takich spotkań.

  2. Stefan pisze:

    Z tą przestrzenią to chyba najdziwniejsze bo różnie ją każdy słyszał, może wpływ miało ułożenie słuchawek.
    Szkoda że nie udało się spotkać, musiałem wcześnie opuścić spotkanie.

    1. Piotr Ryka pisze:

      To nie jest tak, że tam przestrzeni nie było, tylko że słyszałem Orfeusza grającego o wiele lepszą przestrzenią a też napędzanego przez Accuphase.

      1. Stefan pisze:

        No tak ona była, chodziło mi o porównanie klasycznego Orfiego do nowego mi nowy grał bliżej bardziej bezpośrednio,
        a klasyczny czarował głębią i kolorowym przekazem. Choć w nagraniach z dużym pogłosem to nowy sprawdzał się lepiej.

        1. Piotr Ryka pisze:

          Faktycznie szkoda, żeśmy nie mogli się spotkać. Może przy jakiejś kolejnej okazji. Jak coś, to zapraszam do siebie. A nie miałeś kłopotów z postrzeganiem tego nowego jako całkowicie naturalnie grającego?

          1. Stefan pisze:

            Tak w 20min to trudno było się skupić tylko na nowym, bo klasycznego też chciałem posłuchać.
            Praktycznie tylko na jednej płycie Jana Lundgrena Magnum Mysterium mi się bardziej podobał nowy,
            choć głosy lekko szeleściły, ale za to fortepian był bardziej realny.
            Może faktycznie ten nowy powinien być słuchany z wewnętrznego przetwornika, Pan Paweł Khun
            mówił że te lampy we wzmacniaczy obsługują wydzielone pasma na parę i może całość jest jak sugerujesz
            zestrojona pod siebie.

  3. Tadeusz pisze:

    Dzięki Piotrze za te impresje. na rzetelną recenzję przyjdzie czas jak wypożyczą Ci to „cudo” na parę dni, jak już ostatecznie dopracują i o ile będą chcieli Tobie wypożyczyć ? 🙂
    Po sobie wiem,że jak coś „testuję” i chcę wyrobić sobie o tym opinię to musi to być jednak kilka dni .Jednego dnia odbieram to tak , drugiego zgoła inaczej dlatego to musi być parę odsłuchów żeby z tego wyszła jakaś 'średnia obiektywna” oczywiście obarczona subiektywnym spojrzeniem „testującego” .

    1. Piotr Ryka pisze:

      Rozmawiałem z dystrybutorem i w przyszłym roku mają mieć własny egzemplarz prezentacyjny, który będzie robił turę objazdową po krajowych salonach, by mogły być organizowane lokalne spotkania i każdy chętny mógł posłuchać. Wtedy też mam go dostać na parę dni dla normalnej recenzji. Ale czy to się urzeczywistni, to jeszcze obaczym. Na pewno natomiast obecna forma jest przedprodukcyjna i zostanie poprawiona. Zwłaszcza to wydzielanie ciepła trzeba będzie rozwiązać, bo za bardzo w głowę ten nowy słuchawkowy bóg grzeje. Mnie jednak najbardziej przeszkadzało to, że nie trafiał z przekazem tak bezpośrednio jak stary. Ale różne w tym względzie były spostrzeżenia, chociaż zdecydowana większość wskazywała na stary jako lepszy w sensie naturalności. I jeszcze jedno – oba moim zdaniem podawały za dużo sopranów. Powinny je dawkować racjonalniej.

  4. ductus pisze:

    Ciekawa, wg mnie trafna ocena, mimo tak krótkiego odsłuchu. Piotrze, piszesz o dźwięku „zrobionym” nowego, a to trafia w punkt mojego przypuszczenia o elektronicznej manipulacji sygnatury. Nie rozmawialiśmy, ani nie umawialiśmy się, a odczucia podobne. Dzięki za tekst i zdjęcia.
    Pozdrawiam serdecznie
    Stefan

    1. Piotr Ryka pisze:

      Rozmawiać, tośmy rozmawiali, ale nie o tym.

      Też pozdrawiam i czekam na transformator

  5. Adam K. pisze:

    Panie Piotrze, a który to jest Pan na tych zdjęciach? Czytam Pana recenzje właściwie od początku,a tak naprawdę do końca nie wiem, kto je pisze:)

  6. Piotr Ryka pisze:

    Na zdjęciu, gdzie widać dwóch szpakowatych facetów, ten pochylony bez okularów to ja.

  7. Adam K. pisze:

    Dziękuję za informację.

  8. Marcin pisze:

    Zatem czekamy z ciekawością na „Wtedy też mam go dostać na parę dni dla normalnej recenzji” – może już w poprawionej wersji.

    Jak rozumiem Sennheiser wziął sobie do serca krytyczne uwagi „za bardzo w głowę ten nowy słuchawkowy bóg grzeje. Mnie jednak najbardziej przeszkadzało to, że nie trafiał z przekazem tak bezpośrednio jak stary” – swoją drogą aż się wierzyć nie chce że cudo za 50 tys. euro może mieć takie istotne mankamenty nawet w fazie prototypu (niewątpliwie stary dobry Orpheus jest #0 czyli najlepszy).

    1. PIotr Ryka pisze:

      To jeszcze nic. Ze zdumieniem ostatnio przeczytałem, że tyle samo kosztujące elktrostaty od HiFiMAN-a grały komuś całkiem bez środka sceny i gorzej od planarnych HE-1000. Ale spokojnie – pożyjemy, zobaczymy. Na razie pierwsze koty za płoty.

      1. Stefan pisze:

        A te nowe HiFiMany to chyba jeszcze prototyp, nie spodziewam się za dużo po nich,
        a swoją drogą HEki potrafią zagrać pięknie, taki Chord DAVE bezpośrednio z dziurki czaruje muzyką.
        Jak będziesz miał okazję Piotrze to posłuchaj koniecznie DAVEa, miałem okazję spędzić z nim
        trochę czasu i trudno znaleść odniesienie do jego prezentacji.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy