Relacja: Nowa siedziba Living! SOUND

Living_Sound_037_HiFi_Philosophy   Miałem w piątek niewątpliwą przyjemność gościć po raz pierwszy w nowej siedzibie jednego z czołowych krakowskich miejsc audiofilskich – salonie Living Sound. Przeprowadzka nastąpiła do lokalizacji od wcześniejszej odległej, bo z ulicy Karmelickiej na Sandomierską, ale w sensie przejazdu i trafienia banalnie do znalezienia łatwej, bo tylko Alejami Trzech Wieszczów przez most Dębnicki – i już jesteśmy. Nawrót wprawdzie jadąc autem od strony Alej trzeba na rondzie Grunwaldzkim zrobić, ale samo miejsce, mimo iż położone opodal Wawelu i pozornie bardzo ruchliwe, po skręceniu w boczną Sandomierską okazuje się zaciszne i nie sprawiające trudności z zaparkowaniem. Jedynie wszędobylskie parkometry wymuszają opłatę, ale gdzie w Krakowie ich nie ma.

Living_Sound_039_HiFi_Philosophy Living_Sound_042_HiFi_Philosophy Living_Sound_041_HiFi_Philosophy Living_Sound_040_HiFi_Philosophy

 

 

 

 

Nowy lokal składa się z obszernego holu połączonego z galerią ekspozycyjną i punktem sprzedażowym, a zaraz obok ulokowała się sala odsłuchowo-projekcyjna o powierzchni ponad dwudziestu metrów, czyli odpowiadająca przeciętnemu salonowi w polskim mieszkaniu. Wymiary ma przy tym dobrane przez specjalistę akustyka w proporcjach właściwych dla prawidłowego brzmienia i wygaszania zbędnych pogłosów, a oprócz audiofilskich precjozów jest tam duży wysuwany ekran (w modnej teraz szarości) oraz chowany w suficie projektor Panasonica, który według zarządzającego tym wszystkim pana Roberta świetnie się sprzedaje, tak więc jego wybór jako elementu stałej ekspozycji jest jak najbardziej uzasadniony. Gdyby jednak ktoś zapragnął sięgnąć po zdecydowanie droższy model, bez problemu ściągnięte zostanie dlań coś ze szczytu oferty Sony.

Wnętrze jest całe w bieli z akcentami naturalnego drewna; całe także przeszklone i jednocześnie bardzo dobrze odizolowane od odgłosów zewnętrznych, tak więc hałas uliczny zupełnie tu nie dociera, jak również nie przenoszą się drgania przejeżdżających opodal aut, co także jest bardzo ważne. A jednocześnie nowa siedziba jest dobrze widoczna z głównej arterii komunikacyjnej miasta, przy której, ale o wiele dalej od centrum, ulokował się też salon Nautilusa. Miejsce z punktu widzenia tak zwanej dobrej lokalizacji wybrano zatem starannie, a jednocześnie zadbano o zapewnienie wszelkich atrybutów audiofilskiego misterium. Wraz z również w tej części miasta – czyli na prawym brzegu Wisły – położonymi salonami Nautilusa, Chillout Studio i Mediamu wpisuje się teraz Living Sound w swoisty audiofilski kwadrat, wytyczający główne centrum krakowskiego audiofilskiego życia.

Living_Sound_010_HiFi_Philosophy Living_Sound_016_HiFi_Philosophy Living_Sound_017_HiFi_Philosophy Living_Sound_027_HiFi_Philosophy

 

 

 

 

Miesiąc temu otwarty, jest już Living Sound całkiem gotowy i działa pełną parą, ale nie został jeszcze zapięty na ostatni guzik. Brakuje dwóch szczegółów – kotary w pełni odgradzającej salę odsłuchową od części wystawowej oraz stolika pod sprzęt, który firma wykonuje we własnym zakresie i będzie oferować także dla klientów. Na razie zatem aparatura odsłuchiwana stawiana jest na nieco prowizorycznych klockach, a jedna ze ścian sali pozostaje częściowo otwarta. To jednak żaden kłopot, gdyż na tej sali królują będące chlubą oferty Living Soundu głośniki szwajcarskiego Boenicke, znane z tego, że radzą sobie w każdych warunkach. Wszak na ostatnim i poprzednim Audio Show grały w jednej z największych sal hotelu Golden Tulip, a wszyscy tam przybywający nie mogli się nadziwić, jak jest możliwe, że kolumny o tak skromnych gabarytach są w stanie wypełnić dźwiękiem tak ogromną powierzchnię. (Ponad sto metrów na oko.)  Ma na to Boenicke swój patent, polegający na bocznym ustawieniu głośnika niskotonowego, dzięki czemu może on mieć bardzo dużą średnicę mimo małości samej kolumny. To samo rozwiązanie znajdziemy między innymi u fińskiego Gradienta i niemieckiego Audio Physic, a sprawdza się ono wyjątkowo dobrze. Co więcej, znajdziemy je nawet w monitorach biurkowych Boenicke, które mam nadzieję niedługo przetestować. Sztuczka z poprzecznym ustawieniem głośnika niskotonowego nie ogranicza się przy tym do samej możliwości uczynienia wyjątkowo dużą jego średnicy, ale umożliwia też dwa tryby pracy. Do mniejszych powierzchni zaleca się by skierowany został do wewnątrz, a przy dużych na zewnątrz. Daje to diametralnie różne efekty akustyczne i bardzo się przydaje, czego dowodem poniższa przypowiastka.

Living_Sound_001_HiFi_Philosophy Living_Sound_011_HiFi_Philosophy Living_Sound_026_HiFi_Philosophy Living_Sound_034_HiFi_Philosophy

 

 

 

 

W trakcie rozmowy poczęstowany zostałem przez Roberta historyjką, o tym jak nie dalej niż wczoraj przyszła do nich Pani Audiofil, która oświadczyła na wstępie, że słuchała już systemów w paru salonach, a posłuchawszy przez chwilę Boenicke W8 zawołała – te biorę! Gratka zaiste dla sprzedających taki klient. Żadnego targowania, wypytywania, zastanawiania. Biorę te, bo wyglądają i grają dokładnie wedle życzeń. Lecz mimo to zdarzyła się przygoda. Bo salon w Living Sound ma jak mówiłem circa dwadzieścia metrów, a salon u Pani w domu okazał się dwakroć większy. Pani Audiofil – a więc bardzo rzadki i cenny przypadek – oświadczyła w tej sytuacji ze znawstwem, że pewnie będzie potrzebny subwoofer. Jednak miast niego wystarczyło właśnie przestawić kolumny głośnikami basowymi w stronę ścian bocznych, a wówczas bas się pojawił potężny, co wywołało zachwyt i okrzyki radości. Ci co byli na Audio Show (gdzie głośniki Boenicke szły jak świeże bułeczki) pamiętają zapewne, że potężny bas był tam obecny nawet w tej wielkiej sali, tak więc żadna to niby niespodzianka, ale jakże w sumie miła.

Popisowe Boenicke, należące do najściślejszej światowej czołówki, stanowią jednak nie jedyny obiekt dystrybucji Living Soundu. Drugim są amerykańskie kable Purist Audio Design, które wraz z dzielonym odtwarzaczem MBL-a ratowały kiedyś podczas recenzji wzmacniacz słuchawkowy Bakoon – bardzo wybredny dla kabli i nie chcący się zgodzić z żadnymi spośród posiadanych wówczas przeze mnie. Purist wprowadza teraz nowe linie okablowania, które też mam nadzieję przetestować, a pośród nich także nowość w swojej ofercie, kable słuchawkowe. Od razu takie najcięższego kalibru, w cenach pod tysiąc dolarów za dwu i pół metrowe odcinki, a z przeznaczeniem dla flagowych modeli HiFiMAN-a, Sennheisera i Audeze. Mają być już na dniach, choć doświadczenie poucza, że z tym na dniach zazwyczaj nie jest zgodnie z zapowiedzią i ciągną się potem te dni miesiącami, mimo wcześniejszych zapewnień, że już, już. Ale może tym razem będzie inaczej.

Living_Sound_005_HiFi_Philosophy Living_Sound_006_HiFi_Philosophy Living_Sound_007_HiFi_Philosophy Living_Sound_009_HiFi_Philosophy

 

 

 

 

Salon Living Sound blisko kooperuje z warszawskim Audio Systemem i też stołecznym HiFi Clubem, tak więc można u nich zamawiać wszystko co firmy te oferują, a ze słuchawek przede wszystkim coś z oferty Grado, a także ekskluzywne, niedawno zrecenzowane McIntosh MHP1000. Na miejscu jest też parę modeli Beyerdynamica, a jeszcze z uwagi na wspomnianą ofertę Purist Audio Design przewidziana jest w niedługim czasie możliwość kupowania wszystkiego, do czego będzie to ich okablowanie pasowało.

Ale my tu gadu, gadu, a najciekawszą częścią wizyty był odsłuch aparatury, którą w całości nabyła poprzedniego dnia ta Pani Audiofil. Bo nie tylko kupiła głośniki, ale także elektronikę i okablowanie. Co do tej elektroniki, to czasy nastały takie, że wychowany na złożonych z wielu elementów torach audiofil może się poczuć nieco zagubiony w dzisiejszej prostacie. Nabiera bowiem rozpędu do podziwiania i komentowania prawidłowości zestrojenia tego z tamtym i owego z czymś tam, a tu cały tor to zaledwie jedno urządzenie, w tym wypadku omnipotentny Electrocompaniet ECI 6DS, będący w jednej obudowie mającym własny przetwornik czytnikiem plików, przedwzmacniaczem oraz wzmacniaczem. Coś zatem w stylu dawnego amplitunera, od którego (ale najczęściej w towarzystwie gramofonu i magnetofonu) zaczynała się niegdyś założycielska historia domowego hifi.

Living_Sound_003_HiFi_Philosophy Living_Sound_020_HiFi_Philosophy Living_Sound_021_HiFi_Philosophy Living_Sound_002_HiFi_Philosophy

 

 

 

 

Dlaczego potrzebny był gramofon i magnetofon a teraz nie są, to może być dla najmłodszych audiofili niekoniecznie zrozumiałe. Śpieszę tedy wyjaśnić, że w tamtych latach na antenie radiowej dobrej muzyki, a już zwłaszcza takiej rockowej czy metalowej, było jak na lekarstwo, toteż bazowanie na samym radiu oznaczałoby jedynie sporadyczną przyjemność. W tej sytuacji utwory ponagrywane na magnetofon i uzupełniane (skromną zazwyczaj) kolekcją płytową stanowiły wymóg konieczny. A dzisiaj. Dzisiaj jest dużo lepiej – i to nie w sensie, o którym mówi inkasent na sławnym „Misiu” Barei. Jest lepiej naprawdę. Elektrocompaniet łącząc się bezprzewodowo z potężnym streamerem lub Internetem może zaoferować gigantyczny zbiór nagrań, konieczny dawniej do pomieszczenia na ogromnej ilości płyt lub taśm, a w praktyce tak naprawdę dla jednej osoby zupełnie niemożliwy do zgromadzenia. Cały muzyczny świat można teraz mieć w domu na dyskach, albo nieco gorszej jakości czerpiąc z YouTube, że nie pomieściłoby się niegdyś nawet w dużym archiwum. Bez żadnej przesady da się zgromadzić setki tysięcy płyt przekonwertowanych na wysokiej jakości pliki w jednym pokoju i mieć do nich natychmiastowy dostęp, a cena jednej w stosunku do średniej płacy jest porównawczo bardzo niska. Kiedyś za jedną pensję można było kupić ledwie trzy zachodnie winyle, a krajowe płyty były wprawdzie kilkanaście razy tańsze, ale oferowały jedynie polskie, czeskie, węgierskie oraz radzieckie nagrania; i do tego jeszcze w bardzo skromnym wyborze oraz podłej przeważnie jakości.

Living_Sound_008_HiFi_Philosophy Living_Sound_019_HiFi_Philosophy Living_Sound_030_HiFi_Philosophy Living_Sound_032_HiFi_Philosophy

 

 

 

 

Zostawmy tamte ponure lata i cieszmy się dniem dzisiejszym, a wraz z nim faktem, że w ten sposób to już nie wygląda. Przynajmniej to nas może podnosić na duchu pośród codziennych zmagań.

Akurat tak się parę razy ostatnio złożyło, że pisałem o biurkowych i podłogowych kolumnach z przedziału 5-10 tysięcy, które skutkiem swych ograniczeń nie oferują najniższego ani szczególnie potężnego basu. Słuchane tutaj Boenicke W8 są niższe i węższe od tamtych konstrukcji podłogowych, a swój największy atut chytrze chowają z boku. Dlatego bardzo nas mylą i czego innego po nich oczekujemy. Lecz trzeba jednocześnie przypomnieć, że są z całkiem innej cenowej bajki, bo kosztują ponad 25 tysięcy. Nie jest to wprawdzie majątek, tylko mniej więcej połowa tego, czego życzą sobie producenci wysokiej klasy kolumn pełnogabarytowych, takich co to „wszystko” potrafią, ale też i nie parę tysięcy.

Napisałem słowo »wszystko« w cudzysłowie, bo tak naprawdę wszystkiego nie potrafią żadne kolumny za żadne pieniądze, a te za pięćdziesiąt potrafią mniej od tych za sto i tak dalej. Umownie możemy jednak przyjąć, że za pięćdziesiąt tysięcy możemy się domagać „wszystkiego”, to znaczy super sopranów, super basu i fantastycznej średnicy. Tymczasem te skromne wizualnie i kosztujące połowę tego Boenicke też to potrafią. Po podkręceniu potencjometru i wybraniu dobrej jakości pliku tak z nich rąbnęło, że bez żadnej przesady siedziałem jak zamurowany. W średnim pomieszczeniu, z małych głośników i pojedynczego elektronicznego klocka dźwięk takiej jakości zaatakował, że nie do wiary. Bas – monstrum, przestrzeń – gigant, średnica – bajka, soprany – pycha.

Living_Sound_022_HiFi_Philosophy Living_Sound_023_HiFi_Philosophy Living_Sound_024_HiFi_Philosophy Living_Sound_025_HiFi_Philosophy

 

 

 

 

Salon nie jest wprawdzie jeszcze w pełni zaadoptowany akustycznie, tak więc na tej scenie nie panował idealny porządek i niejedno zarówno ustawieniem jak i doposażeniem pokoju odsłuchowego dałoby się poprawić, niemniej sama faktura brzmienia oraz jego potencjał i rozmach robiły wrażenie piorunujące. Nie dziwię się zatem ani trochę tej Pani, że się długo nie namyślała, a kto jest z Krakowa, może podejść i sam posłuchać, bo wszak to ścisłe centrum, a przy okazji nad Wisłą oraz pod Wawelem będzie można pospacerować. Na rowerze też da się podjechać, bo wkoło są rowerowe ścieżki i kręci się masa rowerów.

À propos ruchu dwukołowego. Wiele jest anegdot o klientach salonów audio, ale sam nie mam żadnych w tej mierze doświadczeń, bo nigdy w takowym nie pracowałem. Jednak podczas paru godzin spędzonych w Living Sound byłem świadkiem rozmowy jakiej zapewne najwytrawniejsi znawcy tematyki nie słyszeli.

Living_Sound_014_HiFi_Philosophy Living_Sound_013_HiFi_Philosophy Living_Sound_012_HiFi_Philosophy Living_Sound_004_HiFi_Philosophy

 

 

 

 

Wchodzi klient:

– Dostanę tutaj wzmacniacz?

– Jakiego Pan potrzebuje?

– Żeby był jak najmocniejszy…

– To znaczy paręset Watów?

– No tak, bardzo mocny, taki estradowy.

– A jakie to ma napędzać głośniki?

– Jeden trzydziestocentymetrowy.

– Jeden?

– Tak, jeden.

– A gdzie będzie Pan słuchał?

– Na otwartej przestrzeni, w ruchu.

– W ruchu?

– Tak, na skuterze.

Living_Sound_018_HiFi_PhilosophyNie ośmielę się skomentować. Ale może chodziło o jakąś skuterową formę reklamy? W każdym razie życie jest ciekawe i wciąż sypie niespodziankami. A pośród tych dobrych jest w grodzie Kraka  i ta, że otwarty został opodal Wawelu nowy salon Audio, gdzie niebywałych kolumn szwajcarskiego Boenicke można posłuchać. W miłej, zacisznej atmosferze, na wygodnej kanapie, przy kawie i w towarzystwie fachowca; a niebawem także super słuchawki Grado powinny tam zawitać, jak również wybitne innych marek, by prezentować się w towarzystwie okablowania Purist Audio Design. Stoją tam także niebieskookie McIntoshe oraz innych niż Boenicke marek głośniki, pośród których wypatrzyłem kapitalnie wyglądające monitory Tannoy Autograph Mini, których posłuchać już nie zdążyłem, tak więc do następnego razu.

Sklep Living! SOUND znajdą państwo w internecie pod adresem:

living_s-940x500

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy