Relacja: HiFi Club na Audio Video Show 2015

HiFi_Club_AVS_2015_001 HiFi PhilosophyI   Oczywiście nie cały HiFi Club, tylko ten zgromadzony w najważniejszej, a przynajmniej największej z zajmowanych przez niego sal – sali Symfonia 2 na drugim piętrze Stadionu Narodowego.

HiFi_Club_AVS_2015_002 HiFi PhilosophyIZaprezentowano tam kompletny zestaw sygnowany przez amerykańskiego McIntosha, poczynając od gramofonu i zdolnego go obsługiwać dzielonego przedwzmacniacza, poprzez system kontroli mocy i jej monofoniczne końcówki, a na samych głośnikach kończąc. Podobny zestaw grał poprzedniego roku w Bristolu, wszakże z jedną istotną różnicą, a właściwie to dwiema. W roku zeszłym elektronikę McIntosha obsługiwały bowiem kolumny Rockport, a w tym jego własne XR-200 (96 tys. PLN za parę); a poza tym poprzednio grało to tak bardziej po amerykańsku, to znaczy w ciepłej i przede wszystkim miłej, nikogo nie chcącej czymkolwiek nadwyrężyć atmosferze klubowej, w oparciu o wielkie i przytulne dźwięki. Teraz było inaczej, a czy należy to zawdzięczać innym głośnikom czy innemu pokojowi – a może temu i temu? – nie będę wnikał. Dość na tym, że tym razem podobało mi się bardziej, bo chociaż przytulne ciepło jest sympatyczne, to jednak słuchając na audiofilskich wyżynach chciałoby się także innych doznań, takich bardziej poruszających. I to obecnie niewątpliwie doszło do skutku, toteż rozsiadłem się i zabrałem za słuchanie. Akurat było rano, niedziela, dopiero co otwarli, a właściwie to jeszcze nie całkiem, toteż warunki miałem idealne jeśli nie liczyć nie do końca rozgrzanego sprzętu. Sam na środku kanapy, którą nawet pozwolono mi suwać, zająłem optymalną pozycję i zapadłem w muzykę. Płyt przynieśli też parę specjalnych – takich naj,  naj – żebym się mógł rozkoszować, jako że własnych winyli nie miałem, o co w roku następnym trzeba będzie koniecznie zadbać, bo nie masz to jak własne i znane. Szczególnie polecano mi przy tym najnowszy album Staszka Sojki, faktycznie świetnie tłoczony, choć sądząc po stylu zapisany pierwotnie na cyfrowym nośniku, tyle że supernowoczesnym. Ale to tylko domysł.

HiFi_Club_AVS_2015_003 HiFi PhilosophyIAha, bym zapomniał. W tym roku debiutowały także nowe kable Transparent GENERATION 5, tak więc i one mogły znacząco wpływać na całościowy charakter brzmienia. Poza tym słowo dodatkowe o tych nowych kolumnach XR-200. Bardzo są nietypowe, czego nie można nie dostrzec. Konstrukcję mają trójdrożną – i to nie jest nic specjalnego ani nietypowego – wszakże środkowy zakres obsługuje u nich aż dwanaście dwucalowych głośników średniotonowych, a górny siedem chłodzonych cieczą ferrytową jednocalowych tytanowych tweeterów. Dopiero poniżej dzieje się  bardziej normalnie, ale aż trzy głośniki niskotonowe to też nie jest norma, jako że z reguły jest jeden. Wszystko to razem stworzyło zatem nie tradycyjną kolumnę z kilkoma głośnikami, tylko coś w rodzaju macierzy głośników, doposażonej w bardzo ponoć wyrafinowany (czego z zewnątrz nie widać) bass-refleks o konstrukcji piszczałki organowej, według producenta zespołowo pozwalając organizować lepszą scenę i osiągać lepszą strukturę samego dźwięku. Pierwszy raz miałem do czynienia z taką „ścianą” głośników, spotykaną raczej na koncertach rockowych a nie w domowym audio; i dosyć to było intrygujące.

Przejdźmy do sedna. Od tego spostrzeżenia zacząłem, ale naprawdę dominował zupełny brak owej umownej „amerykańskości”. Nic a nic z posadowionego na basie relaksu, zarazem jednak też bez agresji, ale w oparciu o mocno, bez żadnego przycięcia czy stłumienia eksponowane soprany – takie naturalnie przenikliwe, iskrzące, bardzo swoją jakością przekonujące i należycie rozpisane na przestrzeń, dzięki czemu znakomicie wieńczące obfitą, głęboką i też czarującej urody średnicę.

HiFi_Club_AVS_2015_006 HiFi PhilosophyISumarycznie zatem styl pełnej bezpośredniości i naturalizmu, bez żadnego uciekania do chwytów z tajemniczością, roztaczania aury niedopowiedzeń, czy szczególnej ekspozycji spraw drobnych, sprawiającej w efekcie wrażenie pewnej nieziemskości i misterium. Z chwytów technicznych obecny był sam tylko malarski światłocień, łagodnie podkreślający trójwymiarowość dźwięku – taki bez żadnej rembrandtowskiej przesady czy po rubensowsku wyolbrzymionych kształtów – a poza tym sama otwartość, szczerość i bezpośredniość; bez uciekania w pozbawioną pretekstu zadumę, wszystko spowijającą nostalgię, czy przykrywania muzycznej treści szalem drobin, albo epatowania jakimś nadmiernym patosem bądź dociążeniem.

A więc muzyka dana po prostu, tyle że w klasie high-end; muzyka spersonalizowana i obecna osobiście, a nie jakieś jej duchy, transkrypcje i cienie. Jednak mimo tej bezpośredniości i podporządkowania sprawom pierwszoplanowym przestrzeń okazała się wyjątkowo ożywiona; chyba za sprawą tej czeredy niewielkich głośniczków, rój których faktycznie dawał wyczuwalną inność, bardzo mi odpowiadającą. Dzięki nim bowiem ta przestrzeń nie tylko się ożywiała, ale sprawiała też wrażenie dziania się w niej szczególnie wielu rzeczy – takiej szczególnej pracowitości. Nie tylko kurz muzyczny tam wibrował, ale cała pulsowała w sposób bardziej złożony niż ma to miejsce zazwyczaj, w przypadku ożywiania kilkoma dużymi membranami. Wraz z tym szczególnie świetnie różnicowały się instrumenty, a nie dalej jak kilka dni temu rozmawiałem z konstruktorem kolumn o tym, jak trudno jest z jednego czy kilku głośników uzyskać różnorodność brzmieniową choć z grubsza adekwatną do złożoności prawdziwej, na wielu instrumentach wykonywanej muzyki. Najwyraźniej wiele małych przetworników potrafi coś więcej niż kilka dużych, toteż każdy audiofil smak muzyki ceniący powinien tych macierzowych głośników posłuchać, bo wnoszą własną jakość, przy czym nie są szczególnie drogie gdy liczyć poczynając od góry, i pod tym względem na AVS lokowały się daleko poza pierwszą dziesiątką.

HiFi_Club_AVS_2015_009 HiFi PhilosophyITa specyficzna wielokrotność rodzenia dźwięku nie pociągała za sobą na szczęście żadnych kłopotów ze spójnością. Wspomniana indywidualizacja brzmień, naprawdę działająca na wyobraźnię i ekstraordynaryjna, pracowała jednospójnie i jednobrzmiąco, a tylko samo bogactwo wzmagała dzięki różnicowaniu. Tym to było przyjemniejsze, że dzięki brzmieniowemu wypośrodkowaniu (czy jak kto woli neutralności), w przypadku każdego utworu pojawiała się adekwatna nastrojowość. Tak więc żadna gorycz nie była słodzona przez system, ani żadna słodycz odkształcana posmakiem smutku albo obcości, jak to się działo w wielu innych miejscach. Bo jak już donosiłem w poszczególnych relacjach, na całym AVS przeważał klimat tajemniczości i lekkiego wyobcowania, czasami pojawiało się dla odmiany zbyt obficie dorzucane ciepło a wraz z nim przesadny optymizm, nierzadko górę też brała techniczność i sekundująca jej twardość, natomiast sal oferujących naturalny klimat muzyki nie było szczególnie wiele, a już takich pod tym względem wybitnych, to jak na lekarstwo. Rzecz się na pewno wiązała ze złą akustyką i brakiem czasu na systemowe poprawki, ale tym większe brawa dla tych, którzy mimo to zdołali sobie poradzić. A tak było w sali Symfonia 2.

W przypadku płyt o dobrej realizacji realizm panował tam stuprocentowy, operujący pełną gamą odcieni naturalności, a więc ostrości tego co ostre, masywności rzeczy masywnych, głębi zaglądania śpiewakom do gardeł i dokładnego określaniem ich wieku, bogactwem i dobrym zaszeregowaniem wszelkich wchodzących w skład muzyki drobiazgów, wewnętrzną i zewnętrzną akustyką instrumentów, jak również należytym propagowaniem dźwięku od dobrze określonych źródeł. W efekcie z jednej strony miało się do czynienia z otwartym, bezpośrednim stylem pozbawionym udziwnień i przesady, a z drugiej każdy szmer zawisał dojmująco w przestrzeni, dzięki czemu nie odczuwało się niedostatku dziwności czy niesamowitości w momentach dla nich właściwych. Nie pchała się ta dziwność przed wszystko bez sensu, nie przykrywając sobą nastroju samej muzyki, tylko zjawiała kiedy trzeba, a do jej prawidłowej ekspozycji dołączała owa wielowarstwowa spójność, generowana przez dziewiętnaście łącznie małych głośników, sumujących się w coś odtwórczo nowego, czego wcześniej nie doświadczyłem. Bardzo przeto chciałbym móc te kolumny przetestować u siebie, by definitywnie rozstrzygnąć co naprawdę potrafią, jednak logistycznie będzie to trudne i małe są szanse.

HiFi_Club_AVS_2015_013 HiFi PhilosophyIDorzućmy coś jeszcze o scenie. Pomimo oczywistych ograniczeń akustycznych pomieszczenia odsłuchowego; całkowicie nie zaadoptowanego i mającego betonowe ściany, sufit oraz podłogę, owo swoiste promieniowanie i szczególnie silne ożywanie przestrzeni szło aż na połowę sali, zdecydowanie wzmagając przyjemność odbioru muzyki, o której dopiero co napisałem, że była przede wszystkim realistyczna. Temperaturę przejawiała poprawną, wielkość dźwięków miała dobrze dobraną, a jeszcze do tego w tych dźwiękach masę powietrza, co dodatkowo ją upiększało. Ponad wszystkim tym dominowała jednak, będąca niewątpliwie wypadkową tylu dobrze ukierunkowanych wektorów, umiejętność budowania całościowych klimatów, swobodnie wędrująca od płyty do płyty, by pokazać jak bezproblemowo może stawać się smutno, radośnie, poważnie, tajemniczo. Prócz tego wrażenie robił fakt, że w dużym pomieszczeniu dźwięk się nie kisił, tylko swobodnie propagował, tworząc porządnie zorganizowaną scenę. Nie jakąś popisowo głęboką ale i też nie płytką, a za to szeroką i słuchacza ogarniającą. Bo niby jest czymś oczywistym, że ilekroć mamy do czynienia z doskonale odwzorowanymi postaciami wykonawców oraz perfekcyjnymi (na ile to możliwe) obrazami instrumentów, wówczas powinno dziać się dobrze niejako z automatu, tak samo przez się. Gdy jednak dźwięk nie zrywa związku z kolumnami całkowicie, kiedy choć w stopniu śladowym pozostaje z nimi w widocznej relacji, wówczas pełnia zadowolenia pojawić się nie może, albowiem to zawsze okazuje się sztuczne a nigdy magiczne. Tak więc nie dzieje się pełny teatr iluzji i dźwiękowego przepychu, a w efekcie mający wysokie wymagania słuchacz odchodzi rozczarowany.

HiFi_Club_AVS_2015_015 HiFi PhilosophyITymczasem w sali Symfonia 2 nic takiego się nie zdarzyło (poniekąd na  przekór temu, że Beethoven swoją drugą symfonię chciał spalić), toteż satysfakcja jak na takie warunki była zupełna. W sumie wiedziałem o tym już po minucie, ale w minutę nie da się tego opisać.

Cóż więcej? Żałuję trochę, że nie mogę przeanalizować poszczególnych składników toru, ale skoro tak dobrze razem grały, to czegóż chcieć więcej? Niemniej najciekawsze wydały mi się te macierzowe głośniki, dające coś specjalnego, co chciałoby się móc przeanalizować starannie, ale na co nie było warunków, zwłaszcza że ludzie zaczęli się schodzić, czas w inne miejsca gonił, a przede wszystkim płyt własnych nie miałem. W przyszłości też nie ma na takie badanie specjalnych widoków, jako że HiFi Club jest trudnym partnerem, od którego wyciągnąć coś do testu bardzo jest ciężko, a poza tym takie kolumny z miasta do miasta wysyłać trzeba na paletach, co dużo kosztuje. Mikre w sumie szanse. Podobnie ciekawe wydały mi się też te nowe piątej generacji kable od Transparenta, bardzo udanie debiutujące, a sama elektronika McIntosha to po prostu jedna z niewielu takich, które dokładnie wiedzą jak robić muzykę. To zawsze wymaga starań, ale budując swe macierzowe XR-200 sam McIntosh najbardziej się o to postarał, zdecydowanie upraszczając własnym klientom zadanie.

Wall of Sound by Grateful Dead, 1974.

Wall of Sound by Grateful Dead, 1974.

PS: Na tablicy informacyjnej dystrybutora można jeszcze było przeczytać, że firma McIntosh od zawsze kojarzyła się z muzyką rockową, nagłaśniając między innymi pamiętny festiwal w Woodstock i budując „ścianę dźwięku” o mocy 29 kW dla zespołu Greatful Dead jeszcze w 1974 roku. Ściana ta dla głośników XR-200, jak się nietrudno domyślić, była zapewne jakąś inspiracją.

 

 

 

System:

  • Źródło: gramofon McIntosh MT10 z wkładką Lyra Kleos.
  • Przedwzmacniacz dzielony: McIntosh C500 Controler + Tube Preamplifier.
  • Końcówki mocy: McIntosh MPC1500 Power Controler + 2 x McIntosh 1.2 KW.
  • Kolumny: McIntosh XR-200.
  • Interkonekty: Transparent Reference XL.
  • Kable głośnikowe: Transparent Reference MM2.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy