Relacja: Audio Video Show 2017 – Stadion Narodowy

   Ruszyłem na obchód wraz z ruszającą wystawą, co nawet przy starcie z Krakowa nie było trudne, bo otwierała się o 13-tej. Poczynając od Narodowego, aby najdłuższa roboczo sobota została na Hotel Sobieski. Był ten Sobieski onegdaj centrum układu, a towarzyszące mu Bristol i Golden Tulip satelitami, ale teraz Narodowy jest bardziej równoważnikiem niż satelitą; i dobrze, bo to daje dużo większy rozrostowy potencjał. Dobrze też, że droga pomiędzy nim a Placem Zawiszy, przy którym dwa pozostałe punkty stoją, jest prosta jak w pysk strzelił i jeszcze kursują specjalne, darmowe autobusy; to się naprawdę chwali. Znacznie gorsze natomiast, o czym dwa razy już pisałem, że na tym Narodowym Strefa Słuchawek do 17-tej była odcięta, co musi zostać w przyszłości zmienione. Nie wolno tak publiczności faulować, zwłaszcza gdy jej na pewno nie przybywa i jeszcze coraz bardziej jest rozpieszczona, coraz bardziej przywykła do wygód. Wystarczy już samo to, że bilety i parkowanie drogie, jako że zaparkowanie samochodu pod stadionem i bilet wstępu jednodniowy to łącznie 55 zł. Grupowo i wielodniowo wypada wprawdzie taniej, ale i tak impreza zbyt tania nie jest. Za to przynajmniej z biletem dostajemy wyczerpujący informacyjnie i ładnie wydany folder, a samych atrakcji nie brak. W tym wiele dla poszukiwacza obrazu a nie dźwięku; i te w całości odpuściłem, podobnie jak rozrosły się znacznie handel płytami, pozwalający przebierać w winylach. Gdyż gramofony w pełnym nawrocie – z roku na rok ich więcej – mimo iż na wystawie obecnej nie było ich dużo więcej niż przed rokiem, a może i tyle samo. Była też jedna impreza poświęcona w pewnej mierze udowodnianiu, że cyfra nie musi być gorsza; i była całkiem udana, ale to w Golden Tulip.

Rozpatrzywszy się z grubsza w sytuacji zacząłem od sali z dużymi głośnikami Blumenhoffer, które w Monachium zrobiły furorę i są przede wszystkim tubowe, a tuby wolę. Gdybym miał jednak to wolenie opierać na ich brzmieniu, to by nie zaistniało, bo nie zagrały porywająco. Napędzane przemiennie gramofonem Scheu Analog albo streamerem PS Audio oraz lampową elektroniką Cary Audio, rodziły wprawdzie wielki wolumen brzmienia, przy samym dźwięku dosadnym i łączącym muzykalność z dbałością o finezję w zawieszeniu na dużej scenie, ale jak dla mnie prezentacja była za bardzo estradowa, a za mało intymna. Poza tym źródło cyfrowe powodowało ewidentnie za ofensywne soprany, a i z gramofonem, którego słuchałem dopiero przed samym wyjazdem podczas powtórnej bytności, też nie udało się stworzyć wystarczająco wciągającego spektaklu, jak na niezbywalne najwyższe kryteria, które tu musimy przykładać. Brakło najwyższej klasy w rewirze sopranowym, a szkoda, bo cała reszta była już w moim typie. Wielka scena, realizm, tubowe 3D i niezapośredniczony kontakt, ale sama muzyka minimalnie niedoskonała, nawet z analogowym źródłem nie dosyć piękna w ujmowaniu urodą. Być może miałem pecha do repertuaru, bo podczas niedzielnej bytności znudzeni monotonią wystawową panowie z Blumenhoffera puszczali dość osobliwe płyty, ale nie osobliwe na tyle, by nic konkretnego nie dało się usłyszeć, mimo iż stare i niespecjalnie nagrane. Na pewno tuby Destination grały rok wcześniej ciekawiej i szkoda wielka, że ich w tym roku nie było; ale były na wiosnę w Chicago i się tym pewnie zmęczyły.

Zacząłem zatem niefortunnie, bo spodziewając się wydarzenia trafiłem na trudności, ale pierwsze koty za płoty i może będzie lepiej.

Opodal inna sensacja: w Top HiFi nowe Magico S3 mk2, które jako firma a nie te konkretnie głośniki już mi parokroć przeszły koło nosa i jakoś nie mogłem utrafić. A takie ponoć fantastyczne, że sam organizator wystawy, Adam Mokrzycki, i nadredaktor Andrzej Kisiel, naczelny pisma Audio, głównego jej medialnego patrona, nie mogą się nachwalić. Wpadam zatem z impetem… a tu Magico stoją z boku, a na scenie się produkują duże monitory Yamaha NS-5000. Grające ostro, dynamicznie i ogólnie tak sobie. Zapewne spąsowiałem, bo krew mnie trochę zalała, ale tym razem się nie dałem i za niedzielnym nawrotem Magico przygwoździłem. Za duże to wprawdzie słowo, bo nie tak do końca znowu, jako że konfiguracja toru to Constellation Audio, które co prawda trochę znam – i to od dobrej strony, no ale to nie mój ani żaden inny dobrze znany system. A na dodatek miejsce w sensie warunków akustycznych takie najwyżej przeciętne, by nie powiedzieć bardzo średnie, i w dodatku sam słuchacz już zmordowany trzydniowymi zmaganiami i ciągłym się wsłuchiwaniem. Ale cośkolwiek posłuchałem; tym bardziej do tego dążąc, że zdania ambiwalentne. Bo jedni – jak wspomniani – wynoszą pod niebiosa, a inni psy wieszają, odsądzając od czci i wiary. Czy zatem amerykańskie aluminium do taktu swej ofensywnej reklamy gra? – Otóż gra. Nie wyskoczyłem wprawdzie z sandałów, których na nogach nie miałem, a rzepy w Adidasach spokojnie wytrzymały, ale to grało naprawdę nieźle. Z werwą, kulturą, żywo i super dynamicznie na elegancko głębokiej scenie. Co prawda bez ultra czujnej pracy membran, łapiących najsłabsze tchnienie (jak Lumen White czy Avatar Audio, nie mówiąc o Vox Olympian), ale ogólnie pierwsza klasa i na pewno chciałbym móc jakieś Magico zrecenzować. To się zapewne nie stanie, bo dystrybutor najedzony, grymaśny, nie chce mu się, ale sam fakt, że chciałbym, już wystawia wysoką notę.

Wnet zaraz inna najcięższego kalibru impreza – najnowsze Sonus Faber Aida 2 z nie mniej sławną elektroniką Audio Research, czyli pomimo różnych dróg dojścia – z Italii i USA – obecnie jedna firma, wielki nowego typu klaser. Czy Sonus Faber się skończył? Czy po odejściu, nieżyjącego już zresztą, Franco Serblina są w stanie czymś zabłysnąć? Na pewno jeśli próbują, to właśnie tymi Aidami. Pierwowzór przed kilku laty spod skrzydeł poprzedniego dystrybutora zaliczył spektakularną porażkę – a teraz? Tym razem znalazłem się na granicy. Na samej rubieży pomiędzy brzmieniem jeszcze mającym skłonności do umilania życia, a takim już całą gębą realistycznym. I zrozummy się dobrze – to właśnie realistyczne daje dopiero coś! By jednak całkiem realistycznie się stało, troszeczkę zabrakło odejścia od ujednolicania. Coś mi się zdaje, że gdyby inne kable… Ale może niedobrze zgaduję, tego nie można być pewnym. W każdym razie grało wybitnie i prawie realistycznie, jednak zabrakło małego kroczku do zawołania: – Szczęście ty moje, kocham cię! Ale to pewnie kwestia organizacji toru i te Aidy wyć po audiofilsku niewątpliwie umieją.

W głównej sali Sound Clubu grały kolumny Marten Mingus Quintet (polski debiut sławnego szwedzkiego producenta głośników) z odtwarzaczem SACD Solution 746 Plus (limitowane zwierzę) i stopniem wzmocnienia od Tenor Audio. Zanotowałem o dźwięku: żywo, głośno i dynamicznie. Mocny, przestrzenny bas i za ofensywne soprany. Byłem tam może za krótko, ale do elektroniki szwajcarskiego Solution jakoś nie mogę się przekonać i na jej widok tracę chęć słuchania. Może niesłusznie – chętnie posłucham argumentów za.

W innej sali Sound Clubu prezentowały się głośniki DeVore Fidelity Orangutan, stworzone i produkowane przez amerykańskiego rockmana, które stały u mnie przez prawie rok (głównie poza salą odsłuchową) i mimo kilku podejść nie doczekały się recenzji. Zgadnijcie, czemu? Ale tu grały dobrze. I tak to w życiu bywa. Nie będę dociekał dlaczego.

Opodal momentalnie rozpoznawalna duńska elektronika Gato Audio, prezentująca się z własnymi głośnikami podstawkowymi, zagrała pierwszorzędnie – muzykalnie i realistycznie. Świetne brzmienie i szczere moje gratulacje.

Sala Myteka była zamknięta na głucho (?!) To już nie pierwszy raz…

U poznańskiego Koris produkował się dopiero co zrecenzowany odtwarzacz Metronome CD8 T Signature, pospinany okablowaniem Cardasa ze wzmacniaczem Naima (seria 300) i kolumnami Focal Scala. Sam gospodarz przyznawał, że wydobycie z tego zestawu odpowiedniego brzmienia było nie lada wyzwaniem, ale się ostatecznie udało. Grało przestrzennie, klimatycznie, bez ocieplenia, gładko, nostalgicznie, naturalnie i przede wszystkim – raz jeszcze – przestrzennie.

Polski My Sound w sali 224 prezentował swoją elektronikę z głośnikami tubowymi hORNS i gramofonem. Tubowe, też klimatyczne brzmienie o dość neutralnej jak na lampy temperaturze. Należyta dawka muzyki, podawana dynamicznie a bez agresji. Udany w sumie pokaz.

W sali 222, czyli tuż, sprzedawało swój dźwięk Definitive Technology. Niedrogi zestaw grający naprawdę dobrze – przestrzennie i dynamicznie.

Całkiem blisko, bo pod numerem 220, darł swoje nowe koty Audiofast. Piszę tak, bo weszli w dystrybucję elektroniki Danish Audio Design, której kosztujące 220 tys. monobloki ozdobiono dużymi, podświetlanymi logami siedzących kotów. Strasznie ta Skandynawia się rządzi, ale kolumny były jeszcze amerykańskie – sławne Wilson Audio Alexia – a źródłem skromny serwer z funkcją odczytu płyt Jay’s Audio CDT-2, który kosztuje dwa a nie dwadzieścia tysięcy dolarów i na przekór temu pokazał klasę, toteż go jako źródło polecam.

I tu grało dużą przestrzenią, a jeszcze większą dynamiką. Medium przejrzyste do maksimum i ze świetnym  czuciem tej przestrzeni, które wspomagał wydatny pogłos. Więc klimat niby typowy dla wyczuwalnej obcości, ale sama strona muzyczna przeciwnie – zadziwiająco ciepła, gęsta i całkowicie gładka. Nie ocieplona ale ciepła, a przez to o wiele bardziej atrakcyjna. Na rzecz atrakcji także to, że pogłos nie ingerował w wokal. W sumie więc popisowo i w najwyższym gatunku; swoiste audiofilskie grand cru classé.

Pod 219 też Audiofast i też Wilsony – Sasha 2 – z dCS Vivaldi DAC plus dCS Network Bridge. Potężny wolumen, efektowne brzmienie, chociaż nie w klasie gramofonu, który pod moją bytność stał bezczynnie.

W najbardziej prestiżowej sali Audiofastu prezentowały się największe Wilson Audio ALEXX z monoblokami d’Agostino Progression dCS Vivaldi One; wszystko pospinane kablami Shunyata. Rok temu coś podobnego grało pod moją bytność w stylu laboratoryjnej precyzji wspieranej pompami próżniowymi, a w tym już mi się znacznie bardziej podobało, bo było więcej muzyki w jej naturalnej formie. Coś bym jeszcze pokombinował, żeby jej więcej wyłonić, a także zakrył szklane tło, by stworzyć bardziej intymny klimat, ale jak pisałem we wstępie: niektórzy kochają brzmienie z mniejszym czy większym akcentem na laboratorium dźwięku i im także coś się od życia należy.

W sali z gramofonami J.Sikora i elektroniką Yayuma Audio grało pod mą obecność słabo. Deficyt muzyki ewidentny, a przecież Sikora to gramofony, i na dodatek wybitne. Rok zeszły wypadł o niebo lepiej, albo trafiłem na słabszy moment.

Za to w sali HiFi Club z norweską elektroniką Electrocompaniet i brytyjskimi głośnikami Wilson Benesch grało naprawdę ciekawym dźwiękiem; natlenionym, przestrzennym, głębokim. Głęboki oddech głębokiej przestrzeni pulsował i owładał.

Tuż obok, w drugiej sali dystrybutora, popisywały się amerykańskie głośniki Rockport Technologies Avior II z lampową elektroniką VTL i gramofonem VPI Avenger. Teoretycznie grać tam powinno jeszcze lepiej, ale mimo ogólnie wysokiego poziomu mniej było w tej prezentacji czaru.

Zeta Zero i TR Studio znów pokazali swe omnikierunkowe głośniki Orbital 360 Stereo z własną elektroniką w klasie D i własnym okablowaniem oraz cenowo bardzo skromnym lecz wybitnym odtwarzaczem OPPO 105D SACD. Pomimo mniejszej sali i mniejszego niż rok temu marketingowego zadęcia, zagrało tym razem zdecydowanie lepiej. Gęsty, przestrzenny dźwięk rzucany na czarne tła robił bardzo dobre wrażenie.

W sali dystrybutora Natural Sound grał gramofon z lampową elektroniką od japońskiego Audio Tekne i kolumnami SAMURAI. Grało to zestawienie dobrze; bez dziwaczenia i uciekania się do sztuczek. Może za mało czuć było gramofon, może za dużo było pogłosu, ale ogólnie jak najbardziej w porządku.

Bardzo dobrze od strony brzmieniowej prezentowały się też niezwykle wyglądające, pochodzące ze Słowenii (sic!) kolumny SoulSonic Hologramm X z jak zawsze świetną elektroniką amerykańskiego MSB. Pierwszorzędnie brzmienie i też bez poszukiwań nieistniejących poza muzyką cudów.

Nie inaczej grało też w sali Audio Systemu ze średnich głośników niemieckiego MBL, napędzanych własnym systemem. Wyższe modele tego producenta – zarówno kolumny jak elektronika – to najwyższa liga światowa, a tu sprzedawało się brzmienie żywe, prawdziwe, przestrzenne, głębokie, gęste i z lekka przyciemnione. Z minimalnym posmakiem estradowym, ale ogólnie super.

Szczególne słowa uznania należą się prezentacji złożonej z gramofonu AVID Acutus Reference, elektroniki Nagra HD, kolumn ESA Red House i ustroi akustycznych Nyquista – wszystko w okablowaniu IsoTek. Tu grało rewelacyjnie, więc można to dać na finał. Chropawe, ciepłe, żywe i obdarzone przestrzenią brzmienie o dość mocnym pogłosie wyraźnie się wyróżniało. Nieznaczny nadmiar basu i sprzężonego z nim pogłosu troszkę zaburzał co prawda naturalność, ale w całościowym ujęciu był to moim zdaniem najlepszy zestaw na Narodowym.

I na sam koniec to, co powinno się znaleźć prawdopodobnie na samym początku; zestaw oferujący brzmienie świetne a niedrogie. W sali 203, należącej do Audio Systemu, trafiłem na małe Harbeth 30.2 Anniversary (18 tys.) napędzane chińskim wzmacniaczem Vincenta, czerpiącym muzyczne dane z greckiego streamera Ypsilon. Poprosiłem po chwili o wpięcie większych Harbeth SHL5, ale jak dla mnie cokolwiek pogłosowo udziwniały, podczas gdy mniejsze oferowały muzykę czystą, ciepłą i wpadającą wprost do serca. To Vincent? – nie mogłem się nadziwić, pamiętając ich ostro grające słuchawkowe wzmacniacze. – No, Vincent, Vincent – odpowiadał gospodarz. Wyrobili się, proszę pana. Ale proszę też zwrócić uwagę na ten niepozorny element przy zasilaniu. To Cammino Power Harmonizer H3.1 – mały kondycjoner o świetnym wpływie na naturalizację i spójność przekazu. Faktycznie świetnym, bo sumarycznie było to klasyczne tanie i małe duże audio. Ktoś zdaje się napisał w swojej relacji, że grało tam kompromitująco, ale nie wierzcie pajacom.

 

16 komentarzy w “Relacja: Audio Video Show 2017 – Stadion Narodowy

  1. Adam K. pisze:

    Panie Piotrze, a zajrzał Pan może chociaż na chwilę do pokoju, w którym Ken Ishiwata prowadził prezentację systemu Marantza serii 10?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Nie, nie zajrzałem.

  2. Adam D pisze:

    Czy zwrócił Pan uwagę na głośniki Davone w pokoju Galerii Audio? Można prosić o komentarz?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Tak, nie zrobiłem notatki, ale pamiętam, że naprawdę dobrze tam grało. Nawet się trochę zdziwiłem, bo na wystawie w Krakowie ich kolumny nie grały tak dobrze. Tyle że tam były tragiczne warunki akustyczne.

  3. Sławek pisze:

    Panie Piotrze,
    ale ten „duński” Solution 746 Plus to chyba jest sądząc po zdjęciach szwajcarski Soulution?
    Pozdrawiam

    1. Piotr Ryka pisze:

      Bardzo słusznie. Mój błąd. Ale to jednak nie dość, żebym tego Solution polubił.

      1. Rai pisze:

        Co tak pana ostrzega do solution?

        1. Piotr Ryka pisze:

          Za dużo techniki a za mało muzyki w dźwięku.

  4. Miroslav Krajnc pisze:

    SoulSonic Hologramm-X są słoweńscy a nie amerykański głośniki.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Bardzo przepraszam za pomyłkę, już poprawiłem. Ale trochę za mało się chwalą, że są słoweńskie. To w materiałach o nich nie rzuca się w oczy.

      1. Miroslav Krajnc pisze:

        Dziękuję bardzo za poprawki, panie Ryka.
        http://www.soulsonicspeakers.com/about.html

        1. Piotr Ryka pisze:

          Chętnie coś od Soulsonic przetestuję, bo grało naprawdę ciekawie.

          1. Miroslav Krajnc pisze:

            Mój polski dystrybutor jest tutaj: http://www.naturalsound.eu/

          2. Piotr Ryka pisze:

            Ale czy chcesz? Bo może nie. (But you want to, or not?)

  5. Miroslav Krajnc pisze:

    Do you have an email? Because kontakt@hifiphilosophy.com is full.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy