O firmie Cayin już było, przypomnijmy więc tylko, że jest to marka handlowa produktów powstających w AVIC Zhuhai Spark Electronic Equipment, a AVIC to Aviation Industry Corporation of China, czyli potężna korporacja zakładów lotniczych, powstałych jeszcze w 1951 roku na potrzeby przemysłu zbrojeniowego. Tak więc zaplecze mają technologicznie wysokiego poziomu i ograniczenia finansowe im nie doskwierają, a w efekcie oferowana jest przez Cayina szeroka gama wzmacniaczy, co ciekawe lampowych, ale to akurat pozostaje atutem, bo brzmienie lampowe ma przeważnie smak od tranzystorowego bogatszy. I jeszcze można je doprawiać stosując coraz lepsze lampy, tak więc podwójnie lepsza zabawa.
Wzmacniacz HA-1A jest jednym z trzech słuchawkowych oferowanych przez firmę, najwyraźniej przekierowującą się ostatnimi czasy z tej zwyczajowej dla niej, retrospektywnej lampowości, w tranzystorową przyszłość. Obok niego jest mały, przenośny C6, zaopatrzony w przetwornik na kości Wolfson WM8741, a także spory, stacjonarny i hybrydowy HA-3, również zaopatrzony w przetwornik, tyle że na kości Burr Brown PCM 1792. Sam zaś HA-1A przetwornika nie posiada, jest jeszcze większy i stricte lampowy, ma natomiast prócz słuchawkowego także wyjścia głośnikowe, jak również może pracować w dwóch trybach – Triode i Ultralinear.
Budowa
Przyjrzyjmy się temu dokładniej. Sama obudowa jest nietypowa, bowiem przypomina niewielką komputerową. To taka wzmacniaczowa „mini tower”, a więc coś rozciągniętego w górę a nie na szerokość. Zdecydowanie to ułatwi wyszukanie miejsca na biurku, tak więc wzmacniacz niejako wyprzedził swoje czasy, przewidując nastanie ery biurkowego muzykowania. Ta mini tower jest cała srebrna i cała z metalu, a dominuje na niej nie pokrętło potencjometru, tylko okrągłe oko lampowego Wielkiego Brata, obdarzające nas bursztynowym spojrzeniem żarzących się za nim lamp. Oko jest obwiedzione chromowaną otoką, a pod nim rozlokowało się też tak obwiedzione stosunkowo małe pokrętło potencjometru, dość twardo chodzącego i niespecjalnie wygodnego w użyciu, wszakże większe szkody z tego nie wynikają, ponieważ daleko wystaje i łatwo je złapać. Jeszcze niżej mamy regulacyjną trojkę, to znaczy licząc od lewej włącznik główny, z czerwoną lampką indykatora, skobelkowy przełącznik pracy wzmacniacz/przedwzmacniacz, oraz po prawej gniazdo słuchawkowe, czyli krynicę dobrego dźwięku, o którą w tym wszystkim chodzi najbardziej i która oby była jak najlepsza. Na wierzchu i po bokach są tylko otwory wentylacyjne, za to z tyłu dzieje się sporo, a najciekawsze jest zaraz na samej górze, w postaci okrągłego pokrętła dopasowania impedancji. Podobnie jak we wzmacniaczu Phasemation ma ono cztery wartości (6-32, 33-64, 65-120 i 121-300 Ω), a dobrze radzę nie zapomnieć o jego właściwym ustawieniu, bo potrafi poprawić jakość. Poza tym jest para wejść RCA i także para wyjść, tak więc z tą funkcją przedwzmacniacza jest wszystko w porządku. Są również wspomniane wyjścia głośnikowe i wzmiankowany przełącznik trybów »Triode«/ »Ultralinear«, a o tym drugim już kiedyś pisałem, zdaje się przy okazji wzmacniacza słuchawkowego McIntosh, że ów innowacyjny sposób pracy wzajemnie się wspierających lamp wymyślił Alan Blumlein i opatentował w 1937 roku, a jego rezultatem ma być redukcja zniekształceń i większa sprawność w ten sposób skonfigurowanego wzmacniacza. Nie jest to przy tym pojedyncza technika w ramach jednego schematu, tylko trzy różne warianty, a w szczegóły nie musimy wchodzić, tylko skupimy się na efektach.
Całościowo wzmacniacz buduje poczucie solidności, oferując te swoje tryby i impedancje, a waży ponad 7 kilogramów i wyceniony został na 3 tysiące PLN. Od stosunkowo niedawna posiada ponownie po długiej przerwie polskiego dystrybutora, którym została firma Audiomagic, kiedyś natomiast był to Audio Klan. Parametry ma do tego niezgorsze, bo uzysk siły dźwięku 15 dB, odstęp sygnału od szumu 88 dB, THD 0,002%, a pasmo przenoszenia 25Hz – 30kHz. We wnętrzu pracują łącznie cztery lampy, a konkretnie na wejściu trioda 12AX7, wzmacniająco para lamp EL84, a na rzecz tego Ultralinear pojedyncza 12AU7. Lampy mocy są rosyjskie, od Electro Harmonixa, a pozostałe chińskie, najtańsze. I oczywiście można, a nawet należy, nabyć lepsze, ale tu ocenimy jak grało to w stanie sklepowym.
Brzmienie
Postanowiłem zachować rozsądek, to znaczy nie łączyć wzmacniacza za trzy tysiące z przetwornikami za trzydzieści przy pomocy kabli za pięćdziesiąt. Ekstrema ekstremami, ale nikt tak tego słuchał nie będzie, poza ewentualnie jakimś kopniętym recenzentem albo innym wariatem. Odstawiłem zatem przetworniki i aktywowałem kartę Asus Xonar Essence w komputerze, łącząc ją ze wzmacniaczem rozsądnymi cenowo kablami Entreqa, choć przyznać trzeba, trochę droższymi od samego wzmacniacza. Podbijałem przy tym od czasu do czasu dynamikę procesorem SVN i ustawiałem 8 kanałów, bo tak mi się podobało, a o podobanie w muzyce chodzi najbardziej. (Na koniec z tego zrezygnowałem, ale do tego jeszcze dojdziemy.)
AKG K712 (kabel Oyaide HPC)
One trochę bardziej podobały mi się w trybie Ultralinear, a samym stylem mocno zaskoczyły, gdyż okazał się wyjątkowo jak na nie transparentny i z ekspansywnymi sopranami. Pierwszy raz usłyszałem jak wietrzą uszy strugami niezbyt ciepłego a mocno wiejącego powietrza, o co bym ich nigdy nie podejrzewał. Pewnie dobrze byłoby zmienić interkonekt na na przykład cieplejszego Harmonixa, bo ten Entreq bardzo jest transparentny a ciepła nie oferuje, ale mi się nie chciało. Jak porównujemy, to wszystkich na jednym, i nie będziemy ciągle przełączać. A trzeba przyznać, że te sopranowe przeciągi naprawdę były mocne, a transparencja aż popisowa, a tylko wypełnienia i zejścia na dole zabrakło. W efekcie było dość dziwnie, do czego także transparentny kabel Oyaide w samych słuchawkach się zapewne przyczynił. W sumie szkoda, bo gdyby się to wypełniło, byłoby naprawdę ciekawie, a tak było tylko dziwnie i z zadatkami na naprawdę super granie, ale bez niego we własnej osobie.
AudioQuest NightHawk
Całkiem inna historia pokazała się z NightHawk. One grały ciut lepiej w trybie Triode, z którym, w przeciwieństwie do AKG, podobały mi się minimalnie bardziej. A różnicę między samymi trybami można śmiało porównywać do różnic pomiędzy OTL i non-OTL w innych wzmacniaczach. Ultralinear jest szybszy, bardziej jaskrawy i kontrastowy; a Triode bardziej powłóczysty, lepiej wypełniony i bardziej melodyjny. Miał w sobie więcej poetyki i tęsknoty, a mniej parcia naprzód i rytmu. W jednym i drugim trybie to wypełnienie słuchawki AudioQuesta przejawiły jednak zdecydowanie lepsze niż AKG, i takie po prostu dobre, a bas grzmocił bardzo solidnie, czasami aż popisowo. Żadnych też dźwięk u nich nie tworzył przeciągów, tylko muzyka szła na słuchacza gęsto, tłumnie, umiarkowanie – ale jednak ciepło, i w stylu, który całościowo bardzo zachęcał do słuchania, toteż przez dłuższy czas sobie słuchałem, bo szkoda było się z tak dobrym graniem rozstawać.
Spokojnie mogę napisać, że te słuchawki pasują do Cayina HA-1A nawet z jego stockowymi lampami za grosze i bez wysilania się na super przetwornik – czyli z komputerową kartą, z którą też słuchało się bardzo dobrze. Czuć cały czas było duży obszar i jego transparencję, a jednocześnie muzyka na tyle była skomasowana i na tyle pozostawała sobą, że kroczyła poprzez tę transparencję niczym radosna parada, przy wiwatach i oklaskach zadowolonych audiofili. Sławny Thunderstruck AC/DC zabrzmiał bez cienia wątpliwości należycie, zarówno w mierze przenikliwego dyszkantu solisty, jak i mocnego walenia w perkusję, a gitary wyraziście i przejmująco temu towarzyszyły. Mocne to było i treściwe, a zarazem szybkie i odpowiednio rockowe. Krótko mówiąc – do polecenia.
Grado GS1000e
Drewniane Grado też wolały tryb Triode i też okazały się bardzo dobrze pasować. Powiedziałbym, że kto wie, czy nawet nie lepiej, jako że były szybsze i jeszcze wyraźniejsze, a przestrzeń kreśliły jak zwykle większą i z bardziej odczuwalnym w jej obrębie powietrzem.
Przed ich założeniem pewny byłem, że zrobi się z tego jakieś dziwactwo, tak samo jak u AKG, ale nic kompletnie z tych rzeczy. Świeżość i przestrzenność ani trochę nie przeszkadzały wypełnianiu, naturalności i mocnym akcentom basowym. Dominowała jednak szybkość, bo naprawdę w piorunującym tempie grać to zaczęło, a pokazowa separacja poszczególnych dźwięków i samych źródeł jeszcze tę szybkość podkreślała. Nogi same zaczęły przytupywać, a ręce mimowolnie się ruszać – i ogólne muzyczne wzmożenie temu towarzyszyło, a kiedy jeszcze dodać, jak piękne pogłosy te słuchawki produkować umieją, to niewątpliwie trafiało się na magiczny teren reprodukcji muzyki, na którym każdy audiofil pragnie przebywać. Jasne, że nie było to żadne mistrzostwo świata, ale do muzycznego odurzenia wcale nie jest ono potrzebne, a w tym wypadku procentowa dawka spirytusu całkowicie była wystarczająca. Nie inaczej było z muzyką poważną, a fortepian zagrał naprawdę pięknie. Dźwięcznie, z bogactwem harmonicznym i pełną melodyjnością. Żadnych nie przejawił skrótów dźwiękowych – żadnego zubażania, poszarpanych krawędzi, gubienia się w pogłosach. Gięła się ta muzyka i wiła, a recitale Dinu Lippatiego i Wilhelma Backhausa dostarczyły solidnej dawki satysfakcji. Odpowiednio w momentach forte potężne, odpowiednio frazy akcentujące i odpowiednio całościowo płynne, szły poprzez muzykę w bardzo poprawnym stylu, a orkiestra towarzysząca Backhausowi w IV Koncercie Beethovena miała wszystkie należne atrybuty przestrzenne i melodyczne.
Wybitnie mi się to połączenie wyrazistości, przestrzeni, świeżości i muzykalności podobało, a cena grającego kompletu pomnażała satysfakcję. Wiem – to nie były grosze – ale za dziesięć tysięcy z kawałkiem takiego grania się pod płotem nie znajdzie.
Odsłuch cd.
Audeze LCD-3
Z kolei flagowe Audeze wolały tryb Ultralinear. To z nim zagrały bardziej płynnie, że aż zrobiłem zdumioną minę, no ale skoro tak wolą, to nic mi do tego. A zdumienia się na tym nie skończyły, bo jeszcze zaczęły pokazywać pogłosy, co w żadnym razie do ich normalnego repertuaru nie należy. Pisałem kiedyś nawet, że są wybitnie bezpogłosowe, co właśnie buduje ich styl bezpośredniej intymności. Zarazem rzucało się w uszy, że wzmacniacz bardzo dobrze daje sobie z nimi radę prądowo, pchając w nie dość energii, by nie tylko jakoś tam grały, ale zagrały na pełny etat, z membranami zmuszonymi wychylać się jak należy. Mocne to było i dynamiczne, a nie mdłe i ospałe – jak zawsze kiedy nie dostaną te Audeze dość prądu, a potrzebują go dużo. Nie po to nawet aby grać głośno, bo one głośno mogą nawet z dość słabym wzmacniaczem, ale by należycie się ożywiły i pocwałowały a nie się wlokły. To cwałowanie dobrze było teraz słychać, bo chociaż nie tak szybko jak Grado i w innym nieco stylu, lecz niewątpliwie szybko i dynamicznie sobie poczynały, a podobało mi się to granie bardziej niż wcześniejsze z Lebenem i przetwornikiem, jako że więcej miało życia i zadziorności, a mniej takiej niby to melodyjności, ale okraszanej lekkim rozmemłaniem. Kontury były tu wyraźniejsze, a brzmienia narastały błyskawicznie i intrygowały ciekawą, podbarwianą pogłosami formą, dla słuchawek tych nietypową, ale nietypową w interesujący, godny uwagi sposób. Obudził się też nareszcie w tych flagowych Audeze bas; a choć nie był jakiś ekstremalny, to jednak pulsował mocno i cały czas o sobie przypominał. Nie było takiej świeżości, tyle powietrza i tak odczuwalnej przestrzeni jak z Grado, a za to było gęściej i z trochę łagodniejszymi, mniej się akcentującymi sopranami. Bez takiej zadziorności, ale wciąż bardzo wyraziście i trochę potężniej w miejscach gdzie muzyka się zgęszcza.
Tak więc gęsta wyraźność lała się w uszy, a głos Briana Johnsona bardziej był temperowany, natomiast przestrzeń za nim pulsowała potężniej. Z kolei nastrojowe Boulavogue, mistrzowsko zagrane przez nieżyjącego już niestety Barneya McKenna, zabrzmiało mniej smutno i nie tak delikatnie jak poprzez Grado, ale też pięknie i z mocnym akcentem duchowym. Nie aż tak dobrze, jak kiedyś z Fostexami i systemem Accuphase-Leben, jednak w sposób mocno działający na wyobraźnię i przeszywający duszę.
HiFiMAN HE-6
Na koniec spróbowałem słuchawek szczególnie wymagających, jakimi są flagowe do niedawna HE-6. Dla nich wzmacniacz miał energii już niewątpliwie nieco za mało, co uwidoczniało się w rysowaniu dźwiękowych konturów zbyt cienką kreską, trochę za słabym wypełnianiu i mniejszej niż u innych dynamice; ale wciąż było to dobre i nastrojowe muzykowanie. Poza tym bas i tak tu właśnie był najpotężniejszy, choć trzeba było jechać poń niemal do końca z potencjometrem, a sposób wypełniania bębnów też pozostawiał cokolwiek do życzenia. Zwyczajem tych HE-6 soprany okazały się otwarte, ale zupełnie pozbawione agresji, co jest jednym z ich największych atutów. Ciekawy efekt – pogłębiający brzmienie i urozmaicający nieco ujednolicony skutkiem za małej energii przekaz – dawało włączenie pogłosu w trybie Auditorium karty dźwiękowej. Bliskość pierwszego planu i bezpośredniość nie były wówczas takie, jak w przypadku ich napędzania z wyjść głośnikowych, ale ogólnie bardzo dobrze to grało i nie znalazłem powodu do większych zastrzeżeń. Jakościowo odlegle od wykorzystania pełnego potencjału, niemniej sympatycznie w wyrazie i całkiem poprawnie.
Napędzanie HE-6 przez gniazdo słuchawkowe, to jednak tylko drażnienie kotka a nie polowanie na tygrysa. Ten tygrys czaił się z tyłu, na wyjściach głośnikowych. I tygrys ów, niczym prawdziwy, był dziki i piękny. Moc miał i prawdę, co przełożone na język muzyki oznacza piękno zmienione uczuć burzę. Ta muzyka nie grała w głowie, ani nawet koło niej, tylko pierś słuchaczowi przenikała, za gardło ściskała i serce wypełniała radością.
Dopiero teraz, po podpięciu przez przejściówkę z 4-pinem pożyczoną od K1000, muzyczne szaleństwo się rozpętało, a jakość strzeliła w przestrzeń i na niej się rozpostarła. High-end to był we własnej postaci, i to nie jakiś pomniejszy. Słowo daję, że solidny high-end tam szalał, a ja wraz z nim. Koniec z gadaniem – „to takie, a to śmakie”. A choć jasnym jest, że można jeszcze lepiej, to była to już jazda na całego. Nasycone, całkowicie przestrzenne granie, o ciosach wagi ciężkiej i elegancji nie skąpiącej animuszu. Bezpośredniość stu procentowa i oddech żywych muzyków. Ale nade wszystko przekaz energetyczny, jakiego z wyjść słuchawkowych prawie nigdy się nie dostaje, bo do tego potrzebne są super źródła, a tych przy komputerze się nie widuje.
Z lepszymi lampami
Tak mnie to granie z wyjść głośnikowych zelektryzowało, że przemogłem lenistwo, sześć długich śrub wykręciłem, i w miejsce stockowej lipy wsadziłem nie jakieś kosmiczne, ale na pewno lepsze EL-84 Gold Lion i tej samej marki ECC83. Zamieniłem też interkonekt na Sulka, który wszak nie kosztuje majątku, a stosunek jakości do ceny ma chyba najlepszy na świecie; i jeszcze przewód zasilający zamieniłem na Acoustic Zen Gatgantuę.
Same lampy już dały dużą poprawę, ale dopiero Sulek wrzucił basu dwie tony i całe brzmienie nasycająco pogłębił. Gargantua dorzuciła do tego ciepła i energii, a w efekcie zmiany zaszły bardzo poważne i w pełni na koniec zostałem usatysfakcjonowany. Nie na zasadzie, że gra to dobrze i przyjemnie się słucha, tylko zrobił się prawdziwy spektakl. Pewnie, pewnie – własny system mam jeszcze lepszy – ale biorąc pod uwagę jakość ogólną, grał ten Cayin całkiem jak kupa pieniędzy, a przecież nie kupę a kupkę kosztuje. Do tego jeszcze ta lampa 12AU7 pozostawała do koniecznej wymiany, stanowiąc dodatkową jakościową rezerwę, bo takiej akurat nie używam, a gatunkowego DAC-ka też w torze nie było.
Wiedziony ciekawością użyłem jeszcze na koniec Audeze LCD-3, które tak samo jak HE-6 można podpinać do wyjść głośnikowych, ponieważ producent deklaruje dla nich moc dopuszczalną aż 15 W. One także zagrały w takiej konfiguracji zdecydowanie lepiej, a przy tym nie było na szczęście żadnego brumu. No, nareszcie, bo po przygodach z monoblokami Phasemation zacząłem już wątpić w możliwość ich nie zaburzonego na wyjściach głośnikowych grania.
Samo granie Cayina z Audeze na wyjściach głośnikowych już tak nawiasem wcześniej sprawdziłem, ale mi się o nim pisać nie chciało, bo nie był to jakiś szczególny popis na tle ich przebadanych dawno temu umiejętności. Na pewno lepiej grało to niż ze słuchawkowej dziurki, ale jeszcze nie tak, jak one naprawdę potrafią. Także teraz, z lepszymi kablami i bez zbytecznych już całkowicie echowych udziwnień, nie był to jeszcze kres ich możliwości, lecz niewątpliwie wysoki awans i wszystko po stronie pozytywów. Niczego nie trzeba było wzbogacać ośmiokanałowym pogłosem, ani nic nie wydawało się zubożone, a przesadna nieco wyraźność ustąpiła miejsca całościowej elegancji. To już nie była sama werwa w pikantnym sosie dosadności, tylko muzyka par excellence, operująca przede wszystkim poetyką odzianą w dynamizm. Uważnie przy okazji przysłuchałem się różnicom względem HE-6 – i te wciąż kreśliły obraz delikatniejszą kreską, grały jaśniej, na większym obszarze, z wyższym sufitem i większą dawką powietrza. Bardziej plenerowo niż klubowo i z wyraźnie wyższą całościowo tonacją. A poprzez to, że dźwięki kreśliły delikatniej, ich mocny bas dawał silniejszy względem Audeze kontrast.
Poziom całościowy pomimo wydatnych różnic był przy tym identyczny, a tylko atmosfera inna i sposób ujęcia odmienny. Ale to przecież norma, bo mało jest słuchawek do siebie podobnych, chociaż nawet na jakościowych wyżynach podobieństwa się przytrafiają, czego przykładem wzmiankowane już parę razy podobieństwo Fostex TH-900 do AKG K812.
Podsumowanie
Profesor Jan Tadeusz Stanisławski w swoich wykładach z mniemanologii stosowanej pouczał, że nie ma nic gorszego, jak stać się dla medycyny ciekawym przypadkiem. Kiedy lekarze mówią o tobie: – Wiecie, kolego, to ciekawy przypadek… – wówczas nie jest dobrze i niewykluczone, że drzewo, z którego zrobią wam trumnę, zostało już ścięte. Ta sytuacja nie przenosi się w najmniejszym stopniu na aparaturę audio, toteż grzebanie naszego Cayina nie wchodzi w rachubę, mimo iż jest niewątpliwie ciekawym przypadkiem. Niepospolicie wygląda i gra także niepospolicie. Wiedziałem to od zawsze, choć teraz patrzę na rzecz trochę inaczej. Wciąż widzę go jako bardzo solidny i dużo umiejący wzmacniacz słuchawkowy, ale najciekawsze rzeczy dzieją się według mnie z tyłu, na wyjściach głośnikowych, a nie na froncie, w tej nominalnie najważniejszej słuchawkowej dziurce. Ona wprawdzie jest także ciekawa i jak najbardziej do polecenia, ale dla posiadaczy słuchawek planarnych te tylne przyłącza są jeszcze ciekawsze. Bo dobry słuchawkowy wzmacniacz za trzy tysiące, to żadne objawienie i niejeden taki można przywołać, natomiast naprawdę dobre wyjścia na głośniki, które w dodatku u bardzo wrażliwych na brum Audeze żadnego brumu nie powodują, to niewątpliwie w tych pieniądzach gratka. Zarazem można powiedzieć, iż dobrze zdiagnozowaną paranoją jest stan, w którym sam wzmacniacz i słuchawki to zaledwie początek, a dopiero oprzyrządowanie ich właściwym interkonektem i kablem zasilającym pozwala osiągać prawdziwą satysfakcję. Zwykłe druty, na które nikt kiedyś nie zwracał uwagi i które stanowiły wyposażenie dodatkowe urządzeń a nie coś drogiego do osobnego kupienia, tak naprawdę decydują o wszystkim. Bez nich nie ma finału, jest ledwie uwertura. Wiem, nudny się robię z tym Sulkiem i tym Gargantuą, ale co poradzę, że naprawdę tak jest. A podobnie jest z lepszymi lampami, choć te na szczęście nie muszą aż tyle kosztować, aczkolwiek para EL-84 Gold Lion parę stów jednak kosztuje.
Z uwagi na te kable i ich niemiłą cenę, można by zatem poszukującym wzmacniaczowych okazji dla słuchawek rekomendować przede wszystkim urządzenia ifi, które żadnych kabli poza własnym podwójnym przewodem USB za tysiąc złotych nie wymagają. Ifi iUSB3.0 plus iDSD wyjdą na pewno taniej, choć też to nie jest zupełna taniocha, bo taką stanowi dopiero Hegel Super, a jeszcze bardziej AudioQuest Dragonfly. No i wszystko byłoby cacy, gdyby nie te ograniczenia. Odpowiednio rozpędzone słuchawki planarne mają w sobie szczególną moc, i właśnie za tą moc się płaci. To są wyższego rzędu generatory muzycznej energii, a ten ich wyższy poziom wymaga też większej siły wzmacniacza. I nie ma zmiłuj, tego się nie objedzie. Tak więc kto pod tym względem pragnie się zabezpieczyć, a jeszcze do tego mieć dobry słuchawkowy wzmacniacz dla normalnych słuchawek, dla tego Cayin HA-1A jest jedną z wiodących opcji i ten bardzo powinien sobie chwalić fakt, że istnieje taki wzmacniacz na rynku.
W punktach:
Zalety
- Duża moc.
- A wraz z nią dużo dźwiękowej energii.
- Dwa tryby lampowe.
- A więc dwa lampowe ujęcia dźwięku.
- Niezłe granie nawet z tanimi lampami.
- Wyrazistość, szczegółowość, szybkość i rozciągnięcie pasma.
- Duży ukryty potencjał.
- Zwłaszcza dla słuchawek planarnych na wyjściach głośnikowych.
- Zdecydowanie zwiększający się wraz z lepszymi lampami i okablowaniem.
- Odpowiednio dopieszczony, ma ten HA-1A high-endową klasę.
- Brak brumu.
- Funkcja przedwzmacniacza.
- Sympatyczny wygląd.
- Nie zajmuje dużo miejsca.
- Staranne wykonanie.
- Dobry stosunek jakości do ceny.
- Uznany producent.
- Polski dystrybutor.
Wady i zastrzeżenia
- Wyciąganie potencjału ma swoją cenę.
- Potrzebny zewnętrzny DAC.
- Jak to wzmacniacz lampowy – nie gra zaraz po włączeniu, tylko musi nabrać rozpędu.
Sprzęt do testu dostarczyła firma:
Dane techniczne:
- Wzmocnienie: 15 dB
- Wbudowany wzmacniacz słuchawkowy, przedwzmacniacz i wzmacniacz zintegrowany.
- S/N wzmacniacza słuchawkowego: 88 dB.
- S/N wzmacniacza zintegrowanego: 85 dB.
- S/N przedwzmacniacza: 82 dB.
- THD wzmacniacza słuchawkowego: 0,002%.
- THD wzmacniacza zintegrowanego: 2%.
- THD przedwzmacniacza: 0,8%.
- Pasmo przenoszenia: 25Hz – 30kHz.
- Waga: 7 kg.
- Pobór mocy: 60 W.
- Cena: 3000 PLN.
System:
- Źródło: PC z kartą Asus Xonar Essence.
- Wzmacniacz słuchawkowy: Cayin HA-1A.
- Słuchawki: AKG K712 (kabel Oyaide HPC), Audeze LCD-3 (kabel FAW Noir Hybrid), AudioQuest NightHawk, Grado GS1000e, HiFiMAN HE-6.
- Interkonekty: Entreq Discover, Sulek Audio.
Wrzucę jeszcze link do Boulavogue, o którym pisałem, bo nie jest łatwy do znalezienia.
https://www.youtube.com/watch?v=7E0SdC-gioU
Dziękuję za ten test, czy moglbym prosić o krótkie porownanie brzmienia z ifi idsd? idsd jako wzmacniacz analogowy, wiem ze to 2 rozne technologie ale ciekawy jestem na ile idsd ma muzykalnosci lampowej? mysle i któres z nich docelowo a nie mam niestety szansy posłuchać, pozdrawiam serdecznie
W ustawieniu Ultralinear Cayin gra do iDSD podobnie. W zależności od słuchawek ma mniej albo więcej lampowego czaru i tym góruje, zwłaszcza po zainstalowaniu lepszych lamp. Ale to są różnice śladowe. Poza tym iDSD z iUSB Power tworzą lepszy DAC niż Asus Xonar Essence jako źródło Cayina, tak więc całościowo wypadają lepiej. W trybie Triode Cayin dźwięk ma wolniejszy i mniej dynamiczny, ale płynniejszy. Wtedy od ifi gra wyraźnie inaczej, w typowym lampowym stylu. Całościowo jakością urządzenia są zbliżone i dopiero słuchawki takie jak LCD-3 albo HE-6 grają z Cayina na wyjściach głośnikowych odczuwalnie bardziej bezpośrednio i energetycznie.
Witam. Jakie konkretnie bardzo dobre lampy może Pan zaproponować do Cayina i jaki to w koszt.
Na początek proponuję zakup kompletu Genalex Gold Lion. Są do dostania tutaj:
http://sklep.lampyelektronowe.pl/
Jaką dokładnie zmianę wnoszą te lampy ,czy są jakieś jeszcze lepsze lampy ,które był by sens wsadzić ?
Podobno zmiana lamp mocy nie wiele wnosi ..?
Jak mówiłem, trzeba kupić Genalex Gold Lion EL-84 i jedną 12AX7 od Sophia Electric oraz jedną 12AU7 Mullard lub Amperex long anode.
O ile Genalex jest łatwy do dostania to pozostałe już nie bardzo i chyba są bardzo drogie.
Może tutaj coś znajdziesz. Nawet jeśli nie ma danych lamp w widocznej ofercie, warto spytać. Nie sprzedają lipy.
http://tubes-store.eu/pl/
Witam . Poszukuje partnera dla moich he500 i t1 skłaniam sie ku wzmacniaczowi lapowemu i czy uważa Pan ha1 za ciepło grający klocek ?? Obie pary słuchawek chciałbym ocieplić i nieco grubsza kreska zarysować ich brzmienie . Pozdrawiam Maciej
Powinien pasować.
Miał Pan może jakies doświadczenia z Cayin idac-6 i IHA-6?