Recenzja: Naim CD5 XS

Odsłuch: Z Kudos C10

Naim_CD5_XS_15

Jednak sam sposób ładowania płyt jest wyjątkowo fantazyjny, a zarazem wygodny.

   Zacząłem od głośników Kudos, zdecydowanie droższych, ale nieco zdekompletowanych, bo w komplecie z nimi powinien być jeszcze subwoofer, którego nie było. Miało to oczywiście swoje następstwa, ale podkreślmy raz jeszcze, że głośniki te znane są z doskonałej współpracy z elektroniką Naima, którą ich wytwórca uznaje za referencyjną.

Zacznijmy jak zwykle od ustawienia, które okazało się banalne. Kudos i Naim pokazały jak proste takie ustawienie być może i jak spory obszar wysokiego gatunku odsłuchu może towarzyszyć także zwykłym monitorom a nie tylko tak wymyślnym konstrukcjom jak Gradient Helsinki. Nie dawały wprawdzie pod tym względem aż takiej swobody, ale po trzy osoby w dwóch a nawet trzech rzędach mogłyby słuchać bez najmniejszego problemu. Nie pojawiło się przy tym zjawisko uciekania dźwięku w górę, ani jeszcze u mnie częstsze ścielenia się go po posadzce. Elegancko propagował na wysokości głów słuchających, także pod tym względem nie stwarzając żadnych utrudnień. Co do samej sceny, to była głęboka, ale tak na dwa, góra trzy metry za linię głośników, a nie na pięć czy sześć jak u Zingali. Ale jednocześnie ta jej głębia bardzo mocno była zaznaczona, bo odległości źródeł od słuchacza były szczególnie dokładnie określone, tworząc doskonale widoczne, uporządkowane plany. Jednocześnie wszystko działo się głównie pomiędzy głośnikami, nie towarzyszyło jednak temu wrażenie ściśnięcia, bo i na tej osi różnicowanie źródeł okazało się bardzo precyzyjne, a całość dawała efekt kooperacji a nie natłoku. W sumie scena wypadła więc znakomicie, tym bardziej, że jak to u monitorów, nie było żadnego kłopotu z wielkością tych źródeł, całkowicie naturalną i dobrze porozstawianą.

To wszystko przynależy jednak w większym stopniu do całego systemu a nie samego odtwarzacza, który jest przedmiotem recenzji. Skupmy się zatem na samym dźwięku. A ten był przede wszystkim pozbawiony przyciemnienia, powolności i ociężałości, a przy tym tak trochę w stylu lampowym, bo od serca, naturalnie, płynnie, swobodnie. Nie sposobem gęstej, zawiesistej i przyciemnionej lampowości, tylko tej drugiej, pełnej życia i wigoru, a jednocześnie mającej charakterystyczną dla lamp gładkość płynięcia i głębię brzmienia. Dźwięki narastały błyskawicznie, aż prawie za szybko, a wybrzmiewały raczej krótko, bez żadnego przeciągania. Tak więc łączyły się tu naturalne walory lamp i tranzystorów, choć tylko przy użyciu tych ostatnich. W efekcie od razu się zakochałem i stało się dla mnie oczywiste, dlaczego urządzenia Naima podbiły i wciąż podbijają świat. – One rzucają nam w uszy prawdę.

Naim_CD5_XS_16

Dla poprawy stabilności, płyta do napędu jest przytwierdzana magnetycznym krążkiem.

Piękną prawdę. Prawdę o muzyce, która z natury jest piękna. Grają bowiem realistycznie, bez żadnego czary mary, tylko naturalnie i z bardzo silnym przywołaniem obecności wykonawców. Nie ma żadnego przesadnego rozciągania brzmień w czasie, żadnego ich nadmiernego zgęszczania ani przydawania lepkości. Wszystko jest jasne, świeże, przejrzyste i dynamiczne. Tak, to się bardzo narzucało – dynamiki była w tym masa, a ja za dynamiką wprost przepadam. Było też masę przejrzystości, a i ją ogromnie cenię. A jednocześnie była też atmosfera. Nie sama przejrzystość i dynamika, nie wyłącznie tranzystorowe trach-trach, tylko jasne światło, a pośród niego uczucia kreowane samą naturą muzyki. Smutek, radość, tęsknota, groza – pełny wachlarz. Żadnego narzucania obowiązkowej pogodności, żadnego dopisywania do wszystkiego żałobnego smutku. Wyłącznie to co było w samej muzyce, ale właśnie – i to jest najważniejsze – z tego co uczuciowo zawarto w muzyce podkreśleniem, a nie jakimś popędliwym galopem niewiadomo po co i dokąd, albo bezmyślną, rozlazłą włóczęgą. Szybkość, dynamika i jasne światło nic nie przeszkadzały nastrojowości, ani nie budowały żadnego własnego nastroju. Muzyka wyrażała własne emocje i wyrażała je spontanicznie, bez żadnych utrudnień. Tak więc po tranzystorowemu też można, a Naim to potrafi.

Kolejną cechą tego dźwięku była wyraźność. Kontury były naszkicowane cienką, wyraźną linią, żadnego rozmazywania ani topienia w półmrokach. Stały za tym przede wszystkim wyjątkowo dźwięczne, pięknie akcentujące swoją obecność soprany. Talerze i dzwoneczki brzmiały naprawdę przednio i od razu zwracały na siebie uwagę, sypiąc iskierkami drobniutkich dźwiękowych mgiełek, tym jakże przyjemnym sposobem, który kiedyś, dawno temu, był szczytem możliwości i największym popisem aparatury audio, a i teraz stanowi niewątpliwie element wielkiego zadowolenia. Żadnego z tymi sopranami nie było problemu; sam pokaz możliwości i sama przyjemność słuchania. Jednocześnie było ich dużo; dużo więcej niż basu i nie mniej niż tonów średnich. Nadawało to brzmieniu lekkości i szybkości, a jednocześnie naturalności, bez żadnych basowych balonów zaporowych przysłaniających resztę i średnicowego pchania się przed wszystkich.

Naim_CD5_XS_13

Naim’owa rodzina w komplecie

Tych niskich częstotliwości było wprawdzie początkowo za mało, ale jak mówiłem skutkiem braku suba a nie z winy elektroniki, a poza tym głośniki wraz z upływającymi godzinami się rozkręcały, oferując szybki przyrost ilości basu w przekazie. Trzeba bowiem nadmienić, że startowały praktycznie od zera, to znaczy od całkowitej nowości i kompletnego niewygrzania. Mimo to brzmiały fantastycznie. Ale o tym będzie w ich recenzji, choć już teraz zwracam uwagę potencjalnym nabywcom – Kudos C10 to jest naprawdę coś!

Odnośnie tego basu napiszmy od razu, że Naim z niego słynie i basu ma wielki kawał, ale o tym będzie za chwilę. Wracając z kolei do sopranów dopowiem, że fantastycznie komponowały się z głębią brzmienia i głębią sceny, w pierwszym przypadku oferując piękne kontrasty delikatności sopranowej z głębokością niższych dźwięków, w drugim swą drobną posturą podkreślając sceniczny rozmiar. W przypadku muzyki stwarzającej atmosferę mroczną dawały też efekty migotliwych odbić światła, pogłębiając i akcentując także ten aspekt brzmienia, niewątpliwie bardzo spektakularny. Dominowała jednak, jak sobie w języku młodzieżowym zapisałem – świeżość na maksa. Masę w tym wszystkim było życia i szybko dziejących się zdarzeń, a nie jednolity sam tylko zwalisty pień głównego brzmienia. Masa szczegółów, drobiazgów, rozbłysków, muzycznego tętna. Bez dominującej średnicy i bez powłóczystego, leniwego basu. Pulsacja, żywotność, fantastyczna szybkość, krótki, mocno zaakcentowany bas oraz świetna stereofonia, dzięki której, jak już mówiłem, pojawiał się ten duży obszar dobrego słuchania. Znakomicie zaznaczała się też w tym wszystkim akustyka pomieszczeń, a opery czy symfonika wzbogacone były o bogaty repertuar dźwiękowych odbić i scenicznego aranżu. Bardzo zaskoczył mnie także album Black Metalliki, o którym dopiero co pisałem jak to na pewnych słuchawkach ciasno okropnie wypadł, a tutaj było dokładnie na odwrót – właśnie zaznaczyła się rozległa, wieloplanowa scena, a piękne efekty akustyczne wzbogacały muzykę.

Naim_CD5_XS_18

O podłączaniu systemu można by dużo i długo, ale najważniejsze że koniec końców gra. I to jak.

Efekt tego wszystkiego mógł być tylko jeden: wpadłem w to wszystko po uszy, a nawet z uszami, z głęboką wewnętrzną pewnością, że niczego tym razem nie trzeba wymyślać i do niczego siebie przekonywać. Niczego sobie udowadniać ani tłumaczyć. Ta muzyka nie była nawet przekonująca. Ona była oczywista. Siedziałem, słuchałem i byłem cały zadowolony. Naim potrafi. Ale trzeba też przyznać, że potrafią również te Kudos. Oj, nie wiem czy nie są lepsze od Reference 3A.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

3 komentarzy w “Recenzja: Naim CD5 XS

  1. Pragmatyk pisze:

    Połączenie z XN 125 jest bardzo trafne. Świetnie grają z Naim. Swoją drogą – zasługują chyba na osobny test Panie Piotrku 🙂 Czy miał Pan okazje „słuchać” przewodu Tellurium Q DIN do Naim’a?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Oczywiście, Xaviany będą miały swoją recenzję, podobnie jak Kudos.
      Połączeń DIN od Tellurium nie słyszałem. Pewnie są do załatwienia, ale chyba prędzej Naim odjedzie. Ale kto wie, może jeszcze na test Headline zdążą? Niczego nie chcę jednak obiecywać, bo może się okazać, że nie ma ich w Polsce. Nie dowiadywałem się. Chciałem żeby test był raczej sauté, tak po naimowemu.

  2. Kazan pisze:

    Witam . Świetna recenzja , trafiona jakby pod mój setup audio , zwłaszcza Kudos’y. Czekam teraz z niecierpliwością na ich odrębną analizę , ocenę , refleksje … bo mało Ci u nas znane a szkoda . Sam posiadam od niedawna parkę Super 10 – poezja . Pamiętam jak pojechałem sobie na Audioshow 2013 posłuchać docelowego zestawu Studio 16Hz , przypadkowo wstępując do pokoju Audio Systemu szczęśliwie „przepadłem” . To było typowe zbieranie szczęki z podłogi !
    Cud , miód , malina jak dla mnie ofkors . Fakt , elektronika towarzysząca zacna i drogawa aczkolwiek nie Naim a Burmester . Po wielu zabiegach i polowaniu w internecie stoją u mnie razem z niemiecką integrą 051 . Szukam obecnie źródła , które może zastąpić zakup horrendalnie drogich odtwarzaczy Burmka . Kto wie , może przesiądę się docelowo na cały zestaw Naim,a ?!
    Czekam z niecierpliwością na taką recenzję , liczę że razem z oliwkową elektroniką .
    Pozdrawiam

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy