Recenzja: Zingali Twenty 1.2 Evo

Odsłuch cd.

Zingali_Twenty_ 1.2_Evo_16 HiFiPhilosophy

Nie do końca wygrzane kable Telluirium Q Black Diamond zdecydowanie dawały radę…

   Czytelnikom należy się jeszcze dawka wiedzy o samych dźwiękach. Tubowym zwyczajem były rozciągnięte sferycznie i trójwymiarowe. Tuby tego właśnie rodzaju dźwięki produkują i te schowane całe w obudowę potrafią to jak każde inne. Tak wymodelowane dźwięki potęgują oczywiście ogólne wrażenia trójwymiarowości scenicznej, budowanej przez charakterystykę samej lokalizacji źródeł. Tu muszę nadmienić, że źródła były przez Zingali soczewkowały bardzo dokładnie i nie istniało na tym polu żadne rozmycie ani labilność. Pod tym względem są one nieco inne od Wilsonów, które źródła rozpościerają na większym obszarze. Prezentacja była przy tym minimalnie ocieplona, ale nie za sprawą samych głośników tylko interkonektu Entreqa, i minimalnie cienista, czy może raczej należałoby powiedzieć – na pewno nie idąca ku rozjaśnieniu. Doskonale prezentowały się barwy, a tam gdzie trzeba było jasno i radośnie. Żadnego ogólnego cienia, nadmiernego zgęszczania, budowania sztucznego klimatu. Klimat był kreowany przez dramatyczny realizm połączony z perfekcją samych dźwięków oraz wspaniałą scenę, a nie jakieś teatralne aranże. W ramach tego realizmu przekaz nie był także nadmiernie nasycony powietrzem. Ilość powietrza w dźwiękach pozostała realistyczna a nie sztucznie podniesiona, a miarą jej dokładnego dawkowania świetne ukazanie instrumentów dętych, zarówno pod względem samego podmuchu jak i pracy ustnika. Nie mniejsze wrażenie wywoływał fortepian, i to mimo wspomnianej wyjątkowo precyzyjnej charakterystyki jakości nagrań. Z zegarmistrzowską precyzją można było szeregować nagrania fortepianowe według jakości oddania brzmienia instrumentu, lecz mimo to nawet te stare, kiepskie posiadały wspaniały klimat i piękno muzyki dobywającej się spod klawiszy.

O całościowych wrażenia trzeba też nadmienić, że doskonale spajała się tu delikatność z potęgą, pięknie potrafiąc ukazać wokalizę czy instrumenty solowe w rodzaju fletu albo skrzypiec na tle orkiestry, a także – i to jest rzecz szczególnie godna podkreślenia – wyjątkowo dobrze prezentowało się wszystko na niskich poziomach głośności. Tak więc jeżeli ktoś lubi ciche granie, albo warunki do takiego go ograniczają, w tych głośnikach znajdzie bratnią duszę i sowitą pomoc. Jednocześnie obraz wspomnianej orkiestry znów wyjątkowo był spójny, pozwalając postrzegać ją w całościowej formie a nie rozbiciu na nie do końca skoordynowane brzmienia, co było niewątpliwym następstwem spójności brzmienia przydanej samym głośnikom. Nie należy przy tym sądzić, że cokolwiek cierpiała na tym rozdzielczość i analiza. Dokładność rozwarstwienia harmonicznego fortepianu czy zespołów orkiestrowych była imponująca i jedna z najlepszych jakie słyszałem.

Zingali_Twenty_ 1.2_Evo_17 HiFiPhilosophy

…jednak to Shunyata Anaconda w pełni ukazała elitarność konstrukcji maestro Zingali.

To jednak nie koniec pochwał. Szybkość narastania dźwięków była piorunująca, a same wybrzmienia długie. W połączeniu z bardzo istotnym faktem, że system pomimo lampowości (wszystkie trzy składniki toru lampowe – odwrotnie niż na Audio Show) emanował w muzycznych pauzach absolutną ciszą, mąconą co najwyżej szumem podkładu samego nagrania, dawało to każdorazowo zjawiskowej jakości klimat ogólny. Niezależnie od gatunku muzyki na każdej płycie klimat ów wraz z koherencją i szczegółowością wybijały się na plan pierwszy, rozbudzając emocje do stopnia o którym już wspominałem. W efekcie pomimo wspaniałej melodyki i jak to się mawia – muzykalności, po trzech godzinach musiałem odejść od słuchania, bo siła przeżywania była zbyt duża. Skojarzenie z prawdziwym koncertem wydaje się oczywiste i samo narzucające. Płyta koncertowa Pink Floyd dała wrażenia zupełnie jakby się tam było, a odtworzenie audytorium i pojawiających się na nim oklasków klasą swą samo do oklaskiwania skłaniało. W notatniku zapisałem, że dźwięk był niesłychanie potężny, a przy tym świeży, rześki i szybki. Towarzyszył temu spektaklowi wspaniały bas, fantastycznie rozdzielczy i oddziałujący na całą przestrzeń.

Zapisałem także coś takiego: Jeżeli cały high-end zamkniemy obrysem koła, a przez koło to przeprowadzimy średnicę, to poniżej niej będziemy mieli systemy grające high-endowo, ale tak na zasadzie, że to jeszcze jest high-end, bo jeszcze standardy high-entu jakoś tam trzyma, natomiast powyżej te będące tych standardów wyznacznikiem, ciągnące całą sprawę do góry, a nie tylko rozpaczliwie się jej trzymające. System przed chwilą opisany należał niewątpliwie do tej drugiej, wyższej kategorii. Wyznaczał standardy a nie tylko usiłował ich dotrzymywać. I to wyznaczał naprawdę mocno.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

16 komentarzy w “Recenzja: Zingali Twenty 1.2 Evo

  1. Przemek pisze:

    Jak widze te worki na kolumnach to nie wiem czemu ale mi sie źle robi.

    1. Icek pisze:

      Jakbyś miał tą wiedzę, że najbardziej drgającą ścianką w większości kolumn jest ta górna właśnie to już by Ci się tak źle nie robiło.

  2. sebna pisze:

    Witam Piotrze,

    „Grało to aż tak dobrze, tak realistycznie i z tak rozbudzonymi emocjami, że po trzech godzinach byłem kompletnie wykończony… ”

    Mam bardzo podobne doświadczenia z głośnikami Zingali choć wcześniej o tym nie myślałem w tych kategoriach w ferworze walki i testowania jaki u mnie się odbywał przez ostatnie 3 miesiące.

    Dobrą wiadomością dla potencjalnie zainteresowanych jest to, że takie zaangażowanie emocjonalne potrafią już powodować nawet najniższe serie Zingali bo przez dwa miesiące grały u mnie właśnie Zingali Zero Dieci, czyli największy gabarytowo głośnik z najniższej serii i nie raz się zdarzało, że po dosłuchać byłem tak pobudzony i podekscytowany, że długo jeszcze nie mogłem spać choć sesje nieraz kończyły się o 2-3 w nocy (miałem tydzień urlopu, żeby porządnie ocenić 3 pary głośników, które miałem wówczas na miesięczny test w domu).

    Ostatecznie oddałem Zero Dieci ale tylko dlatego, że ich granie tak mi się spodobało, że zdecydowałem się na zakup, już bez testów, wyższego o jedno oczko, modelu z kolejne w kolejce serii, czyli głośników Home Monitor 2.10+, które dotarły do mnie zaledwie kilka dni temu.

    Pozostałe głośniki, które miałem na testy, były również bardzo dobre na różne sposoby (w niektórych aspektach być może lepsze, w zależności od upodobań) ale żadne nie były tak kompletne jak Zingali i żadne nie powodowały nawet w minimalnie zbliżonym stopniu przeżywania muzyki tak jak to robiły Zero Dieci.

    „Każdy utwór był jak emocjonalny cios wagi ciężkiej.” To bardzo dobry opis tego jak te głośniki potrafią oddziaływać na niczego się nie spodziewającego słuchacza w swoim wygodnym fotelu 😉

    W moim przypadku pomimo kilku wzmacniaczy lampowych, które miałem do dyspozycji w pokoju najlepiej Zingali grały z w pełni tranzystorowym torem (a konkretnie z Eximusesm DP-1 i Priamre I30 z kablami Nordosta Valhala i Blue Heaven).

    Pozostałe głośniki, które brały udział w testach i bezpośrednich porównaniach to Quady ESL 63 oraz Eist Dubh (jedno driverowe horny).

    Pozdrawiam i polecam

    1. Piotr Ryka pisze:

      Miło przeczytać, że ktoś ma podobne odczucia i recenzja nie trafia kulą w płot. A głośniki Zingali są wyjątkowe. Jest sporo innych wybitnych, ale te należą na pewno do tych najwybitniejszych. Prototyp, niestety bardzo drogi, którego słuchałem u nich w fabryce, to były najlepsze głośniki jakich dane mi było słuchać.

      1. sebna pisze:

        A napędzane tak skromny jak na panujące audiofilskie realia odtwarzaczem o ile dobrze pamiętam z relacji z wyprawy. Dobrze dobrane głośniki to najważniejszy element układanki.

        Pozdrawiam

  3. Dokładnie tak to też słyszę i zachwycam się tymi kolumnami. Poza tym pięknie napisane. Brawo.
    Ostatnio puściłem wieczorem jednej osobie raptem 2 utwory na Zingali i miała łzy w oczach, a mnie też słowa grzęzły w gardle…

    Co do spraw technicznych to jest to dokładnie wersja: Twenty Evo 1.2 Plus, czyli w bardziej ekskluzywnym wariancie wykończenia. Ta kosztuje 55 tysięcy PLN.
    Wersja czarny pół mat lub biały pół mat kosztuje 48 tysięcy PLN.

  4. Tomek pisze:

    Podsumowanie – dokładnie bilans kosztów mnie przeraził. A jednocześnie ucieszył. Bo oto od opisywanych tu magicznych spektakli jestem kolumnowo daleki, ale jakby nie było systemy kolumnowe mam – w kategoriach opisywanych tutaj – grające z pewnością niezwykle słabo, mnie jednak potrafią dać satysfakcję, systemy słuchawkowe także mam – w tym kilka par słuchawek obiektywnie już niezłych z pierwszej i drugiej słuchawkowej ligi – które już magicznego realizmu są zdecydowanie bliżej. I nie wydałem na to łącznie kwoty na najtańszą parę recenzowanych tutaj – z top ligi – kolumn, choć nowy samochód – dobrze wyposażoną Dacię Logan bym kupił. I to spędzało mi sen z powiek, nie ukrywam. Samochód mam, stary bo stary, ale wyposażony lepiej i lepszy ogólnie niż nowa Dacia, za grosze, a za resztę systemy audio kolumnowe i słuchawkowe, które mnie i mym bliskim sprawiają mnóstwo frajdy i radości. Czuję się zatem, Panie Piotrze, rozgrzeszony i dziękuję niniejszym za tekst Pański, który poczucia winy mnie pozbawił.

  5. Piotr Ryka pisze:

    Ze sprzętem jest jak z samochodami. Kogo stać, kupuje dobry nowy. Kogo nie, ma dylemat – nowy słaby, czy używany z wysokiej półki. Osobiście jestem zwolennikiem tego drugiego rozwiązania. Nie można jednak recenzować używanych kolumn czy słuchawek na zasadzie: niech się wypchają dystrybutorzy, a my tu sobie na boczku będziemy recenzowali sprzęt używany. Niewątpliwie przyjemniej jest sobie kupić rzecz nową, przez nikogo nie macaną, co do której mamy pewność, że nikt przy niej nie kombinował. Podobnie przyjemniej jest zarabiać dużo niż mało. Moim zadaniem nie jest pouczać innych, co mają sobie kupić i za ile. Sprawozdaję jedynie jak co gra, a jaki czytelnik zrobi z tego użytek, to już jego sprawa.

    1. Tomek pisze:

      Pełna zgoda. Ja zrobiłem z tego artykułu użytek konfesyjny, z czego się cieszę. Pieniądze równe wartości opisywanego systemu włożyliśmy z żoną w remont domu. W terminach Pańskich zaliczyłbym się do niższej klasy średniej, dlatego pozwoliłem sobie także na zakup jednego z recenzowanych przez Pana „flagowców” i jestem z tego faktu bardzo zadowolony, jak i z samych słuchawek, które relaksują mnie znakomicie po ciężkim dniu pracy. Także – pełna zgoda. Z przyjemnością także czytam opisy – luksusów – jak w przedmiotowej recenzji, na które nigdy stać mnie nie będzie. I przyznać muszę, że gdyby nie Pańskie recenzje, to i w żaden sposób bym ich nie poznał, a tak – dzięki Pańskiemu precyzyjnymu, barwnemu i pełnemu metafor językowi, który to bardzo wysoko sobie cenię – mam choć namiastkę, wyobrażenie, iluzję. Także ja jestem wdzięczny i pełen uznania i chylę czoło.

      1. Piotr Ryka pisze:

        Nie jest tak źle. Lepsze będziecie mieli, drodzy Czytelnicy, za dziesięć lat sprzęty niż te najlepsze dzisiejsze. Pamiętam jak kiedyś pożerałem wzrokiem na wystawie Sony CDP-777ES. A teraz mógłbym go kupić na Allegro, a nawet mi się nie chce.

  6. Przemek pisze:

    Icek nie od braku wiedzy mi się źle robi.
    Czy w każdej kolumnie najbardziej drga górna ścianka tego bym nie był taki pewien.

  7. sebna pisze:

    Swoją drogą Zingali nie są proste do ustawienia w przestrzeni. Wymagają poświęcenia czasu i uwagi przy pozycjonowaniu aby zaprezentowały na co je naprawdę stać. Niestety ale potwierdza to też efekt końcowy. Sweet spot to punkt dla jednej i tylko jednej osoby. Bardzo wąski. Może dwie w rzędzie przed sobą by się załapały ale tak się nie słucha więc są to głośniki 1 osoby. Jest to dość ciekawe biorąc pod bardzo duże kąty rozpraszania dźwięku, które jednak ni jak się przekładają na szeroki sweet spot.

    Cóż warto się trochę pomęczyć 😉 bo efekty są przednie.

    Tak jak pisał Piotr głośniki uwielbiają sporo przestrzeni za sobą pomimo bas reflexu strzelającego w dół.

    Dla kontrastu dwie dodatkowe pary głośników, które miałem wrzuciłem do pokoju i po prostu grały :). Prawdą jest, że wtedy miałem już niemalże mapę akustyczną pokoju po tym jak zbadałem „centymetr po centymetrze” większość pokoju z Zingali ale mimo wszystko ustawienie Quadów i małych hornów zajęło jakieś 15 minut gdy Zingali to w zasadzie 2-3 dni ciągłych mniejszych poprawek i co pewien czas większych radykalnych zmian.

    Pozdrawiam

  8. Piotr pisze:

    Dzień dobry 🙂

    Czy jest szansa,by ten model Zingali dobrze zagrał z lampą na 300B?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Szansa jest. Sam słuchałem ich wprawdzie jedynie z 25-watowym Croftem i 80-watowym Timekeeperem, ale według dystrybutora grały nawet z 8-watowym Kondo, aczkolwiek z 15-watowym grały wyraźnie lepiej. Dużo w takim razie będzie zależało od typu lampy 300B. Z tymi XLS powinno być bardzo dobrze, a z pozostałymi trzeba popróbować.

  9. Piotr pisze:

    Dzięki 🙂

  10. Maciej pisze:

    Właśnie przeglądałem net i przypomniałem sobie o tym modelu. Aż dziw że nie napisałem nic pod Twoją recenzją. Uważam że to były jedne z najlepszych kolumn na AS 2013 jak dobrze pamiętam. I sam bardzo lubię takie brzmienie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy