Recenzja: Zingali Twenty 1.2 Evo

Budowa

Zingali_Twenty_ 1.2_Evo_03 HiFiPhilosophy

Zingali Twenty 1.2 Evo

   Głośniki Zingali mają dwa główne atuty pozwalające im toczyć wyrównaną walką z innymi dostawcami najwyższej klasy systemów nagłaśniających: przez siebie wynalezione i tylko przez siebie stosowane tuby Omniray oraz wspaniałą klasę obróbki drewna. Na miejscu u nich mogłem oglądać wielkie jak ciężarówka z naczepą i kosztujące po milion euro za sztukę sterowane komputerowo obrabiarki SMC Ergon oraz zgromadzone zapasy najwyższej jakości sezonowanego drewna, przywiezionego prosto z Kalifornii. Widziałem także obudowy głośnikowe jeszcze w stanie surowym oraz najbardziej zaawansowane technologicznie komory lakiernicze, toteż dowodnie przekonałem się, że mamy w tym wypadku do czynienia ze światowej klasy fachowością i najlepszymi surowcami. Stosownie do tego głośniki 1.2 EVO prezentują się wyjątkowo. Wyjątkowy jest zarówno kształt tub Omniray, wciągający wzrok patrzącego do wnętrza głośnika, jak i maestria wykończenia. Dokładność frezów, sposób tłoczenia sygnatury i powłoki lakiernicze budzą najwyższe uznanie. A przy tym sama faktura drewna, którego gatunku nie udało się niestety ustalić, ale które określane było jako „Californian yellow tree”, też jest wyjątkowa, pozbawiona niemal rysunku słojów i niezwykle gładka, w osobliwy sposób łącząca pozostawanie drewnem ze szczególną jednolitością materii i elegancją. W efekcie kolumny od Zingali, mimo iż wykonane z drzewa, przypominają wyglądem jakieś odlewy a nie efekt pracy stolarzy, i to mimo że nie pokryto ich kryjącą warstwą lakieru. Wykończenie może być przy tym dowolne, także oczywiście kryjące, a na Audio Show furorę robiły stojące przy wejściu głośniki o jednolitej kryjącej czerwieni charakterystycznej dla samochodów marki Ferrari. Sam goszczę jednak typowo drewniane, mające barwę łączącą odcienie koniaku, różu i brązu. Kolor jest silnie złamany, daleki od barw podstawowych, i estetycznie wyszukany. A przy tym te same głośniki EVO 1.2, które w wielkich halach Zingali wydawały się małe, niemal kompaktowe, na dwudziestu paru metrach pokoju odsłuchowego okazują się duże, pełnowymiarowe i sporo miejsca zabierające. Nie są specjalnie wysokie, ale obecność tuby zagłębiającej się w obudowę i całej przez nią objętej wymusza sporą szerokość i jeszcze większą głębokość, bo jak wiadomo głośniki tubowe mają dużą średnicę i nie mniejszą głębię. Jednocześnie sam korpus kolumny oferuje spory kontrast, bo tylko przód wraz z kilkucentymetrowym obramowaniem oraz wąska ścianka tylna wykonane są z drzewa, a ściany boczne i wierzch z czarnego tworzywa, pod którym znajdują się wielowarstwowe, specjalnie cięte na wąskie pasy i akustycznie modelowane płyty MFD. Nadaje to wyglądowi dynamiki i jednocześnie ucieka przed jednoznacznym skojarzeniem z meblem. Ustawienie jest przy tym specyficzne, na dopasowanych kształtem do obrysu obudowy płozach, w których zamontowano półkuliste, regulowane śrubowo podstawki. W efekcie powierzchnia styku z podłogą jest mała, ale nie tak mała jak w przypadku powszechne stosowanych kolców. Tworzące podstawę płozy są przy tym jednocześnie czymś w rodzaju ścianek bocznych tunelu prowadzącego pod kolumnę. Ma to swój dodatkowy sens, bowiem właśnie na spodzie ulokowano wylot bass-refleksu. Producent zaleca położenie na wprost niego kawałka materiału, by bas się rozpraszał i nie przenosił zbytnio na podłogę. Sprawdziłem – i faktycznie najniższy zakres staje się wówczas bardziej przestrzenny oraz łagodniej obrysowany; niewątpliwie wyższy jakościowo i bardziej wpisany w muzykę.

Zingali_Twenty_ 1.2_Evo_08 HiFiPhilosophy

Luksusowy wyrób rodem z Półwyspu Apenińskiego

Kolumna posiada tylko dwa głośniki, w tym jeden niskotonowy, jest zatem analogiczna względem konstrukcji do Zeta Zero, z tym że tam mieliśmy do czynienia z pojedynczym rozbudowanym głośnikiem wstęgowym, a tutaj z tubą Omniray. Tuba ta w przypadku EVO 1.2 ma wlot o średnicy 44 mm i dwunastocalową średnicę wylotu, a uzupełniający ją głośnik niskotonowy jest też dwunastocalowy i ma 75 milimetrową cewkę. Jak wszystkie głośniki używane przez Zingali pochodzi od także włoskiego producenta – firmy B & C – i trzeba mu przyznać, że potrafi zejść odpowiednio nisko, w czym pomaga mu wypomniany ulokowany od spodu bass-refleks.

Na ściance tylnej mamy dwie pary przyłączy, tak więc możliwe jest zastosowanie bi-wiringu; sam jednak użyłem pojedynczych kabli Shunyata Anaconda, podpinając jednak plus i minus do różnych par, bo tak według dystrybutora jest korzystniej. A niezależnie od tego pary te i tak są fabrycznie zmostkowane grubymi miedzianymi listwami. (Przy okazji wygrzewałem także niewygrzane jeszcze do końca Tellurium Black Diamond widoczne na zdjęciach.)

Gdy chodzi o warstwę techniczną, głośniki mogą przenosić pasmo od 30 Hz do 21 kHz i mają nietypową, 6-ohmową impedancję. Stromizna dynamiczna jak zwykle w przypadku tub jest rzeczywiście stroma i wynosi 12 dB na oktawę. Spora jest też skuteczność, opiewającą na 96 dB, a kąt rozproszeniowy tuby oszacowano na 120°.

Wszystko to w ostatecznym efekcie wygląda bardzo statecznie i wytwornie. Tuby objęte w całości obudową są dla Zingali ekskluzywne, a drewniane wykończenie i klasa jego wykonania natychmiast wrzucają nas na obszar luksusu. Sama wielkość głośników też budzi respekt, a dźwięk z tej wielkości i owego luksusu się dobywający również jest wielki i luksusowy.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

16 komentarzy w “Recenzja: Zingali Twenty 1.2 Evo

  1. Przemek pisze:

    Jak widze te worki na kolumnach to nie wiem czemu ale mi sie źle robi.

    1. Icek pisze:

      Jakbyś miał tą wiedzę, że najbardziej drgającą ścianką w większości kolumn jest ta górna właśnie to już by Ci się tak źle nie robiło.

  2. sebna pisze:

    Witam Piotrze,

    „Grało to aż tak dobrze, tak realistycznie i z tak rozbudzonymi emocjami, że po trzech godzinach byłem kompletnie wykończony… ”

    Mam bardzo podobne doświadczenia z głośnikami Zingali choć wcześniej o tym nie myślałem w tych kategoriach w ferworze walki i testowania jaki u mnie się odbywał przez ostatnie 3 miesiące.

    Dobrą wiadomością dla potencjalnie zainteresowanych jest to, że takie zaangażowanie emocjonalne potrafią już powodować nawet najniższe serie Zingali bo przez dwa miesiące grały u mnie właśnie Zingali Zero Dieci, czyli największy gabarytowo głośnik z najniższej serii i nie raz się zdarzało, że po dosłuchać byłem tak pobudzony i podekscytowany, że długo jeszcze nie mogłem spać choć sesje nieraz kończyły się o 2-3 w nocy (miałem tydzień urlopu, żeby porządnie ocenić 3 pary głośników, które miałem wówczas na miesięczny test w domu).

    Ostatecznie oddałem Zero Dieci ale tylko dlatego, że ich granie tak mi się spodobało, że zdecydowałem się na zakup, już bez testów, wyższego o jedno oczko, modelu z kolejne w kolejce serii, czyli głośników Home Monitor 2.10+, które dotarły do mnie zaledwie kilka dni temu.

    Pozostałe głośniki, które miałem na testy, były również bardzo dobre na różne sposoby (w niektórych aspektach być może lepsze, w zależności od upodobań) ale żadne nie były tak kompletne jak Zingali i żadne nie powodowały nawet w minimalnie zbliżonym stopniu przeżywania muzyki tak jak to robiły Zero Dieci.

    „Każdy utwór był jak emocjonalny cios wagi ciężkiej.” To bardzo dobry opis tego jak te głośniki potrafią oddziaływać na niczego się nie spodziewającego słuchacza w swoim wygodnym fotelu 😉

    W moim przypadku pomimo kilku wzmacniaczy lampowych, które miałem do dyspozycji w pokoju najlepiej Zingali grały z w pełni tranzystorowym torem (a konkretnie z Eximusesm DP-1 i Priamre I30 z kablami Nordosta Valhala i Blue Heaven).

    Pozostałe głośniki, które brały udział w testach i bezpośrednich porównaniach to Quady ESL 63 oraz Eist Dubh (jedno driverowe horny).

    Pozdrawiam i polecam

    1. Piotr Ryka pisze:

      Miło przeczytać, że ktoś ma podobne odczucia i recenzja nie trafia kulą w płot. A głośniki Zingali są wyjątkowe. Jest sporo innych wybitnych, ale te należą na pewno do tych najwybitniejszych. Prototyp, niestety bardzo drogi, którego słuchałem u nich w fabryce, to były najlepsze głośniki jakich dane mi było słuchać.

      1. sebna pisze:

        A napędzane tak skromny jak na panujące audiofilskie realia odtwarzaczem o ile dobrze pamiętam z relacji z wyprawy. Dobrze dobrane głośniki to najważniejszy element układanki.

        Pozdrawiam

  3. Dokładnie tak to też słyszę i zachwycam się tymi kolumnami. Poza tym pięknie napisane. Brawo.
    Ostatnio puściłem wieczorem jednej osobie raptem 2 utwory na Zingali i miała łzy w oczach, a mnie też słowa grzęzły w gardle…

    Co do spraw technicznych to jest to dokładnie wersja: Twenty Evo 1.2 Plus, czyli w bardziej ekskluzywnym wariancie wykończenia. Ta kosztuje 55 tysięcy PLN.
    Wersja czarny pół mat lub biały pół mat kosztuje 48 tysięcy PLN.

  4. Tomek pisze:

    Podsumowanie – dokładnie bilans kosztów mnie przeraził. A jednocześnie ucieszył. Bo oto od opisywanych tu magicznych spektakli jestem kolumnowo daleki, ale jakby nie było systemy kolumnowe mam – w kategoriach opisywanych tutaj – grające z pewnością niezwykle słabo, mnie jednak potrafią dać satysfakcję, systemy słuchawkowe także mam – w tym kilka par słuchawek obiektywnie już niezłych z pierwszej i drugiej słuchawkowej ligi – które już magicznego realizmu są zdecydowanie bliżej. I nie wydałem na to łącznie kwoty na najtańszą parę recenzowanych tutaj – z top ligi – kolumn, choć nowy samochód – dobrze wyposażoną Dacię Logan bym kupił. I to spędzało mi sen z powiek, nie ukrywam. Samochód mam, stary bo stary, ale wyposażony lepiej i lepszy ogólnie niż nowa Dacia, za grosze, a za resztę systemy audio kolumnowe i słuchawkowe, które mnie i mym bliskim sprawiają mnóstwo frajdy i radości. Czuję się zatem, Panie Piotrze, rozgrzeszony i dziękuję niniejszym za tekst Pański, który poczucia winy mnie pozbawił.

  5. Piotr Ryka pisze:

    Ze sprzętem jest jak z samochodami. Kogo stać, kupuje dobry nowy. Kogo nie, ma dylemat – nowy słaby, czy używany z wysokiej półki. Osobiście jestem zwolennikiem tego drugiego rozwiązania. Nie można jednak recenzować używanych kolumn czy słuchawek na zasadzie: niech się wypchają dystrybutorzy, a my tu sobie na boczku będziemy recenzowali sprzęt używany. Niewątpliwie przyjemniej jest sobie kupić rzecz nową, przez nikogo nie macaną, co do której mamy pewność, że nikt przy niej nie kombinował. Podobnie przyjemniej jest zarabiać dużo niż mało. Moim zadaniem nie jest pouczać innych, co mają sobie kupić i za ile. Sprawozdaję jedynie jak co gra, a jaki czytelnik zrobi z tego użytek, to już jego sprawa.

    1. Tomek pisze:

      Pełna zgoda. Ja zrobiłem z tego artykułu użytek konfesyjny, z czego się cieszę. Pieniądze równe wartości opisywanego systemu włożyliśmy z żoną w remont domu. W terminach Pańskich zaliczyłbym się do niższej klasy średniej, dlatego pozwoliłem sobie także na zakup jednego z recenzowanych przez Pana „flagowców” i jestem z tego faktu bardzo zadowolony, jak i z samych słuchawek, które relaksują mnie znakomicie po ciężkim dniu pracy. Także – pełna zgoda. Z przyjemnością także czytam opisy – luksusów – jak w przedmiotowej recenzji, na które nigdy stać mnie nie będzie. I przyznać muszę, że gdyby nie Pańskie recenzje, to i w żaden sposób bym ich nie poznał, a tak – dzięki Pańskiemu precyzyjnymu, barwnemu i pełnemu metafor językowi, który to bardzo wysoko sobie cenię – mam choć namiastkę, wyobrażenie, iluzję. Także ja jestem wdzięczny i pełen uznania i chylę czoło.

      1. Piotr Ryka pisze:

        Nie jest tak źle. Lepsze będziecie mieli, drodzy Czytelnicy, za dziesięć lat sprzęty niż te najlepsze dzisiejsze. Pamiętam jak kiedyś pożerałem wzrokiem na wystawie Sony CDP-777ES. A teraz mógłbym go kupić na Allegro, a nawet mi się nie chce.

  6. Przemek pisze:

    Icek nie od braku wiedzy mi się źle robi.
    Czy w każdej kolumnie najbardziej drga górna ścianka tego bym nie był taki pewien.

  7. sebna pisze:

    Swoją drogą Zingali nie są proste do ustawienia w przestrzeni. Wymagają poświęcenia czasu i uwagi przy pozycjonowaniu aby zaprezentowały na co je naprawdę stać. Niestety ale potwierdza to też efekt końcowy. Sweet spot to punkt dla jednej i tylko jednej osoby. Bardzo wąski. Może dwie w rzędzie przed sobą by się załapały ale tak się nie słucha więc są to głośniki 1 osoby. Jest to dość ciekawe biorąc pod bardzo duże kąty rozpraszania dźwięku, które jednak ni jak się przekładają na szeroki sweet spot.

    Cóż warto się trochę pomęczyć 😉 bo efekty są przednie.

    Tak jak pisał Piotr głośniki uwielbiają sporo przestrzeni za sobą pomimo bas reflexu strzelającego w dół.

    Dla kontrastu dwie dodatkowe pary głośników, które miałem wrzuciłem do pokoju i po prostu grały :). Prawdą jest, że wtedy miałem już niemalże mapę akustyczną pokoju po tym jak zbadałem „centymetr po centymetrze” większość pokoju z Zingali ale mimo wszystko ustawienie Quadów i małych hornów zajęło jakieś 15 minut gdy Zingali to w zasadzie 2-3 dni ciągłych mniejszych poprawek i co pewien czas większych radykalnych zmian.

    Pozdrawiam

  8. Piotr pisze:

    Dzień dobry 🙂

    Czy jest szansa,by ten model Zingali dobrze zagrał z lampą na 300B?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Szansa jest. Sam słuchałem ich wprawdzie jedynie z 25-watowym Croftem i 80-watowym Timekeeperem, ale według dystrybutora grały nawet z 8-watowym Kondo, aczkolwiek z 15-watowym grały wyraźnie lepiej. Dużo w takim razie będzie zależało od typu lampy 300B. Z tymi XLS powinno być bardzo dobrze, a z pozostałymi trzeba popróbować.

  9. Piotr pisze:

    Dzięki 🙂

  10. Maciej pisze:

    Właśnie przeglądałem net i przypomniałem sobie o tym modelu. Aż dziw że nie napisałem nic pod Twoją recenzją. Uważam że to były jedne z najlepszych kolumn na AS 2013 jak dobrze pamiętam. I sam bardzo lubię takie brzmienie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy