Recenzja: Zingali Client Nano

Odsłuch

Zingali_Client_Nano_017 HiFi Philosophy

Włoski design, kunszt wykonania…

   Zacząłem od posłuchania samych głośników, czyli bez suba. Już na dzień dobry użyłem przy tym warunków bardzo dla tych Zingali pomyślnych, bo sięgnąłem po wzmacniacz Leben CS300F, który nie dość że sam z siebie jest znakomity i odpowiedniej tutaj 15-watowej mocy, to jeszcze posiada dwustopniowy bass-buster, który był pod nieobecność subwoofera jak znalazł. Użycie go przy braku suba okazało się nawet rewelacyjną sprawą, a całość sprawiała wrażenia jakby stanowiła komplet i gdyby nie to, że boczki Lebena były z innego gatunku drewna, ktoś mógłby nawet zyskać taką pewność. A zyskałby ją jeszcze bardziej po rozpoczęciu słuchania.

Ja wiem, stale coś chwalę i chwalę, ale to nie dlatego, że świat zapełnia prawie sama doskonała aparatura, więc nic innego nie pozostaje. Niestety, tak dobrze nie jest, a co więcej, w miarę jak przybywa doświadczeń z taką najlepszą, ilość tej postrzeganej jako gorsza dość gwałtownie narasta. Staram się przeto – niezależnie od cenowego podziału, ale oczywiście z jego dla ostatecznej oceny uwzględnieniem – poszukiwać przedmiotów recenzji potencjalnie najlepszych, bo naprawdę szkoda pióra na opisywanie chłamu, no chyba, że jakiś chłam wybije się na popularność, bądź jest produktem uznanej firmy, o którym należało przypuszczać, że będzie świetny. Wówczas recenzja ma charakter ostrzegawczy, a recenzent podczas pisania krzywi się i pluje jadowitą śliną. Wspominam o tym po raz kolejny, ponieważ niektórzy zwykli się zżymać, że co recenzja, to hymn pochwał, a przecież powinno być przynajmniej po równo – raz chwalenie, raz przygana. Ale użyjcie, proszę, sztuki imaginacji i wyobraźcie sobie, że jakiś recenzent pojechał na Audio Show albo na monachijski High End, a potem pospraszał do siebie urządzenia, które go tam rozczarowały. Na rzut oka widać, że nie ma to sensu. Szkoda czasu i nerwów. Czasami, a nawet dość często, zdarza się jednak, że przyjeżdża coś nieznanego, po czym nie wiadomo czego oczekiwać; i wówczas jest najciekawiej, choć i łatwo o katastrofę. Czasami zdarza się też, że przyjeżdża coś niespecjalnie się podobającego, ale mniej czy bardziej już uznanego, mającego inne opisy, z reguły oczywiście pochwalne, irytację powodujące, a potem przy dokładnym badaniu okazuje się, że to my nie mieliśmy racji i żeśmy tego czegoś nie docenili, bo to w rzeczywistości fantastyczne urządzenie. Ale czasami bywa odwrotnie – coś się w warunkach wystawowych albo na jakimś pokazie spodoba, a potem w domowym laboratorium nijak się tego nie udaje powtórzyć i tamto okazuje się zmyłką, albo jednorazowym wyjątkiem.

Zingali_Client_Nano_018 HiFi Philosophy

…i najlepsza dostępna technologia. Nie ma wątpliwości, za co przyszło tyle płacić.

Mówiąc szczerze, tych małych Zingali przed przybyciem nie słuchałem. Widziałem je tylko i coś tam zdaje się było z nich w tych Włoszech puszczane, ale tak po partyzancku, z doskoku, a może nawet wcale. Nie pamiętam, bo bardziej mnie tam co innego interesowało niż malutkie monitorki na biurko, choćby i śliczne, a niechby i nawet tubowe. A kiedy z kolei już przyjechały, stawiałem je na biurku z trochę ciężkim sercem, bo osiem tysięcy za monitor pasywny, kiedy za pięć można mieć od Ancient Audio aktywne Oslo Master? Albo za cztery o wiele większe Amphiony, które tak świetnie wypadły i w każdych warunkach się sprawdzają? To zakrawało na bezsens i z daleka pachniało sytuacją charakterystyczną bardziej dla rynku damskich torebek, gdzie nie kupuje się żadnych lepszych walorów użytkowych, tylko sam wygląd i propagandę. Torebka z sieci CCC za niecałą stówę nie jest wszak mniej pakowna ani praktyczna od takiej z Kazara za osiem, ani nawet od tej od Louisa Vuittona za kila, czy Yvesa Saint Laurenta za sto kilkadziesiąt tysięcy. Nie jest wprawdzie z prawdziwej ani tym bardziej krokodylej skóry, ale na oko tą jej ekologiczną sztuczność trudno nawet poznać. Natomiast napisu Dior czy Prada być na niej nie może, i to za takie właśnie napisy płaci się krocie. Kiedyś jedynie władcom wolno było nosić purpurę, a teraz każdy może się ubrać u Diora, pod warunkiem bycia zasobnym w odpowiednio wypchany portfel. I tego właśnie rodzaju popisem zapachniały mi te małe Zingali o znakomitej prezencji i markowym – meciatym, jak to mawiają Amerykanie – pochodzeniu. Nie dajmy się wszakże wodzić za nos snobizmom, tak więc nie napiszę w ich obronie, że jakieś tam Oslo, nawet te lepsze, te Master, ani tym bardziej jakieś Aphiony, nie mają przy tych Zingali czego szukać, bo dźwięk ich nie jest z krokodylej skóry i nie wysyła w eter propagandowego krzyku:

– Zingali! Zingali! – Zingali słucham – patrzcie na mnie, ale sobie kupiłem!

By móc coś konkretnego na ich obronę napisać, trzeba było najpierw posłuchać i usłyszeć coś rzeczywiście interesującego, coś wokół czego dałoby się zorganizować jakąś linię obrony, a nawet przeprowadzić kontratak. Siadałem jednak za biurkiem całkiem oklapły i nastawiony na katastrofę, bo jakoś mi się ta linia obrony nie rysowała. Wiedziony obowiązkiem odpaliłem z niechęcią co trzeba i z rezygnacją się wsłuchałem. Najpierw jeszcze tylko podstawiłem pod te małe głośniczki prowizoryczne podstawki i raz jeszcze doszedłem do wniosku, że szkoda wielka, iż nikt nie oferuje w Polsce kapitalnych podstawek produkowanych przez irlandzkie Ardán Audio. Naprawdę szkoda. Dodam dla porządku, że sygnał Lebenowi podsyłał oczywiście komputer, a czynił to za pośrednictwem DAC-ka Mytek 192, którego powrót niedawno świętowałem i za którego użyczenie firmie Mytek ogromnie jestem wdzięczny.

Zingali_Client_Nano_006 HiFi Philosophy

Ale czy mały rozmiar nie przeszkodzi w zaistnieniu wśród większych odpowiedników?

Jednak mimo tego Lebena i mimo Myteka, a także mimo spinających je świetnych kabli Harmonixa, a nawet mimo wyjątkowo wybitnych kabli głośnikowych Entreq Discover z uziemieniem Minimus spinających Lebena z Zingali, na myśl o tych ośmiu tysiącach i konieczności ich tłumaczenia cierpła mi skóra. Bo jest też coś takiego, a przynajmniej we mnie takie coś siedzi, że albo jest się po jednej stronie, albo po drugiej. Do pewnego momentu produktu chce się bronić, ale od pewnego zaczyna tylko złościć i budzić krytykę. No i te osiem tysięcy dosyć mnie, przyznam, złościły, choć nie wiem czemu nie pomyślałem, że na przykład Ultrasony Edition 10, albo Audeze LCD-3, też prawie tyle kosztują, a są przecież tylko słuchawkami, z jednym małym głośniczkiem na kanał. No ale z drugiej strony są przynajmniej słuchawkami z samego topu, a tym małym kolumienkom Zingali kudy było do głośnikowych szczytów, no i jeszcze takie na przykład monitory Reference 3A niewiele drożej kosztują, a grać nimi można na cały pokój – i to jak! Ale znów, ze strony drugiej, tak na biurko, tuż przy słuchaczu, to się te 3A nie nadadzą, no więc strasznie to wszystko się robiło zawiłe i tylko cena za te Zingali jednoznacznie wydawała się za wysoka, taka dla lepszych gości, kawiorowa. No nic, będzie może tego wstępnego ględzenia i cenowego larum. Głośniki ładne, producent zacny, robota cacy, a sprzęt jak ta lala – nic tylko słuchać. Jednak wcale tak zaczynając słuchanie nie pomyślałem, tylko tak: – No, trudno, trzeba się za to brać. Zawsze jakoś było, to i teraz będzie. No i się wziąłem.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

9 komentarzy w “Recenzja: Zingali Client Nano

  1. sebna pisze:

    Witam Piotrze,

    Tak jak Ty dziwiłeś się pisząc i słuchając tak ja dziwię się czytając.

    Nie chodzi o brzmienie bo tego można się spodziewać, że jest przyzwoite ale cena jest zaskakująca za coś co zdaje się celować w segment głośników komputerowych.

    Nie chodzi o to, że cena wysoka czy niska bo to pojęcia względne tylko o to że już od 6 – 7k pln, jak zapolować, można dostać pełno prawne używane kolumny podłogowe Zingali. Co prawda 2 generacje wstecz ale wcale też nie najniższe modele. Dysproporcja jest spora bo tamte ważą w dziesiątki kilogramów oraz napędzą większość pomieszczeń poza małymi halami produkcyjnymi 😉 choć pewno przytłoczą pokój z komputerem…

    Oczywiście rozumiem, że te głośniki są kierowane do? No właśnie do kogo, bo próba zrobienia z nich pełnoprawnych głośników do napędzania salony chyba jednak mija się z celem ze względu na dostępne alternatywy w tym samym przedziale cenowy a jako komputerowe to hmmm żeby to grało na poważnie trzeba by drugie tyle co w głośniki zainwestować w komputer.

    Teraz oczywiście dochodzimy do etapu, w którym powinienem sobie uświadomić, że prawie wszystkie takie lub podobne pytania padły w samej recenzji i pomimo własnych rozterek uważasz, że dźwięk się broni a same głośniki mają rację bytu jak się już człowiek przełamie nad ich niepozornością? Chciałbym ale nie mogę 😉 Wydaj mi się, że to jeden z tych produktów, których jak nie posłucham to nawet nie pomyślę o nich w takich kategoriach jak wynikało by z recenzji, z których treścią przecież tak często się zgadzałem w przeszłości w przypadku produktów mi znanych.

    Pomijając moje pytania i wątpliwości jak zawsze recenzję czytało się bardzo przyjemnie.

    Pozdrawiam

    1. Piotr Ryka pisze:

      Dziękuję za ciekawy komentarz. Myślę, że głośniki mogą się obronić w dwóch przypadkach. Pierwszy, to ludzie zamożni, poszukujący takich biurkowych. Znakomity, budzący własną satysfakcję i ciekawość odwiedzających wygląd, pod dodatkową obecność wyjątkowego brzmienia, to powinien być wystarczający powód do zakupu przez tych, dla których osiem tysięcy za rzecz poszukiwaną nie stanowi problemu. Przypadek drugi, to ludzie mający bardzo małe pokoje odsłuchowe. Dla nich żaden pożytek z dużych Zingali z drugiej ręki, czy innych dużych głośników, a suba zawsze się gdzieś upchnie, no i przede wszystkim te malutkie Nano staną nawet w najtrudniejszych warunkach. Poza tym one też będą kiedyś z drugiej ręki, a wówczas krąg zainteresowanych na pewno się poszerzy. Na razie są tylko dla bogatych, a także tych, którzy koniecznie chcą mieć na biurku takie cacka. A te cacka są z dziurką. Nawet z kilkoma.

  2. miroslaw frackowiak pisze:

    Pierwszy raz jak je zobaczylem to myslalem ze daja w prezencie w ramach reklamy ,jako gadzet do postawienia na polke.Kiedys bardzo bylem zainteresowany kupnem kolumn tej firmy i nawet udalo mi sie znalesc u dilera te powiedzmy najmniejsze z duzych w kolorze czarnym, ale cena mimo -50% upustu to dalej 10000eur i wielkosc i ciezar dosc duza,przy moich 15m2 pokoju byly za duze, bo i od tylnej sciany tez musza stac odsuniete z tego co kiedys Piotrze pisales,szkoda bo to piekne kolumny.Szoda ze firma ta nie zrobila tego modelu o polowe mniejszego to wtedy mysle chetnych byloby wielu do kupna, bo pomieszczen od 15-18m2 jest najwiecej,szkoda ze nie wpadli na ten pomysl.Inne ich modele juz mi sie tak nie podobaly jak np. ten na AS wystawiany w tamtym roku, to juz nie ta piekna forma!to jest model ktory mnie interesowal i ktory moglem kupic:
    http://zingali.su/uploads/images/Gallery/MR_Client_Name_1-5_evo_A.jpg
    http://zingali.su/uploads/images/Gallery/MR_Client_Name_1-5_evo_A.jpg
    http://2.bp.blogspot.com/-YmqYOB0TKfk/T86BkuT44fI/AAAAAAAAFpo/VHFCjS0qhos/s1600/MR_Client_Name_1-5_evo_D.jpg
    http://www.zingali.pl/pdf/dane_techniczne_zingali.pdf

    1. sebna pisze:

      Cześć Mirku,

      A jak Ci się podobało brzmienie systemu z AS? Czy na podstawie tego co słyszałeś na AS spodziewałeś się więcej po Client Name 1.2 i tym się kierowałeś szukając jedynie bardziej pasującej Ci formy?

      Pozdrawiam

  3. miroslaw frackowiak pisze:

    Dodam tylko ze to byl Client Name 1.2, ale tak samo wyglada,tu na zdjeciach jest ten wiekszy!

  4. miroslaw frackowiak pisze:

    Ktos wykasowal moja poprzedzajaca wypowiedz?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Nikt nie wykasowywał. Coś silnik strony nawala i sam przytrzymał. Proszę o wyrozumiałość. Kilka tysięcy spanów trzeba dziennie usunąć. Sporo jest z tym roboty i trudno wszystko na bieżąco ogarniać.

  5. Miltoniusz pisze:

    Przy biurku spędzamy znacznie więcej czasu niż na kanapie tak więc świetnie, że ktoś w końcu nie potraktował tematu po macoszemu. Nie widzę nic dziwnego w tym, że głośniki biurkowe kosztują 8 tys. zł, nienaturalne jest to, że oferta jest tak mała. Jedyne pytanie jest takie, czy wydając te 8 tys. dostajemy coś, co jest tyle warte i zarazem znacząco lepsze niż Amphiony, B&W CM1, Studio Oslo, małe Calisto RS III i tym podobne historie. Mam na myśli odsłuch przy biurku. Pozdrawiam, jak zwykle bardzo ciekawy i wartościowy test.

  6. dreamiteam pisze:

    Dobry i dokładny opis, na pewno wielu osobom się przyda 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy