Recenzja: Zeta Zero Venus Picolla

Brzmienie

Z ASL Twin-Head i Croftem

Zeta_Zero_Venus_Picolla15 HiFiPhilosophy

A jak śpiewają Zety?

   Badania rozpocząłem od systemu własnego. A więc przedwzmacniacz Twin-Head i końcówka mocy Croft Polestar1 napędzane Cairnem. Okablowanie głośników wziąłem oryginalne, bo skoro je tak sprzedają, to chyba powinno pasować. Nie wiem czy można przyjąć, że jest optymalne, ale na pewno powinno być bardzo odpowiednie.

Jak zwykle zacząłem od suwania i tutaj nie ma wiele do powiedzenia. Dobrze jest móc postawić Zety ponad metr od ściany za nimi, ale jak pomieszczenie na to nie pozwoli, to pełna ofiar antyczna tragedia z tego nie wyniknie. Ważne natomiast by słuchający znalazł się z dość dużą dokładnością w punkcie przecięcia spojrzeń głośników, bo w odróżnieniu do niektórych innych nie lubią Zety spoglądać prosto przed siebie, zdecydowanie woląc patrzyć wprost na słuchacza. Lubią także dywan rozciągnięty przed sobą, a testowany tu model Piccola nic nie miał też przeciw temu, by za pomocą podkładek pod przednie nóżki odchylić go lekko ku tyłowi gdy nie słuchamy z dużej odległości.

À propos odległości. Głośniki (w każdym razie u mnie) nie miały tendencji do równomiernego wysycania całego pomieszczenia dźwiękiem, o czym już sam fakt, że chciały patrzyć wprost na słuchacza zaświadcza wyraźnie. Tworzyły pewien dźwiękowy obszar, rozpościerający się daleko ku tyłowi i mniej więcej na tę samą odległość idący od przodu, przy czym jest moim zdaniem rzeczą bardzo korzystną znaleźć się na terenie tego obszaru, nazwijmy go obszarem  aktywnego oddziaływania, jako że kontakt z muzyką zyskuje wówczas na bezpośredniości. Tak więc w warunkach domowego słuchania, w pomieszczeniu mającym dwadzieścia kilka metrów kwadratowych, dobrze jest siadać w odległości 1,5 -2,5 metraod linii głośników, bo kiedy siądziemy dalej, będziemy już bardziej widzem niż bezpośrednim uczestnikiem.

Zeta_Zero_Venus_Picolla03 HiFiPhilosophy

Równie dobrze, jak wyglądają?

Usadowiwszy się wygodnie i zadbawszy o to by mieć za sobą oparcie fotela wyższe niż poziom uszu (co daje korzystne odbicia, także tak nawiasem w przypadku słuchawek AKG K1000), przystąpiłem do pałaszowania dźwięku. Szło zrazu opornie, to znaczy w pamięci miałem brzmienie Zet z zeszłorocznego Audio Show (w tym roku niezbyt uważnie słuchałem) i pamięć ta podpowiadała, że grało wówczas lepiej. Niczego jednak nie zmieniałem, pozwalając muzyce płynąć i spokojnie czekałem na zmiany. Mam bowiem własną teorię, zupełnie nie udokumentowaną, ale za to nieźle sprawdzającą się w praktyce, a w myśl tej teorii sprzęt musi się ze sobą ograć. Czasami trwa to parę dni, a czasem krócej. W przypadku Zet trwało jakieś cztery godziny. Być może jest to wyłącznie wynikiem akomodacji słuchu odbiorcy a nie dogadywania się membran głośników z sygnałem, nie mam jednak nawet cienia wątpliwości, że po kilku godzinach (podczas których nie słuchałem przez cały czas), scena bardzo wyraźnie się pogłębiła i uporządkowała, a brzmienia stały piękniejsze. A kiedy to nastąpiło, doświadczyłem wspaniałych muzycznych przeżyć, bo grają te Zety naprawdę popisowo i nie ma co do tego wątpliwości. Mają przy tym bardzo szczególną i godną uwagi właściwość, mianowicie fantastycznie spisują się na wysokich poziomach głośności. Zwykle bardzo głośno nie słucham. Na Audio Show bardzo często proszę o przyciszenie, a kiedy uczestniczę w jakimś audiofilskim spotkaniu, zwykle okazuje się, że inni słuchają dużo głośniej. Tu jednak sobie pofolgowałem. Zety fenomenalnie radzą sobie z istnym decybelowym tsunami, pozwalając rozkoszować się całą potęgą orkiestry symfonicznej czy rockowego koncertu. Nie przejawiają wówczas śladu utraty kontroli, nawet nie wspominając o przesterach, i bez żadnego problemu utrzymują cały czas doskonały porządek sceniczny.

Zeta_Zero_Venus_Picolla16 HiFiPhilosophy

Podłączamy i gramy!

Odnośnie tej sceny. Jak wspominałem idzie na ładnych parę metrów do tyłu za głośniki i podobnie podchodzi ku słuchaczowi. Nie ma na tym obszarze żadnego uciekania dźwięków do góry, wszystko trzymane jest w ryzach na odpowiedniej wysokości, a porządek panuje tam jak w muzeum.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

8 komentarzy w “Recenzja: Zeta Zero Venus Picolla

  1. miroslaw frackowiak pisze:

    Sluchalem rok temu na AS i graly swietnie,trzeba przyznac ze wlasciciel super czlowiek,podpisuje sie pod tym co Piotrze napisales ,wspaniale kolumny,wada to wysoka cena i ze to „polskie”, no bo wiadomo „zagraniczne to bylby super” a tak to nie!!!

  2. Maciej pisze:

    Piotrze, a czy 'Myszy’ i ich działanie opisałbyś skrótowo tutaj w odpowiedzi, czy doczekają się indywidualnej recenzji?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Recenzja to za duże słowo. Ale wystawię kiedyś myszom ocenę ze sprawowania, i to taką z obszernym uzasadnieniem. Ale to za jakiś czas, bo muszą najpierw pojechać na różne audiofilskie wycieczki, a na razie były tylko na dwóch.

  3. jorg adf pisze:

    w jakim stopniu na brzmienie wpłynęły skórzane myszy?

    1. Piotr Ryka pisze:

      W dużym. Co nie znaczy, że ich wpływ musi się podobać. Jest jednak wyraźnie słyszalny.

  4. XYZPawel pisze:

    Piotrze, czy możesz napisać kto i gdzie dostał „histerycznego napadu szału” na widok Mysz ? Bo u mnie wywołują napad śmiechu 🙂 ale pewno dlatego, że jestem tylko zwykłym wrogiem audiofilizmu, a nie „celebrowanego” :))

    pozdrawiam 🙂 (recenzja jak zwykle zabawna, ale trochę mniej 😉

    Paweł

    1. Piotr Ryka pisze:

      Mogę.

  5. XYZPawel pisze:

    Tak myślałem 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy