Odsłuch cd.
MrSpeakers Ether Flow C
Z uwagi na także mobilny charakter testowanego z dwóch MrSpeakers wybrałem te zamknięte.
I zagrało to jeszcze inaczej: cieplej, a jednocześnie lżej i bardziej przejrzyście. Coś jakby samym ciepłem zastępować gęstość u NightHawk, a transparencję i wyraźność czerpać z HD 800. Z dodatkiem wszakże ważnego akcentu – mocniejszym czuciem ambience. W tle bardziej, a nie rozprzestrzenionego na całe medium – jako skutek fantastycznej szczegółowości, potrafiącej też obrazować ruchy i wiry powietrza. A w odniesieniu do reszty detali – jak skrzypnięcia, szmery, stuknięcia – traktującej je całkowicie muzycznie, bez najmniejszego podostrzania. Grało to niewątpliwie najradośniej i najprzyjaźniej spośród dotąd porównywanych, z niewątpliwym kunsztem muzycznym wspieranym przez techniczny. NightHawk były bardziej mrukliwe, ciemniejsze, dociążone, posępne – nie potrafiące też zobrazować owej magii ruchomego powietrza – ale wciąż bardzo klimatyczne. HD 800 zaś bardziej neutralne, szumiące sopranami i oddające, lecz minimalnie słabiej, ową ruchomość i zmienność ciśnieniową medium. MrSpeakers zaś najcieplejsze, promienne, pełne światła. Pięknie dźwięczne, szybkie i w całości oddane muzyce, co w przypadku wzmacniacza/przetwornika Woo wszystkim zresztą się udawało.
Fostex TH900 Mk2
Rozochocony tą sytuacją sięgnąłem także po Fostex TH900 Mk2, i ku pewnemu memu zaskoczeniu zaczęło grać tak, jak te słuchawki najbardziej od wzmacniaczy chcą. Z dozą ciepła, bez śladu obcości, super szczegółowo i jednocześnie muzycznie. Z też dobrym obrazowaniem ruchu powietrza, bez żadnych cienkości czy przesadnych akcentów u sopranów, a za to z akcentem basu; nie zachodzący na średnicę, ale na własnym terenie głębokim. Więc były to kolejne słuchawki, które z Woo grały bez zarzutu, ochoczo czerpiąc z jego ciepła, detaliczności i lampowej muzykalności.
Crosszone CZ-1
To już mnie tak rozochociło, że postanowiłem sięgnąć po ekstrema. Najpierw po nadzwyczajne Crosszone CZ-1, mające głośnikową stereofonię. Wierzcie, początkowo wcale nie planowałem, bo są to słuchawki kapryśne i w duecie ze sprzętem na poły przynajmniej przenośnym bym ich zupełnie nie widział. Tymczasem historia się powtórzyła, tyle że na bazie owej stereofonii. Znów grało to ciepło, transparentnie i z wychwytem niuansów. Bardzo dobrymi wokalami, do których indywidualizacji dołączyła stereofoniczna miksacja jakiej żadne słuchawki nie mają, dzięki której duet Simon & Garfunkel zabrzmiał jeszcze prawdziwiej. Nie wiem czy osobom nie lubiącym słuchawek ta ich stereofonia pomaga, lecz ponad wszelką wątpliwość buduje bardziej złożoną formę. Problem w tym, że nie każdy wzmacniacz potrafi się ze swą transparentnością przez tę złożoność przebić, jednak Woo nie miał problemu. Nie pojawiła się zbytnia gęstość, a w efekcie obraz mniej albo bardziej nieczytelny, tylko widoczność na pełną głębię, a pokaz stereofoniczny popisowy. W oprawie wszelkiej detaliczności i różnorodności brzmieniowej, że spokojnie można tych Crosszone z mobilnym Woo dla pełnej satysfakcji używać. Głębokie, ciemne, nasycone i jednocześnie transparentne brzmienie, z dodatkiem autentycznej a nie kalekiej dwukanałowości, niczym tutaj nie zaburzanej.
Abyss AB-1266
To żeby się jeszcze pognębić i wystąpić przeciw samemu sobie, na koniec sięgnąłem po Abyss AB-1266, o których wcześniej stwierdziłem, że gdzie im do przenośności. Crosszone do głośnego grania potrzebowały potencjometru na „4-5”, a Abyss „7-8”. Pomimo starszej wersji, trudniejszej do napędzenia, Woo radził sobie z nimi bez problemu, niczym solidny wzmacniacz stacjonarny. Wypełnienie, szybkość i dynamika nie doznawały uszczerbku, a całe brzmienie charakteryzowało się tym, o czym w recenzji tych Abyss pisałem.
Mają niezwykłą cechę grania nawet słabego materiału plikowego w sposób szczególnie ujmujący, tak jakby jakość samych nagrań im nie robiła różnicy. Głównie za sprawą tego, że uprzestrzenniają i dodają masy sopranom, co przy najwyższej klasy aparaturze wymaga pieczołowitości toru, ale w sytuacji komputerowej sprawdza się nieodmiennie. Zaczynasz słuchać i od razu zostajesz dźwiękiem oczarowany, bo nie ma on żadnej wady, a ma ujmujący czar. Na ich tle T1 okazują się nazbyt ostre i sztucznie naprężone, a HD 800 mają za cienkie i zbyt krzykliwe soprany. NightHawk są mniej przejrzyste, a Crosszone i MrSpeakers nie tak aż potężne i nie tak trafne tonacyjnie. Realizm aż bije z Abyss i jednocześnie niczego nie dają w przedobrzeniu.. Tak jakby ich najmniejsza wygoda chciała powiedzieć: Widzisz, są pewne koszty, ale też za nie nagroda. Nagroda basu potężnego, głosów najbardziej prawdziwych i sopranów najpiękniej dźwięcznych. Przestrzennych, prężnych, wydatnych, a jednocześnie niekrzykliwych. To prawda, że stereofonii Crosszone Abyss nie potrafią powtórzyć, rozrzucając i separując kanały uproszczonym stylem słuchawek, ale jako rekompensatę przywołują misterium tajemniczości i wyjątkowego tchnienia muzyki. Trafności, urody, piękna, swoistego poczucia spełnienia. I przetwornik ze wzmacniaczem od Woo w zupełności do tego wystarcza.
Migawka ze smartfonem
Aby nie było, że coś pomijam, posłuchałem też WA8 (via dostarczany z nim przyzwoitej jakości kabel) z Apple iPhone 6S. By zdiagnozować bardzo tylko nieznaczne obniżenie jakości, zapewne skutkiem gorszego właśnie kabla oraz braku iDefendera. Minimalny ubytek dociążenia i odczuwania medium w zamian za lepszą cokolwiek transparentność i większą nieco przestrzeń. Wszystkie pozostałe cechy na tym samym z grubsza poziomie, w oprawie przyjemnego ciepła i świetnej, niespotykanej w sprzęcie przenośnym muzykalności.
Więc kiedy się już decydować na przenośne użycie, będzie się można cieszyć w ruchu ulicznym czy plenerze wyjątkową jakością dźwięku, choć pewnie chętniej wykorzystywaną zaletą bateryjnego Woo będzie możliwość przenoszenia go z miejsca na miejsce niż używania po drodze. Używania w hotelu, pensjonacie, schronisku, na obozie; także w pracy, o ile ktoś może sobie tam na słuchanie pozwolić. A mobilnie także na jachcie, na rowerze i w końcu też na piechotę. Ostatecznie kilogram przewieszony przez ramię to nie jest żaden problem.
Ciekawy „klocek” 🙂
Piotrze, dobrze by było skonfrontować Woo z Alo.
Ceny mniejsze, gabaryty też, więc… Rozmawiałeś w tej sprawie już może?
Dostępne są te sprzęty na miejscu?
Napisałem wielce pochwalną recenzję ALO AUdio Continental V3 (nieprodukowanego już niestety) i mogę powtórzyć, że był znakomitym wzmacniaczem. Mniej jednak analogowym od WA8 i nieco mniej czarującym. Bardzo dobrym, ale trochę zwyczajniejszym. ALO robi teraz inne urządzenia i na pewno godne zbadania. Nie chcę nic obiecywać, ale spróbuję się zorientować względem dostępności do testu.
Pamiętam, dlatego tak mnie intryguje V5 🙂
Daj Piotrze znać, tu w komentarzu, gdybyś miał już jakąś informację.
Pozdrawiam 🙂
W poniedziałek spróbuję się dodzwonić.
Świetna rzecz. Czekałem na tą recenzję. Czy brzmienie sekcji wzmocnienia jest dużym kompromisem wobec Lebena CS300F? I czy mając Alo Audio Continental V3 warto robić przesiadkę na WooAudio?
Przesiadać się z Continentala nie warto, bo jest dużo praktyczniejszy a brzmienie ma świetne. Leben z kolei, jako urządzenie stacjonarne, stoi na nieco wyższym poziomie. Ewentualna przesiadka mogłaby się więc tłumaczyć jedynie korzyścią materialną. Woo od biedy jest w stanie zastąpić wzmacniacz przenośny, a jego użycie jako stacjonarnego daje wysoką satysfakcję. Wyjdzie więc taniej niż Leben plus ALO, ale jak już się je ma, to nie warto tego ruszać.
Witam Piotrze.
Wiesz już może coś na temat ALO?
Wiem. Studio Six na razie nie ma; może będzie wcześniej, a może dopiero na AVS. Dwa mniejsze, w tym ten przenośny dual mono, podobno do mnie jadą.
No i super.
Czekamy w takim razie 🙂
Dziękuję. Obecnie mam tylko Alo Audio którego bardzo lubię a za jakimś bardzo dobrym stacjonarnym się rozglądam no i właśnie tak nad tym wa8 się zastanawiam. Ps. co do podłączenia do iPhone poprzez cck – bo tak chyba Pan to robił, to cck w wersji usb 2.0 mocno ogranicza jakość. cck z usb 3.0 (większe ustrojstwo ale przy okazji jest też port ładowania) jest znacznie lepsze. Tak zaleca AudioQuest w instrukcji do Dragonfly a ja się z tym zgadzam. Dużo bardziej otwarty dźwięk.
Spokojnie możesz słąć sygnał z Apple przez CCK bez obawy straty na jakości.
WA8 pomimo swojej ceny dla mnie ciągle bezkonkurencyjny. Super dźwięk, wbudowany DAC i możliwości mobilne. Producent teraz wypuścił opcjonalne płytki z lampami, ale polski dystrybutor jeszcze ich ma.
CKK z usb 2.0 jest ok ale CKK z usb 3.0 wg mnie jest lepsze – bardziej szczegółowe bez skutków ubocznych.
Podobno bateria wystarcza na zaledwie 2,5 godziny… tak napisał jeden z właścicieli WA8 Eclipse.
3h 15min na HD800
Panie Piotrze, jak sekcja wzmacniacza WA8 ma się do Phasta?
Oj, będę musiał tego PhaSta ściągnąć i zrecenzować. Wydaje mi się, że przy dobrym przetworniku zagra lepiej.
Szarpnąłem się na WA8. Niewiarygodnie ciężki. Niewygrzany egzemplarz iPhone –> USB Wireworld Starlight 7 –> HD800 brzmi bardzo przejrzyście, przestrzennie, z dużą klasą ale równocześnie nieco jasno i bez dociążenia. Sygnatura dźwiękowa np. takiego Little Dot MkIII jest taka bardziej lampowa – sama przyjemność. Panie Piotrze – czy on długo musi się wygrzewać?
Regulacja głośności w iPhone wpływa na głośność ale w niebywale dziwny sposób – do 60% jest cisza a od 60% do 100% robi się w sposób skokowy głośniej. Czy to normalne zachowanie?
Zachowanie regulacji głośności wydaje się nienormalne. Dystrybutor pojechał do Monachum, ale jak wróci w poniedziałek, to go warto pomęczyć. Wygrzewanie trwa pewnie tradycyjnie ze dwieście godzin. Sam nie wygrzewałem, więc nie wiem.
Poprosimy o wiecej refleksji w miare wygrzewania i używania sprzętu 🙂
Popracował nie więcej niż 30h ale jest dobrze: dźwięk się dociążył, nasycił – i to bardzo. Basisko jest fantastyczne. Bardzo dobrze się tego słucha. W porównaniu do np. ifi micro idsd jest o niebo lepiej – przynajmniej na HD800 (ze źródeł od producenta: podobno to ifi nie lubi się z HD800). Z ifi brzmi niby wszystko ok ale w jakiś magiczny sposób robi się nudno i nie chce sie tego słuchać – z WA8 się chce. Miałem też okazję tak na szybko porównać zestaw:
iPhone –> CKK USB 3.0 -> USB Wireworld Starlight 7 -> WA8–> HD800
z
iPhone –> CKK USB 3.0 -> Audioquest Dragonfly Red -> icc Siltech London –> Burson Conductor v2 -> HD800
czyli w przypadku Bursona wejście po analogu. Niemiarodajne, no bo przecież Dragonfly/Siltech może są ograniczeniem. No i Burson niewygrzany oraz nawet nie nagrzany. Tym niemniej WA8 grał zdecydowanie lepiej. Niestety, na bardziej sensowne testy nie miałem czasu więc może lepszy nonsensowny z adnotacją niż żaden.
Dziękuję za impresje! Coś czuję, że rewelacyjnie by to sie zgrało z moim nowym nabytkiem – Sennheiser HD660S.
Słuchałem WA8 z D8000, i żadnych problemów z dociążeniem tu nie było, ale np względem Hugo 2, Eclipse gra mniej sprężyście i konturowo, z bardziej rozmytym basem. Nie wiem jak pasuje do HD800, ale z tego co pamiętam te słuchawki ciężko dociążyć i są nieco jasne same z siebie, chociaż z lepszym kablem i źródłem łatwo wychwycić że są neutralne, i to kiepskie towarzystwo osprzętu dodaje im negatywne cechy. Generalnie jak brakuje dociążenia to D8000 są lekarstwem 🙂 Na nich nie brakuje niczego w żadnym aspekcie, genialne puszki.