Odsłuch
Posłuchałem Sophii w dwóch systemach, przy czym za każdym razem był to odtwarzacz Audio Research CD9 i kable głośnikowe Anaconda SP; różne natomiast były wzmacniacze i przedwzmacniacze, to znaczy raz Croft z Twin-Headem, a raz referencyjny przedwzmacniacz i wzmacniacz od Audio Research. Zacznijmy od systemu stanowiącego własność recenzenta.
Spiąłem Twin- Heada z odtwarzaczem Tarą Air1, a między nią a Croftem pozostawiłem van den Hula First Ultimate. Pracowicie zespoliłem następnie tego małego i lekkiego Crofta, mającego jednak akurat wymagane 25 Watów na kanał, z wielkimi głośnikami za pośrednictwem grubaśnych kabli od Shunyaty, no i w audiofilską drogę. Nie tak wprawdzie od razu, bo lampy musiały sobie postać pod prądem, ale po godzinie cierpliwość mi się wyczerpała i przystąpiłem do słuchania.
Te głośniki mają swój styl i swój świat. Niektórzy nazywają to amerykańską szkołą brzmienia i wskazują na inne wymagania tamtejszego klienta, słuchającego często muzyki gospel, country, bluesa i jazzu. Nie wydaje mi się jednak żeby tak łatwo można to było wytłumaczyć, bo przecież rocka i muzyki rozrywkowej słuchają tam równie często.
Czymkolwiek jednak dźwięk ten będziemy tłumaczyli, pozostaje faktem, że jest ujmujący i dający dużą dawkę bardzo sycącej satysfakcji. Takiego liczonego w cetnarach „funu” – jak to teraz nazywa młodzież – niczym duża porcja lodów z bitą śmietaną i tartą czekoladą, albo jazda luksusowym samochodem z paręsetkonnym silnikiem pośród pięknego krajobrazu. Przede wszystkim jest to dźwięk wyjątkowo głęboki; i ten właśnie przymiotnik przyszedł do mnie jako pierwszy. Ale także miękki, obfity, obejmujący, lekko przyciemniony, migotliwy i całościowo spektakularny.O tej spektakularności decyduje jeszcze jedna cecha, mianowicie źródła dźwięku i same te dźwięki są dosyć duże (aczkolwiek nieprzesadnie) jednak najważniejsze jest to, że mają zawsze trójwymiarową postać, to znaczy nie można ich punktowo porozwieszać w przestrzeni (chyba, że są to dźwięki pałeczek na werblu albo szarpnięcia wysokich strun harfy), tylko mają dużo większe niż punkty miejsca przebywania, w związku z czym nie obcujemy z czymś w rodzaju teatru dźwiękowych cieni, płasko rzuconych na jakieś tło, tylko ze spektaklem, który nazwę swego rodzaju teatrem dźwiękowych kubatur, nie bacząc na to, że niektórzy się na takie niestereotypowe słowne zlepy i ciągi boczą. Towarzyszył temu teatrowi silny, wyraźnie zaakcentowany bas, choć nie jakiś przesadzony czy nadmiernie podbity, tylko właśnie zaakcentowany, mocno obecny. Nie usiłujący się za wszelką cenę przyłączyć do reszty pasma, by maszerując na tyłach udawać, że prawie go nie ma, tylko taki z pierwszego rzędu i z bębnem marszowym wybijającym rytm. To było basisko jak się patrzy i jak się słucha, a nie jakiś tuptuś.
Z tym trójwymiarowym dźwiękowym obrazem wiązała się bardzo koherentna scena, na której owe duże i trójwymiarowo podane dźwięki doskonale do siebie przylegały i świetnie ze sobą współpracowały. Scena ta szła dwa, trzy nawet metry do tyłu za głośniki i jednocześnie wyraźnie wychodziła też przed nie, zajmując sumarycznie na głębokość bardzo duży obszar, w którym można było topić spojrzenie za odchodzącymi w dal albo stale przebywającymi w dali dźwiękami. Obecna tam była piękna holografia i znakomita, podkreślona tym mocnym basem wibracja, tak więc wszystko to żyło i ściągało na siebie uwagę.
Przeczytałem z niekłamaną przyjemnością. Dla mnie metafory obrazujące brzmienia konieczne i niezbywalne.
Naturalnie, że są potrzebne, choć należy zrozumieć, że dla chamów, co nie widzą dalej niż kawał kiełbasy są zbędne. Oni pewnie nie słyszeli o Chirico, ani ostatniego odcinka z cyklu „Jest taki obraz”, który był jemu poświęcony (nota bene z powodu jednej krakowianki, która założyła fanpage audycji); nie spostrzegli także, jaka jest wymowa ostatniego zdjęcia i umieszczonego w jego kadrze „może” nieprzypadkowo obrazu. Dla nich ważne są opisy: dół, góra, średnica. Jeśli tak, a tacy z nich audiofile to stwierdzam, że pomimo tylu lat ich audiofilskiego życia niczego o audiofilii się nie nauczyli.
Najszczersza to prawda,kolumienki palce lizać i słuchać muzyczki, słuchać…..
Recenzja fajna ale zbyt kwiecista 🙂 wystarczyło napisać że nie są to kolumny 100% neutralne i transparentne. Zwyczajnie dodają coś od siebie do spektaklu. To by wystarczyło plis jakaś referencja do innych kolumn / modeli.