Recenzja: Ultrasone Edition 5

Ultrasone_Edition_5_023 HiFi Philosophy   Ileż wspomnień, jaki nawał tematów. Do firmy Ultrasone mam stosunek osobisty, bo przez dłuższy czas jej flagowe Editio 9 były także moimi flagowymi. Głupio zrobiłem, że się ich pozbyłem i nawet czułem że źle robię, ale człowiek w życiu nie ustrzeże się błędów. Nie były te Edition 9 pozbawione wad, ale miały i niepowszednie zalety, a niektóre płyty, chociaż nieliczne, to właśnie w ich kreacji utrwaliły mi się jako najlepiej zobrazowane. (Choćby sonaty skrzypcowe Bacha w wykonaniu Nathana Milsteina.) Energia tryskająca spod smyczka i nasycenie dźwięku pojawiało się tam niesamowite i nikt tego nie powtórzył. Poza tym bas miały jak stodołę i dobrze byłoby móc go porównywać z Denonami D7100, Audeze LCD-3 albo HiFiMAN-ami HE-6. Ale było, minęło, pewnie nie wróci. Wróciło natomiast inne wspomnienie. Już po sprzedaży Edition 9 pisałem recenzję Edition 8, które charakterystycznym dla Ultrasone osobliwym obyczajem numerycznym zastąpiły je na miejscu lidera. (Jeszcze wcześniej, przed Edition 9, flagowymi były Edition 7, żeby te numery były już całkiem poplątane.) Zaskoczyła mnie bowiem różnica stylu pomiędzy modelem poprzednim a następcą, i to zaskoczyła nie do końca pozytywnie. Nowe E8 były wprawdzie bardziej przejrzyste i wyżej ciągnęły soprany, ale okupiły to pewną nerwowością i ogólnie mniejszą brzmieniową potęgą. Duży to był przeskok stylistyczny, coś jak odejście Picassa od okresu błękitnego do kubizmu, ale niewątpliwie ciekawa wolta i mająca swoje uzasadnienia. Sam bym wprawdzie na pewno wybrał E9 zamiast E8, ale to tak bardziej siłą gustu i własnych preferencji niż obiektywnych przesłanek. A potem zdarzyły się z Ultrasonami dwie kolejne pokaźne przygody. Najpierw pojawił się model Edition 10, który był takim flagowcem już całą gębą, z pełnym bagażem audiofilskiego wyrafinowania i jego fanaberii (tak samo jak wcześniej E7), a jeszcze potem coś jakby jego uproszczona, potaniona i poprawiona wersja – Edition 12. O tych Edition 10 zmuszony byłem z niechęcią napisać, że sybilują, a niechęć do tej niewątpliwej prawdy obiektywnej brała się z tego, że jeśli to pominąć, grały owe E10 naprawdę pięknie i szkoda było psuć ich znakomity wizerunek tą skazą. Skaza jednakże była i w żaden sposób nie udawało się jej wywabić. Dużo podjąłem wysiłków by jakoś tę sybilację przegnać, ale pełnego sukcesu nie odniosłem i żadne lepsze odtwarzacze ani lampowe kombinacje nie okazały się skutecznym egzorcyzmem, dzięki któremu uszy od tych szatańskich syków całkiem by się wyzwoliły. Sukcesy częściowe, owszem, były, ale ostatecznego nie. A w ślad za tym nie stały się te E10 przedmiotem moich pragnień, który ukoiłby ból po stracie Edition 9. Pewnie, tak z ciekawości i dla sportu to chciałbym je mieć, bo był to i wciąż jest kawał znakomitej słuchawki, potrafiący wspaniale zagrać, no ale pewnych muzycznych fragmentów dobrze zagrać nie potrafiły i tak jak fenomenalna Irena Kirszenstein zawsze miała słaby start, tak E10 zawsze w newralgicznych momentach pojawiania się sykliwych spółgłosek mniej czy bardziej sybilowały. Co robić, tak to bywa. Czasem na klejnocie jest skaza i trzeba z tym żyć. W przypadku produktu przemysłowego nie jest to wszakże niemożliwe do usunięcia jak wrodzony brak siatkówki albo inna życiowa klęska, tylko trzeba się zebrać w odpowiednim zespole inżynierskim i rzecz przepracować teoretycznie a następnie praktycznie wdrożyć. Tego rodzaju próbą były niewątpliwie przywoływane już przed chwilą Edition 12, które pod koniec zeszłego roku nastały na rynku i które od jeszcze poprzedniego dystrybutora Ultrasona, firmy Audiotech, do testów otrzymałem. Test wypadł bardzo pozytywnie i są to na pewno słuchawki z najściślejszej elity, jednak ślad tej sybilacji w nich pozostał, mimo iż niewątpliwie się względem E10 zmniejszyła. To była z pewnością pierwszorzędna wiadomość, szczególnie dla mnie, który tyle się z tą sybilacją nawojował, a to tym bardziej, że te E12 odziedziczyły po E10 znakomite obrazowanie sceny i chyba nawet okazały się mieć je jeszcze lepsze, czego jednak nie jestem pewien, bo nigdy bezpośrednio ich nie zestawiałem. Tak czy siak są te E12 kapitalnymi słuchawkami na każdą okazję poza koniecznością posiadania zamkniętych – i je to już na pewno bym chciał, aczkolwiek nadal prezentują całościowo inną stylistykę niż E7 i E9. Bardziej są wyraziste i sopranowo aktywne, a mniej nieco potężne, basowo mrukliwe i gęste. Za to scenę mają o wiele lepszą, bo te pierwsze flagowce Ultrasona jakiejś rewelacyjnej nie miały. Poza tym są bardziej przejrzyste i takie w dziennym świetle, chociaż E9 też były dosyć jasne. Ogólnie można zaś przyjąć, że Edition 12 to słuchawki znakomite pod każdym względem i mimo tej śladowej sybilacji godne polecenia, zwłaszcza dla kogoś kto aspekt sceniczny i czystość artykulacji ceni sobie szczególnie, bo te przymioty są u nich na najwyższym poziomie.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

27 komentarzy w “Recenzja: Ultrasone Edition 5

  1. Maciej pisze:

    Piotrze widzę że w recenzjach 'pędzisz’ słuchawki o różnorakich impedancjach. Powiedz tak niezobowiązująco – jaki wzmacniacz z tych które znasz jest najbardziej uniwersalny w tym aspekcie?
    A druga część pytania który w tej uniwersalności najbardziej muzykalny – najmniej ziarnisty i suchy.

  2. Piotr Ryka pisze:

    Najbardziej uniwersalny jest niewątpliwie Phasemation, bo ma czteropozycyjne dostrojenie impedancyjne. Takie samo ma Cayin HA-1A, którego słuchałem dawno temu i bardzo mi się podobał. Najbardziej natomiast całościowo muzykalny jest mój ASL Twin-Head, który żadnego dostrojenia nie ma, ale mu to nie przeszkadza. Muzykalność to ogólnie domena lamp. Cayin jest tak nawiasem lampowy, więc dobrze spełnia oba kryteria. Ale wzmacniaczy jest taka masa, że nie potrafię się odnosić do ich ogółu. Na pewno nikt nawet tylko tych co lepszych wszystkich nie słuchał.

  3. Piotr Ryka pisze:

    No proszę, dopiero teraz, przeglądając zdjęcia, zauważyłem ten poglądowy schemat z tyłu opakowania. Zupełnie mi umknął. Nie wygląda na nim by membrana skierowana była do dołu.

  4. miroslaw frackowiak pisze:

    Dziwie sie ze jeszcze czasami mozna kupic uzywane K-1000!tyle nowych sluchawek wyprodukowano,tyle nowych firm skuchawkowych powstalo,tyle astronomicznych cen na te nowosci wymyslono ,a tu moje K-1000 dalej najlepsze z moim Carym 300B, rewelacja nie do pokonania.Zobaczcie koledzy za ile i jakie pieniadze to kupione,uzywany Cary 300B-2200eur i K-1000 -800eur, calosc =3000eur i gra to najlepiej na swiecie,czy trzeba wydawac krocie aby byc szczesliwym?

  5. Maciej pisze:

    nie podzielam zdania co to tego aby cary i k1000 byl najlepszym sytemem sluchawkowym, kiedys mialem mozliwosc posluchac takowego zestawienia i nie wywarlo jakiegosc spacialnego wrazenia na mnie…

    1. Piotr Ryka pisze:

      Ale może napiszesz, jaki system słuchawkowy grał lepiej? Chętnie się dowiem.

  6. Maciej pisze:

    To teraz Maciej z Warszawy pisze 🙂

    Ja nie słuchałem takiego zestawienia, i przy pełnym szacunku dla osłuchania Piotra to na prawdę gusta są różne…

    1. Piotr Ryka pisze:

      Też nie słuchałem takiego zestawienia, bo Cary 300B SEI odsłuchiwałem tylko z głośnikami na Audio Show. Jest to natomiast referencyjny zestaw Mirka.

  7. miroslaw frackowiak pisze:

    Wszystko w torze sluchawkowym musi byc idealne spasowane i odpowiednio dobrane,sluchawki musza byc sprawne i wzm rowniez,kiedys kolega z forum pisal ze Cary mu brumil,sprzet musi byc sprawny,lampy tez,w moim torze jest krysztal ,nic nie brumi, tylko wspaniale gra,gdyby bylo inaczej to sprzedalbym to co posiadam i kupil co innego!jak narazie nic lepiej nie zagralo a sluchalem wszystko co na rynku do tej pory bylo wyprodukowane.

  8. Tomek pisze:

    No to grubo! Że pozwolę sobie zwrotem kolokwialnym wyrazić uznanie i zdumienie 😀

  9. gelo29 pisze:

    miroslaw:
    chapeau bas.
    Nie znam nikogo, a i o takim nigdy nie słyszałem, kto by ” wszystko co na rynku do tej pory bylo wyprodukowane” przesłuchał.
    Gratulacje!

  10. kabak1991 pisze:

    „jak narazie nic lepiej nie zagralo a sluchalem wszystko co na rynku do tej pory bylo wyprodukowane.”

    Mirku w prezencie dla Ciebie filmik do oglądnięcia film na Youtube. Tylko trzeba oglądać do końca bo końcówka jest gigantyczna 🙂

    https://www.youtube.com/watch?v=cS2DqJj_HDQ

  11. Marecki pisze:

    No końcówa jest faktycznie wielka!
    Tak jak te 10 godzin śmiechu! 😀

  12. Marecki pisze:

    Szkoda że się te słuchawy nie wygrzały!
    Być może, że mógłby być to nowy faworyt po wielu latach..
    Kto wie..
    Stwierdziłeś, że scena wyjątkowa, a zatem lepsza od orfeuszy z którymi miałeś okazję obcować?
    Pozdrawiam

    1. Piotr Ryka pisze:

      W pewnym sensie tak, bo bardziej zorganizowana.

    2. Piotr Ryka pisze:

      Też bardzo żałuję, że się nie wygrzały, bo całkiem w sumie nie wiadomo dokąd to wygrzewanie zmierzało i jaki byłby ostateczny rezultat.

  13. Marecki pisze:

    Pardon za dublowanie komentarzy.

    Tak to jest jak się piszę z telefonu wątpliwej jakości. : D

    1. Piotr Ryka pisze:

      Już naprawiłem. Nie ma sprawy.

  14. Marecki pisze:

    W następnej kolejności Astell?

    Ciekawy jestem czy mógłby zastąpić stacjonarny odtwarzacz za podobną kwotę, jak to niektórzy głoszą.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Tak, właśnie piszę recenzję.

    2. Maciej pisze:

      Wątpię.
      Ale życzę producentowi sukcesów.

      1. Piotr Ryka pisze:

        To nie jest bezpodstawna sugestia, ale producent czegoś zaniedbał. Będzie o tym w recenzji. Rzecz do naprawienia, ale i tak szkoda.

  15. Soundman pisze:

    Mirku, jak tam….odsłuchałeś wreszcie te LCD3? Tak zapowiadałeś ten odsłuch na początku roku, w jakimś salonie w Irlandii czy też Anglii?…

  16. miroslaw frackowiak pisze:

    Musze odpowiedziec dokladnie kolegom ze sluchalem „wszystko” majac na mysli to co jest w 15-stce czolowej na swiecie z elektrostatami wlacznie i ich wzm,sluchawki LCD3 sluchalem jak tylko sie pokazaly to juz troche czasu uplynelo,chcialem przeprowadzic odsluchy wszystkich modeli nowych LCD w wspalnialym miejscu pod Londynem o ktorym juz pisalem,ale termin musialem przesunac ze wzgledu na stan zdrowia.

  17. Jarek pisze:

    Piotrze,
    chyba należałoby zmienić tytuł recenzji na „Ultrasone Edition 5 Limited”, jako że producent wypuścił ten model w wersji „Unlimited” różniącym się jedynie (?) materiałami użytymi do wykończenia muszli 🙂 (nawiasem mówiąc wygląda to szpetnie), zdecydowanie też tańszymi – jedyne 1999 ojro 😉
    Co do oferowanego brzmienia, różnic podobno nie ma żadnych.

    Mój egzemplarz (Ltd) ma już za sobą ponad 400 godzin i gra wybornie, do tego stopnia, że pozbyłem się HD800 i podjąłem decyzję o sprzedaży moich ukochanych K812…
    Ale co zrobić kiedy po odsłuchu Edition 5 innych słuchawek niemal nie daje się słuchać 🙂

    1. Piotr Ryka pisze:

      Od razu w recenzji napisałem, że wkrótce pojawi się tańszy model z tą najnowszą wersją S-Logic, ale nie przypuszczałem, że będą to dokładnie te same słuchawki z inną pokrywą komory rezonansowej. Tego jednak można się było domyślić, bo różnica pomiędzy modelami E12 i E10 jest właśnie taka, plus jakieś poprawki redukujące sybilanty.
      Bardzo się cieszę, że słuchawki spisują się tak znakomicie, choć oczywiście zarazem ich posiadania zazdroszczę. Teraz pozostaje jeszcze ewentualna zabawa z kablami, które już są w postaci rzekomo lepszych zamienników oferowane, no i próby ze wzmacniaczami – który okaże się tym best of the best.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy