Recenzja: Trilogy 931

Odsłuch cd.

Punktem odniesienia będzie inny Brytyjczyk - dwa razy większy i dwa razy droższy Sugden xxx.

Punktem odniesienia będzie inny Brytyjczyk – dwa razy większy i półtora raza droższy Sugden Masterclass HA-4.

Fostex TH-900

   Coś trzeba oddać słuchawkom o konstrukcji zamkniętej. Pozwólmy im przeto zabrać głos. Któż ma zagrać najgłębiej jak nie właśnie one? A czyż to nie im przypisuje się najlepszą szczegółowość, nie pozwalającą żadnym informacjom uciekać? Bardziej szczegółowe od OPPO jednak się nie okazały, a także nie bardziej rozdzielcze. Od razu pokazało się, że bas na OPPO wybrzmiewał bardziej prawidłowo; bardziej właśnie rozdzielczo i bez zniekształceń. Tak więc Fostexy okazują się mieć wyższe wymagania co do toru i sygnał należy im podawać w niezaburzonej postaci, a dopiero wówczas oddadzą go w całym majestacie doskonałości. Tego internetowe pliki mp3 nie potrafią i z nimi OPPO radziły sobie zdecydowanie lepiej. Ale lepiej akurat w tej konfiguracji także z plikami FLAC i VAWE – i dlatego powiadam wam, popróbujcie tych słuchawek, bo są niezwykłe.

Fostexy grały w stylu głównie popisowym – przez pogłębienie i grzmot. Bardzo nisko schodzący bas był zwięzły ale zarazem zlany. Słuchało się go przyjemnie, gdyż takie niskie „bum!” bardzo jest miłe, ale nie była to prawda o linii basowej. Na szczęście prawdziwość wokalistów okazała się satysfakcjonująca. Minimalnie tylko prawdziwsza niż u Sennheiserów HD 600, albo nawet na tym samym poziomie, ale że ten był bardzo wysoki, to nie ma się czego czepiać. Tor tutaj użyty okazał się akurat dla Fostexów najmniej łaskawy w sensie ukazania ich możliwości (a te są naprawdę popisowe), ale przed nami jeszcze jedno podejście, tak więc będzie pole do odrabiania strat. Zarazem warto odnotować, jak różnie w zależności od toru te same słuchawki wypadają. Z Marantzem HD-DAC1 właśnie Fostexy zagrały najlepiej, dystansując znakomite towarzystwo, a tym razem wypadły stosunkowo najsłabiej.

Z odtwarzaczem

No to odtwarzacz, czyli trochę już przebrzmiewająca klasyka. I jak zawsze w tej lokalizacji porównanie do innego wzmacniacza; bardzo interesujące, bo też brytyjskiego, także tranzystorowego i też grającego w klasie A. Konkretnie do Sugdena Masterclass HA-4, który niepodobny jest jedynie poprzez to, że zdecydowanie większy i sporo droższy.

Sugden wyjątkowo dobrze nadawał się także z tego powodu, że chociaż gniazdo dla słuchawek posiada wyłącznie niesymetryczne, to można się w niego symetrycznie wpinać, czego nie omieszkałem wyzyskać, podpinając równolegle z niesymetrycznie podłączonym Trilogy. Dodatkowy smaczek to podpięcie wykonane za pośrednictwem identycznych przewodów – Acoustic Zen Absolte Cooper – a więc nie tylko identycznych, ale też bardzo wybitnych.

Całe to pospinane bractwo postało sobie przez noc pod prądem, a rankiem zażądałem zeznań.

Niby konkurs rozstrzygnięty  jeszcze przed samym rozpoczęciem, a tym czsaem...

Niby konkurs rozstrzygnięty jeszcze przed samym rozpoczęciem, a tymczsaem…

To jednak nie do końca tak było, bo zaraz po podłączeniu też chwilę posłuchałem. I na podstawie tego nabrałem wątpliwości o możliwość dotrzymania przez mniejszego Trilogy pola Sugdenowi. Trochę się pomartwiłem, że walka będzie nierówna – i spać poszedłem. A nazajutrz ta walka, a wraz z nią ważna wiadomość dla ewentualnych nabywców Triloby, a także poniekąd Sugdena. Otóż Sugden zdecydowanie lepiej gra z marszu, bardzo szybko po włączeniu nabierając formy, co nie znaczy, że po kilku czy kilkunastu godzinach grał lepiej nie będzie. Będzie lepiej, ale różnice nie są szokujące. Są natomiast w przypadku Trilogy; i są takie do tego stopnia, że nazajutrz zacząłem się z kolei martwić o Sugdena, że chociaż droższy, nie bardzo chce swoją lepszość udowodnić. Poziomy całkowicie się wyrównały, ale to nie znaczy, że tańszy Trilogy jest lepszy, gdyż właśnie tańszy a równie dobry. One grają inaczej, chociaż na tym samym poziomie. Tak więc dla kogoś wydatek przeszło dwóch tysięcy więcej na Sugdena może okazać się uzasadniony, a kto inny będzie się cieszył, że tańszy Trilogy gra mu nie tylko taniej, ale także lepiej. Rzecz gustu i oczekiwań. A różnica okazała się subtelna, ale stosunkowo łatwa do wychwycenia pomimo braku wielkich rozmiarów.

Sugden gra odrobinę cieplej, nieznacznie lepiej wypełnia, jest też trochę wolniejszy – taki, rzekłbym, z większym w tym co robi namysłem – a przede wszystkim ma mniej transparentne medium i nieznacznie ale w zaznaczający się sposób niższą tonację. Na jego tle mały Trilogy jest bardzo nieznacznie ale żwawszy, bardziej poprzez tą wyższą tonację przenikliwy (w dobrym znaczeniu tego słowa), trochę mniej ciepły (ale nie chłodny, tylko właśnie mniej ciepły) i przede wszystkim z bardziej przejrzystym medium i większą ilością powietrza w dźwięku.

Sprawę tej przejrzystości musimy sobie dokładnie wyjaśnić, bo nie jest oczywista. To że u Trilogy wszystko widać na przestrzał i dźwięki zawieszone zostają w idealnie przejrzystym medium, nie znaczy że kiedy u Sugdena tak nie jest, to poprzez to jest gorzej. Jest inaczej i też znakomicie. A chwilami, zwłaszcza na niektórych słuchawkach i w niektórych rodzajach muzyki, bardziej ujmująco. U niego ośrodek w którym muzyka się rozpościera jest zaznaczony; dźwięki nie zawisają w kryształowo czystym powietrzu. Jest lekkie chwilami srebrzenie i wyczuwa się tchnienie wszechobecnego ciepła – które wprawdzie się nie narzuca, ale które się czuje. Jest cieplej, a więc to medium nas bardziej dotyka i się zgęszcza, a poprzez to staje się bardziej impresjonistyczne, tak jakby z mgiełką naturalnego krajobrazu, a towarzysząca temu niższa nieco tonacja nadaje ludzkim głosom więcej ciężkości i zmysłowego powabu. Dźwięki bardziej się sączą i nie aż może łaszą, ale mają ten czar czystej klasy A i nawiązują do lampowego stylu, podczas gdy Trilogy epatuje krystaliczną czystością super wyraźnego obrazu. Nie jest to w żadnym razie obraz pozbawiony cielesności i namacalnego bycia, a jedynie w trochę innej manierze, czym innym rzucający urok.

Bo powiedzmy to prosto z mostu: oba wzmacniacze zagrały pięknie. To nie jest za duże słowo. Tak, da się jeszcze piękniej, nie ma co do tego wątpliwości, ale piękno w pokazie jednego i drugiego przejawiało się bardzo wyraźnie. W największym stopniu było to piękno żywej przestrzeni. Ta zdecydowanie się narzucała, niezależnie od tego czy brała postać od zjawiskowej przejrzystości Trilogy, czy od zgęszczania medium przez Sugdena. W jednym i drugim przypadku rzucała czar zanurzenia w muzykę na stricte high-endowy sposób podaną, czyniącą ze słuchania widowisko a nie teren zwracania uwag. Zwłaszcza na tle tego jak grały oba wzmacniacze dnia poprzedniego zaraz po włączeniu i jak grał Trilogy przy komputerze, gdzie cały czas pod prądem go nie trzymałem. Progres w jego przypadku był niesamowity, a w przypadku Sugdena wyraźnie zauważalny. Kto więc tego Trilogy posiędzie, z prądu niech nie wyłącza go wcale, a trzeba zarazem przyznać, że grzeje on solidnie. Konsumpcję ma jednak skromną, poniżej 20 Watów, tak więc w kieszeni nie ubędzie. Można zarazem stwierdzić, że stare, dobre CD odtwarzane przez Accuphase zdeklasowały tym razem komputerowe pliki, oferując inny poziom i inny muzyczny świat; dalece ciekawszy i mocniej w duszę przenikający. Pliki by zyskać podobny poziom bardziej potrzebują wartości dodanej – jakiegoś wysokiej klasy lampowego wzmacniacza, który umie upiększać a nie piękno jedynie przekazywać. Tyle że lampy przy komputerze przeważnie stwarzają problem zakłóceń radiowych. Ale nie wszystkie, bo Lebeny na przykład nie.

Trilogy_931_010_HiFi PhilosophyTrilogy_931_016_HiFi PhilosophyTrilogy_931_004_HiFi Philosophy

Trilogy_931_008_HiFi Philosophy

 

 

 

 

Coś należy się na koniec słuchawkom. Zaraz pierwsze AKG z Trilogy zagrały tak, że mnie zatkało. Fantastyczna synergia ich wypełnienia i wielkiej sceny z przejrzystością wzmacniacza. Żadnego przy tym naprężenia, które trochę psuło zabawę przy komputerze; sama brzmieniowa znakomitość, jak na cenę słuchawek naprawdę popisowa. Z kolei do Sennheiserów lepiej pasował Sugden, bo lepiej je wypełniał i czynił powabniejszymi. AKG z Trilogy podobały mi się wprawdzie nieco bardziej, ale na zasadzie większej popisowości ich dużych, wspaniale czystych dźwięków, a nie poprzez różnicę jakościową.

Po przejściu na OPPO poczułem przyrost szczegółowości i lepsze całościowe obrazowanie, ale żadnego szoku jakościowego nie było, a wraz z tym lekkie zdziwienie, że tak jest. Trochę lepiej – i to wszystko. Ale przejście zawsze należy wykonać w obie strony. A kiedy wróciłem od OPPO do tak podobających się AKG, wówczas przewaga droższych planarów uderzyła jakościową utratą z AKG. Tak to bywa. Czasami jest odwrotnie i powrót umniejsza zachwyt pierwszego przejścia, a czasami tak właśnie, że oznacza przyrost różnicy. Same słuchawki OPPO podobały mi się z oboma wzmacniaczami jednakowo i nie umiem powiedzieć czy lepsza była dla nich impresjonistyczna mgiełka i cięższy, niższy dźwięk Sugdena, czy super przejrzystość i przenikliwość Trilogy.

Podobna dwoistość pokazała się w przypadku użytych tylko w tej lokalizacji Sennheiserów HD 800. One same od siebie (także za sprawą kabla FAW) przydały Trilogy ciepła i ujmującego brzmienia ludzkich głosów. Słodszego a mniej świeżego, doskonale spasowującego się z tym wzmacniaczem, co nie przeszkodziło im równie popisowo grać z Sugdenem, który te cechy jeszcze trochę podkreślił, ale nie w stopniu mogącym prowadzić do przeciągnięcia, co pokazuje, że wzmacniacze nie różniły się zbytnio. Przy okazji wróciłem raz jeszcze do tego ciągle powracającego stepowania u Pepe Rmero. I okazało się, że Ultrasone Edition5 (brane z pamięci) reprodukują ten muzyczny fragment od HD 800 wyraźnie lepiej, a OPPO, o dziwo, również. Rozdzielczość  i akustyka były ich atutami. Flagowe Sennheisery grały cieplej i bardziej zmysłowo, a OPPO lepiej technicznie i bardziej obiektywnie. Z lepszą także ekstensją samego dźwięku a mniejszym jego pogłębianiem.

Maleńki Trilogy a myślał ustąpić pola większemu krajanowi. Rewelacja!

Maleńki Trilogy ani myślał ustąpić pola większemu krajanowi. Rewelacja!

Na koniec oddałem głos zamkniętym Fostexom, które też dały pokaz, zacierając nie do końca pozytywne wrażenia z sesji komputerowej. Zagrały w tym samym co tam stylu, to znaczy z upiększającym pogłębianiem i równie upiększającym potężnym basem, ale już rozdzielczo, czarodziejsko, bez żadnego zlewania. Nie tak rozdzielczo jak OPPO, ale już napisałem, że te nadzwyczaj lekkie planary o ogromnych membranach technicznie w przedziale do pięciu tysięcy są najlepsze. To nie znaczy, że zawsze wypadają lepiej w sensie przyjemności słuchania. W zależności od rodzaju muzyki czy pojedynczego nawet utworu zarówno Fostexów jak i HD 800 słuchało się czasami przyjemniej, a tylko przenikliwość analizy i zwłaszcza rozdzielczość linii basowej mają OPPO zawsze najlepsze. Czasami zaznacza się to wyraźniej, czasami słabiej, ale zaznacza się zawsze.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

12 komentarzy w “Recenzja: Trilogy 931

  1. bray pisze:

    A co z k812, moze kilka slow na temat tego zestawienia.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Trzeba przyznać, że grupa K812 mocno pilnuje swych interesów. Z K812 było bardzo dobrze. Wzmacniacz jak najbardziej do nich pasuje, a choć brzmieniowo są dosyć podobne do Fostexów TH-900, to nie pojawiło się u nich zjawisko gorszego grania przy komputerze. Tak nawiasem to gorsze granie TH-900 przy komputerze miało miejsce jedynie w przypadku przetwornika Phasemation, natomiast z przetwornikiem Mytek Manhattan było popisowe, o czym powinienem był napisać, ale zapomniałem, gdyż Manhattan dość dawno już wybył.

      Uogólniając można powiedzieć, że K812 są od TH-900 brzmieniowo uczciwsze, co w mniejszym stopniu naraża je na niedopasowanie. Bas nie schodzi u nich tak nisko, a za to jest bardziej rozdzielczy, co chroni przed jego zlewaniem. Ich słuchanie to zawsze wielka przyjemność, a z tak dobrym wzmacniaczem jak Trilogy tym bardziej.

  2. krystian pisze:

    Ciekawe jak by wypadł ten wzmacniacz z nieco tańszym, acz chwalonym Schhit Mjølnir do którego zakupu ostatnio się przymierzałem.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Schiit Mjolnir ma tu swoją recenzję, tak więc recenzje można porównać. Wzmacniacze mają podobne i niepodobne sygnatury. Oba są bardzo przejrzyste, natomiast Schiit ma więcej powietrza w dźwiękach, a soprany mu trochę do góry uciekają. (W sensie jak najbardziej dosłownym.) Ma za to podpięcia symetryczne, które dla niektórych słuchawek są bardzo przydatne. Na pewno oba są bardzo dobre. Obu można posłuchać w Warszawie.

  3. tom pisze:

    Z Pana doswiadczenia i testow, jaki zestaw sluchawkowy skladajacy sie ze sluchawek i wzmacniacza sluchawkowego w cenie za calosc do 10.000zl jest wart uwagi? Chodzi o przeznaczenie do muzyki klasycznej, jazzu i pieknych wokali.

  4. PIotr Ryka pisze:

    Zaproponuję dwa, każdy ciut powyżej budżetu, ale nie bardzo:
    1. ifi PRO iCAN+AudioQuest NightHawk
    2. PhaST+Sennheiser HD800S.

  5. Radek pisze:

    Jaki wzmacniacz wybrałby Pan z AKG k812?
    Questyle CMA800R czy tytułowy Trilogy 931?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Nie porównywałem ich bezpośrednio, ale wydają się równorzędne.

  6. Thomas pisze:

    Jakie słuchawki poleca Pan do tego wzmacniacza Trilogy 931? Chodzi o piękne wokale?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Ale w jakim przedziale cenowym te słuchawki?

  7. Thomas pisze:

    Max do 6000zl

  8. Piotr Ryka pisze:

    Idąc od dołu z ceną: Meze 99 Classics, Sennheiser HD660S, AudioQuest NightHawk, Beyerdynamic Amiron Home, Ultrasone Signature PRO, HiFiMAN Edition X v2,

    Nie dlatego, że są najlepsze, ale powinny z tym wzmacniaczem wokale uplastyczniać. To oczywiście nie wyczerpuje możliwości, ale to są w miarę bezpieczne wybory.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy