Recenzja: Transrotor Kopfhörerverstärker

Odsłuch cd.

Tak topowe OPPO...

Tak topowe Fostexy, OPPO…

OPPO PM-2

Ciekawa rzecz, wiceflagowe OPPO wcale tego equalizera ani pokrętła basu nie potrzebowały, już z tego chociażby względu, że użycie equalizera było u nich prawie niesłyszalne, a pokrętła basu też raczej nieznacznie, chociaż już bardziej. A niezależnie od tej niezależności ich obraz brzmieniowy okazał się kompletny i żadnych modyfikacji nie wymagał, no chyba że ktoś lubi bas podkręcony.

W pierwszych sekundach bliższy teraz pierwszy plan wraz z lepszą indywidualizacją głosów nie wydawały się lepsze od lekkiego dystansu i większej obiektywności Sennheiserów, lecz już po paru minutach zaczynały oddziaływać mocniej. Dawało to przejście podobne do poprzedniego między Sennheiserami a AKG, choć nie do końca. Personalizacja stawała się wraz z OPPO jeszcze silniejsza, mimo że bez udziału większego ciepła, a całościowo podawały one muzykę płynniej i bardziej przekonująco. Bez śladu przetwarzania i udziału czegoś sztucznego, tylko z narzucającą się naturalnością. W odróżnieniu od Sennheiserów nie stwarzały wrażenia minimalnego dogrzania, ani nie częstowały złocistym światłem, a bliżsi i bardziej naturalnie oświetleni wykonawcy na jeszcze bardziej koherentnych scenach wydawali się prawdziwsi i bardziej bezpośredni. Pojawiająca się niemożność takiego jak poprzednio ingerowania w brzmienie szła w parze z przekonaniem, iż tak to właśnie rozbrzmiewać powinno.

Są na tym świecie systemy potrafiące stwarzać jeszcze żywszą przestrzeń i jeszcze żywszych wykonawców kreować, ale że było to granie stricte high-endowe, co do tego nie ma wątpliwości. I przede wszystkim granie w stylu nie rodzącym krytycznych uwag. Tego się po prostu słuchało, a wszystko poza samą muzyką spadało z repertuaru. Nie było powodu czym innym się zajmować, za to były rozliczne by na muzyce się skupiać. A właściwie to jeden – była to muzyka autentyczna.

Nie musiałem się zastanawiać czy delikwent przy mikrofonie tak właśnie w rzeczywistości wygląda, a światło nań padające dobrane zostało odpowiednio, ani czy perkusja wali wystarczająco mocarnie. Oczywiście da się zaprezentować muzyczny materiał jeszcze lepiej – i to lepiej z wielu względów – jednak żaden z nich aż o tyle nie wydawał mi się lepszy, by sam się przywołać i kazać wątpić w to co słuchane.

Bardzo lubię ten moment, gdy grać zaczyna w ten sposób i następuje wraz z tym ulga, mimo iż słuchawki słuchane przedtem naprawdę się podobały. Moment rozstania z wszelką sztucznością i potrafiącymi się uwidaczniać ułomnościami, choćby były tylko śladowe. Że da się jeszcze lepiej, to inna sprawa, ale to już przestaje w tym momencie przeszkadzać.

...i Sennheisery wypadły wraz z Transrotorem wyśmienicie!

…i Sennheisery wypadły wraz z Transrotorem wyśmienicie!

Fostex TH-900

Zdążyłem już wcześniej napisać, że wzmacniacz Transrotora jest świetnym probierzem jakości innego sprzętu, choć w odniesieniu do Sennheiserów HD 800 nie sprawdzało się to do końca. Bo chociaż dobrze i w swoim często prezentowanym stylu z nim grały, to z niektórymi szczególnymi dla siebie wzmacniaczami potrafią jeszcze o wiele lepiej. Za to flagowe Fostexy zagrały z Transrotorem na swym najwyższym poziomie, bo chociaż też mogą jeszcze lepiej, to już nie tak specjalnie. Towarzyszący im lekki pogłos pracował tutaj na korzyść, a twardość bębnów i szarże dynamiki mieszały się z bogactwem cech indywidualnych oraz misternymi ornamentami tekstur. Składało się to na bardzo ciekawą atmosferę, okraszaną zarówno dobrą personalizacją, jak też rytmem, sprężystością i dynamiką. Nie była wprawdzie ta personalizacja tak wybitną jak z OPPO, które są pod jej względem szczególne, ale całkiem wystarczająca, a za to dynamika i rytmiczność wraz z ciemniejszym oświetleniem dawały inne walory.

Bo tak naprawdę to te Fostexy a nie Sennheisery były czymś w rodzaju lepszych AKG z kablem Oyaide, prezentując styl zbliżony a jakościowo wyższy. Także miejscami miały przyjemną twardość i nieznaczne naprężenie (słabsze niż tamte) – pomagające niektórym gatunkom muzycznym – pospołu ze świetnym rytmem i szybkością ataku, a przy znacznie lepszej indywidualizacji głosów, lepiej zorganizowanej scenie i większym poczuciu głębi. Głębi zarówno przestrzeni jak i samych dźwięków, co podwajało przyjemność, chociaż ktoś mógłby zarzucić, że głębia dźwiękowa była trochę przesadzona. Czystość i szczegółowość też oczywiście dawały lepszą, a oświetlenie ze wszystkich porównywanych najciemniejsze i najbardziej poprzez to tajemnicze. Bas jak zwykle u nich atakował z siłą grzmotu przy udanym wykorzystaniu tej wspomnianej sprężystości, a w efekcie budowało się wokół tego najlepsze rockowe granie – takie z mroczną atmosferą potęgi, agresji i grozy.

Porównanie

Na koniec sięgnijmy do porównań z innym wzmacniaczem, a będzie nim też tranzystorowy i o dwa tysiące droższy Sugden Masterclass HA4.

Słuchając obu zastanawiałem się, co napisać. Bo można by to ująć sztampowo i zamknąć temat stwierdzeniem, że Sugden bardziej jest muzykalny i bardziej zmysłowy, a Transrotor dynamiczny i transparentny. Byłaby to niewątpliwie prawda, ale wypadałoby ująć rzecz  także bardziej technicznie. Istota tej technicznej różnicy jest dość trudna do wychwycenia, chociaż nie zawsze, jako że czasami grały podobnie, a czasami dość wyraźnie inaczej.

Panowie Niemcy znają się na rzecz.

Panowie Niemcy znają się na rzecz.

Podpiąłem je, jak zawsze przy porównaniach, równolegle (o ile da się tak zrobić), podobnymi co do charakteru interkonektami – Sulkiem RCA Transrotora i Divaldim XLR z Sugdenem. W stanie nie do końca rozgrzanym, czyli przez pierwszą mniej więcej godzinę, oba potrafiły grać do tego stopnia podobnie, że miałem chwilami wątpliwości względem ślepego testu. Jednak po nabraniu temperatury Sugden zmieniał charakter i się oddalał.

Co do brzmienia. W odniesieniu do niego tak naprawdę decydująca różnica okazała się  jedna: Sugden gra nieco niższym dźwiękiem, nie ciągnąc tak wysoko sopranów i nie czyniąc ich po drodze tak smukłymi. To nie znaczy, że nie umie zagrać najwyższych dźwięków, bo umie jak najbardziej, tylko idzie poprzez nie trochę niżej, trochę szerzej i trochę cieplej. Śladowo ma tego ciepła więcej, ale da się je wyczuć, a soprany nie tylko traktuje niżej, ale też bardziej rozciąga je na szerokość, co słychać bardzo dobrze choćby w brzmieniach strunowych i ludzkich głosach. Ma też trochę więcej lepkości i stawia swą chropowatością większy opór, a Transrotor jest chłodniejszy, bardziej strzelisty, bardziej poleruje powierzchnie dźwięków i wyżej trochę jest nastrojony. Chciałbym przy tym podkreślić, że w żadnym razie nie jest za chłodny ani chłody w ogóle, tylko najwyżej neutralny, a czasami nawet ciepły, jednak zawsze chłodniejszy od Sugdena.

Najmniejsza różnica pojawiła się w przypadku słuchawek Fostexa, a największa wraz z OPPO, przy czym Sennheisery i Fostexy grały z oboma na bardzo podobnym poziomie, a OPPO lepiej dzięki Sugdenowi. Nic w tym zaskakującego, jako że po pełnym wygrzaniu mają tendencję do podwyższania dźwięków, co Sugden skutecznie blokował, a Transrotor nie zawsze. Ale właśnie – nie umiał tego robić podczas odtwarzania plików z YouTube w Windows Media Player, natomiast bardzo dobrze radził z tym sobie podczas odtwarzania za pomocą JRivera. Wraz z tym programem różnica zdecydowanie malała; i chociaż Sugden wciąż był z tymi OPPO nieznacznie z przodu, to jednak o wiele bardziej umiarkowanie.

Szkoda tylko, że nie za bardzo promują swoją naprawdę udaną konstrukcję. My ją za to polecamy gorąco!

Szkoda tylko, że nie za bardzo promują swoją naprawdę udaną konstrukcję. My ją za to polecamy gorąco!

Z różnic można jeszcze wymienić mocniej podkreślane przez Sugdena szumy podkładu, a przede wszystkim to, że całościowo grał bardziej miękko, podczas gdy Transrotor brzmienia względem niego podawał twardsze i kładł silniejsze akcenty dynamiczne. A jeszcze Sugden miał obszerniejszy i niżej schodzący bas aniżeli Transrotor w nastawach neutralnych, co można było przeskalowywać dzięki korektorowi graficznemu i regulatorowi basu, nawet u mało podatnych na przestrajanie OPPO uzyskując basowe monstrum.

Tyle w mierze opisów technicznych, a wracając do nastrojowo-emocjonalnych można powiedzieć, że Sugden był przede wszystkim w odbiorze bardziej miękki i bardziej zmysłowy, a Transrotor, twardszy, bardziej połyskliwy oraz nastawiony dobitniej na rytm niźli powab. Taki bardziej bum-bum, a nie och-ach.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

15 komentarzy w “Recenzja: Transrotor Kopfhörerverstärker

  1. gość44 pisze:

    łał! – to za wygląd, teraz czytam dalej

  2. Mirek pisze:

    Mam dwa pytania, jak wypada w porownaniu do brystona a takze czy powinien sie sprawdzic w roli napędu k812?
    Pytam gdyz obecnie jestem na etapie poszukiwania wzmacniacza (ktory ma zastąpić brystona) do sluchawek k812.

    1. Patryk pisze:

      Czesc.Bryston jest jednym z najlepszych na swiecie do sluchawek.BHA-1.
      Sam mam Brystona i nie potrafie wyobrazic sobie,ze ten Transrotor moglby sie zblizyc do niego.
      Nie myslalbym wcale o przejsciu.Jedynym jak dla mnie oprocz Brystona jest Burson.Tez go mialem,ale wybralem wtedy bha-1 do hd 800.

      1. Sluchawkowiec1 pisze:

        Dlaczego jeden produkt tak samo wyceniony nie mógłby się zbliżyć do innego? Czy Niemcy to mniej zdolny naród od Kanadyjczyków? 🙂 Tymczasem, podobno od Brystona można lepiej i taniej, do tego Made in Poland.
        http://forum.mp3store.pl/topic/119917-recenzje-opinie-sugestie/?p=1199285

        1. Maciej pisze:

          Dla mnie Headonic na bateriach to najlepszy tranzystor jaki znam. Najbardziej finezyjny brzmieniowo i krystalicznie przejrzysty. Nie słuchałem tylu wzmaków co Piotr i nie mam takiego doświadczenia, ale co nieco się słyszało jednak…

      2. Mirek pisze:

        Mialem brystona przez rok, sluchalem z k812 i 702 ann, mysle ze bryston to dobry wzmacniacz ale nie wybitny (taka srednia klasa) dlatego go sprzedałem, juz chyba leben cs 300 wypada lepiej (tez go miałem)…

    2. Maciej pisze:

      A nie chcesz lampy, takiego np Woo WA5 ?

      1. Mirek pisze:

        sprzedajesz ???

        1. Maciej pisze:

          Jeśli pytanie było do mnie, to nie nie sprzedaje. Mam inny wzmacniacz na lampach 2A3. I na tle traznystorów które znam, włącznie z Brystonem i Bakoonem, to granie tej lampy jest dla mnie ciekawsze. Po prostu polecam lampy, zwłaszcza do słuchawek.

    3. Piotr Ryka pisze:

      Od Brystona lepszy nie będzie. Tu trzeba szukać raczej rozwiązań lampowych, w rodzaju Cary 300B SEI, albo Leben CS600. W domenie tranzystorowej może SPL Phonitor, ale nie ręczę. Na pewno szczytowy RudiStor i Wells Audio.

      1. Mirek pisze:

        Ogolnie bryston z k812 nie tworzył jakiegoś szalowego duetu.

        1. Piotr Ryka pisze:

          Znam głosy pochwalne pod adresem tego zestawienia. Wymieniłem tylko wzmacniacze, które można uznać za lepsze.

      2. AAAFNRAA pisze:

        Jest duża różnica jeżeli chodzi o wzmacniacz słuchawkowy pomiędzy Leben CS300 a CS600? Wszędzie gdzie się czyta, to CS300 jest wychwalany wniebogłosy, a o CS600 zdecydowanie mniej się pisze. Wiadomo, że CS300 reklamę zrobił m.in. pewien recenzent, którego nazwiska nie wymienię 🙂

        1. Piotr Ryka pisze:

          Jest duża. Będzie o tym CS600 niedługo nowa recenzja, bo został zmodyfikowany i o taką proszą. To wzmacniacz na innych lampach, a z KT66 żartów nie ma. Porównywałem je oba w starszych wersjach bezpośrednio i CS600 na pewno jest lepszy.

  3. Piotr Ryka pisze:

    Bardzo ważne i przyjemne miały miejsce lądowania. Będzie się działo.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy