Recenzja: Tellurium Q Blue – USB

 Tellurium_Q_Blue_USB_09 HiFiPhilosophy  W Internecie niemało jest awantur i sporów na temat tego czy kabel USB może coś wnieść w sensie pozytywnym do brzmienia. Z jednej strony tak zwani „naukowcy”, czyli osoby poczuwające się do związków z wiedzą techniczną, przytaczają protokoły transferu danych i pomiary na urządzeniach diagnostycznych, z których ma niezbicie wynikać, że żadna taka poprawa praktycznie nie może mieć miejsca, ponieważ teoretycznie ani pomiarowo nie widać takiej szansy; z drugiej uparci audiofile stale relacjonują, iż ma ona jednak miejsce. Sam mam jak zwykle do tego rodzaju polemik stosunek obojętny. Ile warte jest takie pomiarowe podejście opowiada popularna w środowiskach naukowych anegdota. W czasach gdy żadne skuteczne leki na depresję nie były znane, całe grupy badawcze rozpaczliwie poszukiwały jakiegoś sposobu poskromienia tej śmiertelnej choroby. Słowo depresja brzmi bowiem swojsko i każdy gotów jest mówić o sobie, że ma „deprechę” ilekroć humor mu nie dopisuje, ale z prawdziwą depresją nie ma to nic wspólnego. Prawdziwa depresja to choroba somatyczna całkowicie dezorganizująca życie, pozbawiająca pacjenta zdolności ruchowych i mowy oraz jakiejkolwiek radości życia. To piekło na ziemi, otchłań bardzo często kończąca się samobójstwem albo kompletną demencją. W walce z nią użyto między innymi metod statystycznych i przeglądając dane ilości przypadków na tysiąc mieszkańców natrafiono na pewien region USA gdzie depresja występowała wyjątkowo rzadko. Nie pamiętam w którym to było stanie, ale zdaje się w którymś ze środkowych. Przystąpiono natychmiast do badań środowiskowych celem ustalenia jaka ewentualnie substancja występuje tam w wodzie, glebie lub powietrzu w podwyższonej ilości, co mogłoby być wytłumaczeniem dla fenomenu bardzo niskiej zapadalności na depresję. Dość szybko okazało się, że występowało tam wyjątkowo duże stężenie litu, wielokrotnie przekraczające średnią. Tak więc pacjentom chorym na depresję zaordynowano lit. I stał się raz jeszcze cud wcielony medycyny i nauki – pacjenci zaczęli zdrowieć. Dopóki dostawali wysokie dawki litu, depresja trzymała się od nich na dystans.

Tellurium_Q_Blue_USB_01 HiFiPhilosophy

Opakowanie – proste i na temat

Wszystko to wygląda na wzorcowy przykład użycia metody naukowej o doniosłych skutkach. Wyszukano anomalię, wyizolowano czynnik sprawczy i zastosowano go z powodzeniem. Jest wszakże w tym pięknym wywodzie pewna luka. Ilość litu obecnego w wodzie i glebie na obszarze obniżonego występowania przypadków depresji była tak mała, że w żadnym razie nie mogła mieć znaczenia terapeutycznego, co potwierdziły długie i żmudne badania. Potrzeba dawek setki razy mocniejszych niż ilość litu wchłanianego przez ludzi z otoczenia na wspomnianym obszarze, by uzyskać jakikolwiek efekt terapeutyczny. Wszystko to stanowi zatem jedynie opis szczęśliwego trafu a nie naukowych badań. Tak więc zwolennikom „naukowych” dowodów na to lub tamto za pomocą wszystko wyjaśniających pomiarów zalecam daleko idącą wstrzemięźliwość. Errare humanum est – jak pouczał konsul Seneka, a stosowanie ad hoc metod naukowych nie uwalnia od stanu błądzenia oraz niewiedzy. Tak nawiasem prawdziwi naukowcy zwykli z politowaniem popatrywać na adeptów uczelni technicznych, spośród których najczęściej rekrutują się osoby najgłębiej przekonane o tym, że przy pomocy naukowych metod wszystko zostało już wyjaśnione a jakiś kawałek drutu w postaci kabla w żadnym razie nie może skrywać tajemnic. Używając popularnego języka można powiedzieć, że uczelnie techniczne już tak mają. Szkolą nie przyszłych naukowców tylko praktyków. Ludzi od budowania mostów czy transformatorów, posługujących się tabelami wytrzymałości materiałowej, współczynnikami sprężystości czy parametrami przewodzenia. Dla budowy mostu czy wykonania radioodbiornika niejasności odnośnie budowy atomu czy postaci prądu w przewodzie nie są istotne, tak samo jak nie jest istotne dla drwala, że entropia potęgowana przez silnik w jego pile łańcuchowej pozostaje otwartym problemem naukowym. Ale dla naszych zmysłów te zagadnienia z granic poznania mogą już znaczenie posiadać. Nasze oczy wykorzystują efekty kwantowe, podobnie jak ptaki wykorzystują je podczas nawigacji na długich trasach. Ale to, można rzec, i tak tylko głupstwa. Właśnie w tym roku nagrodę Nobla z fizyki odbierać będą ci, którzy wykazali teoretycznie, że za fenomen masy, a więc tego czego przejawów doświadczamy w życiu codziennym najbardziej, odpowiada nieuchwytny i tak naprawdę wciąż niezupełnie pewny co do istnienia ani postaci bozon Higgsa. (Jego istnienie jest tylko bardzo prawdopodobne i nie wiadomo czy jest tylko jeden taki bozon, czy też cała ich rodzina.) Ale i to nic jeszcze. Jak się obecnie uważa – jak uważa właśnie nauka – ponad dziewięćdziesiąt procent obserwowanego pośrednio lub bezpośrednio Wszechświata składa się z ciemnej materii i ciemnej energii, czyli zupełnie nie wiadomo z czego. Warto to sobie przemyśleć – ponad dziewięćdziesiąt procent Wszechświata składa się nie wiadomo z czego. Tak głosi nauka.

Tellurium_Q_Blue_USB_02 HiFiPhilosophy

I nie ma wątpliwości, z czym mamy do czynienia

W tym miejscu rodzi się dychotomia. Wyszkoleni na uczelniach technicznych rzemieślnicy z tytułami magistrów inżynierów, w procesie edukacji których unikano jak ognia wszelkich naukowych niejasności i punktów spornych, wychodzą z murów swych uczelni z głębokim przeświadczeniem, że nauka wszystkie podstawowe kwestie już rozstrzygnęła, toteż w każdej sprawie wystarczy się na nią powołać by wszystko natychmiast stało się jasne. Tymczasem nic bardziej mylnego. Dzieciom w szkołach i studentom na uczelniach technicznych wpaja się, że atom to jądro i elektrony na jego orbicie; taki miniaturowy układ planetarny. Jeden z twórców mechaniki kwantowej – Werner Heisenberg – ilekroć wspominano przy nim o tych elektronach na orbicie dostawał napadów złości. Nie ma przecież niczego takiego jak elektron na orbicie – pienił się Heisenberg, używając swoim zwyczajem krewkiego języka. No, fakt – nie ma. Nikt nigdy czegoś podobnego nie obserwował i nie zaobserwuje. Atom to nie elektrony na orbitach. Ale tego nie uczą na uczelniach technicznych, bo po co mącić w głowach przyszłym budowniczym transformatorów i mostów. Tym bardziej, że budowa atomu nie ma żadnej bardziej skomplikowanej ale jednoznacznej wykładni. Zwyczajnie nie wiadomo czym jest atom. Wiadomo jedynie, że to piekielnie skomplikowane i niemożliwe do zrozumienia „coś” do opisu czego używa się wyższej matematyki i bardzo trudnych eksperymentów, które wszakże nie pozwalają zrozumieć co się w tym czymś będącym atomem naprawdę dzieje. Tego sobie wyobrazić nie można; w żaden sposób nie da się tego przywołać do naoczności. A już na pewno nie ma tam żadnych elektronów krążących niczym planety po orbitach.

Miałem w życiu kontakt z prawdziwymi naukowcami, ludźmi którzy autentycznie tworzyli naukę. Wielu z nich było w dość dziwnym stanie. Coś jakby dopiero widzieli ducha. W głębi ich spojrzeń czaił się niepokój, jakaś rozterka, podniecenie, dezorientacja. Niektórzy byli głęboko, czasem obsesyjnie wręcz religijni, a jeden ciężko chory psychicznie, od czasu do czasu leczony w zakładzie zamkniętym. Inni przykrywali wewnętrzne rozbicie nonszalancją, wręcz grubiańskością, tak jakby chcieli wszystko od siebie odepchnąć. Jeszcze inni byli cyniczni albo maniacko pedantyczni, sprawiając wrażenie jakby nieustannie czemuś się przeciwstawiali. Oczywiście byli też wśród nich zwykli, sympatyczni, spokojni ludzie, co najwyżej lekko ironiczni i cokolwiek zrezygnowani. Bycie prawdziwym naukowcem bywa bolesne, każąc nieustannie zmagać się z Nieznanym. Zaglądać każdego dnia w oczy tej niepojętej bestii zwanej Bytem.

Tellurium_Q_Blue_USB_11 HiFiPhilosophy

Tellurium Q Blue USB

Dowodzono już naukowo, że obiekty nieożywione cięższe od powietrza nigdy nie będą latać, że nie da się zajrzeć do wnętrza czarnej dziury, a czas nie może popłynąć do tyłu. Mimo to samoloty latają sobie całkiem niezgorzej, teoretycy obliczyli, że możliwe są białe dziury, czyli naga, odsłonięta osobliwość, a to czy można cofnąć się w czasie jest właśnie badane eksperymentalnie. Odłóżmy przeto na bok te wszystkie teoretyczne wykluczenia i pomiary mające dowodzić niezbicie, że coś nie może się stać albo czegoś nie ma, a zamiast tego posłuchajmy.

Od razu napiszę, że wynurzenia o niemożności różnego brzmienia kabli USB były mi znane zanim zrobiłem w tej materii jakiekolwiek porównania, tak więc podczas pierwszych tego rodzaju odsłuchów byłem uprzedzony i wmawiałem sobie, że żadnych różnic nie mam prawa usłyszeć. Wszelako różnice pomiędzy zwykłym przewodem USB a takim markowym za tysiąc złotych była tak duża, a towarzyszące mi w tych porównaniach inne osoby tak pewne słyszanej przez siebie odmienności, że zwykłą głupotą byłoby nie wierzyć własnym uszom i cudzym potwierdzającym ich osąd opiniom. Kable USB wpływ na jakość dźwięku posiadają, a czym to uzasadnić i jak wytłumaczyć jest osobnym zagadnieniem, którym nie musimy się tu zajmować. Opis tego jak kapie woda z kranu i w jakim momencie jej kapanie przechodzi w ciągły przepływ oraz jakie towarzyszą temu zawirowania zarówno w matematycznym opisie jak i w strudze samej cieczy też jest niezwykle złożonym zagadnieniem z zakresu dynamiki płynów i jak sądzę żaden naukowiec nie byłby tak głupi by posunąć się do stwierdzenia, że kapanie wody to rzecz banalna, w pełni zrozumiana i nie podlegająca żadnej rewizji. To, że pewne rzeczy dają się zmierzyć, a pewne procesy opisać równaniami jest znakomitą sprawą, tylko trzeba pamiętać, że z reguły są to opisy i pomiary uproszczone.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

63 komentarzy w “Recenzja: Tellurium Q Blue – USB

  1. xyzkisiu pisze:

    czy w teście abx wskazałbyś który kabel gra? raczej w to wątpię,wiec wydawanie 1kzl na kabel usb jest bez sensu, lepiej wydac ta kwote na piwo…

    1. Piotr Ryka pisze:

      Myślę, że wykazałbym, tylko po co? Muzyki nie słucha się w testach ABX tylko w imię muzycznych doznań.

      1. xyzkisiu pisze:

        W sumie racja, każdy ma prawo wyboru 🙂

      2. Winetou pisze:

        Piękne Pan idee wyznaje, szkoda, że audiofilom tak ciężko je w życie wcielić… i zamiast wsłuchiwać się w muzykę to wsłuchują się w sprzęt 😛
        A jakby miał Pan przy tym wygrać (nie)dużą sumę pieniędzy? Tylko proszę mi nie mówić, że nie chciałby Pan podreperować domowego-audiofilskiego budżetu… a jak nie Pan, to Pana dzieci/wnuki by skorzystały, obecne czasy każdy widzi jakie są…

        Pomijam już najważniejszy fakt – pokazanie wszystkim sceptykom, że są w błędzie!

    2. Rolandsinger pisze:

      >>zwykłą głupotą byłoby nie wierzyć własnym uszom<<

      Zwykłą głupotą jest bezgranicznie wierzyć własnym zmysłom, mają JAKIEKOLWIEK pojęcie o psychologii poznawczej. Autor artykułu go nie ma, niestety, dlatego jego wywód to jak zwykle napuszony opis wrażeń autosugestywnych.

      1. Piotr Ryka pisze:

        To jak rozumiem Pan zapoznawszy się z psychologią poznawczą, przeczytawszy Lorenza, Tinbergena i Piageta, doszedł do wniosku, że zupełnie nie wygląda tak jak w lustrze tylko jakoś zupełnie inaczej?

        1. XYZPawel pisze:

          Bardziej słuszne będzie tu odniesienie do słuchu, bo videofile prawie nie występują w naturze…
          Jak myślisz Piotrze, Twój głos brzmi tak samo dla Ciebie i dla innych odbiorców ?
          I co na to Lorenz, Tinbergen i Piaget ?!?

          a „recenzja” palce lizać, uśmiałem się na maksa :))

          1. Piotr Ryka pisze:

            Nie, mój głos nie brzmi dla mnie tak samo jak dla innych, ale za to mój głos nagrany brzmi tak samo dla mnie jak dla innych. A bez lustra też widzisz siebie inaczej niż widzą cię inni.

            Natomiast odnośnie śmiechu i poznawania, to jest takie jedno przysłowie…

          2. XYZPawel pisze:

            „mój głos nagrany brzmi tak samo dla mnie jak dla innych”

            Skąd wiesz ?

            Ja nic nie pisałem o poznawaniu, więc nie mogłeś dać odnośnika. U ciebie nic wartościowego poznać nie można, za to jest kupa śmiechu 🙂 Pisz dalej :))

            A co kabelków, to nawet ich wygląd jest hiper tani… 🙁 Te koszulki termokurczliwe naciągane w garażu. Fuj 🙂 Mój chińczyk za 10 zł wygląda lepiej, a gra tak samo 🙂

            Zablokowałeś możliwość komentowania swoich odpowiedzi ?!?

  2. xyzkisiu pisze:

    czy Pana zdaniem warto wydać 1kzl na kabel, który wniesie 1% tzw. poprawę w dźwięku (bądź tez żadnej porównując go w teście ABX)

    1. Piotr Ryka pisze:

      Na taki kabel nie warto wydać nawet dziesięciu złotych ponad cenę zwykłego. Tylko jak ustalić co to jest wzrost jakości brzmienia o 1% (ja się nie podejmuję) i o jakim kablu mówimy?

    2. Sebastian pisze:

      Im szybciej się nauczysz nie zaglądać ludziom do portfela tym Twoje życie będzie prostsze i mniej stresujące.

      Pozdrawiam

      1. Piotr Ryka pisze:

        Gdyby tak jeszcze życie nie zaglądało do mojego…

        1. Sebastian pisze:

          Mój poprzedni komentarz był oczywiście kierowany xyzkisiu. To tak dla jasności.

          Życie ma to do siebie, że nie wiadomo kiedy się skończy, warto o tym pamiętać i się nim cieszyć a mniej stresować rzeczami nie istotnymi jak grające lub nie kabelki i kogo na co stać lub nie.

          Pozdrawiam

          1. Piotr Ryka pisze:

            Ale co robić jak nie grające (z zasady!) kabelki stanowią dla niektórych główny sens życia i myśl przewodnią?

        2. Winetou pisze:

          Jak się ze swoim życiem-przemyśleniami (poprzez prowadzenie bloga) wychodzi do ludu, to nic dziwnego, że tak jest… 🙂

  3. Sebastian pisze:

    Ostatecznie każdy musi sobie sam poradzić ze swoimi problemami. Trochę przykre jest natomiast, że niektórzy decydują się sobie radzić ze swoim problemami w komentarzach pod Twoimi recenzjami…

  4. Przemek pisze:

    Sebastian niektorzy zakomplesieni maja wlasnie taki sens zycia aby zatrowac je innym.Jak juz na swoim podworku wszystkich zniesmaczyli i nikt ich juz sluchac nie chce ida do sasiada ,jak tam juz maja ich dosyc ida do nastepnego.Jest tylko jedna metoda na natrenta Ignorowac go.

    1. Winetou pisze:

      Nie zatruwać, ale by dać do myślenia i przestrzegać tych, którzy nie mają pojęcia o audio (szczególnie od strony technicznej) i nie płacili za „audiofilskie powietrze”, tj.za coś, czego nie słychać (ok – poprawia jedynie samozadowolenie… głównie producenta patrzącego na stan swojego konta 🙂 ) lub jest na pograniczu percepcji nawet dla zaawansowanych audiofili, więc przeciętny słuchacz muzyki czy nawet adept hi-fi po prostu nie zwróci na to uwagi.

  5. Piotr Ryka pisze:

    Moje wy poblokowane biedactwa bez możliwości komentowania. I cóż wy teraz poczniecie? Który to się tam sam zablokował i w jaki sposób?

  6. Jan S. pisze:

    Przepraszam Panie Piotrze, ale recenzja średnia. Niepotrzebny pseudo-filozoficzny i przydługi wstęp. A potem mało konkretów. Dalej nie wiem jak ten kabel gra.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Dobrze gra. Porządkuje przekaz.

    2. Winetou pisze:

      Te filozoficzne wywody i wysublimowana retoryka, to znak rozpoznawczy pana Piotra 😉

  7. Grzegorz Bilski pisze:

    Recenzja dobra, „pseudo-filozoficzny i przydługi wstęp” – zdecydowanie także 🙂

  8. -Pawel- pisze:

    Witaj Piotrze,

    Cieszę sie, że są jeszcze ludzie, którzy z pasją podejmują się pisania o audio, pozostaje tylko pogratulować uporu i wytrwałości!

    Niestety niektórym przeszkadza i to. Jedno forum hobbystyczne już niemalże zotopili, teraz atakują dalej, bo ciągle ich uwiera, że inni czymś się interesują i mają w życiu własne pasje, z których czerpią radosć. Proponuję wprowadzić możliwość dodawania wypowiedzi tylko dla uwierzytelnionych userów, którzy zadeklarują chęć dodawania wpisów i nie będą to trolle. Może nie jest to eleganckie rozwiązanie, ale cóż można poradzić na wariata? Wyjątkowe sytuacje wymagają wyjątkowych rozwiązań.

    „Insanity: doing the same thing over and over again and expecting different results.”

    A. Einstein

    1. Piotr Ryka pisze:

      Pawle

      Nie sądzę żeby jakiekolwiek ograniczanie dostępu mogło przynieść pozytywny efekt. Zawsze byłem za całkowitą swobodą wypowiedzi i usuwaniem jedynie tych, którzy zachowują się ordynarnie lub jawnie starają się niszczyć i szkalować bez żadnej stojącej za tym pozytywnej pobudki w sensie jakiegoś przekonania czy idei. Opinie krytyczne są równie potrzebne jak pochwalne, a nawet bardziej, bo bardziej pobudzają do myślenia. Jak pouczał Heraklit – wojny i spory są najbardziej twórczymi czynnikami naszej rzeczywistości. Poza tym ja się żadnych trolli ani krytyków nie boję. Zęby zjadłem no polemizowaniu z nimi i niejeden forumowy troll, watażka albo redaktor uciekał potem do mamy z płaczem, bo mu się zdawało, że wszystkie rozumy pojadł i bardzo jest dowcipny, a w praktyce pokazywało się trochę co innego. Dlatego nie mam zamiaru postępować jak panowie Stryjecki z forum „HiFi i muzyki”, Rachwald z „audiostereo” czy Kostrzyński z „audiohobby”, którzy wypychali mnie z serwisów przez siebie zarządzanych, przy czym dwaj ostatni cichaczem zniszczyli mi konta. Nie ma wprawdzie jeszcze na hifiphilosophy forum dyskusyjnego, ale są komentarze, a kiedyś, może nawet niedługo, będzie i forum, a wówczas obiecuję poprowadzić tu swoje sztandarowe wątki „Słuchawki wysokiego lotu” oraz „Wzmacniacze słuchawkowe wysokiej klasy”, które na dwóch innych forach mimo moich próśb o nie robienie tego sobie przywłaszczono, usiłując z ich pomocą się promować, czego żałosne rezultaty może każdy zobaczyć będąc tam gościem. Oczywiście smutną jest rzeczą, że jedno forum o tematyce audio zostało opanowane przez komercyjną klakę wspieraną przez stonkę o ideologicznych korzeniach z PRL-u, a drugie stało się przewidywalne jak pęcherz po trzech piwach i równie twórcze, ale cierpliwie będziemy to tutaj starali się naprawiać i żadne trolle, spadochroniarze ani inni dywersanci nam w tym nie przeszkodzą. Jednocześnie nic nie mam przeciwko wizytom kolegów XYZPawła, Rolandsingera i innych antyaudiofilskich wojowników. Przeglądajmy się w zwierciadłach ich krytyk poznając własne słabości, pamiętając przy tym, że są samotni jak my wszyscy i tak jak wszyscy szukają akceptacji.

  9. xyzpwl pisze:

    tym sposobem powstanie towarzystwo wzajemnej adoracji, hołdujące tylko własnym poglądom…

    „Creative thinking is breaking clichés to look at things from different points of view.”

  10. -Pawel- pisze:

    Od siebie dodam, że byłoby miło gdyby w przyszłości znalazł się jakiś kącik na recenzje autorstwa czytlników Hifiphilosophy. Widziałem już gdzieść dość obszerny opis w komentarzach, myślę, że to mało adekwatne miejsce na pełnoprawną opinię. Ze swojej strony mogę zaproponować swój skromny dorobek, który aktualnie wisi na forach.

    1. Piotr Ryka pisze:

      To świetny pomysł. Postaram się zrobić taką zakładkę jak najprędzej.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Wszystko to bardzo ładnie, tylko co z tego co tam napisano stanowi efekt osobistych doświadczeń autora? I który szanujący się audiofil kupiłby kabel za 500 zł 🙂

      1. Winetou pisze:

        No racja, kable za 500zł nie mają prawa dobrze „zagrać” 🙂

  11. -Pawel- pisze:

    Moje doświadczenia z kablami USB wyglądają zgoła inaczej, jednak miałem dosyć ciekawą historię, myślę, że warto ją tutaj przytoczyć, być może ktoś zaobserwował podobne zjawisko. Otóż we własnym systemie kabel USB traktuję raczej po macoszemu, jest on tylko dodatkiem, podobnie jak dodatkiem jest DAC, który był we wzmacniaczu swojego rodzaju gratisem. Ma działać i to jest jedyne wymaganie jakie mu stawiam. Początkowo podpiąłem go starym kablem od drukarki aby sprawdzić czy DAC gra. Jednak aby jakoś to się na biurku prezentowało postanowiłem zakupić elegancki kabelek w oplocie, z pozłacanymi wtykami. Po jakimś czasie chciałem juz zrezygnować zupełnie z tego DACa, grał sucho i bezbarwnie. Nawet nie przyszedł mi na myśl wpływ kabla, aż któregoś dnia coś mnie tknęło i znów podłączyłem ten stary drukarkowy. Okazało się, że DAC gra całkiem przyjemnie – jak na początku. Wnioski jakie mi się nasuwają po tych doświadczeniach to po pierwsze, że USB może mieć wpływ na brzmienie systemu i to nie mały, a po drugie ja widzę to zjawisko raczej jako spasowanie się w roli kolejnego elementu systemu na zasadzie dobrze/źle, bądź gra/nie gra. Dla mnie nie były to różnice na poziomie niuansów czy zmiany charakteru dźwięku, a jedynie jakaś elektryczna zależność, która sprawiała, że ten drugi obdzierał sygnał z tego co sprawia przyjemność w odsłuchu. Oczywiście sytuacja ta miała miejsce na półce cenowej do 100zł i w DAC’u który jak pisałem nie jest priorytetowym źródłem, a jedynie funkcjonalnym dodatkiem w systemie. Mimo to wiem, że coś jest na rzeczy.

  12. Przemek pisze:

    Ja chcialbym jeszcze dodac cos w sprawie rozbudowy strony.
    Forum byloby swietnym pomyslem gdyz teraz wszystkie informacje i wpisy sa porozrzucane po roznych miejscach i ciezko jeszcze raz trafic do tego samego wpisu i
    Przydalaby sie rowniez mozliwosc wklejania fotek.Wlasnie skonczylem test PS1000 vs Audeze LCD3 + Entreq Challenger i wkleilbym z checia fotke z testu 🙂

  13. Sebastian pisze:

    Tam fotki. Przemku lepiej powiedz jak to grało 🙂 i które według Ciebie lepiej wypadły 🙂

    Pozdrawiam

  14. Janek pisze:

    Dokładnie tak jak pisze Sebastian- nie „ściemniaj” tylko opisuj.

  15. Janek pisze:

    Przemku a HD 800 już odpadły?

  16. Przemek pisze:

    HD800 bron Boze nie odpadly.Czekam tylko az moj dystrybutor przysle mi pare z najnowszej dostawy.Czeka wlasnie na 10 nowiutkich sztuk prosto z Sennheisera.Wczesniej wyslal mi pare ex-demo posluchalem sobie dwa wieczory (dluzej nie moglem ) i to byly bardzo intrygujace chwile.Niby tak spokojnie ,relaksujace a taka precyzja w lokalizacji i taka separacja.Wczesniej po doswiadczeniach z 009 myslalem ze te dwa swiaty zawsze beda sie gryzly a tu prztyczka w nos strzelily HD800 :).
    Czytasz sobie ksiazke a muzyczka leci z fajna perspektywa i wogole nie atakuje a tu nagle jakas trabeczka , przeszkadzajki czy jakas fajna solowka kogos z drugiego planu i wystarczy tylko sekunda i juz wiesz dokladnie gdzie na scenie stoi i jak gra.Fajowe.

    PS1000 vs LCD3+Entreq Challenger
    Tu tez niespodzianka (same niespodzianki w tym audio ,nudno nie jest 🙂 ) .Zadzwonilem po kolege zeby ratowal PS1000 gdyz Audeze graja coraz lepiej a ich pelny i przebogaty dzwiek pochlania bez reszty i mysle sobie PSy tez graly takim glebokim pelnym dzwiekiem i beda swietnym odniesieniem czy to zmysly plataja figla czy te LCD3 rzeczywiscie takie dobre.
    Robert wreszcie zjawil sie z Gradosami wiec do boju.
    Grado nie wychodzac z szeregu i jak inne sluchawki w porownaniu do LCD3 zagraly cienko ,juz uspokajam kolegow nie cienko w sensie ze slabo lecz cienko w sensie nie grubo ,nie tlusto ,nie nasycenie.
    PS1000 graja duzo jasniej ,to rzuca sie odrazu w uszy oraz z wysokimi dzwiekami wychodza wyzej.Tego nie zakwestionuje nikt kto porowna te dwie pary.Ale coz z tej wirtuozerii w wysokich tonach ja przy LCD3 sa one jak cienkie szpileczki a w Audeze pelne i postawne oraz nasycone jak miod slotkoscia a sol slonoscia.
    Bas.Obie pary znane z jego dostatku lez prezentuja go tak odmiennie jak tylko sie da.
    PS1000 przy LCD3 wogole nie maja sub basu,ich bas w porownaniu do kolegi z tego samego kraju jest raczej wyzszym srednim basem i wyzszym basem i znowu jest on bardziej puknieciem niz stapnieciem.
    Audeze nie maja wyzszego basy tak wyartykulowanego lecz ich bas jest pelny i soczysty a kontrabas mruczy naprawde a nie tylko chrapie.
    Z srednimi sytuacja jest analogiczna ,wokale osadzone sa raczej glebiej i pelniej niz wysuniete i szczegolowe.

    Scena ,ta z LCD3 odebralem bardziej 3D ,bardziej holograficznie i glebiej.Jej szerokosc w Audeze na pewno nie byla mniejsza.
    To mnie zaskozylo gdyz uwazalem ze Audeze maja w tym aspekcie jak najwiecej do nadrobienia.Tu napewno troche pomogl Entreq ktory jakby byl stworzony do tych sluchawek.Grajac jedna ze swych ulubionych plyt Cream – Royal Albert Hall perkusja Ginger Bakera przy szybkich i dynamicznych przejsciach na PS1000 miala tendencje do zbytniego wysowania sie do przodu ,na LCD3 nie prezentowala werbla i tom-tomow tak wyraziscie i dokladnie lecz zostawaly one w ostanim rzedzie na scenie co podkreslalo efekt 3D.

    Oryginalny kabel jest jeszcze bardziej nasycony ( niewiarygodne lecz prawdziwe) jeszcze gestszy lecz wszystko jest bardziej w kupie.Challenger dodaje rozdzielczosci i rozsowa instrumenty delikatnie poprawiajac scene zmniejsza jednoczesnie troche to nasycenie lecz nikt nie bedzie z tego powodu plakal gdyz jest go tyle w tych sluchawkach ze az wycieka bokami i splywa po policzkach.

  17. -Pawel- pisze:

    Przemek, dzięki za konkretny opis. Trudno mi się nie zgodzić z Twoją opinią na temat brzmienia PS1000, mam je już prawie dwa lata i zgadzam się w pełni z tym co piszesz o ich basie, wysokich i przestrzeni, za to LCD z tego co czytam to nauszniki godne większej uwagi. Nie żebym przestał nagle lubić PS1000, ale taki tłusty dźwięk musi być ciekawą odskocznią od typowej dynamicznej prezentacji. Licze też na to, że przeniesiesz to porównanie do stosownej zakładki, gdy ta już powstanie, szkoda, aby takie opisy gubiły się w komentarzach 😉 A swoją drogą to niezłym off topem tu jedziemy 😀

  18. -Pawel- pisze:

    A tak przy okazji, czym gonisz planary, że tak ładnie śpiewają? Posiadasz jeszcze CAD’a?

  19. Janek pisze:

    Myślisz, że kiedy już nadejdzie czas, znaleźć dla HD 800 „rodzeństwo” żeby nie było nudno to LCD3 będą dobrą opcją?
    Są na tyle odmienne?
    Świetny opis.

  20. Przemek pisze:

    Siema Pawel milo Cie tu widziec !
    Wszystkie sluchawy pedze CADem ( rocznik 2013) jest wszechstronny bo K1000 pogoni i kiedys moze jakies Harbethy.

    Nie wiem ja Wy ale ja mam tak ze kazde sluchawki mozna roznie ocenic w zaleznosci od tego z jakimi sie je porownuje.
    Kiedys prym w tych aspektach o ktorych pisalem w zwiazku z LCD3 wiodly wlasnie PS1000 dlatego wezwalem je na dywanik.

    Co jeszcze moge dodac to ,ze Audeze sa zdecydowanie najciemniejszymi sluchawkami jakich sluchalem.Ciemniejsze nawet od MK1.
    Podobno MK2 sa jeszcze ciemniejsze od poprzedniczek wiec moze one w ciemnosci dorownaja Audeze.
    Ta ciemnosc zaskakuje tylko na poczatku przygody a potem staje sie mega fajna ale trzeba brac na to poprawke co pisze gdyz ja lubie ciemniejsze brzmienie bo mnie relaksuje i mi nie dokucza.Ja lubie magie w brzmieniu i taki swoisty klimat czego zbyt jasne przetworniki nie maja.

  21. Janek pisze:

    Chłopaki u Pana Piotra słuchają, a tu się forum powoli robi 🙂

  22. Przemek pisze:

    Janku jesli ma sie zamiar budowac system w oparciu o wzmacniacz dla dynamikow i ortodynamkkow to uwazam ze para HD800 i Audeze jest bardzo odmienna i moze sie wysmienicie dopelniac lecz ja nie sluchalem T1 i Ultrasonow.
    Za jakis czas bede mial HD800 wiec bede porownywal je z Audeze leb w leb i wtedy skrobne swoje odczucia z wieksza pewnoscia co do roznic i podobienst miedzy nimi ale na dzien dzisiejszy wlasnie taka pare wybralbym jesli mialbym miec wdie sluchawy pedzone dynamicznym wzmakiem.
    Jedne graja dalej i precyzyjnie a drugie blizej i soczyscie.

  23. -Pawel- pisze:

    O tak zgadzam się z tym, że punkt odniesienia jest niezwykle istotny dla wrażeń finalnych. Pamiętam jak przy K1000 czy nawet Ultrasone E10 PS1000 kojarzyły mi się z symulatorem schodzenia do piwnicy po ziemniaki 😀

    Pisząc MKI i MKII masz na myśli Staxową Omegę? W pamięci mam jeszcze trochę tą szampańską (chyba MKI) i wcale nie odebrałem jej brzmienia jako bardzo ciemnego, a wręcz przeciwnie. Wysokie były takie charakterystyczne, ja nazwałbym to suchością, ale słuchałem jej dosyć krótko więc nie chcę polemizować z właścicielami tych słuchawek bo mogę się mylić. Tym bradziej, że trochę już czasu minęło od tamtego odsłuchu.

  24. Janek pisze:

    Jakże chciałem to przeczytać.Miałem kiedyś u siebie LCD2 i chyba zrobiłem im krzywdę systemem.
    Muszę się rozejrzeć za LCD3 i spróbować raz jeszcze, a słyszałem, że Perła dobrze się z nimi dogaduje.
    Gdybyś mógł kiedyś opisać HD800 względem MK1 będę wdzięczny.

  25. Przemek pisze:

    „O tak zgadzam się z tym, że punkt odniesienia jest niezwykle istotny dla wrażeń finalnych. Pamiętam jak przy K1000 czy nawet Ultrasone E10 PS1000 kojarzyły mi się z symulatorem schodzenia do piwnicy po ziemniaki ”

    hahaha daj spokoj Pawel bo nie wyrobie ze skiechu ,niezly tekst z tym symulatorem 🙂
    Tak ,piszac MK mam na mysli Stax.Moze dla tego je zawsze kojarze jako ciemne gdyz najwiesze porownania i odsluchy w jej przypadku dokonywalem w oparciu o 009.

  26. Rolandsinger pisze:

    Piotrze, zostawmy animozje światopoglądowe. Kiedy recenzja AKG K812? Dystrybutor z Katowic ma jakąś o nich wiedzę?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Mają dotrzeć do Polski w pierwszym lub drugim tygodniu listopada.

  27. Darth Artorius pisze:

    W sumie fajna recka, tylko po co postponować inżynierów ? Oni są potrzebni, potrzebne są pomiary, potrzebna jest ich praca. W dziedzinach poważniejszych niż Audio, które w dużej części służy zabawie.

    A czy kabel USB gra ? Niestety nie przekonam się o tym , bo powyżej 200 zł za sztukę nie wyskoczę, więc na razie mam taki za 50 zł 😉 . Kasę wolę teraz wydawać na słuchawki i playery portable. Tutaj widać, że jak drożej to jest duża szansa,że gra lepiej , choć nie zawsże 😉 . Ech …

  28. Piotr Ryka pisze:

    Wcale nie postponuję inżynierów. Mam dwóch kuzynów inżynierów i w najmniejszym stopniu nie zamierzam ich obrażać. Sądzę, że dobre uczelnie techniczne potrafią kształcić naukowców o szerokich horyzontach, a taka MIT (Massachusetts Institute of Technology) to jedna z kilku najlepszych uczelni na świecie. Ale głupich, wąsko myślących ludzi na uczelniach technicznych też nie brakuje. Mówię z doświadczenia.

  29. Stefan pisze:

    Piotrze czy od czasu kiedy maiłeś na testach Tellurium pojawiły się u Ciebie jakieś kable USB godne uwagi poza Entreqiem ?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Tak, ifi Audio Gemini. Godny polecenia sam kabel, a przede wszystkim dedykowany mu iPurifier, który poprawia brzmienie każdego kabla USB, Tellurium także. Niedroga rzecz, a bardzo przydatna.

  30. Stefan pisze:

    Dzięki za odpowiedź, Niestety mam tylko jeden port USB, trzeba będzie poeksperymentować i sprawdzić Mercurego.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Kup na początek samego iPurifiera.

      1. Rafal Komor pisze:

        Chciałem się dowiedzieć, czy do IFI gemini potrzeba odrazu IPower ? Czy mając dwa wyjścia USB można go podpiąć z dobrym skutkiem bez tego urządzenia i ewentualnie kiedyś je dokupić? I finalnie prośba o radę, który kabel brać w tym przedziale cenowym? Na marginesie, bede podpinał pod Black Dragona, a z czasem od niego pod Little Dot’a MKVIII.

        1. PIotr Ryka pisze:

          Gemini chyba raczej od razu z iDSD3.0. Do transferu bez tego urządzenia firma oferuje kabel jednożyłowy Mercury. Solowo można kupić najtańszego Tellurium Q. Jest w porządku.

  31. AAAFNRAA pisze:

    Co ciekawe np. iFi iDSD Mikro ma wbudowany układ iPurifier. Zastanawiam się, czy nie zakupić tego maleństwa do słuchania z laptopa, aby odciążyć trochę mojego Lebena. Miał ktoś styczność i słuchał tego iDSD? Czy może lepiej jako alternatywa iDAC + iCAN?

  32. Rafal Komor pisze:

    Tak wiec stanęło na Tellurium Q blue. Tor typowo komputerowy : iMac -> Tidal -> Audirvana -> Tellurium Q blue -> Black Dragon -> HD 650 i…… dla tych co myślą, że różnicy nie ma, bądź jest 1% – polecam sprawdzić. Moim zdaniem, jako amatora a nie audiofila z 20 letnim stażem różnica jest kolosalna. Nic dodać, nic ująć. Jeśli ktoś posiada sprzęt za kilka tysięcy i na podstawie legend ogranicza jego możliwości bo kabel drogi to…Brawo Ty. Różnica na tyle, że aby usprawiedliwić koszt kabla zagrało to dla mojej partnerki – od razu zauważyła a nie wierzyła, że kabel USB może tak poprawić brzmienie. Teraz nie ma wątpliwości. Dziękuje Piotrze za rekomendacje! Jestem w pozytywnym szoku i nie żałuję ani złotówki. Kupiłbym raz jeszcze bez zastanowienia – jeśli to komuś pomoże.

  33. PIotr Ryka pisze:

    Padło pytanie o porównanie koaksjalnego Tellurium Q Blue z Acoustic Zen Silver Bytes. Poważniejsza różnica jest jedna – Acoustic Zen ma wyraźnie mocniejszy pogłos. W efekcie Tellurium jest bardziej bliskie i swojskie, a Acoustic taki bardziej popisujący się podkręcany pogłosem.

  34. Norbert pisze:

    Zawsze chciałem sprawdzić ten kabelek Tellurium Q blue usb, ale dla odmiany wydawał mi się za tani. Sprawdziłem więcusb Bkack, potem silver i ultra silver. Każdy „grał” zupełnie inaczej. Black miał bas dosłownie jak dzwon, nasyconą do granic średnicę i barwy. Góra była wysokiej próby, o ile była w nagraniu. Silver sam z siebie promował górę zawsze, średnica ustawiona na zero i mocny deficyt basu. Ultra silver górę miał najwyższych lotów, wydobywał ją z nagrań czy sue tego chciało czy nie. Średnicę minimalnie próbował ocieplić, a bas ustawiony na zero. Łatwo suę domyśleć, że black zagrał wybitnie z szybkimi i precyzyjnymi źródłami (fidata), z luminem za gęsto, gdzie lepiej wpasował się silver, ożywiając lumina.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy