Recenzja: Technics EAH-T700

Technics_EAH-T700_HiFiPhilosophy_012   Nazwę Technics zna każdy i prawie każdy wie, że to marka należąca do koncernu Matsushita Electric, który w 2008 roku zmienił nazwę na Panasonic Corporation, przedkładając tym samym swą najpopularniejszą markę nad nazwisko założyciela. To by się jednak panu Kōnosuke Matsushicie najpewniej spodobało, ponieważ był twórcą hasła: „Customer-comes-first”.

Firma imć Matsushity powstała w 1917 roku, jako producent odbiorników radiowych, a więc zalicza się do najstarszych a nie tylko największych i najszacowniejszych producentów japońskiej elektroniki. Ciekawostką jest przy tym, że utworzona nieco później i z czasem urosła do rangi konkurencyjnego koncernu Sanyo Electric była początkowo podmiotem zależnym i usługodawcą dla Matsushita Electric, założoną na dodatek w rodzinie, przez szwagra Matsushity, Toshio Iue. Wszelka woda, jak powiadają, wraca do morza, ale nie każda elektronika należy do koncernu Panasonic. Niemniej w tym wypadku historia zatoczyła koło i w roku 2008 Sanyo Electric zostało na powrót przejęte przez Panasonica.

Każdy jako tako zorientowany w zawiłościach rynkowych, zwłaszcza starszy użytkownik elektroniki, orientuje się, że Panasonic to nazwa urządzeń powiązanych z obrazem, a Technics z dźwiękiem. Tak więc Panasonic to teraz przede wszystkim telewizory, odtwarzacze blu-ray i kamery, a Technics odtwarzacze CD, głośniki i wzmacniacze. Że cały koncern bierze obecnie nazwę od Panasonica, jest zatem dla Technicsa pewną ujmą, no ale trudno. Zarząd najwyraźniej był zdania, że telewizory marki Panasonic cieszą się większym rozgłosem i prestiżem niż odtwarzacze marki Technics; i tu się zarząd nie mylił, ponieważ telewizory Panasonica wciąż należą do liderujących, czego dowodem najlepszy teraz na rynku OLED 4K Panasonic TX-65CZ950, podczas gdy odtwarzacze marki Technics postrzegane są raczej jako średnie, mimo iż powstawały kiedyś także takie najwyższej jakości.

Ogólnie można więc podsumować, że powołany do życia przez koncern Matsushita w 1965 roku Technics to marka popularna, a nawet wyjątkowo popularna, wszystkim znana i ceniona za jakość, wszakże nie należąca do elitarnych typu TEAC/Esoteric, Accuphase czy Kondo Audio Note; ukierunkowana bardziej na produkcję masową, ale taką najwyższej jakości. Coś jednak w ostatnich latach u tego Technicsa drgnęło i postanowił nawiązać do swych największych dokonań w rodzaju dzielonego odtwarzacza SL-Z1000/SH-X1000 z 1989 roku. Już dwa lata temu na AVS debiutował wysokiej jakości całościowym systemem, a teraz pokazał jeszcze najwyższej klasy słuchawki. Oto więc kolejna zaskakująca nowość w ofercie, jako że dotychczas oferowane były przez Technicsa głównie słuchawki didżejskie, w cenach z okolic pięciuset złotych, a te są elitarne, dwuprzetwornikowe i dziesięć razy droższe.

Budowa i wygląd

Po bardzo wielu latach w końcu doczekaliśmy się szturmu Panasonica/Technicsa na flagowe szczyty.

Po bardzo wielu latach w końcu doczekaliśmy się szturmu słuchawek Technicsa na audiofilskie szczyty.

   Całe prawie, gdy chodzi o korpus, wykonane z kutego aluminium, czym do didżejskich, mających się odznaczać odpornością na stresy użytkowe, wyraźnie nawiązują, chociaż na dużo wyższym poziomie. Inżynieria przy tym okazuje się perfekcyjna, a ergonomia takoż, nie pozostawiając miejsca na cień wątpliwości, że Technics to mistrz nomen omen technicznych realizacji. Nie jakiś bublarz czy producent masówki z nizin rynkowych, co się z motyką na Słońce porwał, ani przydomowy innowator-wynalazca, który zaplecza produkcyjnego nie ma, tyko producent dysponujący potężnym kapitałem rozwojowo badawczym i najwyższego poziomu mocami produkcyjnymi. Jakość tych kutych elementów, ich dopasowanie i wartość użytkowa nie pozostawiają nic do życzenia. Słuchawki są wyjątkowo przyjemne w kontakcie wzrokowym i dotykowym, a także osiadają z idealnym dopasowaniem i siedzą bardzo pewnie. Nie należą przy tym do takich starających się o znikanie, bo w pierwszej chwili czujesz wyraźnie, że coś ci głowę objęło i mocno do niej przylega, a dopiero po chwili doświadczamy akomodacyjnego znikania, wynikającego z idealnego przyłożenia. Stoi za tym zarówno wyjątkowo grube i dobrze uformowane wyścielenie pałąka, jak i bardzo mięsiste, miękko przytulne pady. Jeden i drugi element przylegający obszyty został wysokogatunkową sztuczną skórką, pochodzącą od też japońskiej firmy Ideatex i mającą zastrzeżoną nazwę handlową GRANCUIRTM. Owo GRANCUIRTM odznacza się nie tylko przyjemnym dotykiem ale także dobrą absorpcją dźwięku, a z wyjątkową starannością zaprojektowane z niego pady wypełniono substancją zapamiętującą kształty. Sama grancuirtmowa powłoka dobrze przy tym pasuje swą czernią do półmatowych, ołowiano-czarnych pokryw, ozdobionych pośrodku dużymi, wysklepionymi kołami metalowych pokryw z charakterystycznym napisem Technics. Mocowanie muszli do pałąka realizowano po każdej stronie pojedynczym sworzniem, tak więc widelec uchwytu okazuje się połówkowy, a przy tym jednolicie masywny, stanowiący wzorniczo idealne przedłużenie pałąka. Mimo to słuchawki da się odkładać na płask (co bywa bardzo przydatne), dzięki obrotnicy ukrytej między udającym część dalszą pałąka chwytakiem a pałąkiem właściwym. Podobnie ukryte przed spojrzeniami są po pełnym zsunięciu prowadnice regulacji zawieszenia, wykonane z nierdzewnej stali o efektownym połysku. Sama zaś regulacja to osobny powód do chluby, ponieważ zrealizowana pewnymi i bardzo płynnymi przeskokami. Chodzą te prowadnice tak dobrze, że aż się muszę przy nich zatrzymać i napisać, że w żadnych słuchawkach, choćby nawet najdroższych, regulacja pałąka nie została zrealizowana z taką perfekcją. A zatem Technics to wciąż mistrz inżynierii użytkowej i wciąż inni mogą od niego się uczyć.

I choć zaczyna się on w przypominającym trumną opakowaniu, to zdecydowanie nie jest to porażka.

I choć zaczyna się on w przypominającym trumnę opakowaniu, to zdecydowanie nie jest to porażka.

Kable z muszli wychodzą poprzez tuneliki z mocowaniem śrubowym, a samo przyłącze, przeprowadzone przez mikro jacki, stanowi dokładny odpowiednik tego z niedawno recenzowanych słuchawek Sony MDR-Z7. To samo dotyczy kabla, także cienkiego i bardzo miękkiego, a właściwie dwóch kabli – 3,0 i 1,2 metra – obu zakończonych małymi jackami, z których ten przy krótszym jest kątowy, a ten przy dłuższym prosty i z przejściówką na duży.

Słuchawkowa całość Technicsa jawi się naszym oczom głównie w satynowej czerni, od której jedynym wytchnieniem są srebrzyste napisy Technics, srebrne także nakrętki mocowań kabli i chromowane opaski na końcach obszycia pałąka. Wszystko to razem dostajemy w pudle o bardzo zawiłym sposobie zamykania i z dodatkowo utrudniającą dostęp obwolutą zewnętrzną, co może rozzłościć pragnącego jak najprędzej dobrać się do swej nowej zabawki nabywcę.

W pudełku poza słuchawkami i dwoma kablami oraz przejściówką znajdziemy jeszcze woreczek podróżny ze sztucznej skóry, tak samo jak słuchawki połyskliwie czarny.

Wejdźmy w sprawy techniczne. Zdążyłem już napisać, że słuchawki są dwuprzetwornikowe, a konkretnie mamy do czynienia z tweeterem o średnicy 14 mm o aluminiowej membranie; zachwalanym jako wyjątkowo szybko odpowiadający na sygnał i dający małe zniekształcenia oraz zdolny reprodukować częstotliwości do aż 100 kHz. Uzupełnia go głośnik szerokopasmowy o średnicy 50 mm i membranie z MLF, czyli z kilkuset warstw specjalnej folii redukującej rezonans i tym samym zdolnej produkować dźwięk o szczególnej czystości.

Producent zapewnia, iż dołożono wielkiej staranności opracowując kształt napędzającego tę membranę pola magnetycznego, jak również zadbano pieczołowicie o akustykę wewnętrzną komór, wspieraną specjalnym materiałem tłumiącym PN041 oraz kątowym ustawieniem obu przetworników. Skutkiem tych działań dźwięk wpływa do kanału słuchowego w naturalny sposób od przodu i nie zakłócają go ani rezonanse, ani kotłowanie się w komorach powietrza.

Od strony pomiarowej słuchawki oferują imponujące pasmo 3 Hz – 100 kHz przy czułości 102 dB i impedancji 28 Ω, są zatem bardzo dobrze przystosowane do wiodącego teraz sprzętu przenośnego. Mimo takiej czułości mogą przyjąć sygnał o mocy aż 1,5 W, tak więc nawet mocne wzmacniacze stacjonarne krzywdy im nie wyrządzą.

Jest wprost przeciwnie - to nowy świt, który zwie się Technics EAH-T700.

Jest wprost przeciwnie – to nowy świt, który zwie się Technics EAH-T700.

Do oszacowania pozostaje cena oraz wrażenia całościowe. Słuchawki są naprawdę wygodne (w obrębie pasownych a nie luźnych i bardziej ciężkich niż lekkich), a wyglądają kunsztownie. Kute z mistrzowską precyzją aluminium świetnie się prezentuje, a wszelkie regulacje i dopasowania realizowane są perfekcyjnie. Gładki i miękki kabel nie trze o ubranie i nie przeszkadza w zajęciu dowolnej pozycji, a jego lekkość uwalnia nas od uczucia ciążenia, którego same słuchawki nieco dostarczają, jako że są masywne i ważą bez mała 500 gramów. Należność za te frykasy to pięć tysięcy z małym ogonkiem, czyli cena stary znajomy, najbardziej rozpowszechniona za wysokiej klasy słuchawki. Pamiętajmy jednak, że są to słuchawki japońskie, czyli szczególnie obciążone dodatkowymi kosztami. W tym stanie rzeczy wypadają dosyć korzystnie na tle o wiele droższych produktów Fostexa, Sennheisera czy Final Audio. Pozostaje jedynie pytanie, jak to się wszystko ma względem brzmienia?

Odsłuch

Już na pierwszy rzut oka widać, że te słuchawki mają stanowić mocny akcent na coraz większym rynku pełnym wyjątkowych konstrukcji.

Już na pierwszy rzut oka widać, że te słuchawki mają stanowić mocny akcent na coraz większym rynku pełnym wyjątkowych konstrukcji.

   Korzystające ze sposobności postanowiłem pożenić słuchawki zamknięte wyłącznie z zamkniętymi i japońskie tylko z japońskimi, to znaczy obłożyć testowane Technics EAH-T700 od dołu półtora tysiąca tańszą Audio-Technicą ATH-A2000Z, a od góry dwa i pół raza droższymi Final Audio Sonorous VIII. I niech się te zamknięte „japońce” biją, bo co nam, kurczę, szkodzi.

Przy PC z Ayon Sigma i Schiit Ragnarok

Start tradycyjnie odbył się przy komputerze, też korzystającym z bytności flagowego przetwornika Ayona i flagowego wzmacniacza Schiita. A także przy użytku kabla USB ifi Gemini i wspierającego go modułu iUSB3.0, jako nieodłącznych atrybutów redakcji. I na początek brany prosto z You Tube (a więc marnej jakości) klasyczny utwór Johnnego Casha Ring of Fire, by jeszcze ktoś o dużym Johnnym, prawdziwym facecie z Południa, pamiętał. A potem przez inne prerie, szczyty i doliny; poprzez style i czasy.

Co można powiedzieć o różnicach między zamkniętymi Japończykami? Zacznijmy od najtańszego. Względem recenzowanego od Technicsa i strasznie drogich Final Audio skromna w porównaniu Audio-Technica pokazała się jako operująca wyżej postawionym pasmem i słabszym wypełnieniem. Ale przede wszystkim jako stawiająca muzyczny obraz w oddalonej, wszystko ogarniającej perspektywie. Bez przenikania słuchającego na obszar muzyki, tylko z dystansu, z pozycji widza. A także z dość nisko zawieszonym horyzontem, czyli z perspektywy nieznacznie ptasiej; takiej prawie na wprost, ale trochę obniżonej. Z tradycyjnymi też dla Audio-Techniki małymi źródłami i dużą sceną. Spośród porównywanych ten dźwięk był najlżejszy i miał najwięcej pogłosu. Wolał w tej sytuacji interkonekt Tellurium, podobnie jak ten od Sonorous, podczas gdy Technicsów żadnego interkonektu nie preferował, lubiąc na równi gęstość Tellurium co żywość Tonalium. A przy tym „najtańszy” dźwięk Audio-Techniki wyrysowany był niezwykle starannie, z uwzględnieniem najdrobniejszych detali, a sposobem prezentacji z dodatkiem pogłosu przywoływał trójwymiarowe wrażenia, natomiast podniesienie tonacji miał nieznaczne; takie bardziej wyczuwalne w relacji do pozostałych a nie widoczne samo z siebie. Po stronie plusów miał także siłę basu, w którym elementy akustyczne łączyły się z zejściem i wypełnieniem, tak więc ogólna delikatność rysunku nie przeszkadzała basowej mocy. Niemniej całościowo niższym dźwiękiem grające Sonorous wypełnienie dawały mocniejsze, zejście niższe i moc jeszcze zdecydowanie większą – tak jakby większą pałką bić mocniej w większy bęben. Pierwszy plan wyraźnie przybliżały, a perspektywę czyniły mniej ważną, przy horyzoncie zawieszonym trochę powyżej oczu, czyli w ujęciu nieznacznie żabim. Wrażenie misternej delikatności ustępowało u nich postawności i mocy, a ludzkie głosy potężniały, skutkiem czego baryton Johnnego stawał się bardziej męski, bliski i mocny. Wciąż przy tym dawał o sobie znać pogłos, ale trójwymiarowość dźwięków wraz z przybliżeniem pierwszego planu stawała się także bliższa i bardziej bezpośrednia, a nie taka widziana z oddalenia, bardziej jako element całości; z tym pierwszym planem teraz tak na dwa kroki, że zaraz można dosięgnąć. Całość sprawiała bardziej majestatyczne wrażenie, a większa bliskość muzyki była mocno odczuwana. Do tego brzmienie cieplejsze – najcieplejsze z porównywanych – jak również ze specyficzną, chociaż śladową, otoczką pienistości, która znacznie mocniej towarzyszy dźwiękowi flagowych Sonorous X.

Konstrukcja ta została w pełni wykonana z aluminium, co ma swoje przełożenie w masie, ale i poczuciu trwałości.

Konstrukcja cała z aluminium, co ma swoje przełożenie w masie, ale i poczuciu trwałości.

Co na to wszystko nasz bohater – flagowe Technicsy? One zagrały jeszcze inaczej i łatwo to było usłyszeć, ale niełatwo będzie opisać. Gdyby sporządzić schematyczny rysunek, trzeba by na wykresie ich brzmienia poszerzyć zakres sopranów, natomiast zwęzić przedział basowy (zwłaszcza względem Sonorous VIII). Ale nie w sensie mniejszej mocy i płytszego zejścia, co bardzo trzeba podkreślić, a wyłącznie bardziej skondensowanej, skupionej energii i akustyki. Soprany były u nich najobszerniejsze, najwyżej idące i całościowo mające więcej niż u tamtych do powiedzenia, a bas wyjątkowo skupiony, zebrany w sobie, witalny i potężny. Taki o skumulowanym ciosie i wyczynowej mocy, bez akustycznej ekstensji jako niemal równorzędnego partnera. Ekstensywne w sensie szerokości zakresu były u Technicsów soprany a nie bas. Jednakże (i to znów trzeba podkreślić) w sposób jak najbardziej poprawny, to znaczy z większymi względem obu sparingpartnerów umiejętnościami technicznego przekazu i większą samą chęcią odwzorowywania wysokich dźwięków, wszakże bez ich dominacji nad pasmem, jak miało to miejsce na przykład w niedawno recenzowanych lampach ECC83 od Gold Lion.

W tym miejscu narzuca się uwaga o pokrewieństwie tych sopranów z podobnymi od zarzuconych już niestety Final Audio Pandora Hope VI, gdzie także za sopranową sferę odpowiadał osobny przetwornik. Taki podział ról okazuje się w większości przypadków skutkować większymi możliwościami, aczkolwiek nie jest to bezwyjątkową regułą, jako że możliwości sopranowe AKG K1000, czy Sony MDR R10, są jeszcze większe mimo pojedynczego przetwornika.

Podobnie zwięzła i jednoznaczna w wyrazie okazała się u nowych Technics średnica. Głos Johnnego przejawiał pogłos jedynie szczątkowy, za to był najbardziej gładko płynący i najbardziej namacalny. Naturalnie wypełniony, postawny i dzięki odarciu z akustyki najbardziej ludzki. Nie bytujący gdzieś hen na scenie, jak u Audio-Techniki, ani bliższy i większy ale wciąż mocno osadzony w ambience, jak u Sonorous, tylko bezpośredni, prosto do słuchacza skierowany i bez prawie żadnych akustycznych dodatków.

Co jeszcze dało się zauważyć, to że brzmienie ludzkiego głosu u obu droższych – Sonorous i Technics – było bardziej autentyczne i lepiej odwzorowane. No, niestety, nie chciało być inaczej i droższe słuchawki prezentowały wyższy poziom odtwórczy, ale wcale nie uciekały daleko tańszym Audio-Technikom, chociaż przy uważnym odsłuchu te najtańsze w towarzystwie grały najbardziej powierzchownie, upraszczając sobie nieco drogę przez dźwięki. Czyniły to jednak z wdziękiem, własnym pomysłem na brzmienie i należącym do przedziału bardzo wysokiej jakości delikatnym rysunkiem zmieszanym z mocą akustycznego basu, a także w zdolnej fascynować słuchacza perspektywie o świetnym sposobie zawieszania horyzontu.

Wszystkie detale zostały wykonane z wyjątkową pieczołowitością - nie ma mowy o żadnych kompromisach.

Wszystkie detale zostały wykonane z wyjątkową pieczołowitością – nie ma mowy o żadnych kompromisach.

Ale jednak brzmieniowo prościej, nie aż tak wyrafinowanie i przekonująco. Natomiast Sonorous i Technics prezentowały poziom analogiczny ale z innym rozkładem akcentów. Te pierwsze operowały niższą tonacją z wyraźnymi dodatkiem pogłosu, a także z bardziej rozbudowanym pod względem brzmieniowym wokalem, a drugie bez zabawy w wewnętrzne i zewnętrzne wzbogacanie akustyki, tylko bardziej jednolicie, swojsko i mocno, ale też bardzo prawdziwie. Nawet w bardziej naturalnym ujęciu i większej bezpośredniości, a nie w akustycznych teatrach, prowokujących akustykę wnętrz innych niż zwykły, akustycznie martwy lub prawie martwy pokój.

I z jedną jeszcze różnicą, mianowicie obraz Sonorous był mniej nabłyszczony – taki bardziej w matowej fakturze akwareli – tyle że z nasyconymi, wyjątkowo głębokimi barwami i mocną czernią, a ten od Technics EAH-T700 bardziej niczym malunek olejny – zawiesisty i połyskliwy. Ale nie w jakimś przemożnym stopniu, tylko tak z umiarem, do samego tylko wyczucia.

Odsłuch cd.: Ze sprzętem przenośnym

Pełne poczucie obcowanie z produktem klasy premium. Brawo!

Natychmiastowe poczucie obcowanie z produktem klasy premium. Brawo!

   Prawie każde obecnie powstające słuchawki, niezależnie od rozmiaru i ceny, uwzględniają wymogi aparatury przenośnej, mając wysoką czułość i niską impedancję. Nie inaczej dzieje się w przypadku nowych Technics, na których przystosowanie podróżne i spacerowe jednoznacznie wskazuje już sama obecność krótszego kabla. A zatem Cowon Plenue i kolejna porcja słuchania.

Można powiedzieć, że historia się powtórzyła, z tym że różnice pojawiły się wyraźniejsze. Stratyfikacja jakościowa pokryła się nieubłaganie z cenową, jednak w żadnym razie proporcje jakościowe cenowym nie odpowiadały. Niemniej szacując na podstawie samej chęci słuchania, jakość z ceną były zbieżne. Lecz znów, tak jak poprzednio, najtańsza Audio-Technica odstawała nieznacznie, zarówno głębią brzmienia, jak i jego zdolnością wnikania w muzykę i przywoływania złud realności. Najbardziej była jednak powierzchowna i najmniej nasycona, co w większym stopniu przejawiało się w basie niż w sopranach. Bowiem soprany całkiem były wnikliwe i odpowiednio bogate, natomiast bas na tle pozostałych mniej rozdzielczy i potężny. Nie żeby to miało boleć, ani trochę, ale usłyszeć się dało. Na drugim biegunie popisywały się najdroższe Sonorous. Popisywały światłocieniem i nasyceniem obrazu, a także jego najbardziej przenikliwym, szczegółowym rysunkiem oraz najbardziej chropawymi, najprzyjemniej drapiącymi uszy teksturami. Dźwięk miały zdecydowanie najgłębszy, taki aż pogłębiony, a także najciemniejszy i wyraźnie osadzony w trójwymiarze pogłosów. Przy tym gładko płynący w zmieszaniu z tą chropawością tekstur i najcieplejszy. Genialne doprawdy słuchawki do urządzeń przenośnych, tyle że cenowo załamujące. Ale jak kogoś stać, to brać – że tak komercyjnie to ujmę.

Do tego w całą konstrukcję wpleciono drobne udogodnienia ergonomiczne, jak chociażby przesuwające się względem pałąka nagłownego muszle.

Do tego w całą konstrukcję wpleciono drobne udogodnienia ergonomiczne, jak chociażby przesuwające się względem pałąka nagłownego muszle.

Wcześniej, przy aparaturze stacjonarnej, ich przewaga nad Technicsami była problematyczna i jak najbardziej do podważania, ale przy przenośnej nieco wyraźniejsza, chociaż wciąż możliwa do oprotestowania. Nie chcę więc mówić, że jakaś duża, bo duża na pewno nie – ale taka do łatwego usłyszenia, o ile woli się dźwięk pogłębiony i efektowne cieniowanie. Lecz można też powiedzieć, że te strasznie drogie Sonorous były jedynie efekciarskie a nie naprawdę lepsze, z tym że efekciarskie w świetny doprawdy sposób. Poza tym (co nie powinno zaskakiwać) jakość tych Technics i Sonorous stawała się o wiele bliższa przy najwyższej jakości nagraniach, na przykład przy plikach MQS, natomiast słabszym mp3 Sonorous potrafiły przydawać więcej brzmieniowego blasku. Efekciarsko, tak pod publiczkę i bajerancko, ale skutecznie.

Co do konkretnych różnic. Technicsy grały jaśniej, operując świetnie przyrządzoną paletą precyzyjnie stopniowanych szarości i modelunkiem dźwięku osadzonym w słabszych pogłosach ale w znakomicie podkreślającym kształty oświetleniu. Tak więc ich dźwięk nie był tak uderzający, harmonicznie wieloraki i kontrastowy, tylko uformowany przy pomocy spokojniejszych, mniej agresywnych chwytów brzmieniowych, które mniej wprawdzie sprawdzały się przy słabszych nagraniach, ale za to znakomicie (bo bardziej naturalnie) współpracowały z nagraniami najwyższej jakości. Trochę bardziej skupiony na powierzchniowej gładzi a mniej na wnikaniu w rzeźbę tekstur i bardziej modelowany światłem niż pogłosem ich mniej głęboki lecz na naturalnej głębokości płynący dźwięk przy wysokiej klasy nagraniach był nawet bardziej przekonujący, właśnie swą niewymuszoną naturalnością. Też więc się tego znakomicie słuchało i jeśli ktoś ma same wysokiej jakości nagrania, to wcale nie musi pchać się w astronomiczne koszty Sonorous. Chyba że woli brzmienia pogłębione i przyciemnione oraz maksymalną, taką gołym okiem widoczną mrówczą szczegółowość. Także gdyby wolał obraz mniej połyskliwy i trochę większą odporność na zniekształcenia. Wówczas dla najbogatszych najlepsze będą Sonorous. Ale jak nie, to nie.

Jedyne do czego możemy mieć wątpliwości, to jakość kabla, który żywcem został wyjęty z flagowych Sony Z7.

Jedyne do czego możemy mieć wątpliwości, to jakość kabla, który żywcem został wyjęty z flagowych Sony Z7.

Przy odtwarzaczu

Zgodnie z tradycją ostatni rozdział napisany został z lampami i odtwarzaczem SACD w rolach głównych.

Kilka godzin spędziłem słuchając tych Technics EAH-T700 ze swoim wzmacniaczem i wyrywkowo porównując do innych, poszerzając bazę tych porównań o AudioQuest NightHawk. To ostatnie z tego powodu, że jedne i drugie obiecują wyjątkowe wyzwolenie od zniekształceń, co należało zweryfikować.

Zgodnie z inną jeszcze tradycją tym razem porównania zejść miały na plan dalszy, a głos oddamy przede wszystkim samym testowanym, tak by mogły opowiedzieć dużo o sobie. Zatem porównania jedynie w tle, a opowieść przede wszystkim o samych tych Technics EAH-T700. Nie do końca się to udało, ale przynajmniej próbowałem.

Chciałby móc ich brzmienie scharakteryzować w dwóch słowach, tak żeby łatwo się mogło utrwalić, lecz tak prosto opowiedzieć o nich nie umiem. Mają bowiem kilka istotnych cech, z których każda jest pierwszoplanowa.

Pierwsza zaraz, i pierwszoplanowa nie tylko w sensie wagi opisowej ale i samej nazwy, to preferowanie pierwszego planu kosztem spraw dalszych. Pierwszy plan u flagowych słuchawek Technicsa nie jest wprawdzie tak bliski jak u HiFiMAN HE-6, to znaczy nie obejmuje słuchacza i nie wprowadza go na samą scenę, ale jest bliski i dominujący. Słuchając ich, o czymś takim jak scena można w ogóle zapomnieć (i sam wielokrotnie się na tym łapałem), albowiem owe rzeczy najbliższe są nie tylko poprzez swą bliskość najważniejsze, ale wręcz przytłaczające. Tak więc wszelkie mknące w nieskończoność dale, fascynujące bezkresem przestrzenie, echa na krańcach świata, odległe ściany basu i inne tego rodzaju chwyty z gatunku „przestrzeń” zostawmy Grado GS1000, Ultrasone Edition5, czy Stax SR-Ω i Omega II, a nowym Technicsom pozwólmy wyżywać się w obrębie tego co bliskie i bezpośrednie.

Na szczęście tak jak w samym Sony tak i tutaj istnieje możliwość łatwego upgrade'u.

Na szczęście tak jak w samym Sony, tak i tutaj istnieje możliwość łatwego upgrade’u.

I znów, po wtóre, czepmy się słowa, tym razem słowa bezpośredniość. Ta bezpośredniość w Technicsach naprawdę okazuje się szczególna, bo bezpośrednia wyjątkowo, i to wraz z nią trafiamy w obręb obiecanego na wstępie braku zniekształceń, których owa bezpośredniość właśnie pozostaje następstwem. A wszystko to razem wrzuca nas w temat obszerny, przy którym musimy się dłużej zatrzymać. Bowiem dwakroć w niedawnym czasie mieliśmy do czynienia ze słuchawkami szczególnie wiele pod tym względem obiecującymi, a teraz mamy trzecie. Szczerze mówiąc nie bardzo podczas słuchania się na tym skupiałem, aż w pewnej chwili dotarło do mnie, że całe to brzmienie Technicsów i cała ta z nim historia, ciągnąca się jeszcze od komputera poprzez odtwarzacz przenośny, to jawna do czegoś analogia. Jednak nie do NightHawk, choć z nimi do pewnego stopnia związana także, ale przede wszystkim powiązana z innymi słuchawkami, i uważny czytelnik powinien się domyślić z jakimi. Lecz że sam na tym dopiero po długim czasie się przyłapałem i dopiero przy Twin-Head, przeto mądrzejszego nie zamierzam udawać i nie urządzę zgaduj zgaduli z nagrodami w postaci głaskania po główce. – Tak, dobrze się domyślacie, chodzi o Audeze LCD-4. To jest ta sama historia z pozornym przynudzaniem i brakiem brzmieniowych przypraw, w sytuacji gdy sygnał sam z siebie jest niespecjalny; jak również ponowna fascynacja, gdy jest wybitnej jakości.

Odsłuch cd.: Przy odtwarzaczu

To co jednak najważniejsze to aż kwarta przetworników pracujących w tych słuchawkach.

To co jednak najważniejsze to aż kwarta przetworników pracujących w tych słuchawkach.

   Nasuwa mi się tu analogia kulinarna i wymyślone bodaj przez Wańkowicza przekorne hasło: „Jedzcie dorsze, gówno jeszcze gorsze!” Dlaczego właśnie dorsz? Ano bo pospolita ta i dietetyczna, nietłusta ryba szczytem smakowego wyrafinowania nie jest. Dorsza sauté bym nie polecał, a już na pewno nie jako alternatywę dla pstrąga czy soli. Bowiem smak własny posiada taki sobie i lepiej go będzie wzbogacić mocnymi przyprawami, tak żeby się smakowy pierwiastek samego dorsza zatracił. Tak samo jest daniem głównym w postaci pliku mp3, płyty CD granej z marnego odtwarzacza, albo czegokolwiek co byście wdrożyli poprzez lichy wzmacniacz. To będzie porażka jak dorsz z wody, którego trzeba potraktować ziołami, pieprzem, pikantnym serem, zapiec w cieście lub w głębokim tłuszczu usmażyć, czy cokolwiek innego wyczynić, żeby tego dorsza się z dorsza pozbyć. Bo inaczej fuj! i spożywanie będzie niemiłe. W brzmieniowym, tak samo jak kulinarnym świecie są na to mnogie sposoby: pogłosy, podbijanie basu, zabawy z przestrzenią, ocieplanie lub przechładzanie, naprężanie dźwięku, dorabianie harmonicznych, przesadne akcentowanie szczegółów itp. Inaczej mówiąc, dodawanie przypraw do dźwięku, tak żeby się kiepski smak poprawił. I do tego świetne będą Sonorous VIII z ich wyjątkowym ubrankiem akustycznym i super szczegółowością, albo Grado GS1000 z ich przestrzennymi i basowymi trikami. Ale Audeze LCD-4 i Technics EAH-T700 w takiej sytuacji nas nie poratują, bo one właśnie tego nieciekawego dorsza pod sam nos nam pchają i każą spożywać w całej jego jawnej nieprzyjemności. Ale medal ma drugą stronę, bo kiedy zamiast dorsza jest sola, a zamiast wina-sikacza jakieś Château d’Yquem, wówczas wada przemienia się w atut i to pchanie nieskażonego przyprawami dźwięku prosto do ucha słuchacza smakuje właśnie najbardziej. Zwłaszcza gdy jest to muzyka którą lubisz i którą chcesz brać bez żadnych zakłócających dodatków.

Tak więc Technics EAH-T700 okazują się najbliższą rodziną Audeze LCD-4, pomimo że to słuchawki zamknięte i dynamiczne a nie otwarte i planarne. W dodatku trzy i pół raza tańsze! Natomiast do NightHawk są mniej podobne, bo nie tak zbite dźwiękowo i bez tak potężnego basu, a także bardziej optymistyczne w wyrazie. Na tle optymistycznych Technicsów NightHawk jawią się jako refleksyjne i pozbawione radości życia. Jeszcze potężniej brzmiące i też atakujące przede wszystkim pierwszym planem, lecz takie bardziej nasycone mrokiem i posępnością a nie radosnym światłem.

Sami byliśmy sceptycznie co do przyjętej przez Technicsa koncepcji. Spodziewaliśmy się przegięcia w skajach pasma. Zupełnie niesłusznie!

Sami byliśmy sceptycznie co do przyjętej przez Technicsa koncepcji. Spodziewaliśmy się przegięcia w skajach pasma. Zupełnie niesłusznie!

Jednak największa różnica leży gdzie indziej i zaraz do niej przejdę. Bowiem analogia z flagowymi planarami nie ogranicza się do samego odrzucenia przypraw i akcentu na niezakłócony plan pierwszy. Pojawia się także jako super melodyjność, duża dawka brzmieniowego optymizmu oraz – i to jest clou – jawna wypukłość dźwięku, która je od NightHawk odróżnia najbardziej. Już wyjaśniam, o co chodzi. Brzmienie tych Technics jest mocno oświetlane plastycznym, świetnie modelującym dźwiękowe bryły światłem i minimalnie (naprawdę śladowo) ocieplone, a także wypukłe.

Owoż z tą mogącą się wydawać dziwactwem opisowym wypukłością jest dokładnie tak samo jak z twarzami: bywają tryskające zdrowiem, pyzate i rumiane, ale bywają też wymizerowane, blade i zapadnięte. Oczywiście takie i takie w różnym stopniu, które to stopnie gdzieś tam pośrodku się spotykają, w jakiejś umownej neutralności obrysu. No więc brzmienia od Technics EAH-T700 na pewno nie są ani trochę smutne i zapadnięte same od siebie, tylko z pełnymi policzkami i optymistycznym spojrzeniem, które dopiero smutek samej muzyki może zmienić w refleksyjne albo posępne. Brzmienie tych słuchawek jest kaloryczne, witalne, optymistyczne i pełne radości życia. Cieszy się sobą, tak jak ktoś młody, przystojny i wysportowany. Pędzi do przodu, podskakuje, pręży mięśnie. Jest połyskliwe (nieznacznie), dynamiczne, otwarte, niczego nie chowające pod ubraniem czy za makijażem. Przeciwnie, chwalące się sobą i z siebie dumne. I słusznie, bo kiedy sygnał jest odpowiedni, podziwianie tego to sama radość. I tu leży właśnie różnica względem NightHawk, które są bardziej jak mroczny rycerz – potężne, ale raczej posępne i mroczne.

Okazuje się, że Technics EAH-T700 to arcymistrz kontroli i czystości przekazu! A rodowodem brzmieniowym najbliżej im do planarnych Audeze LDC-4!

Okazuje się, że Technics EAH-T700 to arcymistrz kontroli i czystości przekazu! A sygnaturą brzmienia najbliżej im do planarnych Audeze LDC-4!

W odniesieniu do flagowych Audeze także się pojawiają różnice. Konkretnie dwie. One bowiem czynią dźwięki bardziej trójwymiarowymi, co nieco nas jednak odciąga w stronę wrażeń scenicznych; jako baletu trójwymiarowych form, czyli pewnej holografii, o którą Technicsy mniej dbają, bardziej skupiając się na pierwszym planie, którego przestrzenność jest bez zarzutu. Druga cecha odróżniająca dotyczy sfery sopranowej. U Audeze jest ona spokojniejsza i trochę wycofana, podporządkowana całości. Natomiast Technicsy mają osobny dla sopranów przetwornik, który na żadne cofnięcie nie pozwala. I w tym miejscu chciałbym je szczególnie pochwalić, ponieważ przy całej swej sopranowej ekstensji i ekspresji nie dominują pasma sopranem w najmniejszym nawet stopniu. Spojenie w całość brzmienia ich dwóch przetworników zrealizowano perfekcyjnie i mogę tylko bić brawo. To niewątpliwie zasługa zarówno dokładnie oczyszczonej z odbić komory, jak i jakości oraz sposobu rozmieszczenia samych głośników.

Zmierzając ku konkluzji: Z tym wszystkim bywa różnie – przy jednych płytach brzmienie nowych Technics podobało mi się najbardziej, przy innych wypadało równorzędnie, a kiedy indziej większa dawka pogłosu i większa widoczność dalekich planów okazywały się lepsze. Rewelacyjnie wypadały zwłaszcza przy płytach solowych, na przykład z Catem Stevensem, albo z samym fortepianem. Przy średnich składach były równorzędne, a przy muzyce wielopiętrowej i wielkoobszarowej inni bywali górą.

I choć nie każdemu musi się podobać bezpośredni styl ich przekazu, to bez wątpienia słuchawkowy świat poszerzył się o kolejnego mocarza, który w pełni zasługuję na naszą pełną rekomendację.

I choć nie każdemu musi się podobać bezpośredni styl ich przekazu, to bez wątpienia słuchawkowy świat poszerzył się o kolejnego mocarza, który w pełni zasługuję na pełną rekomendację.

Natomiast zawsze, w każdych okolicznościach, popisywały się rewelacyjną czystością i dokładnością artykulacji oraz nienagannymi sopranami. A podobnie wyważeniem całego pasma i ogólną melodyjnością. Te ich dopracowane akustycznie komory pozwalają na wyjątkową czytelność głosów, kapitalny naturalizm mowy potocznej i rewelacyjną dźwięczność fortepianu czy skrzypiec. Oprawy pogłosowe mają oszczędne, czasami aż za oszczędne, ale same głosy podają popisowo. Kto zatem lubi solistów, będą dla niego skarbem.

 

 

 

Podsumowanie

Technics_EAH-T700_HiFiPhilosophy_014   Te słuchawki mnie zaskoczyły. Przede wszystkim spodziewałem się błędów typowych dla nowicjuszy, bo przecież Technics najwyższej klasy słuchawek dotąd nie oferował. A takich błędów w nich nie ma. Po wtóre, wraz z tymi dwoma przetwornikami oczekiwałem szalonej góry i ogólnie biorąc pasma rozstrzelonego na bas i soprany. Pod tym względem spudłowałem zupełnie. Po trzecie, sądziłem, że wraz z sopranowym najazdem zaoferują bogactwo pogłosów i wielką tymi pogłosami rodzoną przestrzeń. I znów pomyliłem się całkowicie. To nie są słuchawki z błędami, nie z pogłosami i nie z wielką sceną. Są bezpośrednie, wyjątkowo muzykalne i najzupełniej oczyszczone ze zniekształceń. Innymi metodami, na bazie całkiem innej technologii wielowarstwowych membran, dwóch przetworników i specjalnie wymodelowanej komputerowo oraz wygłuszonej komory akustycznej, osiągają to samo, co Audeze LCD-4 przy pomocy magnetycznej serpentyny planarnej, fazora i pojedynczej ultracienkiej membrany o zróżnicowanej grubości. To rzadki przypadek tak różnych dróg dojścia do tak podobnego efektu. A efekt jest spektakularny i naprawdę godny podziwu. Słuchając tego Cata Stevensa, a wcześniej skrzypiec i fortepianu, zapragnąłem te słuchawki mieć, a Karol, który używał ich ze smartfonem, wręcz na nie zachorował. Czy trzeba dodawać więcej? Może to, że naprawdę świetnie leżą i znakomicie odcinają od otoczenia, a także przestrogę dla tych, którzy lubią brzmienia udziwnione albo posępne. Od nich takich nie dostaniecie, bo grają jak samo życie, a życie i teatr czasami się spotykają, ale przeważnie nie. Tak więc do muzyki o dużym stopniu teatralizacji – jakichś elektronicznych aranży, koncertów w skalnych grotach albo gotyckich katedrach, te słuchawki nadają się mniej, o ile liczyć będziemy przede wszystkim na efekty specjalne i poczucie odrealnienia. Natomiast wszędzie tam, gdzie chcielibyśmy nawiązać kontakt bezpośredni – z wokalistą, gitarzystą, pianistą, skrzypkiem, trębaczem – sprawdzą się rewelacyjnie i lepiej od nawet wielkich tuzów słuchawkowej techniki.

 

W punktach

Zalety

  • Zgodnie z obietnicą – pełne wyzwolenie od zniekształceń.
  • Godna najwyższych laurów muzykalność.
  • A więc popisowa płynność i melodyka.
  • Witalny, optymistyczny dźwięk.
  • Znakomite wyważenie pasma.
  • W tym rewelacyjne panowanie nad sopranami.
  • A jednocześnie tych sopranów nieograniczone możliwości odtwórcze.
  • Bas zwięzły, mocno bijący, z naciskiem na siłę ciosu a nie akustykę.
  • Wraz z brakiem zniekształceń budząca najwyższe uznanie naturalność brzmienia.
  • I w tym stanie rzeczy celująco zdany test zwykłej mowy.
  • A także wyjątkowo naturalny i bezpośredni kontakt z aktorami pierwszego planu.
  • Żadnych doróbek pogłosowych i zniekształcających odbić.
  • Znakomicie dobrana temperatura przekazu.
  • Naturalne, plastyczne światło.
  • Szczegółowość kompletna, nie narzucająca się.
  • Wyjątkowa, niespotykana wręcz czystość i wyraźność artykulacji.
  • Gładkość dźwięku jako dominanta z dodatkiem rzeźbionych tekstur.
  • Dźwięk duży, wypukły, dobrze wypełniony, pełen energii i życia.
  • Także nieznacznie połyskujący.
  • Perfekcyjnie trafiona głębokość brzmienia – bez żadnych spłyceń czy sztucznego pogłębiania.
  • Dobra gradacja szarości w miejsce uatrakcyjniania wszystkiego nadmierną czernią.
  • Ogromne pasmo przenoszenia.
  • Całe z kutego aluminium (słuchawki a nie pasmo).
  • Wysoka czułość i niska impedancja jako przystosowanie do aparatury przenośnej.
  • Dwa przetworniki – doskonale na dodatek współpracujące.
  • Osadzone w pieczołowicie opracowanej akustycznie i wytłumionej komorze (bez)rezonansowej.
  • Idealnie przylegają do głowy.
  • Bardzo dobrze odcinają od otoczenia.
  • Mięsiste, przyjemne w kontakcie pady i grube obszycie pałąka.
  • Można odkładać na płask.
  • Regulacja zawieszenia to popis.
  • Eleganci, stonowany wygląd.
  • Odpinane okablowanie, zabezpieczone nakrętkami.
  • Dwa kable w komplecie.
  • Oba elastyczne, lekkie i w gładkiej izolacji.
  • Także woreczek na drogę.
  • Przytomna, nie przesadzona cena.
  • Made in Japan.
  • Sławny producent, dysponujący potężnym zapleczem technicznym.
  • Polski dystrybutor.

 

Wady i zastrzeżenia

  • Nie dla lubiących dźwięk udziwniony, odrealniający.
  • Ani dla smakoszy wielkich przestrzeni.
  • Wypakowanie z wymyślnie zabezpieczonego pudełka nadwyręża cierpliwość.
  • Firmowy stojak w komplecie byłby miłym uzupełnieniem.
  • Ważą swoje, więc mimo wygody nie znikną całkowicie podczas noszenia.
  • Okablowanie mogłoby być z miedzi o wyższej czystości.
  • Brak symetrycznego kabla.

Sprzęt do testu dostarczyła firma:

logo-elektris

 

 

Dane techniczne Technics EAH-T700:

  • Słuchawki dynamiczne o budowie zamkniętej.
  • Naturalne pole dźwiękowe dzięki systemowi Angled-Driver [AD]
  • Konstrukcja dwuprzetwornikowa (przetwornik dynamiczny 50 mm i super tweeter 14 mm)
  • Reprodukcja pasma 100 kHz dzięki głośnikowi typu super tweeter
  • Przetwornik dynamiczny 50 mm o o wysokiej liniowości z zaawansowaną membraną MLF
  • Swobodny przetwornik dynamiczny, antywibracyjna rama przetwornika i sztywna obudowa z aluminium eliminują niepotrzebny rezonans i wibracje
    Konstrukcja antypogłosowa z płytą głośnikową i nausznikami
  • Zastosowanie kutego materiału aluminiowego w głównych częściach (takich jak zaczep/suwak) w celu uzyskania lepszego dźwięku
  • Unikatowe wzornictwo Technics
  • Zaawansowana obróbka stopu aluminium
  • Trójwymiarowe, ergonomiczne nauszniki z luksusowym materiałem „GRANCUIRTM”
  • Głośniki: przetwornik dynamiczny φ50 mm i super tweeter φ14 mm.
  • Zaawansowana membrana MLF i aluminiowa membrana tweetera
  • Pasmo przenoszenia: 3 Hz – 100 kHz.
  • Czułość: 102 dB / mW.
  • Impedancja: 28 Ω.
  • Maksymalna obciążalność: 1500 mW.
  • Przewody: 1.2 m, 4N-OFC, 3.0 m, 4N-OFC
  • Waga: ok. 470 g (bez kabla), ok. 515 g (z kablem1,2 m)
  • Akcesoria: adapter wtyku (3,5 mm→) 6,3 mm, futerał.
  • Cena: 5099 PLN.

 

System:

  • Źródła PC, Cowon Plenue, Accuphase DP-700.
  • Przetwornik: Ayon Sigma.
  • Wzmacniacze słuchawkowe: ASL Twin-Head Mark III, Phasemation EPA-07, Phonitor 2, Schiit Ragnarok.
  • Słuchawki: AudioQuest NightHawk, Audio-Technica ATH-A2000Z, Final Audio Sonorous VIII, Technics EAH-T700.
  • Kabel USB: ifi Gemini z ifi USB3.0.
  • Interkonekty: Tellurium Q Black Diamond XLR, Tonalium Audio XLR, Siltech Royal Queen Signature RCA, Sulek Audio RCA.
Pokaż artykuł z podziałem na strony

19 komentarzy w “Recenzja: Technics EAH-T700

  1. Sławomir S. pisze:

    Cieszy kolejny model zamknięty o referencyjnej jakości – tworzy się już cały zastęp. Czyżby zapowiadane dawno do recenzji Beyerdynamiki T5p.2 wypadły z szeregu i już nie z tej ligi ?

    1. PIotr Ryka pisze:

      Beyery jeszcze się wygrzewają. Recenzja niebawem.

  2. fon pisze:

    Jako ,że porównywano do technicsów w teście NH zapytam czy stosując inny kabel do NH można zmniejszyć ich pomroczność,czy inne kable w stosunku do oryginału coś tu poprawią

    1. PIotr Ryka pisze:

      Można.

      1. fon pisze:

        Mogę prosić o podpowiedż ewentualnie jaki kabelek ,może być symetryk ,wzmak mi na to pozwala

        1. PIotr Ryka pisze:

          Mam taki hybrydowy kabel od FAW (Forza Audio Works), a pewnie srebrny rozjaśniłby jeszcze bardziej. Mam też inny, od Tonalium Audio, ale drogi i dopiero będzie recenzowany.

          1. fon pisze:

            Wireworld wypuścił kable słuchawkowe,może kiedyś będzie Pan miał okazję potestować.

          2. PIotr Ryka pisze:

            Kabli słuchawkowych jest coraz więcej, na przykład od Purist Audio Design. Transparent też miał zrobić. Wszyscy się za nie biorą. Jak jest interes, to trzeba korzystać. A recenzje może z czasem będą, ale opornie to idzie. W najbliższym czasie jedynie Tonalium Audio i FAW.

  3. Jakub Calik pisze:

    Wyglądają cudownie, mam nadzieję że jakaś sztuka będzie w warszawie do sprawdzenia. To ta sama półka co HD800(S), więc jak się do nich mają. Takim subiektywnym zdaniem?

    1. ELEKTRIS Audio pisze:

      I w Warszawie i W Poznaniu. Testowany egzemplarz to nasz sprzęt demo z salonu w Warszawie – miasteczko Wilanów.

    2. PIotr Ryka pisze:

      Łatwiejsze do napędzenia i nadające się do sprzętu przenośnego zamknięte Technicsy oferują bardziej bezpośredni związek z wykonawcami a mniejszą scenę. Kultura przekazu jest na tym samym poziomie, tyle że znakomicie odwzorowani wykonawcy są u Technics bliżsi i więksi. Pogłosu jest natomiast mniej, tak więc to co najważniejsze jest bardziej wyeksponowane.

      1. jakub c. pisze:

        Nie bywaja ostre na tanszym torze?

        1. PIotr Ryka pisze:

          Skoro prosto ze smartfona grają rewelacyjnie?

  4. kopperek pisze:

    Dzień dobry (ja tu po raz pierwszy),

    Może Pan krótko porównać te słuchawki z Signature Pro? Chodzi mi o jakość dźwięku w konfiguracji z dedykowanym wzmacniaczem.

    1. PIotr Ryka pisze:

      Ultrasone Signature Pro to najbardziej przyjazne słuchawki wysokiej klasy spośród mi znanych. Technicsy są na jeszcze nico wyższym poziomie i minimalnie bardziej kapryśne. Oczywiście jedne i drugie do pewnych wzmacniaczy pasują bardziej a do innych mniej, ale to już trzeba samemu sprawdzać.

  5. Alucard pisze:

    Dostałem niedawno propozycję wymiany z dopłatą, HEDD na te Technicsy. Dużo się jednak naczytałem że basu w nich mało i dopiero mi przyszło na myśl że kiedyś recenzowałeś. Pamiętasz może jak się mają jeśli chodzi o granie jakiejś elektroniki i innych ciężkich basowo rzeczy do HEDD czy do Pioneer Master?

    1. Piotr+Ryka pisze:

      HEED to słuchawki odbiegające stylem od przeciętnych, a Pioneer i Technics to typowo brzmiące słuchawki high-endowe. Dość przy tym podobne stylistycznie, ale Pioneery mają chyba trochę więcej czaru, a Technics może odrobinę bardziej dopracowane technicznie. (Zgodnie z nazwą.) Szczegóły brzmienia wyliczone na końcu w punktach. Za dawno ich słuchałem, żebym mógł teraz autorytatywnie się wypowiadać. Na pewno bardzo mi się podobały. Ale gdybym teraz miał szukać słuchawek docelowych pomiędzy nie kosztującymi szaleńczo, to wybrałbym RAAL albo T+A Solitaire P. Jedne i drugie potrzebują jednak nietypowo mocnego wzmacniacza.

    2. John G. pisze:

      Wspomniane Technicsy mają mniej basu od HD800 (jest też lżejszy), więc chyba nie do końca byłby to dobry kierunek poszukiwań. Do utworów z cięższym basem lepsze byłyby na pewno Finale D8000 (bez Pro). Zwwróciłbym również uwagę na egzemplarze Ultrasonów 9, które czasami pojawiają się rynku wtórnym.

  6. frost1971 pisze:

    Wszystko byłoby cacy, gdyby nie ta cieniutka ekoskórka na pałąku. U mnie już zaczęła pękać I odłazić a wcale nie są jakoś intensywnie użytkowane.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy