Recenzja: Sulek Audio – kable zasilające

Odsłuch cd.

A no chociażby ustawieniem polaryzacji, które wcale nie musi być takie oczywiste w wielu przypadkach.

Ano chociażby ustawieniem polaryzacji, które wcale nie musi być takie oczywiste w wielu przypadkach.

Z ASL Twin-Head vs Acoustic Zen Gargantua

   Przejdźmy teraz na prawą stronę. Nie ulega bowiem wątpliwości, że przedwzmacniacz ASL Twin-Head Mark III, nawet po licznych przeróbkach i przewinięciu transformatora, woli zdecydowanie orientację prawą. A skoro tak, to nie będziemy go lewą nękać, tylko porównamy dwa kable zasilające do niego dopasowane, to znaczy prawego Sulka oraz Acoustic Zen Gargantuę.

Staje tym samym przed Sulkiem wyzwanie naprawdę nie lada, jako że w teście porównawczym licznych kabli zasilających z najwyższej ligi, prowadzonym też w oparciu o ASL Twin-Heada, wypadła ta Gargantua rewelacyjnie, na jotę nawet nie ustępując kablom wielokrotnie nieraz od siebie droższym; i mówiąc szczerze jest moim gorącym pragnieniem kabel ów kiedyś posiadać. Nie jestem w tym zresztą ani trochę odosobniony, ponieważ znam wiele osób Garganuy pożądających albo spełnionych jej posiadaniem – i jest to bez wątpienia dla wzmacniaczy kabel szczytowy, od którego lepszego nie znam. No ale właśnie – to kabel dla wzmacniaczy. Ma Gargantua to jasno zdefiniowane ograniczenie, które sam twórca jej przypisał, tak więc w razie jakiejś konieczności podpięta do źródła dźwięku stanowić będzie ograniczenie a nie przewagę. Pod tym względem kable zasilające Sulek Audio są zdecydowanie górą, sprawdzając się bez zarzutu w obu lokalizacjach. Jak jednak wygląda sprawa w domenie Gargantuy?

Przyznać muszę, że rywalizacja była zacięta a różnice nieznaczne, co samo w sobie tańszemu o dwa tysiące Sulkowi daje tytuł do chluby. Odnośnie  konkretów.

Główna różnica między kablami sprowadzała się do słowa „spokój”. Z Sulkiem grało to przede wszystkim spokojniej, zarówno co do prezentacji samych dźwięków jak tła. To ostatnie nie było wprawdzie tak maksymalistycznie uspokojone jak u topowych kabli Shunyaty, niemniej atmosfera spokojnej prezentacji i tu była dominująca. Poza tym Sulek operował głębszym nieco brzmieniem, ciemniejszym nieznacznie całościowo przekazem oraz wyraźniejszym definiowaniem obrysów dźwięku. W odniesieniu do sceny podkreślał w większym stopniu elementy pierwszego planu kosztem dalszych, a cały dźwiękowy fresk odmalowywał wyraźniej. Można by zatem z tego wysnuć pochopny wniosek, iż w takim razie całościowo górował i wygrał zdecydowanie. Jednak mylna to przepowiednia. Bowiem Gargantua miała za sobą to właśnie, od czego tę recenzję zacząłem. Miała większą otwartość i większą swobodę przepływu. Miała też to swoje idealne utrafienie w temperaturę ludzkiego ciała, choć trzeba przyznać, że minimalnie tylko cieplejszy Sulek też bliski był ideału.

A co ważniejsze, Sulek prawie w ogóle nie ustępuje pola swoim bardziej znanym kolegom. Rekomendacja!

A co ważniejsze, Sulek w ogóle nie ustępuje pola swoim bardziej znanym kolegom. Rekomendacja!

Na korzyść Gargantuy przemawiała jeszcze spójniej i bardziej całościowo pracująca scena oraz większa żywość całości. Bardziej artystycznie i wichrzycielsko z nią grało, dając większą siłę oddziaływania. Jak Sulek w konfrontacji z Crystal Cable przy źródle bardziej operował spójną, szumiącą muzyką jednolitością o bardziej stonowanych barwach, tak przy wzmacniaczu sam bardziej nieco był barwny a mniej szumiący powiewami muzyki. Oczywiście można woleć granie spokojniejsze i głębsze z wyraźniejszym rysunkiem dźwięków, ale sam – jak mówiłem – preferuję tę otwartość i muzyczne powiewy. Tak więc z Gargantuą słuchało mi się przyjemniej, ale, jak już wspominałem, różnice były minimalne i bardziej o gust a nie jakość oparte. Tak więc brawa dla Sulka przede wszystkim za wyniesioną na świetny poziom uniwersalność, a także za tylko jemu właściwy wybór pomiędzy prawą a lewą orientacją żyły gorącej. Bo przecież gdyby Twin-Head wolał lewą gorącą, szanse Gargantuy stopniałyby do zera. Tak właśnie było przy Crofcie, dla którego lewy Sulek albo lewy Harmonix to wyposażenie wręcz obowiązkowe.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

13 komentarzy w “Recenzja: Sulek Audio – kable zasilające

  1. Tomasz pisze:

    Interesująca recenzja. Bardzo zachęca do eksperymentowania z kablami zasilajacymi. Jest to bardzo obrazowy sposób prezentacji walorów kabli zasilających Sulek. Po przeczytaniu tej recenzji pragnie się te kable posiadać. Dla mnie są to najlepsze kable jakie miałem. Do odkrycia ich bogactwa dźwiękowego potrzeba czasu. Potem jest tak jak z dobrym winem, że innego już nie chce się próbować, aby nie stracić, czy zapomnieć tego smaku. Aby tak było trzeba jednak najpierw spróbować, abym samemu się o tym przekonać. Ja już jestem przekonany i wiem, że Sulek bronić się będzie sam wobec bogatej i dobrze marketingowo rozpropagowanej konkurencji. Zachęcam tym bardziej, że to pomysł i produkt krajowy. (To tak patriotycznie)

  2. Piotr Ryka pisze:

    Największym problemem kabli Sulka jest nazwa i kraj pochodzenie. Cardas, Tara czy Fadel to jakoś brzmi, a Sulek?. Jak wspominam komuś w rozmowie, że to świetne kable, wówczas widzę w oczach rozmówcy niedowierzanie i niemal politowanie. Tak jakby w Polsce zrobienie dobrych kabli było niemożliwe, a nazwa Sulek jeszcze dodatkowo psuła dźwięk.Gdyby brzmiała Süssmayr albo Sugden, to co innego. Ale Sulek? Przenigdy.

    Sami siebie nie szanujemy, ot co.

  3. AAAFNRAA pisze:

    Panie Piotrze, ja bym aż tak radykalny nie był. Equilibrium i Albedo może i kojarzą się(nazwy) bardziej „zagranicznie” niż Sulek, ale są polskie i markę mają wyrobioną. Z tym, że one „wyglądają” a Sulek nie. No i są parę lat na rynku. Z tych tanich Melodika też ma się dobrze. Ale wszystkie w/w mają dystrybutorów, dostępność, reklamę… i recenzje, a Sulka chyba tylko Pan promuje 🙁

    1. Piotr Ryka pisze:

      Sulka promuję sam, bo tak sobie to Sulek wymyślił, że tylko u mnie. Przynajmniej początkowo, bo z czasem sięgnie pewnie po innych recenzentów. Ale to nie zmienia faktu, że kable są rewelacyjne.

    2. Maciej pisze:

      Jak autor powyższego postu uważam że nazwa SULEK jest bardzo dobra, jest oryginalna, prosta i łatwa do zapisania. Natomiast wygląd i wykończenie oraz jakość logo zniechęcają nawet to testów 🙁 Podobnie jak X-Bulk, sprzęt za grube pieniądze a logo w plastikowej tabliczce wyryte laserem – technologia emblematu jak z plastikowych pucharów dla młodzików. Przy produkcie za kilka tysięcy naprawdę warto dać taki emblemat w mosiądzu, polerowanej stali lub innym metalu ale zrobiony w sposób 'z klasą’.

      1. Maciej pisze:

        Niestety gumowa izolacja SULKA przypomina przewód od narzędzia budowlanego… Ja nie jestem w tej grupie ludzi, ale jeśli ktoś kupuje przewód za kilka tysięcy to na pewno reszta jego urządzeń musi również wyglądać luksusowo i kable nie powinny odstawać od tego standardu.

        1. Piotr Ryka pisze:

          Izolacja faktycznie jest przemysłowa, ale sprawa z izolacją okazuje się delikatniejsza niż by się mogło wydawać. A to z tego powodu, że izolacja wpływa na brzmienie. Tak więc dodanie ładnej izolacji, to nie tylko kwestia wyszukania elegancko prezentującego się oplotu, ale jeszcze takiego żeby nie popsuł dźwięku. Nie wiem co Sulek na to, bo nie pytałem, ale może zechce sam odpowiedzieć.

          Odnośnie logo i opakowania, to trzeba pamiętać, że firma stawia pierwsze kroki i ma ograniczone możliwości budżetowe. Skupia się na jakości brzmienia a nie oprawie teatralno-audiofilskiej; i to jest pewien zaznaczający się w świecie trend, prezentowany na przykład przez Schiita czy Tellurium Q. A że piękny wygląd i super opakowania robią na klientach wrażenie, to inna sprawa. Na pewno robią – taka jest ludzka natura. Tylko co komu po pięknym kablu w super pudełku, który w porównaniu do Sulka gra jak kupa? A łatwo takie wskazać.

          1. Maciej pisze:

            Mniemam, że bawełniany oplot będzie neutralny 🙂

          2. wpszoniak pisze:

            Panie Macieju,
            oploty kabli mają wpływ, oplot bawełniany również (sprawdzałem na interkonekcie) co opisuje w jednym z testów portal-
            http://www.hifi-advice.com/knowledge-base-MAIN.html

  4. sebna pisze:

    Są jeszcze zupełnie inne aspekty. Czysto praktyczne, jak odsprzedawalność, która obecnie raczej nie istnieje poza z ręki do ręki koledze, chyba że za przysłowiowe grosze to pewno ktoś by wziął w ciemno 🙂 Niestety ale jest to okrutna rzeczywistość początków powstawania marki a cena stawia w szranki z czołówką światową.

    Nie mniej jednak, życzę samych sukcesów firmie Sulek.

    Ale nie o tym chciałem pisać a o bańkach 😉 Ostatnio słuchałem głośników dokładnie takimi bańkami grającymi czy też raczej banieczkami i też to do mnie wcale nie przemawia. Brzmi to sztucznie i nienaturalnie dla mnie. Dokładnie tak jak opisujesz wiąże się to z podkręconym kontrastem i większym zarysowaniem konturów. Wydaje mi się, że w przypadku, którego ja słuchałem był to problem nie możności wygenerowania poprawnej skali przez głośniki a zarazem oferującymi dużą rozdzielczość przez co powstawał efekt bąbelków. Być może był to też cecha tych konkretnych głośników. Otwartość dźwięku i jego naturalne układanie się w przestrzeni również znacznie bardziej do mnie przemawia.

    Pozdrawiam

    1. Piotr Ryka pisze:

      No tak, audiofilizm to nie zapalenie płuc – stawianie baniek niewskazane 🙂

      1. sebna pisze:

        Patrząc na aktywność na polskich forach to znalazła by się pewno niemała grupka ludzi, która nie miała by nic przeciwko gdyby zakwalifikowano audiofilizmu jako chorobę. Wtedy mogła by już bez dalszych podchodów przystąpić do administrowania elektrowstrząsów audiofilom w potrzebie bo zgaduję, że to było by ich leczeniem z wyboru 😉

        1. Maciej pisze:

          Nieprawda. Bo audiofilizm jest pochodną zaburzeń kompulsyjno-obsesyjnych, które w prawie polskim są traktowane właśne jako zaburzenie a nie jako choroba. I np.: w są w sądownictwie zaburzenia nie są traktowane jako usprawiedliwienie wszelakich występków : )

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy