Recenzja: Sulek Audio – kable zasilające

Odsłuch

Tak jak i interkonekt, tak i kabel zasilający nie próbuje kupić przyszłego właściciela szykownym wyglądem.

Tak jak i interkonekt, tak i kabel zasilający nie próbuje kupić przyszłego właściciela szykownym wyglądem.

   Zacznijmy jednak od tego, że jakiś czas temu, recenzując pierwszy w swojej karierze kabel zasilający marki KBL Sound, poszedłem drogą podstaw rzetelności i porównałem go także z kablem standardowym za kilkanaście czy kilkadziesiąt złotych.  Nie muszę zatem tego testu powtarzać, jako że wyszło na jaw, iż kable audiofilskie potrafią zaoferować o wiele więcej. Historia w teście KBL Sound została dokładnie zrelacjonowana i można tam zerknąć, nie zwalnia nas to wszakże z obowiązku porównań, bo cóż bez nich test byłby warty? Tak więc stanowiące tym razem danie główne dwa przewody zasilające marki Sulek Audio (prawy i lewy) obłożyłem konkurencją zacną tudzież niebezpieczną, a w dodatku specyficzną. Kable zasilające dzielą się bowiem nie tylko na lewe i prawe czy tanie i drogie, ale także z uwagi na sprzęt przeznaczenia, a w ramach tego na skierowane do źródeł, przeznaczone dla wzmacniaczy oraz takie uniwersalne. Te od Sulka są właśnie uniwersalne i mają się sprawdzać w każdych warunkach, natomiast ich testowi konkurenci to Crystal Cable Reference, który dobrze pasuje tylko do źródeł, oraz Acoustic Zen Gargantua, który ustami samego swego twórcy bez ogródek oznajmia, iż nadaje się wyłącznie do wzmacniaczy. Dla  źródeł firma Acoustic Zen ma inny kabel, a Crystal Cable o swoim nic wprawdzie w sensie przeznaczenia nie wspomina, ale sam to przetestowałem i jest jak mówię; to znaczy nie jest tak, żeby on ze wzmacniaczem ani trochę, ale dla źródeł robi na pewno lepszą robotę.

Taki stan rzeczy oznaczał dwie grupy porównań. Jedną do Crystal Cable przy źródle, drugą  z Gargantuą przy wzmacniaczu. To do roboty.

Z Accuphase DP-700 vs Crystal Cable Reference

Zacząć muszę od orientacji prawo-lewo. Pod tym względem odtwarzacz Accuphase okazuje się  nietypowy. Reguła bowiem jest taka, że dane urządzenie gra w sposób ewidentny lepiej z żyłą gorącą po prawej bądź lewej stronie. Zwykle w jednej z tych orientacji brzmienie staje się żywsze, barwniejsze i bardziej dynamiczne, a w drugiej przygaszone i poszarzałe. Jednak u Accuphase tak prosto nie jest. A jak jest? Ano właśnie. Jest w ten sposób, że z kablem prawidłowo po prawej gorącym gra ten odtwarzacz bardzo dobrze, a nawet rewelacyjnie, tyle że w taki bardziej zwyczajny sposób. Barwniej i bardziej żywo, zupełnie jakby tej prawej gorącej potrzebował – a mówiąc dokładniej, to niezupełnie w ten sposób, tylko przede wszystkim z ciemniejszym tłem (czarnym nawet) i bardziej migotliwie. Zdecydowanie też cieplej, bardziej lśniąco, z mocnymi kontrastami i dźwiękiem zamkniętym.

Tu twórca postawił na innowacyjne i własnoręczne wykonanie.

Tu twórca postawił na innowacyjne i własnoręczne wykonanie.

Owo  właśnie zamknięcie jest tutaj najważniejsze i przyznać muszę, iż zaczyna w moich ocenach odgrywać coraz większą rolę, a jego własna historia datuje się od czasu recenzji głośników Raidho. Wówczas to po raz pierwszy do tego stopnia zdałem sobie sprawę, że dźwięki mogą być pozamykane niczym bańki powietrza, albo otwarte niczym wiatr. W sumie wiedziałem o tym już wcześniej, ale mniej dla mnie ten fakt znaczył, a teraz znaczy bardzo wiele i bez ogródek powiem, że dźwięk zamknięty niezbyt mi odpowiada, nawet kiedy jest przyrządzony wybornie. Nawiązywałem do tego całkiem niedawno przy okazji opisu lamp używanych w odtwarzaczu dzielonym od Aqua Acoustic, pisząc że lampy ECC81 Mullarda grały wprawdzie najwyższą klasą, ale względem 5965 od Telefunkena dźwiękiem właśnie zamkniętym i przestrzennie ograniczonym. A tego typu puszczanie dźwiękowych baniek dwie zasadnicze ma wady. Po pierwsze jest nienaturalne, bo prawdziwe dźwięki tak się nie niosą, a po drugie działa na niekorzyść wielkości sceny, która wraz z tym się zmniejsza i traci walor swobodnej otwartości. Taka bąbelkowa nienaturalność jest zarazem nieco podobna do produkcji dźwięku naprężonego, z którą często współwystępuje – i obie stanowią jawne odstępstwo od form naturalnych, przy czym naprężenie może być mimo swej nienaturalności sympatyczne w odbiorze, podczas gdy zamknięcie, w moim przynajmniej odczuciu, nie.

Odtwarzacz Accuphase grał podczas testu na dwa sposoby, z orientacją prawą prezentując dźwięk pysznie bogaty ale zamknięty, a z lewą o wiele bardziej naturalny i otwarty. Wraz z przejściem na lewą żyłę gorącą zanikał słodkawy posmak, temperatura przekazu przestawała być podniesiona, migotki barwne rzucane na ciemne tło zamieniały się w spokojne światło dnia, a nade wszystko dźwięk się otwierał. To przejście w naturalność i piękną poetykę autentycznie płynącej muzyki dawało się natychmiast odczuć zarówno w przypadku kolumn Living Voice jak i słuchawek AKG K1000, przy czym u kolumn narastała także dynamika, a u słuchawek pozostawała na tym samym poziomie, co można tłumaczyć mniejszym zapotrzebowaniem na moc i związanym z tym maskowaniem.

Kilka razy wykonałem przejścia prawo-lewo, używając dwóch kabli Sulka, i za każdym razem efekt się dokładnie powtarzał, a najlepszym dowodem wyższości brzmienia przy mocy skierowanej na lewą stronę była zdecydowanie większa chęć słuchania w tym ustawieniu. Z żyłą aktywną po prawej grało to ślicznie i misternie, ale poetyka i naturalizm wyraźnie topniały. Ta sama muzyka gdzieś mimo uszu zaczynała przechodzić i nie trafiała w struny duszy najbardziej na muzykę wrażliwe. Postaci wokalistów wyraźnie się alienowały, a całe granie mimowolnie traktowane było jako sztuczne i obce. Całkiem możliwe, że takie słodkawe i ciepławe śliczności ktoś mógłby woleć, ale mnie względem otwartego dźwięku o normalnym świetle i temperaturze odpowiadały zdecydowanie mniej. Grało to wprawdzie z tym zasilaniem po lewej w sposób bardziej stonowany kolorystycznie, bardziej nawet szary, jednak otwartość przepływu wraz z całościowym realizmem zgniatały tamte migotliwe kolorki na odsłuchowy placek. Ani trochę nie chciało się ich słuchać, mając do wyboru ten otwarty realizm.

A czym się może wyróżniać kabel zasilający poza jakością surowca, ktoś mógłby zapytać?

A czym się może wyróżniać kabel zasilający poza jakością surowca, ktoś mógłby zapytać?

Słowo teraz o obiecanym porównaniu do Crystal Cable. Ten tylko potwierdził cechy związane z orientacją żyły gorącej, oferując dźwięk lepszy gdy wetknięty w listwę Power Base z żyłą gorącą po lewej. Grał wówczas napędzany tak Accuphase lepiej niż z Sulek Audio z żyłą po prawej, natomiast względem „lewego” Sulka klasyfikacja lepiej-gorzej raczej nie do końca była adekwatna. Poziomy okazywały się zbliżone, lecz styl prezentacyjny odmienny. Ujmując rzecz w miarę zwięźle można powiedzieć, iż Crystal Cable dążył do zachowania niektórych cech charakterystycznych dla prawej żyły gorącej. Większy nacisk kładł na wyodrębnianie detali, dźwięki budował nieco drobniejsze a za to bardziej migotliwe, kontrast u niego był żywszy, a kolory z mocniejszą saturacją, na tło na pewno czarniejsze rzucane. Natomiast nie miał tej otwartości ani naturalnej swobody, jaką oferował lewy Sulek. Nie miał też całościowo takiej spójności ani tak mocno słuchacza nie wciągał. Bardziej też zaznaczał u dźwięków krawędzie a mniej je rozpościerał, pozostając tak w pół drogi między graniem otwartym i naturalnie stonowanym a kontrastowym i zamkniętym. Ciut był cieplejszy i ze śladem słodyczy w posmaku, a przede wszystkim z ciemniejszym tłem i mocniejszym na nim kontrastem. Nieznaczna zaznaczała się w tym sztuczność, wszakże nieznaczna na tyle, by nie przeszkadzać, a kiedy ktoś kontrast i ciemne tło preferuje, to jak najbardziej coś takiego byłoby do wzięcia. Sam jednak wybrałbym zdecydowanie naturalizm; zarówno ze względu chęć słuchania, jak i zawartą w dźwiękach muzyczną prawdę.

Na koniec tej części odsłuchów jedna uwaga. Otóż nie samą orientacją prawo-lewo kabel żyje. W kablu zasilającym dźwięk płynie w obie strony, toteż kiedy jest to kabel kierunkowy, powinien tak jak te Sulka mieć z góry określoną orientację. Samo jej obrócenie w gniazdku Shuko da wprawdzie  zgodność z życzeniem zwojów transformatora, ale puści prąd przeciwbieżnie do zakładanego kierunku w kablu, a to, jeżeli wierzyć w kierunkowość, musi skutkować degradacją. Sam w kierunkowość wierzę, bo solidnie ją testowałem, tak więc wynika z tego niezbicie, że mieć powinienem w systemie dwa lewe kable od Sulka (bądź kogoś innego, kto takie oferuje) oraz jeden prawy. Mam zresztą taki lewy od Harmonixa, lecz nie ten drogi w żółtym oplocie (który chwilowo wybył, ale ma wrócić), tylko ten średni w czarnym.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

13 komentarzy w “Recenzja: Sulek Audio – kable zasilające

  1. Tomasz pisze:

    Interesująca recenzja. Bardzo zachęca do eksperymentowania z kablami zasilajacymi. Jest to bardzo obrazowy sposób prezentacji walorów kabli zasilających Sulek. Po przeczytaniu tej recenzji pragnie się te kable posiadać. Dla mnie są to najlepsze kable jakie miałem. Do odkrycia ich bogactwa dźwiękowego potrzeba czasu. Potem jest tak jak z dobrym winem, że innego już nie chce się próbować, aby nie stracić, czy zapomnieć tego smaku. Aby tak było trzeba jednak najpierw spróbować, abym samemu się o tym przekonać. Ja już jestem przekonany i wiem, że Sulek bronić się będzie sam wobec bogatej i dobrze marketingowo rozpropagowanej konkurencji. Zachęcam tym bardziej, że to pomysł i produkt krajowy. (To tak patriotycznie)

  2. Piotr Ryka pisze:

    Największym problemem kabli Sulka jest nazwa i kraj pochodzenie. Cardas, Tara czy Fadel to jakoś brzmi, a Sulek?. Jak wspominam komuś w rozmowie, że to świetne kable, wówczas widzę w oczach rozmówcy niedowierzanie i niemal politowanie. Tak jakby w Polsce zrobienie dobrych kabli było niemożliwe, a nazwa Sulek jeszcze dodatkowo psuła dźwięk.Gdyby brzmiała Süssmayr albo Sugden, to co innego. Ale Sulek? Przenigdy.

    Sami siebie nie szanujemy, ot co.

  3. AAAFNRAA pisze:

    Panie Piotrze, ja bym aż tak radykalny nie był. Equilibrium i Albedo może i kojarzą się(nazwy) bardziej „zagranicznie” niż Sulek, ale są polskie i markę mają wyrobioną. Z tym, że one „wyglądają” a Sulek nie. No i są parę lat na rynku. Z tych tanich Melodika też ma się dobrze. Ale wszystkie w/w mają dystrybutorów, dostępność, reklamę… i recenzje, a Sulka chyba tylko Pan promuje 🙁

    1. Piotr Ryka pisze:

      Sulka promuję sam, bo tak sobie to Sulek wymyślił, że tylko u mnie. Przynajmniej początkowo, bo z czasem sięgnie pewnie po innych recenzentów. Ale to nie zmienia faktu, że kable są rewelacyjne.

    2. Maciej pisze:

      Jak autor powyższego postu uważam że nazwa SULEK jest bardzo dobra, jest oryginalna, prosta i łatwa do zapisania. Natomiast wygląd i wykończenie oraz jakość logo zniechęcają nawet to testów 🙁 Podobnie jak X-Bulk, sprzęt za grube pieniądze a logo w plastikowej tabliczce wyryte laserem – technologia emblematu jak z plastikowych pucharów dla młodzików. Przy produkcie za kilka tysięcy naprawdę warto dać taki emblemat w mosiądzu, polerowanej stali lub innym metalu ale zrobiony w sposób 'z klasą’.

      1. Maciej pisze:

        Niestety gumowa izolacja SULKA przypomina przewód od narzędzia budowlanego… Ja nie jestem w tej grupie ludzi, ale jeśli ktoś kupuje przewód za kilka tysięcy to na pewno reszta jego urządzeń musi również wyglądać luksusowo i kable nie powinny odstawać od tego standardu.

        1. Piotr Ryka pisze:

          Izolacja faktycznie jest przemysłowa, ale sprawa z izolacją okazuje się delikatniejsza niż by się mogło wydawać. A to z tego powodu, że izolacja wpływa na brzmienie. Tak więc dodanie ładnej izolacji, to nie tylko kwestia wyszukania elegancko prezentującego się oplotu, ale jeszcze takiego żeby nie popsuł dźwięku. Nie wiem co Sulek na to, bo nie pytałem, ale może zechce sam odpowiedzieć.

          Odnośnie logo i opakowania, to trzeba pamiętać, że firma stawia pierwsze kroki i ma ograniczone możliwości budżetowe. Skupia się na jakości brzmienia a nie oprawie teatralno-audiofilskiej; i to jest pewien zaznaczający się w świecie trend, prezentowany na przykład przez Schiita czy Tellurium Q. A że piękny wygląd i super opakowania robią na klientach wrażenie, to inna sprawa. Na pewno robią – taka jest ludzka natura. Tylko co komu po pięknym kablu w super pudełku, który w porównaniu do Sulka gra jak kupa? A łatwo takie wskazać.

          1. Maciej pisze:

            Mniemam, że bawełniany oplot będzie neutralny 🙂

          2. wpszoniak pisze:

            Panie Macieju,
            oploty kabli mają wpływ, oplot bawełniany również (sprawdzałem na interkonekcie) co opisuje w jednym z testów portal-
            http://www.hifi-advice.com/knowledge-base-MAIN.html

  4. sebna pisze:

    Są jeszcze zupełnie inne aspekty. Czysto praktyczne, jak odsprzedawalność, która obecnie raczej nie istnieje poza z ręki do ręki koledze, chyba że za przysłowiowe grosze to pewno ktoś by wziął w ciemno 🙂 Niestety ale jest to okrutna rzeczywistość początków powstawania marki a cena stawia w szranki z czołówką światową.

    Nie mniej jednak, życzę samych sukcesów firmie Sulek.

    Ale nie o tym chciałem pisać a o bańkach 😉 Ostatnio słuchałem głośników dokładnie takimi bańkami grającymi czy też raczej banieczkami i też to do mnie wcale nie przemawia. Brzmi to sztucznie i nienaturalnie dla mnie. Dokładnie tak jak opisujesz wiąże się to z podkręconym kontrastem i większym zarysowaniem konturów. Wydaje mi się, że w przypadku, którego ja słuchałem był to problem nie możności wygenerowania poprawnej skali przez głośniki a zarazem oferującymi dużą rozdzielczość przez co powstawał efekt bąbelków. Być może był to też cecha tych konkretnych głośników. Otwartość dźwięku i jego naturalne układanie się w przestrzeni również znacznie bardziej do mnie przemawia.

    Pozdrawiam

    1. Piotr Ryka pisze:

      No tak, audiofilizm to nie zapalenie płuc – stawianie baniek niewskazane 🙂

      1. sebna pisze:

        Patrząc na aktywność na polskich forach to znalazła by się pewno niemała grupka ludzi, która nie miała by nic przeciwko gdyby zakwalifikowano audiofilizmu jako chorobę. Wtedy mogła by już bez dalszych podchodów przystąpić do administrowania elektrowstrząsów audiofilom w potrzebie bo zgaduję, że to było by ich leczeniem z wyboru 😉

        1. Maciej pisze:

          Nieprawda. Bo audiofilizm jest pochodną zaburzeń kompulsyjno-obsesyjnych, które w prawie polskim są traktowane właśne jako zaburzenie a nie jako choroba. I np.: w są w sądownictwie zaburzenia nie są traktowane jako usprawiedliwienie wszelakich występków : )

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy