Recenzja: Sugden Masterclass HA-4

Sugden_Masterclass_HA_4_001_HiFi Philosophy   Kontynuujmy słuchawkowy rajd, stanowiący przeciwwagę dla faktu, że o słuchawkach i ich wzmacniaczach mało pisałem w relacji z Audio Show. Tam było mało, a teraz będzie dużo, bo już sporo się napisało, właśnie się pisze i jeszcze niejedno zostało do napisania. Świat słuchawek jest bowiem bogaty i z dnia na dzień bogatszy, ale teraz nie zajmiemy się jakąś sensacyjną nowinką, tylko czymś statecznym, klasycznym i od dawna wielce cenionym. Przy okazji pozostaniemy w świecie brytyjskiego audio, jako że zarówno opisywany niedawno konkurent Sugdena – wzmacniacz Trilogy 933 – jak i dopiero co trawiony gramofon Nottingham Interspace, z tego właśnie kręgu się wywodzą. Ani trochę tego nie planowałem, tylko samo tak wyszło, co dowodem, że brytyjskie audio, w odróżnieniu od brytyjskiego auta, ma się wciąż znakomicie. Z brytyjskiej motoryzacji pozostał jedynie show telewizyjny Top Gear oraz stajnia wyścigowa McLaren, a resztę wykupili głównie Hindusi, podczas gdy brytyjskich producentów aparatury muzyczno-odtwórczej jest multum, a pośród nich liczne marki o najwyższym prestiżu. Do takich właśnie zalicza się Sugden, którego wyroby od lat bardzo już wielu są szczególnie cenione.

Sugden to jeden spośród licznego w Anglii grona producentów niezwykle właśnie szanowanych, ale jednocześnie nie próbujący tego przekombinowywać w ekstremizm cenowy, tak by sława procentowała ogromnymi zyskami. Produkty Sugdena są renomowane i sławne, ale zarazem nie jakoś ekstremalnie drogie. Końcówka mocy, przedwzmacniacz i słuchawkowy wzmacniacz z najwyższej serii Masterclass liczone są wprawdzie w tysiącach funtów, ale tysiącach pojedynczych, a nie dziesiątkach czy setkach tysięcy. To niewątpliwie dla przeciętnego audiofila bardzo dobra nowina, a nie mniej cenny jest wkład myśli technicznej, za którego sprawą produkty Sugdena stały się tak sławne.

Inżynier Jim Sugden był pionierem budowy wzmacniaczy tranzystorowych najwyższej klasy. Po tym jak w latach 50-tych udało się wreszcie wyprodukować tranzystor, którego idea sięga jeszcze okresu przedwojennego, pojawiły się na początku lat 60-tych wzmacniacze tranzystorowe, tańsze wprawdzie i praktyczniejsze od lampowych, ale skażone silnymi zniekształceniami. Sygnał wejściowy wychodził z nich co prawda wzmocniony, ale w wysoce niezadowalającej postaci, obarczonej nieprzyjemną szorstkością dźwięku; odstręczającą od słuchania i silnie odbiegającą w mierze przyjemności odbioru od efektów pracy dominujących wówczas wzmacniaczy lampowych. Jako następstwo takiego obrotu sprawy już wówczas pojawił się pejoratywny epitet „tranzystorowe brzmienie”, a sama sytuacja stanowiła wyzwanie, bo przecież gdyby udało się sporządzić wzmacniacz tranzystorowy grający nie gorzej od lampowego, profity byłyby niewątpliwe. Wyzwanie podjęło wielu inżynierów, ale to właśnie Jim Sugden, prowadzący dotąd biznes w oparciu o produkcję wyposażenia laboratoryjnego, był pierwszym, który nie tylko skonstruował, ale też zdołał wprowadzić na rynek wzmacniacz tranzystorowy mogący konkurować z lampowymi, czyli taki w klasie A.

JAMES-EDWARD-SUGDEN

Jim Sugden

Wzmacniacze tego typu charakteryzują się analogiczną pod względem topologii architekturą do lampowych, a jedynie rolę lamp przejmują w nich odpowiedniej konstrukcji tranzystory. Na skutek tego grzeją się podobnie do lampowych, ale za to mocy potrafią oddawać o wiele więcej, zniekształcenia mają jeszcze niższe, a przy tym ceny też stosunkowo niewysokie i jeszcze do tego są bardziej długowieczne oraz niezawodne. Z tą długowiecznością to może przesada, jako że używane w nich tranzystory MOS-FET zużywają się równie szybko jak lampy, ale na pewno tak łatwo się nie tłuką i wyprodukować jest je o wiele łatwiej.

Pierwszy wzmacniacz tranzystorowy w klasie A wyprodukował Sugden w 1967 roku, a zwał się on Si402 i był czymś w rodzaju wersji próbnej, poprzedzającej o rok wprowadzenie modelu w pełni komercyjnego Sugden A21, pierwszego nowego typu tranzystorowego wzmacniacza marki J. E. Sugden & Co, który okazał się schodzić jak amunicja w przededniu wojny. Nie bez satysfakcji pozwolę sobie w tym miejscu napisać, że miał ten pierwszy wysokiej klasy wyrób Sugdena na froncie słuchawkowe gniazdo, zwiastujące nadejście w przyszłości czysto słuchawkowych tej marki wzmacniaczy.

Takim to właśnie wzmacniaczem zajmiemy się obecnie, jednym susem przeskakując nad liczącą bez mała półwiecze historią firmy.

Zanim powstał szczytowy model Mastercalass HA-4, Sugden zaliczył inny udany wzmacniacz słuchawkowy, uplasowany w jego szeroko znanej i wynoszonej w recenzjach na high-endowe poziomy tańszej i łatwiej dostępnej serii wyrobów, składających się na ekskluzywną miniwieżę, której częścią integralną, acz możliwą do solowego nabycia, był właśnie wzmacniacz słuchawkowy/przedwzmacniacz Sugden Bijou Headmaster. Rozważałem nawet kiedyś jego zakup, tak bardzo był chwalony, ale nie było gdzie posłuchać i do zakupu ostatecznie nie doszło. Z tym kupowaniem Sugdena to w ogóle miałem pecha, bo chciałem też kupić jego produkcji końcówkę mocy dla słuchawek AKG K1000, ale znów transakcja nie wypaliła, bo cena Crofta okazała się bardziej atrakcyjna. No i tak się ten Sugden przewijał jedynie w tle, jako sama nazwa, aż dopiero na ostatnim Audio Show pokazał się jako cały tor w sali Szemis Audio Konsultant, a tam zagrał tak dobrze, że zmusił do mobilizacji. Tak więc chwyciłem w dłoń najcięższy oręż recenzenta – telefon – i od słowa do słowa słuchawkowy Sugden zamienił się w przesyłkę, a z przesyłki w grające urządzenie.

Budowa

Sugden_Masterclass_HA_4_002_HiFi Philosophy

Brytyjskiej inwazji ciąg dalszy – Sugden Masterclass HA-4.

   Niektórzy twierdzą, że Sugden Masterclass HA-4 jest bezpośrednim sukcesorem tego wyjmowalnego z wieży Sugdena Bijou, ale sądząc po wyglądzie, gabarytach i zawartości technicznej nie mają racji. Masterclass HA-4 to urządzenie znacznie większe i cięższe, jak również solidniej nafaszerowane elektroniką. Faktem jest wszakże, że Bijou zniknął wraz z jego pojawieniem, a rzecz dokonała się na początku 2010 roku.

Sukcesor, następca, czy też po prostu nowa konstrukcja – zwał jak zwał, a samo urządzenie jest spore i sporo ważące. Szerokie na 25 centymetrów i jeszcze nawet głębsze, bo na 31, a ważące 4,5 kg. Kosztuje także niemało, bo ponad półtora tysiąca euro, i przede wszystkim szczyci się byciem wzmacniaczem w czystej klasie A – i to jeszcze na dodatek o najdalej pod tym względem sięgającym w przeszłość rodowodzie. Nie jest to przy tym sam słuchawkowy wzmacniacz, ale podobnie jak poprzednik także przedwzmacniacz, wyposażony nie tylko w parę wejść, lecz także parę wyjść RCA. Jak chodzi o wejścia jest nawet jeszcze lepiej, bo obok RCA są także symetryczne XLR-y, o których obecności i ewentualnym użyciu informuje osobna lampka na panelu przednim. Panel ów jest w całości z grubego aluminium o zaokrąglonych krawędziach, które to krągłości przenoszą się na krawędzie korpusu właściwego, wykonanego z grubej blachy. Mimo że to klasa A, korpus ten posiada tylko niewielkie otwory wentylacyjne, a urządzenie rozgrzewa się umiarkowanie; znacznie mniej od rywalizującego z nim Trylogy 933.

Aluminiowy fronton rozplanowany został według zasad symetrii, której osią jest centralnie umieszczone, duże i przyjemnie chodzące pokrętło potencjometru. Po jego bokach umieszczono niebieskie diody, informujące o aktywności prądowej całego układu i użyciu gniazd zbalansowanych, a po ich z kolei bokach, a więc jeszcze bliżej krawędzi, jest przełącznik wyboru wejść oraz pojedyncze, niesymetryczne słuchawkowe gniazdo.

Sugden_Masterclass_HA_4_014_HiFi Philosophy

Wizualnie brak tutaj wodotrysków, lecz nie można zarzucić braku klasy.

Znów mnie to nieco rozsierdziło, bo moda się jakaś irytująca zrobiła na te słuchawkowe wzmacniacze o wejściach symetrycznych a bez słuchawkowego gniazda symetrycznego. Któryś już raz mamy do czynienia z taką konstrukcją i ma człowiek ochotę powiedzieć – basta! Jak już robicie te symetryczne wejścia, to bądźcie konsekwentni i poprowadźcież tę symetrię do końca, a nie topcie jej gdzieś po drodze w elektronicznych trzewiach. No ale jest jak jest i na razie inaczej nie będzie. Gniazdo jest niesymetryczne i kto o symetrycznym marzy, będzie musiał poszukać innego wzmacniacza. Za to zawartość wewnętrzna odpowiada pozostałym oczekiwaniom, to znaczy jest w czystej klasie A bez sprzężenia zwrotnego i w oparciu o tranzystory MOS-FET. Zasila ją toroidalny transformator mocy 43 W, a cała konstrukcja, jak zapewnia producent, gwarantuje minimalną utratę informacji wejściowej i brak jakichkolwiek problemów ze wzmacnianiem. Gwarantuje to nie tylko sama rozwijana przez lata topologia, ale także użycie wyselekcjonowanych komponentów, złocone ścieżki sygnału i srebrne luty. A wszystko to dostajemy prosto z Yorkshire, hrabstwa w północno-wschodniej Anglii, będącego dawnym zagłębiem przemysłu włókienniczego, obecnie przekształconym w centrum przemysłu maszynowego. Dodajmy, że we wnętrzu HA-4 panuje wzorcowy porządek, a jedyne czego należałoby sobie życzyć ponad to co już jest, to prócz wspomnianego symetrycznego słuchawkowego gniazda lepsze obudowanie transformatora, tak żeby nikt się nie mógł czepiać, że coś zakłóca.

Urządzenie ma wysoką, wynoszącą 20 kΩ impedancję wejściową, co wraz z niewielką, wynoszącą zaledwie 1 Ω impedancją wyjściową, ma przyczyniać się do eliminacji zniekształceń. Oferowany maksymalny współczynnik wzmocnienia wynosi 16 dB, a separacja międzykanałowa lokuje się powyżej 90 dB. Pasmo przenoszenia to zakres 20 Hz – 30 kHz, przy gwarantowanym odstępie szumu od sygnału powyżej 95 dB.

Sugden_Masterclass_HA_4_004_HiFi Philosophy

Na froncie mamy zaś: selektor źródła wraz z diodą sygnalizacyjną, potencjometr, diodę Power oraz pojedyncze wyjście 6,3mm…

Producent nie podaje niestety mocy wyjściowej, ale musi być ona spora, nie stanowiąc problemu  nawet w przypadku tak zwanymi trudnych słuchawek, za wyjątkiem takich wymagających mocy grubo powyżej 1 W. Całość dostępna jest w wykończeniu srebrnym bądź czarnym – i chyba nadeszła pora, by jej posłuchać.

Odsłuch

Sugden_Masterclass_HA_4_012_HiFi Philosophy

Ale jak to pojedyncze? Przecież to podobno jest konstrukcja w pełni zbalansowana? Dziwne…

   Ci, co utrzymują z firmą Sugden bliższą zażyłość, donieśli na światowych forach, że przy konstruowaniu swoich słuchawkowych wzmacniaczy posługuje się ona jako referencją słuchawkami Grado, a w przypadku Sugdena Masterclass HA-4 były to Grado GS1000i. Nie dysponuję tymi słuchawkami od ręki, tak więc być może uda się je zdobyć w trakcie pisania, a na razie sprawdzimy jak spisuje się Sugden z tymi mniej dla siebie referencyjnymi.

Początek jak zwykle będzie przy komputerze, najczęstszej obecnie lokalizacji słuchawek, a wraz z tym do akcji musi wkroczyć przetwornik, czyli w naszym przypadku Mytek Manhattan i Phasemation HD-192A.

 

Z Mytekiem Manhattan

O Myteku napiszę niewiele, bo na rozpisywanie się przyjdzie czas w jego własnej recenzji, ale niejako awansem wspomnę, że jest to przetwornik nie tylko wielkogabarytowy, wielkości standardowego klocka, ale także wielkiego muzycznego ducha. Gra jak piorun, a słuchałem go na początek wraz z Sugdenem poprzez słuchawki Audeze LCD-XC, bo takiego zestawienia używa ostatnimi czasy Karol, ogromnie je sobie ceniąc. Dokooptowałem do tego towarzystwa Audeze LCD-3 i Sennheisery HD 800, by porównanie stanowiło jakiś przekrój, a nie samotny biały żagiel, co pośród morza w dal znika. No i do dzieła.

Kawał to w sumie był sprzętu, ale ceny dobrze pasujące, chociaż na pewno można Sugdena parować także z tańszymi przetwornikami. Manhattan z Sugdenem zostali w tym wypadku pieczołowicie zestrojeni doborem okablowania pod kątem odsłuchu LCD-XC, tak więc nie mogło zaskakiwać, że z tymi słuchawkami najbardziej było spektakularnie. Polegało to na trzech głównie cechach: najlepszej dynamice, najbardziej efektownym, połyskliwym dźwięku, a nade wszystko na najlepszej holografii.

Sugden_Masterclass_HA_4_016_HiFi Philosophy

No nic, zostawmy ten temat. Teraz podziwiamy tylny panel, a już za chwilę wnętrzności naszego Angielskiego pacjenta.

Z niejaką konsternacją zmuszony jestem napisać, że słuchawki te od czasu recenzji wyraźnie poprawiły brzmienie, wyrównując sposób grania i osadzając je na nieznacznie ale wyczuwalnie niższej tonacji. A to właśnie podniesiona tonacja była ich główną przywarą, tak więc musiała nastąpić poprawa. Wciąż jednak soprany wyjątkowo mocno ciągną do góry, co dzieje się teraz przy większej satysfakcji słuchającego. Tego rodzaju aktywność sopranowa przyczynia się bowiem do postrzegania całości jako bardziej realistycznej, a problemem jest wyłącznie znalezienie stanu równowagi pomiędzy nią a resztą pasma, tak by nie stało się zbyt krzykliwie. Na etapie recenzji krzykliwość ta nieznacznie jeszcze przeszkadzała, ale po kolejnych kilkuset godzinach grania jest już nieobecna i zastąpiona przez silny związek emocjonalny słuchającego z przekazem. Bardzo naprawdę spektakularnie te LCD-XC teraz wypadły, dając jednocześnie dość bliski pierwszy plan, wyjątkowo głęboką scenę, popis dynamiki, popis rozdzielczości i całościowo pięknie lśniący, strzelający sopranami i grzmiący basem obraz. Nie gorsza od dynamiki była szybkość, a całość trafiała najpierw do serca, a stamtąd prosto do kieszeni. I ani się obejrzysz, a jużeś portfel opróżnił. Nikogo nie namawiam, żeby była jasność, a już na pewno nie bez wcześniejszego odsłuchowego sprawdzenia, ale gdyby ktoś takie coś kupił, na pewno mógłby spraszać znajomych i się przed nimi chwalić.

Przy okazji jedna uwaga. Karol twierdzi, że choć to może tylko przypadkowa koincydencja, LCD-XC bardzo wyraźnie otworzyły holografię po uruchomieniu w Myteku próbkowania 384 kHz. Niezależnie jednak od samej genezy, holografia i wielkość sceny uległy od czasu recenzji diametralnej poprawie i stały się niewątpliwie lepsze nawet niż u HD 800, co naprawdę robi wrażenie. Dorzucę jeszcze uwagę zaczerpniętą od dystrybutora, według którego niektóre egzemplarza słuchawek Audeze grają świetnie prosto z pudełka, a inne wymagają wieluset godzin wygrzewania – i nikt nie ma pojęcia, dlaczego tak się dzieje.

Wzięte jako drugie do porównania Audeze LCD-3 zagrały niżej tonacyjnie, mniej połyskliwie i na mniejszej scenie o znacznie bliższym pierwszym planie. Trochę za matowo na tle zamkniętego poprzednika i bez tych opisanych w ich własnej recenzji wyjątkowych przymiotów; a więc całkiem na odwrót, bo przecież na etapie swojej LCD-XC grały wyraźnie gorzej, a one wyraźnie lepiej. Trzeba więc będzie nad nimi solidnie popracować, bo na przykładzie LCD-XC widać, że słuchawki Audeze potrzebują mnóstwa godzin wygrzewania. Może u innych nie, ale u mnie na pewno.

Sugden_Masterclass_HA_4_006_HiFi PhilosophySugden_Masterclass_HA_4_008_HiFi PhilosophySugden_Masterclass_HA_4_010_HiFi Philosophy

 

 

 

 

Mniej spektakularnie od LCD-XC wypadły też Sennheisery HD 800, choć u nich tonacja była najbardziej poprawna, a soprany także wydatne, aczkolwiek nie tak bardzo. Lepszą, a w każdym razie dużo bardziej widoczną miały akustykę, ale nie tej miary holografię, nie taki połysk, nie taką też dynamikę i nie aż tej miary drajw ani bezpośredniość. Kazały się słuchać z uznaniem, jednak bez aż takiego zaangażowania.

Odsłuch cd.

Z Phasemation HD-7A192

Sugden_Masterclass_HA_4_019_HiFi Philosophy

Już zaszyty Sugden został podłączony do odpowiedniej aparatury podtrzymującej audiofilskie uniesienia.

Przejdźmy od przystawki do jednego z dań głównych, to znaczy do odsłuchu z przetwornikiem Phasemation.

Zanim podłączyłem do niego Sugdena, posłuchałem przez chwilę wszystkich uczestniczących w teście słuchawek ze wzmacniaczem Trilogy 933. Nie traktowałem tego ze szczególną uwagą, bo porównania między wzmacniaczami postanowiłem odbyć przede wszystkim przy odtwarzaczu, ale wyrywkowy odsłuch pozwolił stwierdzić, że japoński przetwornik ma niższą tonację, prezentuje analogiczny poziom całościowy, a konkurencyjny angielski wzmacniacz okazał się w większym stopniu upodabniać do siebie słuchawki, które Sugden dopiero co w sąsiednim pokoju mocno poróżnicował. Z Trylogy wszystkie grały bardzo dźwięcznie i ze sporym połyskiem, chociaż LCD-XC wciąż były pod tym względem na pierwszym miejscu. Skłaniało to do stwierdzenia, że Trillogy jest bardziej uniwersalny w sensie różnej impedancji słuchawek, podczas gdy Sugden, strojony z użyciem niskoimpedancyjnych Grado, wydaje się preferować ten przedział oporności. Nie jest to wszakże całkiem jednoznaczne, bo choć z przetwornikiem Phasemation jedne i drugie Audeze podobały mi się z nim od HD 800 bardziej, to jednak z Mytekiem HD 800 wypadły lepiej od LCD-3; a przynajmniej lepiej od takich LCD-3, jakimi rozporządzałem, czyli na średnim etapie wygrzewania.

Zamieniwszy Trilogy na Sugdena zagłębiłem się w odsłuchy z maksymalną uwagą, licząc na zaskakujące odkrycia. Nic takiego jednak nie nastąpiło, a poza ogólnie niższą tonacją samego przetwornika jedyną godną odnotowania nowością była znacznie lepsza prezentacja w wykonaniu Audeze LCD-3. Te wyraźnie nabrały blasku, aczkolwiek na tle LCD-XC okazały się zdecydowanie bardziej uspokojone. Posłuchałem z You Tube Nany Mouskouri śpiewającej  klasyczne Plaisir d’amour – i na LCD-XC zdecydowanie więcej się działo, bo cała muzyka była żywiej pulsująca, a sopranowo podkręcony głos artystki wibrował każdą frazą, podczas gdy u LCD-3 był bliższy, niższy i spokojny.

Przechodzenie od jednych do drugich dawało silny odzew emocjonalny, gdyż w dużym stopniu odnosiło się wrażenie, jakby słuchać kogoś innego, a już na pewno innego nagrania. Spokojne i bliskie piękno LCD-3 przeistaczało się w nie aż może histeryczny, ale na pewno dużo bardziej rozbudzony emocjonalnie śpiew z LCD-XC, osadzony na zdecydowanie większej i oferującej popisową holografię scenie, przy zdecydowanie też większym udziale wysokich tonów. Wszystko wraz z tymi LCD-XC stawało się dalsze, a zarazem akustycznie i uczuciowo spotęgowane, a przez to dalece nieobojętne i z na całym obszarze wyczuwalną pulsacją. Z LCD-3 był to zwykły, kameralny śpiew, podczas gdy z LCD-XC prawdziwe pienia o wymiarze zgoła epickim.

Sugden_Masterclass_HA_4_017_HiFi Philosophy

A teraz posłuchajmy, jakie efekty przyniosła zaordynowana terapia.

W tym samym utworze Sennheisery HD 800 były zupełnie niemal pozbawione lśnienia, wręcz matowe, a na ich także dużej lecz obdarzonej wyraźnie skromniejszą holografią scenie rozgrywał się inny spektakl, bardziej uczuciowo niezaangażowany, któremu nie towarzyszyła ani bliskość LCD-3, ani podniosłość LCD-XC. Wcale to przy tym nie było jakieś lichsze – o, bynajmniej – a jedynie mniej angażujące i bardziej zobiektywizowane. Tak jakby oglądane poprzez emocjonalną szybę, choć równocześnie brzmieniowo bogate i akustycznie obfite. Poza tym co w jednych utworach okazało się mniej ekscytujące, w innych było właśnie godne uwagi. Sięgnąłem bowiem następnie po najcięższego rocka, tak tytułem kontrastu dla miłosnych uniesień – i tu pomnikowa obojętność HD 800 okazała się sprawdzać pierwszorzędnie, doskonale oddając zimne okrucieństwo, czego żadne uwikłane w pozytywną uczuciowość Audeze nie potrafiły tak dobrze przekazać. Lecz znów to nie znaczy, że słuchawki planarne wypadły poniżej oczekiwań, a jedynie że do dziczyzny potrzebny jest nóż, a do deseru łyżeczka. Słodycz miłości wymaga innych narzędzi narracyjnych niż wściekła furia, co wcale nie przesądza o porażce Audeze, tylko uświadamia, że oddawały rockowe klimaty w innych temperaturach emocjonalnych. Mniej zimnych, groźnych i wyzutych z człowieczeństwa, a w to miejsce cieplejszych i mniej odstręczających. LCD-XC ciągle epatowały przy tym rozedrganym medium i holografią, a LCD-3 stawiały na bezpośredniość i masywność.

Wszystkie słuchawki operowały przy tym potężnym basem, bo trzeba tu wyraźnie podkreślić, że wzmacniacz Sugdena daje słuchawkom masę basu i jest pod tym względem naprawdę wybitny. Przy nieodpowiednim interkonekcie potrafi być tego basu aż za dużo, tak więc obchodzić się z nim trzeba umiejętnie. Ale najważniejsze że jest, bo prawdziwa bieda robi się wtedy, kiedy go nie ma.

Na koniec sesji z Phasemation puściłem wielką symfonikę. I znów górą okazały się być LCD-XC, co raczej nie mogło po poprzednich doświadczeniach zaskakiwać. Tych samych utworów symfonicznych słuchałem uprzednio z Mytekiem i wówczas ich prezentacja była zbyt podniesiona tonacyjnie, co nieco psuło zabawę. Bardzo nieznacznie wszakże, tak więc wielka scena wraz z dominującą holografią i tak brała górę nad konkurencją, pozostawał jednak minimalny niedosyt; poczucie, że mogłoby być jeszcze lepiej. Z Phasemation już tego nie było, choć równocześnie dźwiękowy obraz nie był z tym przetwornikiem aż tak dynamiczny. Nad wszystkim górowała jednak ciągle wspaniała holografia i imponująco dźwięczne, wspaniale podane soprany.

Sugden_Masterclass_HA_4_015_HiFi Philosophy

Współtowarzyszyć nam będzie w tych badaniach inny kuracjusz redakcji HiFi Philosophy – Trilogy 933.

Niewątpliwie ożywiały one orkiestrę, dodając blasku smyczkom i dźwięczności instrumentom dętym. LCD-3 też miały wprawdzie dużo blasku, ale soprany bardziej przytulone do średnicy i mniejszą scenę prawie bez holografii, a Sennheisery niższą tonację i też mniej holografii, a za to więcej akustyki. One z kolei najbardziej precyzyjne były tonacyjnie z Mytekiem, a tu ciut za niskie i poprzez to trochę mniej ekscytujące, zwłaszcza że sopranów także oferowały mniej nieco, chociaż większą dawkę od LCD-3.

Odsłuch cd.

Z Accuphase DP-700

Sugden_Masterclass_HA_4_007_HiFi Philosophy

Na pierwszy ogień idą Grado GS1000 po liftingu.

Pora zwieńczyć to wszystko odtwarzaczowym finałem. Finałem na dodatek w postaci biegu z przeszkodami, jakimi będą porównania do innych wzmacniaczy. A nie dość że porównania, to jeszcze niesprawiedliwe. Bo właśnie postanowiłem być niesprawiedliwy. Niesprawiedliwość wynika przeważnie z chciwości, ale ta tutaj będzie następstwem lenistwa, które także jest grzechem śmiertelnym. Lenistwa w przepinaniu wzmacniaczy. Na usprawiedliwienie mam to tylko, że wynikała także z ciekawości, jak również z uwarunkowań technicznych. A sama niesprawiedliwość to oczywiście ceny, w przypadku porównywanych wzmacniaczy o wiele wyższe.

Wspomniane uwarunkowania to z kolei fakt, że nie ma poza Arcamem drugiego odtwarzacza CD o dwóch parach wyjść RCA, tak więc bezpośrednie porównywanie po tych złączach jest możliwe wyłącznie w jego przypadku. A ja w inne porównania niż bezpośrednie nie wierzę. Dają one oczywiście pewną wiedzę, ale mogą być także bardzo zwodnicze. Tak więc trzeba było jeden wzmacniacz podpinać do gniazd RCA, a drugi do XLR, i tym drugim był Sugden, a pierwszym zaraz na początek już podpięty odtwarzaczowi Twin-Head, który jest szczególnie niesprawiedliwy, bo prawie trzy razy droższy. Ale miało to tutaj inny nieco niż zazwyczaj wymiar, bo zaczynaliśmy wszak od tego, że wzmacniacze tranzystorowe w klasie A miały stanowić godną alternatywę dla lampowych i wyprzeć je z rynku brzmieniem równie dobrym, a łatwiejszym do wytworzenia i właśnie tańszym. Tak więc fakt, że Sugden kosztuje dwa i pół raza mniej od całkowicie przebudowanego i uzbrojonego w najwyższej klasy lampy Twin-Heada nie mógł być zasadniczym usprawiedliwieniem, aczkolwiek jakimś był niewątpliwie, no bo w końcu co siedem tysięcy, to nie osiemnaście.

Przejechałem w ramach tej cenowej niesprawiedliwości i tranzystorowych pogróżek przez cztery pary słuchawek, gdyż w międzyczasie udało się pozyskać także owe bardzo upragnione dla Sugdena Grado GS1000, choć takie nie do końca miarodajne, bo z kablem ALO Audio a nie normalnym, a z takim grają one trochę jaśniej i bardziej ofensywnie.

Pierwsza rzecz niewątpliwa, jaką udało się usłyszeć, to fakt, że do Sugdena rzeczywiście bardziej okazały się pasować słuchawki o niższej impedancji, a do Twin-Heada o wyższej, skutkiem czego z nim najlepiej grały Sennheisery HD 800, a z Sugdenem…

Sugden_Masterclass_HA_4_009_HiFi Philosophy

I choć sam Sagden został stworzony do kooperacji z tymi amerykańskimi nausznikami, to nie z nimi wypadł on najlepiej.

No właśnie. Z Sugdenem najlepiej wcale nie grały Grado GS1000, choć niewątpliwie grały one z nim nieco lepiej niż flagowe Sennheisery; dźwiękiem nieco głębszym i o ładniejszym wykończeniu. Ale najlepiej grały znów Audeze LCD-XC, aczkolwiek ta ich lepszość miała pewne, nie całkiem jednoznaczne uwarunkowania. Bo z jednej strony dźwięki fortepianu nie były u nich tak wypełnione i tak naturalnie dźwięczne jak u HD 800, czy w ogóle u wszystkich pozostałych. Ale z drugiej górowały bardzo wyraźnie budową sceny i całościową spektakularnością. Sugden i LCD-XC bardzo do siebie pasują, a efektem tego jest piękne ukazanie perspektywy scenicznej i prawdziwy popis holografii. Zamknięte Audeze nie dość że cały czas poprawiają brzmienie, to są to jeszcze słuchawki w których dzieje się wyjątkowo dużo. Bardzo podekscytowane, bardzo szczegółowe i na te szczegóły kładące nacisk, a do tego właśnie holograficzne. Efekt? Wraz z nimi wchodzimy w przypadku Sugdena w inny świat. Z nie tak precyzyjnie kreślonymi samymi dźwiękami jak u LCD-3, ale bardziej spektakularny, ożywiony, wibrujący muzyką. Mówiąc krótko – ciekawszy.

To jest trochę podobne do przejścia od zdjęcia do materiału filmowego. Nie aż do tego stopnia, ale w tym duchu. Bez tak starannie odmalowanych i uchwytnych w swej statyczności pierwszoplanowych zdjęciowych postaci oraz stanowiących ich statyczne tło zdarzeń za nimi, tylko w całościowym ożywieniu i w pełnym trójwymiarze. Tak w stylu obrazu na trójwymiarowym telewizorze, tyle że bez jego ułomności. A wówczas pojawia się efekt: – Ach! – bo oto zostaliśmy uraczeni czymś niezwykłym.

Tak właśnie grają Audeze LCD-XC ze wzmacniaczem Sugdena: nie całkiem idealnie jak chodzi o technikę obrazowania samych dźwięków, ale za to z fantastycznie trójwymiarową sceną. Scena taka nie jest wprawdzie własnością jedynie tego duetu, a wyrażając się ściślej, przynależy w większym stopniu samym tym słuchawkom, niemniej Sugden potrafił wydobywać tę ich cechę bardziej niż Twin-Head, wydatnie nadrabiając poprzez to pewne niedociągnięcia pozostałych brzmieniowych parametrów.

Przechodząc od wzmacniacza do wzmacniacza wrażenie było takie, że Twin-Head miał bliższy pierwszy plan, na niego kładł większy nacisk i operował na nim staranniej zobrazowanymi dźwiękami, a Sugden pierwszy plan lokował dalej, a za nim roztaczała się piękna muzyczna rozgrywka na wielu planach kolejnych, bardzo wyraźnie odseparowanych i dających poczucie większej niezwykłości.

Sugden_Masterclass_HA_4_013_HiFi Philosophy

Podobnie sprawy się miały z Sennheiserami HD 800. Choć wbrew wstępnym obawom, było to granie na bardzo wysokim poziomie.

W tym miejscu muszę wspomnieć o jednej rzeczy. Otóż Sugden początkowo był podłączony do Accuphase kablem XLR Acoustic Zen Silver Reference, który niespecjalnie mu służył, dając efekt podostrzonych sopranów i nieco za wysoko postawionej tonacyjnie średnicy. Na drugim etapie porównań, czyli w odniesieniu do wzmacniacza Trilogy, zastąpiłem tego Silvera dającym lepsze efekty Tellurium Q Black Diamond, co do którego zachodziła początkowo obawa, że wraz z Accuphase ciął będzie soprany, co się zupełnie nie potwierdziło. Do porównań z Twin-Head już jednak nie wróciłem, bo czekanie na ponowną gotowość do pracy lamp było zbyt nużącą perspektywą, a poza tym sprawa i tak była oczywista.

Odsłuch cd.

Sugden_Masterclass_HA_4_005_HiFi Philosophy

Na których więc słuchawkach wywarł największe wrażenie HA-4?

   Wracając do porównań wcześniejszych, tych z Twin-Head. Lepiej, bo niżej i bliżej obiektywnej prawdy, a także przyjemniej dla ucha lokował on średni zakres pasma, jak również w sposób doskonalszy opowiadał same dźwięki. To nie była duża różnica, ale natychmiast wyczuwalna. Można to ująć w dwóch słowach: grał piękniej. Żadna nowina. Odkąd posiada lampy 45 Emission Labs i całą plejadę najwyższej klasy dawnych marek do towarzystwa, nie słyszałem wzmacniacza grającego piękniej. Słyszałem za to potrafiące grać dynamiczniej, a ten tu Sugden potrafił także grać bardziej trójwymiarowo ze słuchawkami Audeze LCD-3. Tylko z nimi, ale cóż z tego? Ktoś będzie dwóch par naraz słuchał? W przypadku wszystkich pozostałych Sugden zostawał z tyłu, chociaż nie jakoś bardzo. Jednakże elegancja dźwięku, bogactwo i prawidłowe uchwycenie sopranów, a także związanie zakresów i kolorystykę; czyli mówiąc krótko, to wszystko, co składa się na odbiór samego dźwięku, miał Twin-Head lepsze. Lepiej siedział w paśmie i staranniej malował dźwięki. Okazuje się wobec tego, że jednak nie tak łatwo tranzystorom gonić lampy, a już zwłaszcza kiedy tymi lampami są królewskie triody 45ʼ, a używający ich wzmacniacz posiłkuje się interkonektem Crystal Cable Absolute Dream. Bo właśnie zapomniałem napisać, że ten kabel był w użyciu, a jest on jednym z tych bardzo nielicznych, które dają wyraźną przewagę. Porównywałem go łeb w łeb z Tarą The Zero Edge, która ma wąsy, dodatkowe magiczne pudełka i otacza ją nimb niesamowitości oraz recenzyjnych kwików zachwytu, no i spuścił jej w tym porównaniu okrutne lanie, że nawet nie było co zbierać. Oczywiście jest dużo droższy, abstrakcyjnie wręcz drogi, ale różnica i tak była zaskakująca. To kabel-referencja, bez dwóch zadań, aczkolwiek nie umuzycznia i nie upiększa, tylko pokazuje jak jest. Za to tak, że inni muszą wyjść na świeże powietrze, żeby ochłonąć. Miał więc Twin-Head i tę jeszcze przewagę, nie omieszkując jej wykorzystać. I miał ją także kolejny z przymierzanych – Trilogy 933.

Ten jest z kolei niewiele mniej niż dwa razy droższy, także tranzystorowy i także brytyjski. Do niego, jak mówiłem, był nasz Sugden przymierzany przy użyciu interkonektu XLR od Tellurium, który obniżył tonację, sprowadzając średni zakres na obszar przyjemniej odbieranego brzmienia, a jeszcze do tego pozwolił lepiej kontrolować soprany, które poprzednio nieco były za szorstkie, a w przypadku Audeze LCD-XC także za bardzo wyrywające się ku górze, tak na hura i właśnie bez kontroli, tylko w porywczym pędzie i trochę bez butów. Owe boso gnające soprany kabel Tellurium nieźle obuł, chociaż nie aż tak eleganckim obuwiem jak Twin-Head, ale także markowym. Zrobiło się kulturalnie i spokojniej. I właśnie na kategorii spokojny-niespokojny najbardziej opierała się różnica pomiędzy brytyjskimi wzmacniaczami.

Sugden_Masterclass_HA_4_020_HiFi Philosophy

Na Audeze LCD-XC, które w parze z brytyjskim tranzystorem odkryły nowe horyzonty swoich możliwości.

To nie jest łatwe do opisania, to znaczy napisać dużo słów jest bardzo łatwo, ale trudno dobrać takie, żeby czytelnik bez słuchania wiedział o co recenzentowi chodzi. A chodzi o to, że w przypadku Sennheiserów HD 800, Audeze LCD-3 i nawet Grado GS1000 na wzmacniaczu Trilogy działo się więcej. Tam z tyłu, za pierwszym planem, bardziej kłębiło się życie, a i na samym pierwszym dźwięk bardziej był ożywiony i niespokojny. Mikrodetale bardziej się stawały widoczne, stanowiąc coś w rodzaju drugiej linii melodycznej, autonomicznego, na obrzeżach głównego nurtu muzycznego toczącego się życia. I nie chodzi o szczegółowość, o istnienie bądź nie pojedynczego szczegółu, bo w tej mierze było podobnie, tylko o coś jakby stopień podniecania się dźwięków, które u Sugdena były spokojniejsze i bardziej stateczne, a u Trilogy rozwydrzone niczym rozbiegana dzieciarnia. Dawało to inny odbiór i nie będę ukrywał, że ten od Trilogy odpowiadał mi bardziej, a to jeszcze tym mocniej, że wzmacniacz ten także poczynił postępy od czasu swojej recenzji, bo sam go przy komputerze używam, gdzie się rewelacyjnie sprawdza, a przy okazji dalszej nabiera ogłady. W efekcie pod względem elegancji budowania dźwięków też był minimalnie przed Sugdenem, podobnie jak Twin-Head dając ciekawszą średnicę i lepiej kontrolowane soprany, którym zaaplikowany Sugdenowi kabel Tellurium nie pomógł aż tak bardzo, by się przed Trilogy z Crystal Cable mógł wysforować. Ale to wszystko do czasu – do czasu słuchawek Audeze LCD-XC. One to niewątpliwie woda na młyn muzyczny Sugdena, bo same w sobie są tak żywe, że z Trilogy już zanadto było tej swawoli i zrobił się z tego bałagan, a z Sugdenem, którego dźwięki były masywniejsze (nieznacznie) i spokojniejsze (wyraźnie), dawało to ponownie znakomity całościowo efekt.

Nie chcę by czytelnik odniósł wrażenie, że tymi słuchawkami chcę ratować recenzowany wzmacniacz, bo zupełnie nie o to chodzi. Żadnego nie potrzebuje on ratunku. Już choćby tylko dlatego, że z odtwarzaczem Accuphase wypadł wprawdzie od dwa razy niemal droższego Trilogy (zliczając wypadkową czterech par słuchawek) minimalnie słabiej, ale już przy przetworniku Mytek Manhattan – gdzie jeszcze przed pisaniem recenzji go z Trilogy porównywałem – to sobie powetował, jako że ten Mytek bardzo jest żwawy i pobudzony sam z siebie, a po kablach XLR gra lepiej. W efekcie z nim Sugden od Trilogy wypadał korzystniej, zwłaszcza że w tej lokalizacji basu oferował o wiele więcej. Ale to znowuż nie tylko z uwagi na samego Myteka, ale także właśnie okablowanie. Tam bowiem grał po kablach XLR Acoustic Zen Reference Cooper, które taką dziwną posiadają przypadłość, że o wiele lepsze są w wersji symetrycznej, a jeszcze do tego tym lepsze, im krótsze.

Sugden_Masterclass_HA_4_018_HiFi Philosophy

Co by jednak nie było, stan pacjenta należy uznać za iście imponujący i odesłać go do domu. Może Twojego, drogi czytelniku?

Zwykle bywa na odwrót i interkonekty półtorametrowe spisują się lepiej od metrowych, a metrowe od półmetrowych, a z tymi Acoustic Zen jest akurat odwrotnie, tak więc użyte wówczas 60-centymetrowe były szczególnie dobre. A ponieważ słuchany wówczas Trilogy nie posiłkował się Crystal Cable Absolute Dream, tylko Tarą Air1, więc Sugden okazał się co najmniej równorzędnym przeciwnikiem, posadowionym na większych dźwiękach i potężniejszym basie. Poza tym porównywałem go także ze wzmacniaczem Divaldi przy przetworniku Phasemation – i tam z kolei miał tego samego rodzaju przewagę, jaką Twin-Head miał nad nim przy Accuphase: budował piękniejsze dźwięki w oparciu o bogatszą harmonię.

Podsumowanie

Sugden_Masterclass_HA_4_011_HiFi Philosophy   Trochę skomplikowanie się to wszystko napisało, ale powiedzmy najzwięźlej: Sugden góruje jakością nad wzmacniaczami tańszymi od siebie, na pewno nie ustępuje kosztującym podobnie, a potrafi także w niektórych konfiguracjach przegonić o wiele droższe, choć nie można powiedzieć, by często mu się to udawało.

Natomiast o źródłowej dla tego tekstu obietnicy dorównania wzmacniaczom lampowym w mierze brzmieniowego piękna przez wzmacniacze tranzystorowe klasy A nie da się stwierdzić, iż się powiodła do końca. Wiele wylano atramentu na kanwie tej problematyki, lecz nie widzę potrzeby osuszania akurat w tym miejscu kolejnych kałamarzy, ponieważ i bez tego recenzja zrobiła się długa, a wystarczy samo stwierdzenie, że tak jest po prostu. Lampy mają swój czar – czar głębi i brzmieniowego bogactwa – bardzo trudny do skopiowania w domenie tranzystorowej. Najwidoczniej tajemniczy oscylator cyklu granicznego Balthasara van der Pola ma swoje matematyczne sekrety, których magia tranzystorowa, odkryta za sprawą sufitowego wentylatora, nie potrafi powtórzyć. Ale to są różnice śladowe, w odpowiednio zestrojonym torze całkowicie do pominięcia, o ile tylko inne parametry zostaną odpowiednio wzmożone. A Sugden grał z Mytekiem i słuchawkami Audeze LCD-XC tak porywająco, że ani by przyszło komuś do głowy narzekać na elegancję brzmienia. Tryskał dynamiką, częstując przy okazji basem wielkości parowozu, a w rezultacie całościowy spektakl należał do takich, o których musi się powiedzieć, że był wyjątkowy. Tego rodzaju wyjątkowość nie jest sprawą wtórnych analiz, bo choć mogą być pomocne i różne rzeczy tłumaczyć, to jednak najważniejsza jest natychmiastowa odpowiedź emocjonalna słuchacza; pojawiające się momentalne odczucie, że coś gra niesamowicie. Takie granie najwyższego poziomu może mieć różne podstawy, a w odniesieniu do grającej tu trójki opierało się na dynamice, żywiołowości i holografii. Ten muzyczny świat tryskał energią i dział się na wielkiej, wyjątkowo trójwymiarowej scenie. Reszta jest czystą przyjemnością, na którą sporo trzeba wyłożyć, ale jak na audiofilskie realia nie jakoś ekstremalnie.

 

W punktach:

Zalety

  • Lampowy styl tranzystorowego wzmacniacza.
  • Duży, bogaty, dobrze wypełniony dźwięk.
  • Popisowy bas.
  • Siła spokoju.
  • Tendencja do budowania dużej sceny.
  • Przy odpowiednim sygnale znakomicie dynamiczny.
  • Nie spowalnia przekazu, a potrafi nadążyć nawet za bardzo szybkim źródłem.
  • Doskonały jak na tranzystor koloryt, zdolny dorównywać lampom.
  • Elegancja wzornicza.
  • Efektowny wygląd.
  • Staranne wykonanie.
  • Wejścia symetryczne i niesymetryczne.
  • Funkcja przedwzmacniacza.
  • Czysta klasa A.
  • Mimo to niespecjalnie się grzeje.
  • Bardzo precyzyjnie skalujący potencjometr.
  • Rozsądnie skalkulowany stosunek jakości do ceny.
  • Renoma producenta.
  • Made in England.
  • Polski dystrybutor.

 

Wady i zastrzeżenia

  • Woli słuchawki o niższej impedancji, co akurat działa na korzyść, bo takich jest o wiele więcej. (Jednak z HD 800 radził sobie bardzo dobrze.)
  • Potrzebuje dynamicznego, żywiołowego źródła.
  • Pomimo symetrycznej konstrukcji brak symetrycznego gniazda słuchawek.
  • Nie do końca spełniona obietnica dorównania elegancją brzmieniową wzmacniaczom lampowym, chociaż tylko w odniesieniu do tych najlepszych.

 Sprzęt do testu dostarczyła firma:

W_Szemis-logo-black

 

 

 

 

Strona producenta:

 

 

 

Dane techniczne:

  • Pasmo przenoszenia: 20 Hz -30 kHz (- 0,5 dB).
  • Impedancja wejściowa: 20 kΩ.
  • Impedancja wyjściowa: 1 Ω.
  • Stosunek szumu do sygnału: powyżej 95 dB.
  • Separacja kanałów: powyżej 90 dB.
  • Współczynnik wzmocnienia: 16 dB.
  • Wejścia: 1 x XLR; 1 x RCA.
  • Wyjścia: 1 x RCA.
  • Gniazdo słuchawkowe: 1 x 6,3 mm.
  • Wymiary: 250 x 310 x 80 mm.
  • Waga 4,5 kg.
  • Cena: 7800 PLN.

 

System:

  • Źródła: PC, Accuphase DP-700.
  • Przetworniki: Mytek Manhattan, Phasemation HD-7A192.
  • Wzmacniacze słuchawkowe: ASL Twin-Head Mark III, Divaldi AMP-01, Sugden Masterclass HA-4, Trilogy 933.
  • Słuchawki: Audeze LCD-3, Audeze LCD-XC, Grado GS1000 (kabel ALO Audio), Sennheiser HD 800 (kabel FAW Noir Hybrid).
  • Interkonekty RCA: Crystal Cable Absolute Dream, Entreq Discover, TaraLabs Air1.
  • Interkonekty XLR: Acoustic Zen Absolute Cooper, Acoustic Zen Silver Reference, Tellurium Q Black Diamond.
  • Kondycjonery: Entreq Powerus Gemini, Isol-8 MiniSub Axis.
Pokaż artykuł z podziałem na strony

62 komentarzy w “Recenzja: Sugden Masterclass HA-4

  1. Adam pisze:

    Mam pytanko. Czy jest szansa, by zrecenzował Pan najnowszy wzmacniacz słuchawkowy Marantza HD-DAC1? Pozdrawiam. Adam

    1. Piotr Ryka pisze:

      Szansa wydaje się spora, aczkolwiek proszę o niego już od miesiąca i ciągle nie może przyjechać. Ale podobno po Nowym Roku, to już na pewno. Zobaczymy.

      1. gość44 pisze:

        no nareszcie coś dla zwykłych ludzi 🙂

        1. Lukas pisze:

          Niestety HD-DAC1 jest lepszy jako przetwornik po USB zwłaszcza niż jako wzmacniacz słuchawkowy. Wyjście słuchawkowe jest dość jasne, bardzo dynamiczne i szybkie ale trochę za mało nasycone. Można próbować ciemniej grające słuchawki. Jako przetwornik jak dostarczymy dobry sygnał USB gra wyśmienicie.

  2. Mariusz H. pisze:

    Ktos usunął mój ekskluzywny komentarz…

    1. Piotr Ryka pisze:

      Bardzo przepraszam, ale najwidoczniej nie wyłapałem go w zalewie wielotysięcznego na dobę spamu. Proszę powiedzieć o której mniej więcej godzinie i jakiego dnia został napisany, to go odszukam i przywrócę.

  3. Sylwek pisze:

    A ja mam pytanie dotyczące Grado GS, które pojawiły się przy okazji testu. Póki można je jeszcze kupić – czy dalej uważa je Pan za metafizyczne słuchawki jak to wynika z zamieszczonej na łamach hifiphilosophy recenzji modelu GS1000i, czy też, z upływem wody i Wiśle, opadem emocji, dłuższym ich odsłuchu i pojawieniem się na rynku licznych konkurentów za słuchawki mające owszem swoje zalety (i wady), ale w sumie nieróżniące się jakoś bardzo od zalet i wad innych nauszników?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Zdania nie zmieniłem. To jedne z najbardziej metafizycznych słuchawek jakich słuchałem, co jednak nie dotyczy najnowszego wcielenia GS1000e. Przeżyłem z nimi niezapomniane chwile. Dobór odpowiedniego wzmacniacza nie jest łatwy, ale nagroda warta poświęcenia.

      1. Sylwek pisze:

        A jakiego wzmacniacza wymagają GS-1000i? Chciałem zapytać o ogólne cechy/charakter i ewentualnie jakieś przykłady połączeń, które uznał Pan za udane. Jeśli można, chciałem też zwrócić się z pytaniem czy te Grado faktycznie wymagają „takowego” wzmacniacza, bo raczej przeważają opinie, że Grado, a w tym model GS-1000, PS-1000 czy RS-1 nie są słuchawkami trudnymi do wysterowania. Pytam o to wszystko, bo mam w pamięci Pana recenzje modelu GS-1000i (wcześniejsza z trójboju na szczycie), a także innych jak PS-1000 czy RS-1 i można powiedzieć, że jest Pan fanem tej marki (umiarkowanym oczywiście) i nie wiem czy zdecydować się na zakup tych GS-1000i, bo nie ma ich już w Polsce za wiele ze względu na nową serię E czy też darować je sobie jako słuchawki ekstremalne i pójść w bezpieczniejszy wybór jak HD800 czy AKG812.

        1. Sylwek pisze:

          Ewentualnie, które słuchaweki oferowałyby podobne emocje?

        2. Piotr Ryka pisze:

          Znalezienie dobrego wzmacniacza dla GS1000 nie polega na szczęście na wysupłaniu kupy pieniędzy. Już niedrogi Black Pearl będzie bardzo dobry. Ale Cary SLI-80 oczywiście lepszy.

          Co do magii tych Grado, to polega przede wszystkim na przestrzenności, ale także na znakomitej umiejętności oddawania natury ludzkich głosów i bardzo szeroko zakreślonym paśmie, z potężnym basem i bardzo wysoko strzelającymi sopranami. Podobnie ogromną przestrzeń potrafią budować także inne słuchawki, ale są one dużo droższe. Poza tym różnią się klimatem, tak więc GS1000 powtórzyć się nie da. Jednak wiele osób lubi inne słuchawki, co dowodem, że ich magia nie na wszystkich działa.

          HD 800 też dają wielką przestrzeń, ale styl mają inny, bardziej powszedni. Chyba najbardziej podobne są Audeze LCD-XC, chociaż też oczywiście odmienne.

  4. Maciej pisze:

    Alps Rk27 w urządzeniu za takie pieniądze to trochę mezalians.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Na pierwszy rzut oka faktycznie. Ale rozmawiałem z konstruktorem Divaldiego i uświadomił mi, że w przypadku potencjometrów ważniejsze jest selekcjonowanie niż model. Wysokie modele potrafiły zupełnie nie trzymać parametrów, a wyselekcjonowane niższych spisywały się bez zarzutu. Sugden na pewno to wie i dlatego przede wszystkim podkreśla, że selekcjonuje podzespoły. To dobra szkoła, prezentowana między innymi przez Accuphase.

  5. gabler pisze:

    Panie Piotrze a kiedy pojawi się jakaś recenzja produktów AudioGd ,coś kiedyś Pan o tym wspominał,naprawdę zacne produkty.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Pojawi się niebawem, bo jeden produkt jest już na miejscu i się wygrzewa. Przyjechał w stanie kompletnie surowym, tak więc musi sobie jeszcze pograć, ale w ciągu jakichś dwóch tygodni recenzja powinna być.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Tak, niewątpliwie. Wygląda na to, że inni nie chcą być gorsi od KingSound i też zrobią słuchawki elektrostatyczne. Ciekawe, kto się jeszcze przyłączy.

      1. Wiktor pisze:

        Czy aby na pewno HE-1000 będą elektrostatami?

        1. Piotr Ryka pisze:

          Tego nie wiem. Wczoraj pisali, że elektrostatyczne, ale nic oficjalnego na razie chyba nie podano.

          1. Piotr Ryka pisze:

            Ale sądząc po nazwie powinny być ortodynamiczne.

          2. Piotr Ryka pisze:

            Na pewno są ortodynamiczne. Widać to po wtykach we wzmacniaczu.

    1. Marcin pisze:

      Pan Bian ma w swoim dorobku HE Audio Jade, więc można to rozpatrywać również jako powrót do korzeni.
      Swoja drogą, w Polsce jest dystrybutor (nie chce podawać nazwy czy strony, żeby nie robić darmowej reklamy), który oferuje bardzo ciekawy włoski dac Aqua hifi La Scala. Możne udałoby się go pozyskać na testy.

      1. Piotr Ryka pisze:

        To ja bym jednak poprosił o nazwę tego dystrybutora.

          1. Piotr Ryka pisze:

            A, to starzy znajomi. Faktycznie, mieli te przetworniki na Audio Show. Zapytam.

  6. Pan Jaroslaw pisze:

    Hmmm…

    1. Piotr Ryka pisze:

      ???

  7. Adam pisze:

    Panie Piotrze, życząc wszystkiego najlepszego w Nowym Roku, mam do Pana pytanie. Czy posiada Pan słuchawki Audeze LCD-3 (bądź przynajmniej inne Audeze) i byłaby możliwość, żeby przetestował Pan jak spisują się w połączeniu z tym najnowszym wzmacniaczem słuchawkowym Marantza? Dla mnie to bardzo ważne, gdyż zastanawiam się nad taką konfiguracją w przyszłości.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Mam LCD-3 oraz LCD-XC, ale nie mam wzmacniacza Marantza, choć podobno niedługo przyjedzie. Oczywiście jak przyjedzie, to przetestuję.

      Dziękuję za życzenia i nawzajem.

  8. Marco pisze:

    Panie Piotrze ,czy w przeszłości recenzował Pan Sugdena FBA-800 ?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Nie, nie recenzowałem. Ale słuchałem całego toru Sugdena na AVS i to jest świetna marka.

      1. marco pisze:

        Dzień dobry ,
        Panie Piotrze dziękuje za odp.ale jeszcze prosiłbym tak w skrócie opisać Sugden , Trylogi ,który z nich jest bardziej neutralny jeżeli chodzi o dobór muzyki? dodam że słucham na co dzień muzyki elektronicznej, filmowej,progresywny rock ,trans

        1. Piotr Ryka pisze:

          Trilogy 933 jest zarówno bardziej naturalny, jak i całościowo lepszy. Ale tańszy Trilogy już nie.

          1. marco pisze:

            miałem na myśli Sugdena FBA-800 + DPA-800 kontra Trylogi 925 integra lub dzielony 903+993

          2. Piotr Ryka pisze:

            Tych urządzeń nie porównywałem bezpośrednio. Oba na pewno są znakomite. Na bazie pamięciowej kupiłbym Trilogy, ale nie wiem, czy słusznie.

  9. marco pisze:

    Panie Piotrze może Pan poleci system godny uwagi ?!

    1. Piotr Ryka pisze:

      Niesamowicie ogólna prośba. Do jakiego pomieszczenia? Za jakie pieniądze? Z jakimi oczekiwaniami?

      1. marco pisze:

        kolumny posiadam,są to Epicony -8 poziom cenowy 40-45 tys. metraż 50m gatunek muzyki opisywałem dziś rano ,miałem testy w domu Hegel 360,Pass INT-250 ,Mcintosh -8000 ,MBL ,dzielony Primare ,Hegel 4SE,Accupashase E-470 E-600 ,A-45 ,Miusical fidelity M-500 oraz Trylogi 925 jest mi bardzo blisko do tego własnie dzwięku, żeby nie ta cena

        1. Piotr Ryka pisze:

          A ile w tej chwili chcą za Trilogy?
          U niego słychać lampy i dlatego brzmi najlepiej.
          A z mojej strony pytanie: tych Dali nie pociągnąłby lampowy Leben CS-1000P? Bo gdyby pociągnął…

        2. Piotr Ryka pisze:

          I jeszcze zapomniałem o bardzo ważnym zawodniku – Wells Audio Innamorata – koniecznie trzeba spróbować.

          1. marco pisze:

            nie brałem pod uwagę lampy Lebena ,może faktycznie warto zrobić próbę ,jezeli chodzi o Wellisa to z jakim przedwzmacniaczem czuje się najlepiej ?i który dystrybutor prowadzi sprzedaż w Polsce ?

          2. Piotr Ryka pisze:

            O lampie Lebena mogę powiedzieć, że stoi po nie kolejka. Chyba trzy miesiące trzeba czekać. Na AVS grała rewelacyjnie. W sprawie przedwzmacniacza do Innamoraty proponowałbym zapytać najpierw dystrybutora. Oni dobry słuch mają i powinni doradzić. A ja się jeszcze zastanowię. Zawsze swojego używam, ale on jest pozarynkowy. Dayens Ectasy jest świetny, ale drogi.

          3. marco pisze:

            dzień dobry ,
            a który model Pan posiada jeżeli chodzi o markę Dayens Ectasy!?IV sc ?

  10. Adam K. pisze:

    Panie Piotrze, a czy ten Wells Audio Innamorata doczeka się kiedyś recenzji na HiFi Philosophy?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Trochę jest opisany w relacji z pokoju Audio-connect na którymś AVS.
      O, tutaj: http://hifiphilosophy.com/relacja-audio-connect-na-audio-video-show-2015/

  11. Maciek pisze:

    Dzień dobry,
    Ktory ze wzmacniaczy ma mniej „twardy”, a bardziej lampowy (nieco miekszy) bas ?
    Heed canamp czy ha4 ?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Sugden to chyba najbardziej lampowy wzmacniacz tranzystorowy jaki słyszałem.

      1. Maciek pisze:

        Dziekuje.
        Czyli nie bedzie gral krzykliwa gora i zbyt mala iloscia tonow srednich ?
        Szukam dobrego wzmacniacza do W1000Z.
        Dla przykladu wg moich preferencji z ww sluchawkami:
        – lehmann (zbyt bardzo tranzystorowe brzmienie, zbyt krzykliwa gora)
        – trilogy 931 – calkiem ok, jednak za bardzo fatugujacy po dluzszym czasie, zbyt jasna tonacja i zbyt malo srednicy oraz subbasu.
        -heed canamp – swietna ciemna tonacja, ale bas taki strasznie twardy.
        – burson soloist – to juz typowy tranzystor,rowniez nie dla mnie. Gora harshujaca zbyt mocno.

        Ogólnie zależy mi na podkreśleniu specyfiki grania tych słuchawek – czyli analogowe granie. Wzmacniacz powinień nieco „powiększyć” dzwiek tych sluchawek.

        1. Piotr Ryka pisze:

          Moim zdaniem wszystko będzie w porządku. Sugden to wzmacniacz wyższej klasy.

  12. Maciek pisze:

    Witam raz jeszcze.
    Dzieki za odp.
    Czyli bedzie bardziej w stronie ciemnosci ten wzmacniacz w porownianiu do 931 ?

    A czy slyszal Pan moze wzmacniacz Yamamoto HA-02 ?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Swego czasu, dawno dość temu, był to przebój rynkowy. Padały też pod jego adresem pewne zarzuty, ale nie pamiętam już jakie. Ogólnie był oceniany dobrze, ale go nie słyszałem. W każdym razie sobie nie przypominam.

      1. Maciek pisze:

        Ok dzieki. Ostatnie pytanie. Czy jakis lampiak w podobnej do Sugdena cenie zagra lepszym jakosciowo dzwiekiem od w/w wzmacniacza ?
        Czy lampy blisko telewizora, routera i tym podobnych moga lapac zaklocenia ?

        1. Piotr Ryka pisze:

          Problem t lampami polega na tym, że czułe słuchawki, a Sony są takie, mogą brumić. Są wprawdzie lampowe wzmacniacze ciche jak skała, ale to dotyczy przeważnie drogich. Poprawiony Ayon HA-3 nic nie brumi, ale kosztuje trzynaście a nie osiem tysięcy. To samo odnośnie Woo, Cary czy Lebena.

  13. Maciek pisze:

    Ok dziekuje. Ostatnie pytanie gwoli scislosci:
    Ktory wzmacniacz ma bardziej spkojne/mniej agresywne tony srednie/wysokie. Trilogy 931 (nie 933) czy Sugden ?
    Ktory wzmacniacz bedzie bardziej relaksacyjny.
    Zalezy mi na organicznym (naturalnym, mozliwie malo tranzystorowym) brzmieniu.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Sugden.

  14. Maciek pisze:

    Mam juz Sugdena u siebie. To co zrobil z W1000Z przechodzi ludzkie pojecie 🙂
    Bas w koncu schodzi nisko i jest naturalny, miekki (nie taki tranzytorowo-sztuczno-twardy jak w Heed Canamp) srednica pelna i bliska, a gora mimo, ze pelna powietrza, ale wykonczona tak slodko, ze sluchanie to tylko przyjemnosc. Do tego wszystkie talerze w rocku maja wlasciwa mase.
    Zniknely wszystkie ulomnosci sluchawek, dzwiek stal sie DUZY.
    Do tego holografia – niczym w duzych kolumnach (nie spodziewalem sie ze takie wrazenia moga powstac na sluchawkach).
    Wzmacniacz nie jest popisowy. Nie sciga sie w wywalaniu wszystkich detali na 1 plan. Nie jest tez jakis krystalicznie czysty. Jest za to totalnie organiczny. Nie jest to sprzet dla audiofila, ale po prostu dla kogos kto lubi sluchac duzo roznej muzyki. Przedstawianie barw, kolorow oraz scena 3d prezentowana przez ten wzmacniacz to po prostu potega.

    1. Andrzej pisze:

      Lampowy tranzystor 😉

      1. Piotr Ryka pisze:

        Faktycznie. I tak stoi w recenzji.

    2. szemis pisze:

      Gratulacje w imieniu firmy J.E.Sugden oraz moim osobiście. Bardzo miły opis wrażeń ujmujący to, co sugdeny mają w swoim charakterze: służą do słuchania muzyki a nie do analizy składowych dźwiękowych. Wszystkiego dobrego.
      Szemis /dystrybutor Sugdena/

  15. Adam K. pisze:

    Panie Piotrze. Pozwalam sobie zabrać Panu trochę cennego czasu i zwracam się z pytaniem. Posiadam słuchawki MRSpeakers Ether Flow i dotychczas słuchałem ich z dziurki wzmacniacza zintegorowanego. Jest całkiem dobrze, ale… chcę przeskoczyć na wyższy poziom i zaopatrzyć się we wzmacniacz słuchawkowy.
    Źródłem dźwięku będzie referencyjny odtwarzacz Marantza Sa-10, okablowanie to Harmonixy.
    Jak Pan sądzi, który ze wzmacniaczy : Sugden Masterclass HA-4 vs Wells Audio Milo wypadłby lepiej, biorąc pod uwagę moje słuchawki? Zależy mi na dźwięku dobrze wypełnionym, masywnym, ale jednocześnie dźwięcznym i odpowiednio dynamicznym, muzykalnym. Takim, przy którym można „odpłynąć”.

    1. Piotr Ryka pisze:

      FEZZ Audio Omega Lupi – i będzie dobrze.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy