Recenzja: Stirling Broadcast SB-88

Stirling_Broadcast_SB-88_009_HiFi Philosophy   Na początek trochę nazwisk. W 1947 roku angielski inżynier Jim Rogers założył firmę produkującą głośniki, która z czasem stała się legendą. Początkowo za sprawą systemu głośnikowego  Theatrical Horn, jednak prawdziwą legendą w legendzie Rogersa okazały się pochodzące z początku lat 70-tych głośniki LS3/5A, powstałe w łącznej ilości ponad 60 tysięcy par, a opracowane przez koncern medialny BBC w biurze projektowym Dudleya Harwooda. Założeniem było stanie się studyjnym standardem niewielkiego monitora o jak najbardziej naturalnym i przejrzystym dźwięku, ale szybko założenie to zostało przekroczone i monitory stały się również standardem dla prywatnych użytkowników.

Te mające zyskać sławę, LS3/5A zlecono w 1975 roku do wykonania kilku niewielkim manufakturom, spośród których na plan pierwszy wybił się właśnie Rogers, i to z nim zaczęły być kojarzone. Produkcja trwała nieprzerwanie do 2003 roku (z modyfikacją w 1987), kiedy to wytwarzane przez KEF-a głośniki stanowiące podstawę konstrukcji przestały być dostępne.

Rogers-LS35A

Rogers-LS35A gdzieś z lat osiemdziesiątych…

Postawmy teraz pytanie – czy bazująca na takim sukcesie firma może upaść? Okazuje się, że może. I Rogers faktycznie zbankrutował. Padł i został przejęty przez azjatycki konern-parasol (umbrella-corporation, jak mawiają Anglosasi) – Woo Kee Hong Holdings Ltd. – co stało się jeszcze w 1998 roku.

Na tym kończy się rola Rogersa jako głównego wytwórcy monitorów LS3/5A, ale nie kończy historia samych monitorów. Tych bowiem było tak dużo (według niektórych szacunków nawet ponad sto tysięcy), że sama ich obsługa serwisowa stanowiła doskonały interes. Startujący od tych przesłanek inżynierowie Doug Stirling i Derek Hughes powołali do życia firmę Stirling Broadcast, która najpierw serwis ten sprawowała, a w 2006 roku wznowiła produkcję legendarnych LS3/5A w wersji V2, mającej już głośniki od Scan Speaka i SEAS-a. Z czasem powstała też wersja powiększona i udoskonalona – LS3/6 – a na koniec nasze tytułowe SB-88, czyli ewolucja także powiększająca, ale skromniejsza, mająca zastosowanie dla mniejszych pomieszczeń, mniejszych portfeli i oferująca nieco węższe skraje pasma.

Budowa

A to z kolei przedmiot recenzji - Sterling Broadcast SB-88.

A to z kolei przedmiot recenzji – Sterling Broadcast SB-88.

    Monitory są z takich średnich, a nawet więcej niż średnich. Nie są wprawdzie tak duże jak flagowe Spendory czy Harbethy, ale także nie z tych małych, co się je stawia na wąskich podstawkach, tylko posadowione przysadziście, szeroko. Pojemności mają ponad 40 litrów ale samą konstrukcję nie wysiloną, to znaczy klasycznie opartą na dwóch tylko głośnikach – jak na autentyczne monitory przystało. Głośniki są produkowane przez norweskiego SEAS-a, ale według specyfikacji samego Stirling Broadcast, a w efekcie z inaczej napylanymi membranami i pewnymi modyfikacjami samej konstrukcji, których się nie ujawnia.

Głośnik średnio-niskotonowy ma średnicę 22 centymetrów i polipropylenową membranę, a wysokotonowy jest zabudowany, nie odwrócony i napędzany neodymowym magnesem z cewką nawiniętą miedzią i aluminium. Łączny obszar częstotliwości roboczych to 48 Hz do 18 kHz przy odcięciu na poziomie 3 kHz.  Zwrotnicę zbudowano w oparciu o wyglądające na markowe kondensatory oraz uzwojenia miedziane, a jej konstrukcja jest przejrzysta, dosyć skomplikowana i staranna. Efektywność głośniki oferują 87-decybelową przy impedancji 8 Ω, a maksymalne ciśnienie akustyczne może wynieść 107 decybeli.

Z własnym pomysłem podszedł Sterling nie tylko do głośników i zwrotnicy, ale także do kwestii obudowy, która jest cienkościenna i z założenia ma „znikać” a nie wygaszać i tłumić. Nie ma więc grubych i dodatkowo poobkładanych boków ze sklejki, ani obfitych mas bitumicznych w celu usztywnienia. Ścianki są z 9-milimetrowej brzozy a front z 15-milimetrowej.  Po zdjęciu solidnie siedzących maskownic, które trzeba podważyć czymś szerokim a płaskim, można zobaczyć poza samymi głośnikami przedni wylot subwoofera, umieszczony na samym dole.

Z tyłu są dwie pary terminali, a więc podpięcie należy realizować w bi-wiringu albo ze zworami, przy czym te winny biec od góry ku dołowi. Całość waży 14, 4 kilograma i ma zgrabne proporcje.

Firma Stirling dumnie kontynuuje tradycję swoich wielkich, brytyjskich towarzyszy

Firma Stirling dumnie kontynuuje tradycję swoich wielkich, brytyjskich towarzyszy

Od strony wykończenia i precyzji wykonania złego słowa powiedzieć się nie da. Stolarka jest angielska i stanowi pokaz fachowej roboty, a wysokiej klasy okleiny do wyboru to wiśnia, orzech, matowa czerń, heban i drzewo różane. Sam dostałem głośniki w matowo pociągniętym orzechu, nie rzucającym się w oczy i sympatycznie wyglądającym. Z założonymi maskownicami monitory tak naprawdę są czarne, a po ich zdjęciu przede wszystkim drewniane z czarnymi łatami głośników.

Oryginalnie wszystko to ląduje na metalowych stelażach, którym trudno z kolei zarzucić urodę, natomiast polski dystrybutor szarpnął się na własne drewniane, wykonane jak same głośniki z brzozy i bardzo starannie dopieszczone akustycznie. Ich wysokość na podstawie odsłuchów ustalono na 43 centymetry, a konstrukcję także zoptymalizowano poprzez odsłuchy. Kosztują 900 złotych ekstra za parę i są jak najbardziej warte zachodu. Same monitory nie należą wszakże do okazyjnie tanich, ale w zamian obiecują zagrać rewelacyjnie. Cena 15 500 PLN nie jest wyprzedażowa, lecz ma to być brzmienie jak za pięćdziesiąt tysięcy, a więc i tak interes audiofilskiego życia. 

Odsłuch

A zdecydowanie jest co kultywować, zwłaszcza że większość legend brzmienia typu BBC LS już dawno zakończyła działalność...

A zdecydowanie jest co kultywować, zwłaszcza że większość legend brzmienia typu BBC LS już dawno zakończyła działalność…

   Stirling Broadcast przyjechały nie tylko wygrzane i z podstawkami dystrybutora, ale także z dystrybuowanymi przez niego kablami głośnikowymi Sulek Audio, których po udanych przygodach z interkonektami i kablami zasilającymi bardzo byłem ciekaw. Okazały się pierwszorzędne, a cenę mają zaskakująco względem interkonektów niską, bowiem dokładnie tą samą. Regułą jest wszak podwojenie, boleśnie utrudniające użycie w systemie jednolitego wysokiej klasy okablowania, a tutaj miła niespodzianka, aczkolwiek sześć tysięcy nawet za przewody głośnikowe to jednak mało nie jest.

Na początek sięgnąłem po własny tor wzmacniający, to znaczy ASL Twin-Head i Crofta, spięte oczywiście Sulkiem. Dwadzieścia pięć watów przy efektywności 87 decybeli mogłoby wydać się skromne, ale Croft w sobie jedynie znany sposób mocą dogadza wszystkim i tym razem też sobie poradził.

Zacząć jak zawsze musimy od ustawienia, a tego nie byłem zmuszony rozszyfrowywać wyłącznie na własną rękę, czy ucho – o ile ktoś woli taką deszyfrację, gdyż już dystrybutor podczas budowania podstawek je badał i pośpieszył z wiadomością, iż koniecznie stać powinny daleko od ściany za sobą i na wprost, czyli bez żadnego odgięcia. Daleko znaczyć miało dokładnie na jedną trzecią długości pokoju, tak by słuchacz mógł usiąść z kolei na dwóch trzecich i jeszcze jedną trzecią mieć za sobą. Sprawdziłem to bardzo starannie, i rzeczywiście tak być powinno, wszakże z jedną modyfikacją. Siadać trzeba trochę dalej niż na dwóch trzecich, a więc nieznacznie dalej od monitorów niż one stoją od ściany, bo inaczej stereofonia nie wiąże się idealnie i środek pomiędzy głośnikami za mało jest wypełniony. Można tego nie zauważyć, ale mam specjalne nagrania i jest jak piszę. Zarazem przy takim odsuwaniu zmienia się trochę charakter brzmienia. Staje się ono pełniejsze i głębsze, choć niestety traci na tym nieco głębia sceny, która przy bliższej lokalizacji słuchacza jest nieco lepsza. W lokalizacji zalecanej przez dystrybutora wynosiła jakieś cztery metry, a przy korekcie na rzecz stereofonii spadała do trzech i pół. Ale od razu zaznaczę, że to z moimi wzmacniaczami, bo potem z Accuphase było inaczej, o czym na koniec.

Kontynuując sprawę sceny trzeba napisać, że była na szerokość dość zwięzła, bez żadnego rozlewania na boki czy ataku flankami. Skupiona wokół epicentrum zdarzeń, dobrze związana i dobrze pokazująca źródła, przy całkowitym ich oderwaniu od głośników. Dziejąca się przy tym poczynając od ich linii w głąb, bez wychodzenia na słuchacza czy wypełniania całego pokoju. To jednak tylko do momentu podkręcenia potencjometru, bo wówczas potrafiła się ku słuchaczowi przybliżyć, wychodząc na jakiś metr przed głośniki i wyraźnie się też poszerzając. A w rocku, kiedy naprawdę już zaszalałem, potrafiła nawet usiąść basem na piersi, co jest zawsze super przyjemne i dla tego gatunku muzyki kluczowe, jako że bez tego to już całkiem nie to. Ciśnienie basu nie było tu wprawdzie tak masujące jak u Zeta Zero czy wielkich Avantgardów, ale wyraźnie się zaznaczało i dawało kupę radochy. Cały pokój przed słuchaczem przy takim poziomie głośności ożywał, a przyznać muszę, że pierwszy raz takie coś dostałem od monitorów. Pulsująca ściana szalejącego dźwięku dosięgała słuchacza, a sami wykonawcy lokowali się jak należy, trochę za linią głośników i w równym ustawieniu. Na takiego rocka szczerze mówiąc tym razem nie liczyłem i byłem pozytywnie zaskoczony, słuchając w autentycznym uniesieniu.

Stirling_Broadcast_SB-88_007_HiFi Philosophy

A jak niezbyt znana manufaktura Stirling udźwignęła ciężar reprezentowania „starej” szkoły grania we współczesnym świecie?

Co do samego dźwięku, to w pierwszych minutach wydało się, że soprany są z tych uspokojonych, co to się do uszu lawiną iskier nie cisną, tylko tak sobie sopranują bardziej jako dodatek a nie główny aktor. System był oczywiście odpalony kilka godzin wcześniej, tak więc nie mogło chodzić o kondycję lamp – i faktycznie chodziło o coś innego, mianowicie o kondycję nagrań, a ściślej nie o kondycję tylko o sposób realizacji. Nie darmo Srirling Broadcast SB-88 wywodzą się wprost z monitorów studyjnych. Czytanie nagrań wychodzi im szczególnie dokładnie, a efektem ubocznym są duże wahnięcia nawet w ramach realizacji uchodzących generalnie za dobre. I wcale nie na zasadzie, że lepsi uciekają daleko do przodu, a słabsi zostają w ogonie, tylko na bazie silnej indywidualizacji. Doskonale słychać, w którym przypadku realizator wajchą bądź sama sala powodowała efekt sopranów gładszych i wykończonych krąglej, a kiedy są one niczym naelektryzowana chmura czy strzelające błyski. Te soprany u Sterling Broadcast są zawsze z polorem i świetne w odbiorze, ale naturę potrafią mieć bardzo różną, co daje słuchaczowi dodatkowy pozytyw w postaci pewności, że oto ma do czynienia z wyrobem naprawdę dużo potrafiącym i sporządzonym przez najwyższej klasy fachowców. Całe brzmienie okazuje się być na świetnym poziomie, ale jego obraz w nagraniach bardzo się różni, konkretne warunki i sposób realizacji obrazując.

Przejdźmy o stopień niżej, czyli na tak zwaną średnicę. Osobiście nie znam nagrania pokazującego ją lepiej niż Girl from Ipanema z boxu Stana Getza. Jedna fraza wyśpiewana przez Astrud Gilberto i wszystko, lub niemal wszystko, staje się jasne. A tutaj Astrud zaśpiewała świeżo i z bardzo rzadko pojawiającym się autentyzmem. Na czwartej płycie boxu utwór jest koncertowy i zaczyna się od oklasków, dzięki czemu mogłem stwierdzić, że są te oklaski plastyczne i z wyraźnym rysunkiem dłoni. Nie jak świst, nie jak szum i nie jak się to mawia – siarczyste, tylko trójwymiarowe i z brzmieniowym modelunkiem wyodrębnionych wyraźnie dłoni. Sam śpiew ujmował naturalizmem, ze szczególnie podkreślającą się chropowatością osadzoną w brzmieniu nośnym i dźwięcznym, a nie ciągniętym ku dołowi ciężarem i lepkością. Astrud potrafi śpiewać w zależności od toru bez śladu chrypki, a tu miała wyraźną chrypkę. Jej głos może bać ospały, ciężki i lepki zmysłową słodyczą, a tutaj był nośny i świeży. Poranny a nie wieczorny i autentyczny a nie przetworzony czy upiększony. Bez domykania na siłę i zaokrąglania dźwięków, bez żadnych powłok i ciśnień, także bez dociążania, docieplania i dosładzania. Całkowicie otwarty, dźwięczny, młody i przejmująco autentyczny. Aż się go czuło na skórze, a obecność artystki prawdziwsza była niż fotela, na którym siedziałem.

Bas nam jeszcze pozostał, a do jego zobrazowania też są specjalne utwory. Te pokazały, że jest u Sterling Broadcast zwięzły, mocno bijący, całkiem nisko schodzący i krótki. Podobnie jak scena nie miał rozlania i nie włóczył się po pokoju, tylko bach! – schodził nisko i wybrzmiewał od razu. Błyskawicznie narastał i zaraz się zwijał, a brzmienie miał pełne i zejście należyte. Tak więc choć głośniki są monitorowe, basu nikomu nie powinno zabraknąć, albowiem to nie przeciętne monitorki  do jakiegoś cimci-rymci, tylko kawał monitora a w nim kawał dźwięku. Dla zdeklarowanych suwooferowców jest natomiast kino domowe i nim niechaj się żywią, albo kupią sobie Zingali 3.18 za trzysta tysięcy z basem o właściwościach burzących.

Sprawdzimy to zawodnikiem wagi ciężkiej - systemem Accuphase DP 700 i E 470.

Sprawdzimy to zawodnikiem wagi ciężkiej – systemem Accuphase DP 700 i E 470.

Parę rzeczy zostało do wyjaśnienia. Odnośnie jeszcze basu, to nie jest głuchy ale dobrze łączący różne rodzaje dźwięku i potrafiący mieszać się z sopranami, co jak zawsze pokazał step u Pepe Romero.  Soprany zaś często się srebrzą i ukazują na kształt chmury, podczas gdy ludzkie głosy potrafią być szczególnie zindywidualizowane. Na podkreślenie zasługuje też wybijanie rytmu. W paru nagraniach pojawiło się pulsowanie, jakiego jeszcze nie słyszałem, co szczególnie efektowne było w rocku i jazzie. Znakomicie akcentował swe niskie pomruki kontrabas i świetnie pracowała gitara elektryczna. Nie tylko jako przenikliwe riffy, ale także rockowe basso continuo pospołu z perkusją. Do tego znakomicie wiązało się pasmo, co u głośników monitorowych jest znanym atutem, dla którego niektórzy wolą je od najbardziej nawet rozbudowanych kolumn. Z kolei fortepian raz jeszcze potwierdził dźwięczność oraz przestrzenność brzmienia, choć akustycznie nie był taki potężny jak w wielkich podłogówkach przy naturalnym poziomie głośności.  

Odsłuch cd.

I znowu się okazało, że "stara szkoła" daje radę.

I znowu się okazało, że „stara szkoła” daje radę.

   Gdy chodzi o światło, to było dzienne i bez uciekania w cienie. Cała muzyka eksponowała się wyraźnie, czerpiąc z samej klasy dźwięku i przyjemnie pogłębionej sceny a nie chwytów teatralnych. Zarazem trzeba podkreślić, że nie było w tym żadnej ostrości ani pikanterii. Soprany najwyższej klasy i dobór światła właściwy, z przyjemną temperaturą bieli. Z kolei wypowiedzi słowne,  czyli wywiady bądź recytacje, dały obraz wzmożonej akustyki a nie samego gołego głosu. Każda osadzona była w przestrzeni odbić a nie wyizolowana narracyjnie. To znowu mnie zaskoczyło, bo spodziewałem się właśnie braku akustyki. Dość więc te Stirling Broadcast okazały się zaskakujące i jak dotąd każdorazowo pozytywnie. Lecz gdyby ktoś koniecznie chciał czegoś się czepić, to można mu podpowiedzieć lekki niedostatek powietrza w dźwięku i ograniczony wymiar efektu „ach!”. Nie było żadnego widocznego upiększania – ani przez dociążanie, ani pompowanie, ani słodycz, ani koloryt. Samo życie w magii jego nie ubranej, a nie popisy muzycznej stylizacji i wielkie brzmieniowe kapelusze. Tak więc świeżość, ale nie na sterydach i z haustem z butlami tlenowej, tylko jak przystało na narzędzia studyjne autentyczna i czysta. Tak bardziej na sportowo, a więc szybko, zwinnie i z rozmachem oraz na żywo transmisją, a nie w wydumanych pozach, baletowych układach i przy sztucznym oświetleniu. Bez szminki i na dziko, ale zarazem z bardzo wysoką kulturą bycia i wyuczonymi zachowaniami, a nie na sam bezmyślny żywioł. Doskonale się tego słuchało, a magia życia wcale nie chciała być gorsza od cyrkowej.

Wątpiącemu w siłę moich wzmacniaczy dystrybutorowi bardzo zależało na wypróbowaniu jego podopiecznych z jakimś zdecydowanie mocniejszym, a zatem migawkowo dorzucę opis tego, co podziało się pod dyktando integry Accuphase E-470, która akurat po recenzję zjechała.

Jako posiadacz sekcji wzmocnienia dzielonej i lampowej, nie jestem szczególnie wysokiego mniemania o tranzystorowych integrach, wyjąwszy tą szczególną od Avantgarde Acoustic, którą niedawno gromko chwaliłem. Bez dalekiego wychodzenia przed recenzyjny szereg muszę jednak przyznać, że nowa integra od Accuphase ma świetną klasę i umie do siebie zjednać. Gra przy tym dla swego producenta klasycznie, dźwiękiem pełnym, oszlifowanym, do końca wypowiedzianym i z lekka słodkim tudzież przyjemnie ciepławym.

A nawet bardziej niż bardzo - to po prostu klasyk nie do zdarcia i nasza pełna rekomendacja!

A nawet bardziej niż bardzo – to po prostu klasyk nie do zdarcia i nasza pełna rekomendacja!

Dwa względem mojego toru miała ciekawe momenty. Przede wszystkim scenę trochę głębszą i bardzo starannie poukładaną, a także mocniejszy akcent na „ach!”, w sensie ładności i upiększenia. Bardziej pełne, domknięte, podgrzane i posłodzone dźwięki bardziej też były krągłe, niczym lśniące choinkowe banieczki, a mniej otwarte i nośne. Stwarzały atmosferę szczególnie lubej ładności i całościowo świetnie poukładane widowisko, z mniejszym naciskiem na naturalną otwartość, promieniowanie i swobodę, a za to większym na miłe słuchanie i rozkoszne brzmieniowe aromaty. A jedno przy tym miały zaskakujące i szczególnie udane, mianowicie była w tych accuphasowych dźwiękach duża zawartość tlenu, a więc brak jakiejkolwiek duszności, co wraz z miodowym światłem dawało zaskakujące i nadzwyczaj efektowne zestawienie, z jednoczesną dbałością o każdy detal. Znakomicie się gościom od Accuphase to połączenie udało, dzięki czemu słuchacz jest od razu kupiony i przekonany o nadzwyczajności, którą tworzy dźwięk salonowy, wytworny, a przy tym pozwalający głęboko oddychać i bez długu tlenowego napawać się podziwianiem. Taki ze stylizacją i własnym na wszystko pomysłem, ale na poziomie pałacowym, a więc nawet bardzo wybrednych mogącym zadowolić. Kręcąc głową słuchałem raz jeszcze Astrud Gilberto, która tym razem śladu nie miała chrypki, ale wciąż była obecna i przekonująco prawdziwa. A taka przecież inna…

Podsumowanie

Stirling_Broadcast_SB-88_001_HiFi Philosophy   Monitory Stirling Broadcast SB-88 są dokładnie tym, czym być powinny. Grają jak monitory, ale wolumen basu, pietyzm dla dźwięku i moc mają kolumnową. Tą ostatnią nie na miarę wprawdzie wielkich kolumn podłogowych, ale też nie monitorową. Mają przy tym swoje wymogi względem ustawienia, ale w sumie nie większe od przeciętnych głośników, przynajmniej nie w moim pomieszczeniu. Wszak każde niemal grają lepiej postawione daleko od ściany i ta tylna komora rezonansowa każdym niemal. się przyda. O lepsze od oryginalnych podstawki zadbał z kolei dystrybutor i nie są one drogie a stosunkowo tanie.

Najważniejsze w tym wszystkim jest jednak to twarde jądro, za które monitory tak kochamy: spójność pasma, zwartość sceny, szybkość, naturalizm, transparentność, brak własnych dodatków. Truizmem jest pisać, że muzyka sama sobą przedstawia wartość estetyczną, której niczym nie trzeba poprawiać, a sztuką jest nie zepsuć. Monitory studyjne, od których SB-88 pochodzą w linii prostej i którymi z powodzeniem same być mogą, są zaś najtwardszym jądrem monitorowości i tak naprawdę genezą tego grania. Stworzone by wiernie obrazować i niczego nie zgubić, mają zakodowany styl fotografowania muzyki i fotografowania aparatury towarzyszącej. Tu się nie płaci za tuszowanie i poprawianie, tylko właśnie za prawdę. Ta jednak w przypadku muzyki nie jest elementarnie prosta niczym woda w kranie, tylko z natury zachwycająca. Bo dla zachwytu ją produkują, toteż dana wprost zachwycać winna bez trudu. Nie ma oczywiście co idealizować. Ani żadne nagranie nie jest w stanie pozbierać całej muzyki, ani żaden tor jej bezstratnie przepuścić, ani żadne monitory odtworzyć. Niemniej szkoła wierności a nie upiększeń ma rację bytu niezłomną. To inny smak i inny styl, choć oczywiście kiedy sam tor ma charakter upiększający, głośniki monitorowe ochoczo to pokażą. To zaś czyni je łatwiejszymi, bo nie zmusza do kompensacji ich własnych narowów. Same mają być neutralne i jak najlepiej obrazujące, a resztę można sobie dowolnie dośpiewać. Dwa użyte w teście wzmacniacze bardzo to dobrze zilustrowały. Brzmienie możemy kształtować niemal dowolnie, a jedyną barierą są ograniczenia techniczne w rodzaju impedancji i średnicy głośników. Nic nie jest do poprawy, a wszystko do wyzyskania. I tu trafiamy na główny atut tych konkretnie SB-88; one są mocne i przepustowość mają szczególnie dużą. Na papierze ich pasmo nie wydaje się imponujące, ale w słuchaniu imponować potrafi. Soprany nie mają ograniczeń, a bas jest na naprawdę dobrym poziomie. I w sumie to oczywiste, bo skala jest skala i głośnik 22-centymetrowy to nie osiemnasto czy piętnasto. A jeszcze wspierany bass-refleksem i wysoką jakością membran wyrabia się bez problemu, potrafiąc nawet siadać na piersi ciężarem, co u monitorów jest gratką. Także scena jest na poziomie, a szczególnie przy głośnym graniu, jak również wygląd porządny, bez śladu tandeciarstwa.

Monitory BBC z dodatkową adrenaliną? Klasyczna szkoła dźwięku angielskiego studia nagrań to jeden z najstarszych i najbardziej szanowanych szlaków w całym audiofilizmie. Niezliczoną ilość razy naśladowany, a tutaj w wersji oryginalnej i jeszcze podkręconej. Z basem, z lepszą przestrzenią i średnicą rażącą autentyzmem. Bez upiększeń, w czystej postaci, w radości bycia sobą. Faktycznie się okazało, że za piętnaście tysięcy można mieć dźwięk jak za pięćdziesiąt, oczywiście w sensie jakości ogólnej a nie dosłownie powtórzonej którejś konkretnej postaci. Może nie do końca taki potężny, ale prawie, prawie i samą jakością nie ustępujący. Monitory Styrling Broadcast SB-88 nie mają tak fantastycznej sceny jak Albedo Aptica, takiej przestrzeni pojedynczego dźwięku jak tuby Omniray od Zingali, ani takiego promieniowania jak monitory Raidho D1. Mają jednak autentyzm naprawdę magiczny, scenę porządnie zrobioną i bas nie w postaci zalążkowej, tylko już rozwiniętej. Soprany z najwyższą kulturą, rozbudowaną akustykę, ujmującą plastykę obrazowania i przede wszystkim otwartość na przyjęcie każdego dźwięku. Właściwie kupić można je w ciemno, bo wszędzie będą pasowały, chociaż takie pisanie to grzech, bo niczego audiofil bez słuchania nie powinien kupować. W pewnym sensie są niczym audiofilska glina, z której każde niemal brzmienie da się ulepić. Ale brzmienie, nie scenę, bo każdego rodzaju sceny raczej od nich nie dostaniemy.

W punktach:

Zalety

  • Brzmieniowa neutralność przy pełnej tego brzmienia kulturze.
  • Klasyczna szkoła monitorów BBS z dodatkową adrenaliną.
  • Ze świetnym basem i pełną rozwartością pasma.
  • Grają o wiele lepiej niż to wygląda w papierach.
  • Soprany z pełnym otwarciem i trójwymiarowym rysunkiem.
  • Zjawiskowo realistyczna średnica.
  • Zwięzły bas o niskim zejściu.
  • Uporządkowana, głęboka scena, rosnąca wraz z siłą głosu.
  • High-endowy poziom w odniesieniu do wszystkich aspektów technicznych.
  • Perfekcyjne związanie pasma.
  • Szybkość i naturalizm.
  • Mogą odtworzyć każdy styl grania w zależności od toru.
  • Tak więc są brzmieniowo uniwersalne i można je kupować niemal w ciemno.
  • Bardzo starannie wykonane.
  • Szeroka gama oklein.
  • Wysokiej klasy komponenty.
  • Bi-wiring.
  • Łatwe do napędzenia.
  • Od  uznanego producenta.
  • Kontynuacja legendy.
  • Made in England.
  • Polski dystrybutor.
  • Dopasowane brzmieniowo podstawki krajowej produkcji.
  • Znakomity stosunek jakości do ceny.

Wady i zastrzeżenia

  • Nie wypełnią dźwiękiem całego pomieszczenia.

Sprzęt do testu dostarczyła firma:

logo_hifi

 

 

 

Dane techniczne:

  • Power handling: 90w continuous, 150w short term, IEC268
  • Max sound level: 107dB, pair @2m
  • Input impedance: 8ohm nominal
  • Input connections:  Bi-wire, 4mm terminals (plugs/wires to 4mm cross sectional area)
  • Frequency response: 48Hz to 18kHz +/-3dB (on HF axis @1m)
  • Crossover frequency: 3 kHz
  • Sensitivity: 87dB/1watt/1m
  • Cabinet details: Reflex loaded. 27cm (w) x 30cm (d) x 50cm (h)
  • Weight: 14.4kg (shipping weight 22kg each)
  • Veneers available: Cherry, Walnut, Black Ash, Ebony, Rosewood
  • Cena: 15 500 PLN.

System:

  • Źródło dźwięku: Accuphase DP-700.
  • Przedwzmacniacz: ASL Twin-Head Mark III.
  • Wzmacniacz zintegrowany: Accuphase E-470.
  • Końcówka mocy: Croft Polestar1.
  • Głośniki: Stirling Broadcast SB-88.
  • Interkonekty: Sulek Audio RCA.
  • Kable głośnikowe: Sulek Audio.
Pokaż artykuł z podziałem na strony

3 komentarzy w “Recenzja: Stirling Broadcast SB-88

  1. Jestem człowiekiem całkowicie analogowym, od świata cyfrowego wolę spotkanie gdzie widzę rozmówcę i mogę spojrzeć mu w oczy. Zbieram płyty od 30 lat i nigdy nie byłem na tyle bogaty aby móc sobie kupić sprzęt, który dałby mi dźwięk z lat 70-tych , taki właśnie jak rozmowa z kimś bez efektów, bez sztucznego napinania się.
    Pan Jacek pierwszy odpowiedział na moje poszukiwania i nabyłem u niego recenzowane STIRLINGI, chyba nawet jako pierwszy w Polsce.
    Słucham swej muzyki (rockowej, metalu, ballady) i mój mały świat płyt (18 m2)stał się właśnie bardzo muzyczny, bo tego właśnie poszukiwałem. Muzyki i jeszcze raz muzyki.
    Na nowo poznaję moje płyty, trochę to czasu zajmie.

    1. Patryk pisze:

      Pieknie napisane i rozumiem Cie.Mysle w takich chwilach takze o Harbeth lub Spendor 100r2.Chcialbym posluchac takich glosnikow. Niestety sa bardzo drogie,a z moich Electra 927 BE tez jestem bardzo zadowolony i kocham je.
      Milego wieczoru.
      Patryk.

  2. manio pisze:

    a ja ni z gruszki/pietruszki ale spodobało mi się spojrzenie recenzenta z TAS 256 [ostatni numer] – i myślę że warto to mieć na uwadze słuchając sprzętu i czytając testy …

    żeby nie było domysłów – nie piję do P.R. który rzetelne recenzje tworzy i wie o co lata w tej działce …

    rzecz jest o KODZIE recenzentów :

    detal = czytaj : za mocna góra
    transparentność = dziura w 100-300Hz
    tempo/rytm/timing = bas rozciągnięty ale osłabiony wolumenowo
    angażujący = wypchana do przodu średnica
    itd.

    The Adjustability of the Speaker
    Typically, a loudspeaker review describes first a whole lot of things that, however much they may be wrapped up in poetic language and in the code words of audio, really amount to
    reviewing the frequency response in broadband terms, the overall balance.

    You know how the code goes:
    “detail” = excess top end,
    “transparent” = hole in the 100–300Hz range,
    “PRAT” (pace, rhythm, and timing) = extended but lowered in level bass,
    “involving” = midrange forward,
    and so on.
    This code system arose when people stopped knowing or caring what the actual
    frequency response was—and of course largely stopped measuring it.
    But they were still reviewing it, just in different words and forms of description.
    [See my review of the Magico Q7 Mk II in this issue. It has an identical frequency response to that of the original Q7, but a decidedly different tonal balance as well as significantly
    greater resolution and transparency. —RH]

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy