Recenzja: SPL Phonitor 2

Budowa

Co tu dużo mówić - jeden z najlepszych tranzystorów w historii słuchawkowego audio: SPL Phonitor II.

Co tu dużo mówić – jeden z najlepszych tranzystorów w historii słuchawkowego audio: SPL Phonitor II.

   Ta obecna recenzja z kolei jest głównie po to, by tego Phonitora przypomnieć. To mu się bezsprzecznie należy, mimo iż jest już nowsza wersja pod nazwą Phonitor X. Ta też po recenzję ma zjechać, ale nim to się stanie rzućmy okiem i uchem dla przypomnienia na ten niemiecki profesjonalizm w wersji pośredniej, drugiej. Od czasu pierwszej zmieniło się niewiele, bo głównie opuścił Niemców dowcip i zgubił im się nochal. Pierwsza też bowiem miała na środku duże pokrętło, które z uwagi na spojrzenie wiszących nad nim po obu stronach okrągłych wskaźników wychyłowych kojarzyło się właśnie z nochalem. Teraz tamto skojarzenie do twarzy jakiegoś robota czy androida zostało zaprzepaszczone, ponieważ oba wskaźniki przesunięto do boku, już bez żadnych z twarzą paralel. Lecz poza tym wciąż dostajemy to samo i wciąż bardzo dużo. Możemy zatem crossować kanały i dodatkowo wzmacniać siłę położonego między nimi środka, możemy przerzucać się między trybami mono/stereo i wirtualnie zmieniać kąty ustawienia głośników, a także regulować balans oraz decydować o całościowej sile wzmocnienia w przedziałach 0, +6, +12 dB. A wszystko na bazie łącz XLR do wyboru z RCA i w trybach wzmacniacz słuchawkowy albo przedwzmacniacz. Tu wszakże jedna uwaga, tycząca też wersji pierwszej. Otóż w wersji 2 wciąż nie ma dla słuchawek przyłącza symetrycznego, mimo iż są symetryczne wejścia sygnału (dwie pary) jak również symetryczne wyjście, tyle że dla funkcji przedwzmacniacza a nie wzmacniacza słuchawkowego. Wytykałem to Phonitorowi pierwszemu i w dwójce ciągle nie zostało to poprawione, natomiast najnowszy Phonitor X ma już dla słuchawek symetryczne gniazdo 4-pin, czyli krytyka wreszcie dotarła. Nie wiem czemu tyle to czasu zajęło, a sprawa nie jest błaha, bo wprawdzie złącza niesymetryczne także grać pięknie potrafią, ale symetryczność dodatkowo poszerza scenę (nie zawsze, ale się zdarza), co dla słuchawek jest ważne.

Tego frontu nie da się pomylić z żadnym innym: audiofilska poezje przełączników i wskaźników wychyłowych uwieczniona w szczotkowanym aluminium. Coś pięknego!

Tego frontu nie da się pomylić z żadnym innym: audiofilska retrospektywa przełączników i wskaźników wychyłowych, uwieczniona w szczotkowanym aluminium.

Poza wymienionymi funkcjami ma Phonitor inne jeszcze dodatkowe przymioty, mianowicie na spodzie sześć skobelków regulacji wzmocnienia we/wy oraz aktywacji dla poszczególnych funkcji, a na panelu frontowym możliwość ustawiania czułości wskaźników wychyłowych oraz regulacji osobnej dla każdego kanału. Ma również przełącznik wyjścia głośniki lub słuchawki, czyli w praktyce działania jako słuchawkowy wzmacniacz albo przedwzmacniacz; a wszystko to, czyli bardzo dużo, za sześć tysięcy z kawałkiem, co czyni urządzenie konkurencyjnym względem konstrukcji od Sugdena, Brystona, White Bird czy Phasemation. Względem wersji pierwotnej jest jeszcze jedna różnica, mianowicie urządzenie stoi teraz na audiofilskich podstawkach o miękkim obuciu, a nie profesjonalnych stojakach z funkcją poddarcia frontu do góry. Wynikałoby z tego, że się ten pierwszy Phonitor między audiofilami przyjął i dobrze sprzedawał, ale były do niego uwagi, tak więc doczekał kontynuacji z sugerowanymi poprawkami. Szkoda jedynie, że ten 4-pinowy port pojawia się dopiero w wersji najnowszej, ale co robić, jest jak jest i trzeba badać co dają. A samo badanie bardzo przyjemne i już się na nie cieszę, bo oczywiście piszę post factum, czyli po wielu odsłuchach.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

28 komentarzy w “Recenzja: SPL Phonitor 2

  1. Soundman pisze:

    Ha ,czyli w skrócie, dla kogoś poszukującego prawdy w muzyce,nie zafałszowanej niczym Phonitor II to rewelacja, Twin Head to jednak już bajkowa prezencja dla melomana.

    1. PIotr Ryka pisze:

      To nie jest takie proste, ponieważ wymagałoby konfrontacji z rzeczywistością; weryfikacji poprzez porównanie z sytuacją nagraniową. Nie można przesądzić, jak brzmiał na przykład wokalista – bardziej jak w T-H czy Phonitorze – nie mając wiedzy o warunkach nagrania. Można tylko powiedzieć, które brzmienie wydaje się prawdziwsze. A nawet nie tyle prawdziwsze, co zwyklejsze. A nawet to jeszcze nie wszystko, ponieważ czasami to Phonitor wydaje się zbyt prosty, a czasami T-H zbyt podrasowany. Czasami jeden wydaje się prawdziwszy, czasami drugi, a i tak to zawsze jest „wydawanie się” a nie definitywna weryfikacja. Gdybym miał jednak przesądzać, powiedziałbym, że T-H jest częściej prawdziwy, natomiast Phonitora słucha się nieraz łatwiej, a jego prostota ma dar przekonywania. Dlatego chciałbym go mieć. Reprezentuje łatwo przyswajalny realizm w stopniu nieosiągalnym dla innych. Być może nieraz zafałszowywany prostotą, zbyt oczyszczony, ale bardzo skuteczny.

      1. Stefan pisze:

        A jak wypada Phonitor na tle ifi iCAN PRO ?

        1. PIotr Ryka pisze:

          Dość podobnie, ale dźwięki bardziej ujednoznacznia, a scenę bardziej porządkuje poprzez separację źródeł.

          1. Stefan pisze:

            To ciekawe, bo separacja w iCAN PRO była bardzo dobra, trzeba będzie posłuchać.
            A czy Phonitor X zawita może na testy?

          2. PIotr Ryka pisze:

            U Phonitora usłyszysz jak separacja dokładną być może a prostota prostotą. Co do Phonitora X, to podobno od 2 nie różni się niczym poza tym 4-pinem z przodu, ale że mam kable 4-pinowe do paru słuchawek, to ma zjechać i dać się posłuchać porównawczo w symetrycznej konfiguracji. Lecz na razie w Polsce go nie ma.

          3. Stefan pisze:

            A który dodaje mniej od siebie, pewnie Phonitor?
            iCAN ma możliwość dostrojenia poprzez tryb pracy, powinien być bardziej uniwersalny.

          4. PIotr Ryka pisze:

            Wydaje mi się, że mniej dodaje iCan (z wyłączonymi procesorami), ale wrażenie jest takie, jakby mniej dodawał Phonitor.

          5. Stefan pisze:

            Dynamiką i zniekształceniami Phonitor pokonuje iCANa,
            no ale i tak liczy się to co się słyszy. Coraz ciekawiej na rynku wzmacniaczy.
            Ciekawe dlaczego X jest droższy od 2, jak to prawie to samo.

          6. Stefan pisze:

            Czy ja dobrze widzę X ma DACa?

          7. PIotr Ryka pisze:

            Moc ma zwiększoną do 3,7W, a DAC jest opcjonalny. Poza tym włącznik ma z przodu i, co mnie trochę martwi, kąt minimalny 22 stopnie a nie 15.

  2. Maciej pisze:

    Super recenzja. Jako posiadacz potwierdzam wiele obserwacji. Phonitora przy lampie owszem bardziej suchy, ale przy innych tranzystorach jest raczej jak Mullard przy Siemensie 🙂

  3. Soundman pisze:

    Teraz pytanie jak musi grać Phonitor X po XLR?…ciekawość.

    1. Maciej pisze:

      Tak samo jak Phonitor 2 po balansie, tylko trzeba zrobić kabelek do tylnego wyjścia xlr, wyjście preampowe ma pełną funkcjonalność słuchawkowego 🙂 2 x 3pin xlr i gendrr changer lub po prostu od razu prawidłowy wtyk. Ale mamy wtedy bodajże 2.5W Phonitorowej wspaniałości zbalansowanej

      Idę dalej opoczywać z armaturami Phonaka na leżaku. To lepsze niż nie jedne nauszne.

    2. saintkrusher pisze:

      Dokładam swoją małą cegiełkę do wątku ponieważ od dwóch dni posiadam u siebie Phonitor-a X i z HD800s gra świetnie. Bardzo technicznie i studyjnie, detalicznie (przy włączonym systemie Matrix). Szczerze powiedziawszy nie mam obecnie dobrego źródła i myślę że przez to dźwięk jest wychudzony. Sprzęt sprawdza się też wyśmienicie jako przedwzmacniacz z moimi monitorami aktywnymi. Gdy wyłączymy wszystkie procesory robi się na pewno mniej analitycznie a bardziej relaksacyjnie.

  4. navigator pisze:

    Pierwszy raz jako komentujacy: witam. Można się spodziewać jakiejś recenzji nowego Myteka Brooklyna, z MQA i z sekcją wzmacniacza słuchawkowego? Ponoć z uwagą konstruowanego. Bo to wyszłoby, DAC plus wzmocnienie, w cenie jednego Phonitora X; i jeszcze blisko z serwisem w razie czego; pzdr. (lepiej tę wersję komentarza, literówki poprawiłem 🙂 pzdr)

    1. PIotr Ryka pisze:

      Szansa na pewno jest, ale na razie nic konkretnego poza nią. Tak więc nie prędzej niż za parę miesięcy. Ale słuchałem tego Brooklyna na AVS i spisywał się bardzo dobrze.

      1. Miltoniusz pisze:

        Podobno już jest Mytek Manhattan II. To było by chyba jeszcze ciekawsze.

        1. PIotr Ryka pisze:

          W takim razie spróbuję się dowiedzieć.

        2. PIotr Ryka pisze:

          Sprawdziłem. Jest faktycznie nowy Mytek Manhattan, który różni się tym, że będzie umiał czytać zapowiadane pliki najwyższej jakości z Tidala. Mytek życzy sobie za to dopłaty trzech tysięcy dolarów, a inni dają to darmo w nowych firmware. Cóż, każdy ma własną politykę…

    2. Maciej pisze:

      Z moich doświadczeń wynika, że połączenie hi-endowego wzmacniacza słuchawkowego z dacem to zadanie karkołomne w praktyce. Ale może Manhattan II lub Brooklyn pokażą niemożliwe.

  5. navigator pisze:

    Pozwolę sobie wtrącić jeszcze: z odsłuchanego poniższego filmiku instruktażowego SPL wychodzi na to, że system Matrix łączy się jednak z utratą szerokości sceny w odsłuchu słuchawkowym, szczególnie przy ustawieniach głośników małego kata, 15-22, wiec też i tego preferowanego przez Pana. Rozumiem, ze przy HD 600, jako scenicznie „szczupłych” (jak dobrze pamiętam) nie ma drastycznego odczucia tego cięcia sceny, ale w bardziej „width-soundstage” słuchawkach już pewnie będzie. Czyli chyba robiłby się paradoks: włączamy Matrix, by mieć bardziej głośnikowy odsłuch, tniemy zarazem szerokość sceny, której szukaliśmy jako kompensacji braku głośników. Dobrze sobie „Matrixuje” zagadnienie? 🙂 Pzdr https://www.youtube.com/watch?v=0Rn3siX93fM

    1. PIotr Ryka pisze:

      Zależy co rozumieć przez szerokość sceny głośnikowej. Wiele słuchawek, zwłaszcza te gorsze, gra w głowie, i wówczas o szerokiej scenie oczywiście nie ma mowy, ale jest sporo takich, które grają po bokach głowy, a wówczas scena staje się nienaturalnie szeroka, też całkiem nieprawdziwa. Dobre głośniki w dobrym pomieszczeniu scenę powinny budować przede wszystkim w głąb. Gdy scena wyłazi bokami za ściany, nie jest przecież prawdziwie. U samych słuchawek sceny są bardzo różne – zarówno okropne jak i fascynujące. Najprawdziwsza jest w AKG K1000, ale na mnie większe wrażenie robiły te mniej prawdziwe – można powiedzieć przedobrzone – z Grado GS1000 czy Stax SR-Omega. Nie tak trójwymiarowe, ale głębsze i obszerniejsze. Ogólnie biorąc kształt i odbiór sceny to bardzo indywidualny parametr odbioru. A co do Matrix i kątów głośników, to dla mnie ważne było poczucie naturalności samego dźwięku a nie kształt sceny. Tym się kierowałem wybierając 15 stopni, a nie samą scenę. Bo cóż po scenie, kiedy dźwięki są mniej prawdziwe? Ale, jak napisałem w recenzji, każdy może wybierać ustawienie sobie najbardziej odpowiadające. U mnie było to akurat 15 stopni i nikomu takiego nie narzucam. Dodatkowo w grę wchodzą jeszcze zapewne kształty małżowin, które każdy ma inne. <poza tym można woleć scenę od samych dźwięków. To subiektywny wybór i nie można tu za kogoś decydować.

      1. MAREK pisze:

        Dodam tylko od siebie, że mi najbardziej pasuje jak wszystkie te matrixy w Phonitorze są wyłączone. Wtedy daje mi to najlepszy efekt.

  6. Maciej pisze:

    Polecam posłuchanie AKG Q701 z Phonitorem. Po tym doświadczeniu planuję zakup tego modelu AKG. Mój największy błąd to to że wcześniej nie spróbowałem. Fenomenalne nauszniki, jeśli ktoś lubi przekaz nautralny a nie pokaz fajerwerków na jeden wieczór.

  7. taka sytuacja pisze:

    w skrócie: SPL Phonitor czy IFI iCAN Pro, do Meze Empyrean?

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Sobie bym kupił Phonitora. Ale wymaga muzykalnego źródła.

  8. Kalol pisze:

    Czy rekomanduje Pan zakup hd 600 do phonitora xe?
    pozdrawiam

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy