Recenzja: Spendor SP100R²

spendor-sp100r%c2%b2-hifiphilosophy-013   Firma Spendor została założona przez małżonków Spencera i Dorothy Hughes ponad pół wieku temu, w 1960 roku, którego nawet ja nie pamiętam. W roku tym Maurizio Pollini wygrał VI Konkurs Chopinowski, świat stanął na krawędzi III wojny światowej w wyniku kryzysu kubańskiego, a z rzeczy przyjemniejszych założono zespół The Beatles. Równoległe względem tamtych wydarzeń założenie firmy Spendor miało miejsce w onych to właśnie niespokojnych ale dynamicznych i niosących wiatr przemian czasach, tyle że w niewielkim Hailsham na terenie hrabstwa Sussex opodal Kanału La Manche, a więc dość daleko od Liverpoolu, jeszcze dalej od Warszawy, a już całkiem daleko od Kuby. Korzenie Spendora wiodą do BBC, dla którego Spencer Huges pracował i gdzie używane były monitory Spendora, przechodząc najcięższe próby nagraniowe. Jako pierwsze testom takim poddane zostały BC1, dla których dopiero z czasem odkryto możliwość zastosowań domowych a nie tylko studyjnych, i które utorowały drogę konstrukcjom Spendora na konsumencki a nie tylko profesjonalny rynek. Dodajmy jeszcze, że nazwa Spendor pochodzi od początkowych liter imion małżonków Hughes, a sam firma stanowi obecnie własność Philipa Swifta, współtwórcy Audiolaba i przyjaciela nieżyjącego już  Spencera.

Zacytowałem powyżej sam siebie z recenzji kolumn Spendor D7, gdyż nie widzę powodu, by sławną angielską markę innymi słowy raz jeszcze anonsować. Tym bardziej, że rzecz będzie o jeszcze bardziej dla niej reprezentatywnych głośnikach – wielkich monitorach SP100R², które są trójdrożne i tak naprawdę pełnogabarytowe, aczkolwiek nie z podłogowych podstaw wyrosłe tylko poprzez rozrost konstrukcji monitorowej. Tego rodzaju przerośnięte monitory nie są niczym niezwykłym i można przywołać chociażby CR-1 japońskiego TAD-a, czy klasyczne wielgusy Extrema od Sonus Faber. Względem nich Spendor SP100R² jest jednak monitorowy zdecydowanie bardziej, przynajmniej w rozumieniu głośników powstałych na użytek studiów nagrań, klasycznie angielskich, genetycznie od BBC; a już zwłaszcza cienkościennych, z obudowami mającymi akustycznie zanikać a nie uczestniczyć w tworzeniu dźwięku. Tu dla SP100R² konkurencją i porównaniem byłby raczej Stirlig Broadcast LS3/6, Graham Audio The BBC LS5/8 i Harbeth 40.1, ale że ich w pobliżu nie ma, to i porównania nie będzie.

Same SP100R² datują się tak naprawdę na rok 2007, ale były potem kilkakrotnie modyfikowane i ostateczną postać przybrały w 2010. Stanowią ostatnie ogniwo rozwojowe długiego ciągu ewolucyjnego, sięgającego korzeniami czasów założenia Spendora, czyli owych zamierzchłych lat 60-tych. To wówczas zyskiwała ostateczny kształt datowana jeszcze na lata 40-te idea niewielkich monitorów studyjnych, z czasem produkowanych zarówno w wersji bliskiej pierwowzoru, jak i znacznie powiększonej. Taka szczególnie duża, to właśnie obecnie opisywane i pora tym nareszcie się zająć.

Budowa

Naszą redakcję nawiedziła naprawdę wielka, staromodna rzecz - Spendor SP100R².

Naszą redakcję nawiedziła naprawdę wielka rzecz – Spendor SP100R².

   Zdążyłem już wyartykułować, że słuchane teraz quasi-monitorowe kolumny są duże. Bycze nawet i dużo miejsca w pomieszczeniu zajmujące. Nic też w nich nie ma z prób wdzięczenia się do użytkownika wyglądem. Nie próbują być smukłe, wymyślne, giętkolinijne. Zwykłe szafki z głośnikami, i to szafki naprawdę spore. Nie aż kredensy, ale i nie szafeczki. Zwalistą, brutalnie prostą bryłą napierają na patrzącego, a równie brutalne metalowe stelaże pasują do nich jedynie rozmiarem. Śladu nie ma estetycznego dialogu pomiędzy drewnianą szafą u góry a metalowym ażurem pod spodem. Pełne wizualne rozbicie i niczego poza najprościej rozumianą funkcjonalnością.

Czy zatem powinniśmy się załamać? Niekoniecznie. Proste formy wróciły jakiś czas temu do łask i nowoczesne wystroje wnętrz jak ognia unikają bogatych zdobień, łuków, linii niepokojąco falistych, natłoku. Zapanowała skandynawska, ascetyczna, dyktowana przez koncern Ikea moda na prostotę, najczęściej oferowaną w arktycznej bieli; a do takiego na prostocie ufundowanego wnętrza, z ozdobnikami jedynie w postaci wazonów, rzeźb  czy obrazów, te boleśnie proste Spendory będą pasowały. Dadzą też wytchnienie oczom wszędzie tam, gdzie wciąż panuje zdobniczy przepych; byle tylko nie wstawiać ich do małych pomieszczeń, bo wówczas przytłoczą. Poza tym, jak prawie każde kolumny, brać je można na dwa sposoby – z maskownicami lub bez. W ich wypadku te maskownice, jak i całe głośniki, są retro; z grubo tkanego materiału w brązowawym kolorze, oferującego dużą, pustą połać. Coś więc do zaakceptowania jedynie w naprawdę pokaźnym wnętrzu, gdzie stojąc w oddaleniu nie będą się narzucały. W pomieszczeniu mniejszym i na użytek audiofila bardziej radykalnego, który maskownic nie toleruje, zdjęcie osłon uwolni sympatyczniejsze dla oczu drewniane tło fornirowe; identyczne jak reszta obudowy i urozmaicane połyskliwymi membranami głośników oraz matową czernią bass-refleksów. A wówczas zrobi się ciekawiej i nawet te ażurowe podstawki okażą się bardziej pasować.

Ogromu tych głośników ustawionych na równie staromodnych standach zdjęcie nie są w stanie w pełni oddać.

Ogromu tych głośników ustawionych na staromodnych standach zdjęcie nie są w stanie oddać.

Utrudniająca estetyczne wkomponowanie skala rozmiaru nie jest wszakże wyrazem braku wzorniczej dbałości. Skrywa ważki atut, mianowicie 30-centymetrowy głośnik basowy z bextrenową membraną (a więc z gumowanego polistyrenu); swą wielkością obiecujący prawdziwe basowe doznania. Tego typu potężne głośniki stanowiły niegdyś normę i nikt nie ośmielał się wmawiać publice, że niski bas da się wyłonić z małoformatowej membrany. Zwłaszcza że membrany te były naonczas jak raz papierowe i z czasem dopiero z bextrenu i innych tworzyw, bardziej pozwalających na na roztaczanie bajek; natomiast o berylowych czy diamentowych nikt jeszcze nawet nie myślał. Sam miałem w swoich Altusach takie wielkie, papierowe głośniki, niemniej trzeba przyznać, iż owe Altusy łatwiejsze były do wzorniczego przełknięcia, odznaczając się o wiele mniejszą głębokością. Za rozległą połacią frontu nie rozciągała się u nich wielkopojemnościowa kubatura, toteż wyraźnie były szersze niż głębsze. Tu natomiast głębokości też nie brak, a w efekcie kubatura całości zdecydowanie wzrasta. Generowany z jej czeluści dużym głośnikiem bas wspierać będą wycelowane w nas dwa bass-refleksy, czyli naprawdę niskie zejścia powinny zaistnieć. To zresztą u Spendora nie nowość, o ile przypomnieć sobie pojawiający się u D7 bass-reflex piątej generacji w oparciu o zwężki Venturiego. Powyżej, u samej góry, środek pasma spomiędzy 550 a 5000 Hz obsługuje także niemały, 18-centymetrow głośnik szerokopasmowy o polimerowej (a więc nowszego typu) membranie ze szczególnego kształtu, wyraźnie wystającym, metalowym korektorem fazowym. Podobnie jak wielki niskotonowiec jest produkcji samego Spendora, w odróżnieniu od branego aż z Norwegii 22-milimetrowego tweetera chłodzonego cieczą autorstwa Seas.

Głośniki pracują w układzie geometrycznym „fałszywego” d’Appolito, czyli z tweeterem pomiędzy dolnym subem a górnym wooferem; będąc pod tym względem autentycznym wyjątkiem wśród dużych monitorów Spendora, Grahama i Stirlig Broadcast. Nie znajdziemy także analogicznej konfiguracji u innej brytyjskiej marki oferującej podobne kolumny – należącego do tego samego właściciela co Spendor Harbetha.

spendor-sp100r%c2%b2-hifiphilosophy-005

Mamy tu do czynienia z kolumną trójdrożną z głośnikami ustawionymi w układzie przypominającym d’Appolito.

Łatwo natomiast znajdziemy pojawiający się także tutaj wzorzec dwóch zawieszonych na średniej wysokości bass-refleksów, które jednak tylko u Spendor SP100R² okalają tweeter.

Wszystko razem pozwala pokrywać dźwiękiem pasmo z przedziału 45 Hz – 20 kHz, waży 38 kg na sztukę, a zalecana wysokość podstawek to 35 – 50 cm. Kolumny są bardzo skuteczne, czego aż tak wyraźnie nie sugeruje nominalna efektywność 89 dB, ale co pokazuje praktyka. Ich fornirowana na całej powierzchni obudowa ma wszędzie grubość 12 mm i jest wzmacniana jedynie w narożnikach, a z tyłu wystają z niej dwie pary przyłączy głośnikowych, fabrycznie zaopatrywanych w płaskownikowe zwory, których nie polecam.

Całość kosztuje 39 900 PLN i pozostało posłuchać.

 

 

 

Odsłuch

Zadaniem kreowania wyższych częstotliwości zajmują się: 18 centymetrowy głośnik szerokopasmowy autorstwa Spendora, oraz 22 milimetrowy tweeter od Seas'a.

Kreowaniem wyższych częstotliwości zajmują się: 18-centymetrowy głośnik szerokopasmowy autorstwa Spendora oraz 22-milimetrowy tweeter od Seas’a.

   Czas wracać do własnych lamp. Co prawda Spendor wspomina o 250 watach dopuszczalnej mocy, a w prasie pojawiają się sugestie o znakomitej współpracy z Naimem i niektórymi innymi tranzystorami, ale już się za swoimi lampami stęskniłem. Dosyć tranzystorowej obróbki dźwięku, pora oddać pole popisu dużym triodom przedwzmacniacza i hybrydowej końcówce mocy. Tym bardziej, że takie te Spendory skuteczne. Napędzanie ich w sensie potrzebnej energii to betka i jawna kontra względem potężnego wyglądu. Jednakże łatwość energetyczna nie musi oznaczać łatwości budowania systemu, a chociaż sprzęt lampowy (mówiąc o tym wybitnej jakości) zazwyczaj łatwiej sobie radzi od tranzystorowego, to wcale tak łatwo tym Spendorom zorganizować środowisko nie jest. Nie wiem, jak to wygląda z samym pomieszczeniem odsłuchowym, ale zdaje się, że poniżej 20 metrów będzie im duszno. Na dwudziestu kilku natomiast w sam raz, ponieważ nie mają tendencji do budowania jakiejś dźwiękowej potęgi w oparciu o wielkie źródła, tylko format mają raczej normalny, czasami tylko powiększony. Tak więc do miejsc o powierzchni 20-30 metrów nadadzą się najbardziej, byle tylko zapewnić im… Tak, one są dość specyficzne i mają swoje wymogi. Na Audio Show dwa lata temu świetnie grały z elektroniką Accuphase i końcówką mocy Lebena, a teraz podobnie u mnie, czyli że raczej lampy. Choć może faktycznie ten Naim? No, może – nie miałem okazji sprawdzić. Ale w to, że z nim będzie jeszcze lepiej, to szczerze wątpię. Głowę dam nawet, że nie. Tym niemniej same lampy oraz ogólnie wysoka jakość elektroniki i okablowania wcale nie są gwarancją sukcesu. To znaczy: dobrze na pewno będzie grało, o to nie ma zmartwienia, ale walczymy przecież o optimum. A pomiędzy „dobrze” a „optymalnie” różnica może być zasadnicza. I u mnie też taka się pokazała – i w oparciu o kable. W sumie to jeden kabel, ten głośnikowy. Pewny sukcesu zacząłem od Enteqa i na tej pewności się przejechałem. Dwa raz nawet, ale raz nie przez niego tylko przez zwory. Jakiś dowcipniś słuchał bowiem tych Spendorów przede mną ze zworami naprędce sporządzonymi ze zwykłych drutów, a ja się im nie przyjrzałem i wziąłem te druty (końcówek nie było widać) za coś markowego. Bodaj cię licho w dal niosło… Absolute Katastrofen, taką kategorię można by dołożyć do niemieckich rankingów. Każdy głośnik zagrał na własną rękę i ich rozejście było naprawdę spektakularne. Posłuchałem tego parę minut i by do reszty nie osiwieć dałem spokój. Następnego dnia (bo wtedy był późny wieczór) zacząłem od zworek. Te od Oyaide wyglądają skromnie, ale to wygląd mylący. Cena też nie jest skromna, bo 1600 złotych, ale przynajmniej wiadomo, za co się płaci. Dźwięk się momentalnie poskładał i pewien byłem, że sprawę mam z głowy. Ale figę!

Niskimi składowymi dowodzi ogromny, centymetrowy przetwornik

Niskimi składowymi dowodzi zaś ogromny, 30-centymetrowy przetwornik basowy.

Po kolei. Bo że z Entreqiem nie zagrało do końca poprawnie, to jedna sprawa; ale że ciekawie i że z tego płynie pewna nauka, to rzecz inna. I o tych spostrzeżeniach.

Zagrało specyficznie, że takiej mieszanki jeszcze nie miałem. W sensie atmosfery dosyć ciemno, ale nie mrocznie. Najzupełniej przejrzyście i żadnych niedopowiedzeń ani brzmień na wpół tylko ujawnionych, niemniej w atmosferze zmierzchu albo przynajmniej cienia. Bardzo poprzez to sympatycznie i nawet do w dużym stopniu urzekająco, a także bardzo słusznie. Bo w jasnym świetle to granie byłoby na pewno mniej atrakcyjne. Dlaczego?. Ano bo ten dźwięk był właśnie specyficzny, ale nie tym przymroczeniem, które spotykamy dość często, tylko poprzez rzadką konfigurację obrysu i wypełnienia. Obrys był bardzo specjalny, bo nie gładki tylko mocno akcentujący wszelkie nierówności i strzępki, co nadawało mu wyrazistego charakteru i odpychało od relaksu. Na pewno nie było to granie relaksujące na bazie masy, tłustości i basu, tylko takie sportowe, reportażowe, aktywne w poszukiwaniach i niczego nie usiłujące maskować. Prędzej gotowe słuchacza podrażnić sopranami niż tych sopranów zaniechać i prędzej w stylu jechania chropowatym materiałem tekstury niż jakimś gładkim jedwabiem. A w obrębie tych aktywnie strzępiących się obrysów coś na kształt pół-wypełnienia; bo z wypełnieniem słyszalnym, ale nie takim żeby ciążyło. To nie był puste kartony, ale i nie potężnie ważące paki, tylko takie z zawartością, jednak nie nazbyt ciężką. Dużo w tym i wokół tego powietrza, duża, nośność, dobra szybkość, więcej ataku niż podtrzymania. Dość oszczędne pogłosy, ale wyczuwalne wyraźnie i dużo indywidualizmu w brzmieniu, ale pozbawionego ciepła i głosowej słodyczy. Z wyraźnym akcentem na pogłębione rzeźbienie tekstur, swobodę oddechu i ukazanie ulotności bytów wszelakich, a mniejszym na gładkość, ciężar i trwanie. Urokliwie, ale ulotnie; lekko, lecz nie pusto; szybko, lecz nie pośpiesznie. Wyraźnie, ale nie substancjalnie; swobodnie, ale nie w całościowym ujęciu; spektakularnie, ale nie tak do końca. A wszystko to na scenie, która też była nietuzinkowa i to nawet bardzo. Zwyczajem monitorów (okazuje się, także tych wielkich) wszystko działo się z tyłu, za osią ustawienia, przy głębokości dobrze się zaznaczającej, ale nie jakiejś przepastnej. Niemniej z wyraźną perspektywą, bo plan pierwszy nie w samej linii głośników tylko  metr przeszło za nią, czyli najgłębszy z dotąd widzianych.

Z tyłu spotkamy zaś jedynie podwójny zestaw terminali, który aż prosi się o bi-amping. Lub chociaż zworki lepsze od tych dołączanych seryjnie...

Z tyłu spotkamy podwójny zestaw terminali.

A najlepsza w tym wszystkim stereofonia. Byłbym zdania, że przy tej szerokości obudów i braku zwalczania rezonansów: jakiegoś zaokrąglaniem krawędzi, wysmuklania korpusu dla lepszego opływu, czegokolwiek choćby w tym stylu, stereofonia może być co najwyżej poprawna. A tu proszę – popis. Znakomite podtrzymanie dźwięku na całym obszarze, całkowite oderwanie go od głośników, wzorcowo wypełniony środek sceny, precyzja ogniskowania na całej powierzchnii, swoboda przepływu, spektakularne dźwiękowe łuny. Takiej sceny to już dawno nie było, tyle że ta tutaj wyłącznie z pozycji daleko siadającego widza, że żadne tam dźwiękiem ogarnianie, ciśnienia akustyczne, promieniowanie dźwięku. A w takim razie więcej patrzenia niż dotykania, i to wyraźnie. Niemniej spektakl pierwsza klasa i to „znikanie” obudowy jak najbardziej skuteczne.

 

 

 

 

 

Odsłuch cd.

System ustawiony, czas wysłuchać, co firma Spendor ma najlepszego do zaoferowania.

System ustawiony, czas wysłuchać, co firma Spendor ma najlepszego do zaoferowania.

   Tak sobie słuchałem, słuchałem i złość mi się mieszała z radością. Bo jedne rzeczy w popisie, a inne wybrakowane. Mięsistego basu ni skrawka, a przecież ten wielki głośnik… Ani poezji lamowej, a dwanaście lamp w torze… No nic, ma ten Entreq osobliwą predyspozycję zjadania niekiedy basu i nie ma na to rady. Raz gra tak, że człowiek ze szczęścia zamiera, a kiedy indziej ma go ochotę udusić. Albowiem – miejmy nadzieję – te braki to robota Entreqa, bo jak nie… Ale bez przesady. Na Audio Show grało super, to i tutaj musi…

Następnego dnia zatem od startu do Siltecha, bowiem równiejszy jest i nie taki kapryśny. Wypełnienie zawsze ma lepsze i gładkość takoż. Więcej melodii a mnie wyrazistości, co czasem się przydaje, a czasem niekoniecznie. Ale tu się przydało.

Odsłuch na bazie Siltecha wykazał jednoznacznie, że pewne cechy do flagowych monitorów Spendora przynależą trwale, a inne incydentalnie. Trwała jest postać sceny, przynajmniej kiedy budować ją w pomieszczeniu takim jak moje i stawiać półtora metra od ściany z tyłu a metr od bocznych; trwała też dążność do wyraźnej artykulacji a nie uprzyjemniającego wygładzania; i trwałe coś jeszcze, o czym za moment.

Scena ukazuje się zawsze z mocno cofniętym pierwszym planem przy sporej lub dużej głębi i z całkowitym oderwaniem dźwięku od miejsc jego fizycznego powstania oraz z rewelacyjną stereofonią. Z tym, że u Siltecha źródła dźwięku nieznacznie urosły, a sam dźwięk przeistoczył się wydatnie. Wciąż pozostała jednak przy nim, choć w nieco złagodzonej formie, pewna cecha istotna, decydująca w znaczącej mierze o jego postaci. Cecha obecna także z Entreqiem, lecz przy nim nie opisana. Otóż dźwięk posiadał coś, co trudno dosyć określić, ale co nazwałbym wewnętrzną wibracją. Nie więc na zasadzie, że oto jest sam dźwięk podstawowy i dookoła niego ewentualnie pogłosy, tylko on sam miał taki wewnętrzny dodatek, przydający każdej artykulacji spiżowego pogłosu.

Trzeba powiedzieć sobie uczciwie na wstępie - ten typ brzmieniowej prezentacji nie musi się każdemu podobać.

Trzeba powiedzieć sobie uczciwie – ten typ brzmieniowej prezentacji nie musi się każdemu podobać.

Pisałem o tym już kiedyś, ale nie zaszkodzi przypomnieć. W dawnych czasach, kiedy aktorstwo nie polegało na graniu w tasiemcowych serialach i mizdrzeniu się do prasy brukowej, a bycie lub nie aktorem nie zależało głównie od układów towarzyskich, aktorzy dobierani byli nie tylko pod kątem powierzchowności i predyspozycji symulowania stanów emocjonalnych, ale także nośności głosu. Dlatego kiedy oglądamy stare filmy, bardzo często (chociaż nie zawsze) natykamy się na ludzi o nieprzeciętnych, szczególnie dźwięcznych i nośnych głosach. Podobna sytuacja jest z głosami w tych Spendorach. Dorabiają do każdego głosu wewnętrzną wibrację, czyniącą go bardziej rozedrganym, osobliwym i nośnym. Gdyby do testu użyć samych płyt nowych, wcześniej nie słuchanych, można by tego nie spostrzec, ale kiedy bazuje się na zbiorze doskonale znanych nagrań, nie sposób to przeoczyć. (Przeuszyć byłoby właściwsze.) Czasami ta doza wewnętrznego pogłosu jest niewielka, dorzucając jedynie nieco większą nośność, pogłębiając specyfikę i oddalając od bycia takim codziennym, prozaicznym. Czasami jednak – jak na przykład w odniesieniu do fortepianu – staje się pierwszoplanowa, wraz z tym dalekim pierwszym planem decydując o postaci odbioru. Nie słyszałem jeszcze u siebie fortepianów stawianych tak daleko, tak dzięki temu całościowych do ogarniania spojrzeniem i tak skupionych na wibracji. Nie do końca autentycznej, nie dość mistrzowskiej względem najlepszych i nie tak złożonej harmonicznie, gdy porównywać do zawodników wagi Focal Grande Utopia czy Vox Olympian, ale mającej wyrazisty smak własny. Zaskoczony byłem kompletnie, kiedy to usłyszałem, tak było to osobliwe. A sytuacja powtarzała się od utworu do utworu, od płyty do płyty. To samo w przedstawieniach operowych, to samo u rockowych kapel, to samo wszędzie indziej. Najmniej wyczuwalnie w muzyce elektronicznej, gdzie dziwność jest szczególnym środkiem artystycznym, ale w każdym innym wypadku wrażenie bycia widzem na koncercie było szczególnie dobitne, pozycjonując wszystko inne. Toteż jeżeli ktoś lubi muzykę tak podawaną a nie wstrzykiwaną prosto do ucha przez wykonawców z bezpośredniego sąsiedztwa, to są te Spendor SP100R² dla niego wymarzonym partnerem i oczywistą propozycją zakupu.

Kolumny te tworzą odległe, muzyczne pejzaże, nie mające wiele wspólnego z przytulnością czy bliskością.

Kolumny tworzą odległe muzyczne pejzaże, nie mające wiele wspólnego z przytulnością czy bliskością.

We wszystkich pozostałych aspektach brzmienia kabel Siltecha nie pozostał na pozycji podtrzymania cech charakterystycznych z Entreqiem, tylko czynił brzmienie Spendorów lepszym. Wyraźnie dorzucił ciepła i gładzi, wydobywając nareszcie lampowy charakter toru i poprawiając piękno głosów, na co w nie mniejszym stopniu wpływ miało lepsze wypełnianie. Cięższe niż przedtem, melodyjniejsze, bardziej gibkie i zgrabniej uformowane pozwalały lepiej oswajać wrażenie autentycznego bycia na koncercie, które w takim stopniu z innymi głośnikami bardzo rzadko się zdarza. Ale najważniejsze dla całości odbioru wciąż pozostało przyswajanie brzmień i głosów akustyczne podrasowanych, szczególnie wibrujących. Zawsze odniesionych do dużego obszaru lub powiększonych, kiedy nagranie zdradzało szczególnie intymny, wykluczający duży obszar charakter. Nie zatem muzyczne piękno jako coś szczególnego, ale oswojonego, przeniesionego na grunt własny, do własnego pokoju; tylko bardziej na zasadzie eksportu słuchacza poza własne wnętrze, do miejsc gdzie to muzyczne piękno a nie on jest u siebie.

Uzupełnijmy pozostałe kwestie. Kolumny z oboma kablami okazały się szczegółowe i z bardzo staranną dykcją. W obu też przypadkach efektownie przyciemniające przekaz i lekko ściągające pasmo ku dołowi, ale bez najmniejszych od tego ubytków na górze. Soprany zatem mocno wyrażane, bez żadnych ustępstw na rzecz uprzyjemnienia, lecz zarazem w odbiorze przyjemne, nie męczące. Mocno obecne, nieco chropawe, odrobinę surowe, ale łatwe do przyswojenia i nie stwarzające trudności. O szczególnie rozwibrowanych głosach pośrodku pasma już wspominałem, trzeba natomiast poświęcić chwilę basowi. Spodziewałem się zejść bardzo niskich i jego dominacji, a także tłustego, wyjątkowego pełnego brzmienia, o może nie do końca najlepszej rozdzielczości.

Ale jeśli zależy nam na koncertowych wrażeniach, to Spendor SP100R² może się okazać wprost wymarzoną kolumną. I tym melomanom polecamy je gorąco!

Ale jeśli zależy nam na koncertowych wrażeniach, to Spendor SP100R² może się okazać wprost wymarzoną kolumną. Poszukującym tego melomanom polecamy gorąco!

Tymczasem wszystko na odwrót – to znaczy bas rzeczywiście dość mocny ale bez żadnej dominacji, z wyraźną przewagą akustyki nad wypełnieniem. Żadne więc tłusto i gęsto, tylko rozdzielczo, przestrzennie i ponownie z rozwibrowaniem. Dobra do tego dynamika, ale bez bezpośredniego ataku, oraz przede wszystkim to nieustające poczucie bycia na autentycznym koncercie. A z tego całościowe wrażenie? Siedziałem do późnej nocy, długo się przysłuchując. Podobało mi się. Szczególnie to mieszanie dystansu i wibracji z ciepłem i bezpośredniością. Wrażenie najbardziej ogólne to nietuzinkowość. Te głośniki grają inaczej i można od tego uciekać, a można to sobie cenić. Mnie pozostaje neutralność, ponieważ mam tylko opisać.

 

 

 

Podsumowanie

spendor-sp100r%c2%b2-hifiphilosophy-006   Nawiązujące konstrukcyjnie do czasów zamierzchłych głośniki Spendora niemało mnie zaskoczyły. Oczekiwałem brzmień bliskich, przeciętnej raczej stereofonii, normalności w postaci prozy życia, a na okrasę mięsistego, dominującego nad resztą basu przy akompaniamencie pojękujących, raczej jaskrawych sopranów. Pisząc to oczywiście przejaskrawiając, jako że wcześniej tych Spendorów słuchałem i wiedziałem, że są świetne. Nie podejrzewałem jednak, iż okażą się tak specyficzne. Inaczej je zapamiętałem, a może inaczej wówczas grały? Bardziej normalnie, podobniej do innych, bardziej sztampowo – a tylko wyjątkowo w tym dobrze. W tamtym odsłuchu uczestniczył procesor akustyczny Accuphase, tak więc z dźwiękiem mogli zrobić co chcieli i nie wiem co zrobili, niemniej doskonale im wyszło i pełen byłem uznania. Tym razem, w dużo lepszych warunkach akustycznych niż na Audio Show, ale surowszych pod względem możliwości ingerowania w brzmienie, przejawił się indywidualizm dobitny, narzucający kształt sceny, postać dźwięku i sposób całościowego odbioru. Styl mocno faworyzujący koncertowy charakter aranżacji, choć umiejący się zmusić do intymnych związków. Utwory stawiające na bezpośredniość nie zostają bowiem z tej bezpośredniości odarte, a jedynie wykonawcy nieco się odsuwają, stając zarazem większymi (chociaż nie zawsze), co wyrównuje rachunek. A że z odpowiednim okablowaniem głosy są ciepłe i naturalne, intymność pojawia się natychmiast Nieodmiennie jednak zyskują te głosy ową wewnętrzną wibrację – czasami nieznaczną, czasami większą, a u wykonawców mających ją z natury (jest takich przecież wielu) jedynie trochę podkreśloną. Na to wszystko można nie zwrócić uwagi, ale dla osób wrażliwych na różnice tak stworzony muzyczny świat okaże się inny. I dla nich szczególnie, ale także dla pozostałych, będą to przede wszystkim głośniki do muzyki obrazującej atmosferę koncertową, a nie koncerty zminiaturyzowane, wtłoczone do małego wnętrza, bądź nawet całe wtrącone do głowy, jak to się często zdarza w przypadku słuchawek. (Skądinąd wszystko, czego doświadczamy, ma miejsce wyłącznie w naszych głowach; ale to inna, bardziej filozoficzna kwestia, spisana w mnogich opasłych tomach, których nikt nie czyta.)

 

W punktach

Zalety

  • Atmosfera koncertu.
  • A więc koncertowo ukazana scena.
  • Rzadko spotykane umiejętności stereofoniczne.
  • Wraz z tym daleki pierwszy plan, pełne oderwanie dźwięku od kolumn, doskonale wypełnione centrum i efektowna ruchliwość muzycznych obrazów.
  • Lekko przyciemniona i obniżona tonacja sprzyja popisowości i łatwości słuchania.
  • Dobre panowanie nad sopranami.
  • Ludzkie głosy ze spotęgowaną wibracją.
  • Konturowy, raczej twardy, szczegółowy bas.
  • Dobre plasowanie detali w całości obrazu.
  • Potrafią grać muzykalnie.
  • Także ciepło i przyjaźnie.
  • Daleki pierwszy plan nie niszczy intymności w wymagających jej utworach.
  • Łatwe do napędzenia.
  • Duże średnice głośników (stara szkoła).
  • Bi-wiring.
  • Piękny fornir.
  • Ze zdjętymi maskownicami wyglądają na mniejsze i bardziej sympatyczne.
  • Dobrze się sprawdzająca technika „znikających obudów”.
  • Sławny producent.
  • Made in England.
  • Polski dystrybutor.

 

Wady i zastrzeżenia

  • Duże gabaryty oraz brzmieniowy styl z dalekim pierwszym planem predestynują do co najmniej średnio dużych pomieszczeń.
  • Nie dla lubiących brzmienia szczególnie miłe, bliskie i bezpośrednie.
  • Podstawki o słabej korelacji estetycznej z głośnikiem.

 

Dane techniczne Spendor SP100R²:

  • Kolumny trójdrożne, otwarte, podstawkowe.
  • Głośnik wysokotonowy: 22-milimetrowy, szerokokątny, chłodzony cieczą.
  • Własnej produkcji Spendora 18-centymetrowy, polimerowy głośnik średniotonowy z korektorem fazy.
  • Własnej produkcji Spendora 30-centymetrowy głośnik basowy z gumowanego polistyrenu (bextrene).
  • 2 x bass-reflex.
  • Pasmo przenoszenia: 45 Hz – 20 kHz ± 3dB.
  • Czułość: 89dB/1W/1m.
  • Punkty podziału zwrotnicy: 550 Hz, 5 kHz.
  • Typowa odpowiedź akustyczna: – 6 dB przy 35 Hz.
  • Impedancja nominalna: 8 Ω.
  • Impedancja minimalna: 5,5 Ω.
  • Moc zalecana: 200 W.
  • Wymiary: 700 x 370 x 430 mm
  • Wykończenie: wiśnia (ciemny orzech na zamówienie).
  • Waga: 36 kg/szt.
  • Wysokość podstawek: 350-500 mm (nie dołączone).
  • Zwrotnica na złotych przewodnikach.
  • Wewnętrzne okablowanie ze srebrzonej miedzi.
  • Złocone terminale w bi-wiringu.
  • Stabilizujące temperaturę gumowane maty wewnętrzne.
  • Cienkościenna (znikająca) konstrukcja obudowy.
  • Cena: 39 900 PLN

 

System:

  • Źródło: Accuphase DP-700 SACD.
  • Przedwzmacniacz: ASL Twin-Head Mark III.
  • Końcówka mocy: Croft Polestar1.
  • Głośniki: Spendor SP100R².
  • Interkonekty: Harmonix HS101-Improved-S RCA, Nordost Tyr2, Sulek Audio RCA.
  • Kable głośnikowe: Entreq Konstantin, Siltech Signature.
Pokaż artykuł z podziałem na strony

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy