Recenzja: Spendor D7

Odsłuch

Spendor_D7_008_HiFi Philosophy

I choć sam wygląd tej konstrukcji wydaję się nie nazbyt ciekawy…

   Croft nareszcie powrócił z naprawczo modyfikacyjnych wojaży, tak więc odsłuchy odbyły się po bożemu, w oparciu o własną aparaturę pana recenzenta.

Zacznijmy tradycyjnie od ustawienia i wiążących się z nim kwestii scenicznych. Po kilku wykonanych z badawczego obowiązku próbach głośniki ustawiłem ponad półtora metra od ściany tylnej i nieco ponad metr od bocznych, uzyskując efekty dobrej, ale nie jakiejś spektakularnej jakości. Scena wiodła na około dwa metry do tyłu i w większości na szerokość rozciągała się między głośnikami, tylko sporadycznie rozlewając się szerzej. Nie było jakiegoś szczególnego promieniowania, ani wypełniania całego pokoju wysoce aktywnym medium, a raczej pewien ograniczony krąg zdarzeń. Można go było jednak pogłębiać dzięki przysuwaniu się bliżej, bo siadając jakieś półtora metra przed głośnikami dostawało się scenę głęboką na cztery a nie dwa metry, co sam odebrałem pozytywnie, mimo iż bardzo spójna przy dalszym ulokowaniu słuchacza rozgrywka na osi wytyczającej szerokość nieco mocniej w tym usadowieniu akcentowała stereofoniczne prawo-lewo. Największa siła głośników Spendora nie tkwi jednak w scenicznych popisach, tylko w samym dźwięku. Scenę mają dobrą, bez żadnych braków, ale i bez jakichś szczególnych doznań. Łatwo się na tej scenie odnaleźć i można ją opisać jednym słowem – normalna. Nie pojawiają się nasilone odbicia, nie ma za wiele pogłosowości, nie ma wytężonego promieniowania dźwięku. Wszystko jest w normie, czyli w takim dobrym audiofilskim zwyczaju. Dobra, nawet bardzo dobra stereofonia, wyraźne oderwanie spektaklu od kolumn, wyczuwalna holografia i wieloplanowość. Ale jednocześnie nic w tej mierze zaskakującego, tylko wszystko właśnie zgodne z normą, czyli standard. Co innego sam dźwięk. Ten jak za te pieniądze standardowy już nie jest, chociaż należy się z nim umiejętnie obchodzić. Spendory D7 to bowiem aparatura wymagająca odpowiedniego obchodzenia i pewnej pieczołowitości. One są po prostu za dobre i zbyt uczciwe, by można je było traktować byle jak. Nie da się ich zbyć poklepywaniem i opowiadaniem przaśnych dowcipów, bo one w zamian się nie uśmiechną, tylko jak lustro ukażą prawdę. A w lustro, kiedy się nie jest młodym i pięknym, nie warto zaglądać, bo nic ciekawego się nie zobaczy. Aparatury audio kwestia młodości wprawdzie nie dotyczy, bo zawsze ją można odmłodzić remontem, ale piękna już jak najbardziej. W efekcie swej lustrzanej szczerości nie dadzą się Spendory omamić jakimś nadmiernym, usiłującym maskować niedostatki sopranów basem, a braki w uzębieniu średnicy ukażą z beznamiętną szczerością. Co gorsza, ten ich chłodzony cieczą tweeter LPZ zachowuje się jak rasowy wierzchowiec, zdolny do cwałowania i pokonywania wysokich przeszkód, ale wymagający silnej ręki.

Spendor_D7_012_HiFi Philosophy

…to już zawarte w niej rozwiązania techniczne jak najbardziej.

Dopiero co recenzując przetwornik Phasemation użyłem ze Spendorami Lebena CS300F i te soprany za bardzo się tam wymykały ku górze, niesfornie podnosząc całą tonację. Tak więc zachowanie równowagi tonacyjnej lub ewentualnie nieznaczne jej obniżanie, na przykład odpowiednim okablowaniem, to wymóg wstępny uzyskania od D7 tego o co nam chodzi, czyli pięknego brzmienia. Zgodnie z moimi przewidywaniami tandem ASL Twin-Head na dużych triodach 45′ Emission Labs i Croft Polestar1 na małych triodach 801S Telefunkena nie miał z tym żadnego kłopotu. Nie były to soprany aż tak doskonałe jak z wstęgi Raidho, ale niewątpliwie popisowe. Migotliwe, misterne, szybkie, roziskrzone i jednocześnie rozpostarte przestrzennie, trójwymiarowo uformowane. Nie tylko umiejące cykać, ale także opowiadać złożoność wysokich akordów i czynić każde uderzenie w fortepianowy klawisz wydarzeniem a nie jakimś króciutkim, banalnym plim-plam-plum. Z prawdziwą przyjemnością słuchałem popisów fortepianowych Rubinsteina, przypominając sobie ich brzmienie z wrocławskiego spotkania Audiofil, gdzie skutkiem złej akustyki nie mogły się całościowo rozwinąć. A tutaj nic z tych rzeczy: każde uderzenie w klawisz obdarzało złożonością i pełnym wyklarowaniem. Warto się postarać o posiadanie systemu mającego takie soprany, zwłaszcza kiedy się słucha muzyki innej niż tylko rockowa. Takie soprany w odniesieniu do kolumn głośnikowych nie są tanie, a te oferowane przez Spendory D7 mają potencjał jak za co najmniej dwa razy takie pieniądze.

Zaczęliśmy przewrotnie od góry, trzeba zatem opisując pasmo w dół schodzić. Średni zakres to znów u tych Spendorów przykład lustrzanego odbicia. Nie ma tu bowiem ani ocieplania, ani dosładzania, ani przeciągania fraz. Wokale nie staną się automatycznie nawet w połączeniu ze wzmacniaczem lampowym lepkie, słodkie i gorące. Kupując te głośniki nie zamawiamy cappuccino z podwójnym cukrem, by osładzać i zgęszczać cherlawy system o cierpkim smaku, tylko dostajemy narzędzie zdolne wiernie oddać zalety aparatury. Nie ma zatem sensu żenić Spendorów D7 z czymś co samo w sobie nie jest wysokiej klasy, bo najwyraźniej profesjonalny rodowód firmy Spendor wciąż dochodzi w przypadku ich produktów do głosu, czyniąc je wiernymi a nie umilającymi.

Spendor_D7_005_HiFi Philosophy

Wszystkie membrany własnej produkcji, w tym wysokotonowiec typu LPZ,obiecujący soprany najwyższych lotów.

Cała zaleta tkwi natomiast w stopniu tej wierności, bo nie są to głośniki tylko neutralne i tylko obiektywne, ale aż obiektywne i aż neutralne. Ich obiektywizm i wyważenie nie są pobieżne ani zdawkowe, a popisowe. Efekt jest taki, że dobrze różnicują jakość nagrań, ale przy odpowiedniej jakości napędzie słuchanie nawet tych słabych okazuje się przyjemnie, zarówno poprzez to, że możemy właściwie ich jakość oceniać, jak i to, że mimo słabości ich muzyczna esencja zostaje zachowana. Spendory wiernie oddając jakość nie odzierają z  uroku i magii. Nie są tylko analityczne, a nawet są analityczne jedynie przy okazji. Niezależnie od głębokiego poziomu analizy doskonale zachowują muzycznego ducha, co o niebo jest lepsze od gołej analizy. Muzyka nie jest przez nie jedynie szkicowana, tylko odmalowywana z całym warsztatem realizmu, bez zbierania samych tylko szczegółów. Jeżeli poszukiwać u nich jakiejś maniery czy stylu, to będzie nim co najwyżej krótkość wybrzmień. Zdecydowanie nie przeciągają, dzięki czemu muzyczny obraz zyskuje na rytmie i szybkości. Nie należy tego mylić z jakąś zdawkowością, czy brakiem należytego podtrzymania; nowe dźwięki następują jednak szybko po wcześniejszych i niczym pianista nie lubiący przeciągłego wybrzmiewania też używają w cudzysłowie pedału, by tę przeciągłość ukrócić. Dzięki temu wszystko dzieje się w tempie, a rytm i wartkość wysuwają przed nostalgię i refleksję. Przytupujemy, podrygujemy, kiwamy głową do taktu, nie mając czasu na rozmyślanie i zadumę. Adagio Albinoniego pozostanie oczywiście posępne, ale utwory wahające się pomiędzy rytmiką a tęsknotą, jak na przykład Kołysanka Zygmunta Koniecznego z Pornografii w reżyserii Jana Jakuba Kolskiego, opowiedzą się bardziej za tą pierwszą.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

17 komentarzy w “Recenzja: Spendor D7

  1. Michal Pastuszak pisze:

    Mnie tez te glosniki sie bardzo podobaly, do tego stopnia, ze przytargalem je do domu jakies rok temu liczac na powtorke spektaklu salonowego, niestety, ale okazaly sie ciut za duze do mojego, raczej przecietnej wielkosci, pomieszczenia i musialem je oddac z bolem serca. Ostatecznie wzialem wiec kolumny podstawkowe…

  2. Michal W pisze:

    czy w planach przewidziana jest recenzja VIOLECTIC V281, według wstępnych opinii to podobno świetny wzmacniacz słuchawkowy.

    1. Maciej pisze:

      Potwierdzam że najwyższe modele Violectric to bardzo ciekawe propozycje. Nie wiem czy tak dobre jak najwyższe modele Ear Stream… Ale za to mają pilota, przełączniki wzmocnienia, zbalansowane gniazda, dużo mocy.

      1. Piotr Ryka pisze:

        Może Ear Stream liczy na to, że się z nimi zmierzy i okaże lepszy. To by tłumaczyło pochwały pod adresem konkurenta. 🙂

        1. Maciej pisze:

          To jest o tyle względne, że nadchodzą czasy kiedy sam wzmacniacz słuchawkowy w obudowie to za mało. Nawet jeśli gra wielce wybitnie. Teraz potrzeba funkcji dodatkowych: pilotów, kilku wejść, wyjść na 2 pary słuchawek, przełączników wzmocnienia, topologii zbalansowanej, a i nierzadko DACa, końcówki mocy dla efektywnych kolumn na pokładzie. Widać to chociażby na przykłądzie nowego Phonitora, Violectrica i paru innych którzy już nie byli w stanie skonstruować lepiej grającego urządzenia (i których urządzenia grają istotnie już bardzo dobrze)

          1. Piotr Ryka pisze:

            W sensie wygody użytkowej to wszystko prawda, ale prawdą pozostaje też, że urządzenia ekstremalne powinny być w osobnych obudowach. Wszystkiego w jednym bez pewnej utraty jakości i pewnych kompromisów upchnąć się nie da. Dlatego najlepsze wzmacniacze słuchawkowe to jednak same wzmacniacze z ewentualnie dodaną funkcją przedwzmacniacza.

        2. Michal W. pisze:

          Piotrze, to nie ten Michal W. się wpisał powyżej. 🙂 Niemniej, jak pojawi się wola starcia na ringu HiFiPhilosophy, to przyprowadzę sprzętowych zawodników.

          1. Piotr Ryka pisze:

            Zatem kolejna prowokacja, zapewne ze strony fanklubu MichałaW i jego Ear Stream. Dobrze, jak się nadarzy okazja, zrobimy jakieś porównanie, a wcześniej wypadałoby także osobną recenzję.

  3. Piotr Ryka pisze:

    Na planie ogólnym są wszystkie co wybitniejsze wzmacniacze słuchawkowe, ale akurat tego nie brałem pod uwagę w najbliższej przyszłości, co zawsze można odmienić. Aktualnie piszę recenzję słuchawek Audio-Technica ATH-W3000ANV, a potem będę opisywał wzmacniacz słuchawkowy Divaldi.

    Trzeba będzie powrócić do praktyki sporządzania zapowiedzi, co porzuciłem z dwóch względów. Po pierwsze nie wszystko co zostało uzgodnione faktycznie przyjeżdżało, a po drugie ilekroć publikowałem listę przedmiotów do zrecenzowania, niektórzy inni recenzenci starali się jakoś udaremniać moje plany, starając się za wszelką cenę być w opisywaniu przede mną albo dzwoniąc do dystrybutorów by mi nie przysyłali. To oczywiście dziecinada, ale jednak uciążliwa, tak więc przestałem pisać o co zabiegam, by innym nie ułatwiać dywersji. Ale czytelnicy też mają swoje potrzeby, tak więc zapowiedzi trzeba będzie przywrócić.

  4. jan pisze:

    Przepraszam ze nie na temat, czy ktos posiada schemat kabelka do akg k812?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Na pewno ma Forza Audio Works skoro je robi.

      http://forzaaudioworks.com/en/

  5. Maciej pisze:

    Żeby nie było u mnie pudełek osobnych jest cała masa i też jestem zwolennikiem separowania odrębnych układów. Ale samodzielne drogie wzmacniacze słuchawkowe, które znam nie zrobiły na mnie takiego wrażenie żeby je kupić. Może jeszcze muszę poszukać…

    Natomiast funkcja wzmacniacza słuchawkowego i pre w jednym to w zasadzie to samo, lub coś uzupełniającego się, w najbardziej prostym wydaniu to kwestia dodanie wysokiej klasy selektora (np Elna) …

    1. Piotr Ryka pisze:

      Tak z marszu mogę zarekomendować jako wyjątkowe połączenia słuchawki Sennheiser HD800 ze wzmacniaczem Bakoon i Audeze LCD-3 ze wzmacniaczem Leben CS300F, a jako wzmacniacze uniwersalne Cary CAD-300-SEI i Little DO MKVI+.
      Jak z tego widać bycie wzmacniaczem głośnikowym dobrze wpływa na jednoczesne bycie słuchawkowym.

  6. Maciej pisze:

    Bo transformatory ogólnie chyba dobrze robią wszelkim membranom. O lampach nie wspominając 🙂

  7. Maciej pisze:

    A na marginesie Piotrze polecam do recenzji to cacko – dość unikatowa konstrukcja a firma z 'dacowymi’ dobrymi tradycjami. Choć niepozorna

    http://www.6moons.com/audioreviews/metrum3/5.html

    W Polsce metrum ma chyba dystrybutora.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Być może uda się przetestować, ale na razie co innego jest na rozkładzie. A dlaczego akurat to?

  8. Maciej pisze:

    Po pierwsze nowość, po drugie ich urządzenia zbierają bardzo dobre opinie a po trzecie bo nie ma sprzężenia zwrotnego – kwestia kontrowersyjna we wzmacniaczach słuchawkowych… acz ciekawa.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy