Recenzja: Sennheiser HDVD 800

Sennheiser_HDVD_800_01   Bardzo wiele wody musiało upłynąć we wszystkich rzekach świata, nim sławna firma Sennheiser ponownie wypuściła na rynek słuchawkowy wzmacniacz. Lat dokładnie dwadzieścia i dwa to zajęło, bo tyle czasu dzieli wzmacniacz HEV-90, mający za zadanie napędzać legendarne Orpheus HE-90, od HDVD 800, mającego służyć za napęd sławnym już i bardzo popularnym HD 800.

Że HD 800 nie grają aż tak dobrze jak Orpheus, to już sama firma Sennheiser półgębkiem przy ich wpuszczaniu na rynek przyznała, tłumacząc się, że Orpheus był wyjątkowy i jedyny w swoim rodzaju, a HD 800 to wprawdzie słuchawki bardzo wybitne, a nawet spośród produkowanych obecnie najlepsze, jednak całkiem przy tym normalne i na użytek zwykłych ludzi stworzone. Czy musi z tego wynikać, że także wzmacniacz dla nich musi być słabszy od tego dla Orpheusa? Zapewne nie musi, ale zapewne wynika. Ale tak to już jest, że jak się nie mierzy wysoko, to się raczej wysoko nie trafi. Nie musimy być jednak zgryźliwi. Wraz z przepływającą w rzekach wodą przepłynęły też czasy audiofilizmu salonowego, a nastały komputerowego. Coraz częściej słucha się muzyki z plików odczytywanych przez komputer i fakt ten nie uszedł uwagi firmy Sennheiser. Tak więc ich nowy, jakże długo oczekiwany wzmacniacz, jest wyposażony we wszystko co potrzebne by taką komputerową muzykę odtwarzać. Jednocześnie nie zapomina przy tym o posiadaczach odtwarzaczy CD i gramofonów, jako że sprawy nie zaszły jeszcze aż tak daleko, by żyło się samymi tylko plikami z komputera, tak więc nie tylko nimi żyje audiofil.

Budowa

Sennheiser_HDVD_800_02

I oto jest: Sennheiser HDVD 800

   Przypatrzmy się dokładniej, co też ten Sennheiser po tylu latach zaproponował. Wzmacniacz jest niewielki i niewiele waży, ale mały też nie jest. Podobnie jak wiele innych urządzeń tego typu jest pleczysty a płaski. Dzięki temu bez trudu mieści się pod dolną krawędzią komputerowego monitora, pozostając w zasięgu ręki osoby siedzącej za klawiaturą, z łatwością pozwalając się obsługiwać. Ów przymonitorowy naleśnik możemy otrzymać w wersji srebrnej być może z czasem też czarnej, a ja opiszę srebrną, bo taka koło mnie stoi.

Rzecz prezentuje się bardzo atrakcyjnie. Gładko wypolerowane i podobnie jak we wzmacniaczu Beyerdynamica jasnosrebrnym lakierem pociągnięte anodyzowane aluminium przyciąga spojrzenie i cieszy znakomitym wyglądem. Estetyczną dominantą jest fakt, że szerokie plecy ozdobiono dużym oknem z przeźroczystego pleksiglasu, przez które widać elementy elektroniczne i radiator, do złudzenia przypominające komputerową płytę główną. Wzorowy tam panuje porządek, a dodatkowego smaku dodaje widok obracającego się długiego wałka potencjometru i podświetlające się na niebiesko kanały doprowadzające przewody do selektora wejść. Selektor ten posiada sześć pozycji – Aes, Coaxial, USB, Optical, Balanced i Unbalanced, a wyboru dokonuje się dużym pokrętłem umieszczonym obok jeszcze większej gałki potencjometru. Poza tym mamy na wąskim panelu czołowym również podświetlający się niebiesko włącznik główny oraz aż cztery wejścia dla słuchawek: dwa zbalansowane 4 -pinowe i dwa zwykłe na duży jack. Można je wszystkie obciążać jednocześnie i, co ciekawe, nie powoduje to żadnego spadku zadanej głośności.

Sennheiser_HDVD_800_03

Prezencja prosta, zarazem niezwykle szykowna

Ta niespotykana umiejętność uświadamia użytkownikowi, że ma do czynienia z urządzeniem w klasie D, czyli wzmacniaczem typu digital. Cyfrowe wzmacniacze to jeszcze rzadkość, ale pojawiają się coraz częściej. Bardzo wiele one obiecują, ale jak dotąd niewiele tych obietnic spełniły. Parametry techniczne mają mieć fenomenalne, energii zużywać niewiele i także miejsca niewiele zajmować. Tego miejsca faktycznie mało zajmują, bo prawie ich nie ma. No ale ten od Sennheisera już jest. Jest i jest całkowicie wewnątrz symetryczny, co zwolennikom symetryzacji toru powinno dać satysfakcję. Mamy tu zatem to samo podejście do kwestii wzmocnienia co u Shiita Mjølnira, tyle że w cyfrowym wydaniu i nie tak purystyczne, bo do Mjølnira można było podpinać się tylko symetrycznie, i to zarówno w przypadku samych słuchawek jak i interkonektów, a HDVD 800 ma także zwykle jacki i wejścia RCA, o których wszakże powiada, że za nimi dokonuje na własny użytek wewnętrznej symetryzacji. Niech mu będzie, skoro taki symetryczny być musi, ale chyba ważniejsze jest to, że konwersję cyfrowo analogową obsługują w nim najwyższej klasy kości Burr-Browna, a potencjometrem jest znany z dobrej jakości Alps RK 27 Quad, o dobrze wyważonym oporze obrotu pokrętła. Najistotniejsza jest zaś w tym wszystkim umiejętność obsługi przez konwertery plików 24 bit/192 kHz, pozwalająca osiągać jakość płyt DVD-audio i SACD.

Sennheiser_HDVD_800_06

„Szyberdach” pozwala zajrzeć do środka

Ponieważ wzmacniacz jest także przedwzmacniaczem, i nawet jako przedwzmacniacz słuchawkowy został przez wytwórcę określony, na ściance tylnej znajdują się nie tylko wszystkie opisane selektorem wejścia, ale także para wyjść symetrycznych. Poza tym jest tam też oczywiście gniazdo dla kabla zasilającego.

Do wzmacniacza dołączono płytę CD z instrukcją obsługi i sterownikami, pozwalającymi łączyć go z komputerem za pośrednictwem kabla USB z pominięciem karty dźwiękowej, co jest już standardem obsługi dźwięku przez takie urządzenia. Dodać należy, że sterowniki te są napisane bardzo starannie, dzięki czemu współpraca ta jest całkowicie bezproblemowa. W każdym razie u mnie była. Gorzej z samym kablem USB, którego próżno szukać, podobnie jak kabla zasilającego. Pod tym względem konkurencyjny Burson Conductor okazuje się lepszy, zwłaszcza, że kabel USB oferuje wraz z sobą wysokiej jakości, a dobre kable USB tanie nie są. Warto je jednak stosować, bo te najtańsze mają kłopoty z transferem, mogące powodować zakłócenia w postaci trzasków.

Sennheiser_HDVD_800_04

Popatrzmy więc

Wzmacniacz zapakowany jest w pudełko z miękkiej tektury, z którym należy obchodzić się delikatnie by jej nie potargać. Trochę to nie przystoi wyrobowi od firmy tak szacownej, w dodatku wycenionemu na prawie osiem tysięcy złotych. Ale co komu w końcu po pudełku? Lenin zalecał pakować wszystko w gazety, żeby oszczędzać na rzeczach zbędnych, a w zdobyciu władzy mu to nie przeszkodziło.

Brzmienie

Sennheiser_HDVD_800_11

Nocna iluminacja

   Skoro audiofilizm cyfrowy osiągnął już taki poziom rozwoju i popularności, że firma Sennheiser ustami swoich naczelnych konstruktorów wprost ogłosiła, iż cyfrowy HDVD 800 jest następcą lampowego Orpheusa, nie pozostaje nic innego jak rozpocząć testy od zestawu komputerowego. Weźmy kabel USB od Bursona i może nam on to wybaczy, bo planuję w najbliższym czasie napisać także uzupełnienie jego recenzji w oparciu o ten kabel, weźmy też oczywiście komputer, a nawet dwa, no i weźmiemy oprogramowanie. Ono jest w tym wypadku szczególnie istotne, co się zaraz dobitnie pokaże. Nie będziemy przy tym tracić czasu na takie przeciętne czy słabe, tylko od razu zastosujemy najlepsze, bo życie zbyt jest krótkie by tracić czas na rzeczy kijowe. Zaczniemy przeto od razu z wysokiego C, czyli od Foobara. Ale nie takiego zwykłego, tylko zaopatrzonego we wtyczkę WASAPI 3.2.3. (Windows Audio Session API) w trybie Event. Wtyczka ta powstała w odpowiedzi na zarzuty o niską jakość dźwięku w systemie Windows XP i poczynając od systemu Vista pozwala omijać windowsowy mikser systemowy, odpowiedzialny za tą nienajwyższą jakość. Mówiąc najkrócej, WASAPI omija system, czerpiąc strumień muzycznych danych prosto z ich nośnika i poprzez RAM wysyłając je kablem USB na zewnątrz. Nie zachodzi przy tym żadna w te dane ingerencja – to swego rodzaju wirtualny, programowy kabel dla strumienia bitów i nic więcej.

Sennheiser_HDVD_800_08

Złączy nam raczej nie zabraknie

Rzućmy uchem na ten strumień wprowadzony do Sennheisera HDVD 800 i wyprowadzony z niego na słuchawki. Strumień czerpał będzie dane z ripowanych płyt, których posłuchamy sobie potem z odtwarzacza CD dla porównania. Celem trzymania się założonej wysokiej jakości, będą to płyty zamienione na bezstratne i nieskompresowane pliki WAV w formacie PCM, czyli lustrzane ich odbicia w formie plików. Teoretycznie dźwięk powinien być zatem identyczny jak w przypadku odtwarzaczy, ale tak dobrze nie ma. Ograniczeniem są tu zarówno wewnętrzne zakłócenia generowane przez komputer, jak i niedoskonała w praktyce ciągłość przepływu danych z dysku do RAM.

A teraz konkret:

Foobar WASAPI 3.2.3. w trybie Event

Ze słuchawkami AKG K551 zagrało to gładko i dynamicznie. Bardzo przy tym szczegółowo i z wyraźnie zaznaczającą się głębią sceny. Soprany były wyrażone mocno, ale bez zbytecznej agresji, a wokaliza okazała się bardzo wyraźnie artykułowana i z takim profesjonalnym, analitycznym zacięciem. Głos można było oglądać jak u laryngologa, tym bardziej, że lekką miał chrypkę. Bas był potężny aż wióry z desek sceny leciały, a dominującymi akcentami były głębia sceny, jasna tonacja i doskonała, analityczna wręcz szczegółowość. Nie było to brzmienie dla wielbicieli tłustego analogu, tylko dla tych którzy cenią bogactwo informacji i profesjonalną stylizację. Ocena ogólna tego wszystkiego była w moim dzienniku ocen bardzo wysoka. Cztery plus minimum. Trudna rzecz, taka dla znawców i miłośników wytrawnych smaków, ale naprawdę godna zainteresowania.

Sennheiser_HDVD_800_09

Tandem, któremu powierzono misję zawojowania audiofilskiego świata

Beyerdynamic T90 pokazały inny styl. Mniej atakujące soprany i mający lepsze wypełnienie. Na tle AKG był to dźwięk obły, gładki na powierzchni i milszy w słuchowym dotyku. Trochę ciemniejszy, znacznie pełniejszy, cieplejszy i spokojniejszy. Zarazem słabiej od AKG pokazujący głębię sceniczną i akustykę sali. Dynamika u obu była podobna, ale AKG można nazwać brutalnie realistycznymi, a Beyery zmysłowo powabnymi. Szczególnie silne odzwierciedlenie znajdowało to w muzyce rockowej, gdzie AKG grały zbyt szkieletowo, a wypełnienie i gładkość T90 dawały pełną satysfakcję. Nie powiem jednak, żeby AKG mnie tu jakkolwiek rozczarowały. Ich sposób grania także bardzo mi się podobał, a chwila przywyknięcia pozwalała wchodzić w ich styl i zapominać o innych. No ale T90 całościowo wypadły lepiej i na pewno zasłużyły na piątkę.

Sennheisery HD 600 coraz bardziej mnie zaskakują. Dopiero co nie mogłem się ich nachwalić w recenzji Lebena, a tu znowu grają jakby je ktoś zaczarował. Głęboko cieniście, całkowicie analogowo, pełnym i bogatym dźwiękiem. W tej sesji odsłuchowej okazały się analogowe najbardziej, a przecież niejednokrotnie słyszałem jak grały z tendencją do technicznego przekazywania muzyki; za szorstko, za mało muzykalnie. Tymczasem tutaj – przeciwbiegun. I jaki poziom ogólny! Aż nie wierzyłem własnym uszom. Czort je jakiś odmienił, czy co? Aż strach to pisać, bo potem ktoś powie, że u niego tektura zamiast analogowości i pustka zamiast wypełnienia, no ale prawdę mówię, możecie mi wierzyć. Zagrały jak napisałem.

Foobar WASAPI 3.2.3. w trybie Event cd.

Sennheiser_HDVD_800_26

Schowany, niepozorny…

Sennheisery HD 800 od samego początku ustami swych twórców obiecywały mimo bycia słuchawkami grać jak kolumny głośnikowe i to niewątpliwie znalazło odzwierciedlenie w ich brzmieniu. Momentalnie było to słychać, a większy obszar i większa plastyczność dźwięków natychmiast odbiorcy się narzucały.

Przechodzenie w te i nazad od nich do T90 za każdym razem ukazywało bardziej szpiczaste i krawędziowe wykończenie dźwięków przez Beyerdynamiki i bardziej przypominające chmurę u HD 800. Wyraźna różnica dotyczyła także sceny, przez HD 800 zdecydowanie dalej lokowanej, dużo lepiej się uwidaczniającej i faktycznie dającej obraz koncertu bez żadnej słuchawkowej umowności. W ich sposobie gry dominowała elegancja i kultura, na tle których T90 brzmiały zwyczajniej i bardziej agresywnie. Tak więc rysował się wyraźny wektor malejącej ostrości, biegnący od AKG do Sennheiserów. Wektor bardziej zaawansowanego przestrzennie realizmu i koncertowej stylizacji, zastępującej typowo słuchawkowe granie. Można zatem powiedzieć, że dźwięk HD 800 bardziej był wyrafinowany i jak na słuchawki niezwykły, pozwalający czuć się z nimi jak z prawdziwymi głośnikami.

Pomimo tej dźwiękowej chmury grały HD 800 dynamicznie, wyraziście, z łagodną ale bardzo dobrze zindywidualizowaną wokalizą oraz, podobnie jak HD 600, ciemniejszą tonacją.

Sennheiser_HDVD_800_25

Ale pazur pokazuje bez zbędnego dopraszania

HiFiMAN HE-6 to słuchawki, których właściwie w tym porównaniu być nie powinno. Dopiero co napisałem w recenzji Lebena CS-300F, że do grania na jakie je stać potrzeba kilkunastu watów mocy, których HDVD 800 nie może przecież zapewnić. A jednak się w teście znalazły i nie bez powodu. Otóż wzmacniacz kusi dwoma zbalansowanymi wejściami na słuchawki, dla których kabel do HD 800 jest na razie tylko obietnicą. No a HE-6 taki mają od dawna, więc trzeba je było z czczej chociaż ciekawości podpiąć. A kiedy to się stało, okazało się, że HDVD 800 radzi sobie z nimi zaskakująco dobrze. Już na cicho nagranych płytach z muzyką klasyczną mogły grać naprawdę głośno, a z głośnymi rockowymi nie dałem rady wytrzymać na do końca odkręconym potencjometrze. W dodatku nie pojawiały się jakieś istotne zniekształcenia czy spowolnienia. Nie było to wprawdzie to co z Lebenem czy Croftem, ale całkiem solidne granie na bardzo wysokim poziomie głośności i nie tylko głośności. Bezpośrednie, z basowym oddechem, bardzo wyraziste i bardzo bliskie słuchacza. Bez uprzestrzenniania, typowo słuchawkowym stylem i jaśniej od HD 800, ale w moim odbiorze równie ciekawe i zasługujące na równie wysoką notę. Jedynie pewne ograniczenia głośności i dynamiki w przypadku cicho nagranych płyt stawiały wyżej flagowego Sennheisera, no i jeśli ktoś wyżej ceni sobie styl głośnikowy od słuchawkowego, to oczywiście także flagowe Sennheisery były tym o co chodzi.
One grają inaczej, nie ma dwóch zdań. Nie są to zwykłe słuchawki. Niemniej w swym całokształcie brzmienie HE-6 naprawdę mnie zaskoczyło w jak najbardziej pozytywnym tego słowa znaczeniu, a że do ich grania mam wyjątkową słabość, tym większa to była satysfakcja. Nie da się ukryć, że wszystko mi się w nich podoba – wyraźna artykulacja, różnicowanie głosów, umiejętność łączenia delikatności z potęgą, siła basu, drajw, scena na której samemu jest się obecnym stojąc między wykonawcami. Przy tym wszystkim rockowa perkusja w ich wydaniu okazała się tym razem bardzo ostra. Ta z HD 800 miała więcej konturu na basie, a ta z HE-6 na sopranie. Tak orzekł fachowiec. W sumie, jak dla mnie, remis. Jednocześnie pokazywało to jednak, że tytułowy Foobar z WASAPI miał swoje istotne ograniczenia i do takich naprawdę dobrych systemów niekomputerowych sporo jednak mu brakowało.

JPLAY w trybie normalnym

Sennheiser_HDVD_800_12

Współpraca z dumnym towarzyszem

   Przejdźmy do drugiego oprogramowania użytego w teście, czyli programu JPLAY. Ktoś mógłby zapytać, na kiego licha, skoro już poprzednie transferowało dane z lustrzanego odbicia płyt, więc niby co jeszcze pozostało do poprawienia? A jednak. JPLAY więcej może, zupełnie jakby był większy. Przede wszystkim wpisuje najpierw całą zawartość listy utworów do RAM’u, eliminując ewentualne zakłócenia wynikające z dynamicznego transferu danych podczas odtwarzania. Poza tym nadaje muzyce absolutny priorytet, usuwając z jej drogi wszelkie przeszkody mogące się pojawić na przykład w wyniku wielowątkowego przydzielania dostępu do szyny danych. Potrafi też coś jeszcze, ale o tym będzie w następnym rozdziale.

No to posłuchajmy czy te udoskonalenia coś dają.

Z AKG K551 momentalnie dała się odczuć poprawa. Nie sposób jej nie usłyszeć. Bardziej wypełniony dźwięk, mocniejszy całościowo atak i jednocześnie mniej ostre, sympatyczniejsze dla ucha soprany. W efekcie było to dużo bardziej analogowe brzmienie, podobne do tego z Beyerdynamic T90 w poprzedniej rundzie, choć jednocześnie trochę słabiej zaznaczała się głębia sceny niż z Foobarem. Działo się to bez wątpienia skutkiem całościowego obniżenia tonacji i nie bycia już rozkładającym akcenty po obu skrajach pasma analitycznym obrazem o odchudzonej średnicy, przez którą muzyczny wzrok przelatywał na przestrzał. Soprany wypiękniały przy tym zdecydowanie, otrzymując jednoznacznie analogową oprawę. Wokale nie miały wprawdzie tego stopnia personalizacji co u T90 i HD 800, ale niewątpliwie osobowość zyskały bardzo wyraźną i jednocześnie taką bardziej do wyczytywania w profesjonalnym stylu.  Cały dźwięk stał się nieco ciemniejszy i przesunięty od analizy ku muzykalności. Stał się gładki i powabny. Nabrał ciała, gibkości i złożoności. Zdecydowanie lepszy był niż z WASAPI. Bezdyskusyjnie.

Sennheiser_HDVD_800_16

HD 800 ukazują cały swój potencjał

Także T90 stały się elegantsze i głębiej grające. Jednocześnie lepiej słyszalny stał się u nich szum podkładu, przy czym miał on dość niską tonację, dzięki czemu nie był dokuczliwy. Pozwalał za to wiedzieć, że szczegółowość zdecydowanie się poprawiła. Podczas odsłuchu zapisałem sobie w notesie, że grały teraz te T90 na poziomie jednoznacznie high-endowym; głęboko, z indywidualnym wyrazem, dynamicznie i bardzo zajmująco. To się musiało podobać. Efektowność osiągała bardzo wysoki poziom i brzmiało to naprawdę popisowo. Tak w sensie całościowym, że hej! Wiecie przecież jak to jest, kiedy od pierwszej chwili po usłyszeniu czegoś jasnym jest, że to jest to. Że super gra i super się tego słucha. A gdyby ktoś nie wiedział, to radzę mu się co prędzej dowiedzieć.

Również HD 600 zyskały jednoznacznie, jeszcze bardziej pogłębiając swój analogowy styl. Najwyraźniej kiedy impedancja wzmacniacza i jego styl prezentacji im odpowiada, pokazują brzmienia charakterystyczne jeszcze dla elektrostatycznej szkoły dźwięku Sennheisera, bo przecież to im właśnie przypadła w udziale niewdzięczna rola zostania liderem rynkowym  firmy sławionej słuchawkami elektrostatycznymi po zaprzestaniu ich produkcji.

Aż nie chce mi się powtarzać tych wszystkich superlatywów o analogowości, wypełnieniu bogactwie i płynącej z tego wszystkiego satysfakcji. Tak więc tytułem formalnym napiszę tylko, że podobnie jak T90 grały HD 600 pierwsza klasa, choć dźwiękiem nieco innym: nie tak sprężystym  i pulsującym, tylko bardziej miękko i tanecznie. Nie po sportowemu, tylko jak baletmistrz. Z większym naciskiem na elegancję niż dynamikę i ekspresję. Choć jednocześnie – co trzeba mocno podkreślić – bardzo dynamicznie. Muzyka symfoniczna wręcz porywała.

Sennheiser_HDVD_800_13

Na dodatek może ich być na raz kwartet

Oczywiście HD 800 nie chciały być gorsze, bo niby dlaczego? W końcu to im wzmacniacz HDVD został zadedykowany. Od T90 grały nieco ciemniej i oczywiście przestrzenniej, z takimi dużo mocniej w tą przestrzenność wciśniętymi, a nie wyeksponowanymi solo sopranami. Tym razem przekaz HD 800 był już naprawdę bardzo sceniczny. Znakomicie oddawał obraz sali koncertowej i popisowo odwzorowywał akustykę. W tej scenicznej oprawie wokaliza jawiła się jako właśnie ustawiona na scenie, dość daleko od słuchacza i w akustycznym kontekście, bez bezpośredniego napierania, krzyku prosto do ucha i czucia oddechu wykonawcy na twarzy, tylko w perspektywie, w aurze koncertowej oprawy i wynikającego z niej braku sopranowego nacisku, bo głos rozchodził się i docierał z daleka, w naturalny dla kogoś siedzącego na widowni sposób podany. Niewątpliwie była to prezentacja o najwyższej brzmieniowej kulturze i najciekawszej aranżacji, zdecydowanie nietypowej dla normalnego słuchawkowego grania. Nie zwykłe słuchawkowe granie, tylko spektakl.

W całkowitym kontraście HiFiMAN HE-6 zagrały w sposób dla słuchawek jak najbardziej typowy. Bardzo blisko, bliżej nawet od innych, i w związku z tym bardziej intymnie. Niezwykle bezpośrednio, z emocjonalnym wejściem prosto w duchowość słuchającego, a jednocześnie z tym najwyższym brzmieniowym szlifem, kiedy to dźwięk jest zarazem gładki i chropowaty. Jak aksamit o odciśniętym wzorze – miękki, doskonale do kształtów się układający z meszkiem oraz tłoczoną fakturą, a nie monotonną, śliską gładzią. Krawędzie dźwięków mniej niż u HD 800 były zaokrąglone, a całościowa tonacja nieco jaśniejsza. Przy tym scena krańcowo odmienna, z całkowicie bezpośrednim pierwszym planem i całościowym atakiem, tak jakby samemu być wykonawcą a nie widzem. Fachowa asystentura wydała jeszcze werdykt odnośnie perkusji, stwierdzając, że blachy były lepsze niż na którychkolwiek z porównywanych słuchawek, ale dół nie dość mięsisty i nisko schodzący, w przypadku HD 800 i T90 lepszy.

JPLAY w Hibernate Mode

Sennheiser_HDVD_800_14

A póki co: T-90

   A teraz drugi z trybów JPLAY’a, bardziej zaawansowany, o którym już wspomniałem mówiąc, że ten program potrafi coś jeszcze. Ładne mi coś jeszcze. On cały komputer opanowuje i zamienia w królewnę Śnieżkę, co to bez ruchu zaczarowana w kryształowym sarkofagu leżała i tylko emanowało z niej piękno. Śnieżka w jaką zamienia JPLAY nasz komputer różni się jednak zasadniczo od tej oryginalnej w sensie sensorycznym. Tamta epatowała bowiem pięknem wyglądu spoczywając w absolutnej ciszy, a nasza przeciwnie, wzrok wlepiony w monitor zapada się w czerń nieprzeniknioną i tylko ze słuchawek płyną piękne dźwięki.

I to ponownie natychmiast słychać. Różnica kolejny raz okazuje się ewidentna. Ustawiamy tryb Hibernate, wkładamy w komputer pendrive’a, bo właśnie w ten sposób następuje tego trybu aktywacja, komputer zamiera, monitor gaśnie, a dźwięk staje się piękniejszy.

Usłyszenie tej większej piękności jest samo z siebie natychmiastowe, ale opisanie jej już takie proste nie jest. Można powiedzieć, że w pewnym sensie muzyka zyskuje wówczas dodatkowy wymiar. Nie jest to jednak wrażenie czysto przestrzenne, tylko głównie emocjonalne. Muzyka przybiera bowiem na tajemniczości, tak jakby jej faktura naraz zaczęła się mrowić, jakby coś dotąd martwego czy też nieruchomego, naraz ożyło i przejawiło swoją obecność. Tym czymś jest głównie ożywające tło muzycznego obrazu, na którym jednocześnie pojawiają się piękniejsze dźwięki – kocio zwinne, o kocich, aksamitnych futrach i kocich tajemniczych spojrzeniach. Wszystko ożywa, pogłębia się i staje bardziej realne. Na dodatek nie tą realnością, którą możemy nazwać powszednią, tylko tą bardziej tajemniczą, jak czeluść spowitego mrokiem korytarza, albo oplecionego nocą lasu. To jest właśnie ten dodatkowy wymiar, bardzo silnie aktywizujący wyobraźnię i sprawiający, że rzeczywistość nie dociera do nas pod postacią banału, tylko wywołującego niepokój wibrowania rzeczy nieznanych. Niedostrzegalnych, a jednak obecnych. Ujawniających się w sposób nieoczywisty, domyślny, na granicy percepcji, każących zgadywać.

Sennheiser_HDVD_800_15

„Mała” Tesla też pięknieje z nowym kompanem

Tego rodzaju muzyka jest bez wątpienia stokroć więcej warta, bogatsza w sposób nieporównany. Martwota komputera ożywia ją, tak jakby to życie zabierała dla siebie, co w istocie ma miejsce. A wszystko to spływa na nas poprzez słuchawki, każąc im grać dużo piękniej.

AKG K551 znów stały się bardziej muzykalne, bogatsze, bardziej bezpośrednie. Powróciła im głębia sceny, ale już z całym przepychem pojawiającego się na niej pięknego brzmienia o melodyjnych, głębokich dźwiękach, dużo teraz lepiej zlokalizowanych i realniejszych większą złudą prawdziwego bogactwa muzyki. Oczywiście wraz z całym wspomnianym wyżej anturażem tajemniczości i powiewem muzycznego tchnienia.

Równie dużo, o ile nie więcej, zyskały T90, wspinając się na poziom HD 800 z poprzedniej prezentacji. Sprężysta elastyczność powierzchni ich dźwięków, charakterystyczna dla przetworników Tesla, zyskała ten stopień elastyczności i rozwibrowania fali dźwiękowej, że słuchanie tego okazało się samą przyjemnością. Recenzent nie powinien wprawdzie popadać w zachwyt i chwalić bez opamiętania, no ale jak coś gra świetnie, to trzeba to wyrazić. No więc grało to świetnie. A świetne granie mieszka wprawdzie w wielu miejscach, ale w zdecydowanie większej liczbie nie mieszka i dlatego należy je cenić. Zwłaszcza, gdy źródłem jest komputer, w którym mieszka wprawdzie bardzo wiele rzeczy, ale piękne dźwięki nie należą do tych często spotykanych.

Kiedy wszyscy zyskują, to oczywiście wszyscy, a więc HD 600 również. Ich poprawa była analogiczna jak u AKG i Beyerdynamików. Zagrały jeszcze bardziej bogato z jeszcze większą szczegółowością oraz lepszą, bardziej głęboką sceną. Ogólnie z większym całościowym pięknem.

Sennheiser_HDVD_800_17

Takie małe urządzenie, a tyle możliwości

We wszystkim tym charakterystyczne jest jak lepszość potrafi kroczyć naprzód; jak coś, co już wydaje się znakomite, może zostać dalece jeszcze poprawione. Wydawało się przecież że już gra wyśmienicie, a mimo to po przejściu komputera w stan hibernacji pojawił się ni stąd, ni zowąd ten dodatkowy wymiar piękna i rozkazał wszystkim zdumiewać się, jak w sumie szerokim wolumenem percepcyjnych możliwości dysponujemy i jak wiele natura pod tym względem nam zaoferowała. Kiedy się wydaje, że lepiej być nie powinno, bo przecież wszystko jest świetne, dostajemy kolejną porcję piękna i tamto okazuje się blaknąć.

JPLAY w Hibernate Mode cd.

Sennheiser_HDVD_800_18

Udomowianie słuchawek typu portable

   To się z wszystkimi słuchawkami w hibernate mode powtórzyło i za każdym razem powodowało wielki napływ satysfakcji.

Zauważmy na marginesie, że powyższego rodzaju łańcuchy lepszości w przypadku słuchawek są szczególnie łatwe do zauważenia, gdyż słuchawki w odróżnieniu od głośników czy innych składników toru przekładać jest bardzo łatwo. Można dzięki temu percypować długie szeregi brzmień zmierzających ku lepszości, przyglądając się różnicom w oddawaniu muzycznych zdarzeń i przy okazji przypatrując się też własnej percepcji. Wystarczy mieć jeden wzmacniacz i wiele słuchawek. Lecz oczywiście nie jest to takie proste jak zawody sprinterskie, gdzie zawsze jednoznacznie ustalona zostaje kolejność, choć i tam, bardzo rzadko wprawdzie, ale zdarzają się lokaty ex aequo. W przypadku aparatury audio tego rodzaju niemożność wskazania zwycięzcy jest oczywiście częstsza, bo składników oceny zdecydowanie jest więcej. Ale na szczęście nie chodzi też tam o same lokaty, ale w równej mierze o styl. A styl, jak już wspominałem, słuchawki HD 800 mają niepowtarzalny i tym stylem jednych sobie zjednują, a innych niekoniecznie. Nie wszyscy zapewne zdają sobie przy tym sprawę, że jest to w dużej mierze kwestia wyboru pomiędzy klasyczną prezentacją głośnikową, a tą charakterystyczną dla słuchawek, ale w głównej mierze na tym się to właśnie opiera. Tą charakterystyczną dla słuchawek w ujęciu ekstremalnym charakteryzowałem opisując dokanałowe Westone 4. Ta głośnikowa zna oczywiście liczniejsze niż same HD 800 przykłady. Bardzo wiele słuchawek stara się grać w ten sposób, czyli na zasadzie budowania zewnętrznej sceny, ale bardzo niewielu udaje się to tak dobrze jak Sennheiserom HD 800. W dodatku większość z tych, którym się to udaje, nie jest już produkowana, że wymienię choćby Orfeusza, SR-Omegę, czy Sony MDR-R10. Mimo to konkurencja pozostaje spora, by wymienić Staksa Omegę II czy Grado GS-1000. Jednak w tym porównaniu HD 800 nie miały pod tym względem równych sobie i tym wygrywały. W każdym razie moim zdaniem.

Sennheiser_HDVD_800_19

Efekty są więcej niż zadowalające

Jednocześnie względem T90 i HD 600 operowały większą szczegółowością i lepszym obrazowaniem ludzkiego głosu, co było ważnym dodatkowym atutem. Jednak, jak to często bywa u gwiazd, są to słuchawki kapryśne, wymagające dużej staranności w doborze toru, a przy tam, choć może tylko tak mi się zdaje, podobnie jak na przykład Grado GS-1000 powinny unikać choćby tylko okazjonalnej współpracy z torami gorszej jakości, ponieważ ich brzmienie może ulec uwstecznieniu i potem znowu trzeba im odbudowywać formę. Dlatego na przykład do gier komputerowych lepiej mieć inne słuchawki. Zaproponowanie słuchawkowego wzmacniacza przez samą firmę Sennheiser uprościło oczywiście wybór odpowiedniego dla nich wzmacniacza, w każdym razie w tym sensie, że jest to propozycja oczywista. Rzecz jasna nie jedyna, ale na pewno jedna z tych pierwszych przychodzących na myśl. I nie są to złe pomysły, zwłaszcza wówczas, gdy w grę jako źródło wchodzi komputer.

HiFiMAN’y HE-6 to z kolei klasyczny przykład komplikacji w zmaganiach o palmę słuchawkowego pierwszeństwa. Analogiczne poziomem technicznym do HD 800,  a przy tym z zupełnie inną sceną i innym dźwiękiem. Blisko grające i w związku z tym nie skupione na akustyce tylko bezpośrednich emocjach, mające w tym względzie ogromne osiągnięcia. Dźwięczność, szybkość, atak, potęga basu, złożoność fali dźwiękowej, naturalność – to ich główne zalety. Zdaniem syna ich talerze perkusyjne w trybie hibernate były już zdecydowanie najlepsze, choć za mała moc wzmacniacza nie pozwalała w tym wypadku na ukazanie wszystkich walorów. Grały mimo to kapitalnie i słuchałem ich z ogromną przyjemnością. Oczywiście tak jak wszyscy pozostali w trybie hibernacji zyskały ten dodatkowy ogląd, pogłębiający i wypiękniający wszystkie aspekty.

Sennheiser_HDVD_800_21

A co o nowym koledze uważają znane w świecie pożeracze prądu?

Konkluzja z tego jest taka, że high-end w graniu z komputerowych plików stał się faktem. Ktokolwiek będzie temu zaprzeczał, znajdzie we mnie oponenta. Wzmacniacz Sennheiser HDVD 800 i program JPLAY udowodnili mi to jednoznacznie, podobnie jak wcześniej uczynił to Astell & Kern AK100 z plikami MQS. To w sumie bardzo pocieszające, bo trudno w dzisiejszych czasach wyobrazić sobie inną okazję do wkroczenia na nowe, wyższe jakościowo poziomy dźwięku niż komputer.

Na sam koniec spotkania z plikami wspomnę o jeszcze jednej rzeczy. Mianowicie o plikach FLAC. W porównaniu zostały one pominięte, bo stawka szła o jak najlepsze brzmienie a nie sprawozdania z poszczególnych rodzajów plików. Jednak to dzięki nim właśnie można najlepiej poznać różnicę między programami WASAPI a JPLAY. A różnica ta jest przepastna. Skok jakościowy po przejściu na JPLAY okazuje się powalający.

Z odtwarzaczami CD

Sennheiser_HDVD_800_22

Nawet HE-6 dały się w miarę napędzić

   No to weźmy tego Accuphase DP-510, bo jego bardziej analogowy i wielosmakowy styl wydaje się być odpowiedniejszy. Zepnijmy go ze wzmacniaczem kablem symetrycznym, jako że symetryczność toru jest jednym z pierwszoplanowych atutów podnoszonych w przypadku HDVD 800, pożałujmy, że kabla symetrycznego dla HD 800 jeszcze nie ma, a z innych słuchawek mają go jedynie HiFiMAN HE-6, bo AKG K1000 swój porzuciły na rzecz głośnikowych widełek, a mające też taki moje Grado PS-1000 przepadły w pomroce dziejów, no i bierzmy się do porównań.

AKG K551 zagrały niezwykle przejrzyście. To przejrzyste powietrze nie to, że się widziało, bo byłby to paradoks, tylko widziało się poprzez nie dźwięki rozchodzące się w tym przejrzystym świecie i było to bardzo przyjemne. Same zaś dźwięki miały charakter nieco analityczny. Takie w tranzystorowym stylu, bez zaokrąglania i dolewania klonowego syropu, tylko z lekką chrypką, lekką chropowatością i dość jasnym (ale nie za jasnym) brzmieniem. Jednocześnie były dynamiczne i szybkie. Na tle porównywanego lampowca mniej, jak to się mówi, muzykalne, ale z życiem i werwą. Skłaniające do podrygiwania i emocjonalnego wchodzenia w muzykę. Trochę za szorstkie, jednak nie w sposób utrudniający słuchanie, bo walory zdecydowanie brały tu górę nad niedociągnięciami, chociaż z JPLAY, zwłaszcza w trybie hibernate, grało to bardziej gładko. Jednocześnie zaznaczała się charakterystyczna głębia sceny tych słuchawek, sprawiając doskonałe wrażenie. Na rockowym materiale bas był względem lampy umiarkowanie wypełniony, ale równie znakomicie rozdzielczy. Nieco za ostre brzmienie talerzy wymogło jednak przejście z bardzo przejrzystego kabla Audience Au24 na też złoconego Ear Stream Signature XLR, o bardziej jednak łagodnej charakterystyce, co przyniosło sporą poprawę.

Ogólnie biorąc K551 to słuchawki dokładnie oczyszczone z ocieplania dźwięku, których atutem jest przejrzystość, głęboka scena, neutralna tonacja i analityczna precyzja. Z tego względu w sensie muzycznym bardziej pasują do lampy, co nie znaczy, że ich słuchanie z HDVD 800 nie było przyjemne. Jednak znacznie przyjemniejsze było z komputerowym programem JPLAY, co okazuje się być niewątpliwym signum temporis i wymaga starannego odnotowania.

Trzeba jeszcze dodać, że nowe AKG bardzo dobrze uwidaczniają płaszczyznę sceny, co innym słuchawkom nieczęsto się udaje, w efekcie czego rozlokowanie źródeł dźwięku w ich odniesieniu do wysokości nad powierzchnią umownej muzycznej podłogi okazuje się bałaganiarskie i nieokreślone.

Sennheiser_HDVD_800_23

Na deser – Cairn Soft Fog

Beyerdynamic T90, jak nietrudno przewidzieć, zagrały bardziej muzykalnie i z lepszym wypełnieniem, choć płaszczyzny sceny tak wyraźnie określić nie umiały. Słuchało się ich jednak niewątpliwie dużo łatwiej i przyjemniej. Składały się na to nieco ciemniejsza i cieplejsza tonacja, mocny bas, świetna dynamika i drajw. Wokaliza bardziej pod zwykłego słuchacza była skrojona, bez analitycznych ciągot i podostrzeń. W muzyce symfonicznej zapanował z kolei fantastyczny porządek sceniczny, owocujący znakomitym dźwiękowym obrazem całości. Odległości źródeł dźwięku od słuchacza w poziomie określone były perfekcyjnie i tylko w pionie nie tak dobrze zogniskowane były jak u AKG. Okazało się przy okazji, że głęboka perspektywa nie jest tu jedynie cechą słuchawek AKG, ale należy także do atrybutów samego wzmacniacza, który wyraźnie grał w głąb, co było bardzo satysfakcjonujące. Miał też HDVD 800 sobie właściwą tendencję do pokazywania akustyki pomieszczeń, co znakomicie parowało się ze słuchawkami Beyerdynamica. Zupełnie jakby Sennheiser chciał iść konkurentowi na rękę, tworząc wzmacniacz bardzo dobrze współpracujący z przetwornikami Tesla i naprawdę pięknie z nimi grający.

Nie dworujmy sobie jednak z Sennheisera, bo jego HD 600 i tak okazały się grać lepiej. W komputerowym graniu tego nie dostrzegłem i tam śmiało można było między HD600 a T90 postawić znak równości, pomimo niewątpliwych brzmieniowych różnic. W graniu z odtwarzaczem zaznaczyła się jednak nieznaczna przewaga słuchawek własnej marki; naprawdę nieznaczna, jednak kłamałbym pisząc, że znów było po równo. Dźwięk HD 600 okazał się wyjątkowo przejrzysty w sensie scenicznym, podobnie jak u AKG znakomicie rysując płaszczyznę i perspektywę, a także ukazując lepsze oświetlenie całości. Tak cenione przez fotografów lepsze światło. Nieco mniej jasne, mające przymieszkę tajemniczości, a jednocześnie znakomitą klarowność. Jednakże. No właśnie, jak to nie można na podstawie jednej czy dwóch płyt wyrokować. Jednakże wokaliza okazała się być po stronie T90 i to dość jednoznacznie. Głosy w ich wykonaniu bardziej czarowały, a ich bardziej wypukła postura, za sprawą przetworników Tesla postać bardziej kształtną a mniej chuderlawą mająca, do mojego gustu bardziej swym profilem okazała się pasować i w związku z tym zmuszony jestem powrócić jak niepyszny do koncepcji remisu między HD600 a T90, skądinąd bardzo mi odpowiadającej, bo nikomu w tym układzie nie dzieje się krzywda. Jednocześnie zmuszony jestem napisać, że także HD 600 bardziej podobały mi się w przypadku HDVD 800 z programem JPLAY i komputerem, bo tam odchudzonej wokalizy na pewno nie było. Tak więc jedynie T90 tu i tu wypadły równie dobrze, bez żadnych repertuarowych wahań w postaci na przykład lepszej symfoniki w zamian za gorsze wokale.

Z odtwarzaczami CD cd.

Sennheiser_HDVD_800_24

Kolorystycznie i dźwiękowo bez zarzutu

   Spróbowane zaraz potem HD 800 pomściły nieco swojego antenata, choć ich wokaliza także nie miała tej co u T90 powabnej wypukłości. Nowe flagowce były jednak względem HD 600  pełniejsze, bardziej realne i nie ciągnęły tak w górę sopranów, co skutkowało dużo większym naturalizmem. Ogólnie dźwięk miały mniej błyszczący i wyglancowany niż T90, dzięki czemu prawdziwszy i bardziej naturalny. Cała ich prezentacja emanowała naturalnością; pozbawioną efekciarstwa, opartą na spójności, wielkim bogactwie i klarowności. Jednocześnie od T90 grały posępniej, gubiąc ku memu zaskoczeniu charakterystyczne dla odtwarzaczy Accuphase ciepło i optymizm. Z Twin-Head były one widoczne, choć z zachowaniem dużego umiaru, a z HDVD 800 ani trochę. Charakterystyczne dla szkoły brzmieniowej Accuphase walory odtwarzacza były za to odczuwalne u T90.  Nie dawały przy tym tej miary wrażenia realności, ale wielką przyjemności na pewno. Jednak całościowo obraz muzyczny kreowany przez HD 800 górował. Nie tylko bardziej był szczegółowy, ale przede wszystkim bardziej realny, co po chwili ich słuchania i przejściu na T90 stawało się ewidentne.

Wypróbowane na koniec HiFiMAN HE-6 ponownie udowodniły, że całkiem dobrze czują się w towarzystwie wzmacniacza Sennheiser i choć nie mogły rozwinąć całego swego potencjału, grały naprawdę znakomicie, momentalnie udowadniając mi, że dźwięk mają bogatszy i głębiej w składniki nagrania przenikający niż wszyscy poza HD 800. Było to słychać już w pierwszych akordach gitarowych otwierających album Black Metaliki, gdzie brzmienia strun ukazały o wiele bogatszą dźwiękową fakturę. Podobnie było z wokalizą i całą resztą. No cóż, są to słuchawki niewątpliwie najwyższego już pułapu, a bliski charakter ich sceny dodatkowo potęguje przewagę w mierze oddawania wszelkich niuansów i brzmieniowych zawiłości. Co u innych wydawało się być jednolitym dźwiękiem, u nich okazywało się złożone, od czego muzyka oczywiście piękniała, bo jakże mogłoby być inaczej.

Na zakończenie cztery sprawy.

Słuchałem także wzmacniacza z odtwarzaczem Cairn i ze wszystkimi słuchawkami grało to bardzo dobrze. Analogowo, dynamicznie i naturalnie. Tak więc wzmacniacz niej jest wybredny dla odtwarzaczy i gra na pewno bardzo dobrze z szerokim ich spektrum.

Druga rzecz, to zamieszczone z tyłu małe pokrętło „Gain”. Ma ono pięć pozycji, które ustawia się przy pomocy śrubokrętu, bo pokrętło to mała, chromowana śrubka. Służy do regulacji głośności w przypadku podłączenia wzmacniacza kablami RCA, a równocześnie do ustawienia poziomu szumu, bo wraz ze zwiększaniem gainu zwiększa się szum tła. Fabrycznie wzmacniacz jest ustawiony na pozycję drugą od dołu i jest to ostatnia pozycja, w której szum jest prawie niesłyszalny. Na 3, 4 i 5 staje się mocny i coraz mocniejszy. Głośność narasta przy tym dość znacznie. W pozycjach 1 i 2 na kablu RCA grało to bardzo dobrze, ale dźwięk ze złącza XLR jest nieco bardziej dynamiczny.

Trzecia sprawa to sugestia, że z Windows 8 program JPLAY spisuje się podobno jeszcze lepiej.

Czwarta, ostatnia, jest taka, że stojąc pod prądem HDVD 800, podobnie jak miało to miejsce w przypadku przedwzmacniacza Accuphase, stale brzmieniowo zyskuje i to nawet po wielu godzinach. Dlatego nie warto go wyłączać i lepiej żeby cały czas był pod prądem. Oczywiście jeżeli komuś bardziej zależy na dobrym brzmieniu niż na rachunkach za energię, choć pobór wynoszący 9 watów jest śmiesznie niski i chyba niewart zachodu.

 

Podsumowanie

Sennheiser_HDVD_800_05   Oczekiwany tak długo wzmacniacz słuchawkowy od Sennheisera nie zawodzi i jest urządzeniem udanym. Pracuje bez zarzutu nie tylko z własnymi słuchawkami firmowymi, ale też z każdymi dobrymi jakie mu podpiąć. A podpinać można mu nawet słuchawki planarne, bo nawet z wyjątkowo prądożernymi HiFiMAN HE-6 radził sobie całkiem dobrze, choć przy cicho nagranych płytach dawało się odczuć pewne ograniczenie. Najważniejsza jest jednak jego umiejętność współpracy ze sprzętem komputerowym. Dysponuje na tą okoliczność szerokim wyborem przyłączy, a z klasycznym w dzisiejszych czasach kablem USB i odpowiednim oprogramowaniem oferuje tu wyjątkowo dobry dźwięk, o analogowej charakterystyce i brzmieniowej obfitości. O stylu jego prezentacji trzeba napisać, iż ma stylizację tranzystorową, skupiając się bardziej na dynamice, szczegółowości i kształcie sceny, niż na ocieplaniu, wygładzaniu i dosładzaniu dźwięków. Dlatego najlepiej sprawdzają się słuchawki o wysokiej kulturze i głębokim, nasyconym brzmieniu. Oczywiście w pierwszym rzędzie przychodzą tu na myśl własne firmowe HD 800, ale z testowanymi Beyerdynamic T90 czy HD 600 również grało to bardzo dobrze, a z HE-6 tym bardziej, choć jak wspomniałem, istniały tu pewne ograniczenia.

Szczególną uwagę w brzmieniu HDVD 800 przykuwa głębia sceny. Potrafi on pod tym względem dać słuchaczowi naprawdę dużo przyjemności, co w połączeniu z atutami brzmieniowymi jakimi dysponuje wsparty programem JPLAY, tworzy muzyczny obraz o high-endowych cechach. Zwraca przy tym uwagę, że jest to brzmienie nie gorsze niż z wysokiej klasy odtwarzaczami CD, a momentami wręcz wydające się lepsze. To niewątpliwy znak czasu i drogowskaz ku przyszłości, na którym widnieje napis „Komputer”.

 

W punktach:

Zalety

  • Bardzo dobre brzmienie z komputerem.
  • Nie gorsze z odtwarzaczami CD.
  • Analogowe granie wzmacniacza klasy digital.
  • Dynamika.
  • Głębia sceny.
  • Precyzja dźwiękowego rysunku.
  • Wysoka kultura muzyczna.
  • High-endowe aspiracje.
  • Świetna szczegółowość.
  • Bardzo zaawansowany realizm.
  • Brak sopranowych problemów.
  • Kawał basu.
  • Szybkość i rytm.
  • Efektowny wygląd.
  • Obfitość przyłączy.
  • Symetryczny tor od wejścia po wyjście.
  • Obsługa formatu 24 bit/192 kHz.
  • Duży zapas mocy.
  • Bez spadku głośności można podpiąć równocześnie cztery pary słuchawek.
  • Dobra współpraca ze słuchawkami o dowolnej impedancji.
  • Wielka renoma marki.
  • Made in Germany.
  • Polski dystrybutor.

 

Wady

  • Nie dla miłośników lampowych upiększeń. (Rzecz oczywiście względna.)
  • Ze słabszymi plikami chropowaty dźwięk.
  • Brak jak na razie dedykowanego symetrycznego kabla dla HD 800 i HD 700.
  • Zero kabli w komplecie.
  • Opakowanie z za miękkiej tektury

 

Sprzęt do testu dostarczyła firma:

Aplauz

 

 

 

Dane techniczne:

  • Pasmo przenoszenia: 0,3 Hz – 100 kHz
  • THD poniżej minus 110 dB
  • Waga: 2.2 kg
  • Wejścia: XLR, RCA, SPDIF, TosLink, AES/EBU, USB
  • Wyjścia: XLR
  • Pobór mocy: 9 W

 

System:

Oprogramowanie: Windows 7 64 bit, FooBar 2000 1.2.5 (wtyczka WASAPI 3.2.3. w trybie Event), JPLAY

Komputery:

– Asus P8Z77-Pro, 8 GB RAM, zasilacz Corsair Ax 750

– Asrock FM2A85X Extreme4-M, 8 GB RAM, zasilacz Cx 430

Źródła dźwięku: Accuphase DP-510, Cairn Soft Fog V2

Wzmacniacze słuchawkowe: ASL Twin-Head Mark III, Sennheiser HDVD 800

Słuchawki: AKG K551, Beyerdynamic T90, HiFiMAN HE-6, Sennheiser HD 600 & HD 800

Interkonekty: Audience 24AU, Crystal Cable Ultimate Dream, Ear Stream Signature-XLR

 

Pokaż artykuł z podziałem na strony

28 komentarzy w “Recenzja: Sennheiser HDVD 800

  1. JAAN pisze:

    Panie Piotrze,

    czy próbował Pan podłączyć odtwarzacz CD łączem SPDIF (wyłącznie jako napęd)?
    Czy DAC HDVD 800 równie dobrze radzi sobie z sygnałem przesłanym coaxialem
    jak w przypadku łącza USB?
    Jeżeli tak, byłaby to interesująca opcja upgrade odtwarzacza CD.

    Pozdrawiam

    JAAN

  2. Kuba pisze:

    8 maja Sennheiser wprowadził symetryczne kable.

  3. Piotr Ryka pisze:

    Jestem w stałym kontakcie z polskim dystrybutorem i kiedy kabel zawita, mam go otrzymać do przetestowania. Ale kiedy to będzie, nie wiadomo.

  4. Piotr Ryka pisze:

    Dostałem informację, że kości Burr-Brown użyte w HDVD 800, to PCM1792.

    1. Matley pisze:

      Dlaczego do tak dobrego wzmacniacza i daca nie dali tutaj ESS Sabre 9018?…… ten pcm jest montowany w tańszych modelach…

      1. PIotr Ryka pisze:

        Być może dlatego, że ten Sabre jest brzmieniowo dosyć pikantny i prawdopodobnie do HD 800 nie pasował.

        1. Tadeusz pisze:

          W M-DACu z HD800 daje radę 🙂

  5. Tomek pisze:

    Ciekaw jestem Piotrze, czy udało Ci się posłuchać HD800 podłączonych do HDVD800 po kablu zbalansowanym. Ja mam kabel od niezawodnego Majkela, solidna robota.
    Co by długo nie mówić to brzmienie HD800 przez wejście XLR nabiera innej klasy, wyższej. Słuchawki ożywają i nabierają wigoru oraz dynamiki. Zakup obowiązkowy dla każdego użytkownika HDVD800.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Regularnie raz w miesiącu pytam polskiego dystrybutora o ten kabel i jak go nie było, tak nie ma.

  6. Tomek pisze:

    Kupowanie firmowego kabla raczej mija się z celem, cena 250 Euro to spore przegięcie. Zwłaszcza że kabel zbalansowany różni się tylko wtyczką od tego podstawowego z zestawu HD800.
    Warto się uśmiechnąć do Majkela,powinien mieć jeszcze kabel który od niego pożyczałem do testu, zakończony wtykiem XLR 4 pin.

  7. Miltoniusz pisze:

    Czy hdvd800 jest w stanie dorównać klasą Lebenowi 300f w przpadku słuchawek HD800? Czy sekcja DAC hdvd800 jest mocno gorsza w porównaniu z Dac-ami za kilkanaście kzł? Innymi słowy, zakładając że mam HD800, czy dużo stracę na jakości dźwięku wybierając hdvd800 w stosunku do dobrego daca (obecnie mam M-DACa Audiolaba) wraz z Lebenem 300f?

  8. Piotr Ryka pisze:

    Nie słuchałem wprawdzie HD 800 z HDVD 800 po kablu symetrycznym, który podobno poprawia brzmienie, ale moim zdaniem szanse by to zagrało lepiej niż Leben CS 300F są minimalne. Leben to znakomity wzmacniacz, naprawdę ciężko mu dorównać. DAC Audiolaba także jest bardzo dobry i słyszałem dotąd tylko jeden wyraźnie lepszy – Calyx FEMTO. Podobno Auralic także jest lepszy, ale jego mam słuchać dopiero w przyszłym tygodniu. Jednak oba są wielokrotnie droższe. Znakomity jest też DAC PS-Audio, ale nie słyszałem najnowszej wersji. Lebena, jeżeli tylko nie przeszkadza buczenie, nie ruszać.

  9. Jarek pisze:

    HDVD800 to kapitalna uniwersalna konstrukcja, rzeczywiście „skrojona” pod HD800, ale o dziwo, świetnie z nim grają Audeze LCD-XC.
    Co do samego wzmacniacza, to mocniejszy Bryston BHA-1 deklasuje urządzenie Seenheisera bez większego wysiłku.
    Muszę jednak uczciwie stwierdzić, że HDVD800 bardzo mi się podoba, jednakże do trudniejszych słuchawek, choćby takich jak Hifiman HE-5LE to tak średnio się nadaje. Gra generalnie równo, bez wodotrysków w którejkolwiek części pasma, nie buduje tak średnicy jak Bryston.
    Sennki z kolei grają, a właściwie lepiej są dociążone przez BHA-1, ale całościowo bardziej mi się podobają z HDVD800 – i to wszystko dotyczy odsłuchu przy podłączeniu słuchawek do wyjść zbalansowanych wzmacniaczy Majkelowym kablem, który poraz kolejny pokazuje swą wyższość nad stockowymi kabelkami, „załączanymi” przez producentów (czasami się zastanawiam, po co je w ogóle dają :-)).

  10. Heffi pisze:

    Wlasnie stalem sie posiadaczem kompletu z sluchawkami HD800 , wygrzewam i napisze cos za 100 godzin sluchania 🙂

  11. Heffi pisze:

    Jest bardzo dobrze

    1. Piotr Ryka pisze:

      To bardzo dobrze, że jest bardzo dobrze. Tak być powinno.

  12. Kielnia pisze:

    Witam,
    Mam pytanie jaki program na komputery Mac polecacie lub znacie? Z tego co widzę JPLAY tylko pod Widowsa.

  13. Matley pisze:

    Witam posiadam w chwili obecnej DAC Asusa MKII Muses Edition i jestem bardzo zadowlony z jakości odtwarzanego dźwięku. Urządzenie jest w stanie bez problemu napędzić słuchawki Sennheisera HD 600 jak i HD 800, z planarnymi typu HiFiMAN HE-500. Teraz mam pytanie do ekspertów czy zamiana na HDVD800 będzie znacząca? Nie dodałem iż MKII odtwarza pliki DSD64… Czy warto inwestować w HDVD800 ? Czy jakość będzie porównywalna ?

  14. Marcin pisze:

    Minęły już 3 lata od opublikowania recenzji HDVD800, zatem nie jest to już sprzęt najnowszy, stad zapytania:

    1. Czy jest już nadzieja na jakiś porządniejszy ruch cenowy w dół na HDVD800 w okolice 5K zł.

    2. Czy najnowszy firmware/applsoftware wersja 1.04 ma już finalnie porządnie wyeliminowane zakłócenia obecne w pierwszych wersjach, czy jeszcze należałoby poczekać na dalsze udoskonalenia firmware i oprogramowania PC dla dalszej poprawy jakości odsłuchu:
    http://en-us.sennheiser.com/service-support-services-software-downloads

    3. Jaki obecnie interkonekt USB do notebooka byłby obecnie najbardziej „dedykowany” do zestawu notebook -> HDVD800 + HD800 – dla najlepszej bezstratnej jakości.

    1. PIotr Ryka pisze:

      NIe umiem odpowiedzieć, bo dystrybutor nie podnosi słuchawki. Może jutro.

      1. Marcin pisze:

        Ad 2. W każdym razie uzupełnię o znalezione nowe dane: najnowsza wersja oprogramowania to HDVD 800 / 3.32.0.2 / 1.04 (Application Software) Release Date: 18.03.2016

        HDVD 800 – Audio USB 2.0 Software Package 3.32.0.2
        Firmware Version 1.04
        Required operating system
        Windows 7 or higher

        – czyli wersja zaledwie sprzed około 2 miesięcy wydana 18.03.2016 do Windows 7 albo wyżej.
        Pytanie czy jest to już finalna zoptymalizowana wersja oprogramowania do HDVD 800 – i czy planowana jest kolejna wersja specjalnie dedykowana do Windows 10.

        Pozostaje też znalezienie odpowiedzi na pytania 1, 3 i 4.

        1. PIotr Ryka pisze:

          Dystrybutor nie wie czy ta wersja oprogramowania jest finalna, wie natomiast, że HDVD800 nie stanieje, bo się dobrze sprzedaje. Kabel USB poleca z wyposażenia samego wzmacniacza, a o dopasowaniu czarnej wersji do modelu S także mu nic nie wiadomo. Sam mogę polecić kabel USB od ifi, ale inne dobre w znośnych cenach też na pewno są.

          1. Marcin pisze:

            „Kabel USB poleca z wyposażenia samego wzmacniacza” – czyżby teraz dystrybutor dodawał do HDVD800 za free sennheiserowki kabel interkonekt USB – skoro jak dotąd w zestawie HDVD800 nie było nawet kabla zasilającego co było opisywane w recenzjach jako podstawowe niedostatki w wyposażeniu:
            „–Wyposażenie, a właściwie jego brak” „Tego wątku mogłoby tutaj w ogóle nie być, ponieważ wyposażenia praktycznie nie ma. Dostajemy dwie, papierkowe instrukcje i urządzenie samo w sobie. Nie ma żadnego pilota, przewodów ani ściereczki do czyszczenia. Ja wiem, że Sennheiser przypuszcza, że jeżeli ktoś ma 7550 zł do wydania na takie combo, to ma zapewne swoje własne przewody, ale błagam, mogli dodać chociaż kabel zasilający. Rozumiem, że Sennheiser chciał pokazać zrozumienie dla „audiofila” i nie dodaje podstawowych przewodów, bo przecież kto by tego używał, ale dla mnie przy tej cenie produktu jest to niezrozumiałe i naganne.”:
            http://audiosquare.pl/?p=1234

          2. PIotr Ryka pisze:

            Nie wiem czy dają teraz kabel USB. Nie sprawdzałem, przytoczyłem tylko czyjąś wypowiedź. Ale jeżeli nie dają, to chętnie wrócę do sprawy i do dystrybutora.

  15. Marcin pisze:

    OK thx, nie ma pośpiechu, w końcu minęły 3 lata od opublikowania prof. recenzji HDVD800, to można jeszcze trochę poczekać na aktualne dane nt. HDVD800.

    Przy okazji dopytam:
    4. Czy nowy czarny HDVD800 którego eleganckie wykonanie przykuwa wzrok jest dedykowany wyłącznie do HD800S.
    https://www.youtube.com/watch?v=Z2eLgayhLGY

  16. Marcin pisze:

    Tak, jak najbardziej proszę wrócić do sprawy aktualnych danych pyt. 1-4 nt. HDVD800 w tym nowej wersji, zachowanie polskiego dystrybutora przypomina jak z filmu Barei „Nie wiem, nie znam się, nie orientuję się, zarobiony jestem” a jedynie ważne jest że towar się sprzedaje. Skoro nie wie niech się zapyta swoich mocodawców z centrali Sennheisera.

    1. Marcin pisze:

      Minęło już kilkanaście dni, czy polski Dystrybutor nadal się dowiaduje nt. własnego sprzętu HDVD800 który się „dobrze sprzedaje” – bo to była jak na razie jedyna informacja od Dystrybutora na pyt.1.
      Przypomnę pokrótce najważniejsze wątpliwości:
      2. Czy firmware HDVD800 jest już finalnie zoptymalizowany – czy nadal czekamy na finalną wersję – aktualna najnowsza wersja (Date: 18.03.2016) HDVD 800 – Audio USB 2.0 Software Package 3.32.0.2
      3. Rozstrzygnięcie sprawy interkonekt audio USB czy jest w zestawie HDVD800 – ew. jaki byłby obecnie dedykowany do zestawu notebook -> HDVD800 + HD800 – dla uzyskania bezstratnej jakości audio.
      4. Co z nowym czarnym HDVD800 czy jest dedykowany wyłącznie do najnowszych HD800S https://www.youtube.com/watch?v=Z2eLgayhLGY

      1. PIotr Ryka pisze:

        Pytania poszły drogą oficjalną, czekam na odpowiedź.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy