Recenzja: Raidho D-2

Odsłuch cd.

Raidho_D2_027_HiFi Philosophy

Specyfikacja wykorzystanych głośników również nie pozostawia żadnych złudzeń: średnio i niskotonowce napylane diamentem…

   Pisząc recenzję modelu C-2.1 szeroko rozpisywałem się o jego „promieniującym” brzmieniu. Siedzący koło mnie podczas jednego z odsłuchów znajomy nazwał to „pompowaniem”. Żadne głośniki jakich słuchałem nie potrafią w ten sposób pompować. Gdzieś pomiędzy pierwszą a trzecią godziną od włączenia narastać zaczyna przed słuchaczem wibrująca ściana dźwięku, coś jakby obserwować rodzącą się burzę. (Raz w życiu widziałem takie narodziny, podczas których chmury na obszarze mniej, więcej kilometra kwadratowego krążyły nade mną w koło niczym na jakiejś diabelskiej karuzeli, stopniowo gęstniejąc i rozszerzając obszar tego wirowania, a potem rozpętało się prawdziwe piekło.) U Raidho żadnego wirowania wprawdzie nie ma, ale czuć nie tylko uszami ale też całym ciałem jak przestrzeń zaczyna ożywać, jak zaczyna to dmuchać, jak się lokalnie podnoszą ciśnienia, jak dęciaki zaczynają naprawdę dąć, a każdy milimetr sześcienny powietrza dostaje własnej wibracji. Niesamowity to spektakl, bo dodatkowo wiążący się jeszcze z nadzwyczajną umiejętnością ukazania muzycznych planów. Inaczej pompuje to z przodu, a inaczej na kolejnych idąc w głąb sceny obszarach. Tak więc nie tylko ożywa cała przestrzeń i nie tylko wszystko „pompuje” dźwięki w naszym kierunku, ale jeszcze ukazuje się niezwykła holografia; niezwykła nie tylko relacjami przestrzennymi, ale także sposobem dziania się muzyki na poszczególnych jej warstwach. Nie tylko dźwięki są bliżej i dalej i nie tylko określa je perspektywa, ale ta bliż i ta dal stają się innymi tworami, wyczuwalnie inaczej pracującymi w sensie ożywiania przestrzeni i rodzących się ciśnień. A przy tym wszystko jest wciąż znakomicie spójne i jest takie na wszystkich osiach. Spójne kiedy patrzeć w głąb, spójne na szerokość i spójne jako muzyczne pasmo.

Trzecia rzecz wstępna, której nie można pominąć, to łatwiejsze względem modelu C-2.1 napędzanie. Podczas tamtej recenzji nie było wprawdzie przetwornika Meitnera, ale był równoważący to Ayon Sigma. A jednak, powiedzmy sobie szczerze, granie toru w oparciu o własne wzmacniacze nie było w pełni satysfakcjonujące. Owszem, grało to bardzo dobrze; w sensie przeciętnie spotykanego grania nawet rewelacyjnie, a jednak z całą uczciwością zmuszony byłem sam przed sobą przyznać, że nie w pełni zostałem usatysfakcjonowany, a tor w oparciu o wzmacniacze Jeffa Rowlanda, mimo iż te z dołu a nie wierzchołka oferty, podobał mi się bardziej. Całkiem co innego zaistniało tym razem.

Raidho_D2_018_HiFi Philosophy

…oraz owiane niemałą tajemnicą wstęgi.

Twin-Head i Croft dali prawdziwy popis lampowych możliwości i naprawdę dumny byłem z tego co potrafią. A przy tym zadowolony bardzo z akustyki własnego pomieszczenia, bo nasłuchałem się już przy okazji C-2.1, że one tylko na czterdziestu i więcej metrach w pełni się rozwijają, toteż nawet szkoda na mniejszym metrażu próbować. A D-3 to już podobno nawet na siedemdziesięciu nie chciały po ludzku zagadać, że aż ciekawość narasta, czy u mnie na dwudziestu sześciu zechcą. Pewnie nie, ale kto wie? Może uda się to kiedyś sprawdzić.

Tak więc niby C-2.1 i D-2 mają tę samą skuteczność, a jednak diamenty od D-2 okazały się skorsze do grania z lampą niż ceramika z C-2.1. Jak z tego widać na każdym kroku czają się niespodzianki, a to co na papierze spisano bardzo często odbiega od realiów.

Pozostaje jeszcze porzucić wstęp i napisać jak w ogólności to grało. Przede wszystkim scena zawieszona była na idealnej wysokości, co zawdzięczać należy wysokiemu usytuowaniu wszystkich głośników, bo u mnie dźwięk lubi się, kiedy niskotonowy jest nisko, położyć na podłodze. Jeszcze ważniejsze było jednak rozwinięcie sceny w głąb. Słuchając C-2.1 z lekka byłem zawiedziony, że nie poszła do tyłu aż tak daleko jak na Audio Show z D-jedynkami. Sięgała wprawdzie na jakieś cztery metry, ale to było względem oczekiwań mało. I dopiero z D-2 zaznałem owego fenomenalnego otwarcia, kiedy sięgać może nie na cztery czy pięć, ale na dwadzieścia i więcej metrów. Ona się idąc w tył prawdę powiedziawszy w ogóle nie kończyła, a dźwięki potrafiły napływać z ogromnej odległości. W połączeniu z różnorodnością zjawisk na poszczególnych planach i całościowym mistrzostwem tego dźwięku i jego zespoleniem, dawało to nadzwyczajne efekty.

Wspomniałem już o koherencji obecnej także na osi prawo-lewo, ale należy o tym powiedzieć coś więcej. Szczególnie pod tym względem znakomite okazały się kiedyś głośniki Albedo Aptica, operujące swymi bardzo starannie, z matematyczną precyzją wyliczonymi liniami transmisji dźwięku. Nie wiem czy miałeś kiedyś okazję testować, drogi mój Czytelniku, jak poszczególne głośniki potrafią się pod tym względem różnić. Do tego stopnia, że jedne w tym samym utworze potrafią ukazać niesamowitą międzykanałową żonglerkę, specjalnie przez realizatora zaimplementowaną, a inne nie tylko tego nie potrafią, ale w ogóle cały ten aspekt, całe to brzmieniowe wariactwo i swoistą zabawę, okazują się żałośnie kompensować do pomrukiwania jednego albo drugiego kanału.

Raidho_D2_029_HiFi Philosophy

To brzmi jak szaleństwo, ale jako pierwsze ujarzmić duńskie kolumny spróbuje 25 watowy Croft Polestar1 w asyście Twin-Heada.

Raidho D-2 były pierwszymi, które potrafiły to samo co Albedo, może śladowo skromniej, ale naprawdę śladowo. Żonglerkę kanałami ukazały na poziome cyrkowym, chwilami aż śmiech rodzącym i skłaniającym do braw. Oczywiście nie ograniczało się to jedynie do żonglerki. Pozycjonowanie wykonawców nie poprzez sztuczny, sterofoniczny rozrzut, tylko autentyczne zajęcie dowolnej na scenie lokalizacji, a także całościowe oderwanie dźwięku od głośników, miały zjawiskowe.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

12 komentarzy w “Recenzja: Raidho D-2

  1. Piotr Ryka pisze:

    Dopiszę tylko, że ustawienie kolumn na zdjęciach jest całkiem inne niż było podczas odsłuchów.

  2. manio pisze:

    Witam,
    uff, wczułem się w atmosferę recenzji i … szczerze zazdroszczę!
    Kiedyś, dawno temu szukałem systemu dla siebie i 90% odsłuchów [u siebie i salonach ],kończyło się westchnieniem : „o co chodzi ???”.
    Gdzie tam mowa o nawet mikroodlocie? 😉
    A tu odjazd – bardzo kosztowny ale jest!

    A przy okazji – jak to gra muzę nieaudiofilską ,inaczej zwaną źle nagraną[punk,hiphop,r&b,house,trance,metal etc.] – czyli 99% płyt dla 99,9% populacji 🙂
    Pokazuje prawdę: ekscytująco,fajnie, strawnie, czy też niestrawnie i 99% kolekcji do wyrzucenia?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Nigdy nie wystawiam wysokich ocen urządzeniom nie potrafiącym zachować ducha muzyki. Raidho D-2 w połączeniu z odpowiednim torem bezproblemowo pozwolą słuchać najsłabszych nawet nagrań. Więcej, uczynią je lepiej brzmiącymi niż kiedykolwiek przedtem.

      1. manio pisze:

        no i gitara!!!
        zawsze myślałem że sprzęt ma pokazać „niedostatki” wytwórcze [od studia po tłocznie] a nie czynić ją „nie do słuchania” – ale zewsząd tylko pukanie w głowę a tu proszę , okazuje się że takie cuś jednak istnieje.
        Pozytywna bardzo wiadomość jest ta 🙂

  3. sebna pisze:

    Bardzo fajnie się czytało. To byłą jedna z recenzji, na którą czekałem a w zapowiedziach kilka kolejnych, które mnie bardzo ciekawią.

    Dodatkową niespodzianką był MA-1 na zdjęciu z pierwszej strony a potem wraz z czytaniem odkrywanie kolejnych dobrze mi znanych części toru 🙂

    Takie znane elementy powodują odbiór recenzji na zupełnie innym poziomie. Recenzja zamienia się w przeżycie bo nagle wszystko nabiera kontekstu i sensu a znane z własnych odsłuchów zależności pozwalają wydobyć smaczki czyniąc recenzję nie jednego głównego a wielu produktów w niej obecnych zarówno tych znanych jak i nieznanych.

    Piotrze prawie jak własny odsłuch :). Plastyczne opisy z pewnością bardzo pomagają szczególnie gdy pokrywają się ze znaną rzeczywistością.

    Pozdrawiam

    1. Piotr Ryka pisze:

      Dziękuję za miłe słowa. Dobrze wpływa na samopoczucie piszącego świadomość, że nie pisze na marne i ktoś coś z tego dla siebie wynosi.

  4. miroslaw frackowiak pisze:

    Napisz Piotrze ktore kolumny lepsze do sluchania wokalu, te ktore tu opisujesz, czy Zingali?oczywiscie mam na mysli grajace tylko z wzm lampowym!

    1. Piotr Ryka pisze:

      Odpowiadałem już na to pytanie w prywatnej z kimś korespondencji. Zingali grają bardziej bajkowo i mają to swoje tubowe rozciąganie brzmienia, a Raidho są bardziej realistyczne. Zależy co się woli. Sam lubię jedno i drugie.

  5. miroslaw frackowiak pisze:

    Co do cen tu opisywanych kolumn to sa wysokie, jak to moj kolega aufiofil powiada „sluszne” ale chcialem zauwazyc ze znalazlem kiedys wysprzedaz wszystkich modeli tej firmy za 35-40% ich ceny, bo wchodzily akurat nowe modele i na audio-market.de mozna bylo wybrac co sie chcialo od monitorow do podlogowych!tak ze tylko szukac i nie bedzie tak drogo.

  6. Maciej pisze:

    Powiem Wam że gatunkowe podłogówki tanie nie mogą być… Jak policzyłem koszta materiałów, czas budowy, koszty logistyki, wynajęcia warsztatu, dystrybucja, opakowanie, podatki, to moje odgrody DIY musiały by kosztować 20.000 – 25.000 PLN A to zwykłe odgrody malowane na biało wysoki połysk, bez forniru… I koszty oparte na polskich a nie europejskich realiach. W Europie zachodniej pewnie jakbym się trochę napocił mógłbym je sprzedać i za 50-60 KPLN. A co dopiero profesjonaliści… Ta stówka wygląda groźnie, ale dentysta ze Szwajcarii kupi.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Dentysta to nawet polski może. Wystarczy, że umie wyrywać.

  7. Pingback: D-2 Review

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy