Recenzja: QAR S-15

   Przeciętny audiofil żyje w nieświadomości ważnej kwestii. Przekonany jest bowiem, że żyła uziemiająca to coś bardzo dobrego, dzięki czemu ukochana aparaturka go nie porazi, a dźwięk będzie znacząco lepszy. Zatem podwójna poprawa względem kabla bez uziemienia, jakimi podpina się lampki nocne i inne pomniejsze tałatajstwa nie mające kontaktu z wilgocią i nie pobierające dużo energii. O ile jednak dla żelazka, lodówki czy wiertarki brak lub dodatek żyły uziemiającej nie ma praktycznego znaczenia w sensie skuteczności użycia, o tyle dla aparatury audio jej obecność obojętna już nie jest.

Mało kto zwraca uwagę na fakt, że dawne urządzenia audio i video żyły takiej nie miały, natomiast odkąd audiofilizm przybierać zaczął wymiar prawdziwego luksusu, przewody uziemiające się pojawiły. Zjawiły oczywiście wraz z zasilającymi trzyżyłowymi, które w pudełkach ze sprzętem dostarczane były (i są nadal) w gatunku „marketowa lipa”, lecz jednocześnie rynek zalały drogie i coraz droższe z gatunku „kupisz i będzie szał”. Dokładniej rzeczy się przyglądając, ta dawna aparatura audio kabel zasilający miała w dodatku zintegrowany, tak samo jak zintegrowane mają wszystkie urządzenia w nieaudiofilskiej elektrycznej. (Co innego profesjonalne na 380 V.) Ktoś widział wtyk kabla zasilającego w pralce czy elektrycznym czajniku? Ale audiofil bez wtyków trójbolcowych w CD i swoim wzmacniaczu to by teraz na miejscu zwariował. Za skarby świata nie kupi takiego urządzenia, chyba że ktoś by mu udowodnił, lub chociaż wytłumaczył, że takie jednak gra lepiej. Lecz nikt tego nie robi, bo jakiż miałby interes? Każdy szanujący się salon audio oferuje kable zasilające w dużym wyborze przy cenach drenujących, i wszyscy do tego przywykli.

Zadajmy wobec tego obrazoburcze pytanie – robią nas tu w balona, czy nie? Odpowiedź brzmi: to zależy, pod jakim mianowicie względem. Że wysokiego gatunku sprzedawany oddzielnie kabel zasilający potrafi wiele zdziałać, to nie podlega kwestii i macie na to moje słowo dane w wielu recenzjach. Pytanie jednak, czy dodanie żyły uziemiającej i cała z tym związana heca także ma pozytywny wymiar? Czy sławny Gargantua albo Harmonix „Million” na dwóch a nie trzech przewodach okazałyby się słabsze? W tej materii sprawa jest od strony praktycznej dwukierunkowa, a od teoretycznej ustalona. Urządzenia o dużym poborze mocy muszą być uziemiane i tak stanowią przepisy, jako że to ochrona przed ewentualnymi katastrofalnymi następstwami kontaktu z przepływającym przez nie prądem. Natomiast sam przewód uziemiający może być z brzmieniowego punktu widzenia korzystny albo nie. Może po stronie pozytywów usuwać pewną część zakłóceń i okaże się szczególnie przydatny wszędzie tam, gdzie mamy do czynienia z zasilaczami impulsowymi i ich „szpilkowymi” impulsami. Lecz jednocześnie sam może stanowić źródło zaburzeń, zarówno jako potencjalna pętla masy, jak i katalizator prądów błądzących, zwłaszcza zakłócających współbieżnych.

Osobna jeszcze sprawa, to finał jego roli w wymiarze uziemienia. Jedynie ktoś, kto sam sobie dom zbudował, może być pewien, że zadbał właściwie o uziemienie, a wszyscy posiadacze mieszkań i wolnostojących obiektów od kogoś odkupionych muszą brać poprawność ich uziemienia na wiarę, albo gruntownie samemu sprawdzić bądź je wykonać od nowa. Nikt w praktyce się w to nie bawi poza szczególnie zawziętymi audiofilami z żyłką inżynieryjną, czyli bardzo niewielkim procentem osób. Lecz nawet to poprawne uziemienie nie chroni przed przeróżnymi wzbudzeniami wewnętrznego elektromagnetyzmu w audiofilskiej aparaturze, toteż wspomagacze miejscowe, zwane jak ten tu „kondycjonerami masy”, mogą się okazać pomocne. Na ile, to jedynie praktyka wykazać może, przy czym, jak już pisałem w recenzji testowanego kiedyś o identycznym przeznaczeniu X-Bulk od też polskiego Verictum, producenci utrzymują, że im więcej tych kondycjonerów w różne miejsca podpinasz, tym efekt całościowy bardziej spektakularny. Szwedzki Entreq instaluje nawet specjalne gniazda na oferowanych przez siebie przewodach, służące właśnie do podpinania dodatkowych kondycjonerów, które sam proponuje. Gdyby więc chcieć temu sprostać w bardzo serio podejściu, wówczas miejsce dla kilkunastu X-Bulk, QAR czy Minimusów Entreqa w jednym systemie by się na pewno znalazło.

Podobnie jak w recenzji X-Bulk nie będę tego praktykował, ponieważ QAR przybył solo i jako jeden mógł być użyty. Dla mnie to tylko wygoda, a dla sprawy próba wybiórcza – jeden punkt, jeden QAR. Co z tego wynikło, o tym zaraz, ale wpierw słowo o pochodzeniu i technice.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

10 komentarzy w “Recenzja: QAR S-15

  1. Paweł pisze:

    Też mam QAR’a od Pana Kuby. W mój system wniósł wiele dobrego a że od dawna z przyjemnością czytuję hifiphilosophy i recenzje uważam za miarodajne zasugerowałem producentowi podesłanie do testów urządzenia. Obserwując tego typu wynalazki zaczynam się zastanawiać kiedy na zamówienie będziemy mogli dokonywać modyfikacji toru audio pod swoje preferencje odsłuchowe lub kiedy producenci innych komponentów skorzystają z tego typu rozwiązań. Na razie chyba boenicke w kolumnach stosuje w wersjach wyższych tego typu upgrade m.in. firmy bybee technologies. Taki kondycjoner jest to kolejną zmienna umożliwiającą wyraźną modyfikację dżwięku bez dużych inwestycji.

    1. QAR pisze:

      Panie Pawle ,a jak jeszcze dało by radę taką modyfikację zrobić bez ingerencji wewnątrz urządzenia? To jest możliwe.
      Opierając się na pewnej grupie minerałów szlachetnych, oraz chemie z fizyką. Jak sam Pan zauważył testując u siebie „Dynamit”. Takie urządzenie spełnia funkcje Kondycjonera masy, oraz potrafi zmienić totalnie barwę bez grzebania wewnątrz.
      Im więcej analiz i testów tym bardziej jestem przekonany że można dostroić system bez grzebania i odsprzedaży.

      Pozdrawiam

      1. Marek pisze:

        Nie masz pojęcia do czego się ograniczam, a do czego nie, więc nie wypisuj bredni. Twoich „szlachetnych” minerałów po prostu NIE MA, co nie zmiana faktu, że kondycjonery masy mogą mieć pozytywny wpływ na dźwięk.

  2. Zygmunt pisze:

    U mnie wszystkie urzadzenia od wielu lat bez uziemienia ,i jest super………..

  3. Piotr Ryka pisze:

    Zajrzałem do wątku „Kondycjoner Masy” na jednym z audiofilskich forów i naszła mnie refleksja, że gdyby tak ktoś kiedyś kondycjoner ciemnej masy zbudował…

    1. QAR pisze:

      Panie Piotrze kondycjonery ciemnej masy już są, i chodzą po tej ziemni.

      Alleee gdyby jak ktoś by się wziął za jeden super nadprzewodnik. Z resztą polscy naukowcy są genialni, z tym że koszt wytworzenia 1 grama na dzień dzisiejszy bardzo drogi. I jak zwykle historia się powtórzyła, polskim naukowcom udało się wytworzyć w czystej postaci, a za jakiś czas angielscy trochę udoskonalili i jak zwykle angole zebrali uznanie.

      Zastosować ten że nadprzewodnik jako tzw. ściągacz, a następnie zastosować tzw. wygaszacz to byłby dopiero super kondycjoner.

      1. QAR pisze:

        Tematyka Kondycjonerów masy jeszcze raczkuje. Może za parę lat zmieni się.
        A dlaczego? Jakość komponentów elektronicznych jest coraz słabsza, a tych ze starszej serii coraz mniej. Elektronika coraz bardziej wyśrubowana.
        A jak wiadomo prąd z biegiem lat nie jest lepszej jakości i coraz więcej tzw. syfu sieciowego.
        Tak jak jeszcze lata wstecz osoby które twierdziły o pozytywnym wpływie i skuteczności przewodów sieciowych byli wyśmiewani. Tak jak dziś tematyka Kondycjonerów masy.

  4. Mariusz Pospieszalki pisze:

    Dzien dobry , zamierzam nabyc nowe słuchawki( kwota do 20tys), czy warto zainteresować się final audio d8000 czy znajde cos lepszego w tej kwocie?

    MP

  5. Szymon pisze:

    Skąd tak olbrzymi wzrost ceny? W czerwcu 2017 QAR S-15 był wyceniany na 1100zł (źródło: stereoikolorowo), po pół roku 2700zł??!

    1. Piotr Ryka pisze:

      Mogę tylko zacytować list od autora, który, mam nadzieję, się za to nie obrazi:

      „W 2016r trwały testy wewnętrzne (po znajomych i osobach które wyraziły chęć), pierwsze podrygi. Z czasem uzyskując pozytywne sygnały oraz testy Verictuma oraz Entreq stwierdziłem że jest o co walczyć.

      Pan Krzysztof Stereo i Kolorowo , wyraził chęć przetestowania S-15.

      Test był 3czerwca 2017r. W tym czasie S-15 był jako DIY i cena 1100zł była symboliczna. W tym czasie nie do końca byłem przekonany żeby startować otwierając firmę. Później wszystko poszło lawinowo.

      1września 2017r. podczas testu u Pana Pacuły było już oficjalnie pod firmą.

      Tak wiem że sam sobie strzeliłem w stopę, gdyż sam dostaje zapytania dlaczego tu 1100zł, a tam 2700zł. Problem jest w tym że ludzie nie słuchają co do nich się mówi.

      W teście Pana Wojtka jest bardziej dopracowany z lepszą konfekcją i dopracowane drobne szczegóły które wytknął mi Pan Krzysztof (Stereo i Kolorowo) i za to jestem wdzięczny. Plus działalność wszystko to wpływa na cenę, trzeba też brać pod uwagę rozwój. Ja wiem że potencjalnego klienta takie tłumaczenia za bardzo nie obchodzą ale podatki trzeba płacić i żyć.

      Zauważyłem że Pan w teście napisał że firma powstała w 2016r, nie zawracałem Panu głowy tym gdyż głównym bohaterem jest S-15 a nie rok.”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy