Recenzja: Program JPlay

JPLay_09   Co zrobić, aby zagrało lepiej? Lepszy sprzęt? Pomysł oczywisty, tylko ze środkami coś jakby nie bardzo. Bo dobry sprzęt nie dość że nie tanieje, to jeszcze jego ceny nieustannie pną się w górę, a pensje nie do końca zdaje się nadążają. Chociaż, przepraszam – panu dyrektorowi ostatnio podnieśli, aczkolwiek po cichu, żeby załogi nie denerwować. Ale i tak się wydało, za co pani sekretarka wyleciała z roboty. Jednak kiedy nie jesteśmy właścicielem ani dyrektorem, a pula kredytowa dawno się rozeszła na meble i mieszkanie, w związku z czym bardzo nieprędko cokolwiek na raty wziąć będzie można, wówczas sytuacja staje się nieciekawa. Więc może chociaż jakieś lepsze słuchawki, albo porządniejszy DAC? Tak żeby za parę tysięcy obleciało. To już trochę cieplej, łatwiej przywitać się z taką gąską i może dałoby się uzbierać. Ale co ze źródłem? Prawda – pliki. Teraz można wszystkiego posłuchać na plikach. Jednak odtwarzacz strumieniowy też tani nie jest, a ja mam tylko starawego laptopa oraz leciwy odtwarzacz Technicsa w spadku po latach 90-tych i nie zanosi się na nic więcej. Trudno, będzie musiało wystarczyć. Jest do ściągnięcia darmowy Foobar, przy odrobinie szczęścia da się go odpalić z wtyczką WASAPI 3.2.3. (Windows Audio Session API) w trybie Event i jakoś to będzie. Bez cudów, ale przecież może być całkiem znośnie. Masa ludzi w ten sposób słucha i jakoś z tym żyje.

Kwestię jaki ewentualnie powinien to być DAC i co za słuchawki, odstawimy tym razem na plan dalszy, podobnie jak to jaki wzmacniacz i do niego głośniki, gdyby ktoś słuchawek nie lubił. Skupimy się miast tego głównie na plikach. A tych jest jak wiadomo w Sieci zatrzęsienie i można na bieżąco za darmo słuchać, problemem pozostaje jednak jakość, bo przeważnie są to pliki stratne w formacie mp3 albo jakiejś innej „stratówce”, które niestety ze stratosferą nie mają nic wspólnego, tylko wręcz przeciwnie. Za lepszej jakości materiał plikowy do zapisania na twardym dysku albo innym typie nośnika trzeba już trochę zapłacić różnym chomiczarniom, albo mieć płytę do zripowania. Trzeba też wiedzieć w jakim formacie taki lepszy plik kupić, albo do jakiego formatu płytę zripować. Cała sprawa byłaby banalnie prosta, gdyby wszystko dało się sprowadzić do formatu MQS, albo jakiegoś innego o analogicznej jakości, a pamięci oferowane przez odtwarzacze przenośne, które też przecież trzeba mieć na uwadze, były odpowiednio pojemne dla tak obszernych plików. Jednak plików MQS praktycznie nie ma (niewielki zasób dużo kosztujących na stronie iRiver) i samemu sobie do nich płyty zripować nie można. A gdyby nawet można było, to i tak zysk byłby wyłącznie w przypadku płyt SACD i DVD-Audio, które format MQS bodaj jako jedyny odtwarza bezstratnie. W praktyce pozostają zatem jedynie pliki FLAC (Free Lossless Audio Codec – bezstratny ale kompresujący i dekompresujący kodek, wynaleziony w 2000 roku przez Josha Coalsona) oraz WAV (Waveform Audio File Format – kodek nie mający żadnej kompresji i operujący w formacie PCM, czyli standardowym dla płyt CD typie kwantyzacji Pulse Code Modulation, stworzony przez Microsoft i IBM w 1991 na potrzeby systemu Windows.)

Każdy posiadacz komputera z dostępem do Internetu, czyli praktycznie każdy obywatel w wieku przedemerytalnym lub młodszym nie będący anachoretą, bankrutem, bądź włóczęgą, może łatwo sprawdzić, że darmowy, stworzony przez Petera Pawlowskiego w 2002 roku i stale udoskonalany (najnowsza wersja z lipca 2013) Foobar2000 bardzo dobrze radzi sobie z muzyką w mierze je wysokiej jakości odtwarzania, bezproblemowo obsługując zarówno pliki FLAC jak i WAV, a także te stratne. Z kolei dla gotowych uiścić umiarkowaną kwotę kilkudziesięciu dolarów jest też do wyboru alternatywny program JRiver (nie mylić z firmą iRiver), zaopatrzony w lepszą obsługę biblioteki nagrań, którego najnowsze wersje niektórzy stawiają wyżej od Foobara, a inni niekoniecznie. Dla poszukiwaczy dobrego brzmienia za umiarkowane płacenie jest wszakże jeszcze jedna możliwość. Za także niezbyt wygórowaną kwotę 100 euro mogą od ręki – a ściślej od jednego użycia karty płatniczej – nabyć i ściągnąć z Sieci program JPlay, którego wersja demonstracyjna jest do pobrania ze strony producenta za friko, by nikt nie narzekał, że kupił kota w worku a kot okazał się łysy.

Z programem JPlay wiąże się ciekawa historia, co w przypadku programów komputerowych nie jest zjawiskiem odosobnionym. Wiele z nich ma swoją legendę, co dotyczy zwłaszcza gier komputerowych i ich twórców, a za innymi, jak choćby za niektórymi wersjami systemu operacyjnego Windows, wlecze się niczym diabelski ogon czarny PR. Pod tym względem program JPlay posiada nieco inną swoistość – jest mianowicie programem przez niektórych wyklętym, a mówiąc bardziej nowoczesnym językiem popularnego psychologicznego żargonu – programem wypieranym ze świadomości przez pewną część użytkowników Foobara i JRivera, a to głównie za sprawą tegoż Foobara i JRivera autorów.

Zanim sięgniemy po konkrety, możemy na tej kanwie poczynić dość interesującą obserwację dotyczącą mody na przeciętność. Modę tę (mogę się założyć, że tak było) ktoś cichaczem swego czasu tak zwanej opinii publicznej podrzucił i chyłkiem ją cały czas lansuje, by zwykli ludzie czuli się dowartościowani i modni pozostając w narzuconych im ramach skromnego bytowania i by nie domagali się niczego bardziej ekskluzywnego od smartfonu i puszki z piwem, trwając w głębokim przeświadczeniu, że ten właśnie poziom egzystencji jest całkiem sprytny i dowodzący życiowej mądrości. Cała ta swego rodzaju filozofia życiowa (że szumnie rzecz nazwę) – filozofia ogarniająca się na poziomie chipsów, piwa i telewizyjnych seriali, przeplatanych od czasu do czasu meczami oraz koncertami „artystów” klasy Madonna – została przez media i poprzez różnych mentorów w terenie (czyli głównie w Sieci) całkiem nieźle wypromowana i pilnuje wszystkich na każdym kroku, nieustannie wszem i wobec wmawiając, że niczego więcej oczekiwać nie warto, bo wszystkie te lepsze towary i całe te zakichane wartości artystyczne oraz dawno przebrzmiała wyższa kultura bycia, z jej wiedzą historyczną, obyczajową i znawstwem literatury, to tak naprawdę oszukaństwo, bujda na resorach i zapyziałe głupoty, toteż szkoda na to pieniędzy i czasu, a wszelka wiedza wyższego poziomu niż artykuły w prasie kolorowej to zwykłe zawracanie gitary i wymysły durnych jajogłowych, aczkolwiek jak coś, to oczywiście powołujemy się na naukę i na niej bazując przytaczamy niezbite „dowody”, że na przykład każdy kabel przewodzi jednakowo, a najlepsze słuchawki to takie za trzysta pięćdziesiąt złotych, co jasno wynika z naukowych wykresów.

Podobnego pokroju naukowcy i wszelkiej maści pilnowacze słuszności zaczęli od samych narodzin dorabiać programowi JPlay gębę – że w żadnym razie nie może być lepszy od Foobara, ponieważ jest to naukowo rzecz biorąc niemożliwe. No bo przecież jak bit rate to bit rate, a jak sample to sample i jak kodeki to kodeki. I nie wmawiajcie nam przebiegli autorzy, że po wewnętrznych łączach komputera coś lepszego popłynąć może skutkiem jakiegoś programu, bo się nie damy nabić w butelkę ani w żaden kabel, a naszym życiowym zawołaniem pozostaje szlachetna pieśń do innej butli, której zawartością nabijemy się sami:

Dalej bracia, dalej żywo,

Lejmy w gęby jasne piwo.

Niech od piwa nikt nie stroni,

Piwo leczy, piwo chroni.  

Bek! Ypp! Aaaa!

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

113 komentarzy w “Recenzja: Program JPlay

  1. Daniel pisze:

    Widzę mytek-a w akcji. Czyżby szykowała się jego recenzja?
    Jeżeli nie to może chociaż parę słów się udało wykrzesać o wykorzystaniu go jako dac/amp z Denonami 7100?
    Fajnie gdyby udało się też inne combo zrecenzować bo to bardzo fajne urządzonka są i w kategorii cena/jakość trudno im zrównać dzielonym zabawką.
    Propozycja kolejna Asus Essence One/Plus/Muses.

    Gratuluje tekstów, zaglądam an stronę co dziennie licząc że się coś nowego do czytania pojawiło.

  2. Piotr Ryka pisze:

    Recenzja Mytek’a oczywiście będzie. Po to przyjechał. A Denony powinno dać się uwzględnić. Urządzenia tego typu recenzuję ostatnio często. Sennheiser HDVD 800, Burson Conductor, Eximus DP-1, a teraz będzie Mytek. Asusa też może się uda. Używam Xonara Essence jako karty dźwiękowej, to mam po sąsiedzku. A dystrybutor też znajomy. Pytanie tylko czy mają egzemplarz testowy.
    Napisać recenzji w jeden dzień się nie da. To znaczy da się, ale nie tak raz po raz. Kiedy podchodzić rozsądnie do kwestii staranności odsłuchów i własnej odsłuchowej formy oraz skupienia na przedmiocie opisu, to kilka dni jest niezbędne.

  3. roman pisze:

    Mam ochotę wypróbować JPlay,na chwilę obecną słucham przez JRiver ,który okazał się wyraźnie leszy od Foobara,dodatkowo mam zainstalowany mały programik o nazwie Fidelizer ,kiedy ustawie go w opcje PRO wtedy do pewnego stopnia usypia cały komputer ,np nie da się po uruchomieniu Fidelizera podłączyć jakiegokolwiek urządzenia przez port USB aby mogło ono być wykryte przez komputer,nie da się też otwożyć przeglądarki internetowej.Tak więc JRiver w połączeniu z darmowym Fidelizerem to już bardzo wysoka klasa dźwięku i podejrzewam że różnica względem JPleya zmniejsza się bardzo.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Tego rodzaju porównania są bardzo ciekawe. Wydaje mi się, że dużo zależy od sprzętu, włączając w to oczywiście komputer. A próbowanie JPlay nic nie kosztuje, więc zabawa jest za darmo.

  4. Michal W. pisze:

    To ja Wam powiem jak to jest na laptopie z Windows Vista Home Premium i starszym JPlay kontra jakiś nie najnowszy foobar2000. Konwerter to zmodyfikowany Musical Fidelity V-Link po kablu koncentrycznym. Otóż JPlay grał wyraźnie lepiej od foobar2000, nie tak ziarniście i „cyfrowo”. Ponadto w trybie Xtream było prawie jak z rasowego transportu optycznego, już te same zjawiska tylko nieco mniejsza skala, ale dopiero ten tryb dawał to coś, Beach i ten trzeci, nie pamiętam nazwy, wyraźnie gorzej, ale i tak lepiej od foobar2000. Poza tym laptop gra lepiej, gdy mu się odepnie zasilacz. Nie rozumiem jak ma komputer stacjonarny być lepszy, skoro te wszystkie duże przetwornice są w jego wnętrzu w zasilaczu? Laptop ma to wyrzucone na zewnątrz, a można to całkiem odłączyć i grać z baterii. Podejrzewam, że nie bęzie takiej korzyści z trybu hibernacji na laptopie jak na stacjonarnym PC właśnie z tytułu możliwości „wyrzucenia” siejącego zasilacza z obwodu elektrycznego zamiast jego wyłączania poza układami stand-by. Stąd „przepaść” na korzyść JPlay u mnie się pojawiła już w „normalnym” trybie odtwarzania.
    Natomiast gdybym miał przywołać najlepszy dźwięk z plików, jaki pamiętam, to był gruntownie zmodyfikowany Squeezebox Touch z liniowym zasilaczem. Sygnał dostawał kablem Ethernet z routera, który pobierał przez WiFi pliki z komputera, a następnie przesyłała kablem koncentrycznym do DACa. I dzięki Bogu, bo nie chciałbym, żeby mi komputer towarzyszył także podczas muzycznych relaksów. Dość go mam w pracy i chcę od niego czasem odpocząć. 😉 Z plikami mam zresztą do czynienia od czasu zakupu pierwszego odtwarzacza przenośnego z pamięcią flash, czyli ponad 7 lat. Reasumując – pliki TAK, komputer NIE. 🙂

    1. Piotr Ryka pisze:

      Też sądziłem, że laptop może mieć przewagę z uwagi na bateryjne zasilanie. Ale komentarz autora programu był jednoznaczny – lepszy jest PC z mocnym zasilaczem. Nie było czasu ciągnąć tej kwestii. Spróbuję wrócić do niej za dwa tygodnie, kiedy autor wróci z poślubnej podróży.

      1. Winetou pisze:

        Taaaak, zasilanie bateryjne ale i tak poszczególne napięcia zasilania „elektroniki” laptopa wytwarzane są za pomocą przetwornic DC/DC, tak jak w stacjonarnym komputerze 🙂 A przecież jak wiadomo te impulsowe konwertery mają jedną „niedopuszczalną” cechę – straaaaaaasznie sieją i kłują audiofilskie uszy! Zapomnieliście o tym czy błedne przeświadczenie sprawiło, że stał się cud? 🙂

        1. Piotr Ryka pisze:

          Oczywiście w swej ignorancji i audiofilskim zaślepieniu zapomnieliśmy, ale Czerwony Brat nam słusznie przypomniał. Czekamy na rozwinięcie tematu DC-DC w jakieś AC-DC czy inny Rammstein.

          1. Winetou pisze:

            Co tu rozwijać – wystarczy otowrzyć 🙂 W tym przypadku laptopa i spojrzeć na jego płytę główną na tyle uważnie by dostrzec na niej sekcje zasilania.
            A może lepiej nie zaglądać… może lepiej żyć w przeświadczeniu, że zasilanie elektroniki w lapku odbywa się „po audiofilsku”: akumulator -> liniowe stabilizatory -> bataliony kondensatorów filtrująco-odsprzęgających.

            Tylko jak za pomocą „najczystszego” liniowego stabilizatora uzyskać ujemne napięcia zasilania i jak uporać się z problematycznym ciepłem (bo są stosunkowo mało efektywne) i związanym z tym dużym poborem energii z baterii, hmm?

            A zasady działania przetwornic/stabilizatorów impulsowych nie widzę sensu tu rozwijać, to nie portal elektroniczny – dla audiofili najważniejszy jest fakt, że to „zuo”. I tyle w temacie 🙂

    1. Piotr Ryka pisze:

      Tam gdzie w grę wchodzą duże pieniądze nie jest trudno o definitywne rozstrzygnięcia. Problem w tym, że na ogół każda ze stron dysponuje takimi rozstrzygnięciami, a każde z tych rozstrzygnięć mówi zupełnie co innego.

      1. Sebastian pisze:

        A wystarczy jedynie zainstalować i posłuchać, żeby samemu sobie wyrobić zdanie.

        Na jednym spotkaniu porównywaliśmy większość popularnych playerów z obozu Apple i PC.

        Każdy jeden grał inaczej a wszystkie jak jeden mąż były bit perfect. Wśród nich były podobne szkoły grania, z których dało się jasno wyłonić najlepszego ale były też pleyery jakościowo bardzo dobre ale o różnej sygnaturze między sobą i tam dochodziły już gusty i guściki i nie zgodziliśmy się co do tego który z nich jest najlepszy bo każdy miał inne preferencje, a było nas 10-ciu zebranych.

        Na Macu, mi osobiście, najbardziej podobała się Fidelia. Tu były zdania podzielone 50 / 50 z Amarrą ze względu na zupełnie inaczej brzmiącą muzykę! Fidelia bardzo przestrzenne brzmienie z dźwiękiem otaczającym słuchacza i świetnym pozycjonowaniem. Amarra płasko i bardziej grzecznie, dla mnie nudno i nieangażująco. O dziwo tak jak pisałem 50% uczestników wolało takie granie. Być może miał coś z tym wspólnego fakt, że średnia wiekowa na spotkaniu przekraczała 50 lat i zgaduję siła przyzwyczajenia dyktowała takie a nie inne wyniki (po spotkaniu pożyczyłem sobie nawet od kolegi maca żeby posłuchać więcej Fideli bo tak mi się spodobało to co słyszałem).

        Na PC wszystko brzmi podobnie stylem ale jplay robi to najlepiej z wyraźną przewagą.

        A co do testów z linka no cóż, ich wyniki świadczą jedynie o tym, że zostały źle zaprojektowane lub, że sprzęt pomiarowy był za mało czuły, bo możliwości że zostały celowo zmanipulowane wolę nie brać pod uwagę.

        Pozdrawiam

  5. StasioP pisze:

    Chyba faktycznie temperatura byla zbyt wysoka aby przeprowadzic miarodajne testy.:)

    Roznica w dzwieku pomiedzy JRiver a Jplay w trybie nakladkowym Jplay na Foobar, laptop 2Ghz dual core jest oczywista i latwa do zauwazenia. Roznica w brzmieniu Jplay Windows 8, Ultra stream, laptop 4 core 2.1Ghz (modyfikowany), hibernacja, praca w trybie miniJplay, DAC przez lacze USB + kabel USB z miedzi cryo + weglowa oslonka, plus filtry, oraz odrebne zasilanie bateryjne wejscia USB, jest drastyczna i w moim mniemaniu jakosc takiego napedu przewyzsza wszystkie znane mi topowe High-Endowe napedy CD. Malo tego ten dzwiek na wielu nagraniach przewyzsza odtwarzania ze znanych mi topowych gramofonow winylowych.

    Pozdrawiam

    1. Piotr Ryka pisze:

      Zauważyłem, że JPlay jest bardzo wrażliwy na aparaturę, na której pracuje, a predykcje wcale nie są oczywiste. Na jednych zestawieniach jego przewaga zaznacza się mocno, na innych skromniej. I raczej nie ma tu zasady ogólnej, że na przykład z dobrym sprzętem mocniej, a ze słabym słabiej, albo odwrotnie. Są to raczej zawsze przypadki indywidualne. I jak widać zdania na temat jego wpływu na brzmienie pojawiają się rozbieżne w stopniu straszliwym. Ktoś przeprowadza rzekomo naukowy test i nie wykrył żadnej różnicy, a Ty piszesz, że różnice na korzyść JPlay są ogromne. Ciężki teren ta audiofilia.

      1. StasioP pisze:

        Moim zdaniem wszystko zalezne jest od sprzetu na ktorym pracuje Jplay. Polecalbym komputer z jak nawieksza iloscia rdzeni oraz z szybka pamiecia, bardzo istotny jest tez kabel USB. Nie mniej istotne sa tutaj niskoszumowe zasilania dochodzace do HDD, plyty glownej i wszelkich czesci komputerowych. Dopiero wtedy mozemy mowic o dzwieku prawdziwie High-Endowym w innych przypadkach moc Jplay-a bedzie w duzym porcencie ukryta.

        1. Piotr Ryka pisze:

          U mnie poza Windows 8 dostał JPlay wszystko co trzeba: bardzo wydajny procesor, profesjonalną płytę główną, super pamięci, dysk SSD o bardzo wysokim transferze, markowy kabel USB i jeszcze interfejs HiFace – czyli wszystko na najwyższym poziomie. Ale tu w grę wchodzi jeszcze DAC i słuchawkowy wzmacniacz. Te elementy także ważą i ukazują różny obraz, podobnie jak same pliki. Jak ostatnio zauważyłem pisząc kolejne recenzje, w przypadku plików MQS różnica na korzyść JPlay zawsze jest wyraźna.

          1. Sebastian pisze:

            W przypadku budowy audio-pc każdy element ma znaczenie ale te, które dadzą największe poprawy to sekcja zasilania. Jeżeli zasilacz typowo komputerowy to o możliwie najniższym parametrze ripple (czyli zakłócenia bo chyba tak należało by to przetłumaczyć) na wszystkich liniach – np corrsair z serii HX. Optymalnie było by podpiąć pod każdą z linii 3.3v, 5v i 12v dedykowane dobrej jakości zasilacze liniowe dające bardzo czysty prąd.

            Dwa brak jakichkolwiek wiatraków. Trzy dyski SSD.

            Do tego maksymalny tuning oparty na odchudzeniu i obdarciu z jakichkolwiek funkcji systemu operacyjnego (włącznie z interfejsem graficznym) najlepiej na bazie Windowsa Server 2012 core bez karty graficznej i monitora i już prawie zrobiliśmy z PC nieporęczony dedykowany odtwarzacz muzyczny :D… (nie ma to jak wziąć zaawansowane urządzenie multifunkcyjne i przerobić je na „CD-Playera” o dwóch funkcjach na krzyż).

            Pozdrawiam

          2. StasioP pisze:

            Doadatkowo korzysci z posiadania Win8 sa bardzo duze…;) a jeszcze wieksze korzysci sa z samego trybu Ultra Stream 🙂

  6. StasioP pisze:

    Dysk SSD wg moich doswiadczen do PC-audio nie bardzo sie nadaje, ale mowie to tylko na jednym przykladzie, moge sie wiec mylic. Markowy kabel USB, to znaczy jaki kabel? Interface Hi-face – to taki sredniaczek, ponizej sredniej. DAC to oczywiscie 50% sukcesu 🙂

    1. Piotr Ryka pisze:

      Myślę, że w przypadku JPlay to czy mamy dysk SSD, czy HDD nie ma znaczenia, skoro program i tak przed odtworzeniem wysyła pliki na obszar RAM-u. (U mnie to Patriot 1866 CL9 2x4GB.) Mam w komputerze także dysk WDC WD10EFRX 1TB i nie stwierdziłem by miejsce zapisu miało znaczenie dla odczytu muzycznego. HiFace to oczywiście nie jest żadna potęga, ale dużo od siebie wnosi, a kable USB próbowałem od Ear Stream i Entreqa.

      1. StasioP pisze:

        Tu nie chodzi o obszar zapisu danych, tylko urzadzenia generuja wysokoczestotliwosciowe zaklocenia ktore przechodza przez cala elektronike. Dysk SSD mierzylem szerokopasmowym analizatorem widma. To samo dotyczy pomiarow samego programu Jplay oraz porownania tego do JRivera czy tez Foobar, roznice pomiarowe sa drastycznie duze.

        Sa tez duzo lepsze kable USB, a wlasnie kabel w moim odczuciu bardzo znaczaco wplywa na efekt finalny.

        No niestety aby uzyskac naprawde wysoka jakosc z tego programu trzeba tez sporo wydac na sam sprzet, ale i tak jest to znacznie mniej niz w przypadku zakupu jakiegos topowego CD-playera czy tez jakiegos gotowego serwera plikow.

        1. Piotr Ryka pisze:

          Czy należy przez to rozumieć, że dysk SSD wnosi do układu większe zakłócenia niż sama pamięć RAM? A jeśli tak, to dlaczego?

          Ciekaw też jestem, które to są te dużo lepsze kable USB? Z pewnością Crystal Cable Absolute Dream, ale jego możemy chyba sobie darować.

          1. StasioP pisze:

            Tak dysk SSD wnosi duzo wieksze zaklocenia niz RAM to oczywiste, ale tu nie chodzi co wnosi wiecej podczas gdy gramy z tego pliku z HDD/SSD czy tez Ram-u, tylko te szumy sie sumuja. Mozna powiedziec ze kazde dodatkowe urzadzenie wpinane do komputera to dodatkowe zrodlo szumu, nim szumu mniej tzn jesli stosujemy HDD zamiat SSD to tego szumu mamy mniej, tym samym odzwierciedla sie to w jakosci muzycznej.

          2. StasioP pisze:

            Jesli chodzi o kable USB to cos w stylu n.p. takiego – AQ diamond

        2. Sebastian pisze:

          Który konkretnie SSD testowałeś? Warto wiedzieć, żeby go nie kupować 🙂

          1. StasioP pisze:

            32GB Sandisk do laptopa, szumial ponad dwa razy wiecej niz zwykle HDD

  7. Piotr Ryka pisze:

    Nie wydaje mi się by większe zaszumienie przez dysk SSD było oczywiste, bo to ta sama technologia co RAM. Najwyżej poprzez sumowanie. Test wykonałem na bazie komputera wielofunkcyjnego. Można oczywiście złożyć sobie osobny komputer do zastosowań wyłącznie muzycznych, wyposażając go w drogi interfejs i drogi kabel koaksjalny, bo sam kabel USB, choćby najlepszy, nic tu nie wskóra z uwagi na większy jitter własny. Tego rodzaju muzyczny serwer będzie na pewno dużo tańszy niż przeciętnej klasy odtwarzacz CD, kosztujący około 20 tysięcy złotych, tak więc stanowi bardzo ciekawą alternatywę.

  8. StasioP pisze:

    Budowa RAM-u jak i SSD to zupelnie inna wlasnie technologia. A sam kabel ma ogromne znaczenie, dobry kabel USB to taki wplyw jak prawie konwerter BADA w systemie 😉

    1. Piotr Ryka pisze:

      Wiem, że kabel USB ma duży wpływ, ale jak instalujesz HiFace, to go wtykasz bezpośrednio do komputera i wtedy żaden dodatkowy kabel USB nie jest konieczny, wystarcza sam koaksjalny za interfejsem. A z interfejsem asynchronicznym żaden kabel USB w pojedynkę jako łącze do DAC nie wygra, nawet najlepszy. Dzięki temu oszczędzamy dużo pieniędzy na kablu USB i na lepszym do niego interfejsie, a niższa cena jest dla większości osób najważniejszą sprawą.

  9. StasioP pisze:

    No z tym kablem USB to sie mylisz, MUSI byc dobry i nie pomoze tu zaden asynchroniczny interfejs, wiem bo przerobilem 4 interfejsy asynchroniczne i w kazdym, super kabel to podstawa jest!

    1. Piotr Ryka pisze:

      Ależ ja się zgadzam – dla interfejsu, który stoi osobno, doprowadzenie sygnału dobrym kablem USB to podstawa sukcesu. Ale HiFace wpina się prosto w komputer i dlatego jest oszczędniejszy. Potrzeba do niego tylko jednego kabla a nie dwóch.

      1. Piotr Ryka pisze:

        A, że są lepsze interfejsy, to inna sprawa.

      2. StasioP pisze:

        No i to bardzo zle ze sie wpina bo zaklocenia wedruja sobie krotka droga do SPDiF-u kabel musi byc bo jest on jak gdyby swoistym filrem zaklocen, bez tego nie mam MUZYKI z USB 😉

        1. Piotr Ryka pisze:

          Mimo wszystko udało mi się muzykę usłyszeć i śmiem twierdzić, że była to muzyka bardzo wysokiej klasy. A na czym miałaby polegać filtrująca rola kabla USB, bo pierwszy raz słyszę o takiej jego funkcji.

          1. StasioP pisze:

            Na filtrowaniu zaklocen.

    2. Sebastian pisze:

      „32GB Sandisk do laptopa, szumial ponad dwa razy wiecej niz zwykle HDD”

      Ale to chyba piszesz o pendrivie? Albo o jakimiś dysku z przed 100 lat 😉

      To że pendrive szumi to się nie dziwie bo jest na tej samej magistrali co DAC bo na USB. Ogólnie jak się podpina DACa przez USB to nic więcej nie może już być podpięte do HUBa i tego samego kontrolera USB (mam na myśli chipset) jeżeli chce się minimalizować zakłócenia.

      Dysk SSD powinien być najlepiej podpinany przez PCIe nawet nie przez SATA….

      Tradycyjne dyski są słyszalne przez wibracje spowodowane wirującymi talerzami nie mówiąc już o ruszającej się głowicy oraz o ich zwalnianiu i przyspieszaniu które powoduje zakluczenia na linii elektrycznej szczególnie słyszalne w przypadku słabszych zasilaczy.

      A co do ogólnej dyskusji pod tym postem – to przecież większość nowych DACów ma asynchroniczne USB.

      Pozdrawiam

  10. Piotr Ryka pisze:

    Filtry faktycznie polegają zwykle na filtrowaniu. Według klasyfikacji sławnego profesora Shadoko istnieją cztery rodzaje filtrów:
    – takie, które przepuszczają wodę, a nie przepuszczają klusek
    – takie, które przepuszczają i wodę, i kluski
    – takie, które nie przepuszczają ani wody, ani klusek
    – oraz takie, które nie przepuszczają wody a przepuszczają kluski
    🙂

    http://www.youtube.com/watch?v=shU4hSP_DTA

    1. StasioP pisze:

      OK i wszystko jasne 😉

      1. Piotr Ryka pisze:

        Bardzo cenię profesora Shadoko za jego przełomowe dokonania, ale mimo wszystko dla mnie pełnej jasności w temacie filtracji dzięki kablom USB nie ma. Mam rozumieć, że chodzi o samo oddalenie interfejsu od siejącego zakłóceniami komputera?

  11. Piotr Ryka pisze:

    Nie testowałem JPlay na laptopie, tak więc nie mam punktu odniesienia pomiędzy nim a stacjonarnym PC. Myślę, że kiedy autor programu powróci z wojaży, oddamy mu tu głos i zechce się podzielić swoją z pewnością rozległą wiedzą na temat odpowiednich sprzętowych konfiguracji, pozwalających osiągać najlepsze i ekonomicznie najbardziej opłacalne rezultaty.

  12. domzz pisze:

    Programy do odtwarzania muzyki na PC to obecnie gorący temat.
    Jest jeszcze jeden program, który moim zdaniem przebija jakością odtwarzanego dźwięku tytułowego jPlay’a, a mianowicie darmowy „MQn”. Odtwarza co prawda tylko pliki Wav (oraz Flac, ale trzeba się nieco wysilić), ale aktualizacje wychodzą praktycznie co tydzień. Z tego co czytałem, to twórcy jPlay’a czerpali garściami z pomysłów autora MQn. Uruchomienie nie jest proste, program praktycznie nie ma interfejsu, ale jak gra! Polecam przewertować cały wątek, żeby się nie pogubić w sposobie uruchamiania.

    http://www.computeraudiophile.com/f11-software/visual-studio-2012-c-and-wasapi-minimalist-player-15401/

    1. Piotr Ryka pisze:

      To bardzo ciekawe. Trzeba będzie się przebić przez te programowe zawiłości, a przede wszystkim posłuchać. Dziękuję za cenną informację.

  13. Piotr Ryka pisze:

    Ponieważ niektórzy czytelnicy zgłaszają trudności z usłyszeniem muzyki za pośrednictwem JPlay, wyjaśniam, że aby coś usłyszeć po zainstalowaniu programu i otwarci okienka dialogowego, należy do tego okienka po prostu wrzucić jakiś plik muzyczny najprostszą metodą „kopiuj i wklej”, a potem nacisnąć spację.

    Miłego słuchania.

  14. Jan S. pisze:

    Panie Piotrze,

    Co Panem powodowało, kiedy zabierał się Pan za recenzję JPlay? Nie mogę w to uwierzyć, że Pan prawdziwy guru (przynajmniej dla mnie) audiofilskiego sprzętu bierze się za komputery i za przeproszeniem taką popierdółkę, jaką jest JPlay. Rozpacz mnie ogarnia – proszę się otrząsnąć i nie robić tego więcej.

    Wierny czytelnik z Łodzi.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Naprawdę nie ma powodu do rozpaczy. Gdyby Łódź była bliżej zaprosiłbym Pana do siebie i posłuchalibyśmy jak gra JPlay z plików MQS za pośrednictwem wzmacniacza Phasemation z HiFace i Eximusem w konfiguracji symetrycznej. To naprawdę robi wrażenie. Można się w tym brzmieniu zakochać.

      Pozdrowienia

  15. Jan S. pisze:

    Jakoś mnie, sceptyka i staroświeckiego (za przeproszeniem) pierdziela Pan nie przekonał tym JPlay – próbowałem, wychodzi więcej niż rozczarowanie. Lepiej nastawić płytę winylową. Jest, tu o co chodzi w muzyce. W JPlay – nie ma, choć może źle szukam. Ale, zapewniam – chęci i nastawienie miałem pozytywne.

    Pozdrowienia,
    Jan.

    PS. Dziękuję za zaproszenie do siebie, czyli do Krakowa. Niestety, pracuję jako specjalista „od śrub okrętowych”, więc ciągle rzuca mnie po świecie. Ostatnie miesiące to południowe Chiny i Korea. Płakać się chce…

    1. Piotr Ryka pisze:

      Aż takich cudów nie ma. Program JPlay nie zastąpi dobrego gramofonu i dobrze nagranej, niezniszczonej winylowej płyty. Ale żeby docenić jego umiejętności trzeba koniecznie mieć odpowiednio przyrządzony komputer, odpowiedni wzmacniacz cyfrowy lub DAC i przede wszystkim pliki o dużej gęstości. Nie będzie wtedy wprawdzie winylu, ale kawał świetnego brzmienia na pewno.

      Pozdrawiam i życzę powrotu z Azji, albo gdyby nie można było inaczej – Azji w miłym wydaniu. No i audiofilskiego przykręcania śruby recenzentom, żeby uczciwie zeznawali. 🙂

    1. Piotr Ryka pisze:

      Tak się zastanawiam, kolego herr doctor, nad spójnością twoich audiofilskich przekonań. Bo z jednej strony stale tutaj podnosisz przewagi wzmacniacza słuchawkowego Bakoon i wypadałoby wierzyć, że czynisz to szczerze a nie na zasadzie jakiejś hecy, a teraz odsyłasz nas do blogu, którego autor przez kilka lat święcie wierzył i z wielkim zapałem wszystkim gdzie tylko mógł rozpowiadał, że wszystkie „poprawnie zbudowane” wzmacniacze tranzystorowe grają identycznie, z czego niezbicie by wynikało, że Bakoon w żaden sposób lepszy niż taki Black Pearl albo Eximus być nie może – i co więcej – że wszystkie one grają dokładnie tak samo. To się jakoś kupy nie trzyma, nie wydaje Ci się?

      1. XYZPawel pisze:

        Drogi Piotrze, filozofie, nie myl pojęć. Autor tego nie „święcie wierzył” że wszystkie “poprawnie zbudowane” wzmacniacze tranzystorowe grają identycznie. Po prostu nie ma żadnego dowodu, obrócz bajań takich jak Ty, że poprawnie zbudowane wzmacniacze tranzystorowe grają różnie. Wobec braku takiego dowodu, rozsądny i myślący człowiek przyjmuje, że grają tak samo. Szczególnie, że jest cała rzesza audiofili, która poległa, próbując udowodnić, że są w stanie odróżnić jeden taki wzmacniacz od drugiego. To jest czysta logika 🙂 Więc zdecydowanie kupy się nie trzyma to co opowiadasz na lewo i prawo 🙂 Ale jest to bardzo zabawne, więc tak trzymaj. Mam się z czego śmiać :))

        1. Piotr Ryka pisze:

          Jeżeli ktoś wierzy czy też uważa, że wszystkie poprawnie zbudowane wzmacniacze tranzystorowe grają identycznie i że nie ma żadnego dowodu na to, że grają różnie, to pozostaje mu jedynie albo współczuć, że żadnych wzmacniaczy tranzystorowych nie słyszał, albo życzyć lepszego słuchu, albo powrotu do psychicznego zdrowia.

          Odnośnie logiki i chwytania za słówka. Nie należy się w niczym realnym powoływać na czystą logikę, ponieważ nie mówi ona niczego o świecie. Jest zbiorem tautologii.

          1. XYZPawel pisze:

            Wierzyć i uważać to nie jest to samo. Znowu logika się kłania 🙂 Rozumiem, że Twoje „słyszenie” to ma być dowód ? 😉 Wielu ludzi słyszy głosy i Jezusa, nie martw się Piotrze, to jeszcze nie koniec świata 🙂

            Tak Piotrze, logika, matematyka i fizyka nie mówią nic o świecie, tylko filozofia, mam rację ? 😉 Nie budź się ze swojego snu, tak jest zabawniej 🙂

    2. Piotr Ryka pisze:

      Szanowny Pawle, za czas niezbyt długi planuję zamieścić tutaj esej poświęcony temu co jest wiarą a co przekonaniem, jakie są relacje logiki i matematyki do świata, co przy pomocy nauki można ustalić a czego się nie da, w jaki sposób można rozumieć tak zwaną rzeczywistość, na czym polega istnienie i jakie się z tym wiążą kłopoty – i temu podobnym filozoficzno naukowym zawiłościom. Będzie wówczas okazja zamieszczać pod nim komentarze na temat różnic pomiędzy wiarą, pewnością logiczną a przekonaniem naukowym. A na razie kwestię czy logika jest lustrzaną podobizną świata czy może czymś innym oraz to na czym polega tak zwana niepojęta skuteczność matematyki proponuję przenieść na łono własnej strony internetowej i tam udowadniać wszystkim, że słyszenie różnic pomiędzy wzmacniaczami jest naukowo rzecz biorąc niemożliwe oraz zagłębiać się w naturę tajników wiary religijnej. A gdyby ci się w tej co by nie mówić przeraźliwie prostej, trywialnej i rozpaczliwie samotnej sytuacji identycznego brzmienia wszystkich kabli, odtwarzaczy CD i wzmacniaczy tranzystorowych zaczęło trochę nudzić, proponuję podumać nad tym jak jest możliwe, że jedna nieskończoność może być większa od drugiej, co zostało matematycznie udowodnione.

      1. XYZPawel pisze:

        Z niecierpliwością czekam na ten artykuł, zabawy będzie pewno co niemiara 🙂 Nie chcesz żebym komentował Twoje bzdury tutaj, bo boisz się, że ktoś zacznie się nad tym zastanawiać ? 😉 Nigdzie nie napisałem, ani tak nie uważam, że „słyszenie różnic pomiędzy wzmacniaczami jest naukowo rzecz biorąc niemożliwe”. Jak chcesz ze mną dyskutować, to rób to z sensem i spróbuj chociaż zrozumieć to co piszę 🙁 Teza, że moja sytuacja jest „przeraźliwie prosta, trywialna i rozpaczliwie samotna” jest przezabawna, na pewno wykorzystam ją w kolejnym odcinku nabijania się z audiofilskiej głupoty 🙂 Podpowiadam Ci, że posiadam tysiące utworów muzycznych, z których każdy jest inny i absolutnie nie nudny 🙂 Polecam to, zamiast wsłuchiwania się w nie istniejące różnice :))

        1. Piotr Ryka pisze:

          Chyba jednak jesteś samotny skoro to ty przychodzisz do mnie a nie ja do ciebie. Najwidoczniej nabijanie się z audiofilizmu we własnych czterech ścianach nie jest aż tak zabawne jak sugerujesz. Co do wzmacniaczy i odtwarzaczy CD, a także kabli, bądź łaskaw nie kłamać i nie udawać, że było inaczej, bo doskonale pamiętam te manifesty z żarliwością religijnego fanatyka głoszone. Cieszę się, iż doszedłeś na koniec do wniosku, że wzmacniacze i odtwarzacze a nawet kable jednak brzmieniowo czasami się różnią, ale nie musisz rozgłaszać tego wszem i wobec, bo wszyscy to dobrze wiedzą. Jak jeszcze trochę nad sobą popracujesz dojdziesz może nawet do tego, że wierzenia, uważania i przekonania to nie zupełnie odmienne stany umysłu, ponieważ wszyscy zmuszeni jesteśmy w codziennym życiu wierzyć w rzeczy, których naukowo udowodnić się nie da. Tymczasem pisz co tam sobie w danym momencie uważasz, publikuj kolejne odcinki swoich przemyśleń, czekaj z ciekawością na mój artykuł, słuchaj muzyki i ciesz się życiem.

          1. XYZPawel pisze:

            Naprawdę masz problem z myśleniem 🙁 Przychodzę tutaj bo się dobrze bawię, wchodzę na chwilę i pędzę dalej 🙂 Ja nie kłamię i niczego nie udaję, ale Ty masz poważny problem z myśleniem logicznym 🙁 Od początku pisałem, że źle zrobione wzmacniacze i CD MOGĄ się różnić, ale dlatego, że są właśnie źle zrobione. Innych przypadków nie udowodniono, więc można sobie nimi głowy nie zawracać 🙂 Nie wiem jak Ty, ale mnie nikt nie zmusza do wierzenia w rzeczy, których nie można udowodnić, jeśli jest tak z Tobą, to musisz być strasznie nieszczęśliwy ! Teraz mi Ciebie bardzo żal, i rozumiem Twoją ucieczkę w świat baśni 🙁

  16. XYZPawel pisze:

    Poza dobrą zabawą tutaj, muszę też prostować głupoty jakie piszesz na mój temat 🙂 To było pierwsze 🙂

  17. Piotr Ryka pisze:

    Jak pisał Platon, to jest największe nieszczęście w głupocie, że ona sama siebie nie poznaje. Uświadamiam ci przeto, że nieświadomie wierzysz w bardzo wiele rzeczy, których istnienia naukowo udowodnić nie można. Na przykład w to, że istnieje świat realny, czyli kantowskie rzeczy same w sobie.

    Co do poprawnie zbudowanych odtwarzaczy CD, to nic mi nie wiadomo o metodzie odróżniania poprawnych od niepoprawnych. A skoro tak wiele jest różnie brzmiących, to widać wszystkie są niepoprawne. Błądzą ci producenci, że strach. A my wraz z nimi.

    1. XYZPawel pisze:

      Dlatego sam siebie nie poznajesz 🙂 Dopóki nikt naukowo nie zaprzeczy, że nasz świat jest nierealny dopóty będę uważał, że jest 🙂 Chyba, że masz jakiś dowód, ale pewno jak zwykle nie 🙂

      Nic Ci nie wiadomo o metodach odróżniania poprawnych od niepoprawnych CD, bo jesteś kompletnym ignorantem w technice, dlatego jesteś taki zabawny. Platon Cię nie nauczył, żeby się nie wypowiadać w kwestiach o których się nic nie wie ?!? Kiepsko go znasz, w takim razie 🙂

      To fakt, że błądzisz jak dziecko we mgle, ale po raz kolejny się mylisz: producencji nie błądzą, oni zarabiają grubą kasę na takich frajerach jak Ty 🙂

      1. Piotr Ryka pisze:

        No właśnie, będziesz uważał, że jest realny a rzeczy same w sobie istnieją. To właśnie wyraz wiary, takiej samej jak wiara w bogów. I oczywiście wyraz ignorancji – zarówno naukowej jak i filozoficznej. Bo każdy naukowiec świadomy swego rzemiosła wie, że realizm jest i pozostanie na zawsze hipotezą. Wygodną, w życiu codziennym praktyczną, ale w naukowych dociekaniach często nie.

        Co do poprawnie zbudowanych i najdoskonalszych w sensie tej poprawności wzmacniaczy i odtwarzaczy CD, wskazanie ich pozostawię laboratorium znakomitego fachowca XYZPawła, który zapewne zechce zamieścić na swojej stronie internetowej stosowną listę i niezbędne dla jej uzasadnienia naukowe dowody. Sam skromnie pozostanę przy tych, które najbardziej mi się podobają, ponieważ percepcja muzyki polega na przyjemności a nie pomiarach. Jednocześnie z uwagi na fakt, że komentarze do recenzji nie są tym samym co forum dyskusyjne, a tematyka powyższej wymiany zdań odbiega zasadniczo od recenzji programu JPlay, proszę abyś zechciał się oddalić na swoją stronę internetową i tam prowadził dalszą krytykę audiofilizmu. Być może powstanie tu kiedyś forum dyskusyjne i wówczas każdy będzie mógł debatować do woli. Ale na razie go nie ma, tak więc proponuję pozakładać odpowiednie wątki na forach już istniejących i tam głosić swe pełne uśmiechów posłannictwo.

        1. XYZPawel pisze:

          Rozumiem, że jak siadasz na krześle to za każdym razem spodziewasz się, że zniknie ? 😉 Wciąż przypisujesz mi nie moje poglądy i nie rozumiesz moich, co w sumie mnie nie dziwi, biorąc pod uwagę Twoje „dokonania” 🙂 Napisałem wyraźnie i drukowanymi literami, a Ty dalej swoje, więc może powtórzę: „Dopóki nikt naukowo nie zaprzeczy, że nasz świat jest nierealny dopóty będę uważał, że jest 🙂 Chyba, że masz jakiś dowód, ale pewno jak zwykle nie :)”

          W swojej pisaninie najmniej się zajmujesz muzyką 😉 Ale pełna zgoda, że „percepcja muzyki polega na przyjemności a nie pomiarach”, nigdy nie twierdziłem inaczej 🙂 Chłopie, jak Ty jesteś w stanie funkcjonować na co dzień, jeśli w ogóle nie rozumiesz słowa pisanego ?!? Toż to prawie kalectwo 🙂

          Widzę, że włączył Ci się tryb „obrońcy” wolności słowa 🙂 OK, nie odpowiadaj na tego posta, to i ja nic więcej tu nie napiszę i nie pisz więcej głupot na mój temat 🙂

          1. Piotr Ryka pisze:

            Nie, nie spodziewam się, że krzesło zniknie, nie wiem tylko czy faktycznie na nim siadam, czy też tak mi się tylko wydaje, bo wszystko co mnie otacza jest złudą. To rozważali już starożytni i są to rozważania oparte na logice (Parmenides) oraz sceptycyzmie (Pyrron). Ciągną się one przez całe dzieje filozofii i są obecnie kontynuowane w ramach interpretacji mechaniki kwantowej i współczesnej kosmologii, a ich artystycznym, że się tak szumnie wyrażę, echem był na przykład film braci Wachowskich „Matrix”. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że takie pojęcia jak solipsyzm, idealizm ontologiczny czy operacjonizm są ci zupełnie obce, ponieważ znajdujesz się na tak zwanym przedkrytycznym poziomie oglądu rzeczywistości. Trudno by było inaczej, skoro szermując hasłami walki z audiofilskimi urojeniami nie miałeś nawet pojęcia jak zapisywane są płyty CD i musiałem ci dopiero tłumaczyć, iż błędnie mniemasz, że jest to analogiczny z płytą winylową ciąg bitów w miejsce wyżłobień. Trudno to nazwać czymkolwiek innym niż ignorancją. Wracaj przeto ignorancie na swoją stronę, bo nie mam czasu na edukowanie ciebie, tym bardziej, że poświęciłem na to, podobnie jak parę innych osób, stanowczo zbyt wiele czasu, podczas gdy twoim zamiarem nie jest bynajmniej przyswajanie wiedzy czy oświecanie innych. Całą satysfakcję czerpiesz z obrażania, czemu jak pamiętam zawsze towarzyszył ordynarny język i równie nieprzyjemny rechot. Jak powiedziałem, komentarze pod recenzjami nie są forum dyskusyjnym. Kiedy takie forum tutaj powstanie będę cierpliwie znosił twoje popisy ignorancji, ale w komentarzach do programu JPlay, już choćby tylko przez szacunek do jego autora, nie ma na to zgody.

  18. XYZPawel pisze:

    Znowu muszę powtórzyć, (z drobną korektą błędu) “Dopóki nikt naukowo nie zaprzeczy, że nasz świat jest realny, dopóty będę uważał, że jest 🙂 Chyba, że masz jakiś dowód, ale pewno jak zwykle nie :)”

    Nie wiem w jakiej rzeczywistości „musiałeś mi dopiero tłumaczyć”, ale na pewno nie w obecnej 🙂 Taka sytuacja nigdy nie miała miejscai i nie mogła mieć, bo taki ignorant jak Ty nie jest w stanie mnie niczego nauczyć, a historia filozofii mnie niezbyt interesuje 🙂 Podobnie: „czemu jak pamiętam zawsze towarzyszył ordynarny język i równie nieprzyjemny rechot”. Jest to ordynarne oszczerstwo. Kłamiesz albo masz już sklerozę i fakty Ci się mylą. Powtórzę: „nie odpowiadaj na tego posta, to i ja nic więcej tu nie napiszę i nie pisz więcej głupot na mój temat”.

    1. Piotr Ryka pisze:

      To, że nie interesuje cię historia filozofii i historia nauki jest oczywiste, gorzej, że nie interesuje cię także technologia aparatury audio, o której nie masz pojęcia. Usunięto cię z każdego miejsca na którym próbowałeś propagować swą „misję”, choć sam w imię wolności słowa prosiłem moderatorów by tego nie robili i pozwolili obnażać się twojemu nieuctwu.

      Odnośnie dowodów przeciwko naiwnemu realizmowi, który reprezentujesz – proszę bardzo, zapoznaj się z wynikami eksperymentu Alaina Aspecta.

      1. Winetou pisze:

        Odnośnie eksperymentu: http://autodafe.salon24.pl/65000,kwantowe-splatanie-wszystkiego-ze-wszystkim

        „Roger Penrose nie bez kozery zadał niewinne pytanie [4 ] : jeżeli wszystko jest splątane ze wszystkim, to dlaczego o to się nie potykamy, dlaczego tego nie rejestrujemy, dlaczego to na nas i naszą praktykę badawczą nie wpływa? ”

        Oto jest pytanie!

        1. Piotr Ryka pisze:

          Debatę na ten temat musimy odłożyć do czasu aż zamieszczę dotyczący tych zagadnień artykuł, bo nie możemy „śmiecić” pod recenzjami.

  19. Winetou pisze:

    Czy autor recenzji może przedstawić jakiś dowód (inny niż wrażenia słuchowe) na dobroczynne działanie JPlay poprzez pomiar jittera dwóch playerów? Albo poprzez przedstawienie czytelnikom takiej konfiguracji komputera (proc/płyta/pamięci/ustawienia w BIOS-ie etc.) przy której inne programy muzyczne haczą dźwięk a JPlay trzyma w kupie wszystkie bity muzyki?
    To drugie chyba nie jest trudne… przy okazji utarłoby to nosa wszystkim sceptykom, w tym i mnie 🙂
    No i jak się ma ta „software’owa” redukcja jittera do jittera „hardware’owego” – generowanego przez elektronikę płyty głównej (która to jest ujęta w specyfikacji płyty głównej/chipsetu/transmitterów itp. – a której to producent – Asus, Intel, etc. dokładnie określił w swoim laboratorium)? Inaczej – jak (lub czy) program może poprawić (laboratoryjną) specyfikację płyty głównej?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Autor programu ma być u mnie za dwa tygodnie i wówczas będzie okazja poruszyć te zagadnienia. Nie wiem tylko jakie to ma znaczenie, skoro pokazową wersję każdy może ściągnąć za darmo i sprawdzić na własnym sprzęcie jej pozytywny wpływ lub jego brak. Co komu po liczbach i porównaniach jitteów? Jak się słyszy poprawę to warto kupić, a jak nie to nie. Co może być prostsze?

      1. Winetou pisze:

        Wydaje mi się, że prostsze jest (do tego obiektywne i powtarzalne) przedstawienie działania programu na takiej konfiguracji sprzętowej (i/lub jej ustawieniu softwareowym) w których inne programy sobie nie radzą (przycinki, trzaski itp.), a JPlay sprawia, że bity odsłuchiwanego kawałka mają najwyższy priorytet i są przesyłane bez chwili zastoju – niczym karetka na zakorkowanej ulicy której wszyscy ustępują 🙂
        Jak dla mnie odsłuch to tylko wrażenia, często złudne – szczególnie gdy chodzi o brzmieniowe niuanse.

        cyt.
        „Co komu po liczbach i porównaniach jitteów?”

        Wydaje mi się, że jeśli ktoś (tu: autorzy programu i/lub recenzent) stawia tezę, to i powinien przedstawić jej uzasadnienie – w postaci niezbitego dowodu, inaczej jest to tylko hipoteza 🙂
        Strzelili czy może wywróżyli z fus, że ich program zmniejsza jitter??
        A jeśli ocenili to słuchowo, to skąd wiedzą, że poprawa nastąpiła na skutek polepszenia tego parametru sygnału? Zresztą – jitter jest zjawiskiem jak najbardziej mierzalnym, nie widzę więc przeszkód by autorzy zrobili pomiary i przestawili wyniki badań na swojej stronie internetowej.
        Jak się jest pewnym swojego produktu, to nie powinno się też bać publikacji takich badań…

        1. Piotr Ryka pisze:

          Nie rozumiem dlaczego inne programy mają mieć zakłócenia? Niby dlaczego? Czy lepszość w audio polega na braku trzasków? Nie przypominam sobie także by inni producenci podawali wyniki niższego pomiaru jittera swoich urządzeń własne bądź zatwierdzone przez jakieś niezależne ośrodki badawcze. Oczywiście o to zapytam, ale jak mówię, to nie jest specjalnie ważne, bo nie chodzi o pomiary tylko satysfakcję użytkownika. Sprzedawcy samochodów podają z reguły zaniżone dane zużycia paliwa i zawyżone osiągów, a ludzie to kupują i niezależnie od pomiarów wolą Mercedesy od Volkswagenów nawet gdy osiągi są identyczne. Bo jazda jest przyjemniejsza, ładniejszy gang silnika itd. Oczywiście pomiary są istotne w sensie naukowego dowodu, tyle że w dziedzinie audio nie ma ustalonej praktyki dowodzenia wyższości poprzez lepsze wyniki pomiarów, ponieważ praktyka dowodzi, że często nie przekładają się one na odsłuchową przyjemność.

          1. Winetou pisze:

            Jitter JEST MIERZALNY!!! A skoro ktoś zachwala produkt, że zmniejsza jitter to niech to pokaże czarne na białym! Nic bardziej prostszego… Piszesz, że producenci aut zaniżają spalanie… OK, ale kierowcy mogą to sami zweryfikować !!!!LICZBOWO!!!! Poza tym fabryka nie wymyśla danych technicznych, mają swoje znormalizowane stanowiska badawcze, w których można mierzyć z bardzo dużą powtarzalnością badany parametr. Ja pierdziu… czy świat audio rządzi się zupełnie innymi prawami, jest jakoś szczególnie uprzywilejowany?! To przecież SYGNAŁ, parametr czysto eletryczny.
            Na dodatek komputer to cyfrowa maszyna, w której dopuszczalne są tylko dwa stany logiczne w ściśle określonym czasie (odchyłki są traktowane jako niepożądane zakłocenie – im ich mniej tym lepiej – więc jest to spooooore ułatwienie w mierzeniu) co za paradoks…

            cyt.
            „Oczywiście pomiary są istotne w sensie naukowego dowodu, tyle że w dziedzinie audio nie ma ustalonej praktyki dowodzenia wyższości poprzez lepsze wyniki pomiarów, ponieważ praktyka dowodzi, że często nie przekładają się one na odsłuchową przyjemność.”

            To po co to całe szumne zachwalanie programu, że poprawia parametry sygnału audio, skoro to nieistotne? To się kupy zupełnie nie trzyma… skoro nie ma to znaczenia, to niech lepiej recenzent i autorzy programu zachwalają ładny intrefejs, przyjazną obsługę – analogicznie jak sprzedawcy samochodów stylistykę nadwozia i brzmienie silnika.

          2. Winetou pisze:

            cyt.
            „Nie rozumiem dlaczego inne programy mają mieć zakłócenia? Niby dlaczego? Czy lepszość w audio polega na braku trzasków?”

            Chodzi o pokazanie, że program JPlay nawet na skrajnie niekorzystnych konfiguracjach potrafi wymusić w systemie tak wysokie priorytety przesyłania danych muzycznych, że nie nastąpi przycięcie lub będzie ich mierzalnie mniej – w porównaniu do Winampa, Foobara czy innego playera). Taki niezbity dowód, że jego kod wykonawczy coś faktycznie poprawia 🙂

  20. Piotr Ryka pisze:

    Kieruje Pan do mnie pretensje o brak dokumentacji technicznej programu komputerowego i laboratoryjnych dowodów jego skuteczności. Pretensje te proszę kierować do autorów. Nie są anonimowi, można z nimi nawiązać kontakt. Jak powiedziałem, z Panem Marcinem Ostapowiczem będę się widział za jakieś dwa tygodnie i wówczas poruszę wspomniane kwestie.
    Co do metodologii i wiary w liczby. Proponuję udać się do najbliższego hipermarketu i nabyć tam wszystkie dostępne gatunki masła. Na każdym z nich niezależnie od producenta będzie napisane – zawiera 82% tłuszczu. Proszę następnie przeprowadzić ślepy test smakowy. Będzie identycznie? Nie będzie. Liczby są bardzo ważne, ale wszystkiego za pomocą jednej czy kilku liczb wyjaśnić się nie da. Dla masła najważniejszy jest smak, a dla muzyki brzmienie. Jednego i drugiego nie da się opisać parametrami liczbowymi w stopniu umożliwiającym zaszeregowanie jakościowe. Gdyby do określania smaku wystarczały same liczby, kiperzy byliby całkowicie zbyteczni, a nie słyszałem żeby się w ostatnich czasach źle mieli. Chyba raczej przeciwnie.
    Na pewnym audiofilskim forum o paradoksalnie antyaudiofilskim generalnie nastawieniu ktoś niedawno ogłosił, że program JPlay wcale nie poprawia brzmienia. Zapanowała euforia i wielkie podniecenie. Wszyscy rwali się by wykazać co to za straszne oszustwo i nędza. Emocje te jednak szybko opadły po skonfrontowaniu oczekiwań z rzeczywistością. Różnice okazały się słyszalne i bardzo prędko wokół akcji „udowadniamy oszukaństwo JPlay’a” zapadła cisza. Tam jako miary jakości użyto jednak uszu, a tutaj jak widzę numerolodzy nie dają za wygraną.

    1. Winetou pisze:

      Galileusz mawiał: Mierz wszystko co mierzalne a niemierzalne uczyń mierzalnym.

      Muzyka to sygnał, na podstawie parametrów tego sygnału określa się brzmienie.
      Komputer to maszyna elektroniczna, do bólu powtarzalna, a na dodatek sygnał w jej przypadku przybiera postać dwustanową, który jest (powinien być) generowany w ściśle określonym czasie. Odchyłki od tych norm są szybko wyłapywane przez stosowne algorytmy, dzięki czemu mam np. pewność, że to co ja piszę i widzę na ekranie mojego komputera Pan zobaczy dokładnie to samo u siebie, choć dzielą nas pewnie setki kilometrów.
      To, że muzyki nie można jej jakościowo tak dokładnie określić jak robi to nasz umysł (w uproszczeniu ucho) wynika tylko i wyłącznie z niedoskonałości aparatury mierzącej. Ale jest prosty sposób na to – weryfikacja przez porównanie. W przypadku komputera, to jest bardzo proste (jak wiadomo to maszyna o pracy dwustanowej) wystarczy “odczytać” co na gniazdku USB wychodzi przy użyciu programu dajmy na to Foobar a co przy użyciu JPlay i porównać to ze sobą, czy są różnice. Narzędzia do tego są, i to dokładne co do bita.

      cyt.
      “Kieruje Pan do mnie pretensje o brak dokumentacji technicznej programu komputerowego i laboratoryjnych dowodów jego skuteczności. Pretensje te proszę kierować do autorów.”

      Pretensje kieruję też do Pana, bo to Pana dziennikarska rzetelność tego wymaga!
      Nie było by tematu gdyby o tym nie była mowa (o poprawie jittera). Czy jakby autorzy napisali, że ich program działa również po wyłączeniu komputera to by Pan również to napisał czy może jednak by się zastanowił i poprosił o dodatkowe materiały, wyjaśnienia, dowody, by zaspokoić ciekawość nie tylko swoją ale i czytelnika?

      A masło proszę ja Pana ma w sobie coś więcej niż tylko zawartość tłuszczu w tłuszczu, a wina to nie tylko %%% więc by zweryfikować jej skład potrzeba użyć znacznie więcej przyrządów badawczych by dorównać zmysłowi smaku.
      Poza tym zmysły ludzkie podatne są na sugestie i inaczej smakuje to samo wino rozlewane w mglisty poranek do szklanki pod monopolowym a inaczej w kieliszku w restauracji “ą-ę”.
      (Swego czasu widziałem program o wodzie i był tam motyw, że kelner w jakieś restauracji “na poziomie” na zapleczu rozlewał gościom kranówkę – choć klienci byli przekonani, że piją coś wyjątkowego – łapali się na wykwintnie brzmiące “szklanka wody 16zł” – oczywiście w obcym języku)

      1. Piotr Ryka pisze:

        Z powtarzalnością komputerów niestety jest problem. Ich algorytmy posługują się różnymi zaokrągleniami, co w szeregu iteracyjnym powoduje z czasem duże rozbieżności. Dlatego matematycy są w dużym kłopocie gdy chodzi o twierdzenia matematyczne, których z uwagi na złożoność obliczeń inaczej niż za pośrednictwem komputera udowodnić nie można. Toczą się dyskusje czy można takie twierdzenia uważać za udowodnione.
        Mylna jest też wiara, że wszystko zależy od dokładności parametrów liczbowych. Pewnych rzeczy nie da się policzyć w żaden sposób – są pozaobliczalne. Podobnie pewnych procesów nie da się opisać algorytmem, czego dowiódł już Turing. Tylko, że jak już parę razy pisałem, nie mamy tu forum dyskusyjnego, a to są zagadnienia o których można debatować w nieskończoność. Tak nawiasem wszystko to już kiedyś w odniesieniu do pomiarów aparatury audio pisałem, a teraz nie mam czasu powtarzać, tym bardziej, że jak widać jest to rzucanie grochem o ścianę. Ale procedura rozumienia jest akurat niealgorytmiczna, co w jakiejś mierze tłumaczy dlaczego zwolennicy pomiarów i algorytmów miewają kłopoty ze zrozumieniem pewnych rzeczy.
        Masło składa się nie tylko z tłuszczu, a reprodukcja muzyki nie tylko z jittera. Odnośnie tego ostatniego nie jest moim obowiązkiem sprawdzanie parametrów podawanych przez producentów. Równie dobrze można mieć pretensje, że nie mierzę pasma przenoszenia, impedancji, wewnętrznego poziomu szumów, nacisku pałąka, mocy wyjściowej itd. Nie mierzę, nie ważę i nie będę tego robił. Producent bierze odpowiedzialność za podawane przez siebie dane i opis własnej technologii. Kiedy ktoś mu dowiedzie nieprawdę, może wytoczyć proces. Gdybym nie usłyszał pozytywnego wpływu programu JPlay, nie napisałbym jego recenzji albo napisał krytyczną. Ale usłyszałem i to co usłyszałem opisałem. Kilka osób na miejscu u mnie to weryfikowało odsłuchowo i nikt nie sugerował, że coś z recenzją jest nie tak. Ale oczywiście każdemu wolno mieć wątpliwości. Nie jest to jednak portal z dowodami naukowymi tylko recenzjami brzmienia. Weryfikować poprzez pomiary każdy może we własnym zakresie o ile posiada odpowiednie zaplecze. Proszę założyć laboratorium pomiarowe i zająć się weryfikowaniem parametrów podawanych przez producentów. W razie wykrycia nierzetelności będzie ich można szantażować, co powinno być dochodowe. Albo publikować sprostowania, co powinno być pouczające.

        1. Winetou pisze:

          cyt.
          „Z powtarzalnością komputerów niestety jest problem. Ich algorytmy posługują się różnymi zaokrągleniami, co w szeregu iteracyjnym powoduje z czasem duże rozbieżności.”

          Lubi widzę Pan komplikować proste zagadnienia i wchodzić niepotrzebnie w filozoficzne wywody…
          Przykład: kopiuję 100x ten sam plik audio bądź wideo z komputera na komputer poprzez sieć (robię za każdym razem kopię kopii) i u mnie za każdym razem ostatnia kopia jest dokładną kopią orygnału.
          Jak to możliwe?!
          Twierdzi Pan, że u Pana jest inaczej?

          cyt.
          „Pewnych rzeczy nie da się policzyć w żaden sposób – są pozaobliczalne.”

          Jak można powiedzieć, że jest pozaobliczalne porównanie dwóch sygnałów gdy chodzi o wykrycie JAKICHKOLWIEK różnic pomiędzy nimi? Może inne krasnoludki formuują ten sygnał gdy używa się innego programu? Może wpływ ma na to pogoda za oknem, hmmm?
          Sygnał audio jest jakiś szczególny, wyjątkowy od innych sygnałów – np. video? Jest w nim jakiś ukryty subparametr? Skoro komputer go przetwarza (ten niby niemierzalny parametr) to jak go „widzi” z powtarzalną dokładnością jego elektronika (bo przecież za każdym razem gdy odtwarza Pan ulubiony kawałek brzmi on dokładnie tak samo)?

          cyt.
          „Podobnie pewnych procesów nie da się opisać algorytmem”

          Pan znowu przekombinowuje proste rzeczy…
          Miałem wtedy na myśli algorytmy odpowiedzialne za bezbłędne dostarczenie informacji do odbiorcy – coś w stylu wysłania listu z potwierdzeniem odbioru. List w tym przykładzie to odpowiednik komputerowego bitu – najmniejszej jednostki informacji.
          Algorytm (działania) w tym układzie jest prosty:
          1. Nadawca wysyła list.
          2. Odbiorca go odbiera i wysyła potwierdzenie wraz z zawartością tego listu.
          3. Potwierdzenie i treść listu dochodzi do nadawcy.
          4. Jeśli potwierdzenie nie doszło lub treść się różni to nadawca wysyła jeszcze raz TEN SAM list. Aż do skutku.
          To mocne uproszczenie, ale czy coś tu może nie zadziałać odnosząc to do realnego zastosowania?

          cyt.
          „Masło składa się nie tylko z tłuszczu, a reprodukcja muzyki nie tylko z jittera. ”

          Skupiłem się na jitterze dla niekomplikowania dyskusji, tym bardziej, że to o nim była głównie mowa gdy chodzi o program JPlay.

          cyt.
          „Proszę założyć laboratorium pomiarowe i zająć się weryfikowaniem parametrów podawanych przez producentów. W razie wykrycia nierzetelności będzie ich można szantażować, co powinno być dochodowe. Albo publikować sprostowania, co powinno być pouczające.”

          Osobiście wiele rzeczy sam zweryfikowałem dla zaspokojenia własnej ciekawości, poza tym nie jestem widzę sam i niestety widzę też, że te osoby są ignorowane i cenzurowane, spychane na margines…

        2. Winetou pisze:

          cyt.
          ” W razie wykrycia nierzetelności będzie ich można szantażować, co powinno być dochodowe”

          Kiedyś czytałem o kimś, że oferuje milion dolarów za udowodnienie swojej racji. Komuś się to w końcu udało? 🙂

    2. XYZPawel pisze:

      Mam nadzieję, że ten post nie wyleci w powietrze, tak jak poprzedni 🙂
      Nasz piewca wolności trzyma wysoki standard 🙂

      Audiofile mają problem nie tylko z liczbami, ale głównie z odsłuchami 🙂

      Pal szesć liczby i pomiary, ale audiofile słyszą tylko wtedy, gdy widzą odsłuchiwany przedmiot. Gdy go nie widzą i muszą potwierdzić słyszenie w statystycznie istotny sposób, to w tajemniczych okolicznościach głuchną 🙂

  21. Piotr Ryka pisze:

    Rozumiem potrzebę debatowania tutaj, mnożącą banalnymi wpisami bezsensowną dyskusję o niczym. Proponuję ją jednak przenieść się na własny serwis i tam spokojnie wymieniać uczone poglądy o jitterze, algorytmach i możliwości zmierzenia jakości dźwięku za pomocą cyrkla i linijki. XYZPaweł na pewno błyskawicznie dogada się z Winetou i razem stworzą plemię pokrzywdzonych przez los głosicieli prawdy. Jedynym problemem może być brak widowni, ale tak to już bywa. Świat nie chce doceniać głosicieli prawdy i generalnie jest dosyć podły.

  22. Winetou pisze:

    Pan widzę nie jest spójny i konsekwentny w tym co pisze! Bo raz zachęca do publikacji sprostowań które są pouczające a za chwilę pisze Pan, że mam uciekać na własny serwis, bo mnożę banalne wpisy o niczym. I jeszcze stwierdza, że świat nie chce docenić głośicieli prawdy… czysta ironia!
    NIE! To ja czytam Pana artykuły i Pan pozwala prowadzić dyskusję pod nimi w postaci komentarzy, więc tu chciałbym przedstawiać swoje wątpliwości. To, że dla Pana i Panu podobnych są bardzo niewygodne, to nie moje zmartwienie, ale jak Pan chce zamieść sprawę pod dywan to proszę bardzo! Ale czy to uspokoi Pana sumienie…?

    Pamiętam jak jakieś 10-12 lat temu zastanawiałem się ze znajomym kiedy audiofile „opanują komputery”, które to wówczas były wyśmiewane (mniej lub bardziej słusznie), że nie nadają się na źródło muzyki. Mało tego ironicznie twierdziłem, że brakuje jeszcze by zaczęto produkować audiofilskie kable LAN…
    I co? W zeszłym roku pojawił się test kabla LAN, który „po odsłuchach” faktycznie poprawia brzmienie, a komputery stały się już pełnoprawnym źródłem!
    Myślę, że producenci z branży audio wyczuli w tym gruby biznes, zrozumiałe więc, że zaczęli oferować stosowne produkty dla tego segmentu rynku.

    Tak więc w przyszłości mnie nie zdziwi test płyt głównych, test procesorów, test dysków twardych – oczywiście mam na myśli „test odsłuchowy” 🙂
    Mam nadzieję, że mnie Pan nie zawiedzie…?!
    Dziwi mnie tylko, że nikt jeszcze nie zrobił porównania dwóch płyt CD wyprodukowanych przez np. Telarc czy Chesky Records (żeby nie było, że jakaś nieaudiofilska, śmieciowa wytwórnia) – bo przecież płyty bez wątpienia różnią się pomiędzy sobą na poziomie subatomowym, więc wprawne ucho audiofila powinno te różnice w mig wyłapać! 🙂

    A tymczasem zachęcam Pana do zrobienia DZIECINNIE PROSTEGO testu:
    Potrzebne są cztery RÓŻNE komputery spięte w dwie odseparowane sieci. W jednej kabel LAN ma długość 2m i komputery są spięte bezpośrednio, a w drugiej sieci komunikują się poprzez router i łączna długość kabli wynosi np. 30m

    Następnie kopiujemy tak ze 100X ten sam plik audio (za każdym razem kopię z kopii) pomiędzy dwoma komputerami (w obrębie swojej sieci).
    To samo robimy na dwóch pozostałych komputerach (spięte w swoją autonomiczną sieć).
    Na końcu porównujemy setną kopię pliku z pierwszej sieci z setną kopią pliku z drugiej sieci.

    Pytanie – czy pliki się różnią???

  23. Winetou pisze:

    Zachęcam do przeczytania:
    http://pl.wikipedia.org/wiki/Suma_kontrolna

    Tak w dużym skrócie przetwarza dane komputer i w ogóle cyfrowe przesyłanie danych…
    Ja tego „alogrytmu” nie wymyśliłem! :)Jak widać dookoła doskonale się sprawdza, tylko audiofile coś psioczą i wspominają o jakiś pozaobliczalnych parametrach.

    1. Piotr Ryka pisze:

      To nie audiofile psioczą, tylko matematycy. Jak rozumiem jedni i drudzy plotą głupstwa, bo nie robili dziecinnie prostego doświadczenia z czterema komputerami i setką płyt do nagrywania. Tak przy okazji: miałem kiedyś do czynienia z kopiowaniem komputerowym płyt DVD i nie wiedzieć czemu kopie, nawet te nie kompensujące zbyt długich filmów nagranych na płytach dwuwarstwowych, były od oryginałów gorsze. I to nie setne tylko pierwsze. A program był słynny, legalny, kilkadziesiąt dolarów kosztował. Z kolei matematycy, ci dziwni, uparci ludzie, wykonali zdaje się stosowne obliczenia na różnych komputerach i udowodnili, że wyniki na różnych są różne. Tak naprawdę zresztą eksperymenty nie są tu potrzebne, bo to jest wpisane w system działania komputerów. Muszą zaokrąglać, bo inaczej nie mogłyby kontynuować obliczeń. Tak to niestety działa i nie da się tego obejść.
      Kiedy piszę, że mierzenie jittera nie jest moim obowiązkiem, wówczas mamy do czynienia z bezprawnym uciekaniem od faktów, ale kiedy wskazuję, że procedury komputerowe są ułomne, wtedy jest to niepotrzebne komplikowanie sprawy. Prowadzenie dyskusji na tym poziomie nie ma sensu, a cała ta debata oczywiście nic nie ma wspólnego z tym czy program JPlay poprawia brzmienie. Jest klasyczną próbą zwrócenia uwagi na antyaudiofilski serwis więdnący samotnie w ciszy i zapomnieniu. Proszę wykonać samemu test przy pomocy czterech komputerów i stu płyt do nagrywania, oświecić matematyków, poprosić Microsoft o kody źródłowe Windows i dowieść niezbicie, że ten system nie czyni szkody dźwiękowi (tylko dlaczego sam Microsoft to przyznał?) oraz wykonać masę innych wielce pouczających eksperymentów włącznie z pomiarem jittera oraz logicznych rozumowań niezbicie raz jeszcze dowodzących, że wszystkie CD i wzmacniacze grają identycznie. Wszystkie te poczynania proszę śmiało opisywać na blogu XYZ, cieszyć się popularnością i żyć pełnią życia. Zupełnie przy tym nie pojmuję dlaczego cała ta dyskusja rozpoczęła się od odsyłacza do tamtego blogu, który wszak taki jest sławny i wpływowy, że chyba powinien być samowystarczalny. Tak więc wracajcie komandosi do bazy i ćwiczcie dalej swe umiejętności, a do sprawy JPlay wrócimy po rozmowie z twórcą programu.

      1. Winetou pisze:

        cyt.
        „Z powtarzalnością komputerów niestety jest problem. Ich algorytmy posługują się różnymi zaokrągleniami, co w szeregu iteracyjnym powoduje z czasem duże rozbieżności”

        Czy ma Pan na myśli to:
        http://pl.wikipedia.org/wiki/Efekt_motyla

        „Jeżeli nie jest znany algorytm, jakiego używa konkretny program, nie można ustalić, z jakim błędem maszyna matematyczna podaje wynik”

        Excel i kalkulatory używały innych algorytmów obliczeniowych, stąd się wzięły te rozbieżności.
        O algorytmach weryfikujących (suma kontrolna) kopiowanie już dałem wcześniej link. Mało tego – te algorytmy są znane i takie same dla obu (wszystkich) komputerów, więc w jednakowy (powtarzalny) sposób wyliczają poprawność przesyłanych danych, a co za tym idzie także i same dane nie są przekłamane.

  24. Winetou pisze:

    PANIE MAGISTRZE FILOZOFII DLACZEGO UTOŻSAMIA MNIE PAN Z BLOGIEM ZXY CZY JAK TAM SIĘ ON NAZYWA? CZY TYLKO TAMTEN GOŚĆ I JEGO WPISY SĄ ŹRÓDŁEM WIEDZY I INSPIRACJI DLA SCEPTYKÓW?? MA PAN MNIE ZA IDIOTĘ, KTÓRY NIE POTRAFI SAMODZIELNIE MYŚLEĆ I WERYFIKOWAĆ RÓŻNE ZAGADNIENIA?

    cyt.

    „Tak przy okazji: miałem kiedyś do czynienia z kopiowaniem komputerowym płyt DVD i nie wiedzieć czemu kopie, nawet te nie kompensujące zbyt długich filmów nagranych na płytach dwuwarstwowych, były od oryginałów gorsze. I to nie setne tylko pierwsze”

    Mówimy o HDD. Poza tym jeśli chodzi o dyski (filmy) DVD to tam materiał jest zapisany w postaci pliku, który można łatwo zweryfikować (Nero ma taką funkcję). Inna sprawa, że jakość systemów nagrywających i odczytujących może być różna. Ale wracając do dysków twardych…
    Chce Pan powiedzieć, że kopiowanie z dysku HDD na dysk HDD też pogarsza jakość?
    Że komputer stosuje zaokrąglenia W TYM AKURAT procesie???
    To naprawdę bardzo interesujące co Pan pisze… poproszę o dodatkowe materiały, bo mi jakoś za cholerę nie chce się pogorszyć jakość setnej kopii w porówaniu do oryginału. Ani odrobinę, pełna zgodność co do sampla. Mało tego – na obu (niezalenie kopiujących) komputerach setne kopie są dokładnie te same. Kiedyś z ciekawości taki test zrobiłem.
    Matematycy swoje doświadczenie robili z użyciem innego algorytmu liczenia, ale pewnie woli Pan to przemilczeć…

    cyt.
    „Proszę wykonać samemu test przy pomocy czterech komputerów i stu płyt do nagrywania, oświecić matematyków, poprosić Microsoft o kody źródłowe Windows i dowieść niezbicie, że ten system nie czyni szkody dźwiękowi (tylko dlaczego sam Microsoft to przyznał?”

    Broni się Pan jak może, szkoda tylko, że dobór argumentów jest nietrafiony.
    Proces kopiowania odbywa się Z POMINIĘCIEM systemowych algorytmów odpowiedzialnych za przetwarzanie dźwięku!!! Równie dobrze przy kopiowaniu plików filmowych udział by brały sterowniki do karty graficznej! 🙂

    1. Piotr Ryka pisze:

      No tak się niestety składa, że dyski HDD przy kopiowaniu też popełniają błędy, co jest wprawdzie w codziennym użytkowaniu rzadko spotykanym zjawiskiem, ale jednocześnie faktem powszechnie znanym. Ogólnie każdy proces kopiowania narażony jest na błędy, ponieważ żyjemy w świecie kwantowym. Tylko że nic albo bardzo niewiele ma to wszystko wspólnego z programem JPlay, bo on przenosi dane plikowe do RAM, tak więc twarde dyski i nagrywarki mało go obchodzą.

      1. Winetou pisze:

        Właśnie dlatego wymyślono sumę kontrolną, którą każdy komputer wylicza takim samym algorytmem. A to, że dysk HDD w późniejszym czasie (już po skopiowaniu i zweryfikowaniu) przekłamał informację (bad sector?) to już nie jest wina samego procesu kopiowania. Zresztą takie przekłamanie też jest łatwo weryfikowalne i praktycznie rzecz biorąc przekłamanego (uszkodzonego) pliku nie da się ponownie skopiować – chyba, że się użyje specjalistycznego sprzętu i/lub programu. Z poziomu interfejsu Windowsa nie da się!

        A od kiedy to przekłamanie w pamięci RAM jest niemożliwe? Jak się pojawi to najczęściej powoduje utratę stabilności programu a nawet systemu…

        No ale może faktycznie dość tej dygresji o kopiowaniu, sumach kontrolnych itp. Czekam na wyjaśnienia autora co też program faktycznie robi… albo co się wydaje, że robi 😉

        1. Piotr Ryka pisze:

          A to jest wszystko w recenzji napisane. Wystarczy ją przeczytać.

  25. Appreciate this post. Let me try it out.

  26. Winetou pisze:

    No i minęło grubo ponad 1,5 miesiąca… czy autor programu już dostarczył autorowi recenzji materiały-dowody ukazujące czarne na białym jak jego program poprawia dźwięk-sygnał w komputerze – po to by zamknąć usta tym, którzy nie ufają swojemu zmysłowi słuchu ze względu na szeroko rozumianą psychoakustykę?
    Nadmienię, że owe materiały miały być dostarczone do końca września… 🙂

  27. Piotr Ryka pisze:

    Autor nie dostarczył i się w ogóle nie skontaktował. A ja mam co innego do roboty niż uganiać się za autorem. Jak mu nie zależy, to jego sprawa.

    1. Winetou pisze:

      Wydaje mi się, że rzetelność i dociekliwość redaktorska tego wymaga.
      Pozostaje we mnie niedosyt i lekkie rozczarowanie…

      1. Piotr Ryka pisze:

        We mnie też jest niedosyt i rozczarowanie więcej niż lekkie. Ale jak ktoś się dwa razy umawia i nie dotrzymuje umowy, to ja się za nim do końca życia nie będę uganiał. Nie chce, nie zależy mu, to trudno. Nic na to nie poradzę.

        1. Winetou pisze:

          Rozumiem i dziękuję za wyjaśnienie jak się sprawa przedstawia.
          Szkoda, bo liczyłem na jakieś konkretne argumenty „na papierze”, które potwierdzałyby postulaty autorów programu.

          1. Piotr Ryka pisze:

            Sprawa jeszcze się nie przedawniła. Po Nowym Roku autor JPlay ma debiutować na rynku jako dystrybutor sprzętu, więc może wtedy zechce się spotkać.

  28. PawelWoo pisze:

    Witam,
    I jak z wyjaśnieniami?
    Jestem ciekaw, bo testowałem (na słuch :)) najnowsze wersję JPLAY i niestety – na dobrze skonfigurowanym pc, tzn. takim, co się nie zaczną i nie „zatyka”, z trzema różnymi DACami pracującymi poprzez asynchroniczne USB z użyciem dedykowanych sterowników ASIO (uff) – nie słyszę różnicy. Może słuch już nie ten…
    Ale usłyszałem w czasie tych testów różnicę między typami kabelków USB.
    I chyba wiem dlaczego. Okazało się że po wyłączeniu wszystkich buforów dźwięk zaczął się „przycinać” – ale na kablu słabej jakości. Po wymianie kabla na mocno „zaawansowany” problemy znikły.
    Może tak samo działa JPLAY – jeśli mamy kiepska konfigurację – to pomaga.
    Choć z drugiej strony – autor JPLAY współpracuje z Auralikiem – a oni za jedną z przyczyn sukcesu (naprawdę dobrej Vegi) podają – super precyzyjne przetaktowanie asynchroniczne pobieranej informacji W SAMYM DACu. To … co nam z odchyleń taktowania na źródle?……….

  29. Cielvoid pisze:

    „miara bezczelności tego stwierdzenia odebrała mi mowę. Do czego ludzie są w stanie się posunąć, zadziwia mnie nieustannie.”

    To napisała osoba, która nie-bezpośrednio-ale-jednak przyrównała osoby, co krytykują jPlay, do bekających piwoszów, co wcinają czipsy i słuchają Madonny. Brawo. Brawo, bo na więcej silić się nawet nie warto.

    1. PIotr Ryka pisze:

      Czemu nie? Proszę się jednak wysilić, bo ciekaw jestem efektu.

  30. Towaroznawca pisze:

    Osobom które słuchają plików wysokiej rozdzielczości,którym nie zależy za bardzo na plikach DSD,(dsf,dff)polecam darmowy program MediaMonkey. Dodatkowo można zastosować w komputerze oprogramowanie do audio odszumiające komputer które również jest darmowe.
    Co do zer i jedynek które zawsze się powinny zgadzać ponieważ wszystko włącznie z sumami kontrolnymi zostało policzone i wszystko wszędzie będzie takie samo – Komputer to takie urządzenie które operacje matematyczne,(cybernetyka), wykonuje elektrycznie i optycznie,(optyka tylko częściowo przesyłanie). Bez uwzględniania pracy zegarów taktujących już powstają zakłócenia zewnętrzne:elektrosmog i jego wpływ na kable,zakłócenia z sieci elektrycznej, oraz wewnętrzne:uruchomione inne aplikacje i urządzenia na komputerze Na wskutek tego te dobrze obliczone zera i jedynki degradują się i podlegają wytracaniu. W przypadku gdy w grę wchodzą urządzenia które się poruszają jest jeszcze gorzej ponieważ tworzą się wibracje z którymi słabej jakości komputerowy napęd optyczny często sobie nie radzi i gubi dane.
    Zwolennikom teorii iż tylko cybernetyka w dzisiejszym skomputeryzowanym świecie liczy się przy odtwarzaniu multimediów proponuję stworzenie zapisu muzyki na coś w stylu zapisu nutowego.Zamiast nut niech będą zera i jedynki. Wystarczy że na to spojrzą i już będą mieli perfekcyjną odtwarzaną muzykę.
    Programu Jplay nie słuchałem więc nie mogę o jakości odtwarzanej przez niego plików nic powiedzieć. Według mnie koncepcyjnie ten program już jest zły, ponieważ w bardzo dużym stopniu ingeruje w funkcjonalność komputera.Obecnie trendy na rynku sprzyjają odtwarzaniu multimediów na oddzielnych urządzeniach. Jest moda na miniPC i inne komputery które mają odtwarzać muzykę lub obraz,dużo osób ma smartfony które można wykorzystać chociażby w roli wyświetlacza przy takim miniPC. Dyski też nie są przypisane tylko i wyłącznie do jednego urządzenia. Tak więc program który działa na zasadzie wyłączania w komputerze innych niż muzyka funkcji staje się programem nieco przestarzałym.

    1. PIotr Ryka pisze:

      Dziękuję za ciekawy komentarz. Parę uwag. Program JPlay nie jest już oferowany, tak więc spory na jego temat są bezprzedmiotowe. Osobiście żałuję, bo dawał zdecydowaną poprawę.
      Co do zer i jedynek, to tutaj dwie rzeczy:
      – Komputery licząc stosują algorytmy zaokrąglające, toteż wykonywane na nich obliczenia są zawsze przybliżone. (I dlatego matematycy podchodzą do nich z rezerwą.)
      – Przewody cyfrowe przesyłają sygnał analogowy, który jest tylko interpretowany jako cyfrowy. Dlatego jakość przewodnika także w nich jest bardzo istotna, co każdy może uszami sprawdzić.

      1. nameless pisze:

        Jak to nie jest oferowany? jplay.eu … nie widzę nic co by wskazywało na niedostępność.
        A co do zasady działania programu, to może by tak ktoś z was „słyszących” i mających dobry sprzęt spróbował uruchomić Foobara/JRiver wraz z muzyczką z ram-dysku? 🙂

        1. PIotr Ryka pisze:

          Faktycznie – rzekomo porzucony przez twórców i nie mający już się rozwijać program, po nieudanym epizodzie z dystrybucją Auralica wraca najwyraźniej do łask jako źródło utrzymania. Jest wersja 6.1 i odczyt Tidala; ale sam, po niemożliwej do kontynuacji współpracy z panem Ostapowiczem nie zamierzam się tym interesować. Najwyżej kupię program i sprawdzę jego użyteczność, natomiast na pewno nie będę już nikomu obiecywał jakichś wyjaśnień ze strony twórców. Z sancta simplicitas zostałem wyleczony.

        2. Towaroznawca pisze:

          Program jest oferowany w nowej wersji która pozwala na jego działanie pod zdalną kontrolą. Jest możliwość streamingu,oraz korzystania z funkcji serwera. Kto ma dużo plików muzycznych o średniej jakości będzie miał z tego użytek, więc program w jakimś tam sposób się rozwija.Nie jest jednak postęp w kierunku polepszenia jakości dźwięku. Zostało to zauważone przez branże zajmującą się muzyką audiofilską poprzez PC.Efekt jest taki iż Jplay nie jest wykazywany chociażby na stronie DSD database jako player który spełnia ich wymagania.
          Co mi z odtwarzania muzyki z RAM dysku jeżeli pliki DSD odtwarzane przez Jplayera będą psute poprzez to że odtwarza on pliki dsf i dff przez DoP. Czyli zamienia plik jednobitowy na wielobitowy. Brak natywnego odtwarzania dsd przez Jplaya wyklucza go z grona playerów audiofilskich. Przyjęto teraz zasadę iż jeżeli coś odtwarza pliki DSD poprzez DoP to znaczy iż nie odtwarza DSD. Brak natywnego odtwarzania dsd to pierwszy poważny mankament. Drugi bardzo poważny jest taki iż było wiele takich przypadków gdzie ktoś posiadając komputer z dobrą kartą graficzną za spore pieniądze.Płacił kilkaset złotych za Jplaya. Po zainstalowaniu polepszało się odtwarzanie muzyki, natomiast z komputera który na przykład kosztował 7 tysięcy robiła się konfiguracja za 1000 zł.W takim przypadku te 7 tysięcy zł wobec kilkuset złotych wydanych na Jplaya stanowiło mocniejsze przełożenie i Jplay był odinstalowywany.Bardzo często były problemy z odzyskaniem pierwotnej sprawności komputera z przed okresu instalacji Jplaya.
          Problemem Jplaya nie jest to jak gra i ile kosztuje.Na rynku są odtwarzacze które kosztują jeszcze więcej. Przyczyną która sprawia iż Jplay jest źle oceniany jest cała marketingowa otoczka z nim związana. Rozmija się ona z tym co faktycznie się otrzymuje, i może doprowadzić do niekorzystnego rozporządzenia środkami pieniężnymi.

          1. PIotr Ryka pisze:

            To dość zaskakujące, bo sam zainstalowałem JPlay na komputerze z dobrą kartą graficzną i żadnego spadku wydajności nie odnotowałem. Czy to potwierdzone przypadki, czy tylko ktoś coś sobie napisał? Na przykład konkurencja?

        3. nameless pisze:

          Jako że zdążyłem sprawdzić sam odpowiem. Nie zauważyłem absolutnie żadnej różnicy między Foobarem i muzyką (FLAC) na dysku SSD a Foobarem i muzyką na ram dysku. Natomiast między Foobarem a JPLAY różnica jest kolosalna (z tym że nie mam żadnego dobrego sprzętu… mac book pro mid 2012, różnice słychać nawet na macbookowych głośnikach…)

          1. adamm pisze:

            a czy foobar byl przez ASIO?

          2. nameless pisze:

            Nie. Foobar był przez WASAPI. Z Cirrus Logic cs4206b jest trochę problemów jeśli chodzi o ASIO. Natomiast ASIO Jplay driver działa od razu i nic nie trzeba kombinować. Jak będę miał więcej czasu spróbuję odpalić, posłuchać i dam znać jak wrażenia. Co do jakości dźwięku w PC (zwykłym, nie mówię tu o przerabianiu PC na domowe super audio) to w dzisiejszych czasach jest dość istotne by zainstalować program, odpalić i by wszystko działało. I Jplay odpalam i działa i gra lepiej niż inne playery, bez bawienia się w preferencje, konfiguracje, drivery. Jedyne co mi przeszkadza to przy dłuższym słuchaniu bolą mnie uszy, chyba nieprzyzwyczajone do lepszej jakości 😉

          3. AAAFNRAA pisze:

            Jplay na Macu? Jaki masz system Windows? Z tego co pamiętam, to Jplay jest tylko na Windowsa. Chyba, że w nowej wersji coś się zmieniło.

  31. Towaroznawca pisze:

    Odniosłem się do działania programu w pełnym trybie. Na forach gamingowych jest wiele opisów osób które chciały sobie pograć jednocześnie na dwa sposoby i nic z tego nie wyszło.Miały problemy z przywróceniem poprzednich ustawień.Programy tego typu jak Jplay aby działać w pełni skutecznie muszą głęboko ingerować w strukturę działania systemu operacyjnego. Antywirus może widzieć takiego playera jako trojana, a stąd już nie daleka droga aby powstały problemy. Może być tak iż w zależności od tego jaki ktoś ma program antywirusowy i co będzie miał na komputerze pozałączane u jednej osoby będzie to stwarzało problemy, a u innej nie. Oczywiście że jest konkurencja. Sprzętowa – Która coś kosztuje i softwarowa,która lawinowo narasta i często jest darmowa. Rzadko dzisiaj się zdarza aby tradycyjny komputer blaszak był jedynym komputerem w domu.Oprócz niego posiadamy również inne komputery w postaci laptopów,netbooków,smartfonów,przystawek do telewizorów w postaci miniPC. Oprócz tego mamy jeszcze coś takiego jak raspberry Pi, dzięki któremu powstało jedno całkowicie wydzielone muzycznie urządzenie komputer,przetwornik,wzmacniacz słuchawkowy i dysk.Wszystko to zamknięte w jednym pudełku.Linux i playery działające pod jego kontrolą przejmują coraz większą część rynku.Za kilkaset złotych które kosztuje Jplay można mieć miniPC plus darmowe oprogramowanie. Na windows to będzie Hysolid z na przykład MediaMonkey.Mediamonkey będzie dobrze odtwarzał, a Hysolid dobrze to wyczyści z szumu i innych zakłoceń,ponad to ma możliwość przerzucenia wyświetlania na ekran smartfona.Najlepsze linuxowe granie to:audiphile linux,DeadBeef na alsie, oraz Daphile.Pozostanie jeszcze kwestia przechowywania cennych plików. Jeżeli ktoś posiada jakąś cenną kolekcję plików muzycznych to powinien je zdublować i przechowywac na dysku NAS, a nie z wszystkim innym w komputerze.

  32. Piotr Ryka pisze:

    Pan Wojciech Kulik pisze:

    Wiem, że odgrzebuję stary temat, ale buszując w sieci szukałem informacji oraz opinii na temat jPlaya, szkoda że kontakt Autora artykułu z Twórcą programu urwał się, mimo wszystko postanowiłem napisać, minęło parę lat od ostatniego wpisu, program rozwija się, więc może warto do niego wrócić?

    Po tym jak WinAmp przestał być rozwijany zacząłem szukać czegoś innego, trochę z ciekawości trochę z chęci odmiany, a później również z uwagi na pewne już w WinAmpie brakujące funkcje.

    Przerobiłem temat Foobara, odpuściłem z uwagi na mało satysfakcjonującą mnie jego konstrukcję, grał dobrze, ale jego siermiężna powłoka zniechęciła mnie wystarczająco skutecznie. Skiny czasem lepsze lub gorsze zazwyczaj nie do końca dopracowane, coś w stylu Win10 – niby zrobione fajnie, ale gdy zaczniemy kopać głębiej okazuje się, że trafiamy na warstwy niedoróbek, coś się sypie, pozostałości wcześniejszych wersji, stare ikonki itp itd.*

    Wiem, komuś wystarczy łapanie witamin i kalorii w postaci odżywczej pigułki, ja jednak wolę przyjąć tę samą ilość wspomnianych witamin i kalorii w postaci schludnie podanego apetycznego i smacznego dania, najlepiej w miłym towarzystwie. Efekt? niby ten sam, zaspokoimy głód, jednak przyjemność dużo większa. Wyrosłem z DOS’a i nie kręci mnie „dłubanie” i „sklecanie” playera z kawałków, szukanie wtyczek by zrobić coś co okazuje się być a czego w zasadzie to nie ma, a jak jest to nie jest to zgodna wersja, lub brak w podstawowej kompilacji – może z czasem stałem się bardziej leniwy? Wygodny? Nie ważne. Zatem szukałem dalej wychodząc z założenia, że kupując auto mam zamiar nim jeździć, a nie tracić czas, kombinować, montować, dorabiać to bak to wydech, to fotele, to znowu wycieraczki itd.

    Media Monkey przeleciało mi przez dysk i wyleciało, choć fajny był z niego organizer „empetrójek”, ale to już nie był „ten” czas, kilka innych mniej istotnych, których nazw dzisiaj już nawet nie pamiętam.

    Po drodze przećwiczyłem kilka szarlatańskich „empetrójkowych polepszaczy” dźwięku różne DFiXy itp.

    W międzyczasie definitywnie również z „dzwoniących empetrójek” przesiadłem się na format bezstratny, zintegrowaną dźwiękówkę zastąpiłem zewnętrzną, zrezygnowałem z głośniczków komputerowych, przepiąłem się na stacjonarny system audio. Nie chcąc rozpętywać kolejnej burzy nad tym która karta jest lepsza, a która gorsza, jaki wzmacniacz jest wydajniejszy, a które kolumny grają lepiej, umówmy się, że gra wystarczająco (dla mnie) dobrze – przecież ma być o jPlayu.

    W końcu postanowiłem sięgnąć do AiMPa, trochę z dystansem…, opinie miał mieszane, mi się szybko spodobał, gdyż jest to niewielki programik, ma wszystko co mi potrzeba (i nawet więcej): konfigurowalny konwerter formatów audio, narzędzie do ripowania CD (oczywiście EAC szanuję i doceniam – szczególnie z uwagi na to, że dzięki niemu udało mi się zgrać mocno zniszczone płyty, jednak przy dobrych porównując ich kopie nie różniły się) dostęp do bazy tytułów, edytor tagów, organizer, szereg mniej lub bardziej popularnych i obsługiwanych formatów audio, radio internetowe, a wszystko podane w ultra prostej i czytelnej postaci, również wizualnie pula dostępnych skinów stabilna i dopracowana.

    AiMP posiadł wszystko to co potrzebowałem i uważałem (do tej pory) za niezbędne w jednym miejscu, zapewnił mi doskonały dźwięk, w zależności od potrzeb i kaprysu tj. od Windowsowego Direct Sound, aż po czyste Wasapi Event w tym również z obsługą formatu HD Audio.

    Podsumowując: od paru lat temat audio z komputera uważałem w 100% za optymalnie spełniony i zamknięty, gdyż wszystko brzmiało i grało jak należy, minimalne zapotrzebowanie na zasoby systemowe, stabilna praca.

    Kilka dni temu postanowiłem poczytać sobie co nowego w temacie odtwarzaczy, trafiłem na informację o programie jPlay, jakoś wcześniej mi umknął, ale i zwyczajnie nie szukałem, bo tak jak wspomniałem nie czułem takiej potrzeby, zainteresowałem się jednak jPlayem, jego rekomendacjami na różnych stronach, a mając trochę czasu stwierdziłem że OK zobaczymy co to za „wynalazek”, ściągnąłem demówkę, zainstalowałem, nie interesowała mnie opcja grania sieciowego, specjalnie jednak jakoś nie chciało mi się wierzyć że jeszcze coś da się wycisnąć z bezstratnych plików, mini player nie spodobał mi się bo lubię robić długą playlistę i mieć z głowy na cały dzień, a ten odtwarzacz z uwagi na czytanie z ramu miał oczywiste ograniczenia, tym bardziej, że ja płyty zgrywałem do jednego pliku zaszywając wewnątrz cue i okładkę, w zasadzie miałem odpuścić. Zająłem się czymś innym, na AiMPie włączyłem koncertówkę AC/DC „If You Want Blood” z 1978 stary skład, kawałek fajnego grania…

    Nie jestem programistą, nie jestem jakimś nawiedzonym audiofilem onanistą, muzyka jednak od zawsze była i jest moim hobby, pasją od lat, cenię sobie dobre brzmienie, umiarkowanie ale jednak ufam producentom oprogrmowania, choć z pełną świadomością, że nie ma w 100% doskonałych programów, ale to już po linii zawodowej mogłem się przekonać i uznać za normalne raczej.

    Muzyka ma grać i dobrze brzmieć, a im lepiej tym lepiej, uważałem że osiągnąłem max na tym czym dysponuję, a ewentualnie lepiej będzie tylko po kolejnych modernizacjach sprzętu, jednak z komputera więcej wycisnąć się nie da bo „0” to „0” a „1” to „1” i nie inaczej.

    … słuchając w dalszym ciągu wspomnianego koncertu AC/DC chciałem zerknąć jeszcze w ustawienia odtwarzania samego AiMPa, na liście dostępnych urządzeń pojawiła mi się pozycja asio jplay, hmm, ciekawe pomyślałem, mini player mi nie pasował, ale jeśli tu jest dostępny także, to pewnie w jakiś sposób również współgra z AiMPem?, to może jednak warto zaryzykować i to sprawdzić? przełączyłem, kliknąłem: zastosuj i szok: nagle głos publiki oddalił się jakgdyby i zabrzmiał zdecydowanie bardziej szczegółowo, wyraźniej można było rozróżnić krzyki od oklasków, które wcześniej stapiały się w bardziej monotonny, jednolity i jednostajny totalny tumult, uderzenia w blachy stały się również czytelniejsze, bardziej zaakcentowane, dźwięk nabrał głębi, przestrzeni, kontrastu a jednocześnie złagodniał, choć sekcja chodziła wyśmienicie a gitary brzmiały naturalniej…

    Nie wiem czy dzieje się to faktycznie tylko za sprawą skuteczniejszego, szybszego i bezbłędnego rozkodowywania za pośrednictwem jPlaya, czy może zaszyto w nim jakieś dodatkowe efekty, których istnienia nie wymieniono? – tego nie wiem i nie mam zamiaru „odpalać się” w kierunku analizy spektrum dźwięku na wyjściu, podliczania bitów i użytych algorytmów, nie znam się na tym, w każdym bądź razie niespodzianka była i radość potężna, a chyba o to w tym wszystkim chodzi: o przyjemność obcowania z jeszcze bardziej satysfakcjonującym dźwiękiem, a nie o gołe liczby na wyjściu.

    Choć oczywiście pomyślałem, że to może być chwilowe złudzenie, tym bardziej że materiał już wiekowy więc niby jak? skąd? no ale poprzełączałem – nie no nie ma siły jest lepiej i nie sądzę aby to był efekt placebo.

    Powie ktoś, że muzyka AC/DC jest mało subtelna, OK, przepuściłem także Dianę Krall (trudno o jej krytykę nawet w trybie dźwięku systemowego) perfekcyjna realizacja brzmienia, The Beatles jubileuszowe remixy brzmią jak gdyby wczoraj nagrane, reedycje pierwowzorów MFSL by Dr.Ebbet właściwie dziwić może tylko widok braku czarnej płyty na gramofonie, raczej bliżej trudne do zdefiniowania i niby nie słyszalne ale to na poziomie już chyba podświadomości jednak da się odczuć lekki syk starej taśmy ze studia. Kilka koncertów organowych i jeszcze potężniejsze akustyczne brzmienie. Sade, Dire Straits, czy album „Celebration” Madonny dający niezły przekrój sposobów realizacji i mixowania na przestrzeni lat.

    Nie jest to jakiś niewiadomo jak wielki skok jakościowy, ale własnie czasem szczypta soli i odrobina pieprzu dodaje tego czegoś potrawie by smakowała jeszcze bardziej.

    W końcu postanowiłem zrobić eksperyment i jeszcze temat przećwiczyć na dwóch innych maszynach.

    W sumie do testów użyłem 3 laptopów:

    ThinkPad R61i – 4GB Ram – SSD – IntelCore Duo – Win10Pro64

    ThinkPad X220 – 4GB Ram – SSD – I5Mobile – Win10Pro64

    Dell Inspiron – 8GB Ram – SSD – I58Gen – Win10Pro64

    A zatem spełniają wymagania sprzętowe.

    Czysta instalacja systemu, te same wersje sterowników zewnętrznej karty dźwiękowej robiącej w zasadzie za transport do DACa we wzmacniaczu podpiętym kablem optycznym.

    X220 i Inspiron – współpracuje z AiMPem (w tym również z jPlayem) we wszystkich trybach – brak uwag

    Niestety: R61i z bliżej niezrozumiałych mi przyczyn po przełączeniu na tryb asio jPlay milczy, plik wyświetla jako otwarty ale brak postępu odtwarzania = brak dźwięku, czyli ten jeden tu nie gra z jPlayem, w pozostałych trybach AiMP gra.

    Domyślnie podczas pracy jPlay przełącza system w tryb zasilania: max wydajność, po zamknięciu z automatu wraca do domyślnego ustawienia.

    Przy nawet starszym laptopie który można kupić za kilkaset złotych, wyposażonym dodatkowo w dysk SSD i przeznaczonym wyłącznie do audio można spokojnie uzyskać fajne rozwiązanie, gdyż jPlay w połączeniu z AiMPem przy standardowej instalacji na Win10Pro64 zarządza systemem na tyle dobrze i skutecznie, że nawet przy wspomnianej max wydajności trybu zasilania schodzi do kilku – w porywach kilkunastu procent użycia procesora, więc nie trzeba się martwić o szum wentylatora, który to wentylator jest zbędny, jak również kombinować z ingerencją w likwidowanie zbędnych procesów i usług, wyłączanie Defendera, telemetrie itd.

    Pominąłem dwie istotne funkcje programu, gdyż nie są mi potrzebne: praca w sieci, oraz praca w trybie hibernacji, którą program ponoć umożliwia.

    Minusy?

    Cóż, cena? w realiach PL może wydawać się wysoka, ale to tylko około 100 Euro, wcześniej jednak mamy 3 tygodnie aby gruntownie wszystko na spokojnie przetestować, posłuchać a potem dopiero podjąć ostateczną decyzję, program nie zauważyłem aby miał jakieś dodatkowe ograniczenia funkcjonalności.

    Generalnie nie wiem czemu wystąpił problem z pracą na R61i, choć mini player zagrał, jednak AiMP w trybie jPlay asio nie.

    Nie zauważyłem zaburzeń w pracy systemu po odinstalowaniu jPlaya jak również pozostawionych katalogów, plików.

    To tyle, pozdrawiam czytających i życzę radości z użytkowania jPlaya!

    p.s.1

    Jeśli gdzieś pojawia się chaos to proszę o wybaczenie, ale godzina późna…

    p.s.2

    Kilka dni minęło, jakieś dodatkowe uwagi? Może niestety, ale parę razy odtwarzacz „odjechał” mi i posypał „śmieciami” w głośnikach, ale to już na starcie programu, choć po restarcie komutera wszystko było w porządku i swobodnie odtwarza całą długą kilkunasto- godzinną listę i nic się złego nie dzieje, co AiMPowi samemu w sobie nigdy się nie przytrafiało.”

    1. Piotr Ryka pisze:

      Dwie sprawy:

      1. Niektóre komentarze nie chcą się zamieszczać, bo treść serwisu jest za ciężka dla używanego silnika. Trzeba będzie przejść na wydajniejszy, ale to będzie kosztowało. (Kilkanaście tysięcy złotych minimum.)

      2. Odnośnie programu JPlay – to nie ja z niego zrezygnowałem, tylko jego producent ze mnie. Nie znam przyczyn, nie zostały podane, ale może się przecież promować gdzie indziej – serwisów z recenzjami nie brakuje. Czy to faktycznie robi – nie wiem. A może program jest już tak popularny, że promocji nie potrzebuje? Też tego nie wiem. Dziękuję natomiast za ciekawy komentarz; na pewno dużo wnosi, na pewno niejednemu się przyda.

  33. Piotr Ryka pisze:

    Pan Wojciech prosił o aktualizację swojego wpisu, toteż zamieszczam:

    „Wiem, że odgrzebuję stary temat, ale buszując w sieci szukałem
    informacji oraz opinii na temat jPlaya, szkoda że kontakt Autora
    artykułu z Twórcą programu urwał się, mimo wszystko postanowiłem
    napisać, minęło parę lat od ostatniego wpisu, jednak program rozwija
    się, więc może warto do tego tematu powrócić?

    Po tym jak WinAmp przestał być rozwijany zacząłem szukać czegoś innego,
    trochę z ciekawości trochę z chęci odmiany, a później również z uwagi na
    pewne już w WinAmpie brakujące funkcje.

    Przerobiłem temat Foobara, odpuściłem z uwagi na mało satysfakcjonującą
    mnie jego konstrukcję, grał dobrze, ale jego siermiężna powłoka
    zniechęciła mnie wystarczająco skutecznie. Skiny czasem lepsze lub
    gorsze zazwyczaj nie do końca dopracowane, coś w stylu Win10 – niby
    zrobione fajnie, stosunkowo stabilne, ale gdy zaczniemy kopać głębiej
    okazuje się, że trafiamy na warstwy niedoróbek, coś się sypie,
    pozostałości wcześniejszych wersji, stare ikonki itp itd.

    Wiem, komuś wystarczy łapanie witamin i kalorii w postaci odżywczej
    pigułki, ja jednak wolę przyjąć tę samą ilość wspomnianych witamin i
    kalorii w postaci schludnie podanego apetycznego i smacznego dania,
    najlepiej w miłym towarzystwie. Efekt? niby ten sam: zaspokoimy głód,
    jednak przyjemność dużo większa. Wyrosłem z DOS’a i nie kręci mnie już
    „dłubanie” i „sklecanie” playera z kawałków, szukanie wtyczek by zrobić
    coś co okazuje się być, a czego w zasadzie to nie ma, a nawet jak jest
    to nie jest to zgodna wersja, lub brak w podstawowej kompilacji – może z
    czasem stałem się bardziej leniwy? Wygodny? Nie ważne. Zatem szukałem
    dalej wychodząc z założenia, że: kupując auto mam zamiar nim jeździć, a
    nie tracić czas, kombinować, montować, dorabiać to bak to wydech, to
    fotele, to znowu wycieraczki itd.

    Media Monkey przeleciało mi przez dysk i wyleciało, choć fajny był z
    niego organizer „empetrójek”, ale to już nie był „ten” czas. Kilka
    innych mniej istotnych odtwarzaczy, których nazw dzisiaj już nawet nie
    pamiętam.

    Po drodze przećwiczyłem również kilka szarlatańskich „empetrójkowych
    polepszaczy” dźwięku różne DFiXy itp.

    W międzyczasie definitywnie również z „dzwoniących empetrójek”
    przesiadłem się na format bezstratny, zintegrowaną dźwiękówkę zastąpiłem
    zewnętrzną, zrezygnowałem z głośniczków komputerowych, przepiąłem się na
    stacjonarny system audio. Nie chcąc rozpętywać kolejnej burzy nad tym
    która karta jest lepsza, a która gorsza, jaki wzmacniacz jest
    wydajniejszy, a które kolumny grają lepiej, umówmy się, że gra
    wystarczająco (dla mnie) dobrze – przecież ma być o jPlayu.

    W końcu postanowiłem sięgnąć do AiMPa, trochę z dystansem…, opinie miał
    mieszane, mi się jednak szybko spodobał, gdyż jest to niewielki
    programik a posiada wszystko czego mi potrzeba (i nawet więcej):
    konfigurowalny konwerter formatów audio, narzędzie do ripowania CD
    (oczywiście EAC szanuję i doceniam – szczególnie z uwagi na to, że
    dzięki niemu udało mi się zgrać czasem mocno zniszczone płyty, jednak
    przy dobrych porównując ich kopie nie różniły się) dostęp do bazy
    tytułów, edytor tagów, organizer, szereg mniej lub bardziej popularnych
    i obsługiwanych formatów audio, radio internetowe, wyłącznik i włącznik
    czasowy, wszystko podane w ultra prostej i czytelnej postaci, również
    wizualnie: pula dostępnych skinów stabilna i dopracowana.

    AiMP posiadł wszystko to czego potrzebowałem i uważałem (do tej pory) za
    niezbędne w jednym miejscu, zapewnił mi doskonały dźwięk, w zależności
    od potrzeb i kaprysu tj. od Windowsowego Direct Sound, aż po czyste
    Wasapi Event w tym również z obsługą formatu HD Audio.

    Podsumowując: od paru lat temat audio z komputera uważałem w 100% za
    optymalnie spełniony i zamknięty, gdyż wszystko brzmiało i grało jak
    należy, minimalne zapotrzebowanie na zasoby systemowe, stabilna praca i
    dźwięk bez zarzutu.

    Kilka dni temu postanowiłem poczytać sobie co nowego w temacie
    odtwarzaczy, trafiłem na informację o programie jPlay, jakoś wcześniej
    mi umknął, ale i zwyczajnie nie szukałem niczego, bo tak jak wspomniałem
    nie czułem takiej potrzeby, zainteresowałem się jednak jPlayem, jego
    rekomendacjami na różnych stronach, a mając trochę czasu stwierdziłem że
    OK zobaczymy co to za „wynalazek”, ściągnąłem demówkę, zainstalowałem,
    nie interesowała mnie proponowana opcja grania sieciowego. Specjalnie
    jednak jakoś nie chciało mi się wierzyć że jeszcze coś da się „wycisnąć”
    z bezstratnych plików, mini player nie spodobał mi się bo lubię robić
    długą playlistę i mieć z głowy na cały dzień, a ten odtwarzacz z uwagi
    na czytanie z ramu miał oczywiste ograniczenia, tym bardziej, że ja
    płyty zgrywałem do jednego pliku zaszywając wewnątrz cue i okładkę, w
    zasadzie miałem odpuścić.

    Zająłem się czymś innym, na AiMPie włączyłem koncertówkę AC/DC „If You
    Want Blood” z 1978 stary skład, kawałek fajnego grania…

    Nie jestem programistą, nie jestem jakimś nawiedzonym audiofilem
    onanistą, muzyka jednak od zawsze była i jest moim hobby, pasją od lat,
    cenię sobie dobre brzmienie, umiarkowanie ale jednak ufam producentom
    oprogrmowania, choć z pełną świadomością, że nie ma w 100% doskonałych
    programów, ale to już po linii zawodowej mogłem się przekonać i uznać za
    normalne raczej.

    Muzyka ma grać i dobrze brzmieć, a im lepiej tym lepiej, uważałem że
    osiągnąłem max na tym czym dysponuję, a ewentualnie lepiej będzie tylko
    po kolejnych modernizacjach sprzętu, jednak z komputera więcej „wycisnąć
    ” się nie da, bo „0” to „0” a „1” to „1” i nie inaczej.

    … słuchając w dalszym ciągu wspomnianego koncertu AC/DC chciałem po
    aktualizacji zerknąć jeszcze w ustawienia odtwarzania samego AiMPa,
    niespodzianka: na liście dostępnych urządzeń pojawiła mi się pozycja:
    „asio jplay”, hmm…, ciekawe pomyślałem, mini player mi nie specjalnie
    pasował, ale jeśli jPlay tu jest dostępny także, to pewnie w jakiś
    sposób może również współgra fajnie z AiMPem?, to może jednak warto
    zaryzykować i także sprawdzić? przełączyłem, kliknąłem: zastosuj i…
    szok: nagle głos publiki oddalił się, jednocześnie jak gdyby zabrzmiał
    zdecydowanie bardziej szczegółowo, wyraźniej, można było rozróżnić
    krzyki od oklasków, które wcześniej stapiały się w bardziej monotonny,
    jednolity i jednostajny totalny tumult, uderzenia w blachy stały się
    również czytelniejsze, bardziej zaakcentowane, dźwięk nabrał głębi,
    przestrzeni, kontrastu a jednocześnie złagodniał, choć sekcja chodziła
    wyśmienicie, a gitary brzmiały naturalniej… na dodatek spadło mi zużycie
    procesora w systemie, co również jest ważne, gdyż prostszym stało się
    wyeliminowanie sporadycznego, ale jednak załączania się wentylatora.

    Nie wiem czy wszystko to dzieje się to faktycznie tylko za sprawą
    skuteczniejszego, szybszego i bezbłędnego rozkodowywania za
    pośrednictwem jPlaya, czy może zaszyto w nim jakieś dodatkowe efekty,
    których istnienia nie wymieniono? – tego nie wiem i w sumie nie mam
    zamiaru „odpalać się” w kierunku analiz spektrum dźwięku na wyjściu,
    podliczania bitów i użytych algorytmów, nie znam się na tym, w każdym
    bądź razie niespodzianka była i radość potężna, a chyba o to w tym
    wszystkim chodzi: o przyjemność obcowania z jeszcze bardziej
    satysfakcjonującym dźwiękiem, a nie o gołe liczby na wyjściu.

    Choć oczywiście pomyślałem, że to może być chwilowe złudzenie, tym
    bardziej że materiał już wiekowy więc niby jak? skąd? no ale
    poprzełączałem – nie no nie ma siły jest lepiej i nie sądzę aby to był
    efekt placebo.

    Powie ktoś, że muzyka AC/DC jest mało subtelna, OK, zatem przepuściłem
    także min. Dianę Krall (choć tu trudno o jej krytykę nawet w trybie
    dźwięku systemowego) perfekcyjna realizacja brzmienia nabrała
    powietrza/przestrzeni, The Beatles jubileuszowe remixy brzmią jak gdyby
    wczoraj nagrane, oryginalne brzmieniowo reedycje pierwowzorów MFSL by
    Dr.Ebbet właściwie dziwić może tylko widok braku czarnej płyty na
    gramofonie, raczej bliżej trudne to do zdefiniowania i niby nie
    słyszalne ale to działa na poziomie już chyba podświadomości jednak da
    się odczuć lekki syk starej taśmy ze studia. Kilka koncertów organowych
    i jeszcze potężniejsze akustyczne brzmienie. Sade, Dire Straits, czy
    album „Celebration” Madonny dający niezły przekrój sposobów realizacji i
    mixowania na przestrzeni lat.

    Nie jest to jakiś nie wiadomo jak wielki skok jakościowy, ale właśnie
    czasem ta szczypta soli i odrobina pieprzu dodaje tego czegoś potrawie
    by smakowała jeszcze bardziej.

    W końcu postanowiłem również zrobić eksperyment i jeszcze temat
    przećwiczyć na dwóch innych maszynach.

    W sumie do testów użyłem 3 laptopów:

    ThinkPad R61i – 4GB Ram – SSD – IntelCore Duo – Win10Pro64

    ThinkPad X220 – 4GB Ram – SSD – I5Mobile – Win10Pro64

    Dell Inspiron – 8GB Ram – SSD – I58Gen – Win10Pro64

    A zatem spełniają wymagania sprzętowe.

    Czysta instalacja systemu, te same wersje sterowników zewnętrznej karty
    dźwiękowej robiącej w zasadzie za transport do DACa we wzmacniaczu
    podpiętym kablem optycznym.

    X220 i Inspiron – współpracuje z AiMPem (w tym również z jPlayem) we
    wszystkich trybach – brak uwag

    Na chwilę utknąłem przy sędziwym: R61i gdzie z bliżej niezrozumiałych mi
    przyczyn po przełączeniu na tryb: asio jPlay odtwarzacz milczał, plik
    wyświetlał jako otwarty, ale brak było postępu odtwarzania = brak
    dźwięku, czyli ten jeden na ustawieniach domyślnych nie zagrał z
    jPlayem, w pozostałych trybach AiMP grał normalnie – no ale i temu udało
    się zaradzić. Otóż jak się okazało jPlay wymagał dodatkowej zmiany w
    konfiguracji niedostępnej z poziomu głównego ustawień. Otóż dla
    słabszego procesora (tu był 2 rdzeniowy) w ustawieniach rejestru
    systemowego należy ręcznie wyłączyć przydzielanie jednego rdzenia na
    wyłączność dla jPlaya (HK_LM_S_JPLAY7 pozycja „dedicated core” „1”
    zamieniamy na „0” restart komputera)

    Jeszcze jedna istotna uwaga: w przypadku gdy nie możemy korzystać z
    dobrodziejstw wielordzeniowego procesora i funkcji rdzenia dedykowanego
    należy również dać się załadować systemowi do końca, uruchomić ręcznie
    odtwarzacz (rezygnujemy z automatycznego włączania wraz ze startem
    systemu) i dopiero wtedy dodawać poszczególne pliki/foldery do playlisty
    – nie dotyczy to urządzeń z nowszymi procesorami.

    Domyślnie podczas pracy jPlay przełącza system w tryb zasilania: max
    wydajność, po zamknięciu z automatu wraca do domyślnego ustawienia.

    W przypadku gdy podczas odtwarzania w głośnikach pojawią się trzasku
    wystarczy zmienić parametr dotyczący DACa – to każdy musi indywidualnie
    dopasować ustawienia do sprzętu i wybrać dla siebie optymalny tzn nie
    powodujący zakłóceń.

    Przy nawet starszym laptopie który można kupić za kilkaset złotych,
    wyposażonym dodatkowo w dysk SSD (eliminacja hałasu generowanego przez
    tradycyjne dyski) i przeznaczonym wyłącznie do audio można spokojnie
    uzyskać fajne rozwiązanie, gdyż jPlay w połączeniu z AiMPem przy
    standardowej instalacji na Win10Pro64 zarządza systemem na tyle dobrze i
    skutecznie, że nawet przy wspomnianej max wydajności trybu zasilania
    schodzi do kilku – w porywach kilkunastu procent użycia procesora, więc
    nie trzeba się martwić o szum wentylatora, który to wentylator jest
    zbędny, jak również kombinować na własną rękę z ingerencją w
    likwidowanie zbędnych procesów i usług, wyłączanie Defendera, telemetrię
    itd.

    Pominąłem dwie istotne funkcje programu, gdyż nie są mi potrzebne: praca
    w sieci, oraz praca w trybie hibernacji, którą program ponoć umożliwia.

    Minusy? Raczej brak istotnych. Ktoś powie, że cena? w realiach PL może
    wydawać się wysoka, ale to tylko około 100 -150 Euro, wcześniej jednak
    mamy 3 tygodnie aby gruntownie wszystko na spokojnie przetestować,
    posłuchać a potem dopiero podjąć ostateczną decyzję, program w wersji
    testowej nie zauważyłem aby miał jakieś dodatkowe ograniczenia
    funkcjonalności.

    Nie zauważyłem zaburzeń w pracy systemu po odinstalowaniu jPlaya jak
    również pozostawionych śmieciach, katalogów, plików…

    Nie pamiętam czy po deinstalacji sprawdzałem rejestr – natomiast po
    zainstalowaniu programu znajdziemy w nim 2 nowe wpisy bezpośrednio
    związane z jPlayem, oraz jeden pośrednio z nim związany a dotyczący
    obsługi urządzeń audio w trybie ASIO.

    To tyle, pozdrawiam czytających i życzę radości z użytkowania jPlaya!

    P.S.

    Jeśli gdzieś pojawia się chaos to proszę o wybaczenie, ale godzina późna…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy