Recenzja: PATHOS Inpol Ear

Estetyka, praktyka, technika

PATHOS Inpol Ear HiFi Philosophy 001 (2)   A skoro estetyka, to rzućmy na rzecz okiem. Wzmacniacz i zarazem opcjonalnie przetwornik Pathos Inpol Ear wygląda inaczej od reszty towarzystwa spośród tego typu urządzeń. Trochę podobnie jedynie do mniejszego własnej firmy Aurium, ale też nie do końca. Podobna, chociaż tu dużo większa, u obu jest sama bryła, ale reszta już inna. Większy Inpol swą kilkakroć potężniejszą osadza na czymś w rodzaju spłaszczonego cokołu, podczas gdy część zasadnicza, jakby nie dość była wielka, jest powiększona o też wielgachne bokami radiatory. Te, kiedy patrzyć od góry, układają się w napisy PATHOS, a wykonano je z aluminium i mocno się nagrzewają.

Dodatek dolny i dwa boczne w sensie estetycznym mają to samo zadanie – urozmaicić i uczynić nie tak banalnym pudło mieszczące elektronikę. Wspomagają je w tym dwa dodatki: duże pokrętło na przodzie i dwie wystające u góry lampki w oprawie charakterystycznych skrzydełek. Lampki to triody 6922/ECC88, a pokrętło jest wielofunkcyjne, służące jednocześnie za obsługę wyboru wejść i potencjometr. Okazuje się nietypowe – nie wystające za obudowę. Odwrotnie, wchodzi w nią – co działa równie skutecznie, lecz w tym wypadku ma dwa mankamenty. Pierwszy taki, że część służąca chwytaniu to pionowa belka wpisana w kółko, która po użyciu na skutek luzu mocowania nie wraca do idealnego pionu. Przeważnie zostaje lekko skręcona i ładnie to nie wygląda, chociaż może się czepiam, ale taki już ze mnie pedant. Druga sprawa jest czysto praktyczna – regulacja przebiega pomału. Pół biedy gdy używamy jednych słuchawek i trzeba nanieść niewielką poprawkę. Ale kiedy przechodzimy od wysoko do nisko skutecznych, korekta będzie duża i to już trochę potrwa. Konstruktorzy tłumaczą, że regulacja została zrealizowana cyfrowo (w oparciu o dwa regulatory Burr Brown PGA2310), po to wnosić możliwie niskie zniekształcenia i dać dostrojenie z precyzją do 0,5 dB. To jednak oznacza powolność i kilkanaście sekund przy większej regulacji rzecz zajmie. W zamian nie zachodzi obawa, iż niechcący trącony potencjometr uderzy potężnym dźwiękiem, no i te małe zniekształcenia także istotną są rzeczą.

Wracając do wyjściowej estetyki, trzeba też zauważyć, że w standardzie mamy jej cztery wzory, to znaczy wzmacniacz możemy sobie sprawić jako biały, czerwony, czarny lub w okleinie drewnianej. W każdym przypadku z cokołem czarnym i srebrnymi radiatorami oraz przy identycznej dla standardowych kolorów cenie, natomiast za dopłatą dwóch tysięcy za bardziej wyszukany od farby fornir i taką samą w przypadku koloru innego niż standardowy. (A można wybrać dowolny). Sam używałem egzemplarza białego, a chociaż wolę czarnych grajków, to biel mi nie przeszkadzała, ładnie komponując się zarówno z czarną Sigmą, jaki i blatem platformy Rogoza.

PATHOS Inpol Ear HiFi Philosophy 001Spytacie, po co ta Sigma? I tu dla miłośników słuchawkowego „all-in-one” mam niedobrą wiadomość. Inpol Ear przyjechał jako sam słuchawkowy wzmacniacz i właśnie jako taki kosztuje siedemnaście sześćset. Za dodatkowy moduł przetwornika trzeba dopłacić dwa dziewięćset, a ten dlatego był nieobecny, że Włosi są w trakcie przeróbek. Pierwotna wersja, którą nawet wypuścili na rynek, miała jakiś mankament – a może tylko uznali, że nie dosyć jest dobra? – w każdym razie wszystkie egzemplarze z modułem przetwornika kazali sobie odesłać i jeszcze nie wróciły. Nie ma w tej sytuacji innego wyjścia jak odnieść się do samego słuchawkowego wzmacniacza, co ma jednak i pewne plusy. Można się bowiem skupić na samej jego jakości, nie tracąc czasu na przetwornikowe figle, a jakość ta przy tej cenie i takich gabarytach powinna być wszak niezwykła. To się za chwilę okaże, a na razie o technice.

Poza wspomnianym nietypowym potencjometrem, nie chcącym wracać do pionu, na wielkiej połaci przedniej nic nie ma, co dodatkowo postrzegawczo ją zwiększa. Proporcje ma jednak budzące sympatię, toteż tak samo jak równie wielki Headtrip wpływa Inpol wyglądem na poprawę humoru. Duża rzecz, bardzo ciężka i z pokaźnym frontonem obiecuje nieprzeciętne doznania, indukując zadowolenie. Coś jednak poza regulacją głośności na tym przodzie być musi, jednakże wszystkie te „cosie” umieszczono w podstawie. Nie rzucają się w oczy, bo podstawa została cofnięta, skrywając się pod korpusem. Są na niej dwa przyciski, trzy gniazda, dwa światełka, wyświetlacz oraz wtyk. Wtyk jest na USB, na przykład na pendrajwa z muzyką, o ile mamy przetwornik. Gniazda to dwa 4-pinowe przyłącza symetryczne, z których to bliższe środka dawało dźwięk o włos lepszy, albo mi się zdawało. Jeszcze bliżej centrum jest gniazdo duży jack, tak więc właściciele każdych wokółusznych słuchawek będą zadowoleni. Zwłaszcza że mocy ma Inpol górę, konkretnie aż 10 W; a więc nawet HiFiMan HE-6 dadzą się rozpędzić na maksa.

Ekranik jest malutki, podświetla się na czerwono i wyświetla chwilowo aktualizowane w danym momencie przyłącze a w pozostałym czasie cyfrowo siłę wzmocnienia. Po obu stronach ma przyciski, z których lewy to »Standby« a prawy krąży między wejściami. Tych na tylnym panelu mamy cyfrowych cztery (koaksjalne, optyczne, USB i Ethernet), a także jedno analogowe, wyłącznie na XLR. Za to wyjść analogowych RCA jest aż pięć i jedno XLR, a poza tym jest skobelkowy przełącznik fazy, trzybolcowe gniazdo »Power« z włącznikiem głównym i międzynarodowy regulator napięcia.

PATHOS Inpol Ear HiFi Philosophy 004Odnośnie lamp jeszcze, to wzmacniacz dostajemy z parą Electro-Harmonix, co mało jest budujące – lecz cóż robić, gdy dobrych lamp tego typu w produkcji bieżącej nie ma. Trzeba samemu się wyposażyć chociażby „złote” Tesle, albo coś jeszcze lepszego – i tu mogę od razu napisać, że powinny to być lampy o ciepłym i gęstym a nie wyrywnym stylu. Tak więc raczej nie Telefunken (chociaż on różny bywa) i raczej nie Valvo czy Brimar, tylko Philips SQ, srebrna Mazda, Amperex albo Mullard. Najlepiej Simens & Halske „grey plate”, ale to już wydatek rzędu trzech-czterech tysięcy. Sam zacząłem od Valvo i było zbyt agresywnie – po przejściu na Philips SQ zdecydowanie lepiej. Simens & Halske nie próbowałem, bo gniazda Impol ma ciasne a dojście do lamp tylko za samą główkę, więc nie ryzykowałem. Ale już z Philipsami grało to bardzo dobrze, tak więc spokojnie polecam.

Uzupełnieniem wzmacniacza jest pilot. Też postać ma niecodzienną: Cały srebrny, cały z metalu, średniej wielkości i z sześcioma pionowo rozmieszczonymi przyciskami, które wszystkie są jednakowe i dla lepszego jeszcze zamaskowania nie zostały oznakowane. Niezła w tej sytuacji zabawa i działamy całkiem na czuja, ale da się wyregulować, a to jest najważniejsze.

Zostały jeszcze sprawy najściślej konstrukcyjne. Wnętrze ukazuje niezwykle skomplikowany obwód na bazie wielopiętrowej komasacji płytek montażu powierzchniowego, z których dwie, tak samo jak w też wielkim Headtrip, zostały osadzone pionowo po obu stronach. Wydajny zasilacz impulsowy, masa wszędzie kondensatorów, tranzystory MOS-FET, obwód w całości dyskretny bez sprzężenia zwrotnego, czysta do tego klasa A i ten opatentowany Inpol. Ponoć mniej znacznie zniekształcający i w pełni optymalizujący lampy, że nic lepszego na świecie nie masz… Moc w trybie zbalansowanym to owe budzące respekt 10W, a w trybie zwykłym także niemało, bo pełne 3W. Pasmo przenoszenia też kolosalne: 2 Hz – 200 kHz ±0,5dB; THD już nie tak imponujące, bo tylko 0,1% (skutkiem lamp w torze); a S/N: >100dB, czyli też przyzwoite. Żre toto 110 W, waży 12,5 kg i kosztuje te nieprzytulne 17 600 PLN.

– A teraz jazda mi do roboty!

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy