Recenzja: PATHOS Inpol Ear

PATHOS Inpol Ear HiFi Philosophy 007    Rzeczywistość cyfrowa, zwana też wirtualną, stała się na przestrzeni ostatnich lat równie prawie ważna jak biologiczna, a wraz z tym domowe audio przeprowadziło z salonowej kanapy w okolice centrum cyfrowych uciech – komputera. W ślad za tym systemy głośnikowe zostały zastąpione przez słuchawki i nabiurkowe monitory, a płyty przeistoczyły się w pliki – i jako efekt finalny mamy ogromną popularność przetworników oraz słuchawkowych wzmacniaczy. To raczej nieoczekiwane zjawisko, gdyż wcześniej zdawało się, że też znikną, zastąpione przez muzyczne karty rozszerzeń zamontowane w komputerach. Lecz popularność laptopów i smartfonów – zbyt małych by je połknąć – pozwoliła zewnętrznym modułom przetrwać; mało tego – rozkwitnąć. A wraz z tym mamy na rynku słuchawkowych wzmacniaczy i przetworników nieustającą wiosnę, a ściślej pełny okres wegetacji, obejmujący owocowanie. Owoce różne bywają, o czym się każdy przekonał. Mogą być małe jak jagody, a mogą wielkie jak dynie. Takiego mniejszego Pathosa, wielkości mniej więcej grejpfruta, nie tak dawno opisywałem, a teraz pora na wielgachnego jak dynia. Nie będzie zatem zabawy w maliznę ani przytulania średniaków, tylko pomocujemy się z wielką bryłą ważącą 12 kilogramów.

Tak, dobrze zgadujecie – owe dwanaście kilo oznacza byczą cenę, konkretnie siedemnaście tysięcy. Nawet z doprawionym ogonem jakichś sześciuset złotych – ale ten pewnie da się urwać w tradycyjnych ze sprzedawcą zmaganiach. Akurat by się przydać na zakup lepszych lampek, ale do tego jeszcze dojdę, a na razie o firmie PATHOS.

Tak szczęśliwie się składa dla tekst ten piszącego, że już przy mniejszym Pathosie odrobił lekcję z historii i może ją teraz wkleić. Wklejam przeto bez skrępowania, bo co się będę krępował? Pathos od tamtej recenzji się nie zmienił i można o nim w te słowa:

Włoskie Pathos Acoustics powiada gromko o sobie, że jest najlepsze na świecie. Niczym kramarz z dawnego targu tarasuje drogę, towar bez ceremonii przedkłada i zachwala jako najlepszy. Ten styl sprzedaży zasadniczo już minął, a ściślej przeniósł się do reklamowych spotów, natomiast gdy wchodzisz do takiego Appla czy Sony udają obojętnych. Nikt drogi nie zastępuje i za rękaw nie targa. Najwyżej łypnie z ukosa i po stroju oceni, czyś wlazł tylko oglądać, czy może jest szansa na zakup. W drugim wypadku rezydent może ewentualnie się ruszyć i bez żadnego natręctwa zagadnąć: – W czymś pomóc?

Ale Pathos Acoustic ma podejście dawniejsze – blokuje drogę i powiada, że w 1994 roku zebrało się trzech przyjaciół, z których jeden – Gianni Borinato – miał w zanadrzu rewelację w postaci innowacyjnego schematu wzmacniacza i potrzebował pomocy do jego rynkowego wdrożenia. W efekcie cała trójka: Gaetano Zanini, Gianni Borinato i Paolo Andriolo skonstruowała prototyp i założyła w historycznym jak niemal każde włoskim mieście Vicenza firmę Pathos. Nie obyło się przy tym bez perypetii, bo ten pierwszy prototyp się sfajczył, ale zanim to zrobił zdążył zagrać tak pięknie, że odpuszczenie nie wchodziła w rachubę. Tak więc dopięto swego i firma weszła na rynek, a oferowane przez nią wzmacniacze oparto na opatentowanej w międzyczasie technologii INPOL (Inseguitore a Pompa Lineare, czyli z angielska Linear Pump Tracker). W nawiązaniu do tego pierwszy produkt nazywał się Pathos Inpol One (albo po prostu One), a skalę epokowość wpisanego weń wynalazku stawiają twórcy na równi z wynalezieniem lamp i tranzystorów. Ogólnie biorąc chodzi w nim o mikroprocesorowe dopasowywanie siły wzmocnienia i biasu, co w hybrydowym obwodzie (z czystą klasą A i przy pełnej symetrii) pozwala optymalizować lampy.

Jak się nietrudno domyślić, całe przedsięwzięcie znalazło szczęśliwy finał: – Wzmacniacze Pathosa zyskały uznanie i nagrody, a przede wszystkim odniosły rynkowy sukces. Lokalizację firmy dwa razy trzeba było przenosić do większych siedzib i dziś, jak sugerują zdjęcia, prezentuje się ona niezwykle okazale. Cały czas technicznym fundamentem jest ów założycielski INPOL – nieustannie doskonalony – i wciąż głównym produktem wzmacniacze, ale pojawiły się też przetworniki oraz wzmacniacze słuchawkowe.

Darujmy sobie opowiastki, jak bardzo ten INPOL zamieszał i jak jest rewelacyjny. Wspomnę jedynie, że filozoficznym przesłaniem firmy jest wierność muzycznym oryginałom, czyli – rzec można – stara śpiewka. Wszyscy o sobie tak mówią, ale najwyraźniej dzieła Pathosa tej wierności sukcesami dowiodły, tak więc nie jest to gołosłowie. Nie omieszkał też dumny z siebie producent zaznaczyć, że jego wzmacniacze są najlepsze ze wszystkich, a na niemały dodatek ich wygląd pozwala „słuchać z otwartymi oczami”, co stanowi złośliwy przytyk pod adresem wszystkich mniej od Włochów o estetykę dbających.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy