Recenzja: Octave V16

Octave V16 HiFi Philosophy 002   Po średniego kalibru zawodniku, jakim był Milo, pora na coś cięższego. Ciężkiego właściwie maksymalnie, jako że 19 kilogramów dla wzmacniacza słuchawkowego to już waga najcięższa. Ma ten wzmacniacz wprawdzie odczepy głośnikowe, może więc śmiało obsługiwać kolumny, ale formalnie jest słuchawkowy, toteż słuchawki są jego pierwszym wyborem.

Mowa naturalnie o tytułowym Octave V16, który dla swego producenta jest podwójnie nowatorski. To pierwszy w historii niemieckiego wytwórcy wzmacniacz w konfiguracji single-ended i jednocześnie pierwszy słuchawkowy. A trzeba wszystkim wiedzieć, i wie to niejeden, że Octave nie jest firmą świeżej daty, usiłującą na fali lampowego wzmożenia i mody na słuchawki się wypromować, tylko czymś sięgającego historią i związkami z techniką lampową jeszcze lat 70-tych, na rynku produktów audio obecnym od 1986 roku. Już pierwszy ich wzmacniacz był lampowy, a ściślej był hybrydą, i jak się łatwo domyślić zyskał niemałą popularność, bo inaczej o Octave byśmy teraz nie rozmawiali. Historia od samego startu potoczyła się gładko – produktu za produktem, sukcesu za sukcesem. Nieustające pasmo udanych debiutów było zresztą jedyną opcją, bo niewielkich przedsiębiorstw nie stać na potknięcia, a już na pewno nie klęski. Albo notują same sukcesy, albo ich zaraz nie ma.

Octave Audio to charakterystyczna dla swojej branży średniej wielkości manufaktura, stworzona przez jednego człowieka – inżyniera Andreasa Hofmanna. Nie startowała wprawdzie od zera, ojciec założyciela miał zakład produkujący transformatory, ale to wszystko co wiąże się z reprodukcją dźwięku Andreas zawdzięcza sobie. Jeszcze w latach 70-tych eksperymentował z lampami, a wielki tryumf półprzewodników z dekady 80-tych wywarł na nim o tyle wrażenie, że skupił się na technice hybrydowej. Tak powstał pierwszy produkt, przedwzmacniacz Octave HP 500, a wkrótce po nim końcówki mocy Octave RE 280. Oba dzieła okazały się strzałem w dziesiątkę i bramy rozwoju stanęły przed firmą otworem. Octave zatrudnia obecnie kilkudziesięciu pracowników i wytwarza ponad dwadzieścia produktów: integr, przedwzmacniaczy oraz końcówek mocy. Lokalizację ma osobliwą, położone jest bowiem w sławnym niemieckim kurorcie Baden, usytuowanym w dystrykcie Baden, od czego popularne podwójne nazewnictwo Baden-Baden. (W odróżnieniu od innych Baden.) Szczyci się owo uzdrowiskowe audio najwyższą jakością i od A do Z wykonaniem niemieckim – żadnych zewnętrznych wyskoków, wszystko swoje i tylko na miejscu. Pod czujnym okiem Andreasa i z wyjątkowo starannym nadzorem produkcyjnym; z testami na każdym etapie i finalnym 48-godzinnym. Albowiem filozofią marki jest nie tylko uroda lampowego i lampowo-tranzystorowego brzmienia, ale także przyjazny produkt, nie nastręczający problemów. Oczywisty i łatwy w użyciu, odporny na przypadkowe i wynikające z nieumiejętnego obchodzenia usterki, a przede wszystkim sam z siebie bezawaryjny. Solidna niemiecka konstrukcja i solidna niemiecka robota w klasycznym dawnym stylu – tak chyba trzeba to nazwać.

Budowa i okolice

xxx

Wspinamy się wysoko, a na szczycie pentody.

   Zdążyłem już zaanonsować, że recenzowany Octave V16 nie jest dla swego producenta klasyczny ani będący kontynuacją. To produkt nowatorski, zarówno w sensie przeznaczenia jak i rozwiązań technicznych. Oparty o tradycyjne dla Octave pentody, ale w nietypowej im konfiguracji single-ended a nie tradycyjnej push-pull; będący słuchawkowym wzmacniaczem z dodaną funkcją głośnikowej integry, czego nigdy wcześniej niemiecki producent nie oferował. Szczycący się w dodatku – podobnie jak recenzowany w zeszłym roku Fostex HP-V8 – nowatorskim pomysłem obwodu, w którym dwie pentody stopnia wyjściowego KT-120 są sterowane dwiema triodami średniej mocy EF800 (znanymi z mikrofonów Miktek) i pojedynczą małą triodą ECC82. Wszystko to ma automatyczną regulacją biasu i dwa jego nastawy »high-low«, pozwalające programować zakres mocy na osiem albo pięć wat. Dochodzi do tego filtr subsoniczny (można go aktywować lub nie) oraz regulowana impedancja dla słuchawek i kolumn. Nakłada się na to jeszcze wyjątkowo niski szum własny (- 110 dB), pozwalający mimo konstrukcji single-ended na komfortowe użytkowanie czułych słuchawek i czułych kolumn.

To wszystko mimo niewielkiej mocy kosztowało pokaźną obudowę i bardzo konkretną wagę, gdyż właśnie lampy w konfiguracji single-ended, klasa A i dużo regulacji. W dodatku dwa wejścia RCA i pojedyncze XLR, a na drugim końcu obwodu pojedyncze gniazdo symetryczne słuchawek 4-pin i zwykłe na duży jack oraz komplet odczepów kolumnowych.

Chwilę poświęćmy lampom, tak cenionym przez Andreasa. Para mocowych KT-120 pochodzi od rosyjskiego Tung-Sol, ich najpopularniejszego dostawcy, ale mogłaby też od chińskiego HAOBA – i wówczas byłyby to lampy napylone karbonem; mogłaby też od również chińskiego Psvane i wtedy być kopią Western Electric 310A, ale wówczas kosztowałaby ponad dwieście a nie ponad sto dolarów za dwie. Ale to jeszcze dalece nie wszystko, bo wzmacniacz akceptuje też lampy o innych mocach – KT-150, KT-88, 6550, a nawet EL-34. Zabawa w razie ochoty użytkownika zatem gwarantowana i można spędzić całe miesiące oraz wiele pieniędzy wydać na analizowanie różnic brzmienia. Natomiast większe sterujące, a dokładniej dwie wstępne EF800, osiągalne są tylko w jednej jedynej istniejącej jak świat szeroki i długi wersji, nie ma więc z nimi nic do roboty, co jednak nie stanowi straty, jako że to NOS Telefunken po $140 za parę. Bardzo więc dobra wiadomość, zważywszy jak sporadycznie tak dobre lampy mamy w obecnej produkcji wzmacniaczach.

xxx

KT-120 Tung-Sol.

Na ochłonięcie pojedyncza sterująca ECC82 pochodzi od JJ, a chociaż to dobra manufaktura, oferująca dobre lampy, pozwoliłem sobie zastąpić ją długoanodową Philips E182CC, która obecny słowacki produkt obrazowo i po audiofilsku się wyrażając wymiotła. Przesadzam klanowym naszym zwyczajem, ale na pewno zagrała ciemniej, głębiej i melodyjniej, a to wystarczająca rekomendacja. Telefunkeny zostawiłem oczywiście w spokoju i KT-120 też. Pierwsze, bo są bezalternatywne; drugie, bo alternatywy nie miałem.

Macając po całości wzrokiem w pierwszym odruchu zaskoczeni zostajemy nietypową formą budowy. Debiutując na tegorocznym High End w Monachium (a więc daleko jechać nie musiał) miał innowacyjny produkt Octave wielkie, świecowe KT-150, co wymuszało usunięcie ochronnej klatki. Przy mniejszych i bardziej płaskich KT-120 jest ona jednak standardem, toteż dostajemy wzmacniacz z lampami solidnie zabezpieczonymi czarnym jak reszta, pudełkowatym grillem. Nie jest on nazbyt piękny, więc zaraz go odkręciłem, co kosztowało chwilę kręcenia czterema małymi śrubami. Ale z tym grillem czy bez niego jest Octave V16 zaskakująco wypiętrzony, na które to wypiętrzanie u słuchawkowych wzmacniaczy moda się najwyraźniej nasila. Pionowy był kiedyś Cairn, pionowy niedawno Milo, a teraz pionowy największy z nich Octave. Zaletą tego wypiętrzania jest mniej zajmowanego miejsca, ewentualnym uszczerbkiem estetycznym mniejsze dopasowanie wyglądu do towarzyszącej aparatury.

Wzmacniacz nie usiłuje czarować powierzchownością, co jest dla Octave typowe. Gdyby nie niebieskie diody aktywności przełączników oraz symetryczne gniazdo słuchawek i dołączony pilot, można by o nim zawyrokować, że jest sprzed II światowej wojny. Ale metalowe powierzchnie obrobiono starannie, zaopatrując je w chropawe, przyjemne dla oka, matowe wykończenie. Nic też nie można zarzucić precyzji wykonania: wszystko pasuje, siedzi mocno, jest właściwie rozplanowane.

xxx

A przed nimi trzy mniejsze lampy rozbiegowe.

Wypiętrzający się przód podzielono na trzy sektory. U dołu sekcję obsługową z sześcioma przyciskami regulacji, dużym potencjometrem, dwoma gniazdami słuchawek oraz okienkiem pilota. Na dole lokuje się też stopień zasilania, którego duży włącznik znajduje się nisko na lewym boku. Powyżej jest sekcja obwodu właściwego, biegnącego od lampy do lampy, a ściślej od podstawki do podstawki. Żadne szczegóły techniczne jej dotyczące nie zostały ujawnione, poza samym podkreśleniem nowatorstwa i trybu single-ended. Jest za to parę ciekawostek, potęgujących to nowatorstwo. Specjalny transformator, oczywiście produkcji własnej, oraz specjalne z niego korzystanie pozwala rozszerzyć pasmo przenoszenia do granic 20 Hz – 100 kHz, co jest zakresem niespotykanym u wzmacniaczy single-ended. Inną ciekawą sprawą jest dbałość o życie lamp, przedłużane dzięki oszczędnemu gospodarowaniu ich mocą; zarówno podczas reprodukowania muzyki, kiedy to nigdy nie zostają przekroczone wartości prądu im zalecane (co w innych wzmacniaczach regularnie ma miejsce), jak i w chwilach muzycznej pauzy, gdy moc redukowana jest  automatycznie do zaledwie trzydziestu procent. Ciekawą funkcją jest także możliwość podpinania poprzez specjalne gniazdo modułu Octave Super Black Box, stanowiącego zewnętrzny zasilacz, wspomagający pracę trudniejszych do napędzania kolumn lub subwoofera.

Na szczycie ostatnia sekcja, czyli ta klatka z lampami, które moim przynajmniej zdaniem prezentują się dużo lepiej, gdy nie są osłonięte. Ale niektórzy mają małe dzieci albo wścibskie zwierzaki, toteż solidna osłona zawsze może się przydać. Duże pentody prezentują się elegancko, a ich łagodne światło ma magnetyczną siłę. Dwie z przodu mniejsze triody po bokach i jedna mała na środku dopełniają kompozycyjnej symetrii.

xxx

Na dole gama regulacji i słuchawkowe gniazda.

Wzmacniacz można obstalowywać w obudowach czarnej, srebrnej, niebieskiej bądź białej, a także w kolorach mieszanych. Niezależnie jednak od barwy kosztował będzie 36 900 PLN, a zatem dużo pieniędzy. A skoro taki drogi, to i wymagać trzeba. Fakt, że pokaźną osłodą jest bycie także głośnikową integrą, bo dla nich takie pieniądze to już nic specjalnego, ale taki na przykład Leben CS-300F też daje jedno i drugie, i też w napędzaniu lampowym, za jedną trzecią tej kwoty.

 

 

Odsłuch: Słuchawki przy komputerze

xxx

A z tyłu trzy pary wejść i głośnikowe odczepy.

   Pan komputer wyrósł nam na zarządcę i każdy mu teraz schlebia. Przymila się programami, sterownikami, poprawiaczami brzmienia. Swojego częstuję poprawiaczem iOne w oczekiwaniu na iGalvanic, dobrej jakości kablem USB Gemini i dobrym koaksjalnym Purista, a od środka smaruję Foobarem, ażeby gładko mi chodził. A przede wszystkim dopełniam przetwornikiem Ayon Sigma, żebym się go nie musiał wstydzić.

Na pierwszy etap zmagań wziąłem dwie pary słuchawek podejrzewanych o pokrewieństwo przetworników, obydwu typu Tesla – to znaczy Beyerdynamic T1 V2 z kablem Tonalium Audio i Fostex TH900 Mk2 z oryginalny symetrycznym, wcześniej próbując wyraźnie tańszych Denon D7200. Za zwierciadło porównań posłużył pochodzący od tego samego dystrybutora wzmacniacz słuchawkowy Ayon HA-3, nie mający wprawdzie możliwości napędzania głośników, ale za to mający duże triody 45ʼ, i to wspierane lepszymi dużo od stockowych sterującymi ECC82 Sylvania „long anode”.

Denony okazały się grać z komputerem gładziej niż kiedyś (nie używałem ich w międzyczasie więc to nie kwestia wygrzania). Z Octave głębiej, cieplej, minimalnie ciemniej i bardziej dobitnie obrazując; z Ayonem delikatniej i nieznacznie bardziej pogłosowo. W obu wypadkach dynamicznie i żywo, z dobrze wyczuwalnym zapasem mocy. Główna przewaga Octave – który podobał mi się bardziej – polegała na większym autentyzmie przekazu i większym weń zaangażowaniu. Mocniejsze wejście w muzykę i bardziej wyraziste, a także pogłębiane klimatem cokolwiek ciemniejszego brzmienia.

No to Beyerdynamic. Tym razem z kablem symetrycznym, a zatem w Ayona przez przejściówkę. Zacząłem właśnie od niego i teraz zabrzmiał o wiele głębiej, ciemniej i bardziej dobitnie. Z bliższymi wykonawcami i bardziej przywołującymi obecność, a także większą sferycznością samego dźwięku i sceny. Ogólnie o wiele bardziej dobitnie i w dobrym sensie drapieżnie, całościowo znacznie bardziej przekonująco. Z kolei Octave z tymi słuchawkami okazał się bardziej melodyjnie spokojny, bardziej o dziwo triodowy od autentycznej triody. Ze słabiej wyrażanym pogłosem, dzięki czemu znów bardziej autentyczny, a jednocześnie cieplejszy, melodyjniejszy, łagodniejszy na przejściach i na dźwiękowych obrysach; taki ogólnie śpiewniejszy, bez najmniejszego posmaku obcości czy dziwności. Gdybym miał przed odsłuchem zgadywać, powiedziałbym że będzie na odwrót, a tu masz – po raz kolejny audiofilska zgaduj zgadula okazała się wieść na manowce.

xxx

Oraz przyłącze modułu Black Box.

Kolejnym zaskoczeniem okazała się różnica pomiędzy Beyerdynamic T1 a Fostex TH900. Różnica nie w skutek ceny, bo tą T-jedynki z kablem Tonalium zyskują identyczną, ale różnica ogólna. Wyraźnie słychać było jak TH900 są mniej nasycone i jednocześnie szerzej prezentujące przestrzeń. W bardziej transparentnym i wyjątkowo czystym medium zawieszały brzmienia i głosy gładsze, mniej dociążone na środku pasma i z bardziej wyosobnionymi, mocniej akcentowanymi skrajami. Z lekką także poświatą wokół dźwięków, a nie tak gęsto, ciemno, chropawo i koherentnie. Miało to brzmienie swój urok, ale T1 podobały mi się bardziej. Co ciekawe, ze wzmacniaczem Ayona TH900 zagrały dużo bliżej stylu T1 aniżeli z Octave, to znaczy bardziej spójnie i gęsto – a w efekcie jako jedyne z porównywanych przy komputerze z tym wzmacniaczem podobały mi się bardziej. Lecz mimo to T1, zwłaszcza z Octave, dawały więcej życia, mniej oderwany bas i bardziej spójną mimo że mniejszą scenę, co dało ostatecznie przewagę niemieckiemu duetowi z polskim kablem nad austriacko-japońskim.

Słuchawki przy odtwarzaczu

To teraz zmiana planu: źródła i porównywanego wzmacniacza. Też rozpocząłem tradycyjnie od najtańszych nauszników, chociaż z kablem Tonalium lansowane przeze mnie nieustająco AudioQuest NightHawk do tanich już nie należą. Droższy od nich samych kabel kończy się symetrycznym wtykiem, toteż w symetryczne wyjścia wpinałem, bo oba wzmacniacze teraz je miały. Ale zacząłem od innych porównań; od samego Octave połączonego jednocześnie symetrycznym interkonektem Tellurium Q i niesymetrycznym Sulkiem 9×9. Tym drugim bardzo zdecydowanie droższym (trzydzieści tysięcy naprzeciw siedmiu), a w brzmieniu żywszym, nieco ciemniejszym i głębiej przeczesującym muzykę. Ogólnie zatem lepszym, mimo iż nicującym symetryczność, którą niektórzy tak cenią. Za to Tellurium okazał się lepiej pasować do wzmacniacza postawionego obok; bardzo porywczego z natury, wymagającego łagodzenia Pathosa Inpol Ear. Poza tym u niego symetryczność to cecha bardzo eksponowana, a więc kabel akurat.

xxx

Solidny, ciężki pilot obsługuje jedynie głośność.

Wróćmy do samego Octave. Dla łatwych w sensie napędzania ale niełatwych do zadowolenia sygnałem NightHawk ten wzmacniacz okazał się znakomity. Bez najmniejszego trudu przebił się przez ich gęste medium, czyniąc wszelką muzykę klarowną i zawieszoną w transparentnym otoczeniu. Z wyraźną nutą ciepła, eksponującą się brzmieniową głębią i przede wszystkim muzykalnością. Nie całkiem taką jak przy moich dużych triodach (za pamięcią, bo Twin-Head nie był w użyciu), ale też mocną, pierwszoplanową. Nie tak majestatycznie eksponowaną i nie tak długo podtrzymującą frazy, ale za to z szybkim atakiem i werwą, a mimo to płynnie i ujmująco.

To dobry moment by przejść do porównań z Pathosem. Ten grał z większym jeszcze naciskiem na dynamikę i szybkie tempo, a mniejszym na głębię brzmienia, romantyzm, trzymanie fraz i całościową muzykalność. W sumie brzmienia obydwu były dosyć podobne, ale Pathosa na tle Octave zbyt nerwowe, mniej ujmujące poetyką i ze słabszym czuciem przestrzeni. Zarówno tej wyczekującej, jak i tej już rysowanej dźwiękami. Tym samym droższy dwa razy Octave uzasadnił – przynajmniej do pewnego stopnia – swe dużo wyższe koszty, a trzeba też dodać, że oba wzmacniacze były znowu z lepszymi od sklepowych lampami – Octave wzmocniony pojedynczą Philips E182CC, a Pathos parą Philips ECC88 SQ.

Przeszedłem pod względem nauszników na coś super klasycznego, na Sennheiser HD 800 z niesymetrycznym kablem FAW Noir, a co za tym idzie także na sferę porównań dziurek niesymetrycznych. Natychmiast dało się wyczuć bardziej chropawe (w przyjemny sposób) u tych słuchawek czesanie po teksturach i ogólnie mniej gładki sposób artykulacji dźwięków. Nieznaczną też  obniżkę tonów średnich i większy kontrast pomiędzy nimi a sopranami. W przypadku wzmacniacza Octave dwa też nieco odmienne brzmienia, bo aktywacja mocniejszego biasu podbijała soprany, ożywczo działając na cały przekaz, czego z łatwiejszymi do napędzania  NightHawk nie dawało się zauważyć. Samo brzmienie u tych i tych słuchawek przy pewnej inności na tym samym jakościowym poziomie i obu z recenzowanym wzmacniaczem w komitywie, dające pełną satysfakcję. Porównywany Pathos grał bliższym dźwiękiem niż Octave i z wyraźnie podbitym basem, a przy tym wciąż mniej muzykalnie, chociaż różnica nie była już duża. Gdybym miał jednak wybierać, to na pewno Octave. Bowiem gdy szukać jakichś atutów Pathosa, to miał jedynie nieco większa dawkę tlenu i trochę bardziej nośne, eksportujące się brzmienie, jednakże kosztem dociążenia, nasączenia pierwiastkami urody i w efekcie całościowego piękna.

xxx

Porównywani z góry.

By wykonać wyraźny przeskok cenowy sięgnąłem następnie po MrSpeakers Ether Flow C z niesymetrycznym kablem Tonalium. To już ponad dziesięć tysięcy za słuchawki plus kabel, a zatem nie przelewki. I nie przelewki także pod względem dźwięku. Lepsze doświetlenie, lepsze scalanie gładzi z chropawością, a przede wszystkim dwa inne kluczowe czynniki. Pierwszy to bogatsza struktura samego dźwięku, bardzo łatwa do wychwycenia w dzwoneczkach, saksofonie, bębnach, ale także na strunach fortepianu czy skrzypiec. Więcej brzmienia w obrębie jednego dźwięku, jakże piękne go rozwarstwienie. I druga sprawa, to odrywanie się drobin od dźwiękowych powierzchni. Za jego sprawą aury, poświaty, złożoność pogłosowa, ale przede wszystkim sam ten muzyczny kurz, bez którego nie ma prawdziwego high-endu. Te rzeczy MrSpeakers z Tonalium miały od poprzedników lepsze, toteż nie dziwię się relacji jednego z poznańskich salonów, którego klient długo poszukujący odpowiednich słuchawek osiadł na koniec w MrSpeakers. Złożoności i dźwiękowego pyłu nie mają aż na miarę AKG K1000, ale można ich już porządnie posmakować, a smak to niezrównany. Odnośnie zaś różnic między wzmacniaczami, to nie pojawiły się nowe. Octave wciąż lepiej dociążał, miał dłuższe wybrzmienia i piękniejszą melodykę głosu.

Odsłuch cd.

xxx

Octave i MrSpeakers – dobrana para.

   Na finał sięgnąłem po Crosszone, które są jakby inną kategorią. Trzy głośniki z każdej strony do ubierania na głowę dają całkiem inne, wręcz nieporównywalne w tradycyjnych słuchawkowych kategoriach efekty. Ale pisałem też, że dźwiękowym natłokiem potrafią tak transformować przekaz, że całość brzmienia staje się mniej klarowna w następstwie braku brzmieniowego luzu. Słuchawkowa prezentacja dokładnie jak na głośnikach, gdy każde ucho słyszy oba kanały i jeszcze do tego aurę odbić (organizowaną przez trzeci, grający tyłem do przodu) nie ma w słuchawkowej komorze – fakt, bardzo tu dużej – dość miejsca na rozgęszczenie. Lecz nie ze wzmacniaczem Octave. Te słuchawki są jakby dla niego a on dla nich; współtworzą szczególny spektakl. Dam głowę, że inżynierowie Octave nie brali ich pod uwagę, zapewne nigdy nie słyszeli. Ale to im nie przeszkodziło w uzyskaniu przypadkowej, redundantnej (się wymądrzam) synergii, komu innemu sposobionej. Specjalnie zacząłem porównania MrSpeakers z Crosszone od bogatego materiału muzycznego prezentowanego na dużej, głębokiej scenie. No tak, walory sceniczne odmiennie zbudowanych Crosszone dały się słyszeć od razu. Mocniej akcentowana, lepiej widoczna głębia, większe na dalszych planach źródła i szersza z nich panorama. Tego nie zrobią żadne słuchawki poza jeszcze AKG K1000. Ale K1000 to dwa głośniki całkiem otwarte i odstawione od głowy, a Crosszone to sześć zamkniętych, nie hałasujących na całe mieszkanie. Kosztują czternaście tysięcy, więc z tym wzmacniaczem wychodzi pięćdziesiąt. Ale to granie podobało mi się bardziej niż też tyle kosztujący nowy flagowy wzmacniacz Staksa z dedykowanymi mu SR-009. Pod względem efektów scenicznych zupełnie inna miara efektu, że można się rozkoszować a nie tylko przyjmować do wiadomości. Samo zaś brzmienie porównywalne, ale o innych cechach wiodących. Przede wszystkim głębokie i wielopostaciowe, a jednocześnie konkretne i wspierane tą fantastyczną sceną. Nie za główny walor mające zniuansowanie, wysmakowane przejścia tonalne i propagację od źródeł, tylko bardziej czucie całości – dźwięk jednocześnie i obraz. Tu muszę do tej wielopostaciowości u Crosszone nawiązać dodatkowo, bo może zostać odczytana dwuznacznie. Wielopostaciowe jest bowiem u nich samo brzmienie, natomiast postaci przedstawiane jednoznacznie, doskonale wpisane w scenę i konkretnie na niej umiejscowione. Dokładnie odmalowane brzmieniami, a nie w roli głównej same brzmienia, przede wszystkim emanujące. W tym sensie Crosszone okazują się bardziej malarskie, dając dokładnie zdefiniowane obrazy, podczas gdy system Staksa bardziej podsuwa wyobraźni same dźwięki, pozostawiając więcej rzeczy w niedopowiedzeniu. Suma summarum okazuje się bardziej impresjonistyczny a mniej figuratywny. Też ciekawy i też obrazujący, ale takiej sceny zbudować nie potrafiący, a już na pewno nie jak Crosszone.

Octave V16 HiFi Philosophy 006Octave V16 HiFi Philosophy 012Octave V16 HiFi Philosophy 014Octave V16 HiFi Philosophy 010

 

 

 

 

Z głośnikami

Na koniec poświęciłem chwilę dodanej a nie właściwej funkcji obsługi głośników. Wypróbowałem Octave V16 z podstawkowymi i podłogowymi kolumnami Audioform, jednymi i drugimi mającymi przyjaźnie wysoką skuteczność. (Czterodrożne Audioform 304 to skuteczność 92 dB.) Na początek uwagi techniczne. Wzmacniacz grał wyraźnie głośniej po złączu niesymetrycznym, tak więc podpięcie symetryczne musimy ograniczyć do bardzo już skutecznych kolumn. Nie skutkuje to żadną ujmą, ponieważ symetria nie daje brzmieniowej przewagi. Ważniejszy jest więc głośnikowy kabel i jakość interkonektu, a walkę o symetryczność możemy odłożyć na margines.

Odnośnie jakości brzmienia. Okazało się żywe i dynamiczne, z trudem wprawdzie, ale zdolne wypełnić głośnym graniem dużą kubaturę pokoju. Jedynie wyjątkowo cicho nagranych płyt (w praktyce ograniczają się takie do rzadkich przypadków muzyki poważnej) nie udało się rozkręcić do bardzo wysokich poziomów głośności wolnych zupełnie od przesterów. Tak więc małe a nawet średnie pomieszczenie da się swobodnie wypełnić głośnym graniem, a nawet bardzo głośnym, mimo że wzmacniacz nominalnie jest słuchawkowy. Trzeba jedynie mieć w miarę skuteczne kolumny i zapomnieć o złączu symetrycznym. Podbity bias generował żywsze brzmienie – wyłączenie podbicia większą łagodność. W sumie to norma, związana z mniejszym i większym wyżyłowaniem lamp, ergo mocą wzmacniacza.

xxx

Nie samym słuchawkom Octave V16 się może przysłużyć.

Wracając jeszcze do brzmienia. Trójdrożne monitory zagrały bardziej do tyłu, a czterodrożne kolumny bardziej frontalnie. W jednym i drugim przypadku scena była jednak tak samo należycie duża, uporządkowana i wieloplanowa. Perspektywicznie ukazana na wysokości oczu i dobrze zaaranżowana. Dystanse do źródeł czytelne, źródła odpowiednio porozsuwane (więc sobie nie przeszkadzające), a stereofonia bardzo podkreślona, szeroko rozsunięta na boki. Zarazem w przypadku oklasków, gdy można oceniać panoramę, odpowiednio też wypełniona pośrodku.

Względem atmosfery ogólnej żadnych uwag krytycznych. Nastrojowo, z pogłębionymi czerniami, nasyconą kolorystyką i głębią całościową brzmienia. Jednocześnie żywo i połyskliwie, a także z dobrym tempem akcji. W stylu pośrednim między triodową zmysłowością a popędliwością pentod – co w tym wypadku było normalne, bo przecież grały pentody a w trybie single-ended. Największe wrażenie robiła trójwymiarowość, a szczególnie sopranów. Dobre dopasowanie do kolumn i wysoka kultura ich wysokotonowych głośników pozwalały cieszyć się jakością brzmienia jednocześnie żywego, całkowicie wyzbytego krzykliwości i udanie sferycznego. Wysoka nota za te soprany na pewno. Także średnica w porządku – odpowiednio zmysłowa i kusząca – ze śladami wprawdzie sopranowych nalotów, ale umiarkowanych, nie przeszkadzających. Do tego bas gęsty, nisko schodzący, robiący swoją robotę. Mniej popisowy od sopranów, ale bez żadnych ubytków. Generalnie brzmienie dobrej jakości – klimatyczne, na audiofilskiej scenie i samo w sobie trójwymiarowe. Żywe, dynamiczne i urodziwe. Żadne tam szczyty szczytów, ale solidny dźwięk audiofilski w takim klasycznym wydaniu. Akcenty umiejętnie rozłożone i dobra suma całości. Jak zatem na funkcję dodaną całkiem, całkiem.

Podsumowanie

Octave V16 HiFi Philosophy 015   Przyznać się muszę, że zaczynałem spotkanie z Octave V16 nastawiony raczej sceptycznie. Wolę duże triody od pentod, wolę wzmacniacze rozłożyste od wypiętrzonych i nie do końca przekonuje mnie sięganie po dwa w jednym, to znaczy równocześnie po słuchawki i głośniki. To ostatnie na zasadzie odruchu a nie wypracowanej opinii, bo przecież taki Cary CAD 300 SEI, albo obie integry Lebena, to doskonałe kontrprzykłady. Tak czy inaczej nie byłem do końca przekonany, a duża cena to potęgowała. Tyle jest doskonałych wzmacniaczy słuchawkowych za znacznie mniejsze pieniądze, a taki weźmy Cayin HA-1A za jedną dziesiątą tej kwoty też jest lampowy, też ma pentody, też bardzo dobrze napędza słuchawki i też mu można podpiąć głośniki.

Te wątpliwości utrzymywały się długo, bo wzmacniacz przyjechał niemalże nie tknięty prądem, sprawdzony tylko przed przyjazdem czy działa. Podpiąłem go więc i wygrzewałem przy komputerze, chcąc nie chcąc używając, co mnie przyzwyczaiło do brzmienia, początkowo zresztą takiego sobie. A jak już się przyzwyczaiłem, to się ciekawość zatraciła, zwłaszcza że nie sięgałem do porównań. Mało tego, zdawało mi się, że te porównania nie wypadną jakość szczególnie. Tu niewątpliwie się pomyliłem. Zarówno bardzo pewny swych przewag Pathos Inpol Ear, jak i uzbrojony w wielkie triody Ayon HA-3 nie zdołały zdemontować pentodowej obrony Octave. Fakt, że grającej w nietypowym trybie single-ended, ale co nabywcę obchodzą inżynieryjne niuanse? Nikt nie demontuje smartfonów by porównywać wnętrza. Ważne co potrafią i jak wyglądają, a reszta nie nasz problem. To samo tyczy słuchawkowych wzmacniaczy, aczkolwiek u audiofili świadomość techniczna przeważnie jest dużo wyższa, więc technologia bardziej brana pod uwagę. Cóż jednak znaczyłyby te wszystkie single-ended, pentody i specjalne trafa, gdyby to nie miało przełożenia na dźwięki? W przypadku Octave V16 ma. Długie gadanie producenta o szczegółach technicznych i punktowanie ich przewag ma na koniec poparcie w faktach. To nie jest wzmacniacz dla oszczędnych, relacja cena-jakość jest co najwyżej średnia; już lepsza cena-użyteczność. Ale co komu po relacjach, kiedy przychodzi koniec końców moment prawdy i okazuje się, że popisowe słuchawki klasy MrSpeakers, a jeszcze bardziej Crosszone, prześcigają brzmieniowo znane flagowce najpopularniejszych marek, na dodatek w przypadku Crosszone wyraźnie. Raz, że tak się przeważnie nie dzieje, bo nie ma wystarczającego zaplecza; dwa, że dobry wzmacniacz dla tych słuchawek to efemeryda, kwiat paproci.

Nikogo nie zamierzam namawiać, a już na pewno nie do kupowania w ciemno. Ale mam obowiązek podsumować i dlatego właśnie to robię. Zaś podsumowując nie sposób nie zauważyć, że ma ten Octave ważkie zalety i z konfrontacji z groźnymi konkurentami wyszedł obronną ręką. Oszczędza przy tym lampy i nie domaga się bardzo drogich, głośniki też dobrze napędza, a wyjątkowo nawet wymagające słuchawki wybitnie. Trudno tego nie nazwać pożytecznym dla naszego klubu zakupem, nawet jeżeli gwiazda kosztowała nas słono.

 

W punktach:

Zalety

  • Cenna umiejętność łączenia głębokiego, bardzo wyrazistego i muzykalnego brzmienia.
  • Zatem faktycznie styl mieszany – triodowo-pentodowy.
  • Równie cenna zdolność wykazywania większego potencjału lepszych słuchawek.
  • W tym niezwykle trudnych do właściwej akceleracji Crosszone CZ-1.
  • Wybitna predyspozycja do przywoływania obecności wykonawców.
  • Konkret, a artystycznie podany.
  • Głębia sceny.
  • Wyważona, nie stanowiąca odrębnej wartości transparentność.
  • Popisowa szczegółowość.
  • W tym stanowiąca signum jakości wielowarstwowość brzmienia.
  • A także sopranowe „pylenie” powierzchni.
  • Całościowa uroda dźwięku.
  • Przekazywana każdym słuchawkom.
  • Wielki, praktycznie nieograniczony zapas mocy.
  • W efekcie szybkość, dynamika, energia.
  • Wyważenie pomiędzy atakiem a podtrzymaniem.
  • W efekcie żywe, a wystarczająco długo podtrzymywane dla wykazania swej urody brzmienia.
  • Wyważenie pomiędzy połyskiem a matowością.
  • Lekkie przyciemnienie, potęgujące klimat.
  • Muzykalność zawsze na pierwszym miejscu.
  • Skuteczna obrona przed groźną konkurencją.
  • Wyjątkowo niski szum własny, pozwalający na komfortowe użycie nawet czułych słuchawek.
  • Dobrej jakości brzmienie z głośnikami o wysokiej skuteczności.
  • Trójwymiarowe i na holograficznej scenie.
  • Dobre lampy w standardzie.
  • Otwarta droga do mnogich lampowych wymian.
  • A więc i brzmienia o różnych smakach.
  • A przy tym żadne z wymaganych nie są specjalnie drogie.
  • Ekskluzywna technika przedłużania ich żywotności.
  • Dwie moce wyjściowe (5 i 8W).
  • Specjalna technika poszerzania pasma przenoszonych częstotliwości.
  • Włączany filtr subsoniczny.
  • Możliwość podpięcia modułu Octave Black Box do obsługi subwoofera.
  • Symetryczność.
  • Trzy wejścia.
  • Pilot do regulacji głośności.
  • Precyzyjny potencjometr.
  • Potężna budowa.
  • Nie zabiera mimo to wiele miejsca.
  • Znany producent.
  • Made in Germany.
  • Polski dystrybutor.

 

Wady i zastrzeżenia

  • Przyciężki, konserwatywny design.
  • Mniejsza moc dla przyłącza symetrycznego.
  • Przy tej cenie zaciski głośnikowe mogłyby być lepsze.
  • A pilot lżejszy.
  • Niebieskie diody indykatorów wprost z chińskiej tandeciarni.
  • Stosunek jakości do ceny broni się jednak z trudem.

Sprzęt do testu dostarczyła firma: Nautilus

Dane techniczne Octave V16:

  • Wzmacniacz słuchawkowy z dodatkową opcją napędzania głośników.
  • Budowa lampowa, pentody single-ended.
  • Lampy: 2 x KT-120 Tung-Sol; 2 x EF800 Telefunken; 1 x ECC82 JJ.
  • Dopuszczalne lampy mocy: KT-120, KT-150, KT-88, 6550, EL34.
  • Dwa przełączane poziomy mocy wyjściowej: 5W/8W.
  • Pasmo przenoszenia: 20 Hz – 100 kHz (+-3 dB).
  • Impedancja słuchawek: 15 – 600 Ω.
  • Moc wyjścia głośnikowego: 8W/4Ω.
  • Wejścia: 2 x RCA; 1 x XLR.
  • Wyjścia słuchawkowe: 1 x 4-pin; 1 x 6,3 mm. (Możliwość pracy jednoczesnej.)
  • Gniazdo przyłącza modułu Octave Black.
  • Pilot do regulacji głośności.
  • Wymiary: 22 x 33 x 33 cm.
  • Waga: 19,1 kg.
  • Cena 36 900 PLN

System:

  • Źródła: PC, Accuphase DP-950/DC950.
  • Przetwornik: Ayon Sigma.
  • Wzmacniacze słuchawkowe: Ayon HA-3, Octave V16, Pathos Inpol Ear.
  • Słuchawki: AudioQuest NightHawk (kabel Tonalium Audio), Beyerdynamic T1 V2 (kabel Tonalium Audio), Crosszone CZ-1, Fostex TH900 Mk2, MrSpeakers Ether Flow C, Sennheiser HD800 (kabel FAW Noir).
  • Interkonekty: Tellurium Q Black Diamond XLR, Sulek Audio RCA, & Sulek 9×9 RCA.
  • Kabel USB: ifi Gemini + iUSB3.0.
  • iOne z kablem koaksjalnym Purist Audio Aqueos Aureus.
  • Kable zasilające: Acoustic Zen Gargantua II, Harmonix X-DC350M2R, Illuminati Power Reference One, Sulek Power.
  • Stolik: Rogoz Audio 6RP2/BBS.
  • Listwy: Power Base, Sulek Audio.
  • Podkładki pod kable: Acoustic Revive RCI-3H, Rogoz Audio 3T1/BBS.

 

Pokaż artykuł z podziałem na strony

14 komentarzy w “Recenzja: Octave V16

  1. Adam K. pisze:

    Panie Piotrze, a czy recenzowany tu Octave zaliczyłby Pan do powiedzmy swojego „TOP 5” wzmacniaczy słuchawkowych?

  2. Piotr Ryka pisze:

    Nie jest aż tak dobry jak Headtrip czy Fostex V8 z Lampami Takatsuki, ale to liga Bakoona, Lebena, nie przerobionego i ze zwykłymi lampami Cary, Ayona. Trudno przy tym powiedzieć jak tamte poza Ayonem grałyby z Crosszone i MrSpeakers, bo nie próbowałem. Nie wiem też jak z Focal Utopia, Audeze LCD-4 i innymi najwybitniejszymi słuchawkami naszych czasów.

    1. AAAFNRAA pisze:

      Muszę chyba dać szansę tym MrSpeakers, ponieważ pierwsze podejście to była porażka. A ten klient w tym poznańskim salonie, to słuchał też podobno Utopie i wybrał właśnie MrSpeakers…

      1. Piotr Ryka pisze:

        Podobno, ale szczegółów nie znam 🙂

  3. Stefan pisze:

    Piotrze, drobna pomyłka Super Black Box to zewnętrzny zasilacz.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Tak, to prawda. Służy nie tylko do suba, ale także trudniejszych kolumn.

  4. Stefan pisze:

    Piotrze czy duże są różnice V16 względem HA-3?
    I jak wyglada sprawa brumu?

    1. Stefan pisze:

      Czy była okazja sprawdzenia D8000 z V16? Jeżeli tak to jak sobie radził Octave?

      1. Piotr Ryka pisze:

        Niestety, takiej okazji nie było. D8000 miałem bardzo krótko przed AVS i się już więcej nie pojawiły.

        1. Stefan pisze:

          A jeszcze dopytam o różnice pomiędzy V16 i HA-3, czy V16 nie powieli bliskości D8000, z tego co wyczytałem z recenzji V16 ma chyba podobny charakter.

          1. Piotr Ryka pisze:

            Nie, raczej przeciwny. Gra wyrazistym, podkreślającym kontury dźwiękiem. Jak to Octave. Oczywiście z dobrymi lampami jest analogowy, ale wciąż wyraźny i wyraźniejszy niż HA-3.

          2. Stefan pisze:

            No właśnie HA-3 wydawał się trochę taki delikatny w przekazie, niby wszystko ok, ale jednak brakowało wypełnienia, słuchany na RCA clear top, choć nie tylko na nich, taki 933 potrafi jednak bardziej wciągnąć w muzykę.

          3. Piotr Ryka pisze:

            To jest też kwestia lamp w HA-3, zwłaszcza sterujących.

          4. Stefan pisze:

            Możliwe choć próbowałem kilku, zmiany były ale charakter pozostawał, akurat te RCA clear top podobały mi się najbardziej ze względu na bezkresną przestrzeń. Najbardziej technicznie było z Full music i Psvane TMII,

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy