Recenzja: oBravo HAMT-1

Odsłuch

Następna ciekawostka - brzmienie tych słuchawek można regulować na kilka sposobów.

Następna ciekawostka – brzmienie tych słuchawek można regulować na dwa sposoby.

   Edek Stachura śpiewał kiedyś w jednej ze swych ballad, że jeśli coś w życiu warto, to cwałować goniąc nieboskłon. Ale czy dzięki słuchawkom oBravo HAMT-1 pognamy przez muzykę i dopadniemy nieba?

Słuchawki dotarły wraz z zapewnieniem, że są już ograne. Podobno co najmniej dwieście godzin powinny mieć na liczniku, a tyle właśnie zaleca producent przed oceną brzmienia. Ochoczo przeto je odpaliłem – i w mig cała ochota na świetne granie ze mnie wyparowała. Ale nie ciekawość. Bo dziwnie zaiste to zagrało, tak jakby dwuskładnikowo. Na pierwszym planie czysto, z bardzo wyraźną artykulacją, a cała ta czystość oprawiona była w potężną łunę pogłosu, takiego biorącego się bardziej z dolnych rejestrów niż z normalnego echa. Pogłos ów całkiem był niespotykany, niby rwąca w tle rzeka; tak jakby muzyka rozbrzmiewała na wyspie otoczonej szalejącą powodzią. Akurat szalejący Dunajec parę razy w życiu widziałem i słyszałem jak dudni, tak więc wiem jak huczy wściekły nurt potrafiący znosić mosty i ten mi się z tym pogłosem od razu skojarzył. Dwa dni tak sobie dwuskładnikowo to grało, a trzeciego straciłem cierpliwość i rozkręciłem muszle. Okazało się wówczas, że wszystkie bass-refleksy są całkiem otwarte, co nie było dziwne, bo taki jest stan sklepowy. Zgodnie z zasadą kontrapunktu dla odmiany wszystkie całkowicie zatkałem, tak żeby różnica otwarte-zamknięte się ujawniła. Cała pogłosowość wraz z tym momentalnie zniknęła i zrobiło się całkiem zwyczajnie, a zarazem bardziej nudno. Dobry dźwięk, precyzyjny, ale żeby tylko tyle od dwóch przetworników i za takie pieniądze? Dzień tego znów posłuchałem i dokonałem kolejnej modyfikacji, takiej jaką zalecają w recenzji magazynu Absolute Sounds. A wówczas znów stało się ciekawie, a zarazem bez tak daleko idącego przegięcia.

Przy pomocy wymiennych padów...

Przy pomocy wymiennych padów…

Kilka dni znów to sobie dosyć ciekawie ale i nie oszałamiająco pograło, a jednocześnie nic w tym czasie się nie zmieniło, toteż na koniec wziąłem się za pisanie, sądząc że sprawa jest już rozstrzygnięta i nic więcej się zdarzyć nie może. Zdążyłem wykonać opis techniczny i z mieszanymi uczuciami oczekiwałem dnia następnego, mając świadomość, że brnąć trzeba będzie w opis słuchawek za wiele tysięcy, które może i są specyficzne, jednak nie w takim sensie, żeby wynikała z tego potrzeba zakupu. Te myśli do tego stopnia musiały się w powietrzu unosić, że leżące opodal oBravo je usłyszały i wzięły się do roboty. A tak serio, to jest zaiste w wysokim doprawdy stopniu zaskakujące, jak aparatura audio potrafi się przeobrażać. A prawie zawsze skokowo – i to jest najdziwniejsze.

Przyzwyczajeni jesteśmy pośród codziennych zajęć do zmian głównie stopniowych, łagodnie albo nieco tylko prędzej narastających; bynajmniej nie na zasadzie skoku czy przełomu. Jak się sprząta mieszkanie, to solidnie się trzeba napocić zanim jest posprzątane, a jak się wychowuje dziecko, to lata mijają zanim ukształtuje się człowiek. Są jednak także procesy oznaczające błyskawiczną przemianę. Nogę łamie się w jednej chwili a auto rozbija w ułamku sekundy. To wszakże mechanizmy destrukcji, a nam chodzi o konstruowanie. Może nie w sensie dosłownym, ale wykształcenia się cechy pozytywnej polegającej na skokowej poprawie. Coś jak powrót do przytomności albo zrozumienie czegoś niezrozumiałego. Jak wyklucie z jajka lub włączenie prądu. Błyskawiczna przemiana holistyczna, która wprawdzie znana jest dobrze fizykom zajmującym się procesami, jednak trudno tego rodzaju procesy (na przykład cykle graniczne czy oscylacje fazowe) utożsamiać ze zmianą pozytywną. A jednak porządek musi móc powstać z chaosu, gdyż inaczej niemożliwy byłby w miarę stabilny klimat, ani tym bardziej życie, będące wyjątkowo złożonym i uporządkowanym procesem bazującym na banalnej i chaotycznej dyssypacji termochemicznej.

...oraz różnych zatyczek ujść bass-reflexów.

…oraz różnych zatyczek ujść bass-reflexów.

Tego rodzaju narodziny porządku z chaosu w gwałtownej przemianie jakościowej stosunkowo często możemy natomiast obserwować właśnie w aparaturze audio. Wszystko zmienia się w jednej chwili, tak jakby ktoś coś odetkał albo włączył. Żadne tam powolne narastanie, tylko po dłuższym czy krótszym okresie pozornego zastoju błyskawiczna, całościowa przemiana. Dokładnie w ten sposób przeistoczyły się oBravo w dniu, w którym zabrałem się za opis ich brzmienia, co było z ich strony niewątpliwie perfidną zagrywką. Zostały z poprzedniego dnia podpięte do przetwornika i wzmacniacza Audio-gd, podłączonych do komputera i czekających na swój własny opis, a odpaliłem całą aparaturę zaraz rano, tak by na południe wszystko było w wyczynowej formie, gotowe do posłuchania. I grało tak to sobie a muzom przez jakieś trzy godziny, a potem założyłem oBravo i usłyszałem inne słuchawki.

Tego rodzaju przemiany mogłem wcześniej obserwować wielokrotnie, ale i tak głupio mi się zrobiło, jako że zdanie o nich miałem już ukształtowane i wiedziałem co chcę napisać. A miast tego zmuszony zostałem do napisania co się zmieniło i przyznania przed samym sobą, że moment tej przemiany okazał się dziwnym doprawdy zbiegiem okoliczności; tak jakby ktoś umyślnie to zaplanował i była to jakaś machinacja. Trudno jednak podejrzewać słuchawki o tego rodzaju  przebiegłość, tak więc pozostaje scedować sprawę na rzecz ślepego trafu a nie animistycznych czarów.

Co do tego, co się zmieniło. Właściwie tylko jedno – muzyczny obraz się uporządkował. Jak napisałem na samym wstępie, poza tą łuną pogłosową, głównie złożoną z niższych rejestrów, właściwie od początku był on uporządkowany i tylko sama ta pogłosowa oprawa wydawała się kotłująco-chaotyczna. Ale tak się tylko zdawało. Dopiero teraz wykształcił się prawdziwy pierwszoplanowy porządek, taki naprawdę popisowego formatu, a poprzedni basowy kocioł buchający w uszy bass-refleksami także się w sensie porządku poprawił. Nie do końca – i w sumie nawet dobrze – bo to właśnie wyznacza tych słuchawek specyfikę, ale w pewnym stopniu na pewno. Przejdę nareszcie do opisu właściwego, korzystając ze słuchawek Sennheiser HD 800 i OPPO PM-2 jako luster porównawczych.

Wszystkie te ciekawostki mieszczą się w niepozornych, trochę retro nausznicach.

Wszystkie te ciekawostki mieszczą się w niepozornych, trochę retro nausznicach.

Przy komputerze

Przy komputerze, a więc z tymi dwoma flagowymi Audio-gd, przy czym proszę nie podejrzewać, że to one a nie słuchawki się naraz wygrzały, bo rzecz sprawdzona została także z innymi wzmacniaczami. Zacznijmy od tego jak grali inni.

Sennheiser HD 800 (kabel FAW Noir Hybrid)

Na tle dwóch pozostałych uczestników porównań flagowe Sennheisery znów wypadły najłagodniej; tak samo jak miało to miejsce z systemem ifi Retro. To nie znaczy, że one zawsze są takie, a jedynie, że z bardzo niewieloma wzmacniaczami przejawiają inną naturę – na przykład z Eternal Arts albo Bakoonem. Lecz z Audio-gd też nie były spokojne, tylko stosunkowo najspokojniejsze. Spokój ten brał się zarówno z wyraźnie odczuwalnej melodyjności, którą określiłbym jako szczególnie czarującą, jak również z dużej i nie mającej bliskiego pierwszego planu sceny zalanej łagodnym światłem. A także z temperatury przekazu, którą można nazwać spacerową. Taką w atmosferze letniego lecz nie upalnego dnia, że miło jest być na dworze i na pewno nie zalejesz się potem. Wszakże wzmacniacz Audio-gd ma swoją moc, a ona ma swoją wymowę. Skutkiem tego bas stał się potężny, chociaż nie w jakimś narzucającym się stylu i nie aż taki jak z Bakoonem. Trzeba było dopiero utworu taki mocny bas pokazującego, a same od siebie słuchawki nie usiłowały niczego basem podbarwiać. Wszystko czyniły jedynie spójnym, gładkim i przede wszystkim melodyjnym; tak jakby wcale nie była to muzyka biorąca sygnał z komputera i jego plików, co niewątpliwie było też zasługą wysokiej klasy przetwornika. Jak zawsze u tych HD 800 źródła dźwięku okazały się duże, pomimo pewnego oddalenia pierwszego planu. Styl gry przy tym obiektywizujący z tym naciskiem na melodyjność, ukazujący najczęściej sytuację z pozycji widza a nie uczestnika. Gdyby chcieć wskazać przymiot najbardziej charakterystyczny, to byłyby nim na pewno fakt wyjątkowo starannej obróbki krawędzi dźwięków; tak jakby były one z kropli a nie z dźwiękowych kleksów. W żadnym stopniu nie poszarpane, tylko obłe, zaokrąglone, pełne.  Ulokowane przy tym na scenie wyjątkowo przejrzystej i uporządkowanej.

Do nich zaś sygnał jest doprowadzony solidnie wyglądającym, białym przewodem.

Do nich zaś sygnał jest doprowadzony solidnie wyglądającym, białym przewodem.

OPPO PM-2 (kabel symetryczny)

Atutem flagowych brzmieniowo a wiceflagowych formalnie (z uwagi na wykończenie) OPPO PM-2 jest niewątpliwie bezpośredniość. Bardzo bliski pierwszy plan, a w efekcie postaci i źródła dźwięku jeszcze większe niż u HD 800, zupełny też brak podbijania zakresów i dodawania pogłosu, a przy tym dźwięki bardziej otwarte, a poprzez to bardziej naturalne. Nie otoczone niczym krople powłoką napięcia powierzchniowego (choć u HD 800 też nie były twarde ani naprężone, a tylko z wykańczającą powłoką), a miast tego bardziej promieniujące, niosące się i nie mające wyraźnych granic. Bardziej przeto gazowe niż ciekłe, a wraz z tym bardziej nieograniczone i nośne. Ale zarazem wcale nie mniej substancjalne, tylko także jak najbardziej konkretne; mające gęstość, ciężar i dotyk. Basu także kawał, sopranową strzelistość i lotność, a przede wszystkim wspaniałą, przebogatą średnicę o wyjątkowej naturalności i bezpośredniości. Żywi ludzie i prawdziwe z nimi obcowanie, ciepło, cielesność, naturalna propagacja, a także pełny wachlarz emocjonalny o wielkiej sile przemawiania. Scena również duża, pomimo tego bliższego pierwszego planu, z doskonale słyszalnym rozchodzeniem się dźwięków w dal bezkresną, o ile tego rodzaju nastroje rodzącej muzyki będziemy słuchać. A jako zwieńczenie pozytywów doskonała spójność, fenomenalna artykulacja i dobre wyważenie proporcji pasma, bez żadnych przegięć sopranowych ani po drugiej stronie basowych, ani też zanadto wypchniętej przed resztę średnicy. W sumie więc czysta odsłuchowa rozkosz.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

13 komentarzy w “Recenzja: oBravo HAMT-1

  1. Maciej pisze:

    Hm, albo prototyp ewoluował albo był źle napędzony kiedy miałem go na uszach. Bo wrażenia odmienne 🙂

    1. Maciej pisze:

      Albo tradycyjnie, winny pośpiech…

      1. Piotr Ryka pisze:

        Można przyjechać i zweryfikować, są jeszcze u mnie. A potem wrócą pewnie do Warszawy. A niezależnie od tego czy tamtego te bass-refleksy miały pewnie inaczej ustawione – prawdopodobnie otwarte.

    2. Konrad Obravo pisze:

      Jeżeli były słuchane na stoisku obravo to niestety ale na 90% miały otwarte wszystkie dziury.
      Producent zostawia zabawę z zatyczkami dla użytkowników.

  2. AAAFNRAA pisze:

    Wygląda na to, że są one celowo strojone pod przenośne grajki, a „solidne” wzmacniacze słuchawkowe tylko degradują dźwięk. Pewnie ukłon w stronę młodszej klienteli, która będzie używać przenośnych odtwarzaczy i komputerowego audio. Ciekawe jakby zagrały z Hugo? To mogą być jedne z nielicznych, jeżeli nie jedyne, słuchawki, które bardzo dobrze zagrają podłączone bezpośrednio do komputera…
    Z tego co wyczytałem, to będą niedługo dostępne tańsze modele: HAMT-2 € 1199; HAMT-3 € 699 Ten ostatni o ponad połowę tańszy od bohatera recenzji. Ciekawe na czym zaoszczędzili?
    Na stronie producenta są też inne hybrydy z planarnym tweeterem 🙂

    1. Piotr Ryka pisze:

      Nie mam już Hugo, nie ma jak sprawdzić. A szkoda.

    2. Konrad Obravo pisze:

      Z tego co widziałem to chyba hamt-1 będą jedynymi rozbieralnymi modelami które będzie można stroić przez zestaw zatyczek.
      hamt-3 ma chyba też mniejsze głośniki, przynajmniej tak mi się wydaję jak widziałem na zdjęciach.

  3. lord pisze:

    Czy jest przewidziany test Schiit audio Ragnarok?
    Podobno to bardzo dobry wzm. słuchawkowy.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Nie wiem. Obecny dystrybutor wycofuje się z Schiita. Ale mogę zapytać.

      1. Maciej pisze:

        A nie wiesz dlaczego?

        1. Piotr Ryka pisze:

          Wiem. Schiit stawia na sprzedaż bezpośrednią i nie zależy mu na dystrybutorach. Inaczej mówiąc, nie daje zarobić.

  4. Konrad Obravo pisze:

    Gratuluję, chyba najlepsza jak dotąd recenzja tych słuchawek.
    Sam zestawiając je z innymi mam problem jak się do nich odnieść, jednak jedno jest pewne grają one zupełnie inaczej od reszty stawki. Jak ktoś szuka kolumnowego, monstrualnego grania ze świetną sceną i wyśmienitą górą, oraz monstrualnym dołem to znajdzie to właśnie w obravo hamt-1.
    Ja jak już wcześniej pisałem sparowałem je ze świetnym rezultatem z vioelectric hpa v281.
    Jak dla mnie parowanie ich z lampą nie ma najmniejszego sensu ,a potrzebny jest jasny, szeroko grający, tranzystor który odejmuje z dołu więcej niż dodaje.

  5. Szymon pisze:

    Mnie słuchawki niczym nie urzekły. Pobrudzily mi jedynie skórzaną kanapę kiedy to wygrzewaly się i na chwilę zostawiłem słuchawki padami do kanapy…. Przy takiej cenie słuchawek to niedopuszczalne. Dźwiękowo odebrałem je zupełnie inaczej i słuchawki oceniam jako bardzo słabe.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy