Recenzja: Nottingham DAIS

Nottingham_DAIS_MC_Anna_008_HiFi Philosophy    To już trzeci po modelach Interspace Junior i Ace Spacedeck (który pojawiał się tylko okazyjnie przy innym sprzęcie) opisywany na tych łamach gramofon marki Nottingham; przy czym konsekwentnie pniemy się w górę i już jesteśmy blisko wierzchołka. A na tym wierzchołku jest trochę smutnawo, podobnie cała firma Nottingham cokolwiek jest smutna, ale też poniekąd i wesoła. Smutna, bo opuszczona przez założyciela, jako że Tom Fletcher zmarł już ładnych parę lat temu, a interes po nim przejęła wdowa i prowadzi go na zasadzie samej tylko kontynuacji. Chyba jedynie w konserwatywnej i hołdującej tradycjom Anglii jest możliwe, by taki biznes się ostał, bo firma nie tylko się nie rozwija, ale nawet nie ma własnej strony internetowej, co w dzisiejszych czasach stanowi swoiste kuriozum. A jednak działa – i jak jeszcze! Dwa przykłady podrzucę. Rozmawiałem swego czasu z niemieckim dystrybutorem, który oświadczył, że musiał zrezygnować z dystrybucji paru innych marek, ponieważ miesięcznie sprzedaje około dwudziestu gramofonów Nottinghama, a przecież taka sprzedaż to nie, jak w przypadku innych urządzeń, samo wysyłanie lub podwożenie pudeł, tylko trzeba na miejscu ustawić, wyważyć, zainstalować ramię, podwiesić wkładkę, dokładnie o wszystkim poinstruować przyszłego użytkownika i wspólnie z nim choć chwilę posłuchać. A to wszystko wraz z dojazdem cały dzień zwykle zajmuje, tak więc na sprzedawanie innych produktów nie zostaje wiele czasu. Przykład drugi: do polskiego dystrybutora Nottinghama dzwoni zły jak chrzan inny polski dystrybutor, mający w swej pieczy parę znakomitych gramofonowych marek (takich naprawdę super) i głosem drżącym z irytacji zamawia Nottinghama, bo jego stały klient był na wakacjach w Anglii, tam gdzieś tego Nottinghama usłyszał i teraz sam nie chce słyszeć o żadnym innym gramofonie, swój zwraca i oczekuje natychmiastowego dostarczenia dokładnie tego samego, co słuchany tam wtedy. Bo jak nie… Sami wiecie, bogaci nie lubią czekać ani nie mieć tego co chcą. Zresztą, kto lubi?

Tom Fletcher

Tom Fletcher

A polski dystrybutor też nie narzeka. Nie wiadomo gdzie, nie wiadomo jak, ale się ludziska o tych Nottinghamach zwiadują (u nas pewnie poprzez polską stronę internetową) i sobie prędko ich życzą, mimo iż w Sieci nie ma reklam i ogólnie o marce niby jest cicho; a także, jak mówiłem, nie rozwija się ona od lat i tylko dawne wyroby wciąż oferuje. Tak więc smutek schyłku wokół tego Nottinghama się snuje, a zarazem, wbrew niemu i na przekór, te dawne wyroby świetnie się sprzedają, co radość do całej historii wnosi i nutą pociechy okrasza.

Mówiłem także o szczycie, że na nim takoż melancholia nas wita, a jest tym szczytem model Deco, z melancholią powiązany w ten sposób, że wiedząc iż umiera maestro Fletcher postanowił przejść do potomności konstruując dzieło swojego życia, aby dać świadectwo własnych umiejętności, którymi tenże Deco jest właśnie. A zatem niejako własny to pomnik i rzecz nie skażona cieniem komercji – swoiste epitafium. Być może uda się kiedyś tego Deco posłuchać, chociaż sprawa z nim ciężka, bo tylko na zamówienie jest wykonywany i nigdzie na półce sklepowej nie stoi, a na razie jesteśmy w przedsionku jego sławy, jako że model Dais jest trzecim od góry, a więc drugim (po Anna Log) spośród normalnych a nie pomnikowych wyrobów Nottinghama. W naszym wypadku zaopatrzony został w ramię Ace Space 12 cali, także trzecie od góry, a na nim zawisła wkładka Ortofon Anna MC, która jest z kolei flagowym wyrobem Ortofona, a więc pięknym zwieńczeniem całości. Całość tę uzupełniał będzie przedwzmacniacz gramofonowy Trilogy 907, którego specjalnie na tę okazję ściągnąłem i o którym słów osobnych ździebko kiedyś napiszę, a teraz tylko nadmienię, że też jest swojego twórcy popisem.

Budowa

Brytyjska audio-legenda w najczystszej postaci - Nottingham DAIS.

Brytyjska audio-legenda w najczystszej postaci – Nottingham DAIS.

   Gramofon jest klasyczny, pancerny i z właściwymi Nottinghamowi charakterystycznymi cechami. Sam talerz to już monstrum, ważące ponad dwadzieścia kilogramów i okolone nie tylko samym paskiem napędowym, ale także gumowymi pierścieniami tłumienia rezonansów. Wykonano go oczywiście z pojedynczego, żeliwnego odlewu o wielkiej precyzji grawitacyjnego odlania, a w efekcie wiruje z perfekcyjną dokładnością. Aby jeszcze dokładniej wirował, w sposób tradycyjny dla firmy nie ma tutaj mechanizmu rozruchowego, mogącego zakłócać pracę silnika, tylko talerz pchnąć trzeba ręką, dopiero wówczas ruszy. Podobnie się go stopuje, a w zamian tak dokładnie będzie wirował, że rzecz jest warta zachodu, bo przecież i tak płyty samemu się obraca i zmienia, czyli to popychanie i hamowanie to żaden ambaras. (Sam płyty zmieniałem bez stopowania.)

Talerz zawisa całkiem osobno na specjalnej platformie antywibracyjnej, zaopatrzonej w najwyższej klasy łożyskowanie, którego zalanie olejem wymaga starannego jego odmierzenia, a mający własną podstawę silnik ląduje poza nią i łączy go z talerzem jedynie pasek napędowy, co jeszcze mocniej separuje igłę i płytę od drgań. Względem niższych modeli mamy tu nie tylko ten super ciężki talerz o wielkiej bezwładności i lepszą izolację antywibracyjną, ale także falowy zasilacz silnika, za który w niższych modelach trzeba dopłacać. Ramiona można zainstalować dwa i nie jest to już instalacja tak prosta jak w modelu Interspace, tak więc lepiej powierzyć ją fachowcowi. Samo zastosowane tu ramię Ace Space jest jak zwykle u Nottinghama węglowe, o jak mówiłem wymiarze dziesięciu cali i ma konstrukcję unipivot z blokadą. Mechanizm przeciwwagi i podstawa są magnezowe, jak również nie ma żadnej automatyki, czyli opuszcza się tradycyjne dźwignią.

Osobnego omówienia wymaga wkładka MC Anna, którą Ortofon nazwał tak na cześć sopranistki Anny Netrebko. Muszę przyznać, że nie jestem fanem tej pani i moim zdaniem jej zbyt jednowymiarowy oraz cokolwiek martwy głos mocno został przereklamowany, a pochwały krytyków i owacje widowni ani trochę mnie nie ruszają, ale nie do mnie należał wybór matki chrzestnej, a poza tym rynek rosyjski odwdzięczył się pewnie Ortofonowi na różne sposoby. Odwdzięczyła się także sama Netrebko, pozując na tle flagi rosyjskich separatystów w Doniecku, co się już pewnie Ortofonowi mniej spodobało.

Konstrukcja DAISa wydaje się bardzo prosty i solidna z technicznego punktu widzenia.

Konstrukcja DAISa wydaje się bardzo prosta i solidna z technicznego punktu widzenia.

W odróżnieniu od dawczyni imienia sama wkładka oferuje zaś niewątpliwie najwyższy poziom, a to dzięki tytanowej obudowie o szczególnej czystości użytego metalu i precyzji jego warstwowego nakładania; także dzięki laserowej obróbce kształtu, opracowanej we współpracy z Duńskim Instytutem Technologicznym, umożliwiającej idealne dopasowywanie elementów, jak również dzięki cewkom o magnesach z neodymu i żelazo-kobaltu nawiniętych super czystą miedzią. Wszystko to razem dawać ma idealne panowanie nad polem magnetycznym, wspierane przez nowy, lepiej tłumiący mechanizm prowadzenia igły oraz całościowo lżejszą konstrukcję. Dochodzi do tego – rzecz pierwszorzędnej wagi – igła zakończona diamentem o unikalnym szlifie Ortofon Replicant 100, dającym wyjątkowo dużą powierzchnię styku i  wykorzystującym niezrównaną precyzję szlifowania, o szacowanym czasie trzymania optymalnego kształtu 2000 godzin.

Czarna podstawa i talerz, dokomponowane srebrzeniem elementów z magnezu i tytanową wkładką, dają w przypadku Nottingham Dais wygląd nawiązujący do fortepianu, a więc szlachetny i dostojny – obiecujący ze swej czerni wyłonić wspaniałą muzykę. A czy na pewno tak będzie, to już przedkładam.

Odsłuch

Siłą tkwi w materiałach i precyzji wykonania, a ta stanowi tutaj niedościgniony wzór.

Siłą tkwi w materiałach i precyzji wykonania, a ta stanowi tutaj niedościgniony wzór.

   Muszę przyznać, że ten odsłuch, a ściśle jego aranżacja, były szczególnie trudne. Wypróbowałem w sumie aż sześć gramofonowych przedwzmacniaczy i cztery pary głośników, poszukując brzmienia zadowalającego pod każdym względem; mogącego dokładnie zobrazować możliwości szczytowego gramofonu i jego topowej wkładki. Nie chciałem przy tym uciekać się do użycia rzeczy szalenie drogich, ani używać tych już w innych testach obecnych, tylko kusiła mnie ciekawość nowin i żądza przygód cenowo sensownych. Inaczej mówiąc – sam sobie zawracałem głowę. Zamiast pójść na łatwiznę, na złość własnej wygodzie kombinowałem ze sprzętem, ale w końcu wykombinowałem. Ten tytułowy Trilogy był przy tym od początku oczywistością, bo już na ostatnim Audio Show go słuchałem i wiem co jest warty, ale trzeba go było sprowadzać aż z Londynu, bo w Polsce żadnego egzemplarza testowego nie było. (Za to liczne prywatne, ale co z tego.) Z głośnikami nie było lepiej, a ostatecznie stanęło na rzeczy bardzo nietypowej, bo wchodzących dopiero na rynek Audioform Adventure, które tak samo jak tego Trilogy niedługo opiszę. A teraz przejdźmy do tego, co wyszło spod gramofonowej igły.

Marudzenie pieszczącego się ze sobą recenzenta to jedna sprawa, a że miał on trochę szczęścia, to inna. Albowiem tak się złożyło, że wkładka Anna przyjechała jako następca wcześniej używanej Cadenza Bronze, co pozwoliło przyrównać rezultat jej działania z innym wysokim modelem firmy. I tu pojawia się bardzo ciekawa sprawa, mogąca służyć za drogowskaz przyszłym nabywcom. Otóż o połowę tańszy model Cadenza, to klasyczny przykład na gramofonowe czarowanie. Jest niczym wzmacniacz lampowy – wielowarstwowość dźwięku, jego sferycznie modelowaną masywność i głębię jego kolorytu  omiatający specjalnym, magicznym światłem, skutkiem czego lądujemy w świecie fantazji i muzyki nierealnej acz zjawiskowo pięknej. Czar rzuca ta Cadenza jak sama jej muzyka głęboki; i radość od tego na słuchacza aż bije, co tym bardziej jest miłe, że nie jest to wkładka za jakieś szalone pieniądze, aczkolwiek dziesięć tysięcy to jednak cena całego niezłego gramofonu; w pełni uzbrojonego i gotowego do użycia. Na tle tak zmasowanych czarów dwa razy droższy i opatrzony wzmiankowaną super technologią szczytowy model Anna okazuje się niczym super tranzystor naprzeciw lampy. W sumie żadne to novum, tylko swoista analogia, jako że jest od dawna w audiofilizmie przyjęte, iż analogicznej klasy do lampowego wzmacniacz tranzystorowy musi być co najmniej dwa razy droższy, choć swoją drogą podobnych wynurzeń o wkładkach gramofonowych nie słyszałem. Oczywiście wkładka Cadenza w żadną lampę nie jest uzbrojona, wszakże analogia brzmieniowa i rozkład czynników atrakcji względem modelu Anna na linii lampa-tranzystor było oczywiste. Rzecz generalizując i z konieczności spłycając można  powiedzieć (jak już tyle razy było mówione), że  brzmienie lampowe – to głębia, koloryt, pełnia i gładka melodyjność, a mogące z nim konkurować tranzystorowe – to precyzja, szybsze taktowanie, dynamika, rozdzielczość i całościowy porządek. Wszystko to bynajmniej nie znaczy, że tranzystorowy wzmacniacz nie może od lampowego czarować bardziej i koniecznie musi trzymać się prozaicznej, przygruntowej rzeczywistości, a z lampą tylko się lata. Ale generalnie w powyższy sposób te akcenty się rozkładają.

Nottingham to 100% własne podzespoły i w pełni ręczna robota. Niezwykłą rzecz w dzisiejszych czasach.

Nottingham to 100% własne podzespoły i w pełni ręczna robota. Niezwykłą rzecz w dzisiejszych czasach.

Odniesienie tej specyfiki do wkładki o bardziej tranzystorowym charakterze brzmienia od razu tłumaczy jej dużo wyższe wymogi względem pozostałych składników toru, jako że można powiedzieć, iż tranzystory magię kupują drożej, a już na pewno trudniej; co właśnie jest wytłumaczeniem, dlaczego tak się namordowałem dobierając uczestników pokazu. Szalenie ten tor z Anną okazał się wymagający, a pojedyncza zmiana interkonektu czy kabla głośnikowego potrafiła wszystko burzyć albo budować.

Wkładki to jednak nie wszystko, co mamy tym razem do opisania, choć o nich można by długo, a przy okazji warto jeszcze dorzucić, że na przykład kabel głośnikowy Crystal Cable Reference zbliżał styl Cadenzy do Anny, a od przeciwnej strony kabel głośnikowy Sulka pchał Annę w stronę Cadenzy. Trzeba jednak rzec coś w końcu o samym gramofonie i spróbować odpowiedzieć na pytanie, dlaczego akurat wyroby Nottinghama cieszą się taką popularnością, pomimo braku presji marketingowej i ogólnego stylu retro, pozbawionego tych wszystkich późniejszych udoskonaleń automatyki i ekstrawaganckiego, rzucającego się w oczy wyglądu.

Poniekąd już to pytanie zawiera w sobie odpowiedź, jako że gramofony to właśnie ta dawniejsza część otaczającego nas świata, dla której nienowoczesność jest czymś naturalnym i wpisanym w istotę. To jednak tylko wstępna sugestia, bo przecież także gramofony Nottinghama bardzo różnią się od tych jeszcze dawniejszych, a wygląd mają wcale nie taki nobliwy i spokojny. Potężna bryła talerza i osobno stojący silnik wraz z węglowym ramieniem i oddzielną sekcją zasilacza to audiofilizm jak najbardziej nowoczesny, a nawet rozwydrzony. Niemniej swą czernią uspokajający i masywnością takoż. Ale sedno tkwić musi gdzie indziej i oczywiście w dźwięku. Bo niby dlaczego ten właściciel znakomitego gramofonu zapragnął akurat Nottinghama i nakazał zamianę? Słuchając mnogich wykonań doszedłem na koniec do wniosku, że rzecz opiera się głównie na energii.

Jak w jednej z ostatnich recenzji pisałem, muzyka to forma uporządkowanej energii (choć rzadko bywa o tym mowa, a nieuporządkowanie także bywa jej formą artystycznego wyrazu) – formą po części naśladująca życie, a po części wychodząca poza nie. O ile za ten porządek odpowiadają w gramofonach głównie wkładki (chociaż precyzja kręcenia i stabilność igły, leżące po stronie gramofonu, też do porządku się przyczyniają) to o samej energetyzacji przekazu decyduje w głównej mierze skorupa, a ściślej jej układ elektryczny. I tu właśnie drzemie ten energetyczny smok, ładujący w muzykę tyle energii. Brak układu rozruchowego talerza i elektrycznego mechanizmu opuszczania ramienia na pewno w przypadku Nottinghama mu to ułatwia, a dołączają do tego falownik zasilania i specjalnie wykonane okablowanie, którego firma nie zaleca zastępować innym. (Skądinąd się jednak dowiedziałem, iż zastąpienie samych wtyków w nottinghamowych kablach konfekcją wyższej jakości daje uchwytną poprawę.)

I może nie wygląda to równie wystrzałowo jak gramofony innych marek, ale stosunek cena-jakość jest bezwzględnie po stronie Brytyjczyków.

I może nie wygląda to równie wystrzałowo jak gramofony innych marek, ale stosunek cena-jakość jest bezwzględnie po stronie Brytyjczyków.

W efekcie całościowo dźwięk z tych Nottinghamów dobywa się potężny i bardzo uładzony, a o jego stylu muzycznym decydowała będzie głównie użyta wkładka. Od siebie Nottingham daje tylko potężny talerz, super silnik i super łożysko oraz znakomite okablowanie, jak również bardzo dobre śledzenie przez ramię ścieżki. I daje to stosunkowo tanio, bo podobnej klasy gramofony od innych producentów bywają wielokrotnie droższe, tak więc mamy tu jakże pożądany świetny stosunek jakości do ceny.

Odsłuch cd.

To samo tyczy się ascetycznego, 12-calowego ramienia Anna, które jest  świetnym partnerem dla wkładki...

To samo tyczy się ascetycznego, 12-calowego ramienia Anna, które jest świetnym partnerem dla wkładki…

   No dobrze, ale opowiedzmy nareszcie o dźwięku tą energią i precyzją zrodzonym. W wydaniu wkładki Anna i z okablowaniem Sulka, na które się koniec końców zdecydowałem, poprzez przedwzmacniacz Trilogy i moje dzielone wzmacnienie grało to za pośrednictwem głośników  Audioform Adventure w sposób dla wysokiej klasy gramofonów typowy i nietypowy zarazem. Typowy, bo spójnie, gładko i melodyjnie; a nietypowy, bo z tą tranzystorową manierą super precyzji obrazowania. Można nawet powiedzieć, że pewne elementy muzycznego obrazu rzucane były aż ostro i kontrastowo; pojawiały się jednak na całościowo spokojnym i emanującym siłą tle ogólnej energii i masywności, co czyniło je szczególnie atrakcyjnymi. Przysłuchując się temu i próbując ubrać dźwięk w słowa, naszło mnie zapożyczone od fizyki pojęcie gęstości energii, w tym wypadku dobrze obrazujące łączenie masywności z dynamiką. Całościowy przekaz bardzo był gęsty i dynamiczny, a pojawiająca się w nim wyraźność rzeczy pierwszoplanowych i ich dokładna lokalizacja doskonale go uzupełniały. Przy tym same lokalizacje nie były punktowe, tylko w sposób naturalny przywołujące trójwymiarowych a nie płaskich i wąskich wykonawców, a jednocześnie wykonawcy ci byli bardzo dobrze wyskalowani, co niewątpliwie należy przypisać doskonale się spisującym głośnikom Audioform Adventure, na tle innych porównywanych dających to jakże miłe wrażenie: „No, to jest to!”

Mieszała się w nich ta gramofonowa finezja z potęgą, a przepastna wręcz scena, o całkiem dosłownie nieograniczonej głębi – która cały czas na dodatek była w użyciu, raz po raz w różnych utworach się pojawiając – jeszcze to wrażenie świetności potęgowała.

Nottingham_DAIS_MC_Anna_003_HiFi Philosophy

…Anna. Ortofon MC Anna – flagowej konstrukcji duńskiego pioniera, która z pomocą szlifu Replicant 100 „wyciska” z płyty ostatnie nuty.

Do tego pełna otwartość sopranów, bez śladu w nich pikanterii, co tak nawiasem jedynie trójwymiarowy ich rozkład może zapewnić i co tu niewątpliwie się działo; a także rzecz charakterystyczna tylko dla gramofonów, to znaczy ożywianie przestrzeni nie tylko poprzez zawirowania muzycznego planktonu, ale także tą wszechobecną gęstość energii, w zależności od ustawienia siły głosu obejmującą mniejszy czy większy obszar pomieszczenia odsłuchowego.

Z rzeczy konkretniejszych chciałbym jeszcze przywołać szczególnie zwracającą uwagę pracę strun gitarowych w ostrych rockowych jazdach. Niewątpliwie to wkładka Anna, ale także dysponujący podobnie precyzyjnym obrazowaniem przedwzmacniacz Trilogy, stali za ich wyjątkowo wyrazistym, ani trochę nie gubiącym się w ogólnym tumulcie brzmieniem. A przy tym ta całościowa pełnia, moc i dynamika… No, chciało się tego słuchać, a świadomość, że nie jest to własny system i trzeba będzie go oddać nie była miła.

Na koniec dwie jeszcze refleksje. Pierwsza znowu fizyczna, nawiązująca do tego, że całościowo dźwięk tutaj słuchany przypominał mieszaninę gazu i cieczy. Ciekła gęstość tła – tej jego gęstej energii – mieszała się ze wspomnianą sopranową otwartością o ewidentnie gazowym, napowietrznym charakterze. Tak więc gazowa góra pasma i ciekłe wszystko co niżej, a pośród tego taniec trójwymiarowych dźwięków na dowolnie głębokiej scenie – taniec bez żadnego bałaganu i przypadkowości, a zarazem bez sztucznego separowania i osobnej pracy składników. I pełne w efekcie zadowolenie.

Całościowo efekt takiego mariażu jest najczystsze, analogowe przesłanie. Żadnych popisów, sama prawda. I nasza najszczersza rekomendacja!

Całościowo efekt takiego mariażu jest najczystsze, analogowe brzmienie. Bez żadnych popisów, sama prawda. I nasza najszczersza rekomendacja!

Druga refleksja jest taka, że ów szczególnie ostro jak na gramofon rysowany obraz, mógł być także postrzegany jako nazbyt aż wyrazisty. Jednakże użycie skądinąd analogicznego cenowo do Trilogy przedwzmacniacza lampowego o łagodniejszym brzmieniu, okazało się pomyłką i szybciutko w efekcie do tej wyraźności wróciłem, taka okazała się ważna i potrzebna. Tak więc nie wszystko złoto, co się świeci; i nie każda muzyka, która tylko czaruje…

Podsumowanie

Nottingham_DAIS_MC_Anna_011_HiFi Philosophy   Nie chcę sprawiać wrażenia, że to tutaj słuchane było absolutnym mistrzostwem świata i nie da się już lepiej, ale z góry sam wszak założyłem, że nie będę się uciekał do rozwiązań ekstremalnych, tak by system był wprawdzie kosztowny, ale nie aż na multimilionerską jedynie kieszeń. Grało tu towarzystwo łącznie za sto, sto pięćdziesiąt tysięcy, a więc w zakresie przeciętnego z lepszych pokoi na Audio Show, które pod nieco zmienioną nazwą właśnie się zbliża. I grało ekskluzywnie – to bez wątpienia. A można przy tym woleć styl Cadenzy – i wtedy będzie nawet taniej, a można także Anny – a wówczas będzie dosadniej i realniej. Z tą czy inną gramofonową wkładką (a przecież jest ich tyle) i podawanym przez nią stylem, gramofon Nottingham Dais daje popisy brzmienia. To nieodmiennie wielka energia i jednocześnie pokaz najwyższej precyzji kręcenia płytą, dzięki któremu na moc i żywioł nakładają się pewność i spokój. Spokój, że oto płyta kręci się perfekcyjnie, a ramię nienagannie podąża za ścieżką. To bardzo dobrze słychać i warto tego samemu doświadczyć, choć konsekwencje mogą się okazać poważne, jak pokazuje przykład tego zmuszonego do wymiany gramofonu melomana. Z wkładką Anna i przedwzmacniaczem Trilogy dochodzi do tego jeszcze wyjątkowa precyzja obrazowania, której realizm w jakimś stopniu stoi w kontrze do potocznie rozumianej gramofonowej analogowości, komuś nieobeznanemu z praktyką mogącego się kojarzyć z brakiem a nie ideałem precyzji.

Jest zatem ten Nottingham Dais punktem wyjścia dla brzmień różnego typu, za sprawą różnych wkładek się wdrażających, co jest jeszcze jednym argumentem na rzecz samych gramofonów, w odróżnieniu od odtwarzaczy CD oraz plikowych mogących podawać dalece odmienne brzmienia nie tylko za sprawą reszty toru, ale już w ramach własnej konstrukcji.

Całą sprawę podsumować można dość krótko: Jak chcecie najwyższej klasy dźwięku, to musicie sprawić sobie gramofon. Inne szlaki nie zostały na razie przetarte, ponieważ magnetofony studyjne i taśmy do nich to zupełna efemeryda. A im bardziej tego najwyższej klasy brzmienia pragniecie, tym lepszy powinien być wasz gramofon. Na poczet zasług samego Nottinghama pisze się zaś to, że taki super gramofon oferuje w jeszcze rozsądnej cenie.

 

W punktach:

Zalety

  • Serce analogu.
  • Z wkładką Ortofon Anna i przedwzmacniaczem Trilogy popisowa wyraźność.
  • Na tle popisowej także gęstości energii.
  • Mieszanka w pełni otwartych, „gazowo lotnych” sopranów z „ciekłą konsystencją” tego co poniżej.
  • Pokazowa tych sopranów trójwymiarowość, znana z tego, że tyko ona może zapewnić brak ostrości w połączeniu z wyraźnością.
  • Nieograniczona co do głębi scena, zwłaszcza z kablami głośnikowymi Sulka.
  • Całościowy porządek pożeniony z koherencją, dający słuchaczowi poczucie, że wszystko jest jak należy.
  • Żaden CD-ek ani plikowiec tego brzmienia nie zastąpi.
  • Potężny konstrukcja, w tym super masywny talerz i super łożyskowanie.
  • Wysokiej klasy, dopasowane do analogu srebrne okablowanie.
  • Falowy zasilacz.
  • Węglowe ramię.
  • Silnik odseparowany od konstrukcji nośnej.
  • Znakomity, nie pozbawiony nawiązań do nowoczesności wygląd.
  • Zarazem wzbudzający zaufanie.
  • Sensowny stosunek jakości do ceny.
  • Ta marka to legenda.
  • I wciąż jedzie na wysokim biegu.
  • Made in England.
  • Polski dystrybutor.

Wady

Firma nie będzie się już rozwijała.

 

Ceny

Nottingham Dais – 29 812 PLN

Ramię Ace Space 12 cali – 5 973 PLN

Wkładka Ortofon MC Anna – 26 120 PLN

Wkładka Ortofon MC Cadenza Bronze – 6 953 PLN

 Sprzęt do testu dostarczyła firma: 

logo_mediam_185c

 

 

 

 

 

Strona producenta:

logo_nottingham

 

 

 

 

MC Anna

  • Output voltage at 1000 Hz: 5cm/sec. 0,2 mV
  • Channel balance at 1 kHz: 0,5 dB
  • Channel separation at 1 kHz: 25 dB
  • Channel separation at 15 kHz: 22 dB
  • Frequency response: 20 Hz-20.000 Hz +/- 1.5 dB
  • Tracking ability at 315Hz at recommended tracking force: 80 µm
  • Compliance, dynamic, lateral : 9 µm/mN
  • Stylus type: Special polished Nude Ortofon Replicant 100 on Boron Cantilever
  • Stylus tip radius: r/R 5/100 µm
  • Tracking force, recommended: 2,6 g (26 mN)
  • Tracking angle: 23°
  • Internal impedance, DC resistance: 6 Ohm
  • Recommended load impedance: > 10 Ohm
  • Cartridge body material: SLM Titanium
  • Cartridge colour: Black/Silver
  • Cartridge weight: 16 gram

 

System

  • Źródło: Nottingham Dais.
  • Wkładka: Ortofon MC Anna.
  • Ramię: Ace Space 12 cali.
  • Przedwzmacniacz gramofonowy: Trilogy 907.
  • Przedwzmacniacz: ASL Twin-Head Mark III.
  • Końcówka mocy: Croft Polestar1.
  • Głośniki: Audioform Adventure
  • Interkonekty: Crystal Cable Absolute Dream, Sulek Audio.
  • Kable głośnikowe: Crystal Cable Reference, Sulek Audio.
Pokaż artykuł z podziałem na strony

14 komentarzy w “Recenzja: Nottingham DAIS

  1. Sławek pisze:

    No, zajefajnie!!! Może jakiś kredyt zaciągnę?
    Tylko Panie Piotrze – błagam! niech Pan podaje ceny testowanych gratów!
    Ile za sam gramofon? Z ramieniem czy bez? (to takie analogowe pułapki, chociaż co raz lepiej je rozumiem).
    I znowu przyjdzie wrócić do TEACA TN 300 i użyć wyobraźni – no ale w końcu jest to najlepszy gramofonik, jaki mam w domu, na dodatek z wkłądką lepszą niż fabryczna bo AT440MLa….

    1. Piotr Ryka pisze:

      Przepraszam, to dystrybutor miał podać najaktualniejsze ceny. Jutro na pewno to uzupełnię. Sam gramofon kosztuje ponad 40 tysięcy, ramię chyba osiem, wkładka MC Anna niestety aż dwadzieścia osiem. Rewelacyjna moim zdaniem Cadenza Bronze jest zdecydowanie tańsza.

  2. hifiphilosophy pisze:

    Ceny już naniesione – i okazały się znacznie niższe niż sugerowałem.

  3. miroslaw frackowiak pisze:

    Kiedy moje Goodmansy beda mialy juz zainstaliwany glosnik wysokotonowy to zabieram sie za odkladanie na gramofon.Moge przeznaczyc max 20000zl za calosc czyli gramofon+ramie+wkladka+przedwzmacniacz gramofonowy,czy to bedzie.
    nowe czy uzywane w tej cenie to nie jest istotne, oby pieknie i muzykalnie gralo z moimi Goodmansami
    Piotrze moze bys tak nawiazal kontakt z Panem Januszem Sikora i odsluchal chociaz jego podstawowy model gramofonu,bardzo ciekawy jestem twojego porownania do gramofonow ktore juz testowales i sluchales.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Postaram się. A może Pan Janusz by się do mnie odezwał?

  4. miroslaw frackowiak pisze:

    Oczywiscie podsune mu ta mysl,tym bardziej ze od jakiegos czasu czytam w recenzjach sprzetu uzywa go Marek Dyba i bardzo chwali go, ale recenzji nie widze,tak ze jest pozyczony i dlatego wnioskuje ze jest osiagalny a to juz pol sukcesu.

    1. Piotr Ryka pisze:

      No to czekam.

  5. Marecki pisze:

    Będą jeszcze jakieś gramofony planowane w najbliższym czasie?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Plany są, zwłaszcza co do Transrotora, ale na razie Audio Video Show w perspektywie, a przed nim terminarz już wypełniony.

  6. Marecki pisze:

    Ciekawa jest Kuzma. Bodajże stabi s, a kosztuje coś około 8 tys.
    Gramofon to wspaniała sprawa, tylko nie tania. Choć są ponoć zacne polskie gramofony np. Ad Fontes, który kosztuje dobrze poniżej 5-iu tys. Więc może warto przebadać ten pułap cenowy. Pozdrowienia 🙂

    1. Piotr Ryka pisze:

      Na pewno warto, tylko oni się do mnie nie zgłaszają, a w efekcie recenzuje się tych, którzy o to proszą, bo przykro jest odmawiać. Ale poszukamy tych tanich, dobrych gramofonów. Tak nawiasem Nottingham też dał się ostatnio namówić na swój jeden z pierwszych gramofonów, uchodzący bodaj w latach 90-tych za jeden z najlepszych na świecie. Sam z kolei starałem się pozyskać do testu bardzo dobry a tani The Funk Firm LSD, ale się nie udało.

  7. Marecki pisze:

    Wiadomo – Kultura przede wszystkim!

    Ciekawy ten The Funk, a jak już jest LSD w nazwie, to na pewno musi kopać! 😀

    W takim razie czekamy co przyniesie los! : )

  8. Marecki pisze:

    Jak tam z profilem facebookowym?

    1. Piotr Ryka pisze:

      To kwestia jakiegoś miesiąca. Kwestia informatyków.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy