Recenzja: Norma Audio HS-DA1 VAR

Odsłuch cd.

Przy odtwarzaczu

Menu i jego służba.

Dopełnieniem obrazu było porównanie z Cairnem, to znaczy granie z nim jako napędem via kabel optyczny do Normy i odnoszenie tego do jego popisów solowych. Prosta w sumie zabawa, polegająca na przekładaniu kabli. Ciekawa zarazem, bo odnoszona w obu przypadkach do tej samej kości przetwornika.

Nietrudno się domyślić, że bazujące na tym samym procesorze przetworniki zewnętrzny i wbudowany pokazały podobny styl. Większą sztuką wskazanie, na czym polegały różnice. Bo nie mogło chodzić o dużą.

W pierwszym podejściu ustaliłem nierówność głośności – Norma grała nieznacznie głośniej – by potem, wyrównując tę głośność, skupić się na muzyce. Co do niej, to sytuacja z okolic komputera do pewnego stopnia się powtórzyła, aczkolwiek mniej drastycznie. Przetwornik w Cairnie gał o włos prostszym i minimalnie bardziej pogłosowym dźwiękiem. Odrobinę podkręcał czasami też atmosferę (lecz nie na wszystkich płytach) dodawaniem kontrastu, który mógł być przy mniej uważnym oglądzie poczytywany za większą dynamikę. W istocie był jednak raczej luką – śladowym ubytkiem niektórych informacji w środkowej części pasma, co powodowało mniejszy dystans bitowy pomiędzy dołem a górą. Wraz z tym zmniejszała się elegancja głosów i precyzja ich lokowania w przestrzeni, gdzie, jako nieco uboższe, mniej miejsca zajmowały. Jednakże w przypadku innych nagrań ta większa ilość bitów Normy dawała jej przekazowi większą siłę nacisku średnicy, przez co Cairn na jej tle szarzał i sytuacja niespodziewanie się odwracała. Nietrudno zgadnąć, że dotyczyło to nagrań wyższej jakości.

Pisząc to mam świadomość, iż brzmi ten opis trochę niejednoznaczne i jest trudny do ocenienia. Faktycznie, interpretacja nie narzucała się sama, a najlepiej chyba będzie powiedzieć, że w powierzchownym odbiorze różnice były małe a podobieństwa duże. Ale przy dobrym skupieniu i dłuższym słuchaniu rzecz się potęgowała.

Nie wiem, czy u innych tak to wygląda, ale sam z reguły mam taki problem, że nawet nieznaczne odstępstwo od optimum zaczyna z czasem coraz bardziej dokuczać. Permanentna niedomoga dźwiękowa, nawet początkowo śladowa, zaczyna się kumulować i z czasem nieprzyjemnie urasta. Cairn na tyle gra dobrze, że jego śladowe uproszczenia same z siebie mi nigdy nie przeszkadzały, ale gdy go zacząłem parować z Normą, to już troszkę zaczęły. Przynajmniej od czasu do czasu. I też początkowo nieznacznie – puszczany jako pierwszy zupełnie zadowalał – zwłaszcza spójnością dźwięku, nastrojowością i spokojną, elegancką formą.

W całej okazałości.

Jednak w niektórych przypadkach powtarzany zaraz po Normie ten sam utwór od razu ukazywał się jako wyraźnie inny, by na przestrzeni niecałej minuty zamieniać tą inność w niedosyt i zaczynać irytować mniej wielowątkowym obrazem.. Szczególnie po zdiagnozowaniu na czym polegają różnice, co oczywiście je zawsze podkreśla. Tak więc skonstatowawszy niepotrzebnie dodawany czasami kontrast, a kiedy indziej – na odwrót – całościowe stłumienie, a także lekki dodatek pogłosu oraz wspomniane bitowe rozrzedzenie na środku, chęć słuchania z udziałem Normy wyraźnie przeważała. Głównie za sprawą tej właśnie mniejszej na środku koncentracji informacyjnej, rzadziej w wyniku różnic kontrastu. Luki ilościowej w sumie bardzo niewielkiej, ale wyczuwalnej, skutkującej mniej efektowną propagacją dźwięków i ich nie tak dobrymi koneksjami z przestrzenią.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

2 komentarzy w “Recenzja: Norma Audio HS-DA1 VAR

  1. Robert pisze:

    A jak wypada w porównaniu z Aqua La Voce na tym samym przetworniku?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Spokojniejsze brzmienie. Bardziej skupione na muzyce niż popisywaniu się. Dlatego wymaga lepszego osprzętu w zamian więcej dając pod względem prawdziwości.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy