Recenzja: Norma Audio HS-DA1 VAR

Wygląd i technologia

Norma i Cairn. Jedno i drugie na kości 1704.

   Przetwornik HS-DA1 jest oferowany w trzech wariantach: i) najprostszym samego przetwornika; ii) rozbudowanym o analogową regulację sygnału oraz iii) z całym przedwzmacniaczem, czyli także analogowymi wejściami i słuchawkowym wzmacniaczem o dwóch gniazdach na duży jack. Na test przyjechała wersja środkowa; jak sama data powstania sugeruje mająca już odnośne recenzje, a zatem będziemy ją przypominać a nie wprowadzać, i zarazem też badać na nowo. Na nowo w przetwornikowej dżungli, bo czego jak czego, ale przetworników nam nie brak. Maczetą się przez nie niemal przedzierać trzeba i gdzie się nie ruszysz – przetwornik. Ale ta mnogość ma także swoiste inwarianty i w nowej całkiem Normie znajdziemy parkę starych znajomych, w postaci duetu pochodzących jeszcze z końca lat 90-tych kości przetwornikowych Burr-Brown PCM 1704 Multibit 24-Bit D/A, na których i mój leciwy Cairn bazuje. Kości klasycznych już niemal jak lampy Mullarda czy Western Electric, poczytywanych za szczególnie analogowe i muzykalne. A skoro wraz z nimi znaleźliśmy się w środku, to trzeba odnotować wyjątkowo schludny i uporządkowany wygląd, z płytkami elektroniki i resztą podzespołów rozlokowanymi półkowo. W wersji z pełnym przedwzmacniaczem (HS-DA1 PRE) tych półek jest trzy, a w środkowej VAR i zwykłej po dwie.

Na parterze mamy sekcję zasilającą w oparciu o dwa duże toroidalne trafa, a na piętrze sekcją przetwornika właściwego. W obu przypadkach, całkiem jak u płyt głównych komputera, z rozplanowaniem i zagospodarowaniem bardzo schludnym, że żadne tam krzyżujące się kable i upychanie gdzie popadnie. Montaż jest powierzchniowy i modułowy w najwyższej klasie technicznej, a sama konstrukcja nie do końca wprawdzie symetryczna (te są naprawdę rzadkością), ale z symetrycznymi wyjściami XLR, a nie tylko niesymetrycznymi RCA (po jednym komplecie). Wejść cyfrowych jest też odpowiedni zapas, bo aż łącznie pięć: 2 x SPDIF RCA 75Ω i po jednym USB 2.0, AES/EBU XLR 110 Ω oraz TOSLINK OPTICAL 96 – 192 kHz. Wewnętrzny zegar pracuje z dokładnością do dwóch pikosekund, a femtosekundowy można sobie podłączyć, o ile ktoś sobie taki fundnął, mając życzenie być jeszcze dokładniejszym. Są także do wyboru dwa klasyczne filtry cyfrowe »Sharp« oraz »Slow«, a oversampling realizuje osiem kości cyfrowych DF 1706. Pasmo obejmuje  astronomiczny przedział 0,0 Hz – 180 kHz (+/- 3 dB), a impedancja wyjściowa wynosi 200 Ω. Producent gwarantuje, że wszystkie podzespoły są selekcjonowane z wyborem najlepszych muzycznie, co nie jest w urządzeniach z tego przedziału cenowego częste.

Norma HS-DA1 VAR

Patrząc na to wszystko od zewnątrz widzimy przede wszystkim fronton, który przypomina mały telewizorek, tak duży jest ekran wyświetlacza. Prezentuje się bardzo ładnie i rozbudza ciekawość, ale niebieska czcionka świeci zbyt jaskrawym światłem, na szczęście dając się tonować (także z pilota) – i to aż czteropozycyjnie. Sama ona także jest ładna, rżnięta z cienkich, niebieskich kresek, natomiast duży ekran nie wyświetla naraz więcej niż jednej informacji.

Na dole, jeszcze w jego obrębie, lokuje się sześć przycisków funkcyjnych o rzadko spotykanej formie metalowych bolców, których przyciskanie nie należy do szczególnie przyjemnych, ale bolesne też nie jest. Pierwszy od lewej to włącznik dodatkowy (główny znajduje się z tyłu), następny uruchamia słuchawkowe gniazda w wersji PRE (jedynej je mającej), kolejny – także wyłącznie dla tej wersji – przełącza wejścia analogowe przedwzmacniacza, czwartym wybieramy wejście cyfrowe, piąty włącza natychmiast próbkowanie, które zdefiniowano w menu głównym jako auto, a ostatni kasuje ustawienia. Na prawo od wyświetlacza, w połowie jego wysokości, ulokowano jeszcze cztery przyciski zaawansowanej obsługi, mającej typową postać drzewa decyzji. Ustawić tam można filtr cyfrowy i subsoniczny, określić wartość próbkowania, uruchomić lub nie deemfazę, uaktywnić zewnętrzny zegar, a także w razie potrzeby odwrócić polaryzację.

Z tyłu recenzowanej wersji VAR obok wejść cyfrowych i wyjść analogowych jest tylko gniazdo zasilania z włącznikiem głównym i zatoczką dla bezpieczników, których zapas dostajemy w woreczku dołączonym do instrukcji obsługi. Instrukcja jest lakoniczna i niewygodna w użyciu, bo wydrukowana małą czcionką w pionie, czyli nie po ludzku jak książka. Co trzeba w niej jednak napisano i da się z niej korzystać.

Maszyna stoi na czterech ładnie toczonych nóżkach i ma formę podłużną. Fronton wokół czarnego ekranu z niebieskimi znakami wykonano z elegancko szczotkowanego, srebrnego, grubego aluminium, a korpus z mat popielato lakierowanej grubej blachy. Waży ta całość pięć kilogramów, a pilot w starszej wersji był tandetnie plastikowy, ale obecnie oferowany jest już cały z metalu.

Duży ekran wygląda efektownie, ale wyświetla w danej chwili tylko jedną informację.

Ceny przetworników to teraz epos heroiczno-rycerski, ze smokami za kilkaset złotych i takimi za prawie milion. W tej mierze smok od włoskiej Normy, wyhodowany w zabytkowej Cremonie, jest taki średnio duży, bo za przeszło jedenaście tysięcy. To oznaczać zaś musi wysokie jego osiągi i takich będziemy oczekiwać.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

2 komentarzy w “Recenzja: Norma Audio HS-DA1 VAR

  1. Robert pisze:

    A jak wypada w porównaniu z Aqua La Voce na tym samym przetworniku?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Spokojniejsze brzmienie. Bardziej skupione na muzyce niż popisywaniu się. Dlatego wymaga lepszego osprzętu w zamian więcej dając pod względem prawdziwości.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy