Recenzja: Mytek Manhattan

Odsłuch: Jako DAC przy źródle CD

Mytek_Manhattan_009_HiFi Philosophy

A teraz sprawa samej kwintesencji Manhattana – sekcji DAC.

   Pozostało jeszcze sprawdzić jak spisuje się Manhattan w roli DAC-ka dla transportu CD. Testowy egzemplarz, wyposażony w wejście optyczne o podwyższonym standardzie, doskonale pasował do Cairna, który wyjście ma tylko optyczne, ale za to własny DAC naprawdę wysokiej klasy, z zegarem LC-Audio, osobnym zasilaniem i kondensatorami Black Gate, przez wielu uważanymi za najlepsze w historii.

Wiele razy własny odtwarzacz ratował minie z opresji po różnych stronach frontu. Czasami wyciągał z kotła zbyt ciepłego i pozbawionego sopranów grania, a czasami pozwalał ujść przed sopranowym szturmem atakujących chudeuszy, gotowych szatkować bębenki gwizdem i świstem. Nieraz także w różnych okolicznościach DAC-kowych dowodził, że to tam przy komputerze, jakkolwiek bardzo smacznym się zdało, w konfrontacji z nim wypadało blado jak duch Adolfa w Teatrzyku imienia Zielonej Gęsi Konstantego Ildefonsa. Gdyby i tym razem w tym stylu to się rozegrało, humory w Warszawie i Nowym Jorku pewnie by mocno opadły, ale ma szczęście nie muszę psuć humoru wesołej ferajnie Myteka. Nie da się ukryć, że ten ich DAC lepszy jest niż ten ulepszony w Cairnie. A raz jeszcze powtórzę, że cairnowy potrafił spuszczać baty odtwarzaczom za trzydzieści tysięcy i DAC-kom za ponad dziesięć, tak więc z szacunkiem proszę. Przyszła jednak kryska na Matyska i teraz sam oberwał. Oczywiście baty zbierał i wcześniej, bo przy takim Audio Research CD-9 czy Accuphase DP-900  za wiele do powiedzenia nie miał, chociaż blamażu także nie było. No ale różnica duża, co nieraz opisywałem. I duża była także względem Myteaka. A jaka, już mówię.

Mytek_Manhattan_006_HiFi Philosophy

Implementacja Mytek do naszego wielokrotnie prezentowanego systemu wniosła więcej,niż można by się spodziewać.

Cairn gra stylem, w którym dobrze słychać udział tych kondensatorów Black Gate, to znaczy z nieco zgęszczającym się medium, dającym wyraźny światłocień i obecność własnego lekkiego przyciemnienia, ale przejrzyście i wyraziście. Jednak przede wszystkim z dźwiękowym smakiem; nieco lepkawym, odrobinę ciągnącym się wraz z muzyczną frazą i delikatnie przypalonym. Znawca wina mógłby powiedzieć, że w smaku czuć nutkę dymu a nie owocową świeżość. A najdziwniejsze w tym wszystkim jest to, że dźwięk nie jest ocieplony, ale odbiera się go jakby trochę był. Bo dobrze się wypełnia i na konturze jest krągły, ale z sopranami bez żadnego przycięcia i bez odchudzenia. Właśnie dlatego ratował tylekroć przed świdrującymi chudeuszami i bronił przed rozlazłymi tłuściochami. Ten dźwięk ma swój smak i wyraźną konsystencję, a odbiera się go zawsze z uznaniem, bo ma wydatny humanizm i żadnych słabości. Postaci wykonawców świetnie się personalizują, a instrumenty brzmią gęsto i dźwięcznie. No i na dokładkę bas jest taki, że skromniejszy spotykałem w odtwarzaczach za makabryczne pieniądze. Ale to wszystko nie pomogło w konfrontacji z Mytekiem. Nie pomogło na jednej prostej zasadzie – był on bardziej realistyczny. A bardziej realistyczny, bo bardziej otwarty, przejrzysty i opisujący dokładniej. Większa przejrzystość medium, mającego postać doskonale czystego i spokojnie, naturalnie oświetlonego obszaru, natychmiast się narzucała. To było rześkie granie, doskonale czytelne, jakby grane w górskim plenerze. Pomagały niewątpliwie w takim odbiorze głośniki Spendor S7, które podpięte po dłuższej przerwie nie tylko przypomniały o swoim świetnym brzmieniu, ale jeszcze kazały myśleć, że tak dobrze grających jeszcze ich nie słyszałem. Bo kiedy wpychać je w taką rześkość, potrafią przedobrzyć z sopranami, których oferują mnóstwo. Tak więc najłatwiej poskramiać je ciągnięciem do dołu i podwiązywaniem skrzydeł, a tu proszę – Mytek ani trochę sopranów nie ujął, a jednocześnie grało to popisowo. Strzeliście, misternie, czysto, z silnie akcentującą się delikatnością i ekstremalną cyzelacją. W rozpostarciu przestrzennym, z dużą ilością powietrza, z wyczuwalnym dmuchaniem. Po prostu pięknie.

Mytek_Manhattan_024_HiFi Philosophy

Mytek Manhattan to kolejny po procesorze P3 dowód na wielkość polskiej myśli inżynieryjnej. Aż strach pomyśleć co by było, gdyby dokonać ich integracji…

Momentalnie życie stało się piękniejsze i bardziej prawdziwe. Postaci ludzkie przestały być w swej prawdziwości trochę stłamszone, przydymione, zżółknięte. Niby prawdziwe, pełne i powabne, ale jednak nie tak oczywiste i bezpośrednie. Jedynie kwantum basu nie narosło, a tylko jego kontur się wyostrzył w dobrym znaczeniu tego słowa, w akompaniamencie przestrzenniejszego i prawdziwszego dźwięku uderzeń, a także całościowo przyrosła dynamika, co także w dolnych rejestrach dawało świetny rezultat.

Właśnie, większa dynamika – mało brakowało a bym o niej zapomniał, a przecież podobnie jak większa czystość od razu się narzuciła. I było to w sumie o tyle lepsze pod każdym względem, że zacząłem na tego Myteka spoglądać łapczywie, bo czynił moje dotychczasowe źródło na pewno godniejszym miana referencji. A przy okazji w świetle powyższych porównań rozwiewają się wątpliwości co do odpowiedzi na pytanie, dlaczego na Audio Show grał Mytek w aż tylu pokojach i z tak różnym sprzętem. Grał, bo gra świetnie i jak za te pieniądze na pewno stanowi okazję poprawienia sobie audiofilskiego humoru.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

12 komentarzy w “Recenzja: Mytek Manhattan

  1. Adam pisze:

    Panie Piotrze, czy temat Marantz HD-DAC1 całkiem już upadł?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Nie. On jest u mnie. Właśnie się wygrzewa. Recenzja za jakieś dwa tygodnie, może wcześniej.

  2. Stefan pisze:

    Witam Piotrze możesz przypomnieć nazwę tego amerykańskiego wzmacniacza tranzystorowego,
    o którym mówiłeś jakoś uleciało z pamięci Weiss?

    A ten Mytek bardzo ciekawie się prezentował, szkoda że nie udało się posłuchać bezpośrednio z niego
    tylko przez Sugdena.

  3. Stefan pisze:

    Dziękuję, zapowiada się ciekawie z opisu.

    1. Piotr Ryka pisze:

      W Ameryce robi furorę.

  4. Stefan pisze:

    Tylko cena 7k$.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Cena rzeczywiście wysoka, ale jest kilka słuchawkowych wzmacniaczy kosztujących jeszcze dużo drożej. Mój wraz z przeróbkami i lepszymi lampami kosztowałby dzisiaj podobnie.

  5. Miltoniusz pisze:

    Jak wypada stereofonia? Jaka jest cena? Nieco chyba szkoda, że nie ma słuchawkowych wyjść symetrycznych. Z tego co zrozumiałem z Pana recenzji, w przypadku HD800 wiele one tracą na połączeniu zwykłym.

  6. Piotr Ryka pisze:

    Dokładną cenę muszę zweryfikować, dlatego jej nie podałem. Coś około 14 tysięcy złotych, może nieco więcej. Symetrii nieco szkoda, ale trudno. Z HD 800 gra jednak bardzo dobrze, a najlepszy wzmacniacz dla tych słuchawek – Bakoon – nie jest symetryczny. (Eternal Arts jest wprawdzie jeszcze lepszy, ale kosztuje abstrakcyjnie.)

  7. Miltoniusz pisze:

    Dziękuję. No a co, Panie Piotrze, z tą stereofonią? Wydaje mi się, że w niższym modelu Myteka ocenił ją Pan nieco gorzej niż w Audiolabie M-DAC, pomimo przekonania o ogólnej przewadze Myteka. Jak wypada obecny model na tle rywali?
    Czy nawiązując do przetwornika Meitnera miał Pan na myśli testowanego Emm Labs XDS1 SE v2 Eda Meitnera czy Meitnera MA-1?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Stereofonia nowego Myteka jest bez zarzutu. Nie mam żadnych zastrzeżeń. Podobnie do głębi sceny. W przypadku Meitnera miałem na myśli przetwornik MA-1. Ich odtwarzacza (EMM Labs) za 30 tysięcy niestety nie oferują.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy