Recenzja: Mytek Manhattan

Budowa

Mytek_Manhattan_008_HiFi Philosophy

Polska myśl techniczna w światowym wydaniu – Mytek Manhattan.

   Jak już zdążyłem powiedzieć, Mytek Manhattan to pełnowymiarowe w sensie rozmiarów urządzenie audio, będące DAC-kiem, przedwzmacniaczem i słuchawkowym wzmacniaczem w jednym opakowaniu. Na etapie przedprojektowym przymierzano się do uczynienia go konstrukcją dual mono, ale po policzeniu kosztów pomysł został zarzucony, bo cena końcowa musiałaby być dla przeciętnego nabywcy zniechęcająca. (Dla porównania operujący takim rozwiązaniem DAC Bricasti M1 kosztuje 8 tys. dolarów, mimo iż nie posiada słuchawkowego wzmacniacza.) Zamiast tego postanowiono jak najstaranniej oddzielić sekcję analogową od cyfrowej, przede wszystkim dlatego, że ta ostatnia sieje zakłóceniami. Tak więc każda z nich ma w Manhattanie oddzielny, wyjątkowo starannie obudowany transformator, a sygnał zbiega się dopiero na płycie głównej. Uznano też, że kluczem do sukcesu powinno być odpowiednie zasilanie, ponieważ jego wpływ jest po prostu dobrze słyszalny, tak więc oszczędności co do niego mijają się z celem. W efekcie oba transformatory mają moc 50 W, a wraz z nimi dużą moc ma sam Manhattan, pod tym względem bijąc starszego brata bardzo wyraźnie. Dzieli z nim natomiast kość DAC, czyli układ Sabre ESS9016, pozwalający osiągać taktowanie 384 kHz. W Manhattanie nad taktowaniem tym czuwa jednak inny zegar, z femtosekundową dokładnością odmierzający rytm nowych czasów, a niezależnie od tego posiada on także złącza pozwalające na taktowanie zegarem zewnętrznym, jak również dodatkowy układ wewnętrznej eliminacji jittera, z którym walka okazała się jednym z najważniejszych na Manhattanie frontów.

Urządzenie dosłownie nafaszerowane zostało układami scalonymi, których naliczyłem aż jedenaście, a najważniejsze obok kości DAC od Sabre to Xilinx Spartan i Altera Cyclone III. Dzięki temu Manhattan potrafi na żądanie podbijać sygnał 16-bit/44,1 kHz do 24-bit/192 kHz, a na wejściu USB przyjmować sygnał o częstotliwości 384 kHz. Oczywiście potrafi się też posługiwać niejako domowym dla siebie sygnałem DSD, zarówno w wersji 128 jak i 256 MHz, a kość Sabre zapewnia mu potężną, 130-decybelową dynamikę.

Mytek_Manhattan_010_HiFi Philosophy

Nie da się ukryć, że nie jest to urządzenie typu compact.

W sekcji przedwzmacniacza pracują dwa do wyboru potencjometry – 32-bitowy cyfrowy oraz mająca 1-decybelowy krok drabinka rezystancji od Transparenta. Obsługuje je spore pokrętło na obudowie, a obudowa ta to osobny popis możliwości inżynieryjnych. Na pytanie czy były z nią trudności, to znaczy czy długo trzeba było szukać producenta, padła odpowiedź, że żadnych, co stoi w drażliwym kontraście do naszych krajowych realiów, gdzie rodzimi producenci wiecznie borykają się z ich znalezieniem. W Ameryce jest jednak inaczej, bo tam od lat wielu pozostaje na rynku firma Neal Feay Company, o wielopokoleniowych tradycjach w produkowaniu obudów i obróbce aluminium. Wystarczy ich poprosić, a sami podsyłają projekty i po konsultacjach z zamawiającym produkują co tylko się zechce. W przypadku Myteka Manhattan rezultat jest taki, że obudowa wykonana została z aluminiowych odlewów dających efekt skóry węża, co jest następstwem gry świateł na swego rodzaju głęboko profilowanych łuskach. Gra taka okazuje się dość charakterystyczna dla wyrobów amerykańskiego hi-fi, jeśli zważyć, że spotykamy ją także na obudowach urządzeń Jeffa Rowlanda. Prezentuje się ta wężowa skóra nader efektownie i jest natychmiast rozpoznawalna, dzięki czemu nawet z daleka możemy poznać, że tam, hen stoi Mytek Manhattan. Podobnie charakterystyczny jest wyświetlacz – duży i sporządzony z matrycy o też dużych, białych pikselach. Dzięki kilkunastostopniowej regulacji może świecić nawet bardzo łagodnie, nie rażąc zbytnią ostrością, a można go również całkiem wyłączyć, co bardzo sobie chwaliłem, choć w tym wypadku bardziej na wyrost. Wyłączać nie było potrzeby, ale cóż za wygoda względem tych wszystkich świecących mocno i nieodwołalnie.

Mytek_Manhattan_023_HiFi Philosophy

Za to wykończenie spokojnie sytuuje go w klasie premium.

Niczym niezmącony wężowy wygląd na tyle okazał się dla projektantów ważny, że wszystkie poza wystającym niejako z obowiązku pokrętłem potencjometru przyciski funkcyjne zaszyte zostały w wężową skórę bardzo starannie, tak więc niełatwo wypatrzyć umieszczony na lewo od wyświetlacza włącznik główny oraz towarzyszące mu strzałkowe kursory obsługi menu, a podobnie wtopione w tło zostały położone po obu stronach wyświetlacza przyciski programowalne, którym możemy przypisać pojedynczą wybraną funkcję, na przykład przełączenia pomiędzy filtrami »Fast« i »Slow«. Gdy jednak wiemy gdzie się te wszystkie funktory znajdują, posługiwanie się nimi nie nastręcza kłopotów.

Z tłoczonego aluminium wykonane są jedynie boczki i panel przedni, natomiast płyta wierzchnia to szczotkowana, nierdzewna stal, z perforacją w postaci szeregu otworów, otaczających formującą chmurą wytrawione na samym środku duże M. Ów wentylacyjny ozdobnik również jest charakterystyczny, ale z jego obecności nie należy wnosić, że urządzenie się mocno rozgrzewa. Nie rozgrzewa się prawie wcale, tak więc wentylacja to raczej jedynie dmuchanie na zimne.

Ścianka tylnia dźwiga charakterystyczną dla tego typu urządzeń galerię wyjść i przyłączy. Mamy zatem cyfrowe wejścia FireWire, USB 2.0 i 1.1, SPDIF, AES/EBU oraz Toslink, a także opcjonalnie wejście optyczne o zwiększonej przepustowości z obsługą standardu SACD, obstalowywane u Meitnera i kosztujące półtora tysiąca ekstra, które w testowanym egzemplarzu było obecne.

Mytek_Manhattan_015_HiFi Philosophy

Wszystkie manipulatory zostały dyskretnie wkomponowane w fakturę frontu.

Wchodzić możemy także analogowo, poprzez pojedyncze wejście RCA, a wychodzić wyłącznie analogowo – poprzez parę wyjść RCA i pojedyncze XLR. Jako opcja figuruje w karcie dań producenta także osobna płytka rozszerzeń z wysokiej klasy przedwzmacniaczem gramofonowym, a już w standardzie znajdujemy wysokiej klasy słuchawkowy wzmacniacz. Ten dla konstruktorów szczególnie był ważny, bo to za jego sprawą Mytek 192-DSD-DAC zdobył taką popularność. Dlatego nie jest jakimś lichym dodatkiem, tylko ma budowę dual mono, przewidzianą pierwotnie dla całego urządzenia, oraz dużą moc i bardzo niski stopień zniekształceń.Wyposażono go w umieszczony na tyle obudowy regulator wzmocnienia, mogący przybierać wartości + 6, 0, – 6 dB, dzięki czemu bezproblemowo może wysterować zarówno prądożerne słuchawki planarne, jak i wymagające minimum mocy dokanałowe. Wyjścia dla słuchawek są dwa – oba niesymetryczne i oba na panelu przednim – ale w odróżnieniu od konkurenta ze stajni Audio-gd równoczesne podpięcie doń słuchawek skutkuje słyszalnym ściszeniem. Na stanie jest elegancki pilot, a system regulacyjny, w postaci rozbudowanego drzewa decyzji, zapożyczono od starszej konstrukcji, włącznie z potwierdzaniem wyboru przez naciśnięcie gałki potencjometru.

Całość prezentuje się elegancko, a nawet wyszukanie. Stoi na wkręcanych kolcach z załączonymi podkładkami, waży solidne 8 kilogramów i jest charakterystyczna – z dowolnej odległości rozpoznawalna, a wykonanie i stylistyka najwyższej są próby, sugerując przeznaczenie przede wszystkim na rynek audiofilski, co w istocie jest prawdą. Niemniej urządzenie znalazło także profesjonalne zastosowania, toteż można je napotkać w wielu studiach nagraniowych, bo przecież niezależnie od wyrafinowanej, nie-studyjnej stylistyki, prezentuje zdecydowanie najwyższy poziom techniczny spośród wszystkich dotychczasowych wyrobów Myteka.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

12 komentarzy w “Recenzja: Mytek Manhattan

  1. Adam pisze:

    Panie Piotrze, czy temat Marantz HD-DAC1 całkiem już upadł?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Nie. On jest u mnie. Właśnie się wygrzewa. Recenzja za jakieś dwa tygodnie, może wcześniej.

  2. Stefan pisze:

    Witam Piotrze możesz przypomnieć nazwę tego amerykańskiego wzmacniacza tranzystorowego,
    o którym mówiłeś jakoś uleciało z pamięci Weiss?

    A ten Mytek bardzo ciekawie się prezentował, szkoda że nie udało się posłuchać bezpośrednio z niego
    tylko przez Sugdena.

  3. Stefan pisze:

    Dziękuję, zapowiada się ciekawie z opisu.

    1. Piotr Ryka pisze:

      W Ameryce robi furorę.

  4. Stefan pisze:

    Tylko cena 7k$.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Cena rzeczywiście wysoka, ale jest kilka słuchawkowych wzmacniaczy kosztujących jeszcze dużo drożej. Mój wraz z przeróbkami i lepszymi lampami kosztowałby dzisiaj podobnie.

  5. Miltoniusz pisze:

    Jak wypada stereofonia? Jaka jest cena? Nieco chyba szkoda, że nie ma słuchawkowych wyjść symetrycznych. Z tego co zrozumiałem z Pana recenzji, w przypadku HD800 wiele one tracą na połączeniu zwykłym.

  6. Piotr Ryka pisze:

    Dokładną cenę muszę zweryfikować, dlatego jej nie podałem. Coś około 14 tysięcy złotych, może nieco więcej. Symetrii nieco szkoda, ale trudno. Z HD 800 gra jednak bardzo dobrze, a najlepszy wzmacniacz dla tych słuchawek – Bakoon – nie jest symetryczny. (Eternal Arts jest wprawdzie jeszcze lepszy, ale kosztuje abstrakcyjnie.)

  7. Miltoniusz pisze:

    Dziękuję. No a co, Panie Piotrze, z tą stereofonią? Wydaje mi się, że w niższym modelu Myteka ocenił ją Pan nieco gorzej niż w Audiolabie M-DAC, pomimo przekonania o ogólnej przewadze Myteka. Jak wypada obecny model na tle rywali?
    Czy nawiązując do przetwornika Meitnera miał Pan na myśli testowanego Emm Labs XDS1 SE v2 Eda Meitnera czy Meitnera MA-1?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Stereofonia nowego Myteka jest bez zarzutu. Nie mam żadnych zastrzeżeń. Podobnie do głębi sceny. W przypadku Meitnera miałem na myśli przetwornik MA-1. Ich odtwarzacza (EMM Labs) za 30 tysięcy niestety nie oferują.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy