Recenzja: MrSpeakers Ether Flow C

Odsłuch: Przy odtwarzaczu

A jak zamknięte Ether Flow odnajdują się w świecie słuchawkowego high-endu?

Jak te zamknięte Ether Flow odnajdują się w świecie słuchawkowego high-endu?

   Jak zwykle sprawę przyswajania głównie dla przyjemności oraz wydania ostatecznego werdyktu zostawiłem na koniec, by bez ciągłych przełączeń, porównań i skakania od jednych do drugich oddać się samemu słuchaniu. Z długiego tego słuchania popłynęła ta przede wszystkim nauka, że całkowicie już teraz wygrzane Ether Flow C to znakomity kompan. Każdego gatunku muzyki słuchało się znakomicie, a przy tym nawet najsłabsze technicznie czy najtrudniejsze aranżacyjnie nagrania nie były w stanie tego zburzyć. Ze wszystkim radziły sobie Flow C bez problemu i nic nie było w stanie wybić ich z przyjemnościowego uderzenia. Stała za tym zarówno najwyższa biegłość techniczna, jak i szczególnie miły sposób kreowania nastroju.

Zacznijmy od tego drugiego. Słuchawki grają zawsze optymistycznie, ale nigdy nie jest to optymizm drażniący. Zbyt jest na to nieznaczny i zbyt naturalny. Akurat na tyle wyliczony, by także repertuar wymagający posępności czy nostalgii okazał się wystarczająco posępny i nostalgiczny, tyle że bez pogłębiania tego, a także bez dodatku wyobcowania. Słuchawki potrafią przywołać smutek i oferują nostalgię, nie potrafią natomiast wywołać stanu obcości. W ich muzykę wchodzi się zawsze jak do własnego wnętrza, a przynajmniej zawsze czujesz, jakbyś był w dobrze znanym miejscu. Nigdy nie pojawia się tospecyficzne uczucie niepokoju, pojawiające się instynktownie, gdy przebywamy gdzieś po raz pierwszy; zwłaszcza gdy nie mamy pewności, co się zaraz wydarzy. Może zatem być smutno, ale nie obco, nie w opuszczeniu. Nawet smutek staje się do pewnego stopnia przyjazny; nic nigdy nie jest bez reszty zewnętrzne i wrogie. To, podobnie jak świetna muzykalność, wpływa na łatwość odbioru, a jeszcze tę łatwość potęguje brak parcia na szczegółowość i brak żyjących własnym życiem, oderwanych sopranów. Pasmo dobrze zbiera się w całość, a akcent pada bardziej na niskie aniżeli wysokie tony, chociaż to minimalnie. W żadnym razie góra nie jest przycięta i nie brak jej także dźwięczności, a bas nie jest dominantą. Gdyby było inaczej, przyjemność słuchania fortepianu od razu by się zmniejszyła, a nic się takiego nie działo. Bardzo dobrze wypadł królewski instrument, zwłaszcza że brzmieć potrafił nie tylko dźwięcznie, misternie i z trójwymiarem, ale także potężnie i groźnie. A przy tym znów w sposób łatwy – nie męczący niedostatkami melodyki, sopranowymi igłami i alienującym chłodem.

Przy okazji postanowiłem raz jeszcze podejść do porównania oryginalnego kabla DUM z tym droższym od Tonalium, zwłaszcza ażeby sprawdzić, czy ów nie przesadza z ciepłem i melodyjnością. I tu się pojawiło niemałe zaskoczenie, ponieważ tym razem to kabel oryginalny grał cieplej i bardziej zaokrąglał, podczas kiedy drogi, zewnętrzny konkurent wyraźnie głębiej przenikał muzyczne treści, brzmiąc całościowo wyraźnie ciekawiej. Nie tylko gładko i rozdzielczo, ale też z powierzchniowym meszkiem, a także głębiej, bardziej wyrafinowanie i bardziej zajmująco. Na pewno więc zdecydowanie bym go wolał, mimo że DUM też się poprawił, a konkretnie zhumanizował.

Nad wyraz dobrze, ustępując swojej otwartej wersji jedynie przestrzenią.

Nad wyraz dobrze, udanie konkurując z własną wersją otwartą

Nie tylko był teraz świetnie rozdzielczy i wybitnie porządkujący, ale też ludzki w wyrazie, należycie analogowy. Niemniej bardziej prosto wybrzmiewający od Tonalium, pozbawiony tej miary maestrii obrazowania i przyciągającej uwagę tajemniczości.

Wiedziony ciekawością postanowiłem zatem wywrzeć presję na dystrybutorze i nie jest wykluczone, że do konkursu piękności stanie niebawem także jeszcze droższy Kimber Kable AXIOS, który tak znakomicie wypadł w Londynie i w ogóle jest bardzo ceniony. To jednak ewentualna przyszłość, a póki co wykonałem szereg porównań wersji otwartej z zamkniętą i znów pojawiło się zaskoczenie. Zaskoczenie tym razem jeszcze większe, bo od samego początku bytności obu flagowych MrSpeakers otwarte uznawałem za lepsze, podobnie jak sam producent. Tymczasem teraz (fakt, że dopiero przy Twin-Head i z tym a nie innym odtwarzaczem) wersja zamknięta okazała się pod pewnymi względami lepsza. Otwarte wciąż wprawdzie dawały poczucie większej ilości zachodzących zdarzeń – grając bliżej bardziej osaczały muzyką i muzyka ich wydawała się bardziej wieloskładnikowa – ale to nie było wszystkim, co można o tym powiedzieć. Wprawdzie faktycznie brzmień miały jakby więcej, ale w zaskakujący, niejednoznaczny ocennie sposób…

Wiele razy tam, wyżej, napisałem, że to zamknięte Ether C są echowe. I faktycznie, w odróżnieniu od otwartych produkują odbicia, dając dość silne (choć nie tak mocne jak u flagowych Fosteksów) wrażenie koncertowania w dużej sali o wyrazistej akustyce. Tym razem jednak okazało się, że otwarte też są echowe, jednakże w inny sposób. Nie echowością na zasadzie finalnego odbicia dźwięku podstawowego od ścian pomieszczenia, tylko jak gdyby sam ich dźwięk się z lekka wewnętrznie rozszczepiał; jakby się cokolwiek podwajał i sam sobie wtórował. To właśnie, wraz z większą bliskością, dawało efekt większego bogactwa, który przy uważniejszym rozbiorze okazał się nie całkiem naturalny. Dlatego można powiedzieć, że wersja zamknięta gra bardziej jednoznacznie i jest odporniejsza na zniekształcenia, lepiej kontrolując niskie tony i lepiej panując nad pogłosami. Otwarte wydają się wprawdzie bogatsze i w pewnym sensie bogatsze są, ale to ich bogactwo może się czasem przeradzać w nadmiar pogłosu, jak to się zdarzyło na przykład przy stepowaniu. Pogłosy towarzyszące uderzeniu buta w deskę miały otwarte Ether mocniejsze, ale cokolwiek niejednoznaczne, za bardzo brzmieniowo się rozchodzące, aż w odbiorze nienaturalne.

W zasadzie jedyną wadą MrSpeakers Ether Flow C jest ich wysoka cena.

Jedyną wadą MrSpeakers Ether Flow C jest wysoka cena.

Owo nieznaczne samowtórowanie skutkowało także innym odbiorem ludzkich głosów; w wersji zamkniętej bardziej ciepłych i swojskich, a w otwartej takich trochę niejednoznacznych, a także chłodniejszych i bardziej obcych. Dalekich jednak od chłodnej w porównaniu obcości prezentowanej przez oba modele dynamiczne, u których zdystansowanie w sensie braku przyjacielskiej bezpośredniości dawało się dobrze odczuć.

Można zatem powiedzieć, że planarne Ether C są wyjątkowo przyjazne, chociaż na szczęście z tym nie przesadzają i tym nie irytują. Są zwyczajnie miłe w odbiorze i zawsze w odbiorze swojskie. Otwarta wersja jest pod tym względem dziwniejsza: Też ciepła i  przyjazna, ale nie w takim stopniu i nie w tak prosty sposób. Trochę jej samowtórująca dziwność do przyjazności się miesza i wypadkowa nie jest tak ewidentna. Co się zarysowuje z niejednoznaczności, choć w zamian brzmienie, zwłaszcza gdy grają same instrumenty, wydaje się przez to bogatsze. A już na pewno bardziej otwarte, swobodnie propagujące, choć w razie nagrań z mocnym pogłosem właśnie pogłosowe wyraźniej. (Dziwne to cokolwiek, nieprawdaż?) Jednakże nawet otwarte, nie mówiąc o zamkniętych, nie dają nigdy ni trochę wrażenia wyalienowania. Słuchacz z planarami od MrSpeakers na uszach zawsze jest wewnątrz swojego świata – nigdy nie wędruje w nieznanym kosmosie, nigdy nie czuje się obco, samotnie. Ten stan wyobcowania z łatwością potrafią natomiast przywoływać zarówno T1 jak TH900, a zwłaszcza te ostatnie. Zdolność ta jeszcze bardziej upodobnia je do flagowych, elektrostatycznych Stax SR-009, które podobnie jak Fosteksy lubują się w ekspozycji szczegółów i też potrafią wtrącać słuchającego w stan zasmucającej obcości. Jeszcze głębiej potrafią przy tym przenikać nutową materię brzmienia i pod tym względem są najlepsze z wszystkich obecnie produkowanych obok nowego Orfeusza i może Abyss, których nie słyszałem. Jeszcze mocniejsze poczucie alienacji potrafią zaś przywoływać flagowe HiFiMAN HE-1000, a w każdym razie potrafiła ich pierwsza, nie produkowana już wersja. Przeciwnie zaś, jak najdalej od wyobcowywania a na też rewelacyjnym poziomie, grać potrafią flagowe, dynamiczne, berylowe Focal Utopia.

Jeżeli jednak budżet nie stanowi problemu, to wypada je tylko gorąco polecać.

Jeżeli jednak budżet nie stanowi problemu, to wypada je tylko gorąco polecać.

Wracając na koniec do zamkniętych Ether z satysfakcją mogę napisać, że są to słuchawki wyjątkowo dobrze umiejące łączyć przyjazne ciepło z brzmieniowym wyrafinowaniem. Wyjątkowo przyjemnie się słucha, a jednocześnie nie zagraża w najmniejszym stopniu nuda, ponieważ za przyjemnością nie stoi sama łatwość, ale też brzmieniowe bogactwo i maestria panowania nad dźwiękiem. Nie mogę się zatem do końca zgodzić z twórcą i nie podpiszę się pod poglądem, że otwarte są lepsze. Owszem, dają wrażenie większego natężenia formy, ale kosztem pewnej sztuczności; nie drastycznej co prawda lecz wyczuwalnej. Sztuczności tkwiącej w brzmieniu, bo sama ich otwartość jak najbardziej jest naturalna. Możliwe też, że znalazło w tym podwajaniu wyraz jedynie mniejsze dopasowanie akurat do użytego tu lampowego wzmacniacza, samego z siebie potrafiącego (głównie za sprawą lamp 45ʼ, ale nie tylko) wzbogacać pogłos, bo wcześniej przy odtwarzaczu przenośnym i komputerze tej denaturalizacji nie zaobserwowałem.   

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

19 komentarzy w “Recenzja: MrSpeakers Ether Flow C

  1. PIotr Ryka pisze:

    Przy okazji zwrócę jeszcze uwagę na taką ciekawostkę

    http://www.zmfheadphones.com/atticus-and-eikon/

    1. Marecki pisze:

      Takie trochę w retro stylu. Beryl i te sprawy – intrygujące : ) Szansa na recenzje pewnie póki co znikoma?

      A jak tam z iDSD? Już w drodze?
      Z Flow C mogłoby to ciekawie zagrać – Oby zdążyło : )

      1. PIotr Ryka pisze:

        iDSD Black już przyjechał, ale jeszcze go nie słuchałem, a dystrybutor prosił mnie, żeby recenzji tak zaraz po innym ifi nie pisać.

  2. fon pisze:

    Bardzo ciekawe zapowiadają się kabelki axios kimbera,tylko te ceny…Wireworldy też ponoć bardzo dobre ,czekamy na jakieś testy

  3. A ja mam pytanie. Ether Flow C czy Audeze X-C? Czytam, że te drugie lepiej wytłumione od otoczenia (co dla mnie ważne), strasznie ciężkie (co mi ogromnie nie przeszkadza), a dźwiękowo jakościowo jednak porównywalne. Czy faktycznie?

    1. PIotr Ryka pisze:

      To jest pytanie, na które nie ma prostej odpowiedzi. Z powodu dla Audeze sztandarowego – różnicy pomiędzy egzemplarzami. Podesłane do zrecenzowania grały fenomenalną holografią i dla niej samej warte były zakupu. Dwa inne egzemplarze, których później słuchałem, grały źle. Gorzej niż dobre słuchawki za dwa tysiące, a nawet takie za tysiąc. I co w tej sytuacji można poradzić? Jak trafisz na super egzemplarz, to warto brać. Pytanie, czy trafisz.

  4. Marecki pisze:

    A tu taka ciekawostka

    https://www.tajemnice-swiata.pl/zakazane-432hz/

    Nie miałem o tym pojęcia – pewnie jak wielu z was
    Posłucha się, się porówna : )

    1. PIotr Ryka pisze:

      Ten temat wiele lat temu był szeroko komentowany na forum audiostereo, w czasach gdy żyło ono jeszcze pełnią życia. Różnice brzmieniowe są nieco zbieżne z różnicami pomiędzy płytą CD a winylem oraz tranzystorem a lampą, choć biorą się z innych powodów.

    2. Tadeusz pisze:

      Coś w tym jest,moja stara raz w miesiącu nadaje na tej częstotliwości co potrafi być bardzo wkurzające 🙂

  5. navigator pisze:

    Pozwolę sobie na pytanie z mojej „melodii” 1) Z recenzji można wnioskować, że grają gęsto dosyć po środku sceny. Rozumiem jednak, że miejsce pierwsze na podium w kategorii „zamiennik odsłuchu kolumnowego” należy do Crosszone.2) to jeszcze spróbuje dopytać, czy efektu Crosszone nie da się osiągnąć poopinając takie hd 800s do takiej wysokiej jakości wzmacniacza jak Phonitor 2 SPL. 3) Ponoć „crossowanie” kanałow we współczesnych nagraniach nie jest juz takie ważne, bo i tak podczas mixowania produkcyjnego do tego dochodzi?

    1. PIotr Ryka pisze:

      1) Crosszone faktycznie są bardziej gęste i podobniejsze do kolumn (wyraźnie).
      2) Coś dzięki Phonitorowi można osiągnąć, ale wyraźnie mniej.
      3) Moja opinia o współczesnych nagraniach jest bardzo negatywna. W zdecydowanej większości to komercyjne buble albo najwyżej jaka taka jakość. Wybitne to wyjątki, pożądanych binauralnych prawie nie ma.

      PS
      Z Crosszone trzeba uważać, bo nie wszystkim ich styl się podoba. Mnie się bardzo podoba, ale to jeszcze żaden argument. Najlepiej posłuchać samemu. Koniecznie z przenikliwym, szczegółowym źródłem.

  6. Emil pisze:

    Posiadam Ether C Flow. Dla mnie to póki co słuchawka docelowa. Piekielnie dobrze radzi sobie w niemal każdym połączeniu. Przyznam, że musi trochę pochodzić do finalnego brzmienia, ale pierwsze wrażenia już są znakomite.

    Przerobiłem z zamkniętych Audeze, Denon, Final Audio, Sony, Audio-technica, Fostex. Z tych ostatnich zatrzymałem sobie jedynie T900MKII bo uwazam je za szczególnie dobre.

    Sporo otwartych słuchawek w porównaniu z zamkniętymi mrspeakers wypada naprawdę blado.C Flow uważam za wyśmienite słuchawki pod każdym względem. Jeśli kogoś stać, to można przestać szukać.

    1. Andrzej pisze:

      Nie mozna tak generalizowac. Nie sluchalem etherow, napewno sa to dobre sluchawki.
      Ale napewno tez warto posluchac innych.
      Byc moze komus innemu np. fostexy czy audeze przypadna do gustu bardziej.
      Wielu osobom podobaja sie sluchawki troche gorsze technicznie objektywnie, ale majace to „cos” co akurat tego kogos porwie.

      1. Emil pisze:

        Zgadza się. W tej kwestii ciężko dyskutować. Po przesłuchaniu sporej ilości słuchawek jednak ostateczna decyzja padła na ten model. Kupiłem jeszcze przed tym jak stały się dostępne w Polsce.

        Ogółem najlepiej wypadły w moich uszach i maja to coś.

        Ale jest sporo słuchawek, które są o połowę tańsze i również bardzo dobre. No i w tym segmencie jest ich sporo – jest w czym wybierać i wiele jest wartych uwagi za dużo lepsze pieniądze.

        Z droższych, uważam jeszcze Focal Utopia za świetne. Ale biorąc pod uwagę, że MrSpeakery kosztują połowę taniej – w tym wypadku wybór staje się prosty

  7. Marek pisze:

    Panie Piotrze, Szukając słuchawek, które dadzą mi satysfakcję odkryłem zjawisko, którym chcę się podzielić, bo ciekaw jestem, czy tylko mi się to przydarza. Przez lata sporadycznie słuchałem muzyki na mających już dziesięć lat Grado SR325i. Po nabyciu Phonitora 2 (przypadek zrządził, że zacząłem od wzmacniacza) postanowiłem poszukać czegoś z wyższej półki. Przeczytałem kilka Pańskich recenzji, przesłuchałem kilka modeli i kilka uznałem w zasadzie za godne uwagi. Piszę „w zasadzie”, bo okazało się dość szybko, że większość słuchawek pokrywających w całości uszy brzmi w sposób przytłumiony. Wiem, że moje Grado mają swoją specyfikę, lecz nie są słuchawkami wokółusznymi. Również moje douszne B&O też brzmią pełnym pasmem, beż żadnego poczucia przygłuszenia wyższych częstotliwości. Ostatnio przypadkiem mając na uszach jedne z „możliwych jako docelowe” otwarłem na moment usta. Nagle brzmienie okazało się wspaniałe. Zabrzmiały tak przez chwilę i po zamknięciu ust wróciły do swojego przytłumienia. Próbowałem więc dalej – opuszczając dolną szczękę bez otwarcia ust. I znowu wspaniałe pełne brzmienie wróciło. Wnioskuję, że zmienia się wtedy geometria wokół moich uszu i wpływa to na odbiór dźwięku w sposób zasadniczy. Podobny efekt mogę osiągnąć odchylając lekko słuchawki od uszu – działa to z wszystkimi próbowanymi słuchawkami wokółusznymi. Obydwa rozwiązania nie są jednak trwałe, a słuchanie z rekami trzymającymi muszle nie jest zapewne przewidziane przez konstruktorów.
    Pojawia się zatem pytanie w jaki sposób geometria naszej głowy i kształt uszu wpływają na to, co słyszymy z tego typu słuchawek i… do jakiego stopnia pozwala to przenosić, że się tak wyrażę, opinie o wrażeniach odsłuchowych jednej osoby na drugą? (– Skoro każdy z nas ma nieco inną głowę i inny kształt uszu – i nie mówię tu o samym słuchu.) Z tego też powodu jedna recenzja mogłaby przeczyć drugiej – i to bez żadnych podtekstów!
    Pomyślałem też, że zabawa z modyfikacją padów może po części na tym zjawisku polegać – na dopasowaniu do naszej morfologii. Możliwe też, że niektóre z flagowych modeli, które nie przylegają w ogóle do uszu, dostarczają tych wspaniałych doznań właśnie z tego powodu.
    A może da się obejść ten mój problem jakimś sposobem??? Ciekaw jestem obserwacji innych osób, nie sądzę, żebym był w tej sytuacji osamotniony.

    1. Paweł pisze:

      Co do moich obserwacji,to również zauważyłem, że jak otworzę szerzej usta to zwiększa się rozszczelnienie padów. Najwięcej cierpi na tym bas, średnica też jakby wtedy brzmi jak dla mnie zbyt sucho. Może po prostu wolisz jaśniejsze słuchawki?

      1. Marek pisze:

        Też na początku pomyślałem, że może wolę jaśniejsze słuchawki. Okazało się jednak, że to chyba nie o to chodzi. Np. Grado, które uważam za raczej jasne – i trochę mi tą jasnością wręcz przeszkadzają, za to leżąc na uszach, a nie okalając ich dają pełne nieprzygłuszone pasmo. Wtyczki douszne – również niczego nie wygłuszają i ich pasmo wydaje się kompletne. Dopiero wkładając całą małżowinę do nausznika czuję, że dzieje się coś nowego, innego. – Bez względu na to czy są to słuchawki otwarte (np. Elear, Utopia), czy zamknięte (np. Eter C Flow). Myślę więc, że tylko ten typ słuchawek może modyfikować akustykę wewnątrz małżowiny, pozostałe komunikują mniej, czy bardziej bezpośrednio z kanałem słuchowym – poniekąd z wykluczeniem małżowiny. Dodam, że odchylając lekko poduszki od ucha, a więc rozszczelniając ten mikro – pokój odsłuchowy (między membraną a uchem) wszystko wraca do normy, bez utraty basów.
        Czyżbym był aż takim wyjątkiem fizjologicznym, że nikt czegoś podobnego nie zauważył? – Nie sądzę. A jeśli nie jestem, to powraca pytanie o różnice opinii między różnymi słuchającymi, testującymi i komentującymi. To byłoby to samo pytanie, które dotyczy porównywania tego samego sprzętu (głównie głośników) w różnych akustycznie pomieszczeniach…

        1. Marek pisze:

          No i wyszło szydło z worka ! Pogrzebałem w necie i okazało się, że przetworniki w moich Ether C Flow są pokryte gąbką przylepioną taśmą dwustronną do ich obudowy (powierzchni „niezadziurkowanej”). Zdjąłem więc skórzane pady i odkleiłem tę gąbkę. Okazało się, że gąbka – to nie wszystko! Pod nią był biały gęsty i od niej grubszy dość sztywny filc. W sumie łączna grubość gąbki z filcem to 7mm! Dla próby założyłem powrotem pady i słucham… dźwięk stał się bajeczny! Nie będę go opisywać, bo to nie moja profesja.
          W odpowiedzi na mój mail miły człowiek z MrSpeakers uznał, że jeśli ten dźwięk mi pasuje, to nie ma żadnych przeciwwskazań, żeby tak tych słuchawek słuchać. Zamierzam jedynie zrobić filcowe dystansery, by lekko oddalić uszy od powierzchni driverów, bo stykają się te moje uszy z nimi oddzielone jedynie przez czarną tkaninę stanowiącą dno padów.
          Wyszło na to, że jeśli zbyt wygłuszymy pokój odsłuchowy, to głucho się zrobi…

  8. Marek pisze:

    No i mamy ciąg dalszy : MrSpeakers parę miesięcy po moim kontakcie wymyślił, że będzie sprzedawać użytkownikom Ether C Flow kit służący do optymalizacji dźwięku tych słuchawek.
    Na stronie https://headfonics.com/2018/12/mrspeakers-ether-c-flow-v1-1-upgrade-kit-review/ mamy opis tego, co dostarczają i zaczyna się to dokładnie od operacji, którą wykonałem. Cieszy mnie to, że nie jestem sam z takimi pomysłami i sam producent uznał, że warto. A warto naprawdę!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy