Recenzja: Metronome CD8 T Signature

Budowa

xxx

Klasyk.

   Odtwarzacz CD8 S jest wyższym z dwóch jednoczęściowych, a przy tym jednym z sześciu w ofercie – jako że wyżej lokują się jeszcze trzy dzielone, a na samym szczycie samotna Kalista. To jednak nie przeszkadza mu w pięknym wyglądzie, który od marki Metronome nigdy nie odstępował. Bo powiedzmy sobie otwartym tekstem: wzornictwo francuskie w całej branży audio jest najwytworniejsze. Mogą się Włosi zżymać, jako że faktem jest, iż wdrażają często śmielsze i bardziej fantazyjne projekty, ale szlachetna elegancja i popisowa szata materiałowa u Francuzów średnio biorąc są lepsze. Z kolei Japończycy są bardziej konserwatywni, a Amerykanie miewają dziwaczne pomysły, chociaż nieraz udane, wzbogacające rynek. Brytyjczycy zaś, jak to oni, mają swój własny światek ekscentrycznych panów w sportowych marynarkach o specyficznych manierach, a Niemcy są solidni ale przyciężcy.

Wiem co mówię. Mój Cairn ma obudowę calutką aluminiową i całą z takiego aluminium, że nieraz dziesięć razy droższe maszyny wyglądały przy nim siermiężnie. Ale to nie obchodzi Metronome, który wygląda jeszcze lepiej. Może być czarny lub srebrny, a mnie dostał się czarny, co bardzo sobie chwaliłem. Tę czerń ma kocio aksamitną, półmatową, głęboką, wciągającą spojrzenia. Już od samego patrzenia możemy poczuć się lepiej i zaraz się nabiera szacunku do czegoś takiego twórców oraz nadziei na piękne brzmienie. Zwłaszcza fronton jest pierwszorzędny: masywny, zdobny bocznymi pilastrami i z dużym oknem wyświetlacza. W tym oknie bokami umieszczono chromowane przełączniki On-OFF oraz wyboru wejścia Cyfra-Analog, a sam wyświetlacz częstuje elegancko skrojonymi, niebieskimi na tle czarnym niewielkimi znakami. Korpus za frontonem nie jest już tak głęboko czarny a bardziej wpadający w popiel i zdecydowanie bardziej matowy, z wielką na samym środku szufladą, skrywającą napęd Philipsa. Napęd najlepszy w historii, tu jeszcze w zmodyfikowanej przez samo Metronome wersji Philips CDM12 Pro2 (v.6.8) i z ulepszonym krążkiem dociskowym z derlinu. Odizolowany wstrząsowo trzypunktowym resorowaniem ze spienionej gumy i osadzony na płycie głównej. Bliżej frontonu, tuż za nim a przed samym napędem, znajduje się listwa z dotykowymi przełącznikami w postaci chromowanych guziczków, podpisanych symbolami charakterystycznymi dla firmy, znakującymi klasyczne funkcje »Stop«, »Play«, »Pause«, »Back« i »Forward«. Te same funkcje i sporo innych można uzyskać z dobrze leżącego w dłoni, lekkiego i czytelnego pilota, a całość stoi na trzech rozłożystych podstawkach, które można za pośrednictwem magnesów uzupełnić należącymi do kompletu stożkami, dodatkowo minimalizującymi wibracje. Podkładki pod nie trzeba już mieć własne, a w każdym razie żadnych w opakowaniu nie znalazłem, toteż użyłem swoich markowych, elegancko toczonych w mosiądzu przez Acoustic Revive.

xxx

I jeszcze raz klasyk.

Z tyłu jest wedle dawnej mody po parze analogowych wyjść RCA i XLR, jak również wedle nowszej wejścia cyfrowe S/PDIF i USB, dla tych nie lubianych przez założyciela firmy nośników niefizycznch. (Też oczywiście fizycznych, ale niemożliwych do zobaczenia.) Dla USB jest jeszcze dołączona wraz z papierami płyta ze sterownikami, bo Windows obiecuje, obiecuje, a z systemowymi problemy jak były, tak są. Dodajmy przy okazji, że odtwarzacz możemy dostać w jednym z czterech wariantów: z wejściami cyfrowymi lub bez i w stopniu wyjściowym z lampami albo bez lamp. Pierwsze rozszerzenie znakowane jest jako Signature, drugie literką T w nazwie.

W środku nad tą niewidzialną konwersją cyfrowo-analogową czuwa całkiem dobrze widoczna, niedawno wprowadzona na rynek kość Asahi Kasei Microdevices AK4490EQ, uzupełniana przez dodatkową filtrację projektu samego Metronome oraz cyfrowy moduł Combo384 włoskiego Amanero Technologies, mający usprawniać obsługę plików wysokoczęstotliwościowych. Sygnał stąd wychodzący wzmacniany jest przez dwa w każdym kanale wzmacniacze operacyjne Texas Instruments OPA604 FET, a nad zasilaniem całości czuwają trzy niebieskie, fabrycznie obudowane transformatory, obsługujące łącznie aż siedem niezależnych linii zasilających.

Schemat obwodu jest bardzo podobny do opisywanego kiedyś dzielonego Metronome T3A /C3A Signature, tyle że zawarty w jednej części i podtrzymywany trzema a nie sześcioma toroidami. Nowa funkcja to obsługa częstotliwości wyższych niż 192 kHz – sięgająca wg specyfikacji kości przetwornika aż 768 kHz dla PCM i 11.2 MHz dla DSD – a kompromisem mniejsza mimo wszystko ilość linii zasilających i mniej rozbudowany przetwornik. Producent zapewnia jednak, że jakość względem wcześniejszych konstrukcji dzielonych nie tylko nie spadła, ale się podniosła na tyle, że tamte przestały mieć sens. W związku z tym od 2012 roku obowiązuje nowa oferta, w ramach której najwyższy model zintegrowany jest lepszy niż dawny najniższy dzielony. Stosownie do tego nowy integralny też został oznakowany w wersji rozszerzonej jako Signature, o czym informuje litera S w skrócie nazwy i pełny napis Signature na wyświetlaczu. Prezentuje się ten nowy naprawdę pierwszorzędnie, a wyceniono go na 41 900 PLN.

xxx

Na jego eleganckim frontonie elegancki wyświetlacz.

Odnośnie kwestii czysto technicznych pozostaje jeszcze dorzucić, że całość ma wymiary 45 x 435 x 115 mm, waży 12 kilogramów i ciągnie z gniazdka 40 VA, czyli tyle co 40-watowa żarówka.

 

 

 

 

 

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

12 komentarzy w “Recenzja: Metronome CD8 T Signature

  1. Miltoniusz pisze:

    Ciekawa rzecz. Czy sprawdzał Pan, czy z wejść cyfrowych brzmienie jest dużo gorsze? A może nie gorsze?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Nie, nie sprawdzałem. Może jeszcze sprawdzę, ale czekam na iGalvanic. Ma być w przyszłym tygodniu. Bez niego to trochę bezprzedmiotowe, bo jak ktoś gotów jest wydać czterdzieści tysięcy na CD, to tysiąc siedemset więcej lub mniej za poprawiacz cyfrowego sygnału go nie zbawi.

      1. adamm pisze:

        azaliż dotarł? (galvanic)
        🙂

        1. Piotr Ryka pisze:

          Jeszcze nie.

  2. jafi pisze:

    Ciekawa uwaga o aktualnym Lectorze, z którą się zgadzam.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Dwa lata temu bodaj na AVS grał strasznie.

  3. Patryk pisze:

    Fajny test, no i oczywiscie bardzo dobry sprzet. Wyglad cudowny (pruzypomina Audionet), ale nie wierze, ze jest w stanie pobic Naim`a CDX2 razem z zasilaczem XPS.
    To bylaby dobra walka, chociaz tak naprawde jeszcze zaden CDP nie zagral w moim zyciu tak pieknie jak CDX2+XPS.

    Dziekuje za super recenzje/test.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Dystrybutor Naima się zmienił, trudno będzie wyciągnąć coś do recenzji. Ale może, jak już okrzepnie.

      Pozdrowienia

    2. Marek pisze:

      w praktyce wiara ma nie wiele wspólnego z audio, ale być może pomaga w leczeniu kompleksów, te Pana wpisy o NAIMie pod każdą recenzją CD stają się irytujące

  4. Przemek pisze:

    Słuchałem wielokrotnie w domowych warunkach dwóch odtwarzaczy Naima w tym tak non stop przez kolege chwalonego.Żadne z nich cuda.

  5. Patryk pisze:

    To szukasz czegos innego w muzyce niz wiele innych osob.
    Posluchaj sobie calego zestawu NAIMa jak masz mozliwosc. Kto wie? Moze spodoba ci sie , a moze tez i nie? Tylko ty bedziesz wiedzial dla siebie samego, czego szukasz i jaki przekaz muzyki jest -tym- prawidlowym „dla ciebie”.

  6. Piotr Ryka pisze:

    Naimy bardzo zależą od zewnętrznego zasilacza i lubią tylko niektóre kable. Trzeba to zawsze uwzględniać. Styl mają żywy, naturalny i bezpośredni, ale relacje między nimi a innymi odtwarzaczami są zawsze kwestią konkretnych porównań.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy